Pokusy, tyle pokus - ebook
Pokusy, tyle pokus - ebook
“Prawie się pocałowaliśmy, ale odzyskałam rozsądek i cofnęłam się. Oboje jednocześnie wyszeptaliśmy niezręczne przeprosiny. Bo to był nasz wspólny błąd. Włożył ręce do kieszeni, jakby nie wiedział, co z nimi zrobić. Ja też nic już nie wiedziałam. Co by się stało, gdyby ten pocałunek doszedł do skutku? Byłyby następne? A może noc pełna zakazanego seksu?”...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8471-4 |
Rozmiar pliku: | 625 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Alice_
Zaparkowałam przy końcu długiego wąskiego podjazdu pod domem Spencera Riggsa i spojrzałam na porośniętą dzikim winem altanę. Różnokolorowe rośliny wokół domu sprawiały wrażenie eleganckiego, starannie zaplanowanego chaosu.
Starałam się nie panikować, choć Spencer nie był takim sobie ot zwykłym klientem z Nashville. To mój dawny kochanek, cień przeszłości.
Chyba miałam prawo się denerwować?
Przez chwilę siedziałam w samochodzie, gapiąc się w przednią szybę. Uwielbiany, wielokrotnie nagradzany muzyk, genialny twórca przebojów, świetna partia, przynajmniej w opinii mediów społecznościowych. Mieszkaniec pięknie odnowionego starego domu, opiekun licznych skrzywdzonych i bezdomnych psów.
Cóż, to się nazywa nowe życie…
Kiedy się znaliśmy, nie miał nawet złotej rybki w akwarium. Był barmanem i jako początkujący muzyk usiłował wciskać różnym ważniakom swoje kompozycje.
A teraz ma opinię nieosiągalnego. Musi mieć wielkie powodzenie u kobiet, ale starannie strzeże tajemnic swojego życia osobistego. Nie wymienia imion ani nazwisk, żadna też dama nie przechwalała się publicznie, że była z nim blisko.
Jako osobie, którą łączyła z nim wielka namiętność, wydaje mi się to co najmniej dziwne. Nasz pożal się Boże związek trwał zaledwie kilka miesięcy, ale Spencer w łóżku potrafił być istną bestią. Przy tym nie dawał mi poczucia bezpieczeństwa. Miałam wtedy wiele problemów, a relacja z nim jedynie je pogłębiała.
A teraz mam go ubrać do sesji zdjęciowej dla jednego z wchodzących na rynek magazynów.
Wbrew opinii redaktorów Spencer uparł się, żebym to ja była autorką stylizacji. Zapłacił mi nawet z własnej kieszeni. Nie byłam tym zachwycona, ale czy miałam wyjście? Dla osoby bez dorobku to propozycja nie do odrzucenia. Ta sesja może zmienić moje życie, bo model dla mnie zrezygnował z bardziej renomowanych kreatorów wizerunku. W dodatku do sesji zatrudniono topowego fotografa, który może docenić moją pracę.
Tłuste honorarium też nie jest dla mnie bez znaczenia. Takich pieniędzy nie widziałam na oczy, odkąd jako dziewiętnastolatka w wyniku ugody prawnej otrzymałam okrągłą sumkę. Z tym, że ta sumka zdążyła już stopnieć…
Wstrzymałam oddech, wysiadłam z samochodu i w lekkiej mżawce podeszłam do drzwi domu. Zadzwoniłam, a Spencer niemal natychmiast mi otworzył.
Jasny gwint. Po tylu latach wyglądał jeszcze lepiej. Wysoki, szczupły, z naturalną opalenizną i prostymi, sięgającymi kołnierzyka ciemnymi włosami. Głęboko osadzone, prawie czarne oczy i mocno zarysowana szczęka z trzydniowym zarostem. Wystające kości policzkowe i szerokie soczyste wargi dopełniały obrazu tej niepospolitej twarzy. Do tego gładki beżowy T-shirt, rozdarte na kolanie dżinsy i skórzane sportowe pantofle. Na lewym ramieniu widoczny był zrobiony białym tuszem tatuaż sprawiający wrażenie blizny na ciemnej skórze.
– Coś nowego? – odezwałam się.
– Co masz na myśli?
– Tatuaż.
– Ach, to – mruknął, gapiąc się na mnie, zupełnie jakby na mój widok kolana ugięły się pod nim tak samo jak w tym momencie moje. – Jak sobie radziłaś przez te lata, Alice?
– W porządku.
Poruszył się, co obudziło moje uśpione od lat libido. Od romansu z nim z nikim nie spałam. On spowodował, że przysięgłam sobie nie wiązać się z nikim, dopóki nie napotkam tego jednego jedynego. Nigdy więcej przygodnego seksu, który ma wypełniać pustkę w życiu.
– Wejdziesz? – zapytał.
Skinęłam głową. Ciekawe, jak by przyjął fakt, że teraz jestem bardzo ostrożna. Albo że rozpaczliwie pragnę zakochać się, wyjść za mąż i mieć dzieci.
Odsunął się i weszliśmy do środka.
Już na mnie nie patrzył, ale podejrzewałam, że siłą się przed tym powstrzymuje. W czasie naszego związku uprawialiśmy seks w każdym pomieszczeniu jego ówczesnego mieszkania. Jego ulubioną rozrywką było wówczas picie szotów tequili z wykorzystaniem mojego nagiego ciała. Sól zlizywał mi z pępka albo spomiędzy piersi. Żyliśmy wtedy szybko i mocno, nie wyłączając nocnych motocyklowych galopad.
Zaprowadził mnie do salonu, gdzie dominującym akcentem był lśniący czerwony fortepian. Jego mieszkanie odznaczało się staroświeckim urokiem, choć nie pozbawione było licznych nowoczesnych akcentów.
Spencer nie był rodowitym mieszkańcem Nashville, urodził się w Los Angeles. Nie znał swojego ojca. Matka wcześnie go osierociła i wtedy przeniósł się tu do ciotki i wuja. Nie lubił o tym mówić. Wiedziałam o nim równie niewiele, jak on o mnie.
– Napijesz się czegoś? – spytał, wskazując ręką barek i automat do kawy.
– Nie, dziękuję – odparłam, wygładzając fałdy ubrania, byle tylko zająć czymś ręce.
Miałam na sobie obcisłe dżinsy, wysokie buty i luźną tunikę. Mocno rozjaśnione krótkie, nierówno przycięte i nieco zmierzwione włosy miały być pamiątką po epoce punka i alternatywnego country, kiedy to spotkaliśmy się po raz pierwszy. Na żadną inną formę buntu dziś już nie miałam ochoty.
Usiadł naprzeciwko mnie. Z okien sączyło się mdłe światło pochmurnego dnia. Patrzyłam na niego i myślałam, jak by tu go ubrać. Z tego co pamiętam, nigdy nie przywiązywał wagi do ciuchów, no chyba że do moich, kiedy musiał je zdjąć.
– Polecono mi cię – odezwał się, przerywając moje myśli. – Kirby nalegał, żebym zatrudnił właśnie ciebie.
Kirby Talbot? Supergwiazda muzyki country, facet, który zniszczył moją matkę. Obiecywał, że będzie zamawiał jej kompozycje, a naprawdę chciał tylko ją przelecieć.
– Mówisz serio, Spencer?
Dobrze wiedział, że nie znoszę Kirby’ego. Facet wykorzystał moją matkę i jej pracę, olał ją, a na koniec uzyskał w sądzie wyrok zabraniający jej się z nim kontaktować. Mama nigdy się po tym nie podniosła. Ja zresztą też nie. Jej depresja położyła się cieniem na całej mojej młodości. A więc teraz Kirby chce mi to pewnie wynagrodzić. Ale ja nigdy nie zapomnę, jak przez niego cierpiałam.
– Przyjaźnicie się? – spytałam mojego byłego kochanka, marszcząc brwi.
Wiedziałam, że Spencer pisze dla Kirby’ego piosenki, ale nie miałam pojęcia, na ile są z sobą blisko.
– On jest dla mnie kimś w rodzaju mentora. Gdyby nie on, nigdy bym nie rzucił picia – odparł i utkwił we mnie wzrok.
– Leczyłeś się z alkoholizmu? – zdziwiłam się, spoglądają na zastawiony butelkami barek.
– Od lat miałem z tym problem – odparł, nie odrywając ode mnie wzroku. – Pewnie pamiętasz, że często bywałem zalany.
– Tak, ale nie uważałam tego za nałóg. Myślałam, że po prostu lubisz imprezować. – Ależ byłam głupia i naiwna! Te noce pełne dzikiego seksu, to spijanie alkoholu z mojego ciała… – Dlaczego więc trzymasz tyle wódy w barku?
– To dla gości. Już potrafię zwalczać pokusy.
Ależ to zabrzmiało… Pokusy. Tyle pokus. Jak dla mnie powietrze było teraz od nich gęste. A do nałogu, jaki by on był, łatwo się wraca.
– Od jak dawna jesteś trzeźwy? – spytałam.
– Dwa lata, trzy miesiące i pięć dni – wyrecytował, po czym wyjął z kieszeni telefon, by sprawdzić godzinę. – No i sześć godzin, plus minus – dodał, chichocząc nerwowo.
– Cieszę się, że postanowiłeś zmienić swoje życie – powiedziałam. – Ale wiesz co? Tyle razy ci mówiłam, jakim Kirby jest palantem, a ty i tak się z nim zadajesz. Mnie to się wydaje słabe. Dawniej nawet go nie znałeś.
– No tak, poznałem go już po rozstaniu z tobą. – Spojrzał na mnie spode łba. – Co miałem robić? Unikać go? On przecież od lat usiłuje naprawić zło, które ci wyrządził.
– Aha, więc fakt, że chcesz mnie zatrudnić, zawdzięczam Kirby’emu? – spytałam, prostując się na krześle. – O to w tym wszystkim chodzi?
– Nie – odparł, a jego wzrok spochmurniał jeszcze bardziej.
– To dlaczego chcesz mi dać tę pracę?
– Chyba z uwagi na dawne sentymenty – odparł, wzruszając ramionami.
Co to ma znaczyć? Był ciekaw, jak teraz wyglądam, czy co? Nie poprawił mi nastroju swoim stwierdzeniem. Poznaliśmy się na portalu randkowym, ja byłam wtedy wygłodzoną seksualnie dwudziestolatką i nie liczyłam na stały związek.
– Zaskoczyłeś mnie niemile z tym Kirbym – mruknęłam.
– Nie rozumiem, dlaczego nie możesz mu wybaczyć. – Pokręcił głową. – Przecież przeprosił za krzywdy wyrządzone twojej rodzinie nie tylko prywatnie, ale także na konferencji prasowej. Zapłacił tobie i twojej siostrze za prawa autorskie do piosenek twojej mamy i całkiem nieźle te utwory rozpropagował. Dobrze cię potraktował, dał pieniądze na start.
– Ale już ich nie mam. Studia kosztują, założenie własnej firmy też.
Nie musiał wiedzieć, że sporą część tej forsy po prostu przepuściłam na głupstwa, ale cóż, tak jest, kiedy w młodości dostanie się do ręki pierwszą w życiu większą kasę.
– Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chcesz dać Kirby’emu drugiej szansy. – Spencer nie przestawał kręcić głową. – Choćby dlatego, że jest teściem twojej siostry.
– To jeszcze nie znaczy, że mam obowiązek go zaakceptować. Mary ma łagodniejsze usposobienie niż ja.
No i jest szczęśliwa z Brandonem i dzieciakami. A ja ciągle czekam na wymarzonego faceta.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Kiedy Kirby zarekomendował mi ciebie jako stylistkę, nie wiedział, że byliśmy parą – odezwał się Spencer. – Teraz już wie, powiedziałem mu.
– Po co, do diabła?
Miałam ochotę go udusić gołymi rękami.
– Bo trudno byłoby mi udawać, że jesteś dla mnie kimś zupełnie obcym.
– I teraz on myśli, że dawno temu z sobą chodziliśmy?
– A co? Miałem mu powiedzieć, jak było naprawdę?
– Jasne, że nie! Najlepiej by było, jakbyś w tej sprawie nie puścił nawet pary z gęby.
– Starałem się przedstawić nasz związek w dobrym świetle.
– No i co z tego?
Nie chciało mi się dłużej o tym gadać.
– Wiesz co? – rzucił znienacka. – Chyba nie powinniśmy razem pracować.
Pieprzyć go, pomyślałam.
– Co? Już mnie zwalniasz? Jak sobie chcesz.
Cholera, nie zamierzam się tym przejmować.
W pełnym napięcia milczeniu, które teraz zapanowało, zaczęłam się przyglądać jego białemu tatuażowi. Wyraźnie nawiązywał do sztuki rdzennych Amerykanów. Kirby miał ze swoją kochanką Czirokezką syna Matta, Spencer też był mieszanego pochodzenia. Ale nigdy nie powiedział mi, o jakie indiańskie plemię chodzi. Zawsze mówił, że to bez znaczenia. A jednak pokrył swoje ciało rysunkami, które świadczyły, że nie jest tak do końca.
– To ciekawe – odezwałam się nieco bezczelnie. – Kirby ma syna Metysa, ty też jesteś mieszańcem. Można by pomyśleć, że jesteś jednym z jego potomków.
– Jasne. – Spencer przewrócił oczami.
– Może naprawdę jesteś jego synem? – docinałam mu. Nie dlatego, żebym wierzyła w to, co mówię, ale jakoś wzięła mnie ochota na szczucie. – Przecież to całkiem możliwe, nie musisz nawet o tym wiedzieć. Kirby był w swoim czasie tak aktywny, że na pewno ma kupę nieślubnych dzieciaków.
– Wymyślaj sobie, co chcesz – odparł, wzdychając ciężko. – Ale z punktu widzenia biologii to nie jest możliwe. Kirby jest biały, moja mama też była biała.
Z niewiadomych powodów zawsze sądziłam, że to jego matka była rdzenną Amerykanką, ale teraz okazuje się, że śniada karnacja Spencera to zasługa ojca, którego nie miał okazji poznać. Postanowiłam przełknąć dumę.
– Przepraszam, nie powinnam była tego mówić – odezwałam się i z miną zawstydzonego niewiniątka zaproponowałam mu zawieszenie broni.
Uniósł brwi i przez chwilę kazał mi czekać na odpowiedź. Każe mi się wynosić i przez swoją głupotę stracę korzystny kontrakt?
– Nieco się zmieniłaś przez te lata – odrzekł w końcu. Nie wyglądał ani na rozbawionego, ani na rozzłoszczonego. – Ale zadziorna byłaś zawsze i taka pozostałaś.
– Czyli mnie nie zwolnisz? – spytałam z pełnym nadziei uśmieszkiem.
– Raczej nie – odparł, wpatrując się w moje usta, jakby przypominał sobie ich smak.
Wstał i podszedł do baru. Mijały sekundy, a może nawet minuty. Chciałam przerwać tę ciszę, ale nie miałam nic błyskotliwego do powiedzenia. Też przypominałam sobie smak jego ust.
– Na pewno niczego nie chcesz? – zapytał. – No, do picia – wyjaśnił, widząc moją głupią minę. – Ja wezmę sobie napój imbirowy.
Właściwie zachciało mi się pić. A może tylko z tych nerwów wyschło mi w ustach?
– Poproszę o to samo – wydusiłam.
– Z lodem?
– Tak.
Podał mi szklankę z drinkiem. Lód dzwonił mi o zęby.
A on patrzył na mnie, pochylony nad barem. Wysoki, ciemny. I tak cholernie przystojny.
– Czy sesja zdjęciowa ma się odbyć tu, w twoim domu? – spytałam, gdy udało mi się nieco opanować drżenie głosu.
– Tak, chodzi o to, żeby pokazać, jak mieszkam.
Sączył swój napój bezalkoholowy otoczony butelkami mocnym trunków. Stelaż z winem też był pełny. Same zakazane owoce. Ja byłam w sumie w podobnej sytuacji. Tyle że dla mnie zakazanym owocem był nie alkohol, a Spencer. Miałam ochotę zaproponować mu przejście do sypialni, ale to byłoby szaleństwo.
– Rzucę okiem na to, co masz w szafie, okej? – zapytałam. – Łatwiej mi będzie coś zaplanować.
– Jasne. Ale uprzedzam, że znajdziesz tam głównie dżinsy. Eleganckie ciuchy to nie moja bajka.
Wstał i poprowadził mnie do drugiej, znajdującej się za wielkimi drzwiami z trawionego szkła części domu. Po drodze stwierdził, że mam fajne buty, nie precyzując, dlaczego mu się podobają. Wolałam nie wnikać.
Ściany korytarza zawieszone były oprawionymi w ramy plakatami filmowymi. Uwagę moją przykuło czarnobiałe zdjęcie Marlona Brando z filmu „Dziki”. Aktor siedział na motocyklu marki Triumph z 1950 roku. Uczyłam się o tym na studiach, mieliśmy wykłady na temat związków mody i filmu.
– Tu jest moja szafa – oznajmił Spencer, otwierając drzwi do prywatnej części domu.
W pierwszym rzędzie zauważyłam tam królewskich rozmiarów łoże na drewnianym podeście. Było przykryte brązowozłotą narzutą. W ogóle cała sypialnia miała ciepły przytulny klimat. Było tam wejście do łazienki oraz podwójne, przeszklone, prowadzące do ogrodu drzwi. Widać było przez nie basen oraz hektar lub dwa równo przyciętego trawnika.
– Masz piękny dom – powiedziałam.
Wyjrzałam na zewnątrz.
– Ta wybrukowana ścieżka prowadzi do domku gościnnego – powiedział. – Ale ja przerobiłem go na schronisko dla psów. Zatrudniam do nich kilku pracowników, korzystam też z pomocy wolontariuszy.
– Ja nie mam żadnych zwierząt – odezwałam się – ale Mary i Brandon mają Cline’a, psa razy husky. Dzieciaki go uwielbiają.
– Ja mam dwa psy.
– Naprawdę? Gdzie teraz są? – spytałam zaskoczona.
– Lubią się chować pod łóżkiem – odparł konspiracyjnym szeptem. Uśmiechnął się, po czym już normalnym głosem dodał: – Sprawdzają cię, badają, czy można ci zaufać. To były pierwsze uratowane przeze mnie bezdomniaki. Przywiązałem się do nich, więc je adoptowałem.
Z ciekawością spojrzałam na łóżko. Faktycznie wystawały spod niego dwa białe pyszczki.
– Śliczne – powiedziałam. – Wyglądają jak dwa mopy z oczkami.
– To maltańczyki, normalnie bardzo odważne psiaki, ale Cookie i Candy są po przejściach. Jak już się do ciebie przyzwyczają, ujrzysz ich zupełnie nieznane oblicza.
– Jak długo mam na to czekać?
– Nie wiem, różnie to z nimi bywa. Jeśli cię zaakceptują do czasu sesji, mogą wystąpić na zdjęciach. Już raz były fotografowane i nawet polubiły fotografa.
– To świetnie. – Do sesji pozostał jeszcze prawie miesiąc, psy będą miały czas na oswojenie się także ze mną. – Rozmawiałeś już z fotografem o motywie przewodnim sesji?
– Tak. – Spencer skrzywił się lekko. – Mówił, że chcą iść w coś w rodzaju z lekka nawróconego buntownika czy zepsutego chłopaka.
– A ty, widzę, nie jesteś tym zachwycony.
– Nie, dlaczego? Dziś każdy ma jakąś etykietkę.
– Okej, w takim razie o stylizacji pomyślę też pod tym kątem. – W końcu nikt lepiej ode mnie nie wie, jak bardzo potrafisz był zepsuty, pomyślałam. – Pokaż mi wreszcie te swoje ciuchy.
Pomieszczenie służące za garderobę było wielkości pokoju. Gdy się tam znaleźliśmy, miałam ochotę zgasić światło i przycisnąć wargi do jego ust. Po raz pierwszy z chłopakiem całowałam się właśnie w szafie. Ale to nie było to co później ze Spencerem…
Jego ubrania miały świeży i przyjemny zapach. I mówił prawdę – były to głównie granatowe dżinsy.
– Mam też kilka garniturów – dodał, wskazując wiszące pokrowce.
Kiedy rozpinałam ich suwaki, by sprawdzić metki, poczułam się, jakbym rozbierała samego Spencera. Ech, wspomnienia…
Przyglądał mi się.
– Jak na osobę, która jakoby nie lubi szpanerskich ciuchów, masz świetny gust – odezwałam się. Wszystkie jego garnitury były nienagannie skrojone i pochodziły z Włoch. Musiał wydać na nie kupę kasy.
Wzruszył ramionami, po czym powiedział:
– Jak byłem mały, ciotka i wujek stroili mnie, kiedy mieli przyjść goście. Przywiązywali wagę do szczegółów. Coś mi widać z tego zostało. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale oni byli obrzydliwie bogaci.
Rzeczywiście, zaskoczył mnie. Nie przypuszczałam, że wychowywał się w uprzywilejowanym środowisku.
– Ile lat miałeś, kiedy wzięli cię do siebie?
– Dziesięć. Wtedy umarła moja mama.
Jeszcze dziś w jego głosie pobrzmiewał smutek. Dobrze go rozumiałam. Moja biedna mama zmarła na atak serca, kiedy miałam osiemnaście lat i nie ma dnia, żeby mi jej nie brakowało. Wolę wspominać ją taką, jaką była, zanim Kirby wpędził ją w depresję. Ale to nie jest łatwe. Kiedy jej życie zaczęło się sypać, miałam zaledwie jedenaście lat. Wtedy też zaczęłam przejawiać buntownicze zachowania. W liceum uchodziłam za zwariowaną i… łatwą.
– Dzieci nie powinny tracić rodziców – zauważyłam.
– Tak. Moja mama marzyła o byciu aktorką, a przyszło jej pracować w domach towarowych. Głównie na stoiskach z perfumami. A ciotka i wujek byli światowymi potentatami na rynku nieruchomości. Po śmierci mamy zamieszkałem u nich w ogromnej rezydencji w Hidden Hills. To takie strzeżone osiedle w LA.
– Brzmi snobistycznie.
– Oj tak, nauczyli mnie, jak należy się właściwie zachowywać. Znam co najmniej dwadzieścia sposobów wiązania krawata.
Czy to właśnie dlatego zaczął się buntować?
– E tam! – Machnęłam ręką lekceważąco. – Ja znam ze trzydzieści. Węzły, krawaty, drapowanie szala, te sprawy nie mają dla mnie tajemnic.
– Szkoda, mogliśmy spróbować kiedyś seksu z krępowaniem partnera – zażartował.
– To nie jest śmieszne – odparłam, ale mój chichot zaprzeczył tym słowom. W końcu on to powiedział, żeby zmienić temat i rozluźnić nastrój.
Skończywszy przegląd garniturów, wzięłam się za inne rzeczy. Znalazłam kilka kurtek motocyklowych z dobrej jakościowo skóry. Na górnej półce wśród obuwia dostrzegłam parę znoszonych, ale wspaniałych kowbojek, podobnych do tych, jakie w „Dzikim” nosił Marlon Brando.
– Ciągle jeździsz na motorach?
– Zgadłaś. Harleye to moja pasja.
– A konie?
Pokiwał głową.
– Za schroniskiem dla psów mam stajnię, a w niej dwa przepiękne konie maści palomino. Przecież wiesz, że lubię kolor blond – powiedział, patrząc na mnie wymownie.
Dosłownie pożerał mnie wzrokiem. Zrobiło mi się gorąco i duszno. Wyszliśmy z garderoby i po chwili niezręcznego milczenia podeszłam do przeszklonych drzwi.
– O, znowu pada – zauważyłam.
Najchętniej wyszłabym teraz na zewnątrz i dała się obmyć deszczowi.
– A miało nie padać aż do jutra – mruknął, podchodząc do mnie.
Staliśmy tak długo ramię w ramię. Nawet psy wychynęły spod łóżka i przyglądały się nam, ciekawe, co zrobimy.
– I co teraz? – zapytał Spencer.
– Ustalimy budżet i zrobię zakupy – odparłam, zakładając, że miał na myśli pracę nad sesją zdjęciową. – Poprzymierzasz wszystko i coś wybierzemy. Oczywiście użyjemy też części tych ubrań, które już masz.
Przede wszystkim tych buciorów na motocykl, pomyślałam, są tak cudownie poobijane.
– Teraz zdejmę z ciebie miarę – ciągnęłam. – Nie mogę się opierać na informacjach z metek.
– W porządku – odparł.
Przesunął stopę i jeden z psiaków położył łapę na jego bucie. Spencer wziął zwierzę na ręce i zaczął głaskać. Ja nie miałam na to odwagi, to by mnie za bardzo do niego zbliżyło. Już myśl o dokładnym zmierzeniu jego ciała napawała mnie strachem.
Przysięgłam wszak sobie, że nie dopuszczę do intymności z nikim, jeśli nie będę miała przekonania o szansie na trwały związek.
A jednak teraz owładnęły mną fantazje na temat dzikiego seksu z moim dawnym kochankiem.
Czyżby Spencer miał nadzwyczajną moc przemienienia mnie na powrót w lekkomyślną dzierlatkę, jaką byłam niegdyś? Mam nadzieję, że tak nie jest.
Miło jednak byłoby się o tym przekonać na własnej skórze, pomyślałam bezwstydnie.