Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pół króla - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
28 czerwca 2023
Ebook
37,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
37,90

Pół króla - ebook

Pierwszy tom najlepszego cyklu Abercrombiego. Nagroda LOCUSA dla najlepszej powieści Young Adult!

Książę Yarvi chce odzyskać czarny tron. Najpierw jednak musi stawić czoło okrucieństwu i srogiemu morzu. I to mając tylko jedną sprawną rękę!

W oczach świata jest słaby. Dlatego musi z umysłu uczynić zabójczą broń.

Ma u boku lojalnych przyjaciół, lecz zawiła ścieżka, którą kroczy, może się zakończyć tym, czym się rozpoczęła – niespodziewanym zwrotem, zasadzką i śmiercią króla.

„To mój ulubiony Abercrombie!” - Patrick Rothfuss, autor „Kronik królobójcy”

„Wartka opowieść, która wciągnęła mnie od pierwszej strony i nie puściła do końca” - George R.R. Martin.

Kategoria: Sensacja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8338-759-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WIĘKSZE DOBRO

Srogi wiatr wiał tego wie­czoru, gdy Yarvi dowie­dział się, że został kró­lem… a raczej półkró­lem.

Get­to­wie nazy­wali taki wiatr szu­ka­ją­cym, bo znaj­do­wał każdą szcze­linę i dziurkę od klu­cza, z jękiem zaga­nia­jąc okrutny ziąb Matki Wód do ludz­kich sie­dzib, nawet gdy w pale­ni­skach buzo­wał ogień, a domow­nicy sie­dzieli zbici w gro­madę.

Szar­pał okien­ni­cami wąskich okien w kom­na­tach Matki Gun­dring i stu­kał oku­tymi żela­zem drzwiami o fra­mugę. Draż­nił pło­mie­nie, które syczały i trza­skały ze zło­ścią, rzu­ca­jąc szpo­nia­ste cie­nie wią­zek ziół na ściany i oświe­tla­jąc migo­tli­wym bla­skiem korzeń w sęka­tych pal­cach Matki Gun­dring.

– A to?

Przy­po­mi­nał zwy­kłą grudkę ziemi, ale Yarvi już go znał.

– Korzeń czar­no­ję­zycz­nicy.

– W jakim celu mini­ster po niego sięga, mój książę?

– Mini­ster ma nadzieję, że ni­gdy nie będzie musiał go użyć. Ugo­to­wany w wodzie roz­pusz­cza się i nie ma smaku, ale to naj­strasz­niej­sza tru­ci­zna.

Matka Gun­dring odło­żyła korzeń.

– Mini­stro­wie cza­sem są zmu­szeni się­gać po mroczne rze­czy.

– Mini­stro­wie zawsze powinni szu­kać mniej­szego zła – powie­dział Yarvi.

– I ważyć więk­sze dobro. Pięć pra­wi­dło­wych odpo­wie­dzi na pięć pytań. – Matka Gun­dring z apro­batą poki­wała głową i Yarvi zaru­mie­nił się z zado­wo­le­nia. Stara mini­ster Get­tlandu nikogo nie chwa­liła bez powodu. – A pod­czas egza­minu zada­nia będą łatwiej­sze.

– Pod­czas egza­minu… – Yarvi ner­wowo potarł znie­kształ­coną dłoń kciu­kiem zdro­wej.

– Zdasz.

– Nie ma takiej pew­no­ści.

– Rolą mini­stra jest nie­ustan­nie wąt­pić…

– …i zara­zem spra­wiać wra­że­nie pew­nego – dokoń­czył za nią.

– A widzisz! Dobrze cię znam. – To była prawda. Nikt nie znał go lepiej, nawet jego bli­scy. Zwłasz­cza oni. – Ni­gdy nie mia­łam bystrzej­szego ucznia. Zdasz za pierw­szym podej­ściem.

– I prze­stanę być księ­ciem Yarvim. – Ta myśl spra­wiła, że poczuł ulgę. – Nie będę miał rodziny ani suk­ce­sji.

– Sta­niesz się Bra­tem Yarvim, a twoją rodziną będzie Mini­ster­stwo. – Blask ognia pod­kre­ślił zmarszczki wokół oczu Matki Gun­dring, gdy się uśmiech­nęła. – Twoją suk­ce­sją będą zioła i księgi, i mądre słowa. Będziesz zapa­mię­ty­wał i dora­dzał, leczył i mówił prawdę, zgłę­biał taj­niki życia i umiał w każ­dym języku otwie­rać drzwi przed Ojcem Poko­jem. Tak jak ja bez­u­stan­nie pró­buję to robić. Nie ma szla­chet­niej­szego zada­nia, bez względu na bzdury, jakie plotą na placu ćwi­czeń głupcy, któ­rym mię­śnie dła­wią rozum.

– Trud­niej ich igno­ro­wać, gdy się stoi na tym placu razem z nimi.

– Ha! – Splu­nęła w ogień. – Gdy zdasz egza­min, będziesz tam musiał cho­dzić tylko po to, żeby łatać łby poroz­bi­jane w zbyt ostrych zaba­wach. A w końcu przej­miesz moją laskę. – Ruchem głowy wska­zała zwę­ża­jące się ku dołowi insy­gnium z elf-metalu peł­nego wypu­stek i nacięć, które stało oparte o ścianę. – Pew­nego dnia zasią­dziesz przy Czar­nym Tro­nie jako Ojciec Yarvi.

– Ojciec Yarvi. – Chło­pak ner­wowo obró­cił się na stołku. – Nie jestem dość mądry. – Tak naprawdę chciał powie­dzieć, że nie jest dość odważny, ale nie był dość odważny, aby się do tego przy­znać.

– Mądrość można zdo­być, mój książę.

Pod­niósł lewą dłoń do świa­tła.

– A ręce? Czy je też można zdo­być?

– Brak ci ręki, ale otrzy­ma­łeś od bogów bar­dziej nie­zwy­kłe dary.

– Masz na myśli to, że ład­nie śpie­wam? – prych­nął.

– Mię­dzy innymi. A także twój bystry umysł, empa­tię i siłę… tyle że taką, która czyni z czło­wieka wspa­nia­łego mini­stra, a nie wspa­nia­łego króla. Pobło­go­sła­wił cię sam Ojciec Pokój. Zapa­mię­taj raz na zawsze: sil­nych męż­czyzn jest co nie­miara, a mądrych nie­wielu.

– Może dla­tego kobiety są lep­szymi mini­strami.

– I lepiej parzą her­batę… prze­waż­nie. – Gło­śno sior­biąc, upiła łyk z kubka, który przy­no­sił jej każ­dego wie­czoru, i raz jesz­cze poki­wała głową z apro­batą. – Parze­nie her­baty jest jed­nym z wielu nie­zwy­kłych talen­tów, jakie posia­dasz.

– Oto dzieło godne boha­tera. Prze­sta­niesz mi schle­biać, gdy z księ­cia stanę się zwy­kłym mini­strem?

– Będę cię chwa­liła, gdy na to zasłu­żysz, a gdy nie, twoje sie­dze­nie jesz­cze lepiej zazna­jomi się z moim butem.

Yarvi wes­tchnął.

– Nie­które rze­czy ni­gdy się nie zmie­nią.

– Zabierzmy się lepiej do histo­rii. – Matka Gun­dring wzięła jedną z ksiąg z półki. Osa­dzone w grzbie­cie kamie­nie bły­snęły czer­wie­nią i zie­le­nią.

– Teraz? Muszę wstać tak wcze­śnie jak Matka Słońce, żeby nakar­mić twoje gołę­bie. Mia­łem nadzieję, że będę mógł się wyspać, zanim…

– Pozwolę ci się wyspać, kiedy zdasz egza­min.

– Na pewno nie.

– Masz rację. – Pośli­niła palec i zaczęła prze­wra­cać kartki z sze­le­stem wie­ko­wego papieru. – Powiedz mi, mój książę, na ile odłam­ków elfy roz­biły Bóstwo.

– Na czte­ry­sta dzie­więć. Czte­ry­stu Małych Bogów, sze­ściu Wiel­kich Bogów, pierw­szego męż­czy­znę i pierw­szą kobietę oraz Śmierć, która strzeże Ostat­nich Wrót. Ale to chyba pyta­nie do modło-tka­cza, a nie do mini­stra.

Matka Gun­dring cmok­nęła z nie­za­do­wo­le­niem.

– Mini­ster powi­nien posiąść całą wie­dzę, bo kon­tro­lo­wać możemy jedy­nie to, co jest nam znane. Wymień sze­ściu Wiel­kich Bogów.

– Matka Wód i Ojciec Ziemi, Matka Słońce i Ojciec Księ­życ, Matka Wojna i…

Prze­rwał mu głu­chy stuk drzwi, które otwo­rzyły się gwał­tow­nie. Do kom­naty wdarł się podmuch i pło­mie­nie pale­ni­ska drgnęły nie­spo­koj­nie – tak jak Yarvi – rzu­ca­jąc znie­kształ­cone bły­ski na setki sło­jów i bute­lek na pół­kach. Jakaś postać nie­zdar­nie wspięła się po schod­kach. Wiązki ziół zako­ły­sały się za nią jak wisielcy.

To był stryj Yarviego, Odem. Mokre od desz­czu włosy oble­piały mu bladą twarz, a pierś uno­siła się ciężko. Spoj­rzał na bra­tanka sze­roko otwar­tymi oczami i otwo­rzył usta, ale nie dobył się z nich żaden dźwięk. Nawet osoba pozba­wiona daru empa­tii zorien­to­wa­łaby się, że przy­niósł złe wie­ści.

– O co cho­dzi? – wydu­kał Yarvi ze ści­śnię­tym gar­dłem.

Stryj padł na kolana i oparł dło­nie na brud­nej sło­mie na posadzce. Nisko pochy­lił głowę i ochry­płym gło­sem wypo­wie­dział tylko dwa słowa:

– Naj­mi­ło­ściw­szy panie.

I Yarvi pojął, że jego ojciec i brat nie żyją.OBOWIĄZEK

Nie wyglą­dali na nie­ży­wych.

Raczej na bar­dzo bla­dych. Leżeli na chłod­nych kamien­nych pły­tach w zim­nej sali, przy­kryci cału­nami po pachy i z lśnią­cymi mie­czami na pier­siach. Yarvi miał wra­że­nie, że wargi brata za chwilę drgną przez sen, a ojciec otwo­rzy oczy i spoj­rzy na młod­szego syna z tą samą co zawsze pogardą. Oni jed­nak trwali w bez­ru­chu. Już na zawsze.

Śmierć otwo­rzyła przed nimi Ostat­nie Wrota, a zza nich nikt nie wra­cał.

– Jak do tego doszło? – usły­szał w progu matkę. Mówiła opa­no­wa­nym gło­sem. Jak zawsze.

– Zdrada, naj­ja­śniej­sza pani – wyszep­tał stryj Odem.

– Już nie jestem kró­lową.

– Rze­czy­wi­ście… wybacz, Laith­lin.

Yarvi deli­kat­nie dotknął dłoni ojca. Taka zimna. Nie przy­po­mi­nał sobie, kiedy ostat­nio go doty­kał. Może ni­gdy? Za to dobrze pamię­tał, kiedy ostatni raz roz­ma­wiali bez pustych słów. Przed wie­loma mie­sią­cami.

„Męż­czy­zna macha kosą i topo­rem”, oznaj­mił mu wtedy ojciec. „Męż­czy­zna cią­gnie wio­sło i wiąże węzły. Przede wszyst­kim jed­nak męż­czy­zna trzyma tar­czę. Zna swoje miej­sce w sze­regu. Staje obok przy­bocz­nego, ramię przy ramie­niu. Co to za męż­czy­zna, który nie jest w sta­nie zro­bić żad­nej z tych rze­czy?”

„Nie pro­si­łem prze­cież o pół ręki”, odparł Yarvi, uwię­ziony w tej samej pułapce co zwy­kle, na udep­ta­nej ziemi, mię­dzy upo­ko­rze­niem i wście­kło­ścią.

„A ja nie pro­si­łem o pół syna”.

Teraz król Uth­rik był mar­twy, a jego kró­lew­ski dia­dem – pośpiesz­nie zmniej­szony – tkwił na gło­wie Yarviego. Tak cienka opa­ska ze złota nie powinna cią­żyć oło­wiem.

– Chcę wie­dzieć, jak zgi­nęli – ode­zwała się jego matka.

– Poje­chali nego­cjo­wać rozejm z Grom-gil-Gor­mem.

– Z prze­klę­tymi Van­ste­rami nie ma co gadać o rozej­mach – roz­legł się niski głos Hurika, któ­rego Laith­lin wybrała na swoją Tar­czę.

– Musimy ich pomścić – oznaj­miła.

Stryj Yarviego pró­bo­wał zaże­gnać burzę.

– Mamy teraz czas żałoby. Poza tym Naj­wyż­szy Król zabro­nił pro­wa­dzić wojny, dopóki…

– Zemsta! – Głos Laith­lin był ostry jak odła­mek szkła. – Szybka jak bły­ska­wica, bez­li­to­sna jak ogień.

Yarvi powoli prze­niósł wzrok na ciało brata. Szybki i bez­li­to­sny – taki wła­śnie był. Z mocno zary­so­waną szczęką, potęż­nym kar­kiem i cie­niem pierw­szego zaro­stu, który zapo­wia­dał brodę ciemną jak u ojca. Zupeł­nie nie­po­dobny do młod­szego brata. Kochał Yarviego na swój spo­sób. Tyle że bole­sna była ta bra­ter­ska miłość. Każde klep­nię­cie w ramię gra­ni­czyło z cio­sem. Jedy­nie gor­szego od sie­bie można darzyć takim uczu­ciem.

– Zemsta! – wark­nął Hurik. – Van­ste­ro­wie muszą zapła­cić.

– Niech będą prze­klęci – oświad­czyła matka Yarviego. – Naszych ludzi trzeba zmu­sić do posłu­chu. Poka­zać im, że nowy król ma w sobie żelazo. Kiedy radzi padną przed nim na kolana, przyj­dzie czas, aby Matka Wód wez­brała od łez.

Stryj Yarviego wes­tchnął ciężko.

– Niech więc będzie zemsta. Tylko czy on jest na to gotowy, Laith­lin? Ni­gdy nie rwał się do walki…

– Teraz musi do niej sta­nąć, nie ma wyboru – ucięła matka. Wszy­scy zawsze roz­ma­wiali przy Yarvim tak, jakby był głu­chy, a nie tylko nie miał spraw­nej ręki. Nawet jego nie­spo­dzie­wane wstą­pie­nie na tron nie wyle­czyło ich z tego nawyku. – Poczyń­cie przy­go­to­wa­nia.

– Gdzie ude­rzymy? – spy­tał Hurik.

– Nie miej­sce jest ważne, lecz sam atak. Zostaw­cie nas teraz samych.

Yarvi usły­szał trzask zamy­ka­nych drzwi i odgłos mięk­kich kro­ków matki po zim­nej posadzce.

– Prze­stań pła­kać – naka­zała.

Dopiero w tym momen­cie pojął, że ma mokre oczy. Otarł je i pocią­gnął nosem. Ogar­nął go wstyd. Cią­gle się cze­goś wsty­dził.

Chwy­ciła go za ramiona.

– Wypro­stuj się, Yarvi.

– Prze­pra­szam – powie­dział, pró­bu­jąc wypiąć pierś, tak jak to robił jego brat. Cią­gle za coś prze­pra­szał.

– Jesteś teraz kró­lem. – Laith­lin popra­wiła prze­krzy­wioną klamrę pele­ryny syna, pod­jęła próbę ujarz­mie­nia jego jasnych wło­sów, krótko ostrzy­żo­nych, lecz i tak nie­sfor­nych, a w końcu chłod­nymi opusz­kami pal­ców dotknęła jego policzka. – Ni­gdy nie wolno ci prze­pra­szać. Masz przy­pa­sać miecz swo­jego ojca i popro­wa­dzić najazd na Van­ste­rów.

Yarvi gło­śno prze­łknął ślinę. Per­spek­tywa udziału w walce zawsze napeł­niała go stra­chem. A teraz miał sta­nąć na czele wojsk…

Odem zauwa­żył jego prze­ra­że­nie.

– Nie odstą­pię cię na krok, miło­ściwy królu, będę zawsze przy tobie, z tar­czą w goto­wo­ści. Zamie­rzam słu­żyć ci wszelką pomocą.

– Dzię­kuję – wymam­ro­tał Yarvi.

Pra­gnął jedy­nie poje­chać do Ske­ken i zdać egza­min na mini­stra, trzy­mać się w cie­niu, a nie zostać wypchnięty na pierw­szy plan. Tyle że tamte marze­nia roz­pa­dły się w pył. Jego nadzieje roz­kru­szyły się jak źle zmie­szane spo­iwo.

– Naj­pierw Grom-gil-Gorm zapłaci za to, czego się dopu­ścił – powie­działa matka. – Potem poślu­bisz swoją kuzynkę.

Led­wie zdo­był się na odwagę, żeby spoj­rzeć w jej szare jak żelazo oczy. Musiał tro­chę zadrzeć głowę, bo wciąż była od niego wyż­sza.

– Jak to?

Palce deli­kat­nie przy­trzy­mu­jące jego brodę zaci­snęły się moc­niej.

– Posłu­chaj mnie uważ­nie, Yarvi. Jesteś kró­lem. Wpraw­dzie żadne z nas tego nie pra­gnęło, ale nie mamy wyboru. W tobie pokła­damy całą nadzieję w chwili, gdy sto­imy na skraju prze­pa­ści. Ludzie nie darzą cię sza­cun­kiem. Masz nie­wielu sprzy­mie­rzeń­ców. Dla­tego musisz zjed­no­czyć nasz ród i poślu­bić Isriun, córkę Odema, tak jak miał to zro­bić twój brat. Wszystko już zostało omó­wione. Decy­zja zapa­dła.

Stryj Odem bły­ska­wicz­nie zrów­no­wa­żył chłód cie­płem.

– Naj­wyż­szym zaszczy­tem będzie dla mnie, jeśli zgo­dzisz się przy­jąć mnie za teścia, naj­mi­ło­ściw­szy panie, i nasze rodziny na zawsze się połą­czą.

Yarvi zwró­cił uwagę, że nikt nie wspo­mniał o uczu­ciach Isriun. Ani jego.

– Ale…

Czoło matki zmarsz­czyło się gniew­nie. Zmru­żyła oczy. Nie­raz widy­wał, jak samym spoj­rze­niem budziła lęk w naj­więk­szych boha­te­rach, a on nie był boha­te­rem.

– Mia­łam poślu­bić two­jego stryja Uthila, który wła­dał mie­czem z takim kunsz­tem, że do dziś wojow­nicy mówią o nim szep­tem. To on miał zostać kró­lem. – Głos jej się zała­mał, jak gdyby mówie­nie o tym spra­wiało jej ból. – Gdy Matka Wód zabrała go do sie­bie i usy­pano mu na brzegu pusty kur­han, zamiast niego poślu­bi­łam two­jego ojca. Musia­łam zapo­mnieć o uczu­ciach i wypeł­nić obo­wią­zek. Teraz kolej na cie­bie.

Yarvi ponow­nie spoj­rzał na swo­jego przy­stoj­nego brata. Zasta­na­wiał się, jak matka może z takim spo­ko­jem snuć plany, gdy tuż obok leżą ciała jej męża i syna.

– Nie opła­ku­jesz ich?

Jej twarz wykrzy­wiła się nie­spo­dzie­wa­nie. Pre­cy­zyj­nie uło­żone piękno pękło, wargi się roz­chy­liły, odsła­nia­jąc zęby, a powieki zaci­snęły. Na jej szyi uka­zały się powrozy żył. Yarvi nie wie­dział, czy zaraz go ude­rzy, czy zacznie zawo­dzić i szlo­chać. Nie miał poję­cia, co by go bar­dziej prze­ra­ziło. Tym­cza­sem Laith­lin ode­tchnęła głę­boko, odsu­nęła luźne pasmo zło­tych wło­sów i znowu stała się sobą.

– Przy­naj­mniej jedno z nas musi się zacho­wy­wać jak na męż­czy­znę przy­stało – oznaj­miła, po czym z iście kró­lew­ską gra­cją odwró­ciła się i wyszła.

Zaci­snął pię­ści… a raczej jedną pięść, bo w dru­giej mógł jedy­nie zewrzeć kciuk z wykrę­co­nym kiku­tem palca wska­zu­ją­cego.

– Dzię­kuję ci za słowa pokrze­pie­nia, matko.

Jak zawsze poczuł złość dopiero wtedy, gdy nie mogła mu się już na nic przy­dać.

Stryj zbli­żył się do niego.

– Wiesz prze­cież, że matka cię kocha – prze­mó­wił uspo­ka­ja­jąco jak do spło­szo­nego źre­bię­cia.

– Doprawdy?

– Musi być silna. Robi to dla cie­bie. Dla kraju. Dla two­jego ojca.

Yarvi ode­rwał wzrok od kata­falku swo­jego rodzica i spoj­rzał na stryja. Tacy podobni, a tak różni.

– Dzię­kuję bogom, że tu jesteś – wychry­piał. Słowa z tru­dem prze­cho­dziły mu przez gar­dło. Przy­naj­mniej liczył się jesz­cze dla kogoś z rodziny.

– Bar­dzo mi przy­kro, Yarvi. Wierz mi. – Odem poło­żył dłoń na ramie­niu bra­tanka. W jego oczach bły­snęły łzy. – Ale Laith­lin ma rację. Musimy się kie­ro­wać dobrem Get­tlandu… zapo­mnieć o wła­snych uczu­ciach.

– Wiem. – Yarvi wes­tchnął prze­cią­gle.

Jego uczu­cia nie były brane pod uwagę, odkąd pamię­tał.SPOSÓB NA ZWYCIĘSTWO

Keim­dal, poćwi­czysz z kró­lem.

Yarvi z tru­dem zdu­sił głu­pawy chi­chot, kiedy zdał sobie sprawę, że mistrz mówi o nim. Osiem­dzie­się­ciu mło­dych wojow­ni­ków praw­do­po­dob­nie robiło to samo co on. A już na pewno mieli zacząć tłu­mić śmiech, patrząc, jak ich nowy władca wal­czy. Oczy­wi­ście wie­dział, że jemu minie wtedy weso­łość.

Teraz wszy­scy oni byli jego pod­da­nymi. Słu­żyli mu. Przy­się­gali wal­czyć na śmierć i życie, gdyby sobie tego zaży­czył. Mimo to wyczu­wał ich wrogą pogardę wyraź­niej, niż gdy stał przed nimi jako zwy­kły chło­pak.

Wciąż się nim czuł. Może nawet bar­dziej.

– To dla mnie wielki zaszczyt. – Keim­dal wystą­pił z sze­regu. Nie spra­wiał wra­że­nia szcze­gól­nie zaszczy­co­nego. W kol­czu­dze poru­szał się swo­bod­nie jak panna w lek­kiej sukni. Wziął tar­czę i drew­niany miecz do ćwi­czeń. Ze świ­stem wyko­nał kilka groź­nych zama­chów. Był led­wie rok star­szy od Yarviego, ale wyglą­dał tak, jakby miał nad nim prze­wagę pię­ciu lat – o pół głowy wyż­szy, znacz­nie szer­szy w barach, dum­nie obno­szący się z rudą szcze­ciną na kan­cia­stej szczęce.

– Jesteś gotów, naj­mi­ło­ściw­szy panie? – wyszep­tał Odem pro­sto do ucha Yarviego.

– Chyba widać, że nie – syk­nął chło­pak, wie­dząc, że nie ma od tego ucieczki. Król Get­tlandu powi­nien być wier­nym synem Matki Wojny, nawet jeżeli zupeł­nie się do tego nie nada­wał. Yarvi miał za zada­nie dowieść zgro­ma­dzo­nym wokół wojow­ni­kom, że jed­no­ręki władca nie przy­nie­sie im wstydu. Musiał zna­leźć jakiś spo­sób, aby zwy­cię­żyć. „Zawsze jest jakiś spo­sób”, mawiała matka.

Tym razem pomimo nie­wąt­pli­wych zalet, jakimi były bystry umysł, empa­tia i ładny głos, nie potra­fił nic wymy­ślić.

Tego dnia ćwi­cze­nia odby­wały się na plaży. Na pia­sku nakre­ślono kwa­drat o boku dłu­go­ści ośmiu kro­ków i w każ­dym naroż­niku wbito w zie­mię włócz­nię. Tre­ning urzą­dzano codzien­nie w innym miej­scu – na ska­łach, w lesie, na mokra­dłach, w naj­węż­szych ulicz­kach Thorlby, a nawet w rzece – ponie­waż każdy get­tlandzki męż­czy­zna musiał wszę­dzie dawać sobie radę. Bądź ni­gdzie – tak jak to było w przy­padku Yarviego.

W rejo­nie Morza Drzazg bitwy toczyły się głów­nie na jego suro­wych brze­gach, dla­tego wła­śnie tam naj­czę­ściej odby­wały się ćwi­cze­nia. Yarvi nały­kał się pod­czas nich tyle pia­sku, że star­czy­łoby go na łachę dość wielką, aby osiadł na niej lang­skip. Kiedy Matka Słońce kryła się za wzgó­rza, wojow­nicy ćwi­czyli po kolana w sło­nej wodzie, teraz jed­nak odpływ zabrał morze daleko za wielką piasz­czy­stą połać upstrzoną lustrami kałuż. Jedyną wil­goć niósł wiatr, który bez­li­to­śnie roz­py­lał w powie­trzu słone kro­ple. Poza tym Yarvi oble­wał się potem pod kol­czugą, do któ­rej cię­żaru nie był przy­zwy­cza­jony.

Bogo­wie, jakże on nie­na­wi­dził tej kol­czugi… i mistrza Hun­nana, który od lat pastwił się nad nim bar­dziej niż inni. Nie cier­piał mie­czów i tarcz, a ćwi­cze­nia napa­wały go odrazą. Nie zno­sił też wojow­ni­ków, dla któ­rych nakre­ślony na ziemi kwa­drat był dru­gim domem. Ale najbar­dziej nie­na­wi­dził swo­jej bez­u­ży­tecz­nej ręki, przez którą ni­gdy nie mógł się stać jed­nym z nich.

– Zwra­caj uwagę na pracę nóg, naj­ja­śniej­szy panie – pora­dził po cichu Odem.

– Nie moje nogi są pro­ble­mem – wark­nął Yarvi. – Przy­naj­mniej stopy mam dwie.

Nie miał w ręku mie­cza od nie­mal trzech lat. Cały czas spę­dzał w kom­na­tach Matki Gun­dring, zgłę­bia­jąc taj­niki zie­lar­stwa i pozna­jąc języki, jakimi mówiono w odle­głych kra­inach. Znał wszyst­kie imiona Małych Bogów i wielką wagę przy­wią­zy­wał do kali­gra­fii. Pod­czas gdy on uczył się opa­try­wa­nia ran, ci chłopcy… a wła­ści­wie męż­czyźni – co uświa­do­mił sobie, czu­jąc w ustach kwa­śny posmak – cały wysi­łek wkła­dali w naukę tego, jak je zada­wać.

Odem pocie­sza­jąco klep­nął bra­tanka w ramię, czym nie­mal go prze­wró­cił.

– Trzy­maj tar­czę przed sobą. Cze­kaj na swoją szansę.

Yarvi prych­nął. Gdyby rze­czy­wi­ście zamie­rzał cze­kać na swoją szansę, wszyst­kich poto­piłby przy­pływ. Tar­czę przy­wią­zano mu do wiot­kiego przed­ra­mie­nia żało­sną masą rze­mieni. Kciuk i palec zaci­snął na ima­czu. Ramię paliło go od wysiłku, jakiego wyma­gało samo utrzy­ma­nie tej prze­klę­tej osłony.

– Nasz król przez jakiś czas nie zaszczy­cał areny walk swoją obec­no­ścią – zawo­łał mistrz Hun­nan z taką miną, jakby te słowa miały gorzki smak. – Dla­tego dziś zaczniemy spo­koj­nie.

– Posta­ram się za bar­dzo nie potur­bo­wać prze­ciw­nika! – krzyk­nął Yarvi.

Od strony zebra­nych dobie­gły go poje­dyn­cze śmie­chy, ale wyda­wało mu się, że sły­szy w nich nutę pogardy. W walce żarty nie zastą­pią moc­nych ścię­gien i zdro­wej ręki. Spoj­rzał w oczy Keim­dala i zoba­czył w nich pew­ność. Pró­bo­wał wmó­wić sobie, że sil­nych jest bez liku, a mądrych nie­wielu, ale powta­rzane w myślach słowa brzmiały nie­szcze­rze.

Mistrz Hun­nan nawet się nie uśmiech­nął. Nie było żartu tak śmiesz­nego, dziecka tak roz­kosz­nego ani kobiety tak pięk­nej, aby wygiąć te wargi z żelaza. Spoj­rzał na Yarviego prze­cią­gle, ze źle skry­waną pogardą, którą darzył wcze­śniej księ­cia, a teraz króla.

– Zaczy­naj­cie! – szczek­nął.

Jeśli szyb­kość rów­nała się lito­ści, całe star­cie było wielce lito­ściwe.

Pierw­szy cios tra­fił w zasłonę Yarviego, wyrwał imacz z jego sła­bej ręki i pchnął tar­czę tak, że jej brzeg ude­rzył go w usta. Młody władca się zachwiał. Jakiś okruch instynktu pomógł mu odbić dru­gie ude­rze­nie, tak że ześli­zgnęło się po ramie­niu i ode­brało mu czu­cie w ręce. Trze­ciego nawet nie zauwa­żył, poczuł za to ostry ból w kostce, noga się pod nim ugięła i pole­ciał na plecy. Upa­dek spra­wił, że powie­trze z jękiem uszło z jego płuc jak z mie­chów.

Przez chwilę leżał, mru­ga­jąc. Wśród wojow­ni­ków wciąż krą­żyły opo­wie­ści o wyczy­nach jego stryja Uthila, który w boju nie miał sobie rów­nych. Podej­rze­wał, że legendy o nim prze­trwają rów­nie długo. Nie­stety, z innych powo­dów.

Keim­dal wbił drew­niany miecz w piach i wycią­gnął do Yarviego rękę.

– Naj­ja­śniej­szy panie.

Pil­no­wał się bar­dziej niż kie­dyś, ale Yarvi i tak odniósł wra­że­nie, że kącik ust prze­ciw­nika szy­der­czo się uniósł.

– Wiele się nauczy­łeś – wydu­sił przez zęby, uwal­nia­jąc kaleką rękę z bez­u­ży­tecz­nych rze­mieni, tak że Keim­dal nie miał wyboru i musiał ją chwy­cić, aby pomóc mu wstać.

– Ty rów­nież, naj­ja­śniej­szy panie.

Yarvi widział, z jakim obrzy­dze­niem prze­ciw­nik dotknął jego przy­kur­czo­nej dłoni. Celowo poła­sko­tał Keim­dala kiku­tem palca, zanim go puścił. Błahy gest – ale słabi musieli się żywić małymi zemstami.

– Ja radzę sobie jesz­cze gorzej niż kie­dyś… – mruk­nął pod nosem, patrząc, jak Keim­dal dołą­cza do rówie­śni­ków – …choć trudno w to uwie­rzyć.

Wśród młod­szych dostrzegł dziew­czynę. Miała naj­wy­żej trzy­na­ście lat, zacięte spoj­rze­nie i ciemne włosy, które oka­lały twarz o ostro zazna­czo­nych kościach policz­ko­wych. Powi­nien się cie­szyć, że Hun­nan nie wybrał jej, aby spra­wiła lanie mło­demu kró­lowi. Może taki miał być następny etap upo­ko­rzeń.

Mistrz się odwró­cił, pogar­dli­wie krę­cąc głową, a w Yarvim zawrzał gniew bez­li­to­sny jak zimowy przy­pływ. Jego brat był silny jak ojciec, za to on odzie­dzi­czył całą ojcow­ską furię.

– Może jesz­cze jedna próba? – zawo­łał.

Keim­dal uniósł brwi. Pod­nió­sł­szy miecz i tar­czę, wzru­szył sze­ro­kimi ramio­nami.

– Jeśli takie jest twoje życze­nie.

– Ow­szem.

Wśród star­szych dały się sły­szeć pomruki, a Hun­nan jesz­cze moc­niej zmarsz­czył czoło. Naprawdę musieli cią­gnąć tę farsę? Upo­ko­rze­nie władcy odbi­jało się na jego wojow­ni­kach, a ci widzieli w Yarvim dość powo­dów do hańby, aby wypeł­niła im resztę życia.

Chło­pak poczuł, jak stryj łagod­nie bie­rze go za rękę.

– Naj­ja­śniej­szy panie – wyszep­tał Odem uspo­ka­ja­jąco. Zawsze był łagodny i kojący jak bryza w letni dzień. – Chyba nie powi­nie­neś się zbyt­nio wysi­lać…

– To prawda – przy­znał mu rację Yarvi. „Głupi jest nie­wol­ni­kiem swo­jego gniewu”, powie­działa mu kie­dyś Matka Gun­dring. „Mądry umie gniew wyko­rzy­stać”. – Hurik, zastąp mnie.

Wśród zebra­nych zapa­dła cisza. Wszy­scy spoj­rzeli na Tar­czę kró­lo­wej. Wielki wojow­nik sie­dział na rzeź­bio­nym stołku, który wyróż­niał go wśród naj­zna­ko­mit­szych wojów. Wyraźna bli­zna na policzku w miej­scu zetknię­cia z brodą sta­wała się białą smugą.

– Naj­ja­śniej­szy panie – zagrzmiał, wsta­jąc z miej­sca. Pod­niósł z ziemi tar­czę i wsu­nął rękę pod plą­ta­ninę rze­mieni. Yarvi podał mu drew­niany miecz. W wiel­kiej, pokry­tej szra­mami gar­ści Hurika wyglą­dał jak zabawka. Z wyraź­nym chrzę­stem kro­ków zbli­żył się do Keim­dala, który wresz­cie wyglą­dał na swoje szes­na­ście lat. Hurik ugiął nogi w kola­nach i wbił pięty w piach, a potem wyszcze­rzył zęby i dobył z sie­bie groźne wark­nię­cie, niskie i wibru­jące, któ­rego natę­że­nie stop­niowo rosło. Obecni mieli wra­że­nie, że zadrżała zie­mia. Keim­dal wytrzesz­czył oczy i Yarvi zoba­czył w nich to, o czym zawsze marzył – nie­pew­ność i strach.

– Zaczy­naj­cie – naka­zał.

Drugi poje­dy­nek zakoń­czył się jesz­cze szyb­ciej od pierw­szego, ale tym razem nie było mowy o lito­ści.

Keim­dal wpraw­dzie rzu­cił się do walki dość odważ­nie, lecz Hurik zablo­ko­wał pierw­szy cios, tak że drew­niane klingi zwarły się z trza­skiem, a potem z szyb­ko­ścią węża, która zupeł­nie nie przy­sta­wała do jego zwa­li­stej syl­wetki, natarł i kop­nia­kiem pod­ciął nogi prze­ciw­ni­kowi. Chło­pak runął na zie­mię z prze­cią­głym jękiem, który umilkł dopiero, gdy kra­wędź tar­czy Hurika z głu­chym odgło­sem ude­rzyła go nad okiem i nie­mal zamro­czyła. Wielki wojow­nik zmarsz­czył brwi, przy­du­sił bucio­rem rękę, w któ­rej Keim­dal trzy­mał miecz, i wgniótł w nią obcas. Mło­dzik stęk­nął. Pół twa­rzy oble­piał mu piach, a drugą połowę zna­czyły strużki krwi z paskud­nie roz­cię­tego czoła.

Według Yarviego wresz­cie wyglą­dał dobrze, choć panny chy­baby się z tym nie zgo­dziły.

Młody król powiódł wokół suro­wym spoj­rze­niem. Takim samym, jakim jego matka obrzu­cała nie­wol­nika, który ją roz­draż­nił.

– Punkt dla mnie – stwier­dził. Obo­jęt­nie prze­szedł nad mie­czem Keim­dala i opu­ścił plac, celowo wybie­ra­jąc taką ścieżkę, aby mistrz Hun­nan musiał się usu­nąć z drogi.

– Postą­pi­łeś mało­dusz­nie, naj­ja­śniej­szy panie – powie­dział stryj Odem, rusza­jąc w ślad za nim – choć przy­znaję, było to zabawne.

– Cie­szę się, że dostar­czy­łem ci roz­rywki – burk­nął Yarvi.

– Nie tylko. Jestem z cie­bie dumny.

Yarvi zer­k­nął na niego z ukosa. Stryj odwza­jem­nił jego spoj­rze­nie z nie­zmą­co­nym spo­ko­jem. Zawsze był spo­kojny jak gładka tafla wody.

– Wspa­niałe zwy­cię­stwa opie­wane są w pięk­nych pie­śniach, Yarvi, ale te mniej wspa­niałe brzmią nie gorzej, gdy bar­do­wie ubiorą je w odpo­wied­nie słowa. Nato­miast chwa­lebne klę­ski pozo­stają jedy­nie klę­skami.

– Na polu walki nie obo­wią­zują żadne zasady. – Yarvi przy­po­mniał sobie, co ojciec powie­dział mu któ­re­goś razu, gdy był pijany i znu­dziło go wydzie­ra­nie się na psy.

– To prawda. – Odem poło­żył silną dłoń na ramie­niu bra­tanka i Yarvi wyobra­ził sobie, o ile szczę­śliw­sze miałby życie, gdyby to stryj był jego ojcem. – Król musi zwy­cię­żać. Cała reszta jest tyle warta co kurz na dro­dze.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: