- promocja
- W empik go
Polacy last minute - ebook
Polacy last minute - ebook
Wakacje to czas zawieszony, w którym nie działają normalne zasady. Polak z dala od domu pozwala sobie na wiele, na znacznie więcej niż w normalnym życiu. Wieczne narzekanie. Że zimno. Że gorąco. Że tłok. Że ludzi nie ma. Zabieranie jedzenia na zapas ze stołówek. Picie na umór. Ostentacyjnie wywyższanie się. Pozostawianie bałaganu wokół siebie. Rozwiązywanie zaległych sporów rodzinnych. Głośne kłótnie...
O Polakach na wakacjach najwięcej wiedzą ci, którzy opiekują się nimi podczas wyjazdów – cierpliwi, nie dziwiący się niczemu profesjonaliści – piloci wycieczek. Z ich opowieści powstała ta książka o nas, o naszych wadach i zaletach, o aspiracjach i zaległościach, o marzeniach i ograniczeniach, które te marzenia oddalają. Wakacyjne krzywe zwierciadło.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-9043-9 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Istnieją różne rodzaje turystyki. To oczywiste. Są masowe wakacje z biurami podróży i kameralne wyjazdy trampingowe dla grup 10–15-osobowych. Są pielgrzymki i wczasy pracownicze, jednodniowe wypady na sylwestra i trzytygodniowe objazdówki po Stanach Zjednoczonych czy Azji. Jest turystyka biznesowa, bogate w atrakcje wyjazdy w stylu incentive travel.
Tak przynajmniej było przed marcem 2020 roku.
To był czas, kiedy kończyliśmy prace redakcyjne nad tą książką.
Kiedy wiosną 2020 roku cały świat pogrążył się w lockdownie, dostałam telefon z Wydawnictwa: „Piloci spadają z tegorocznych planów wydawniczych. Nikt nie wie, co będzie dalej”. Z książką stało się to samo, co z całą turystyką – zamroziła się w stop-klatce, niczym w dziecięcej zabawie „Raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy…”.
Trzeba pamiętać, że turystyka dzieli się na różne rodzaje. Dla statystycznego Kowalskiego „turystyka” jest wtedy, gdy zabiera rodzinę w wakacje nad morze lub gdy z dziewczyną jedzie na tydzień do Egiptu na last minute. Dla osób, które z tej gałęzi gospodarki się utrzymują, to skomplikowana mozaika różnych rodzajów podróżowania, mnogość potrzeb i celów, układanka zależności współpracujących ze sobą firm i osób prywatnych. Ja działałam w sektorze turystyki przyjazdowej do Polski. Dla nas okresem turystycznym są nie tylko wakacje. To praca całoroczna, z mniejszą lub z większą liczbą zleceń w zależności od miesiąca, ale jednak większość z nas pracuje przez 12 miesięcy. Dla nas zamknięcie muzeów i odwołanie lotów w marcu to była tragedia. W ciągu miesiąca zostaliśmy odcięci od źródła utrzymania bez jakiejkolwiek informacji, kiedy będziemy mogli wrócić do pracy. Turystyka „poczuła” lockdown jako jedna z pierwszych branż. My nie mogliśmy przejść na pracę zdalną. Najpierw zabroniono nam pracować, potem nie było już z kim.
Monika Tota, przewodniczka, tłumaczka
Na początku wszyscy myśleliśmy, że to będzie krótkotrwałe. Zaczęło się przekładanie imprez. Kilka godzin dziennie siedziałam z kalendarzem z planami naszego biura i przekładałam na sierpień, wrzesień imprezy zaplanowane na kwiecień, maj. Po jakimś czasie już się nie przekładało, tylko anulowało. No i to był ten moment, w okolicach maja, kiedy już wszyscy wiedzieli, że sezonu turystycznego w tym roku nie będzie. Z moim wspólnikiem Tomkiem podjęliśmy wtedy decyzję, że zamrażamy firmę, zawiesiliśmy działanie. Zabezpieczyliśmy przewodników, którzy z nami współpracowali, bo było dla nas ważne, żeby im nie powiedzieć z dnia na dzień: „Nie ma pracy, radźcie sobie”. Wtedy też zaczęliśmy robić wirtualne imprezy, które zresztą organizujemy do dzisiaj. Potem była fala wakacyjna, kiedy wszyscy myśleli, że wracamy do normy, i zaczęli podróżować, ale raczej po Polsce, turystyka międzynarodowa się nie odrodziła. My też próbowaliśmy robić turystykę lokalną i oprowadzać po Krakowie gości z Polski. Niestety to się zupełnie nie opłacało. Sama wtedy wyjechałam na urlop, postanowiłam odpuścić, złapać dystans. Wtedy już wiedzieliśmy, że imprezy online to nie będzie chwilowy substytut, tylko praca na dłużej. Naszymi klientami byli turyści z USA, z Australii, z Nowej Zelandii. Sądzę, że jeśli do nas wrócą, to najwcześniej w latach 2022–2023.
Monika Prylińska, przewodniczka, współwłaścicielka biura Krakow Urban Adventures
Pojawiają się pierwsze raporty linii lotniczych, które szacują, że do obrotów sprzed wybuchu pandemii wrócą może w latach 2025–2026. Jak patrzę na polską turystykę, to myślę, że my teraz jesteśmy na takim samym etapie jak pod koniec lat 90. Cały ten rynek, te wszystkie zawody związane z turystką, nie tylko piloci wycieczek czy przewodnicy, lecz także operatorzy, agencje, przewoźnicy, animatorzy, wychowawcy kolonijni, instruktorzy, rezydenci – to jest ogromna grupa ludzi, których życie kompletnie się zmieniło.
Andrzej Wnęk, pilot wycieczek zagranicznych, aktywista
Bałam się telefonów do bohaterek i bohaterów tej książki. Dzwoniłam z prostym pytaniem: „Jak sobie radzisz?”. W mediach turystyka funkcjonuje jako „jedna z branż najbardziej dotkniętych przez pandemię”. A przecież pod tym okrągłym zdaniem kryją się setki tysięcy ludzkich historii. Setki tysięcy dramatów, zaskoczeń, zwolnień z pracy, konieczności szukania zupełnie nowego zajęcia. Setki tysięcy zburzonych życiowych porządków.
Nie lubię wracać wspomnieniami do wiosny 2020 roku, ale zrobię dla Ciebie wyjątek. Dla branży incentive travel zmiany zaczęły się już na początku lutego, kiedy pierwsi klienci odwoływali wyjazdy i żądali zwrotu wpłaconych zaliczek. Zaczęło się robić bardzo nerwowo i niespokojnie. Wszystko musieliśmy konsultować z prawnikami. Pod koniec lutego szefostwo dokonało pierwszych grupowych zwolnień. Byliśmy w szoku. Pamiętam bunt, jaki się we mnie wtedy rodził. Wydawało mi się, że decyzje klientów były pochopne. Przecież wszystko za chwilę się unormuje, wszystko zostanie opanowane! To tylko kilka przypadków zachorowań, i to w zupełnie innych miejscach niż planowane przez nas podróże! Sytuacja była bardzo nerwowa, ponieważ chodziło o wyjazdy już przez nas opłacone, zakontraktowane, a klienci domagali się zwrotu wszystkich kosztów. Pod koniec marca prawie nie było już nad czym pracować. Ostatniego dnia marca otrzymałam od pracodawcy wypowiedzenie umowy. Szok. Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałam, ale to jednak był cios. Z dnia na dzień wszystko się skończyło. Dwunastoletnie doświadczenie w branży incentive travel okazało się zupełnie bezwartościowe.
Kinga, pilotka wyjazdów incentive travel
Kiedy wybuchła pandemia, byłem z grupą w Ekwadorze. Powrót do Polski wspominam trochę jak film science fiction, zakończony przymusowym zamknięciem w domu. Ale sama kwarantanna była OK. Dwa tygodnie po intensywnym sezonie w Ameryce Południowej były naprawdę czasem odpoczynku. Odsypiałem stresy, nadrabiałem seriale, książki, które zalegały na półce. Mieszkam na wsi, więc po odbębnieniu kwarantanny wychodziłem na spacery, nawet te nielegalne do lasu. Jednak przedłużające się obostrzenia i brak perspektyw na zmianę sytuacji zaczynały mnie powoli dobijać. Na początku, gdy brałem udział w spotkaniach na zoomie z innymi pilotami, to każdy powtarzał, że potrzebował takiego odpoczynku, ale potem słyszało się tylko, że to trwa już za długo. Na ogół zaczynałem sezon letni w połowie kwietnia, jeździłem do Grecji, gdzie pracowałem jako rezydent. Tym razem mijał kwiecień, maj, czerwiec, a pracy nie było. Kiedy zaczęto znosić obostrzenia, udało mi się odwiedzić kilka miejsc w Polsce. Na moje szczęście byłem w grupie nielicznych rezydentów, którzy dostali pracę od początku lipca w Grecji, więc udało mi się przepracować tam trzy miesiące, które w gruncie rzeczy były bardzo udane. Sezon był krótki, ale intensywny i działo się naprawdę dużo. Oczywiście chciałbym, żeby wszystko wróciło do normy sprzed pandemii, ale na taki obraz świata już raczej nie mamy co liczyć. Pozostaje jedynie czekać na to, co się wydarzy, i przyjmować wszystko na chłodno. Wiem tylko, że na pewno nie zrezygnuję z tego, co robię.
Michał Cizio, pilot wycieczek, rezydent
Po konferencji premiera dostaję maila: wszystkie wyjazdy w marcu zostają odwołane. Wierzyłem, że szybko się z tym uporamy, myślałem, że mój kolejny wyjazd do Włoch odbędzie się już na Wielkanoc. Ale odbierałem maile o kolejnych odwołanych imprezach. Tak było aż do majówki, kiedy dostałem informację: „Grafik do końca roku zostaje anulowany. Piloci będą powoływani do pracy tylko w razie potrzeby”. Szok. To miał być dla mnie wyjątkowy rok. W swoich zawodowych planach miałem Botswanę, Zimbabwe, RPA, Islandię… wszystko anulowane! Wciąż byłem pełen nadziei, może w wakacje się uda, może na jesieni… Ale wyjazdów było tak niewiele, że wystarczyło dla nielicznych. Zgodnie z uchwaloną tarczą antykryzysową przez trzy miesiące otrzymywałem tzw. postojowe, czyli 2080 zł. W wakacje pojawiło się kilka grup do oprowadzania po Warszawie, ale to kropla w morzu potrzeb. Przez ponad pół roku siedziałem w domu, mając pojedyncze zlecenia, łapałem się wszystkiego. Przez ten czas szukałem też stałej pracy, co nie było łatwe… W międzyczasie zachorowałem też na COVID. Na szczęście przebieg choroby był łagodny. Dopiero po siedmiu miesiącach udało mi się dostać stałą pracę w branży pokrewnej do turystyki. Niestety pokazało mi to, jak bardzo nie pasuję do standardowego trybu ośmiu godzin pracy za biurkiem. Duszę się… Codziennie wspominam pracę pilota, którą kocham, i tylko nadzieja na powrót do podróży pozwala mi przetrwać.
Jędrzej, pilot wycieczek, rezydent, animator
Na początku 2021 zadaliśmy sobie z Wydawcą pytanie, czy uda się wrócić do materiału zebranego przed pandemią. Uznaliśmy, że tak, bo to przecież świat bardzo nam bliski. W końcu rok to nie wieczność! Jednocześnie na przestrzeni tego wydarzyło się coś bezprecedensowego, co zmusiło większość ludzi pracujących w turystyce do zbudowania siebie i swojego życia od podstaw.
To niesamowite, że pandemia najmocniej uderzyła w branżę spełniającą nasze marzenia o wypoczynku, spokoju, o lepszym świecie i oderwaniu się od szarej rzeczywistości. Lepszy świat przestał być powszechnie dostępny, przynajmniej na jakiś czas.
Ale nie przestaliśmy chcieć wyjeżdżać. Ba, wiele osób zamkniętych przez długie tygodnie we własnych czterech ścianach o niczym innym nie marzy tak bardzo, jak o wypadzie do innego miasta, nad morze, w góry, do egzotycznego kraju.
Jak będzie wyglądała turystyka w czasach „nowej normalności”?
– Mam ochotę odpowiedzieć: „tego nawet najstarsi górale nie wiedzą” – z niepewnym uśmiechem mówi mi przewodniczka Monika Tota.
– Myślę, że w przypadku turystyki jest kilka możliwości, które się urzeczywistnią w zależności od tego, ile potrwa uodpornianie się populacji światowej na koronawirusa – komentuje dr Michał Lutostański zawodowo związany z Ośrodkiem Kantar, który prywatnie serce oddał podróżowaniu po świecie.
Patrząc na zdjęcia hałaśliwych, odmaseczkowanych tłumów turystów, które zalały Krupówki natychmiast po zniesieniu obostrzeń w podróżowaniu, czytając doniesienia zakopiańskiej policji o nocnych burdach w wykonaniu przyjezdnych, można przypuszczać, że tytułowi Polacy last minute będą zawsze, również w świecie postpandemicznym. Bo last minute to nie tylko odwołanie do pewnej formy wyjazdu. To stan umysłu, sposób zachowania i podejścia do świata.
W tej książce znajdziecie swoisty miszmasz turystycznych aktywności. Interesowały mnie nasze zachowania na wyjazdach, mechanizmy działania, sposoby reagowania na trudności, a te często nie zależą od tego, czy mamy do czynienia z last minute za 1200 złotych, czy z trampingiem za 15 tysięcy.
Na każdy wyjazd jedziemy „z czymś” – z intencją, oczekiwaniami, wyobrażeniami. Jedziemy po to, żeby coś zobaczyć, żeby poznać, żeby się pobyczyć, ale nierzadko, żeby coś komuś udowodnić, żeby się sprawdzić, żeby zaszaleć tam, gdzie nikt nas nie zna, żeby zapomnieć o bożym świecie.
Kiedy zbierałam materiały do tej książki, interesowała mnie rola ludzi, którzy nam w tym towarzyszą – pilotów, rezydentów, przewodników, zawsze będących na pierwszej linii frontu. Im na dzień dobry przedstawiamy nasze wymagania, prośby, roszczenia. Oni wiedzą o nas więcej, często widzą rzeczy, których być może pokazywać byśmy nie chcieli.
To Wam dedykuję tę książkę, dziękując za Wasz czas i opowieści, którymi mnie obdarzyliście. Wierzę, że gdy świat otrząśnie się z COVID-owego marazmu, znów poczujecie życiodajną adrenalinę pracy na walizkach.
Jesteśmy na wczasach w tych góralskich lasach,
w promieniach słonecznych opalamy się.
Wojciech Młynarski
Jedziemy na wczasy. Na urlop. Na wakacje. Upragniony, wyczekany czas, w którym wszystko będzie inaczej, lepiej, piękniej. Słońce będzie świeciło, morze będzie szumiało, drinki będą się lały. Na pewno. Tak będzie. Tak ma być. Tak chcemy. Tak sobie wyobrażamy.
Jesteśmy na wczasach…
Z dzieciństwa pamiętam nerwy towarzyszące każdemu wyjazdowi. Oczywiście 30 lat temu nie lataliśmy z rodzicami na Teneryfę. Jechaliśmy do Międzyzdrojów albo do Rabki, albo do rodziny na wieś.
Tata tracił humor już na samą myśl o wyjeździe. Nerwowo zbierał rzeczy, pakował je co najważniejsze, tachał walizy i torby do auta – malucha albo poloneza, dwa piętra w dół. Wiadomo. Bez wind. Na raz nie dało się wszystkiego zabrać.
Mama z twarzą w grymasie zrezygnowania. Zazwyczaj bardzo rozmowna, nie pamiętam, żeby wtedy cokolwiek mówiła. Przedwyjazdowe obowiązki spoczywały na Tacie, ona po cichu schodziła mu z drogi.
Pamiętam psa Kleksa, który siedząc na tylnym siedzeniu, wył przez całą drogę. Nie znosił podróży.
Kiedy myślę o tych przygotowaniach – powraca uczucie zmęczenia.
Jesteśmy na wczasach…
Dziś, trzydzieści parę lat później, to ja pakuję rodzinę na wakacje. Jedno dziecko, drugie dziecko, mąż, ja. Majtki, koszulki, spodenki, skarpety. Zawsze o jeden komplet więcej niż liczba dni wyjazdu. Na wypadek, gdyby ktoś coś zniszczył, pobrudził, zgubił. Ja pakuję, mąż znosi graty do auta. Jest winda, ale znów na raz nie sposób się zabrać. Góry siatek, toreb, walizek, a to jeszcze zabawki, a to może się przyda, a weźmy łóżeczko dla Mariana, bo z nami przecież spać nie będzie, a to hulajnoga Heńka i tak dalej…
Niby jedziemy wypocząć, niby ma być miło, a na dzień dobry są stres, pośpiech, nerwówka. Nie wiem, może coś źle robię… Ale tak właśnie jest.
Ubrani, spakowani, uchetani – wsiadamy do auta.
UUUUFFFFF…
No to teraz już będzie z górki.
Jesteśmy na wczasach…
Tylko żeby była pogoda… Nad polskim morzem wiadomo – różnie bywa. No i żeby dzieci za bardzo nie marudziły, żeby im się podobało. W drodze obmyślam rozrywki na wypadek ciągłego deszczu…
A przecież to tylko wyjazd nad polskie morze.
Co dopiero tak polecieć we czworo na przykład na Kretę…
Ale tam to przynajmniej pogoda pewna. Choć kiedyś, gdy byłam na Krecie we wrześniu, to padało. Nieważne, nieważne… Słońce, plaża i pyszne jedzenie. Może by na jakąś wycieczkę fakultatywną pojechać? Ale może szkoda kasy, bo drogo… Taki wyjazd z biurem dla czterech osób na tydzień to lekko z dziesięć tysięcy… Na szczęście wszystko wliczone, to człowiek się chociaż w spokoju napije. Choć w sumie to piwo przy basenie zawsze jakieś takie chrzczone, słabe, bez smaku. No ale jest, to trzeba pić.
Tylko żeby nie było za dużo Polaków. Żeby nie zagadywali, dzieci – żeby się nie darły. Wiadomo, różnie to bywa.
Ale na pewno będzie pięknie, wypoczniemy, zmienimy otoczenie.
Tak właśnie będzie.
Musi tak być.
Jesteśmy na wczasach…
TAM jest lepiej, ładniej, przyjemniej. Jedziemy na wakacje, na wczasy, na urlop.
Na urlop od życia.
Czy da się to zrobić?
*
Czasami, szczególnie jeżeli ktoś na co dzień żyje w dużym napięciu, wyjazd na urlop uruchamia w nim ogromne nadzieje, oczekiwania, przeświadczenie, że będzie cały czas super. Teraz wypoczywamy, szalejemy, bez konsekwencji. Od wakacji oczekujemy, że przeniosą nas do jakiegoś idealnego świata, gdzie nie ma problemów. Jadę na wakacje, więc będą słońce, pyszne jedzenie, przemili ludzie. Nie grożą nam żadne strajki ani opóźnienia lotów. Chcemy, żeby było jak w bajce. A w życiu przecież bywa różnie.
Agnieszka, pilotka wycieczek
Wakacje to powód do stresu. Dla każdego. Mówi się nawet: „Przyjechałem z urlopu, muszę odpocząć”. Kiedy jedziemy na wakacje, najczęściej mamy bardzo duże oczekiwania: że będzie super, że odpoczniemy, pięknie się opalimy, zakochamy się, poderwiemy kogoś wspaniałego, przeczytamy milion książek, upijemy się, ale nie zaliczymy kaca i wrócimy tak wypoczęci, że życie od razu stanie się piękniejsze. A tego najczęściej nie ma! Wracasz rozczarowana, bo piękny facet się nie pojawił, alkohol był drogi, a głowa i tak bolała cię trzy dni. Książki nie przeczytałaś, a w szafie w pokoju śmierdziało. Masakra, prawda? Miała być bajka, a bajki nie ma! Najpierw czterdzieści minut stoisz na lotnisku w kolejce do odprawy, potem okazuje się, że nie zważyłaś walizki, bo odprawiałaś się w ostatniej chwili i masz pół kilograma nadbagażu, nerwowo wyjmujesz ciuchy, żeby nie płacić. Przed wyjściem złamał ci się paznokieć, więc wrzuciłaś pilniczek do torebki, ale przecież w torebce podręcznej nie można mieć pilniczka, więc trzeba wyrzucić. Samolot nie startuje o czasie, jedzenie na pokładzie syfiaste, ciągle kolejka do toalety, nie można się wysikać. Wysiadasz – miało być gorąco, a jest mżawka. Jeszcze się autobus do hotelu spóźnia, a przecież już miałaś leżeć w wannie ze swoim nowo poznanym księciem z bajki. Jesteś po prostu wściekła, ale nie zmieniasz sposobu myślenia, nie machasz ręką: „Cholera, trudno, niech się dzieje, co chce!”, tylko dalej sobie wmawiasz, że ta bajka zaraz nadejdzie. Rośnie stres, rosną niespełnione nadzieje, dopada cię potworna frustracja. W pracy nie masz nierealistycznych oczekiwań, wiesz, że wszystko jest do bani, ale urlop to co innego.
Piotr Mosak, psycholog
Często jest tak, że ludzie wprawdzie nie wiedzą, czego się spodziewać, ale to, co czeka na miejscu, i tak ich rozczarowuje. Bo przecież za 15 tysięcy powinno się ich traktować jak jakiegoś szejka z Dubaju! Niestety turyści często nie rozumieją, że w Polsce to jest AŻ 15 tysięcy, ale w kontekście wyjazdu do Afryki lub Amazonii, to jest to TYLKO 15 tysięcy. Nie da się za to wyczarować cudów, bo jedną trzecią budżetu pochłania sam przelot. Ale przecież wydali 15 tysięcy, więc oczekują. W sumie sami nie wiedzą czego, ale na pewno czegoś, co ich zwali z nóg. To jest taka nieokreślona potrzeba przeżycia czegoś nieprawdopodobnego. Tak jakby to podróżowanie mogło ich wprowadzić do krainy, o której wcześniej nawet nie słyszeli, jakby to były drzwi do Narni. To się oczywiście nie ma szansy wydarzyć. Turystyka jest branżą, w której sprzedajesz marzenia. Zabieram ekipę do dżungli, wszyscy przed wyjazdem są podnieceni do granic możliwości, oglądają filmy, zdjęcia, klipy na YouTubie, ale gdy w końcu wchodzą do tej dżungli i kiedy to wszystko się materializuje, nagle przestaje im się podobać. Bo kupili swoje wyobrażenie o dżungli, a nie prawdę.
Tomasz Michniewicz, podróżnik, pilot wyjazdów trampingowych