Połać i szum - ebook
Połać i szum - ebook
Połać i szum – autorski wybór ponad stu wierszy z lat 1990–2020 opatrzonych rewelacyjnym, dowcipnym i nieco tajemniczym posłowiem, w którym autor ujawnia niektóre tajniki warsztatu. Tadeusz Pióro, uznany poeta, prozaik, historyk literatury i tłumacz z języka angielskiego, sam tak opisuje swoje decyzje podjęte w ramach tego tomu: „Zamiast chronologicznego układu wierszy, wybrałem podział tematyczny, choć mój dobór tematycznych działów może czytelnikom wydać się cokolwiek frywolny. Właściwie nie tyle sam dobór działów, który chyba nie odbiega rażąco od konwencji, co wierszy do nich przypisanych. Sam się dziwię, dlaczego wiersz Połać i szum znalazł się w dziale »Liryka patriotyczna«”… A czytelnik będzie mógł przeżywać dalsze zdziwienia i olśnienia, czytając w wiersze w takich działach jak Ars poetica, Liryka osobista, czy Obiekty estetyczne i wiersze potencjalne…
Tomik ten jest pozycją obowiązkową dla znawców poezji, miłośników poezji, a także kronikarzy i historyków polskiej literatury.
Spis treści
Ponad sto wierszy i butelka rumu
Dni kuchni czeskiej w hotelu Sobieski
Dni kuchni mongolskiej w Domu Chłopa
Nienaganna figura Sofii Loren i ty
Zen i sztuka trzepania dywanów
Panna z dobrego domu całe kieszonkowe puszcza na ekstazę
Towar VIII. Mgła nad Pustynią Błędowską
Towar III. Zaangażowanie, postawa
Obiekty estetyczne i wiersze potencjalne
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-279-7 |
Rozmiar pliku: | 874 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Później liczył się tylko seks,
jak w klasycznej ekonomii
języka przemoc i władza,
lecz nie nad językiem,
tylko uboczem, na które ciągnie,
żeby z bliska coś sprawdzić
i zdystansować się od wszystkich
teorii, mówiąc „znam fajne miejsce”
naturalnym głosem – zabrzmi w nim
tylko zdrowa ciekawość.
Spotkaliśmy się w bramie,
między słonecznym podwórzem
i cichą ulicą. Ona miała gumę
do gry w gumę, ja miałem pieniądze
na lody, lecz zostaliśmy w bramie,
bo chłopcy nie bawili się w gumę,
a w lodach spotykano gronkowce.
Teraz już nie, ale wtedy
mówiono o randkach z taką miną,
jakby pierwsza miała być ostatnią
i zmienić nieodwracalnie
nawet poczucie humoru,
więc pomyślałem, że o niej wspomnę,
nim posuniemy się dalej.Promesa
Nikt nie śmiał powołać się na czyściec, choć były ku temu
powody: pod oknem szlochał bezdomny starzec
zawodząc jak płaczka w południowym kraju
w kieszeni czuwał samotny szeląg pokryty warstwą
obcej krwi. Lecz imperatyw solidnej roboty podsuwał
obraz gasnącego węgielka a w lornecie wiosny
jarzyła się przyszłość tak, że sięgaliśmy po ciemne
okulary, siadając w cieniu potężnego głazu gdzie
słowa wirowały jak spirala inflacji (może był to
nawis lub po prostu przepustka z zamkniętego
terenu wyobraźni). Mierzyliśmy pamięć na głosy
wszelakie, chełpiliśmy się gwiezdnym zapasem
winy, aż pewnego dnia zadzwonił telefon: trzeba
było zaczynać od nowa: kto w centrum, a kto
na peryferiach, jaka grzeczność należna komu, itp.
„Bóg istnieje w detalach” mawiał wielki uczony
dodając wszystkim otuchy. Wtórował mu chichot
wodnych nimf. Belacqua z trudem uniósł głowę
i zaszczycił je perlistym spojrzeniem.Syntetyczność
ojciec umarł płonęły biblioteki
włożyłem cię na noc do szklanki
wzruszyłaś mnie wypaczonym konturem
nową gamą gestów nie zasnąłem
nie ma cię gdy otwieram oczy
nie ma cię gdy zamykam oczy
nie dotknę cię nigdy nie stawiasz
oporu jak mnie podniecisz
w tym skromnym muzeum
stereoskopii laleczko
laserowa zjawo zza różowej chmury
został nam jeszcze jeden pocałunek
pod czyjąś ambasadą
lub pałacem kulturyMiesiąc postępu technicznego
Mijamy ostatnią placówkę postępu: Burger King
na rubieży ironii unosi dłoń ku błyszczącej
koronie: dalej już tylko bezmiar czasu
i niema historia planety: ruda skała
rżnięta jak weselny tort. Nawet Indianie
ukryli się w grotach i zbrojni w anteny
satelitarne czuwają nad równym pulsem
świata gdy pustynia śni pocałunki księżyca
chłodne i pstre jak weneckie korale.
Czy odróżnisz samochód od prawd migoczących
na barwnym ekranie pustyni, od duszy
i ciała jej szorstkiej pamięci? Czy nie zostało już nic
poza kontemplacją postępującego paraliżu?
Tu droga mleczna jest zwierciadłem szosy:
przepadasz w nim jak dymne sygnały
oznajmiające nadejście białych i tyle jest
kalek w krajobrazie że nawet mustangi
nie koją oczu znużonych nadmiarem symetrii.
Więc liczysz gwiazdy albo kilometry by rano
puścić inną muzykę i zbyć wzgardliwie milczenie
kojotów refleksją nad czasem odzyskanym:
spodziewamy się wszyscy
że zaoszczędzisz trochę pieniędzy.Día de los muertos
Po namyśle, gdy wniosek utrwala się w dacie
dziewiczej jak strona w kalendarzyku
rozumiesz, że horoskop na dzień dzisiejszy
ma się do ciebie mniej więcej tak
jak Don Kichot do Kopernika.
Zachmurzenie mamy umiarkowane, lecz
nie można wykluczyć przelotnych opadów
by dzień napoczęty tak pięknie
nie urwał się nagle z postronka pamięci
i nie zawiódł w posthistoryczny
zachwyt nad przypadkowością placówek
i kwater:
Na płycie z lastriko
jaskrawa reklama: „Usługi kamieniarskie”,
numer telefonu. Miałka pieszczota rzeczywistości
tych miejsc, gdzie padał pijany kamieniarz
podaje w wątpliwość kierunek wiatru
ciśnienie powietrza, temperaturę, sprawczą
moc wyników losowania lotka.
Ciekawe
jak to robią na Kubie:
czy mają dzień wolny od pracy?
Czy jedzą tradycyjne potrawy, np.
czaszki z waty cukrowej?
Czy piją rum z coca-colą?
Czy przed wejściem do sklepu
należy zdjąć maskę, wytyczyć granice
światowym manierom, przedstawić
niezbity dowód tożsamości?
Tak jak tu?
Tu dziady to transwestyci
wystawieni na próbę rodzaju.
Ich słowiczy śpiew dodaje otuchy
jak przebiśnieg w zimowy poranek.
Z tych kawałków na metafizykę
można by wznieść cmentarzysko
i to całkiem niczego sobie.Światowa stolica poezji
Kraków naturalnie
nawet na pierwszy rzut oka
bliżej pokrytych mgiełką gwiazd
wydziela opiekuńczą woń – ton powagi
w całkiem familijnej ironii
bez pogańskich pałaców kultury
baśniowych fallusów innych miast
łatwiej wyczuć własne osiągnięcia
niemal tak wyraźne jak przychylność śmierci
pod arkadami mniej znaczącymi
marne barwniki zaciemniają hasła
na T-shirtach kładą dowcipy rysunkowe
strugają zamiary aż zostaje z nich pył
hochsztaplerskie prochy wystawione na sprzedaż
w małych paczuszkach relikwie czasu
o którym lepiej zapomnieć
Ktoś porównał ten katolicki Disneyland
do rakiety balistycznej która miała w nas trafić
lecz zgubiła trop lub zapomniała na śmierć
Czujesz że jednak spadnie?
Poświst hord mongolskich słychać
w sambach granych na przekór
tradycyjnym formom kultury muzycznej
przez seksownych Brazylijczyków z importu
a poezja unosi się w powietrzu
i małe skanseny rosną w suterenach
na polu podrygują niedźwiedzie
dziki kręcą się na rożnach
wydawcy skręcają jointy o świcie
poeci śpią w różowiutkich śpiworach
wstając od czasu do czasu na mały
spacer wzdłuż krawędzi z katalogu zabytków
lub tylko w zarośla i z powrotemZ laboratorium
Cierpię na brak doświadczeń.
Słucham czegoś z pierwszych lat
postkolonialnych, na przykład
Morogoro Jazz Band, i są:
wąż na siedzeniu zasuszonego fiata
w rowie, wąż w etażerce,
wąż zatłuczony przez boya
i wyświechtany szkielet na ścieżce
po lunchu: ludzie nad morze,
termity w krzaki
a brak doświadczeń pali jak febra.
Dla przykładu, byłem właśnie w Pradze
pobity, opluty, poniżony, pijany,
zadowolony i niezadowolony
i nie wiem, jak to możliwe
więc poradzę się specjalisty-empiryka
z doświadczeniem duchowym
lub duchownego po przejściach.
Chcę zrozumieć, czemu spotkał mnie w Wiedniu
sznycel i szykany, kiedy pragnąłem spalarni
śmieci, nowoczesnej i krwistej jak kwartalnik.
Lecz za to płacimy specjalistom,
za to wysyłają nam kartki
z życzeniami na resztę życia
(bo nieudaną próbę powtarzamy
własnymi słowami, jak powiedział papudze
kapitan żeglugi wielkiej).
Można chodzić ulicami, licząc psy
lub skupić się na jednej rasie,
trzepać i ściemniać bez wstydu
byle wyssać znaleźne i obwieścić
cudzymi słowami: strzał w okienko,
trzy punkty, och, net, to boli…
W ten sposób nabywa się doświadczenia
już nie na wagę, lecz ryczałtem
i po koleżeńsku odpalamy działkę
jeśli uprze się dzielnicowy
że coś w tej Mombasie
było, znaczy – w Morogoro,
więc alibi jutra nie doczeka. O zachodzie
plaża aż syczy od domysłów.Towar VI
Styl międzynarodowy
w stylu międzynarodowym
widzę dwa zamki
jasny i ciemny
bliższy i dalszy
na skraju lasu większy
mniejszy na końcu drogi
pustej drogi z rynku
na połoninę
zdaniem ekspertów
rynek jest ciekawy
dla ludzi
idących pod rękę
na parking
z ciekawym człowiekiem
można porozmawiać
choćby o gwiazdach
ciekawych ludzi i rynku
zdaniem ekspertów
kiedy utoną zamki
ciemności odkryją niebo
lecz styl utrzyma się
bo nie ma czasu
na całą powierzchnię
1 zarzut
1 wykręt
1 styl
w programie obowiązkowym
kilka historii o tobie
i twoja o sobie
o cyrkowym wozie
niebieskim
na tle połoniny
regionalnym centrum
hucznych defloracji
dosłownie za nic
międzynarodowe jury
cnoty się nie boi
cnota ma polisę
na zamki i styl
i całą powierzchnię
zamienię
na bilet do cyrku