Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pokoloruję twój świat - ebook

Data wydania:
10 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokoloruję twój świat - ebook

Poruszająca historia kobiet, którym przyjdzie zmierzyć się z trudnymi relacjami i najcięższymi wyborami w życiu.

Beata jest młodą panią architekt, która zakochuje się w koledze z pracy. Ich relacja szybko zmienia się w coś więcej, mimo że mężczyzna jest żonaty. Wkrótce kobieta zachodzi w ciążę.

Jak na te wieści zareaguje partner? Czy Beata udźwignie nową rolę i podoła byciu matką na pełny etat? Jakie wyzwania staną przed jej matką i siostrą?

Ewa Bauer napisała pełną emocji powieść, o tym, że wsiadając na rollercoster życia lepiej zapiąć pasy, a jeden nierozważny krok potrafi zaprowadzić człowieka w takie rejony, z których trudno powrócić na właściwą ścieżkę.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67343-40-4
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Be­ata

A gdy­by tak za­pa­ść się naj­pierw w po­ściel, po­tem w łó­żko, strop, piw­ni­cę, zie­mię... Niech wszyst­ko się nade mną za­mknie, po­chło­nie mnie. Prze­stać ist­nieć, o tym te­raz ma­rzę. Bo nie ist­nieć, zna­czy nie czuć. Taką mam przy­naj­mniej na­dzie­ję. A co, je­śli gdzieś tam da­lej od­czu­wal­ny jest ból? Skąd mam mieć pew­no­ść, że to, co roz­ry­wa moje ser­ce, kie­dyś się sko­ńczy? Nie umiem wy­krze­sać w so­bie choć iskier­ki na­dziei. Tak bar­dzo cier­pię. Ser­ce pękło mi na ty­si­ąc ka­wa­łków, nie ma go już, nic nie jest w sta­nie go skle­ić.

Leżę na wznak, oczy mam sze­ro­ko otwar­te, ale nie wi­dzę świa­teł, któ­re dają spek­takl na moim su­fi­cie. Już nie pła­czę, nie mam łez, całe ich mo­rze wy­la­łam tego wie­czo­ru. Nie mam sił ani na płacz, ani na co­kol­wiek in­ne­go. Wszyst­ko mi jed­no któ­ra go­dzi­na. Praw­do­po­dob­nie jest noc, a może już ra­nek... Czy po­ło­ży­łam się chwi­lę wcze­śniej, czy set­ki lat świetl­nych temu? To wszyst­ko nie ma naj­mniej­sze­go zna­cze­nia, bo i tak ni­g­dy już nie wsta­nę z łó­żka. Nie mam po­wo­du.

Na­gle blask przy­dro­żnej la­tar­ni zo­stał przy­ćmio­ny in­nym po­ru­sza­jącym się świa­tłem. Na su­fi­cie za­ta­ńczy­ły świa­te­łka prze­je­żdża­jące­go sa­mo­cho­du prze­ry­wa­ne cie­niem drze­wa sto­jące­go nie­opo­dal okna. Ten spek­takl przy­ci­ągnął na chwi­lę moją uwa­gę. Ock­nęłam się i po­ru­szy­łam ner­wo­wo, zrzu­ca­jąc przy tym ko­łdrę na podło­gę. To zbu­dzi­ło psy, któ­re na­tych­miast pod­bie­gły do łó­żka, ma­jąc na­dzie­ję, że za­raz wsta­nę i wy­tar­mo­szę je na po­wi­ta­nie, jak co ran­ka. Nie by­łam w sta­nie tego zro­bić. Fred nie­śmia­ło pró­bo­wał do­stać się do łó­żka, sta­wia­jąc na nim naj­pierw przed­nie łapy, a gdy nie na­po­tkał mo­je­go sprze­ci­wu, stop­nio­wo prze­no­sił resz­tę cia­ła. Po­świ­ęci­łam wie­le cza­su, by na­uczyć moje zwie­rzęta po­słu­sze­ństwa w tej kwe­stii. Mo­gły zaj­mo­wać fo­tel, ale do po­ście­li nie mia­ły wstępu, co wca­le nie prze­szka­dza­ło im pró­bo­wać, przy byle oka­zji. Dru­gi chart zda­wał się jesz­cze za­spa­ny, ale gdy tyl­ko zo­ba­czył, że jego kom­pan ukła­da się na ko­łdrze, jed­nym su­sem wsko­czył na łó­żko. Nie za­re­ago­wa­łam. W tej chwi­li wszyst­ko było mi do­sko­na­le obo­jęt­ne. Mój oso­bi­sty świat się za­wa­lił, nie mia­łam siły, by wy­ma­gać re­spek­tu od psów. Przez myśl prze­szło mi, że choć one po­win­ny być szczęśli­we, a je­śli spa­nie w moim łó­żku jest tym, o czym tak bar­dzo ma­rzą, niech tak będzie.

Chcia­ła­bym, by wszyst­kie trud­ne sy­tu­acje da­wa­ło się tak ła­two roz­wi­ązy­wać, jed­nak wie­dzia­łam, że jest to nie­mo­żli­we. Gdy kil­ka dni wcze­śniej w moim ży­ciu po­ja­wi­ło się pęk­ni­ęcie, wie­rzy­łam jesz­cze, że da się je za­ła­tać, i choć nie­spo­dzie­wa­na wia­do­mo­ść bu­rzy­ła moje pla­ny, nie był to ko­niec świa­ta. Po­tem jed­nak owo pęk­ni­ęcie za­częło się po­wi­ęk­szać, a gdy osi­ągnęło głębo­ko­ść Rowu Ma­ria­ńskie­go, prze­pa­ść wci­ągnęła mnie do sie­bie jak od­ku­rzacz śmie­ci. Tak się wła­śnie po­czu­łam, jak śmieć, bo tak zo­sta­łam po­trak­to­wa­na. Śle­po wie­rzy­łam w mi­ło­ść Jana, jego de­kla­ra­cje, wy­zna­nia. A gdy po­ka­zał mi swo­je praw­dzi­we ob­li­cze, ja w to po pro­stu nie uwie­rzy­łam. Ow­szem, na­sza re­la­cja od po­cząt­ku była skom­pli­ko­wa­na, sta­wa­li­śmy przed wy­bo­ra­mi, któ­re mia­ły swo­je kon­se­kwen­cje, szcze­gól­nie on, ale prze­cież mó­wił...

Przez gło­wę prze­la­ty­wa­ły mi zda­nia, któ­re wie­lo­krot­nie wy­po­wia­dał: „Ko­cham cię”, „Wkrót­ce się roz­wio­dę i wte­dy będę tyl­ko twój”, „Je­steś naj­wi­ęk­szą mi­ło­ścią mo­je­go ży­cia”. Tak bar­dzo w to wie­rzy­łam, tak bar­dzo pra­gnęłam być częścią jego ży­cia. An­ga­żu­jąc się w zwi­ązek z żo­na­tym mężczy­zną, wie­dzia­łam, że nie będzie ła­two, a jed­nak wpa­dłam w tę naj­bar­dziej try­wial­ną pu­łap­kę, w jaką mo­głam dać się zła­pać. Uwie­rzy­łam jego kłam­stwom. To był utar­ty sche­mat, po­wta­rza­ny w ksi­ążkach i fil­mach, a jed­nak da­łam się zła­pać, bo łu­dzi­łam się na­dzie­ją, że w moim przy­pad­ku będzie ina­czej, że to, co nas łączy, jest szcze­gól­ne. Jaka ja by­łam na­iw­na, sądząc, że będzie ina­czej! Ta­kie my­śli to­wa­rzy­szy­ły mi na­wet po pierw­szej nie­przy­jem­nej roz­mo­wie w re­stau­ra­cji. Mia­łam wte­dy na­dzie­ję, że Jan, zszo­ko­wa­ny in­for­ma­cją, któ­rą mu prze­ka­za­łam, w ko­ńcu się opa­mi­ęta i cof­nie wy­po­wie­dzia­ne w zło­ści sło­wa, któ­re tak bar­dzo mnie zra­ni­ły. Tyle prze­cież nas łączy­ło, uzu­pe­łnia­li­śmy się we wszyst­kim, na­sza mi­ło­ść była po pro­stu nad­zwy­czaj­na i żad­na prze­szko­da nie mo­gła tego po­psuć.

Przez cały wie­czór roz­pa­mi­ęty­wa­łam na­sze wspól­ne dwa lata, od pierw­sze­go dnia, gdy po­ja­wi­łam się w pra­cow­ni i skrzy­żo­wa­li­śmy spoj­rze­nia, aż do roz­mo­wy sprzed kil­ku go­dzin. Od pierw­szej chwi­li Jan wy­da­wał się ide­al­nym mężczy­zną, z ja­kim chcia­ła­bym uło­żyć so­bie ży­cie, gdy jed­nak któ­ryś z ko­le­gów w pra­cy wspo­mniał o jego ro­dzi­nie, po­cząt­ko­wo na­wet nie bra­łam pod uwa­gę bli­ższej re­la­cji. Zdo­by­wał mnie dłu­go, ma­ły­mi krocz­ka­mi, jak­by stąpał po pły­tach chod­ni­ko­wych wte­dy w dzie­ci­ństwie, gdy nie chcie­li­śmy na­dep­nąć na li­nie. Wy­gra­nym był ten, któ­ry prze­sze­dł całą dro­gę bez błędu i nie­wa­żne, jak dłu­go to trwa­ło. I tak wła­śnie on pre­cy­zyj­nie wy­mie­rzał ka­żdy krok. Za­rzu­cał swo­ją sieć tak umie­jęt­nie, że w ko­ńcu się w nią zła­pa­łam. We­szłam w ten układ świa­do­mie jako ta trze­cia, ale z na­dzie­ją, że to stan prze­jścio­wy. Nie­dłu­go mia­łam być tą je­dy­ną, tą naj­wa­żniej­szą, mu­sia­łam tyl­ko wy­ka­zać się cier­pli­wo­ścią i dać mu czas na po­ukła­da­nie swo­ich spraw ro­dzin­nych. Czy po­win­nam była coś za­uwa­żyć? Czy za­wsze był ze mną szcze­ry? A może wła­śnie ba­wił się mną od po­cząt­ku? Dla­cze­go to ro­bił, dla­cze­go mnie okła­my­wał, to nie mie­ści­ło mi się w gło­wie.

Na co dzień dba­łam o de­ta­le, słu­cha­łam lu­dzi i spe­łnia­łam ich ma­rze­nia, pro­jek­tu­jąc im domy, tak by czu­li się w nich szczęśli­wi. Tego sa­me­go pra­gnęłam dla sie­bie, a Jan tyl­ko utwier­dzał mnie, że idę w do­brym kie­run­ku. Cze­go nie za­uwa­ża­łam? To py­ta­nie na­tręt­nie po­wra­ca­ło, nie da­jąc mi za­znać spo­ko­ju.

Psy na do­bre roz­pa­no­szy­ły się w po­ście­li, po­wo­li spy­cha­jąc mnie na skraj łó­żka. Na­wet one się ze mną nie li­czą, prze­szło mi przez myśl, ale nie wy­ko­na­łam żad­ne­go ge­stu, któ­ry mia­łby temu za­ra­dzić. Le­piej by­ło­by, gdy­bym znik­nęła, my­śla­łam, bo roz­wi­ąza­ło­by to wszyst­kie pro­ble­my. Psy jak­by wy­czu­ły mój smu­tek i po­ło­ży­ły się wzdłuż mo­je­go cia­ła. Te­raz do­dat­ko­wo nie mo­głam się po­ru­szyć, jed­nak wy­czer­pa­na i czu­jąc cie­pło bi­jące od zwie­rząt, w ko­ńcu za­snęłam.Roz­dział 2

Jan

Od po­cząt­ku tej zna­jo­mo­ści mia­łem prze­czu­cie, że mogą po­ja­wić się kło­po­ty, a jed­nak ta ko­bie­ta dzia­ła­ła na mnie jak ma­gnes, przy­ci­ąga­ła mnie do sie­bie, więc za­głu­sza­łem wszel­kie my­śli, któ­re od­ci­ąga­ły mnie od zre­ali­zo­wa­nia pla­nu, jaki za­świ­tał mi w gło­wie. Mia­łem żonę, syna i po­zor­nie po­ukła­da­ne ży­cie, a jed­nak nie do ko­ńca wszyst­ko do­brze funk­cjo­no­wa­ło w moim ma­łże­ństwie, cze­goś mi bra­ko­wa­ło, dla­te­go wła­śnie zwró­ci­łem uwa­gę na Be­atę. Dłu­go za­bie­ga­łem o jej względy, nie chcia­łem jej spło­szyć ani znie­chęcić do sie­bie, dla­te­go szcze­gól­nie zwa­ża­łem na to, co ro­bię i mó­wię w jej to­wa­rzy­stwie. Naj­pierw chcia­łem ją po­znać, a po­tem, stop­nio­wo, dać jej po­znać sie­bie.

Gdy spo­tka­li­śmy się po raz pierw­szy, była świe­żo upie­czo­ną, am­bit­ną pro­jek­tant­ką. Po­zna­łem ją w ga­bi­ne­cie sze­fa pra­cow­ni ar­chi­tek­to­nicz­nej, gdzie ja pra­co­wa­łem od kil­ku lat, a ona tra­fi­ła na prak­ty­kę. Szyb­ko po­ka­za­ła się z jak naj­lep­szej stro­ny, dla­te­go Za­ro­ma­ński za­pro­po­no­wał jej, by do­łączy­ła do na­sze­go ze­spo­łu.

– My­ślę, że taka kre­atyw­na oso­ba do­sko­na­le się spraw­dzi w na­szym biu­rze. Aku­rat za­czy­na­my nowy pro­jekt, za­si­li pani ze­spół, któ­rym kie­ro­wać będzie Jan. – Wska­zał na mnie, a ja wy­pro­sto­wa­łem się, gdyż po­chle­bia­ło mi za­ufa­nie, ja­kim mnie ob­da­rzył. – Jan jest na­szym wie­lo­let­nim wspó­łpra­cow­ni­kiem, do­sko­na­łym ar­chi­tek­tem i moją pra­wą ręką. Będzie pani mia­ła naj­lep­sze wzor­ce. – Przed­sta­wił mnie, ja wy­ci­ągnąłem rękę na przy­wi­ta­nie na­szej no­wej ko­le­żan­ki.

Spoj­rze­li­śmy na sie­bie i już wie­dzia­łem, że wsia­dam do rol­ler­co­aste­ra. Przy­trzy­ma­łem jej dłoń tro­szecz­kę za dłu­go, co ją nie­co spe­szy­ło i spu­ści­ła wzrok, a ja po­czu­łem, jak pró­bu­je oswo­bo­dzić rękę. Pu­ści­łem ją, lek­ko się uśmie­cha­jąc. Gdy wspo­mi­na­li­śmy ten mo­ment wie­le mie­si­ęcy pó­źniej, przy­zna­ła, że wów­czas, gdy na nią spoj­rza­łem, po­czu­ła, jak pocą jej się dło­nie. Była prze­jęta roz­mo­wą o pra­cy, ale też moja obec­no­ść spra­wi­ła, że po­czu­ła przy­jem­ny dreszcz. W jej gło­wie ta­kże po­ja­wi­ła się myśl, że wła­śnie otwie­ra się nowy roz­dział w jej ży­ciu.

Po­sta­no­wi­łem so­bie ni­cze­go nie przy­śpie­szać. Tu nie cho­dzi­ło o ro­mans na chwi­lę, ta ko­bie­ta dzia­ła­ła na mnie nie tyl­ko w sfe­rze fi­zycz­nej, pod­nie­cał mnie rów­nież jej in­te­lekt, pa­sja oraz nie­win­no­ść, z jaką re­ago­wa­ła na moją aten­cję. Chcia­łem po pro­stu spędzać z nią jak naj­wi­ęcej cza­su. Nie za­sta­na­wia­łem się wte­dy, jaki to wpływ będzie mia­ło na moje i jej ży­cie.

Nie by­łem na­chal­ny, ale gdy tyl­ko po­ja­wia­ła się ku temu oka­zja, oka­zy­wa­łem Be­acie, że ce­nię nie tyl­ko jej pra­cę, ale ta­kże inne jej wa­lo­ry, in­te­li­gen­cję, uro­dę i umie­jęt­no­ść roz­mo­wy z lu­dźmi. Po­cząt­ko­wo nie wy­ko­na­łem żad­ne­go ge­stu, któ­ry mo­gła­by uznać za zbyt po­ufa­ły, a jed­nak trak­to­wa­łem ją ina­czej niż resz­tę pra­cow­ni­ków, co nie umknęło jej uwa­dze. Mia­łem wręcz wra­że­nie, że na­wet im­po­no­wa­ło. Tak usta­wia­łem pra­cę, żeby to ona z ca­łe­go ze­spo­łu naj­częściej ze mną pra­co­wa­ła. Wspól­ne pro­jek­to­wa­nie do wie­czo­ra, wy­jaz­dy do klien­ta zbli­ża­ły nas do sie­bie, wkrót­ce prze­sta­li­śmy więc roz­ma­wiać tyl­ko o pra­cy. Be­ata oka­za­ła się świet­ną kom­pan­ką do dys­ku­sji ta­kże na te­ma­ty nie­zwi­ąza­ne z ar­chi­tek­tu­rą. Szyb­ko oka­za­ło się, że mamy wspól­ne za­in­te­re­so­wa­nie: psy.

– Za­wsze pra­gnęłam mieć ra­so­we­go psa, któ­re­go mo­gła­bym pre­zen­to­wać na wy­sta­wach, tre­no­wać, za­dbać o jego roz­wój be­ha­wio­ral­ny – przy­zna­ła – ale ci­ągle było coś wa­żniej­sze­go, stu­dia, pra­ca...

– Ro­zu­miem cię. Ja też mia­łem po­dob­ne ma­rze­nie i pew­nie daw­no bym je zre­ali­zo­wał, gdy­by nie to, że mój syn jest uczu­lo­ny na sie­rść i na­skó­rek zwie­rząt do­mo­wych. Gdy raz od­wie­dzi­li­śmy zna­jo­mych, któ­rzy mie­li owczar­ka, Mie­cio miał wte­dy ja­kieś czte­ry lata, po kil­ku mi­nu­tach do­znał tak sil­nej re­ak­cji aler­gicz­nej, że ko­niecz­na była wi­zy­ta na SOR-ze. Wte­dy do­wie­dzie­li­śmy się o jego aler­gii, a te­mat psa zo­stał po­rzu­co­ny na za­wsze.

Uśmiech­nęła się do mnie, ale do­strze­głem w tym uśmie­chu ja­kiś smu­tek. Czy to dla­te­go, że nie zre­ali­zo­wa­ła do tej pory swo­je­go ma­rze­nia, czy dla­te­go, że wspo­mnia­łem o synu. Je­że­li już wte­dy wi­ąza­ła ze mną ja­kieś na­dzie­je, to taka in­for­ma­cja mo­gła ją za­sko­czyć. Bar­dzo rzad­ko mó­wi­łem o swo­jej ro­dzi­nie. To nie był do­bry te­mat z dziew­czy­ną, któ­rą pra­gnąłem zdo­być. Z dru­giej stro­ny, Mie­czy­sław był i będzie w moim ży­ciu obec­ny za­wsze, mu­sia­ła więc wie­dzieć o jego ist­nie­niu.

Od­wza­jem­ni­łem uśmiech i do­tknąłem jej dło­ni. Drgnęła lek­ko, jed­nak nie za­bra­ła ręki. Tak bar­dzo chcia­łem spra­wić jej ja­kąś przy­jem­no­ść. Na­gle wpa­dł mi do gło­wy pe­wien po­my­sł.

– Wiesz, co? Kie­dyś pro­jek­to­wa­łem wil­lę wła­ści­cie­lo­wi ho­dow­li char­tów an­giel­skich whip­pet. Naj­wy­ższej kla­sy psy, zdo­by­wa­jące me­da­le na wy­sta­wach. Za­przy­ja­źni­li­śmy się. Je­śli chcesz, to się ra­zem do nie­go wy­bie­rze­my.

– By­ło­by wspa­nia­le! Ni­g­dy nie wi­dzia­łam whip­pe­tów z bli­ska, ale czy­ta­łam, że to są bar­dzo sym­pa­tycz­ne psy. Może kie­dyś na­wet so­bie ta­kie­go ku­pię, ale dziś mnie jesz­cze nie stać, no i ... – spu­ści­ła wzrok, bo tro­chę było jej chy­ba wstyd się do tego przy­znać – miesz­kam w blo­ku z mat­ką i sio­strą. To nie jest ide­al­ne miej­sce dla psa.

– Jako ar­chi­tekt z pew­no­ścią szyb­ko wy­bu­du­jesz swój wy­ma­rzo­ny dom, a tam będziesz mo­gła mieć tyle psów, ile ze­chcesz.

– Bez prze­sa­dy, je­den mi wy­star­czy. – Za­śmia­ła się gło­śno. Ten dźwi­ęk był mu­zy­ką dla mo­ich uszu. – Choć gdy­bym zde­cy­do­wa­ła się na whip­pe­ta – za­sta­no­wi­ła się chwi­lę – hmm, one lu­bią to­wa­rzy­stwo, po­win­no się mieć przy­naj­mniej dwa.

Prze­wró­ci­ła ocza­mi i za­śmia­ła się zno­wu.

– Gdy­byś mia­ła dwa whip­pe­ty, to by­łbym częstym go­ściem w two­im domu – po­wie­dzia­łem tak, by za­brzmia­ło to jak żart, ale w głębi ser­ca tego wła­śnie chcia­łem. Spe­szy­ła się. Wi­dzia­łem, że ta­kie de­kla­ra­cje nie po­zo­sta­ją dla niej obo­jęt­ne. Za­wsze gdy po­wie­dzia­łem coś, co mo­gło­by za­brzmieć dwu­znacz­nie albo wprost na­wi­ąza­łem do bli­ższych re­la­cji, na jej po­licz­ki wy­cho­dził ru­mie­niec. To było ta­kie cza­ru­jące. Sama jed­nak ni­g­dy nie dała mi jed­no­znacz­nie znać, że jest go­to­wa pó­jść ze mną o je­den krok da­lej. A może na­wet o kil­ka.

Da­lej więc prze­cie­ra­łem ten szlak, w po­zor­nie zwy­kłych roz­mo­wach wtrąca­jąc zda­nia, któ­re świad­czy­ły o tym, że chcę być bli­sko niej. Nie opo­wia­da­łem wprost o swo­jej ro­dzi­nie, ale dzi­ęki drob­nym ko­men­ta­rzom stop­nio­wo do­wia­dy­wa­ła się, że mam nie tyl­ko syna, ale też żonę, z któ­rą pro­wa­dzi­my prak­tycz­nie osob­ne ży­cie. W ser­cu czu­łem się na tyle wol­ny, że była tam prze­strzeń dla Be­aty, jed­nak syn po­wstrzy­my­wał mnie od za­miesz­ka­nia osob­no. Po­trze­bo­wa­łem cza­su i spo­sob­no­ści, by prze­pro­wa­dzić se­pa­ra­cję i prze­ko­nać się, że nie skrzyw­dzę w ten spo­sób syna.

Mimo że sta­ra­ła się bar­dzo ukry­wać swo­je uczu­cia, mia­łem na­dzie­ję, że i ona pra­gnie stać się częścią mo­je­go ży­cia rów­nie moc­no jak ja jej.

Pod­czas jed­ne­go ze wspól­nych wy­jaz­dów do War­sza­wy na spo­tka­nie z za­gra­nicz­nym in­we­sto­rem za­pro­si­łem Be­atę na ko­la­cję do ele­ganc­kiej re­stau­ra­cji nie­da­le­ko pla­cu Trzech Krzy­ży. Mie­li­śmy co świ­ęto­wać. W imie­niu fir­my uda­ło nam się wy­ne­go­cjo­wać bar­dzo in­trat­ny kon­trakt.

Gdy kel­ner na­lał wino do kie­lisz­ków, wznie­śli­śmy to­ast. Wów­czas spoj­rza­łem na nią uwa­żnie, a ona pod­trzy­ma­ła to spoj­rze­nie. Tym ra­zem nie ucie­kła wzro­kiem, choć jej po­licz­ki lek­ko się za­ró­żo­wi­ły. Do­strze­głem w jej oczach ja­kiś ognik.

– Za przy­szło­ść! – po­wie­dzia­łem mi­ęk­kim gło­sem, wzno­sząc kie­li­szek w górę. Uśmiech­nęła się. Na­dal pa­trzy­li­śmy na sie­bie.

– Za przy­szło­ść fir­my! – Pod­nio­sła swo­je wino.

Przy­gląda­łem się jej uwa­żnie, szu­ka­jąc in­ten­cji, z jaką wy­po­wie­dzia­ła te sło­wa. Czy­żby nie zro­zu­mia­ła, do cze­go zmie­rza­łem? Czy­żby mój plan miał spa­lić na pa­new­ce? Po­wo­li od­sta­wi­łem kie­li­szek i si­ęgnąłem w kie­run­ku jej dło­ni. Do tej pory ten gest dzia­łał, mia­łem na­dzie­ję, że i te­raz się przede mną otwo­rzy.

– Za przy­szło­ść na­szą! – po­pra­wi­łem ła­god­nie, jed­no­cze­śnie do­ty­ka­jąc jej. Drgnęła, ale i tym ra­zem nie za­bra­ła dło­ni. Po­czu­łem, jak po cie­le prze­bie­ga mi dreszcz pod­nie­ce­nia. Mia­łem na­dzie­ję, że w jej wnętrzu dzie­je się to samo.

Mil­cza­ła. To był wła­ści­wy mo­ment, by od­sło­nić kar­ty. Na­chy­li­łem się bli­żej niej i szep­nąłem:

– Pra­gnę cię.

Za­ru­mie­ni­ła się. Wy­su­nęła swo­ją dłoń z mo­jej i za­częła od­gar­niać za ucho wło­sy. Do­strze­głem w tym ge­ście ja­kąś ner­wo­wo­ść, prze­jęcie, a jed­no­cze­śnie było to ta­kie uro­cze. Nie od­ry­wa­łem od niej wzro­ku. Tu i te­raz chcia­łem wie­dzieć, co czu­je. Spu­ści­ła wzrok. Po­czu­łem się zbi­ty z tro­pu, wci­ąż pa­trzy­łem na nią, nie wie­dząc jed­nak, jak mam od­czy­tać tę re­ak­cję. Pra­gnąłem chwy­cić ją w ra­mio­na i po­biec do ho­te­lo­we­go po­ko­ju, a jed­nak nie wie­dzia­łem, czy mogę. Sie­dzia­ła w mil­cze­niu, ba­wi­ąc się ser­wet­ką, jak­by to wła­śnie było naj­wa­żniej­sze w tej chwi­li. Gdy po kil­ku mie­si­ącach o tym roz­ma­wia­li­śmy, przy­zna­ła, że wów­czas pro­wa­dzi­ła we­wnętrz­ną wal­kę.

– Nie wie­dzia­łam, co mam zro­bić, za­schło mi w gar­dle, a w gło­wie jed­no­cze­śnie czu­łam pust­kę i kłębo­wi­sko my­śli. Na­gle sta­ło się dla mnie ja­sne, że nie tyl­ko ja da­rzę cię uczu­ciem in­nym niż przy­ja­źń. Miłe cie­pło za­le­wa­ło mnie od wnętrza. W gło­wie czu­łam lek­ki za­wrót, choć wina zdo­ła­łam upić za­le­d­wie łyk. Jak bar­dzo cię wte­dy pra­gnęłam! Nie po­tra­fi­łam jed­nak po­wie­dzieć tego na głos. Wci­ąż nie śmia­łam. W ko­ńcu by­łeś, je­steś – po­pra­wi­ła się – moim prze­ło­żo­nym, masz żonę, ro­dzi­nę i... Nie mia­łam od­wa­gi po­wie­dzieć ci o swo­ich uczu­ciach.

Przez wi­ęk­szą część ko­la­cji mil­cze­li­śmy za­kło­po­ta­ni, je­dy­nie uśmie­cha­jąc się do sie­bie ocza­mi. To coś wi­sia­ło w po­wie­trzu, za­gęsz­cza­ło się, ale żad­ne z nas nie było pew­ne, jak ten wie­czór się za­ko­ńczy. Za­pła­ci­łem ra­chu­nek i opu­ści­li­śmy re­stau­ra­cję. Wró­ci­li­śmy do ho­te­lu. Kie­dy win­da za­trzy­ma­ła się na szó­stym pi­ętrze, gdzie znaj­do­wał się mój po­kój, spoj­rza­łem na nią, chcąc się po­że­gnać. Po­pa­trzy­ła mi w oczy i de­li­kat­nie kiw­nęła gło­wą na tak. Uzna­łem to za przy­zwo­le­nie. Za­cząłem ją ca­ło­wać, a ona od­wza­jem­nia­ła piesz­czo­tę. Wy­szli­śmy za drzwi w ostat­nim mo­men­cie, nim się za­mknęły, a pu­sta win­da po­je­cha­ła na siód­me pi­ętro, gdzie był po­kój Be­aty.

Oszo­ło­mie­ni wi­nem i emo­cja­mi zwi­ąza­ny­mi z ne­go­cja­cja­mi, a pó­źniej ko­la­cją we dwo­je, pod­da­wa­li­śmy się wza­jem­nym piesz­czo­tom. De­li­kat­nie od­gar­nąłem ko­smyk ja­snych wło­sów z jej szyi i zło­ży­łem na niej po­ca­łu­nek. Sma­ko­wa­ła wy­bor­nie! Po­tem zsu­nąłem ra­mi­ącz­ko su­kien­ki i po­ca­ło­wa­łem rów­nież jej ra­mię. Tak bar­dzo pra­gnąłem tej ko­bie­ty! Na­gle po­czu­łem, że sztyw­nie­je, od­su­wa się ode mnie, jak­by na­bra­ła wąt­pli­wo­ści. Nie była jesz­cze go­to­wa, by pó­jść na ca­ło­ść, albo czu­ła ja­kiś we­wnętrz­ny opór. Wstrzy­ma­łem się, choć ca­łym sobą pra­gnąłem ze­drzeć z niej su­kien­kę i ca­ło­wać ka­żdy cen­ty­metr jej cia­ła. Spoj­rze­li­śmy so­bie w oczy i już do­my­śli­łem się, o co jej cho­dzi. By­łem żo­na­ty, a ona nie po­tra­fi­ła uwol­nić się od tej my­śli. Z czu­ło­ścią ująłem dłoń Be­aty i przy­ło­ży­łem so­bie do ust. De­li­kat­nie ją po­ca­ło­wa­łem, a po­tem po­ci­ągnąłem ją w kie­run­ku łó­żka. Usie­dli­śmy na skra­ju. Przy­ło­ży­łem dłoń do jej po­licz­ka i od­po­wie­dzia­łem na nie­za­da­ne py­ta­nie.

– Z moją żoną nic mnie już nie łączy poza Mie­czy­sła­wem. Nie ukła­da nam się od daw­na, wła­ści­wie ni­g­dy jej nie ko­cha­łem i po­win­ni­śmy byli się roz­stać, za­nim po­ja­wi­ło się dziec­ko. Ale w tam­tym cza­sie było tak wy­god­nie, więc ja­koś utrzy­my­wa­li­śmy nasz zwi­ązek i wte­dy Jola za­szła w ci­ążę. Nie mo­głem jej zo­sta­wić, a gdy uro­dził się Mie­cio, było oczy­wi­ste, że wy­cho­wa­my go ra­zem. Je­stem z nią tyl­ko ze względu na syna, ale już za trzy lata osi­ągnie pe­łno­let­no­ść i wte­dy nie będzie żad­nych prze­szkód że­by­śmy wzi­ęli roz­wód. Choć od tak daw­na pro­wa­dzi­my osob­ne ży­cie, nie szu­ka­łem do­tąd in­nej ko­bie­ty. Kie­dy jed­nak ty po­ja­wi­łaś się w fir­mie, po­czu­łem, jak­by na­gle przy­szła wio­sna, a prze­cież były to pierw­sze dni stycz­nia. W moim ga­bi­ne­cie za­świe­ci­ło sło­ńce, ja­kie­go daw­no pra­gnąłem. Śle­dzi­łem po­tem two­je po­czy­na­nia i prze­ko­na­łem się, że nie tyl­ko je­steś pi­ęk­na, ale ta­kże bar­dzo zdol­na. Na pew­no za­uwa­ży­łaś, że wy­ró­żniam cię wśród in­nych pra­cow­ni­ków, ale chcę, że­byś wie­dzia­ła, że w pe­łni na to za­słu­ży­łaś. Nie chcia­łem też ro­bić żad­nych ru­chów, ujaw­niać, jak bar­dzo mi na to­bie za­le­ży, do­pó­ki nie ure­gu­lu­ję swo­jej sy­tu­acji w domu, ale dziś, gdy wznie­śli­śmy kie­lisz­ki, po­czu­łem, że nie chcę już dłu­żej cze­kać, boję się, że ktoś mi cie­bie od­bie­rze. Za­ko­cha­łem się w to­bie po uszy, jak szcze­niak, ale je­śli ty nie czu­jesz tego sa­me­go, to choć będzie bar­dzo trud­no, mu­szę się z tym po­go­dzić.

Kie­dy to wy­po­wia­da­łem, nie spusz­cza­łem z niej wzro­ku. Wi­dzia­łem, że z ka­żdym wy­po­wia­da­nym prze­ze mnie sło­wem co­raz trud­niej jej za­pa­no­wać nad sobą. W oczach po­ja­wi­ły się łzy, któ­re po­cząt­ko­wo zin­ter­pre­to­wa­łem ina­czej, niż po­wi­nie­nem.

– Prze­pra­szam, że ci to wszyst­ko po­wie­dzia­łem. Nie chcę, że­byś czu­ła się źle z tym, że nie od­wza­jem­niasz mo­je­go uczu­cia... – szep­nąłem zły na sie­bie, że tak się wkręci­łem, nie ma­jąc pew­no­ści, że z jej stro­ny jest po­dob­nie.

Prze­rwa­ła mi, na­gle po­chy­la­jąc się nade mną i skła­da­jąc po­ca­łu­nek na mo­ich ustach. Przy­trzy­ma­łem ją i od­wza­jem­ni­łem piesz­czo­tę. Po­ca­łun­ki sta­wa­ły się co­raz bar­dziej za­bor­cze, a jej dło­nie śli­zga­ły się po moim cie­le w po­szu­ki­wa­niu gu­zi­ków ko­szu­li. Gdy na mo­ment ode­rwa­li­śmy się od sie­bie, szep­nęła:

– Na­wet nie wiesz, jak bar­dzo ja cie­bie pra­gnę, głup­ta­sie.Roz­dział 3

Be­ata

I wte­dy od­rzu­ci­łam wszel­kie skru­pu­ły. Choć gar­dzi­łam za­wsze ko­bie­ta­mi, któ­re świa­do­mie pa­ko­wa­ły się w zwi­ązek z żo­na­tym mężczy­zną, tym ra­zem da­łam so­bie przy­zwo­le­nie. To była inna sy­tu­acja. Prze­cież nie ja go uwo­dzi­łam, nie chcia­łam roz­bi­jać jego ma­łże­ństwa, nie za­mie­rza­łam się nim ba­wić. I on był inny niż ci wszy­scy fa­ce­ci, co z nu­dów ro­bią skok w bok. Dla nie­go nie mia­łam być je­dy­nie prze­lot­ną przy­go­dą czy zdo­by­czą, któ­rą trze­ba po­chwa­lić się przy pi­wie ko­le­gom. By­łam jego pra­gnie­niem, ma­rze­niem, jego prze­zna­cze­niem, a on moim. I to wła­śnie było pi­ęk­ne. Wie­rzy­łam mu, że nie jest tym ty­pem, któ­ry za nic ma przy­si­ęgę ma­łże­ńską. On trwał w tym ma­łże­ństwie tyl­ko z po­czu­cia obo­wi­ąz­ku, a to tyl­ko prze­ma­wia­ło za nim. Był do­brym czło­wie­kiem, a ja ko­goś ta­kie­go dla sie­bie po­trze­bo­wa­łam.

Jak bar­dzo by­łam wte­dy głu­pia! Te­raz, le­żąc na łó­żku, wspo­mi­na­łam tam­tą oraz jesz­cze wie­le in­nych roz­mów na te­mat na­szej wy­jąt­ko­wej re­la­cji, siły uczu­cia, któ­re nas wi­ąże, i nie­ro­ze­rwal­no­ści zwi­ąz­ku. Po­cząt­ko­wo ukry­wa­łam to przed ro­dzi­ną. Ba­łam się przy­znać, że mój mężczy­zna ma żonę. Nie mo­głam jed­nak ukry­wać, że je­stem z kimś zwi­ąza­na. Mat­ka i sio­stra wie­lo­krot­nie sły­sza­ły, że z kimś roz­ma­wiam przez te­le­fon, wy­cho­dzę poza pra­cą, mu­sia­łam wresz­cie przy­znać, że z kimś się spo­ty­kam.

– To ko­le­ga z pra­cy – przy­zna­łam, gdy na mnie na­pa­rły.

– Za­proś go kie­dyś do domu, chęt­nie po­znam wy­bra­ńca cór­ki – prze­ko­ny­wa­ła kil­ka razy mama, ale ja za­wsze mia­łam ja­kieś wy­tłu­ma­cze­nie. Ba­łam się kon­fron­ta­cji i wci­ąż nie by­łam pew­na, czy nie jest na to za wcze­śnie. Ja­no­wi chy­ba nie śpie­szy­ło się do po­zna­nia mo­jej ro­dzi­ny, sam ni­g­dy nie za­pro­po­no­wał, że chce ją po­znać, nie py­tał też o przy­ja­ciół. Naj­chęt­niej uma­wia­li­śmy się więc w ho­te­lu, gdzie po ko­la­cji szli­śmy do po­ko­ju, by spędzić bar­dziej in­tym­nie wspól­ny czas. By­li­śmy wte­dy wy­łącz­nie dla sie­bie. On też nie przed­sta­wił mnie swo­im zna­jo­mym, co aku­rat było dla mnie ja­sne, bo wie­ści lu­bią się roz­no­sić, to nie był jesz­cze mo­ment, by do­ta­rło do jego żony i syna, że z kimś się spo­ty­ka. Ro­zu­mia­łam, że cze­kał na wła­ści­wy czas, by im to oznaj­mić. Nasz układ na ze­wnątrz po­zo­sta­wał wy­łącz­nie przy­ja­ciel­ski, dla po­stron­nych osób by­li­śmy po pro­stu bli­ski­mi zna­jo­my­mi, choć oczy­wi­ście bar­dzo uwa­żny ob­ser­wa­tor mó­głby się do­my­ślić, że je­ste­śmy rów­nież ko­chan­ka­mi. Tak czy ina­czej, gra­li­śmy te role w pra­cy, w pod­ró­żach słu­żbo­wych i gdy przy­pad­kiem spo­tka­li­śmy ko­goś na mie­ście.

Po­dob­nie było, kie­dy Jan za­brał mnie do zna­jo­me­go, któ­ry pro­wa­dzi ho­dow­lę char­tów an­giel­skich Pri­de of En­gland. Przed­sta­wił mnie jako ko­le­żan­kę z pra­cy i mi­ło­śnicz­kę psów. Whip­pe­ty oska­ki­wa­ły nas i ob­wąchi­wa­ły z ka­żdej stro­ny. Od pierw­szej chwi­li zdo­by­ły na­sze ser­ca, a gdy zo­ba­czy­li­śmy, że są tam rów­nież nie­daw­no uro­dzo­ne szcze­ni­ęta, ca­łkiem prze­pa­dli­śmy.

– Mam jesz­cze kil­ka, któ­re nie są za­re­zer­wo­wa­ne. Scho­dzą na pniu, jak to się mówi, więc je­śli je­ste­ście za­in­te­re­so­wa­ni, to bierz­cie, bo sy­tu­acja jest bar­dzo dy­na­micz­na, ju­tro może już nie być żad­ne­go – prze­ko­ny­wał nas wła­ści­ciel ho­dow­li. – Na na­stęp­ny miot trze­ba będzie po­cze­kać kil­ka mie­si­ęcy.

Nie po­tra­fi­łam pod­jąć tak na szyb­ko de­cy­zji. Moje ży­cie ga­lo­po­wa­ło, tyle się dzia­ło no­we­go, nie by­łam pew­na, czy pies na do­kład­kę to do­bry wy­bór.

– Kie­dy, jak nie te­raz! – na­ma­wiał mnie Jan. – Sły­sza­łaś, ile trze­ba będzie cze­kać na nowy miot. Adam wy­tłu­ma­czy nam wszyst­ko, co trze­ba, or­ga­ni­zu­je też szko­le­nia i psie przed­szko­le, więc od po­cząt­ku psia­ki będą do­brze pro­wa­dzo­ne.

– Ale, Ja­nek, to duże zo­bo­wi­ąza­nie i spo­ry wy­da­tek. Nie wiem na­wet, co mama po­wie, gdy przy­pro­wa­dzę jej do domu psa.

– Trze­ba re­ali­zo­wać swo­je ma­rze­nia. – Był bar­dzo prze­ko­nu­jący. – Te­raz jest do­bry mo­ment, nie masz dzie­ci, a pra­cę mo­żesz wy­ko­ny­wać częścio­wo z domu, póki szcze­niak się nie oswoi. A za kil­ka mie­si­ęcy coś wy­naj­mę i za­miesz­ka­my ra­zem, nie będzie mu­siał miesz­kać w blo­ku.

Na­dal nie by­łam prze­ko­na­na. Taki pies mu­siał spo­ro kosz­to­wać, a do tego jesz­cze utrzy­ma­nie. Jan jak­by czy­tał w mo­ich my­ślach.

– A je­śli cho­dzi o pie­ni­ądze, to się nie martw, Adam da ci dużą zni­żkę. Sama czy­ta­łaś o tym, że char­ty po­trze­bu­ją to­wa­rzy­stwa i naj­le­piej, by wy­cho­wy­wa­ły się od po­cząt­ku ra­zem. Będą się od sie­bie uczyć.

– Czy do­brze ro­zu­miem, że chcesz, że­bym wzi­ęła dwa? Nie wiem, czy je­stem na to go­to­wa. – Zda­wa­łam so­bie spra­wę, że to wy­da­tek rzędu kil­ku ty­si­ęcy.

– Jed­ne­go ku­pisz ty, a dru­gie­go ja. Może tak być? To będzie na­sza pierw­sza wspól­na in­we­sty­cja. To, co? – Uści­snął de­li­kat­nie moją dłoń. Szcze­nia­ki bie­ga­ły koło nas, wca­le się nie bały. I były ta­kie słod­kie. Mia­ły od­mien­ne umasz­cze­nia, choć wi­ęk­szo­ść z nich była ja­sna, ró­żni­ły się od sie­bie in­ten­syw­no­ścią i wiel­ko­ścią brązo­wych pla­mek. Je­den był zu­pe­łnie inny, pręgo­wa­ny, o bar­wie po­pie­la­to-brązo­wej. Już na po­cząt­ku ten wła­śnie naj­bar­dziej mi się spodo­bał.

Gdy koło nas po­ja­wił się znów wła­ści­ciel ho­dow­li, Jan do­py­tał, któ­re szcze­nia­ki są jesz­cze wol­ne. Ku mo­jej ucie­sze do­wie­dzia­łam się, że ten pręgo­wa­ny cie­szył się naj­mniej­szym po­wo­dze­niem.

– To sa­miec, Man­fred, a oprócz nie­go wol­ne są jesz­cze te dwie sucz­ki. To jest Ma­ra­ska. – Wska­zał pal­cem na psi­nę z rudą plam­ką na oku. – A to Mo­na­li­sa. – Prze­nió­sł wzrok na dru­gą, nie­mal ca­łko­wi­cie bia­łą.

Wzi­ęłam na ręce Man­fre­da i spoj­rza­łam mu w prze­pi­ęk­ne oczy­ska, ni­czym szyl­kre­to­we gu­zicz­ki. Wy­ci­ągnął języ­czek i po­li­zał mnie po no­sie. Roz­pły­nęłam się. Wtu­li­łam twarz w jego pach­nącą sie­rść, co nie umknęło Ja­no­wi. Pó­źniej mi po­wie­dział, że za­uwa­żył, jak bar­dzo zmie­nił się mój wy­raz twa­rzy, gdy przy­tu­la­łam zwie­rzę. Sam rów­nież bar­dzo tęsk­nił za psem, gdy tak od lat nie mógł so­bie na nie­go po­zwo­lić. Te­raz jego pra­gnie­nie wró­ci­ło ze zdwo­jo­ną siłą. Wy­my­ślił więc so­bie roz­wi­ąza­nie. Mó­głby mieć psa u mnie.

– Ra­zem będzie­my cho­dzić na tre­nin­gi, wy­sta­wy, spa­ce­ry, ale for­mal­nie wła­ści­ciel­ką by­ła­byś ty. – Wci­ąż mnie prze­ko­ny­wał, choć ja w ser­cu pod­jęłam już de­cy­zję. Fred, jak go na­tych­miast prze­chrzci­łam z dłu­gie­go i nie­prak­tycz­ne­go imie­nia, skra­dł moje ser­ce.

Szyb­ko usta­li­li­śmy z Ada­mem szcze­gó­ły. Ma­lu­chy były do ode­bra­nia za dwa ty­go­dnie. Jako dru­gie­go psa Jan wy­brał Ma­ra­skę. Gdy do­bi­li­śmy tar­gu i po­że­gna­li­śmy się, wci­ąż nie mo­głam ochło­nąć.

– To jest sza­le­ństwo, wiesz o tym? – Przy­tu­li­łam się do Jana w po­dzi­ęko­wa­niu, że mnie za­brał do ho­dow­li.

– Wiem, ale cze­mu nie mo­że­my za­sza­leć? Zresz­tą... – chwy­cił mnie za bro­dę i lek­ko po­tar­mo­sił – jesz­cze nie­jed­no sza­le­ństwo przed nami.

Wy­buch­nęli­śmy śmie­chem. Tak bar­dzo by­łam wte­dy szczęśli­wa. Świat le­żał u mych stóp, a ja mo­głam czer­pać z nie­go ga­rścia­mi.

Mat­ka i sio­stra były bar­dzo za­sko­czo­ne, gdy po­wie­dzia­łam im, że wkrót­ce przy­pro­wa­dzę do domu dwa szcze­nia­ki. Wła­ści­wie to na­wet nie za­py­ta­łam, czy mogę, po pro­stu im oznaj­mi­łam. Mama nie od­zy­wa­ła się do mnie przez ja­kiś czas, a sio­stra pa­trzy­ła z po­li­to­wa­niem. My­śla­ły chy­ba, że mi od­bi­ło, ale nic mnie to nie ob­cho­dzi­ło. To były na­sze psy, moje i Jana, to pra­wie jak wspól­ne dzie­ci. Za­kła­da­li­śmy wła­sną ro­dzi­nę, tak wte­dy to od­bie­ra­łam. Któ­ry fa­cet zdo­by­łby się na coś ta­kie­go, gdy­by nie był pe­wien, że to zwi­ązek na sta­łe?

– Już nie­dłu­go się wy­pro­wa­dzę, psy będą tu miesz­kać tyl­ko przez chwi­lę – po­in­for­mo­wa­łam ro­dzi­nę.

– A do­kąd się wy­pro­wa­dzasz? Ku­pi­łaś miesz­ka­nie, dom? A może do ko­goś? – do­py­ty­wa­ła za­cie­ka­wio­na mat­ka.

– Jesz­cze ni­g­dzie, ale mam pla­ny.

– Może do tego ta­jem­ni­cze­go mężczy­zny, co to go do domu nie chcesz przy­pro­wa­dzić? Wsty­dzisz się nas? A może jego chcesz ukryć? Wy­tłu­macz mi o co cho­dzi.

– Oj, mamo, on po pro­stu jest bar­dzo za­jęty. Usta­lę z nim coś, w ko­ńcu go po­znasz – po­wie­dzia­łam uspo­ka­ja­jąco.

Gdy szcze­nia­ki po­ja­wi­ły się w domu, szyb­ko zdo­by­ły rów­nież ser­ce mo­jej mat­ki i Basi. Były ta­kie roz­kosz­ne, ka­żde­go uj­mo­wa­ły swo­im cza­rem. W taki więc spo­sób moja ro­dzi­na za­ak­cep­to­wa­ła psy, choć mat­ka ja­sno po­kre­śli­ła, że obo­wi­ąz­ki z nimi zwi­ąza­ne spo­czy­wać będą wy­łącz­nie na mnie i ewen­tu­al­nie moim ta­jem­ni­czym part­ne­rze.

Przez pierw­szy rok sys­te­ma­tycz­nie ukła­da­li­śmy psy pod okiem spe­cja­li­stów, sami zdo­by­wa­jąc co­raz wi­ęk­szą wie­dzę na te­mat spe­cy­fi­ki tej rasy. Już wkrót­ce na­sze whip­pe­ty mia­ły wzi­ąć udział w pierw­szej w ich ży­ciu wy­sta­wie. By je do tego przy­go­to­wać i zo­ba­czyć, jak będą się za­cho­wy­wać, gdy na hali po­ja­wi się wie­le psów ró­żnych ras i za­pa­nu­je ogól­ny har­mi­der, po­je­cha­li­śmy na­wet raz na wy­sta­wę jako wi­dzo­wie.

– No to kie­dy w ko­ńcu go po­zna­my? – Gdy wró­ci­łam i opo­wia­da­łam w domu, jak grzecz­nie za­cho­wy­wa­ły się na­sze psy, mat­ka po raz ko­lej­ny za­gad­nęła mnie w kwe­stii za­pro­sze­nia Jana do domu.

W su­mie wca­le się jej nie dzi­wi­łam, że tak bar­dzo chce go po­znać. Zwle­ka­li­śmy już bar­dzo dłu­go. Zde­cy­do­wa­łam się więc po­roz­ma­wiać o tym z Ja­nem. Zbli­ża­ła się dru­ga rocz­ni­ca na­sze­go part­ner­stwa. Wkrót­ce nasz zwi­ązek miał rów­nież for­mal­nie za­ist­nieć. Syn Jana miał już sko­ńczo­ne sie­dem­na­ście lat i zda­niem ojca do­sko­na­le zda­wał so­bie spra­wę z tego, że jego ro­dzi­ce bar­dzo od­da­li­li się od sie­bie. Jan na­wet po­wie­dział mu kie­dyś o mnie, tak przy­naj­mniej przed­sta­wił mi sy­tu­ację, gdy za­py­ta­łam o na­sze wspól­ne pla­ny. Nie mia­łam wów­czas żad­nych po­dej­rzeń co do jego praw­do­mów­no­ści. Nie prze­szło mi na­wet przez myśl, że w domu mó­głby na­dal być przy­kład­nym mężem i oj­cem, a z żoną utrzy­my­wać czu­łe re­la­cje, jed­no­cze­śnie od­gry­wa­jąc przede mną ża­ło­sny spek­takl. O tym, że Jan był do­sko­na­łym ak­to­rem, do­wie­dzia­łam się kil­ka dni pó­źniej. Nie wiem, jak dłu­go trwa­łby nasz zwi­ązek, gdy­by nie to, co wów­czas się wy­da­rzy­ło.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: