Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pokonać demony przeszłości. Wyzwolenie z więzów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
21 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokonać demony przeszłości. Wyzwolenie z więzów - ebook

Alison boleśnie przekonała się, jak życie, cele i priorytety mogą się drastycznie zmienić przez tragiczne wydarzenia, na które nie mamy wpływu. Napadnięta i zgwałcona tuż przy posiadłości Jasona, mogła skończyć dużo gorzej, gdyby nie jego interwencja. Mężczyzna mimo lęku i niepewności, pomaga nieznajomej. Prowadzi to do trudnej konfrontacji z przeszłością i zmierzenia się ze swoimi traumami.

Ally i Jason – dwoje życiowych rozbitków, którzy próbują wrócić do normalnego życia i zapomnieć o bolesnych i trudnych przeżyciach. Czy będą w stanie nawzajem sobie pomóc pokonać własne demony?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67184-47-2
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Kie­dy od sa­mo­cho­du dzie­li­ło mnie może dzie­si­ęć stóp, roz­pacz za­bra­ła mi reszt­ki na­dziei. Ale nie po to przez rok wal­czy­łam, by wy­do­stać się z pie­kła, żeby te­raz do nie­go wró­cić! Prędzej umrę, niż się pod­dam!

Ta myśl spra­wi­ła, że na­gły skok ad­re­na­li­ny za­czął pom­po­wać siłę w moje mi­ęśnie. Wy­dłu­ży­łam krok i sku­pi­łam wzrok tyl­ko na po­je­ździe, do któ­re­go się zbli­ża­łam. Nie wi­dzia­łam ni­cze­go in­ne­go. Gdy­bym zer­k­nęła na swo­je­go opraw­cę, nie­chyb­nie bym się pod­da­ła, a mu­sia­łam wal­czyć o prze­trwa­nie.

Jesz­cze kil­ka stóp i do­bie­głam do auta. Kie­dy blo­ko­wa­łam zam­ki, na­past­nik zła­pał za klam­kę, a mnie ser­ce po­de­szło do gar­dła. Ulga, jaką po­czu­łam, kie­dy nie uda­ło mu się otwo­rzyć drzwi, wy­ci­snęła łzy z mo­ich oczu. Na uła­mek se­kun­dy spoj­rza­łam na twarz, któ­ra mia­ła do śmier­ci prze­śla­do­wać mnie w sen­nych kosz­ma­rach, po czym uru­cho­mi­łam sil­nik i z pi­skiem opon wy­je­cha­łam z par­kin­gu. Spoj­rza­łam w lu­ster­ko wstecz­ne, a on stał tam i pa­trzył za mną. „Dla­cze­go tu przy­sze­dł? – my­śla­łam, a łzy pły­nęły mi po po­licz­kach. – Dla­cze­go wró­cił po upły­wie roku?!”.

Nie wie­dzia­łam, co mam te­raz zro­bić. Ba­łam się wró­cić do domu. On przy­sze­dł do mo­jej pra­cy, do miej­sca, gdzie czu­łam się naj­bez­piecz­niej. Za­brał mi moją pew­no­ść sie­bie, god­no­ść, a te­raz i to. Nic mi już nie zo­sta­ło, tyl­ko ży­cie w ci­ągłym stra­chu. Uświa­do­mi­łam so­bie, że już chy­ba ni­g­dy nie będę się czu­ła bez­piecz­na.

Z wście­kło­ści krzyk­nęłam i wal­nęłam dło­nią w kie­row­ni­cę. Nie­wie­le my­śląc, po­je­cha­łam do je­dy­nej oso­by, któ­ra wie­dzia­łam, że mnie ochro­ni.

Pod­je­cha­łam pod bra­mę i za­ha­mo­wa­łam z pi­skiem opon. Na­ci­snęłam dzwo­nek i raz za ra­zem krzy­cza­łam: „Ja­son, pro­szę, wpu­ść mnie!”. Nie ode­zwał się, ale otwo­rzył bra­mę, a ja szyb­ko wje­cha­łam. Do­pó­ki nie upew­ni­łam się, że za­su­nęła się z po­wro­tem i nikt nie wsze­dł nie­po­strze­że­nie, cały czas pa­trzy­łam we wstecz­ne lu­ster­ko, przez co znisz­czy­łam je­den z ozdob­nych krze­wów.

Spoj­rza­łam na dom i zo­ba­czy­łam, że Ja­son już na mnie cze­ka. Za­par­ko­wa­łam obok nie­go, szyb­ko wy­sia­dłam i rzu­ci­łam mu się na szy­ję. Szlo­cha­łam tak strasz­nie, że bra­ko­wa­ło mi tchu. Po­mi­ędzy spa­zma­tycz­ny­mi od­de­cha­mi uda­ło mi się wy­du­kać:

– Wi­dzia­łam go... Przy­sze­dł... do mo­jej... pra­cy... Ten su­kin­syn... przy­sze­dł po mnie!

– Ally, co ty mó­wisz? – za­py­tał, uno­sząc moją twarz. – Chcesz po­wie­dzieć, że ten by­dlak, któ­ry cię na­pa­dł, przy­sze­dł do two­jej pra­cy?! Skrzyw­dził cię? Bła­gam, po­wiedz, że nic ci nie zro­bił!

– Nie, on... cze­kał na... par­kin­gu. Kie­dy szłam... do auta... on za­czął... O Boże... on... za­czął... iść w moją stro­nę! – Nogi się pode mną ugi­ęły, ale Ja­son szyb­ko mnie zła­pał i wnió­sł do domu.

– Co wte­dy zro­bi­łaś? – spy­tał, po­ma­ga­jąc mi usi­ąść na ka­na­pie.

– Ucie­kłam – od­pa­rłam, nie mo­gąc zła­pać tchu. – Prze­pra­szam, Ja­son, że tu przy­je­cha­łam, ale... tyl­ko przy to­bie czu­ję się bez­piecz­nie.

– Nie prze­pra­szaj, Ally, bar­dzo do­brze zro­bi­łaś. Te­raz już je­steś bez­piecz­na, tu­taj nic ci nie gro­zi.

Jesz­cze dłu­gi czas drża­łam, wstrząsa­na spa­zma­mi pła­czu. Ja­son tu­lił mnie do sie­bie i szep­tał uspo­ka­ja­jące sło­wa. Ro­bił to, cze­go w tym mo­men­cie po­trze­bo­wa­łam.ROZ­DZIAŁ 2

JA­SON

Pra­co­wa­łem nad pro­gra­mem, któ­ry był na ko­ńco­wym eta­pie, gdy usły­sza­łem dzwo­nek do bra­my. Spoj­rza­łem na mo­ni­tor i za­sko­czo­ny uj­rza­łem sa­mo­chód Ali­son. Ucie­szy­łem się na jej wi­dok, ale głos, któ­ry usły­sza­łem, w jed­nej chwi­li zmro­ził mi krew w ży­łach.

– Ja­son, pro­szę, wpu­ść mnie! – krzy­cza­ła, w pa­ni­ce roz­gląda­jąc się na boki.

Cze­goś się bała, ale nie mia­łem po­jęcia, o co cho­dzi. Szyb­ko roz­su­nąłem bra­mę, po­cze­ka­łem, by za­mknąć ją z po­wro­tem, i wy­sze­dłem przed dom. Za­uwa­ży­łem roz­pędzo­ną to­yo­tę, któ­ra sko­si­ła je­den z krze­wów, i wte­dy by­łem już pe­wien, że sta­ło się coś złe­go.

Po chwi­li mia­łem już Ally w swo­ich ra­mio­nach, w któ­re wpa­dła, szlo­cha­jąc. Nie uszło mo­jej uwa­dze prze­ra­że­nie ma­lu­jące się w jej oczach. Kie­dy po­czu­łem, że osu­wa się na zie­mię, wzi­ąłem ją na ręce i wnio­słem do domu. Po­sa­dzi­łem dziew­czy­nę na ka­na­pie i cze­ka­łem, aż się tro­chę uspo­koi. Była tak prze­ra­żo­na, że le­d­wo mo­gła mó­wić.

By­dlak przy­sze­dł do jej pra­cy! Mia­łem już pew­no­ść, że zro­bię wszyst­ko, żeby go zna­le­źć i usu­nąć. Cho­ćbym miał po­świ­ęcić na to wszyst­kie pie­ni­ądze i na­wet tra­fić do wi­ęzie­nia, to nie po­zwo­lę, by ten zwy­rod­nia­lec cho­dził po zie­mi.

W mo­men­cie, gdy Ally uda­ła się do ła­zien­ki, ja po­sze­dłem do ga­bi­ne­tu, skąd za­dzwo­ni­łem do de­tek­ty­wa Se­ve­ri­de’a. Opo­wie­dzia­łem mu, że gwa­łci­ciel wró­cił, a on obie­cał, że na­tych­miast się tym zaj­mą.

Ally dłu­go pła­ka­ła. Nie mo­głem jej uspo­ko­ić. Była na­wet bar­dziej roz­trzęsio­na niż za­raz po na­pa­ści. Te­raz, kie­dy za­częła od­bu­do­wy­wać ce­gie­łka po ce­gie­łce swo­je daw­ne ży­cie i po­czu­ła się le­piej, ten zbo­cze­niec wró­cił, nisz­cząc to, co już osi­ągnęła. Mia­łem ocho­tę wrzesz­czeć i coś roz­wa­lić, by dać upust śle­pej fu­rii, jaka mną za­wład­nęła. Po­ha­mo­wa­łem jed­nak emo­cje i usia­dłem przy Ally, a ona na­tych­miast do mnie przy­wa­rła.

Kie­dy prze­sta­ła pła­kać, spy­ta­łem, czy chcia­ła­by się cze­goś na­pić. Ski­nęła gło­wą, ale wci­ąż kur­czo­wo trzy­ma­ła się mo­jej ko­szul­ki.

– Ally, mu­sisz mnie pu­ścić – po­le­ci­łem. – Nie bój się, będziesz mnie cały czas wi­dzia­ła.

Za­pa­rzy­łem dwa kub­ki her­ba­ty, któ­rą sklep spro­wa­dzał spe­cjal­nie dla mnie. Za­nio­słem je do sa­lo­nu i po­da­łem je­den Ali­son. Pa­trze­nie, jak jej ży­cie znów roz­sy­pu­je się na ka­wa­łki, było bar­dzo bo­le­sne. Wci­ąż za­da­wa­łem so­bie py­ta­nie, dla­cze­go on wró­cił? Czy miał ob­se­sję na punk­cie swo­jej ofia­ry? Od tych my­śli krew mro­zi­ła mi się w ży­łach.

Sie­dzie­li­śmy w mil­cze­niu, sły­chać było je­dy­nie, jak Ally po­ci­ąga no­sem. Kie­dy wy­pi­ła her­ba­tę, zwi­nęła się w po­zy­cji em­brio­nal­nej na ka­na­pie. Przy­kry­łem ją ko­cem i usia­dłem w fo­te­lu, po czym za­to­pi­łem się w po­nu­rych roz­my­śla­niach. W ręce trzy­ma­łem ko­mór­kę i w na­pi­ęciu cze­ka­łem na te­le­fon od de­tek­ty­wa.

Po upły­wie go­dzi­ny za­uwa­ży­łem, że Ally za­snęła. „To do­brze – po­my­śla­łem – przy­naj­mniej pod­czas snu nie będzie się bała”. Ja­kże myl­ne było moje my­śle­nie, po­nie­waż ja­kiś czas pó­źniej zo­ba­czy­łem, że dziew­czy­na za­czy­na się nie­spo­koj­nie wier­cić i coś mam­ro­tać.

Wsta­łem z fo­te­la i usia­dłem na brze­gu ka­na­py. Gła­dzi­łem Ally po po­licz­ku i szep­ta­łem do niej, ma­jąc na­dzie­ję, że to wy­star­czy, by od­go­nić kosz­mar, w któ­rym tkwi­ła. Nie­ste­ty na nie­wie­le się to zda­ło. Kie­dy zo­ba­czy­łem łzy wy­pły­wa­jące spod jej za­mkni­ętych po­wiek i usły­sza­łem dźwi­ęk przy­po­mi­na­jący sko­wyt, po­trząsnąłem nią. Przy oka­zji obe­rwa­łem ręką po twa­rzy, gdy za­pew­ne sza­mo­ta­ła się z kimś we śnie.

– Ally, obu­dź się! – po­wtó­rzy­łem gło­śniej.

Wte­dy otwo­rzy­ła oczy i za­krztu­si­ła się po­wie­trzem. Szyb­ko ją pod­nio­słem i przy­tu­li­łem do sie­bie.

– No już, ma­le­ńka, je­stem przy to­bie – szep­nąłem uspo­ka­ja­jąco. – To był tyl­ko zły sen, to się nie dzie­je na­praw­dę. Ćśśś, już do­brze, je­steś bez­piecz­na.

– Ja­son – szlo­cha­ła – on mnie do­pa­dł... i znów zgwa­łcił, a ja to wszyst­ko wi­dzia­łam i czu­łam. – Wtem zła­pa­ła się za brzuch i jęk­nęła: – O Boże, nie­do­brze mi.

Spoj­rza­ła na mnie z prze­ra­że­niem w oczach, więc zdjąłem z niej koc i po­mo­głem jej prze­jść do ła­zien­ki. Uklękła przed se­de­sem i gwa­łtow­nie zwy­mio­to­wa­ła. Jesz­cze ja­kiś czas męczy­ły ją tor­sje, a ja je­dy­ne, co mo­głem zro­bić, to przy­trzy­my­wać jej wło­sy, po­dać szklan­kę wody i wy­trzeć jej twarz mo­krym ręcz­ni­kiem. Ile to razy sam wy­mio­to­wa­łem po kosz­ma­rach lub snach na ja­wie. Nie­ste­ty wte­dy nie było przy mnie ni­ko­go, kto by się o mnie za­trosz­czył. Ser­ce mi pęka­ło, gdy pa­trzy­łem, jak Ally cier­pi i jak bar­dzo się boi. Choć była u mnie, w mo­jej „twier­dzy”, to i tak nie mo­gła po­czuć się bez­piecz­nie, bo ten psy­chol na­wie­dzał ją na­wet we śnie.

Gdy prze­sta­ła wy­mio­to­wać, po­mo­głem jej się pod­nie­ść. Sła­nia­jąc się na no­gach, wy­płu­ka­ła zęby i umy­ła twarz. Po­tem za­pro­wa­dzi­łem ją na ka­na­pę. Drża­ła i wi­dzia­łem, że ca­łkiem opa­dła z sił.

Za­pro­po­no­wa­łem, że za­dzwo­nię po dok­tor Jo­nes. Po­cząt­ko­wo nie chcia­ła się zgo­dzić, ale prze­ko­nał ją ar­gu­ment o po­da­niu leku, po któ­rym prze­sta­nie się tak bać. Nie wie­dzia­łem, czy taki lek w ogó­le ist­nie­je, ale za­le­ża­ło mi, by Sa­man­tha ją obej­rza­ła.

Po­sze­dłem do ga­bi­ne­tu i za­mknąłem za sobą drzwi. Za­dzwo­ni­łem do le­kar­ki i wy­ja­śni­łem, co się wy­da­rzy­ło. Była już po pra­cy, ale po­wie­dzia­ła, że za­raz przy­je­dzie.

Nie upły­nęło pół go­dzi­ny, a już dzwo­ni­ła do bra­my. Kie­dy we­szła do domu, ob­jęła mnie na mo­ment i spy­ta­ła, jak się czu­ję, ale tyl­ko wzru­szy­łem ra­mio­na­mi. Po­gła­dzi­ła mnie ze wspó­łczu­ciem po po­licz­ku i szyb­ko uda­ła się do Ally. Zo­sta­wi­łem je same i po­sze­dłem przy­go­to­wać coś do je­dze­nia oraz kawę dla Sa­man­thy, jej ulu­bio­ną, któ­rą ku­po­wa­łem spe­cjal­nie dla niej.

Po kil­ku mi­nu­tach le­kar­ka po­de­szła do mnie i ode­zwa­ła się szep­tem:

– Ja­son, Ally jest w kiep­skim sta­nie, kom­plet­nie się roz­sy­pa­ła. Zro­bi­łam jej za­strzyk z lo­ra­ze­pa­mu, po któ­rym za­raz za­śnie – po­in­for­mo­wa­ła. – Po­sta­raj się, by nic nie za­kłó­ca­ło jej snu przez przy­naj­mniej sie­dem go­dzin. Wy­pi­szę za­raz re­cep­tę na ten lek w ta­blet­kach i po­ja­dę go wy­ku­pić, bo nie mam go u sie­bie. Jest to sil­ny lek prze­ciw­lęko­wy. Będzie po nim sen­na i otu­ma­nio­na, ale w tej chwi­li to je­dy­ne, co mogę dla niej zro­bić. Wy­pi­szę też zwol­nie­nie, bo nie będzie w sta­nie pra­co­wać, przyj­mu­jąc lek dwa razy dzien­nie.

– Do­brze – zgo­dzi­łem się – też nie wy­obra­żam so­bie, że da­ła­by radę pra­co­wać tam, gdzie po­now­nie spo­tka­ła tego zwy­rod­nial­ca.

– Ally zo­sta­nie u cie­bie, czy wró­ci do sie­bie?

Dłu­ższą chwi­lę my­śla­łem nad tym, nie wie­dząc, co od­po­wie­dzieć. Od dzie­ci­ństwa nie miesz­ka­łem z ni­kim, nie mia­łem żad­nych go­ści na dłu­żej niż kil­ka go­dzin. Nie wie­dzia­łem, jak będę się z tym czuł. Ale prze­cież nie mo­głem po pro­stu od­wie­źć Ally do jej domu i zo­sta­wić ją samą. Zo­sta­nie tam z nią rów­nież nie wcho­dzi­ło w ra­chu­bę, po­nie­waż mu­sia­łem do­ko­ńczyć pro­gram i po­rów­nać za­pi­sa­ne zdjęcia z twa­rzą jej opraw­cy. Za­gu­bio­ny, po­ta­rłem kark i spoj­rza­łem na Sa­man­thę.

– My­ślisz, że będę po­tra­fił być tu z nią przez kil­ka dni non stop? Boję się, że so­bie nie po­ra­dzę.

– A by­łbyś w sta­nie od­wie­źć ją do domu i tam zo­sta­wić?

– Oczy­wi­ście, że nie.

– Więc sądzę, że dasz radę – za­pew­ni­ła. – Je­śli jed­nak nie je­steś tego pe­wien, mo­żesz przy­wie­źć ją do nas.

Za­sta­na­wia­łem się przez kil­ka mi­nut, roz­wa­ża­jąc wszyst­kie naj­gor­sze sce­na­riu­sze, po czym po­kręci­łem gło­wą.

– Nie ma ta­kiej po­trze­by, Ally zo­sta­je u mnie – po­sta­no­wi­łem i mo­dli­łem się, że­bym ni­cze­go nie spie­przył.

– Mój dziel­ny chło­piec. – Uśmiech­nęła się i po­gła­dzi­ła mnie po po­licz­ku. – Mó­wi­łam ci już, jaka je­stem z cie­bie dum­na?

– Tak, chy­ba wczo­raj. – Od­wza­jem­ni­łem uśmiech, przy­tu­li­łem ją do sie­bie i po­dzi­ęko­wa­łem, że przy­je­cha­ła.

– Za­wsze przy­ja­dę, kie­dy będziesz mnie po­trze­bo­wał – za­pew­ni­ła. – Po­do­basz mi się taki od­mie­nio­ny – do­da­ła i po­ca­ło­wa­ła mnie w po­li­czek.

Za­sta­no­wi­ła się nad czy­mś, jak­by zbie­ra­ła się na od­wa­gę, a mnie ser­ce szyb­ciej za­bi­ło z oba­wy przed tym, co za chwi­lę usły­szę. Spo­dzie­wa­łem się wszyst­kie­go, ale nie tego, co wy­szło z ust Sa­man­thy.

– Gdy­byś nie był pe­łno­let­ni, za­py­ta­ła­bym, czy zgo­dzisz się, by­śmy cię ad­op­to­wa­li. Nie­ste­ty je­steś na to za sta­ry – uśmiech­nęła się kpi­ąco, ale za­raz spo­wa­żnia­ła – więc za­py­tam, czy mo­że­my z Da­vi­dem na­zy­wać cię na­szym sy­nem?

Sta­łem i pa­trzy­łem na nią, nie będąc w sta­nie wy­mó­wić na­wet jed­ne­go sło­wa. W jej oczach było tyle na­dziei i mi­ło­ści, że spra­wi­ły, iż moje lo­do­wa­te ser­ce stop­nia­ło. Czym so­bie na to za­słu­ży­łem? Po­czu­łem, że zbie­ra mi się na płacz, więc po­ta­rłem pal­ca­mi grzbiet nosa, żeby po­wstrzy­mać na­pły­wa­jące łzy. Pod­nio­słem gło­wę i po­wie­dzia­łem: „Tak, mamo”, a ona roz­pła­ka­ła się i przy­tu­li­ła mnie. By­łem dużo wi­ęk­szy od niej, ale te­raz czu­łem się jak mały chło­piec. Ta ko­bie­ta lata temu po­da­ro­wa­ła mi nowe ży­cie. Dzi­ęki niej od­kry­łem w so­bie ta­lent do pro­gra­mo­wa­nia, mia­łem gdzie miesz­kać i czu­łem się dla ko­goś wa­żny. A te­raz po­da­ro­wa­ła mi jesz­cze ro­dzi­nę. Ni­g­dy nie zdo­łam oka­zać, jak wie­le to dla mnie zna­czy.

– Bar­dzo cię ko­cham, syn­ku – szep­nęła, obej­mu­jąc mnie.

– Ja cie­bie też, mamo – wy­szep­ta­łem ła­mi­ącym się gło­sem. – Dzi­ęku­ję, że po­da­ro­wa­łaś mi nowe ży­cie i nową ro­dzi­nę.

– Za­słu­gu­jesz na to i na wszyst­ko, co naj­lep­sze. To, co złe, już wy­cier­pia­łeś, te­raz musi być już tyl­ko le­piej. I wie­rzę, że tak będzie.

Wy­su­nęła się z mo­ich ob­jęć, wy­ta­rła łzy i za­bra­ła swo­ją kawę do sa­lo­nu. Gdy wy­szli­śmy z kuch­ni, Ally już spa­ła. Przy­kry­łem ją ko­cem i usia­dłem z MAMĄ przy sto­le.

Wy­ja­śni­ła mi, jak po­da­wać lek, i wy­pi­sa­ła re­cep­tę.

– Sko­ro Ally będzie u cie­bie, to naj­le­piej, gdy­by bra­ła po jed­nej ta­blet­ce dwa razy dzien­nie – po­in­stru­owa­ła. – Uprze­dzam, że przez pierw­sze dni będzie pra­wie cały czas spa­ła. Ale to jest po­trzeb­ne, bo dzi­ęki temu się wy­ci­szy i zre­ge­ne­ru­je układ ner­wo­wy. Po­tem w ci­ągu dnia ta­kże będzie ospa­ła, ale or­ga­nizm przy­zwy­czai się do leku i po­win­na da­wać radę nie spać tak dużo w dzień, choć nie będzie jej ła­two funk­cjo­no­wać. Za­pi­sa­łam tyl­ko jed­no opa­ko­wa­nie, bo lek uza­le­żnia. Po tym cza­sie, na­wet je­śli na­dal będzie roz­chwia­na, będę zmniej­szać daw­kę, żeby się nie uza­le­żni­ła. – Ski­nąłem gło­wą na znak, że wszyst­ko zro­zu­mia­łem.

Wy­pi­li­śmy kawę i mama spy­ta­ła, któ­re z nas po­je­dzie do ap­te­ki. Wie­dzia­łem, że rzu­ci­ła mi wy­zwa­nie. Chcia­ła chy­ba udo­wod­nić, że je­że­li po­ra­dzę so­bie z wy­pra­wą do ap­te­ki, w któ­rej ni­g­dy wcze­śniej nie by­łem, to i po­ra­dzę so­bie z obec­no­ścią Ally w swo­im domu. Ech, co za prze­bie­gła ko­bie­ta. Rzu­ci­łem jej spoj­rze­nie mó­wi­ące, że przej­rza­łem jej grę, a ona z miną nie­wi­ni­ąt­ka unio­sła brwi, uda­jąc zdzi­wie­nie.

Zła­pa­łem klu­czy­ki, a przed wy­jściem pod­sze­dłem jesz­cze do Ally i po­gła­dzi­łem ją po po­licz­ku. Sa­man­tha za­uwa­ży­ła ten gest, a mnie zro­bi­ło się głu­pio za taki prze­jaw uczuć. Jed­nak kie­dy ją mi­ja­łem, zła­pa­ła mnie za rękę i po­wie­dzia­ła mi­ęk­kim gło­sem:

– Ja­son, to nor­mal­ne, że je­śli ko­muś za­le­ży na dru­giej oso­bie, to się o nią trosz­czy, nie mu­sisz się tego wsty­dzić. Nor­mal­ne też jest, że wte­dy czu­je­my po­trze­bę oka­zy­wa­nia czu­ło­ści, do­ty­ka­nia, ca­ło­wa­nia. Nie ma w tym ni­cze­go złe­go, a wręcz prze­ciw­nie – tłu­ma­czy­ła, do­sko­na­le zda­jąc so­bie spra­wę z mo­je­go we­wnętrz­ne­go kon­flik­tu. – Nie po­zba­wiaj sie­bie tych drob­nych ge­stów, bo nimi kar­mi się mi­ło­ść i one dają nam po­czu­cie szczęścia.

– Ale ja jej prze­cież nie ko­cham – za­opo­no­wa­łem.

– Ko­chasz ją, tyl­ko jesz­cze o tym nie wiesz. – Uśmiech­nęła się i z miną wszech­wie­dzącej upi­ła łyk kawy, uzna­jąc te­mat za za­ko­ńczo­ny.

– Nie­dłu­go wró­cę – bąk­nąłem tyl­ko i wy­sze­dłem.

W dro­dze do ap­te­ki cały czas my­śla­łem o Ally i Sa­man­cie. Jesz­cze z tru­dem mi przy­cho­dzi­ło my­śle­nie o niej jako o ma­mie. Mama... niby jed­no krót­kie sło­wo, a tyle zmie­nia­ło w moim ży­ciu. Już nie pa­mi­ęta­łem, jak to było mieć mamę, w gło­wie zo­sta­ły je­dy­nie frag­men­ta­rycz­ne wspo­mnie­nia z okre­su przed po­rwa­niem. Te­raz czu­łem, jak­bym od­zy­skał ro­dzi­nę, za któ­rą tęsk­ni­łem przez tyle lat.

A co mam po­cząć z Ally? Wci­ąż na nowo za­da­wa­łem so­bie py­ta­nie, jak to będzie mieć ją pod swo­im da­chem przez całą dobę. Do tej pory, kie­dy chcia­łem po­być sam albo by­łem zbyt prze­ra­żo­ny na­szą zna­jo­mo­ścią, za­my­ka­łem za sobą drzwi jej domu i wra­ca­łem do swo­je­go. Te­raz nie będę mógł tak zro­bić. Czy po­do­łam temu za­da­niu? Nie chcia­łbym przy­czy­nić się do wi­ęk­sze­go cier­pie­nia tej dziew­czy­ny. Od­kąd ją po­zna­łem, nie wi­dzia­łem jej jesz­cze w ta­kiej roz­syp­ce, jak dzi­siaj. To jed­nak mo­bi­li­zo­wa­ło mnie do wi­ęk­szych sta­rań, by po­móc zła­pać tego, kto ją skrzyw­dził.

Za­da­łem so­bie py­ta­nie, czy by­łbym w sta­nie go za­bić? Po dłu­ższym na­my­śle by­łem już pe­wien, że tak. Gdzieś we­wnątrz mnie kry­ła się be­stia, któ­rą stwo­rzył mój opraw­ca, i wie­dzia­łem, że je­śli ktoś skrzyw­dzi­łby Ally albo mo­ich przy­bra­nych ro­dzi­ców, nie za­wa­ha­łbym się go za­bić. Czy to czy­ni­ło mnie złym czło­wie­kiem? Być może tak. Ale ni­g­dy nie twier­dzi­łem, że je­stem do­bry. Może przy­szła pora, żeby obu­dzić drze­mi­ącą we mnie be­stię?

Zna­la­złem nie­du­żą ap­te­kę i po­sze­dłem wy­ku­pić le­kar­stwo. Był w niej tyl­ko je­den klient, więc nie czu­łem się bar­dzo nie­swo­jo.

Wstąpi­łem jesz­cze do skle­pu pana Ma­su­ko, gdzie za­opa­try­wa­łem się w świe­że owo­ce i wa­rzy­wa. Wła­ści­cie­lem był star­szy Azja­ta. Za­wsze od­no­sił się do mnie z sym­pa­tią, nie zwa­ża­jąc na moją re­zer­wę. W za­mian za to, zo­sta­łem jego wier­nym klien­tem. Te­raz ku­pi­łem tor­bę ró­żnych pro­duk­tów dla Ally.

Po po­wro­cie do domu za­sta­łem Sa­man­thę roz­ma­wia­jącą przez te­le­fon. Po chwi­li jed­nak za­ko­ńczy­ła roz­mo­wę i scho­wa­ła ko­mór­kę do to­reb­ki.

– Masz le­kar­stwo? – spy­ta­ła.

– Tak – od­pa­rłem, po­da­jąc jej nie­du­że pu­de­łecz­ko. – Ku­pi­łem też tro­chę wa­rzyw i owo­ców dla Ally.

Le­kar­ka uśmiech­nęła się pod no­sem i po­wie­dzia­ła:

– No wi­dzisz, już o nią dbasz, a do­pie­ro co się po­ja­wi­ła u cie­bie. Nie masz więc czym się mar­twić. W ra­zie cze­go dzwoń do mnie, gdy­byś mnie po­trze­bo­wał. I tak będę za­glądać do niej co dru­gi dzień, żeby spraw­dzić, jak się czu­je i jak re­agu­je na lek.

– Dzi­ęku­ję, mamo. – Uśmiech­nąłem się na myśl, jak spodo­ba­ło mi się wy­ma­wia­nie tego sło­wa.

– Nie sądzi­łam, że po pi­ęćdzie­si­ąt­ce zo­sta­nę mamą. – Za­śmia­ła się ci­cho.

– A ja nie sądzi­łem, że po trzy­dzie­st­ce zy­skam nową ro­dzi­nę.

– Tak na­praw­dę już od sie­dem­na­stu lat nią je­ste­śmy, tyl­ko nie wie­dzia­łam, jak za­re­agu­jesz na wie­ść o tym.

– Szcze­rze mó­wi­ąc, nie wiem, jak bym się z tym czuł jesz­cze kil­ka mie­si­ęcy temu. Te­raz wie­le się zmie­ni­ło, ja się zmie­ni­łem, więc jest mi ła­twiej ak­cep­to­wać do­bre rze­czy w moim ży­ciu.

– Cie­szę się, syn­ku. Będę już le­cieć, bo nie­dłu­go wy­bie­ra­my się z Da­vi­dem do kina.

– Baw­cie się do­brze i po­zdrów ode mnie... tatę.

Na te sło­wa w oczach Sa­man­thy za­bły­sły łzy wzru­sze­nia. Po­de­szła do mnie, uści­snęła mnie i po­ca­ło­wa­ła w po­li­czek.

Kie­dy wy­szła, za­jąłem się go­to­wa­niem, żeby Ally mo­gła zje­ść coś cie­płe­go, gdy się obu­dzi. Po­trze­bo­wa­łem uspo­ka­ja­jące­go za­jęcia, przy któ­rym nie będę tyle my­ślał o swo­ich oba­wach. Nie wie­dzia­łem, ile będzie spa­ła. Mama wspo­mi­na­ła coś o sied­miu go­dzi­nach. Być może obu­dzi się do­pie­ro na­stęp­ne­go dnia, ale wo­la­łem, by wte­dy mia­ła co zje­ść.

Wy­bór padł na zupę ja­rzy­no­wą, sko­ro ku­pi­łem tyle wa­rzyw. Po go­dzi­nie obiad był go­to­wy, zja­dłem jed­ną por­cję i po­sze­dłem po­pra­co­wać. Zo­sta­wi­łem otwar­te drzwi, żeby sły­szeć, gdy­by Ally się obu­dzi­ła. Co ja­kiś czas za­gląda­łem do niej, żeby się upew­nić, czy spo­koj­nie śpi.

Za któ­ry­mś ra­zem usia­dłem na brze­gu ka­na­py i po­gła­ska­łem ją po twa­rzy. Wy­gląda­ła tak kru­cho i bez­bron­nie. Wtem usły­sza­łem dzwo­nek ko­mór­ki, któ­rą zo­sta­wi­łem w ga­bi­ne­cie. Szyb­ko po­sze­dłem zo­ba­czyć, kto dzwo­ni. Na wy­świe­tla­czu uka­zał się nu­mer Se­ve­ri­de’a. Z du­szą na ra­mie­niu ode­bra­łem po­łącze­nie i cze­ka­łem na wie­ści. Nie­ste­ty, do­wie­dzia­łem się tyl­ko tyle, że nie tra­fi­li na ni­ko­go po­dej­rza­ne­go ani na par­kin­gu, ani w po­bli­żu po­rad­ni. „Znów to samo – po­my­śla­łem – jed­no wiel­kie nic!”. De­tek­tyw chciał przy­je­chać, by spi­sać ze­zna­nia Ali­son, lecz od­mó­wi­łem, tłu­ma­cząc, że te­raz śpi po sil­nym leku. Poza tym nie wie­dzia­łem, jaka by­ła­by jej re­ak­cja na wie­ść o zgło­sze­niu prze­ze mnie jej spra­wy na po­li­cję. Dla­te­go szyb­ko za­ko­ńczy­łem roz­mo­wę i wró­ci­łem do Ally.

– Nie po­zwo­lę, żeby kto­kol­wiek cię skrzyw­dził, obie­cu­ję – szep­nąłem, choć wie­dzia­łem, że mnie nie usły­szy.

Chcia­łem ją chro­nić przed ca­łym złem tego świa­ta. Czy to ozna­cza­ło, że ją ko­cham, tak jak twier­dzi­ła Sa­man­tha? Od wie­lu lat, za­mkni­ęty w swej sko­ru­pie, nie wie­dzia­łem, co to zna­czy ko­goś ko­chać. W tej dzie­dzi­nie by­łem upo­śle­dzo­ny. Bez­piecz­niej było nic nie czuć. Im mniej ci za­le­ży na kimś, tym mniej boli, gdy go za­brak­nie. Coś o tym wie­dzia­łem. Bo­le­śnie prze­ko­na­łem się na wła­snej skó­rze, ja­kim cier­pie­niem ko­ńczy się za­an­ga­żo­wa­nie.

Wie­czo­rem, gdy Ally na­dal spa­ła, za­nio­słem ją do jed­ne­go z wol­nych po­koi. Nie mia­łem od­wa­gi zdjąć z niej spodni, żeby jej nie wy­stra­szyć, je­śli się obu­dzi, więc po­ło­ży­łem ją na łó­żku w ubra­niu. Na pew­no będzie jej nie­wy­god­nie, ale to było chy­ba lep­sze wy­jście. Na­kry­łem ją nową po­ście­lą, ku­pio­ną kie­dyś przez Sa­man­thę. A jesz­cze nie­daw­no śmia­łem się, że do cze­go będzie mi ona po­trzeb­na, sko­ro ni­g­dy nie mia­łem go­ści, któ­rzy zo­sta­li­by na noc. Te­raz jed­nak dzi­ęko­wa­łem w du­chu za jej prze­zor­no­ść i wia­rę we mnie, że kie­dyś otwo­rzę się na lu­dzi.

Już mia­łem wy­jść z Axe­lem na dwór, kie­dy przy­po­mnia­łem so­bie, że trze­ba po­wia­do­mić ko­goś z po­rad­ni, że Ally przez ja­kiś czas nie przyj­dzie do pra­cy. Nie chcia­łem, żeby Ally mia­ła pro­ble­my z po­wo­du ko­lej­nej nie­obec­no­ści. Z ra­cji tego, że był wie­czór, nie było sen­su dzwo­nić do re­cep­cji. Po­szu­ka­łem wzro­kiem to­reb­ki Ali­son i zlo­ka­li­zo­wa­łem ją po­rzu­co­ną na podło­dze obok ka­na­py. Wy­jąłem z niej te­le­fon i szyb­ko od­na­la­złem nu­mer do Kary. Wci­snąłem zie­lo­ną słu­chaw­kę i cze­ka­łem na po­łącze­nie. Po chwi­li roz­le­gło się przy­ja­zne po­wi­ta­nie, któ­re rap­tow­nie uci­chło, kie­dy się ode­zwa­łem. Przed­sta­wi­łem się i po­pro­si­łem Karę, by po­wia­do­mi­ła kogo trze­ba, że Ally przez ja­kiś czas nie przyj­dzie do pra­cy. Po­bie­żnie wy­ja­śni­łem przy­czy­nę jej ab­sen­cji, a ko­bie­ta po dru­giej stro­nie li­nii bar­dzo się zmar­twi­ła, usły­szaw­szy przy­kre wie­ści. Po­pro­si­ła, że­bym prze­ka­zał Ally, by ni­czym się nie mar­twi­ła, bo ona za­ła­twi wszyst­ko z sze­fem. Na ko­niec po­in­stru­owa­ła mnie, że­bym zwol­nie­nie le­kar­skie ze­ska­no­wał i wy­słał ma­ilem, co zro­bi­łem, kie­dy tyl­ko za­ko­ńczy­li­śmy roz­mo­wę.

Całą noc spędzi­łem przy łó­żku Ali­son, bo ba­łem się pó­jść spać do swo­jej sy­pial­ni. Cza­sem przy­sy­pia­łem, lecz nie­dłu­go po­tem otwie­ra­łem oczy i spraw­dza­łem, czy wszyst­ko z nią do­brze. Nie śnił jej się ża­den kosz­mar, wi­docz­nie lek ją uspo­ko­ił. Tyl­ko czas po­ka­że, jak będzie się czu­ła w ko­lej­nych dniach.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: