Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pokrzywa i kość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokrzywa i kość - ebook

Zdobywczyni nagród Hugo, Nebuli i Locusa, T. Kingfisher, przedstawia oryginalną i przewrotną przygodę w klimacie fantasy.

Kingfisher jest mistrzynią. Pokrzywa i kość to wspaniałe połączenie mroku i fantazji – błyskotliwe i brutalne, przezabawne i prawdziwe wszędzie tam, gdzie trzeba. Poza tym muszę natychmiast zdobyć swojego własnego Kościpsa.
Travis Baldree, autor Legend i Latte

Dzięki Pokrzywie i kości T. Kingfisher ugruntowuje swoje miejsce jako niewątpliwa, nieunikniona spadkobierczyni wielkich twórców fantastyki, jednocześnie będąc wśród nich wyraźnie i bezsprzecznie unikalnym głosem.
Seanan McGuire, autorka Każde serce to wrota

Pokrzywa i kość to książka, która od razu staje się bliska sercu. W tej zachwycającej opowieści echa baśni i legend zderzają się ze swojskim pragmatyzmem. Historia pełna grozy, humoru, szczerości, roi się od postaci, które od razu pokochałam!
Melissa Caruso, autorka The Tethered Mage

Błyskotliwa, skrząca się opowieść o wyprawie głównej bohaterki, pełnej rzeczowej magii, niemożliwych zadań, a do tego z grupą fantastycznych, czarujących towarzyszy. Zachwyt na całego.
Louisa Morgan, autorka Tajemnej historii czarownic

Ekscytująca, głęboko mądra, brutalna i współczująca, wszystko naraz.
Catriona Ward, autorka Ostatniego domu na zapomnianej ulicy


To nie jest baśń w rodzaju tych, w których księżniczka poślubia księcia.
W tej księżniczka księcia zabija.

Po latach patrzenia, jak jej siostry cierpią z rąk agresywnego księcia, Marra – nieśmiała i wychowana w klasztorze – w końcu zdała sobie sprawę, że nikt nie przyjdzie im na ratunek. Nikt z wyjątkiem samej Marry.
Szuka więc pomocy u potężnej wiedźmy. Owszem, otrzyma od niej narzędzia potrzebne do zabicia księcia – najpierw jednak musi wykonać trzy niemożliwe zadania: zrobić psa z kości, uszyć płaszcz z pokrzyw i złapać do słoika księżycowy blask. I jak to bywa w opowieściach o książętach, czarownicach i córkach – niemożliwe to dopiero początek.
Marra wyrusza na misję wraz z wiedźmą, wróżką chrzestną, zhańbionym eksrycerzem i kurą opętaną przez demona. Cała piątka zbliża się do księcia, niczym palce jednej dłoni powoli zaciskające się na jego gardle. Razem chcą uwolnić rodzinę Marry i ich królestwo spod tyranii władcy.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8330-144-0
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Korony drzew były pełne wron, a lasy – pełne szaleńców. Dół był pełen kości, a jej ręce pełne drutów.

Palce krwawiły, pokłute ostrymi końcówkami. Najstarsze rany już się zasklepiły, ale ich brzegi zaogniły się i pulsowały gorącem, rozlewając się czerwonymi pręgami na skórze. Opuszki obrzmiały, a palce straciły zwinność.

Marra zdawała sobie sprawę, że to zły znak, ale szanse, że pożyje na tyle długo, by zabiło ją zakażenie, były tak nikłe, że niezbyt się tym przejęła.

Podniosła kość, długą, cienką kość kończyny, i owinęła jej koniec drutem. Pasowała do drugiej długiej kości, co prawda nie z tego samego zwierzęcia, ale z wystarczająco podobnego. Związała je razem, a potem dołączyła do tworzonej konstrukcji.

Jama była pełna kości, ale Marra nie musiała kopać zbyt głęboko. Mogła prześledzić wstecz postęp klęski głodu, od wierzchnich warstw do głębszych. Najpierw ludzie jedli zwierzynę płową i bydło. Kiedy skończyły się zwierzęta hodowlane i nie było na co polować, jedli konie, a gdy nie było już koni, jedli psy.

Gdy zabrakło psów, zaczęli zjadać się nawzajem.

Ale to o psy jej chodziło. Możliwe, że potrafiłaby zbudować z kości człowieka, ale nie darzyła już ludzi miłością.

Za to psy… zawsze były wierne.

– Z włosów złotych uprządł jedwabne niteczki – nuciła Marra cicho, bezmelodyjnie. – Z kości palców zrobił do harfy kołeczki…

Wrony na drzewach nawoływały się poważnym krakaniem. Marra dumała o harfiście z piosenki. O czym myślał, budując instrument z martwej kobiety? Możliwe, że on jeden na całym świecie rozumiał, co robiła.

Oczywiście zakładając, że istniał naprawdę. A jeśli tak, to ciekawe, jak wygląda życie kogoś, kto decyduje się na zrobienie harfy z trupa.

Idąc tym tropem, jak wygląda życie kogoś, kto tworzy psa z kości?

Wiele kości pogruchotano, żeby wydobyć szpik. Jeśli udałoby się znaleźć dwa pasujące do siebie kawałki, mogłaby połączyć je z powrotem w całość, ale większość krawędzi była nierówna. Musiała wiązać je drutem, a jej palce zostawiały krwawe ślady na powierzchni kości.

Ale to nic. To było częścią magii.

Poza tym, czy kiedy wielki bohater, Mordecai, zabijał jadowitego robala, narzekał na obolałe palce? Oczywiście, że nie.

A w każdym razie nie przy kimś, kto mógłby to potem zapisać.

– Dziewczę tylko jedną nutę kiedyś znało – podśpiewywała. – Harfa grała na nią, a to było O!

Zdawała sobie sprawę, jak dziwacznie to brzmi. Część jej umysłu wzdragała się na te słowa. Druga, większa, podpowiadała, że przecież klęczy na skraju dołu pełnego kości, w krainie tak przesyconej koszmarami, że jej stopy zagłębiają się w ziemię, jakby stąpała po wielkim pęcherzu. Odrobina dziwaczności była tu zupełnie na miejscu.

Z czaszką poszło łatwo. Znalazła piękną, szeroką, z masywnymi szczękami i pełnymi wyrazu oczodołami. Mogła wybierać spośród dziesiątek, ale musiała zdecydować się na jedną.

Nieoczekiwanie ją to zasmuciło. Radość znalezienia tej jedynej przesłonił żal, że tak wiele pozostanie nieużytych.

Mogłabym tak siedzieć do końca życia na skraju jamy, z rękami pełnymi drutu, tworząc psy. A po śmierci wrony rozdziobałyby moje ciało, a moje kości wpadłyby do dołu, dołączając do innych…

Płacz ścisnął jej gardło i na chwilę musiała zaprzestać pracy. Wygrzebała z torby bukłak i napiła się wody.

Kościany pies był w połowie skończony. Miał już czaszkę i piękny zestaw kręgów, dwie łapy i długie, eleganckie żebra. Szkielet składał się pewnie z kilkunastu innych, ale tak naprawdę najważniejsza była czaszka.

Marra muskała palcami oczodoły, delikatnie otoczone drutem. Wszyscy mówili, że dusza mieszka w sercu, ale ona już w to nie wierzyła. Budowała psa, zaczynając od czaszki. Odrzuciła kilka kości, bo uznała, że do niej nie pasują. Długie, smukłe kości śródstopia nie nosiłyby tej czaszki właściwie. Potrzebowała czegoś solidniejszego, bardziej krzepkiego, doga niemieckiego lub elkhunda, czegoś masywnego.

Zdaje się, że była taka wyliczanka, do której skakało się na skakance… Gdzie ona mogła ją słyszeć? Z pewnością nie w pałacu. W końcu księżniczki nie skakały na skakance. To musiało być później, w wiosce przy klasztorze. Jak to szło? Pies kościany, pies drewniany…

Wrony zakrakały ostrzegawczo.

Podniosła głowę.

Ptaszyska hałasowały na gałęzi po lewej. Coś się zbliżało, przedzierając się między drzewami.

Marra naciągnęła kaptur na głowę i zsunęła się do dołu, tuląc do piersi szkielet psa.

Jej płaszcz zrobiony był ze strzępów sowiego sukna i przędzy z runa pokrzywowego. Magia nie była doskonała, ale tylko to zdążyła zrobić.

Od świtu do zmierzchu i z powrotem, szydłem z cierni… No, ciekawe, kto poradziłby sobie lepiej. Nawet pożegnucha powiedziała, że dobrze się spisałam, a przecież wydziela pochwały jak wodę na pustyni.

Płaszcz zrobiony z kawałków sukna miał duże, podłużne dziury, ale okazało się, że nie ma to znaczenia. Ukrywał jej postać tak, że ludzie jej nie zauważali. Nawet jeśli dojrzeli nietypowe załamania światła, nigdy nie zastanawiali się nad tym na tyle długo, by wyjaśnić zagadkę. Ludzie zadziwiająco chętnie ignorują to, co widzą. Marra myślała, że może świat jest taki dziwny, a wzrok tak ułomny, iż w końcu dociera do ciebie, że wszystko może być ułudą, grą światła i cienia.

Spomiędzy drzew wyłonił się mężczyzna. Mamrotał coś, ale nie rozróżniała poszczególnych słów. Że to mężczyzna, poznała po niskiej barwie głosu, a i jej w zasadzie tylko się domyślała.

Większość ludzi w tej poranionej krainie była nieszkodliwa. Przez to, że jedli nieodpowiednie mięso, zostali ukarani. Niektórzy widywali rzeczy, które nie istniały. Niektórzy nie mogli chodzić i byli zdani na pomoc innych. Kilka nocy wcześniej dwoje wędrowców zaprosiło ją, by usiadła z nimi przy ogniu, ale nie jadła ich jedzenia, mimo że ją częstowali.

Okrutny duch karał głodujących ludzi za to, co byli zmuszeni jeść, ale duchy nigdy nawet nie udawały, że są wyrozumiałe.

Jej przypadkowi towarzysze za to dali jej dobre rady.

– Pilnuj się – ostrzegała kobieta. – Bądź szybka, bądź cicha. Są tacy, których należy się bać. Byli źli już wcześniej, a teraz są jeszcze gorsi.

– Źli – powtórzył drugi. Dyszał ciężko, a mówienie sprawiało mu trudność. Niemożność płynnego wypowiadania się wyraźnie go frustrowała. – Nie… normalni. Jak… każdy… teraz… – stwierdził z żalem. – Ale… oni… wściekli.

– Gniew nie służy nikomu – podjęła kobieta. – Ale oni nie słuchają. Zjedli zbyt dużo. Rozsmakowali się. – Zaśmiała się piskliwie, zapatrzona we własne dłonie. – My przestaliśmy zaraz po tym, jak pojawiły się inne rzeczy. Ale oni nie.

Jej towarzysz potrząsnął głową.

– Nie… – wydyszał. – To coś… więcej. Oni zawsze… byli… źli. Od urodzenia…

– To prawda, niektórzy już się tacy rodzą – przytaknęła mu Marra. Wiedziała o tym aż nazbyt dobrze.

Niektórzy z tych złych byli zwykłymi ludźmi. A niektórzy nawet książętami. Tak, wiem o tym. To innego rodzaju wściekłość. Mroczniejsza, bardziej rozmyślna.

Mężczyzna wydawał się zadowolony, że go rozumie.

– Tak… a teraz są… gorsi. Dużo…

Przez chwilę wszyscy troje milczeli. Marra wyciągnęła dłonie ku płomieniom i odetchnęła głęboko.

– Zabijają nas – podjęła kobieta gwałtownie. – Nie zawsze udaje się przed nimi uciec. Wszystko zrobiło się trudniejsze… – Uczyniła przed sobą nieokreślony gest. Marra nie zrozumiała, o co chodzi, ale towarzysz kobiety przytaknął skinieniem głowy. – Łatwo nas teraz złapać. Ale z tobą będzie tak samo. Jeśli dasz się zobaczyć, zaczną ścigać i ciebie.

Ogień trzaskał przyjemnie. W krainie było bardzo wilgotno i Marra rozkoszowała się ciepłem, ale…

– Nie boicie się, że ogień ich tu ściągnie?

Kobieta pokręciła głową.

– Nienawidzą go – rzekła. – To ich kara. Im więcej jedzą, tym bardziej lękają się ognia… Nie gotują mięsa. – Potarła twarz, zdenerwowana.

– Bezpieczniej – wyjąkał mężczyzna. – Ale… nie da się… palić… cały… czas.

Przytulili się do siebie. Kobieta wsparła głowę na ramieniu mężczyzny, a on objął ją i przygarnął do siebie. Jeszcze parę dni temu Marra zastanawiałaby się, dlaczego nie opuścili tej okropnej krainy. Teraz już wiedziała. Mogli być niezdrowi na umyśle, przynajmniej według ludzi z zewnątrz, ale nie byli głupi. Skoro uważali, że na tych ziemiach są bezpieczniejsi niż poza nimi, nie do niej należało przekonywanie ich, że jest inaczej.

Gdybym musiała każdemu napotkanemu na drodze wyjaśniać, co mi się stało, gdybym musiała znosić to, że osądzają mnie za to, co byłam zmuszona robić – o nie. Też uznałabym, że mieszkanie w krainie, po której włóczy się kilku kanibali, to niewielka cena. Tu przynajmniej wszyscy rozumieją, co się wydarzyło, i są dla siebie mili – na tyle, na ile to możliwe.

Kiedyś Marra nie zrozumiałaby tego, ale nie była już taka jak kiedyś. Teraz miała trzydzieści jeden lat i z tamtej dziewczyny pozostały w niej tylko kości.

Przez moment pozazdrościła tym dwojgu, którzy, choć w niczym nie zawinili, zostali ukarani. Pozazdrościła im, mieli bowiem siebie.

Teraz, ukryta w jamie pełnej kości, poczuła poruszenie trzymanego w ramionach szkieletu.

– Ciii – wyszeptała do dziur w czaszce. – Ciii.

Pies kościany, pies drewniany… pies żywy, pies krzywy…

Usłyszała zbliżające się kroki. Zauważył ją?

Jeśli nawet, to musiał uznać, że coś mu się przywidziało, bo odgłosy stąpania i oddechów po chwili się oddaliły.

– Pewnie to jeden z tych niegroźnych – mruknęła do czaszki. Zresztą, Marra nie była tak łatwym celem jak większość ludzi tutaj.

Inni, łagodniejsi mieszkańcy tej krainy, byli wyjątkowo bezbronni. Jeśli bowiem nauczyło się nie ufać własnym zmysłom, można zbyt długo opóźniać ucieczkę przed wrogiem.

Marra również nie była pewna własnej percepcji tak jak dawniej, ale jej umysł został tylko postrzępiony na krawędziach, a nie rozszarpany przez wściekłe duchy.

Po chwili, kiedy kroki umilkły na dobre, a wrony znów krakały spokojniej, Marra wyjrzała nad krawędź jamy. Skraj lasu zasnuwała mgła kłębiąca się nisko nad łąką. Wrony pokrakiwały chaotycznie, w rytmie nieregularnie bijącego serca. Poza nimi nic się nie poruszało.

Usiadłszy znów na skraju dołu, pochyliła się nad kościanym psem, przeciągając w palcach drut z nadzieją, że uda się jej skończyć, zanim zapadnie ciemność.

* * *

Kościany pies ożył o zmierzchu. Nie był jeszcze całkiem skończony, ale niewiele mu brakowało. Pracowała nad lewą łapą, kiedy szczęki zwierzęcia rozwarły się w szerokim ziewnięciu, a szkielet się przeciągnął, jakby ocknąwszy się z długiego snu.

– Spokojnie – napomniała psa. – Już kończę…

Usiadł, otworzył paszczę i liznął ją po twarzy widmowym językiem. Poczuła, jakby musnęła ją mgła.

Podrapała czaszkę za miejscem, gdzie powinny się znajdować uszy. Jej paznokcie zaszurały po twardej, jasnej powierzchni.

Kościany pies radośnie zamachał ogonem, kołysząc miednicą i połową kręgosłupa.

– Nie ruszaj się – nakazała mu, podnosząc jego przednią łapę. – Siedź grzecznie i daj mi skończyć.

Usiadł posłusznie. Puste oczodoły wpatrywały się w nią z uczuciem. Serce ścisnęło się jej ze smutku.

Miłość psa z kości, pomyślała pochylając głowę nad kością. Tylko na tyle teraz zasługuję.

Ale z drugiej strony przecież niewielu ludzi zasługiwało na miłość żywego psa.

Na niektóre dary nie da się zasłużyć.

Musiała zadzierzgnąć pętelkę na każdej jednej drobnej kosteczce stopy, połączyć ją z innymi, a potem jeszcze opleść całość na tyle mocno, żeby się nie rozpadła. To nie powinno się utrzymać, ale o dziwo, działało.

Tak samo było z płaszczem. Plecionka ze strzępów tkaniny i pokrzywowych sznurków wyglądała, jakby zaraz miała się rozpaść, ale okazała się mocna.

Nieokryte tkanką psie pazury wydawały się absurdalnie duże. Związała je razem, jakby robiła amulet, a potem doczepiła za pomocą drutu do plątaniny cieniutkich drucików.

– Pies kościany, pies drewniany… – wyszeptała. We wspomnieniach ujrzała trzy dziewczynki recytujące wyliczankę: „Pies kościany, pies drewniany, pies żywy, pies krzywy, pies łup, pies trup, do biegu gotowy, już!”.

Na komendę „bieg!” skacząca dziewczynka zaczynała przebiegać w tę i we w tę nad poruszającą się liną, przy akompaniamencie szurgotu stóp i uderzeń skakanki o ziemię. Kiedy się potykała, dziewczynki poruszające liną puszczały sznur i we trzy zaśmiewały się radośnie.

Kościany pies złożył pysk na jej przedramieniu. Nie miał uszu ani brwi, ale oczyma wyobraźni widziała jego minę, żałosną i pełną nadziei, tak typową dla psów.

– Gotowe – powiedziała w końcu. Nóż stępił się od cięcia drutu, więc musiała przez chwilę nim poruszać, zanim udało jej się skrócić końcówkę. Potem podwinęła wystający koniuszek pod staw, żeby o nic nie zahaczał. – Proszę. Mam nadzieję, że to wystarczy.

Kościany pies postawił łapę na ziemi i na próbę oparł na niej ciężar ciała. Przez moment stał przy Marze, a potem śmignął w mgłę.

Przycisnęła pięść do brzucha. O nie! Trzeba go było uwiązać. Nawet nie pomyślałam, że może uciec…

Klekot łap ucichł za białą zasłoną.

Pewnie miał jakichś właścicieli, zanim umarł. Może pobiegł ich szukać.

Bolały ją ręce. Bolało serce. Biedny głupi psiak. Pierwsza śmierć nie wystarczyła, by przekonał się, że nie wszyscy ludzie są go warci.

Marra również przekonała się o tym zbyt późno.

Spojrzała w dół z kośćmi. Opuszki pulsowały nieprzyjemnie, nie piekły, jak przy zszywaniu pokrzywowego płaszcza, ale tętniły głębszym rytmem uderzeń serca. Czerwone szramy wędrowały coraz wyżej, jedna sięgała już do nadgarstka.

Nie mogła znieść myśli o spędzeniu tu kolejnych kilku godzin na tworzeniu nowego psa.

Spuściła głowę, kryjąc twarz w obolałych dłoniach. Pożegnucha wyznaczyła jej trzy zadania. Uszyć płaszcz z sowiego sukna i pokrzyw, zbudować psa z przeklętych kości i pochwycić księżycową poświatę do słoika. Nie miała szansy podjąć próby wykonania trzeciego, skoro nie zdołała zrealizować nawet drugiego.

Trzy zadania, w zamian za które pożegnucha miała jej zdradzić sposób na zabicie księcia.

– Typowe – powiedziała sama do siebie. – Takie typowe. Udało mi się dokonać niemożliwego, ale nie pomyślałam, że psy czasem uciekają. – Z tego, co wiedziała o tych zwierzętach, jeśli kościany pies podjął trop, teraz mógł być już dziesiątki kilometrów stąd, goniąc jakiegoś kościanego królika, kościanego lisa czy kościanego jelenia.

Zaśmiała się gorzko w opuchnięte dłonie, a niedola przekształciła się, jak to często bywa, w śmiertelne znużenie. Cóż, czy nie tak to właśnie wygląda?

Tak kończą się oczekiwania, że kości będą lojalne tylko dlatego, że się je wyciągnęło z dołu i połączyło drutem. Co pies może wiedzieć o zmartwychwstaniu?

– Trzeba mu było dać kość – stwierdziła, opuszczając ręce, a wrony podchwyciły jej śmiech.

Cóż.

Skoro pożegnucha ją zawiodła – albo raczej ona pożegnuchę – musi znaleźć własny sposób. W końcu miała też matkę chrzestną, która ofiarowała jej podczas chrztu jeden, całkowicie nieprzydatny, dar. Może więc u niej znajdzie zadośćuczynienie.

Odwróciła się i noga za nogą zaczęła się wlec w stronę granicy poranionej krainy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: