Policz do trzech - ebook
Policz do trzech - ebook
PIERWSZEGO DNIA ZERÓWKI PIĘCIOLETNIA TINSLEY ZNIKA BEZ ŚLADU…
Pięć bolesnych lat później matka dziewczynki Dani Callahan, która w międzyczasie rozwiodła się z mężem, prowadzi agencję detektywistyczną. Wraz z dobrze zapowiadającą się i zdeterminowaną asystentką Quinn Sullivan, pomaga klientom przy poszukiwaniach bliskich. Dla Dani odnalezienie Tinsley nadal stanowi niekończącą się obsesję.
Kobiety poszukują w tej chwili Ali Cross, nastolatki, która zaginęła w Sacramento podczas powrotu do domu. Jedyny trop potwierdza zeznanie naocznego świadka – zbuntowanego trzynastolatka. W miarę postępu śledztwa w sprawie Ali pojawiają się również wskazówki odnośnie do zaginięcia Tinsley.
Poszukiwania wiodą dwoma krętymi ścieżkami, na światło dzienne wychodzą niepokojące tajemnice, a nowym ofiarom grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Czas ucieka, a polowanie staje się coraz bardziej skomplikowane.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8280-152-1 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dani Callahan wyjęła ostatnią blaszkę ciastek czekoladowych, zamknęła piekarnik i szybko zdjęła fartuszek. Nadszedł czas, aby odebrać Tinsley po pierwszym dniu w zerówce.
Choć jej pięcioletnia córka w zeszłym roku spędziła w przedszkolu dwa dni, to pomimo przygotowywania ubrań i przekąsek, a także niekończących się rozmów o tym, czego mała powinna się spodziewać, odwiezienie jej rano wywołało u Dani wiele emocji.
Jej przyjaciółka Sally miała pięcioro dzieci. Ostrzegała, że pierwszy dzień zerówki będzie się różnił od wizyt w przedszkolu czy żłobku. Szkoła to wielka zmiana zarówno dla dziecka, jak i rodzica. Trudno było jej przejść nad tym do porządku dziennego.
Dani sądziła, że da sobie radę, ale kiedy pożegnała się z Tinsley, wróciła do auta, zapięła pas i płakała przez dobre pięć minut.
Obwiniała o te emocje trudności, przez jakie przeszli z Matthew, by zaszła w ciążę. Po pięciu latach nieskutecznych prób trafili do gabinetu leczenia niepłodności. Czekały ich badania krwi, kontrola stanu nasienia, joga, medytacja, a ostatecznie zabieg in vitro, podczas którego pomyślnie zapłodniono dwie komórki jajowe. Po wszczepieniu pierwszego zarodka Dani poroniła. Drugi utrzymał się pomimo obfitego krwawienia, a Tinsley urodziła się jako wcześniak, ale zdrowa.
Mały cud.
Dani chciała, by mała miała rodzeństwo, ale Matthew miał już dosyć tego wszystkiego.
– Wystarczy – powiedział. – Mamy piękne dziecko. Resztę zostaw przeznaczeniu.
Wiedząc, że Tinsley może być jej jedynym dzieckiem, Dani rzuciła pracę fotografa w sklepie odzieżowym. Chciała być przy pierwszym kroku córeczki, pierwszym słowie, pierwszym wszystkim.
Spojrzała na zegarek. Jeśli wyjdzie z domu już teraz, dotrze na miejsce pięć minut przed czasem. Wzięła torebkę i skierowała się w stronę drzwi. Kiedy zbliżyła się do zaparkowanego na podjeździe samochodu, zauważyła, że tylna opona jest przebita.
Kurde. Wyjęła komórkę i zadzwoniła do męża. Nie odebrał. Wybrała więc numer do jego sekretarki Mimi Foster, która odezwała się po drugim sygnale.
– Cześć, Mimi. Tu Dani.
– Cześć, Dani! Jak się miewasz?
– W tej chwili jestem nieco sfrustrowana. Muszę odebrać Tinsley ze szkoły, ale złapałam gumę. Matthew jest w biurze?
– Nie. Poszedł na późny lunch i jeszcze nie wrócił.
– Nie odbiera telefonu – powiedziała Dani. – Wiesz może gdzie lub z kim się umówił?
– Nie, przykro mi. Mam zostawić mu wiadomość na biurku?
– Jasne. Byłoby super. Napisz, żeby do mnie zadzwonił. Dzięki.
Rozłączyła się i zaczęła przewijać listę kontaktów. Szukając numeru do szkoły, usłyszała znajomy głos – należał do Sally, która mieszkała po drugiej stronie ulicy.
– Zepsuł ci się samochód? – zapytała sąsiadka.
– Tak. Złapałam gumę.
– Właśnie jadę do szkoły. Podrzucić cię?
– Na pewno? Zmieścimy się wszyscy?
Sally uniosła papierową torebkę.
– Wystarczy miejsca. Z powrotem wsiądziemy tylko ja, ty i Tinsley – powiedziała. – Joey zapomniał lunchu.
Dani poczuła ulgę i pospieszyła na drugą stronę ulicy.
– Wsiadaj – poleciła przyjaciółka. – Wydaje mi się, że dzieci z zerówki wychodzą, gdy dzwoni dzwonek na lunch.
Dani wsiadła do samochodu i zapięła pas. Zadrżała, gdy spojrzała na zegarek. Spóźni się.
Jak na krótką przejażdżkę, droga niesłychanie się dłużyła. Dani wyskoczyła z SUV-a od razu, gdy sąsiadka wjechała na parking. Autobusy już odjechały. Plac był w połowie pusty.
– Podrzucę Joeyowi jedzenie i zaczekam na was w samochodzie – zawołała Sally, gdy Dani się oddalała.
Dani i Tinsley spotkały się z nauczycielką, panią Helm w zeszłym tygodniu. To dwudziestodwuletnia, świeżo upieczona absolwentka. Brak doświadczenia nadrabiała entuzjazmem i pasją do zawodu nauczyciela, który w jej rodzinie wykonywany jest od trzech pokoleń.
Dani dostrzegła ją przy drzwiach klasy. Nauczyciele z zerówki mieli dziennie dwie grupy, więc młoda kobieta właśnie witała uczniów na popołudniowych zajęciach.
– Przepraszam za spóźnienie – wysapała Dani, gdy podeszła do nauczycielki. – Złapałam gumę.
Pani Helm na chwilę uniosła palec, witając dwoje dzieci – chłopczyka o imieniu Liam i dziewczynkę z warkoczykami. Następnie spojrzała na kobietę i powiedziała wesoło:
– W czym mogę pomóc?
– Przyjechałam po córkę, Tinsley. – Wyciągnęła szyję, aby zajrzeć przez ramię nauczycielki do klasy. Uczniowie usiedli już w ławkach i zajęli się rozkładaniem przyborów szkolnych. Nigdzie nie było jednak dziewczynki w kwiecistej sukience, z warkoczem i złotą kokardą w czerwone serduszka.
Gdzie jest Tinsley? W głowie Dani wirowały przeróżne myśli. Może poszła do sekretariatu. Jeśli tak, była teraz z Sally. Rozluźniła się odrobinę.
– Przykro mi – powiedziała pani Helm, marszcząc brwi. – Chyba zaszło jakieś nieporozumienie. – Zmierzyła wzrokiem Dani od stóp do głów.
Matce nie spodobało się zmartwienie, które malowało się na twarzy młodej nauczycielki.
– Przysłała pani siostrę, by odebrała małą?
Dani poczuła ucisk w piersi.
– Słucham? Nie. Nie mam siostry.
W tym samym czasie pojawiła się jedna z matek przydzielonych do pomocy w klasie. Zapytała panią Helm, czy ma pomóc dzieciom się rozpakować.
Nauczycielka złapała kobietę za rękę.
– Czy może pani popilnować klasy, bo muszę zająć się sprawą pani…
Dani odetchnęła z ulgą. Pani Helm nie miała pojęcia, kim ona jest, więc z pewnością pomyliła Tinsley z kimś innym.
– Dani Callahan – odparła, spoglądając na parking. Obróciła się i zerknęła w stronę placu zabaw, na którym bawiły się dzieci.
– Tak, oczywiście – rzuciła pani Helm, nim powiedziała drugiej matce, że zaraz wróci.
Sekretariat znajdował się na wprost parkingu. Przedszkole i zerówka mieściły się po prawej stronie, a klasy od pierwszej do szóstej po lewej. Dani robiła co w jej mocy, aby nadążyć za pośpiesznym krokiem pani Helm, która stukała obcasami o betonową posadzkę.
– Czy Tinsley jest w gabinecie higienistki? – zapytała Dani.
Nauczycielka milczała. Nie padło ani jedno słowo. Trzymała głowę wysoko, gdy szła na sztywnych nogach, jakby należała do orkiestry marszowej.
Dani dostrzegła, że w pobliżu sekretariatu Sally rozmawia z inną kobietą.
– Widziałaś Tinsley? – zapytała Dani.
– Nie. Dlaczego pytasz? Coś się stało?
– Nie jestem pewna – odparła. – Próbuję ją znaleźć. Sprawdzę u pielęgniarki. Mogłabyś poszukać jej na placu zabaw?
Pani Helm otworzyła drzwi przed Dani.
– Rozejrzę się – rzuciła przyjaciółka i odeszła.
W chwili, w której matka weszła do sekretariatu i nie zastała córki, cała się spięła. Tinsley albo stała się krzywda, albo zaginęła. Właśnie dlatego nauczycielka zachowywała się tak dziwnie. Dani skupiła wzrok na drzwiach z metalową tabliczką i wygrawerowanym napisem: „Gabinet pielęgniarki”. Podeszła do nich, otworzyła, ale w środku było pusto. Kiedy wróciła, sekretarka poinformowała ją, że pani Helm rozmawia z dyrektor Sprague i zaraz wróci.
– Zaginęła moja córka Tinsley Callahan. Czy któraś z pań ją widziała?
– Ja nie – odparła jedna z pracownic sekretariatu.
Serce Dani zgubiło rytm. Strużka potu spłynęła jej po plecach, gdy skierowała się do gabinetu dyrektorki.
– Pani Callahan! – zawołała sekretarka.
Dani zignorowała ją i szła dalej. Kiedy otworzyła drzwi, obie kobiety – pani Sprague i pani Helm – zamilkły i spojrzały na nią.
Dyrektorka poderwała się z miejsca. Miała sto pięćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu oraz gęste, brązowe, kończące się tuż nad ramionami włosy. Niebieskimi oczami spoglądała błagalnie na Dani, wskazując krzesło obok pani Helm.
– Proszę usiąść.
Dani nadal stała. Zawibrował jej telefon. Odebrała, gdy zobaczyła, że dzwoni Matthew.
– Jestem w szkole – poinformowała męża. – Musisz natychmiast przyjechać. Tinsley zaginęła. – Ręce jej drżały, ciało trzęsło się od panicznego strachu, który zaczął ją ogarniać. Rozłączyła się. – Przyjedzie za dwadzieścia minut – powiedziała. – Dzwoniliście na policję?
– Musimy przestrzegać protokołu – powiedziała dyrektor Sprague. – Prosiła pani kogoś, by odebrał córkę ze szkoły?
– Nie – odparła, tłumiąc frustrację.
– Mamy monitoring. Nagranie pokazuje, że Tinsley zabrała jakaś kobieta około dziesięć minut przed pani przyjazdem.
Dani próbowała złapać oddech.
– Kobieta?
Dyrektorka pokiwała głową.
– Pani Helm mówi, że myślała, że to pani.
Niedorzeczne. Parsknęła zduszonym śmiechem.
– Jestem tutaj. Rano odwiozłam córkę, a teraz przyjechałam, by ją odebrać.
Pani Helm z trudem przełknęła ślinę.
– Była pierwszą osobą w kolejce pod drzwiami, gdy zadzwonił dzwonek. Uśmiechała się szeroko, pomachała do Tinsley, która wydawała się szczęśliwa na jej widok. – Nauczycielka pokręciła głową. – Kapelusz z dużym rondem i okulary przeciwsłoneczne mogły mnie zmylić. – Popatrzyła Dani w oczy. – Bardzo mi przykro.
Dani patrzyła na panią Helm przez dłuższą chwilę, nim przeniosła wzrok na dyrektor Sprague, modląc się, aby ten koszmar dobiegł końca.
Dyrektorka obróciła monitor w jej stronę, żeby zobaczyła nagranie.
Dani przysunęła się i pochyliła, gdy kobieta odtworzyła film. Serce waliło jej w piersi, kiedy próbowała zrozumieć to, co widzi. Na początku kolejki, przed klasą pani Helm, stała kobieta. Miała słomkowy kapelusz z szerokim rondem. Falowane, jasne włosy opadały pięć centymetrów za ramiona. Ilekroć obracała głowę w prawo czy lewo, Dani widziała jej podbródek i szyję.
Przyjrzała się ubraniom kobiety – niebieskiej sukience, jasnobeżowemu swetrowi z rękawami za łokcie. Rozpoznała strój, ponieważ sama wielokrotnie nosiła tę samą sukienkę, sweterek i kapelusz.
Ten sam strój. Ten sam kolor włosów. Oszustka.
Kobieta stała przed drzwiami dobrą minutę, nim zadzwonił dzwonek. Ani razu nie spojrzała na rozmawiające za nią osoby. Kiedy drzwi się otworzyły, pomachała do kogoś w klasie. Bez wątpienia do Tinsley.
Dani skurczył się żołądek. Kim jest oszustka?
– Wcześniej spotkałyśmy się dwukrotnie – powiedziała do pani Helm, próbując zachować spokój. – Widziała pani jej twarz? – zapytała drżącym głosem. – Rozmawiała pani z nią? Wiedziała pani, że to nie ja?
Nauczycielka wzięła drżący oddech.
– Mogłaby być pani siostrą bliźniaczką.
Dani potarła ramiona. Pokój zaczął wirować.
– Tinsley – załkała. – Gdzie jesteś?Rozdział 1
Pięć lat później…
Prywatny detektyw Dani Callahan przyniosła kubek do biurka i usiadła. Popijała kawę, patrząc na oprawione w brązową ramkę zdjęcie Tinsley. Jutro minie piąta rocznica zaginięcia córki, pięć nieznośnie długich lat. Trwa to już tak długo, że Dani zaczęła zapominać o niektórych najcenniejszych darach – wspomnieniach tego, jak córka się śmiała, jakie minki stroiła.
Fotografię zrobiono kilka dni przed zaginięciem. Pięciolatka ubrana jak księżniczka została wyrwana z życia matki, gdy wspólne zabawy stawały się coraz bardziej skomplikowane, a trzy ulubione słowa małej wydawały się brzmieć: „Spójrz na mnie!”.
Drzwi się otworzyły, weszła asystentka Quinn Sullivan, niosąc spore pudełko.
– Cześć – powiedziała w drodze, położyła pudełko na biurku i zabrała się za zdejmowanie plecaka.
Dwudziestodwuletnia Quinn miała metr siedemdziesiąt, była wyższa od Dani o osiem centymetrów. Długie brązowe włosy czesała z przedziałkiem na środku. I nigdy się nie malowała. Miała proste, białe zęby oraz gęste brwi. Jeansy, które włożyła, były dziurawe, więc gdy usiadła, kolano wystawało jej jak wybielona słońcem kość na Saharze.
– Dzień dobry – przywitała się Dani. – Co masz w pudle?
– Babcia postanowiła zająć się malowaniem akwarelami, co oznacza konieczność posprzątania pokoju gościnnego. Nie byłam zadowolona, ale przypomniałam sobie, że mamy tu nieużywaną piwnicę, więc pomyślałam, że może nie miałabyś nic przeciwko, gdybym założyła tam pokój operacyjny? – Wskazała na drzwi prowadzące na dół do pełnego wilgoci pomieszczenia bez okien.
Dani uniosła brwi.
– Pokój operacyjny?
– Tak. Lubię rozmieszczać informacje, które zebrałam przez lata w sprawie Tinsley i innych, jak tej nastolatki, która ostatnio zaginęła. Widok tego wszystkiego naraz pomaga mi skupić się na celu.
– Nie miałam pojęcia, że przez cały ten czas zbierałaś informacje.
– Poważnie? Nawet zanim zabrałaś mnie na pierwszą obserwację, wiele godzin spędzałam, buszując w sieci. Jeśli nie byłam w bibliotece, siedziałam za biurkiem detektywa Whittona, zastanawiając się nad tą czy inną sprawą. Właściwie wtedy po raz pierwszy usłyszałam o Tinsley.
James Lee Whitton, detektyw z wydziału śledczego policji w Sacramento, był głównym śledczym w sprawie Tinsley. Zawsze słuchał Dani, gdy dzwoniła do niego z nowym tropem. Bez względu na to, ile razy informacje prowadziły donikąd, nadal traktował ją poważnie. Ufała mu.
– Jak poznałaś detektywa Whittona? – zapytała. – Zawsze zakładałam, że przez jego żonę Teresę, bo pracowała w liceum, do którego chodziłaś.
Quinn pokręciła głową.
– Nie poznałam jego żony. Kiedy mama odeszła, a tata zachorował, zadzwoniłam po taksówkę i zostałam zawieziona na komisariat. Cały ranek siedziałam w holu, aż detektyw Whitton zlitował się nade mną i zabrał do swojego gabinetu. Miałam szesnaście lat i byłam zdeterminowana, by znaleźć matkę. Nie chciałam uwierzyć, że odeszła bez słowa czy listu. – Zamyślona spojrzała w sufit. – Myślę, że miałam siedemnaście lat. Siedziałam obok niego, gdy poinformowano go o dziewczynce, która zaginęła w pierwszym dniu zerówki. Detektyw nie chciał mi o tym powiedzieć. Poderwał się z miejsca i wyszedł, ale zauważyłam, że w leżącym na blacie kalendarzu napisał „Tinsley Callahan”.
Dani poczuła ucisk w piersi.
– Kilka miesięcy później – ciągnęła Quinn – przeprowadziłaś się na naszą ulicę i pamiętam, że uznałam to za przeznaczenie. Obie musiałyśmy kogoś odnaleźć, a co dwie głowy, to nie jedna. – Wzięła pudełko i spojrzała na Dani. – Zbliża się piąta rocznica uprowadzenia Tinsley. Mam dobre zdjęcie, które wydrukuję i rozdam, by ludzie nadal o niej pamiętali.
Quinn odeszła, nim Dani zdążyła odpowiedzieć.
Znów spojrzała na fotografię na biurku i westchnęła. Tinsley.
Trzy miesiące temu, przebywający w więzieniu o zaostrzonym rygorze w Corcoran, Kyle Harmon przyznał się do porwania Tinsley. Jego twarz od tygodni pojawiała się na każdym możliwym kanale informacyjnym. Dani nie wierzyła, że pomogła mu przypadkowa kobieta, której nazwiska nie pamiętał. Mówił, że pochował dziewczynkę na pasie zieleni przy Bond Road w Elk Grove. Do tej pory nie odnaleziono ciała.
Przełożeni detektywa Whittona, prokuratorzy, sędziowie i nawet jej były mąż Matthew natychmiast mu uwierzyli. Byli przekonani, że Harmon, narkoman o skłonnościach do przemocy, jest winny porwania, a sprawiedliwości stało się zadość, gdy trafił za kraty. Harmon przyznał się do wszystkiego w celi, gdzie odsiadywał wyrok za zabicie człowieka podczas bójki w barze. Dani uważała, że przyznanie się do winy było wymuszone, stanowiło próbę ugody, by uniknąć dożywocia.
Wszyscy chcieli jednak zamknąć tę sprawę.
Ale Dani pragnęła czegoś więcej. Chciała odnaleźć córkę. Właśnie dlatego została detektywem. Okazało się, że była przyzwoitym śledczym. Choć nie znalazła Tinsley, udało jej się odnaleźć wiele innych dzieci.
Pomimo tego, że Kyle Harmon przyznał się do winy, śledztwo w sprawie jej córki nadal trwało. Jednak liczbę śledczych dawno temu zmniejszono z dwunastu do jednego, pozostawiając na posterunku tylko detektywa Whittona.
Z zamyślenia wyrwały ją kroki Quinn. Uniosła głowę i dostrzegła wóz transmisyjny stacji telewizyjnej Channel 10 News, który stanął po drugiej stronie ulicy.
Po zamieszaniu, jakie wywołał Harmon, Dani sądziła, że media zapomną o Tinsley, ale jutro przypadała piąta rocznica uprowadzenia córki. Pojawienie się telewizji było dobrą niespodzianką, ale rozmowy z dziennikarzami, w których starała się zachować optymizm, z roku na rok zaczęły odbijać się echem na jej psychice.
Quinn wyjrzała przez okno.
– Przyjechali, by porozmawiać o Tinsley, prawda?
– Chyba tak – odparła, z trudem przełykając ślinę. Choć miała szczęście, że telewizja interesowała się jej sprawą, bo zaginięcia większości dzieci nie były nagłaśniane, nagle dopadły ją silne emocje.
– Zajmę się nimi – powiedziała Quinn, jakby wyczuła niechęć koleżanki do rozmowy.
Quinn długimi, szybkimi krokami podeszła do drzwi.
Dani zastanawiała się, czy jej nie zatrzymać, ale ani drgnęła. Minął kolejny rok, a ona nadal nie miała pojęcia, kto mógł porwać jej córeczkę. Przez wszystkie te lata nic się nie zmieniło. Kiedy znikało dziecko, pierwsze pytania zawsze dotyczyły opieki i odwiedzin, ale przecież tworzyli z Matthew szczęśliwą rodzinę. Następnie pytano o krewnych, ale Dani była jedynaczką, a siostra Matthew mieszkała na Wschodzie i nie utrzymywali kontaktu. Pozostawało uprowadzenie przez nieznajomego, co było niesłychanie rzadkie.
A jeśli tak się stało, dlaczego właśnie Tinsley? To kolejne pytanie, które zarówno śledczy, jak i Dani powtarzali w kółko. Ktoś zadał sobie trud, by ubrać się jak matka i pójść do szkoły, co stanowiło spore ryzyko przy tylu świadkach i kamerach. Kto miałby zrobić coś takiego?
Następne pytanie dotyczyło potencjalnych wrogów Dani. Ludzi, którzy pragnęli jej cierpienia. Ile nocy przez ostatnie pięć lat spędziła, patrząc w mrok i próbując przypomnieć sobie, czy wkurzyła kolegę, współpracownika, znajomego, czy jakiegoś zupełnie obcego człowieka.
Ale nikt taki nie przyszedł jej do głowy.
Dani nie przysparzała sobie wrogów.
Nie była idealna. Jak większość ludzi, miewała kiepskie dni. Płakała z frustracji. Ale nigdy nie krzyczała ani nie przeklinała. Nie rozumiała drogowej złości, nigdy niczym nie rzuciła. Nie leżało to w jej naturze.
A przynajmniej kiedyś.
Ostatnio bywała niespokojna, roztrzęsiona, a nawet wrogo nastawiona. Czasami, nawet przy niewielkim zdenerwowaniu, mimowolnie zaciskała dłonie. Zmiany następowały powoli. Na początku stres sprawiał, że przyspieszało jej serce. Z czasem jednak frustracja przechodziła w gniew.
A ten stał się jej przyjacielem.
Nie zawsze dobrym, ale jednak przyjacielem. Trwał przy niej i chronił. Przeważnie odczuwała fizyczne i psychiczne zmiany, gdy żyłami płynęła adrenalina, wpływając na jej narządy, procesy trawienne, nastrój. Tętno przyspieszało, wzrastało ciśnienie krwi, aż czuła niesamowite ciepło. Oddech stawał się płytki, żołądek kurczył. Spocona i roztrzęsiona zastanawiała się, czy czasem nie zmienia się w Hulka.
I cieszyła się, bo złość była o wiele lepsza niż ból.
Zobaczyła przez okno, że ekipa telewizyjna rozstawia sprzęt. Quinn podeszła do kobiety w garsonce, która trzymała mikrofon i wydawała polecenia.
Zaczęła z nią rozmawiać, a kiedy skończyła mówić, dziennikarka dała znać ekipie, nakłaniając kamerzystę, by do niej podbiegł.
Dani nacisnęła przycisk na pilocie, który znalazła w szufladzie, by włączyć zamontowany na ścianie telewizor. Włączyła Channel 10 News. Po przerwie na reklamę na ekranie pojawiła się siedząca za biurkiem prezenterka. Mówiła o uprowadzeniu Tinsley, informując widzów o tym, co wydarzyło się pięć lat temu. Następnie oddała głos dziennikarce Abby Moretti, która miała dokonać aktualizacji na żywo.
– Dzień dobry – przywitała się Moretti, trzymając mikrofon blisko podbródka. – Stoję naprzeciwko biura Dani Callahan w Sacramento. Po zaginięciu pięcioletniej Tinsley Callahan jej mama poświęciła niemal każdą godzinę swojego życia na poszukiwania jedynego dziecka. Kiedy miesiąc po miesiącu nie pojawiały się żadne odpowiedzi, Dani została prywatnym detektywem. W tej chwili pomaga innym odnaleźć bliskich, jednak nadal stara się odszukać córeczkę. – Kamerzysta przesunął się, pokazując Quinn. – Rozmawiałam z asystentką Dani Callahan, panią Quinn Sullivan, o zniknięciu małej Tinsley. Pięć lat temu uprowadzenie dziewczynki przykuło uwagę całego świata. Pani Sullivan, co może nam pani powiedzieć o Dani Callahan? Jak to znosi?
– Jest teraz tak samo załamana jak pięć lat temu, gdy uprowadzono jej córkę. – Dani obserwowała ze zdziwieniem, jak Quinn trzyma zdjęcie Tinsley z pierwszego dnia zerówki. – Wciąż nie tracimy nadziei, że Tinsley żyje.
– A co z przyznaniem się do winy Kyle’a Harmona?
Quinn prychnęła.
– Kyle Harmon odsiaduje wyrok za morderstwo i uważamy, że zawarł ugodę, aby uniknąć dodatkowych lat odsiadki.
Dani jęknęła. Nie dlatego, że to nieprawda, ale dlatego, że nie można było tego udowodnić.
Abby Moretti ożywiła się nieco.
– Mówi pani, że Kyle Harmon nie jest odpowiedzialny za zniknięcie Tinsley Callahan?
– Wierzę, że tak nie jest.
– Ma pani dowody?
– Teraz nie – odparła Quinn. – Ale sądzę, że ważnym jest, byśmy zadali sobie pytanie, dlaczego teraz się do tego przyznał. I gdzie jest ciało?
– Jeśli Harmon nie porwał Tinsley – dociekała dziennikarka – to w takim razie kto?
– Kobieta utrwalona na szkolnym monitoringu – powiedziała stanowczo Quinn. – Zbliżamy się do niej każdego dnia.
Dziennikarka zacisnęła usta, pozornie wytrącona z równowagi nieoczekiwanym stwierdzeniem.
– Może nam pani powiedzieć coś więcej?
– Obawiam się, że nie – odparła Quinn. – I tak już zdradziłam zbyt wiele.
Telefon Dani zawibrował, gdy asystentka ponownie uniosła zdjęcie, aby widzowie mogli dokładnie się przyjrzeć. Dzwonił były mąż, Matthew. Dani ściszyła telewizor i odebrała.
– Dlaczego, u diabła, pozwalasz Quinn rozmawiać z reporterami w naszym imieniu?
– Nie mówi nic w niczyim imieniu – odparła Dani.
– Musisz natychmiast z tym skończyć.
Jeszcze chwilę temu Dani była zaskoczona kłamstwem Quinn o poszukiwaniach kobiety, która uprowadziła Tinsley, ale kiedy słuchała narzekania byłego męża, zdała sobie sprawę, że istniał powód, dla którego Quinn pokazała fotografię dziecka i robiła zamieszanie. Chciała, by ludzie znów zaczęli rozmawiać o tej sprawie. Przyznanie się Kyle’a Harmona do winy kilka tygodni temu sprawiło, że porwanie Tinsley znów znalazło się na pierwszym planie w ogólnokrajowych wiadomościach, ale gdy nie znaleziono ciała i zaginęła siedemnastoletnia Ali Cross, o jej córeczce ponownie zapomniano.
Serce Dani przyspieszyło. Quinn coś wiedziała. Czuła to w kościach.
– Nie zamierzam jej powstrzymywać – powiedziała, przerywając Matthew w pół słowa. – Dopóki nie znajdziemy Tinsley, sprawa pozostaje otwarta.
W słuchawce wybrzmiał pomruk.
– Nie wracaj do tego, Dani. Musimy iść naprzód, a nie się cofać. Harmon przyznał się do zbrodni. Czas usunąć stronę z sieci.
– Nawet się nie waż.
– Dani – powiedział i westchnął. – To koniec.
Serce nadal przyspieszało. Prócz założenia strony i rzadkich aktualizacji Matthew rzadko mówił o zaginięciu córki. W chwili gdy sfinalizowano rozwód, zaczął chodzić na randki. Dwa lata temu poślubił kobietę o imieniu Carole. Ich pierwsze dziecko miało przyjść na świat w przyszłym miesiącu. Dani mimowolnie odczuwała zazdrość.
– Nie wierzę, by Harmon był sprawcą – odparła. – Nie martwi cię, że nie znaleźli szczątków, że nie ma żadnych dowodów na to, że to on?
– Przyznał się. Znajdą ją.
– Tego nie wiesz – rzuciła, starając się zachować spokój. – Dopóki nie zostanie znaleziona, nic się nie zmieniło.
– Masz obsesję.
– To moja córka.
– Przestałaś brać leki?
Nie potrzebowała tego. Jej życie nie było już jego sprawą. Rozłączyła się. Po rozwodzie obsesja na punkcie odnalezienia córki stała się głównym źródłem niezgody między nimi. Matthew błagał, by poszła na terapię, nakłaniał ją do przyjmowania leków, które zasugerował jego terapeuta. Nie przestawał jej dręczyć, dopóki nie powiedziała, że dostała receptę na prozac. To była prawda. Ale nigdy nie wzięła nawet pigułki. Nie dlatego, że nie wierzyła w przyjmowanie leków, ale dlatego, że chciała odczuwać wszystkie emocje związane z utratą córki. Nie była masochistką, a optymistką, przynajmniej w kwestii odnalezienia małej. To się miało stać. Odnajdzie ją.
Drzwi się otworzyły. Wróciła Quinn. Była zarumieniona. W drodze do biurka zerknęła na telewizor, usiadła i wzięła się do pracy, jakby nie wydarzyło się nic niezwykłego.
– Okłamałaś dziennikarkę, mówiąc o tropie w sprawie kobiety, która porwała Tinsley.
Quinn, nie patrząc na nią, wzruszyła ramionami.
– To nie było kłamstwo. Znajdziemy tę babkę i Tinsley. To tylko kwestia czasu.Rozdział 2
Ali Cross obudziła się nagle z mocno bijącym sercem. Zimno z betonowej podłogi przesączało się przez cienki jak papier materac, przypominając, że to nie był koszmar, a rzeczywistość. Została porwana przez szaleńca, wrzucona do busa, a następnie zostawiona na pastwę losu w ciemnym pomieszczeniu. Nie była pewna czy to garaż, czy może magazyn. Gardło bolało ją od krzyków i wołania o pomoc przez wiele dni i nocy. Wstała na chwiejnych nogach i po omacku przeszła przez pomieszczenie. Szła powoli, wyciągając przed siebie ręce i uważając, by nie wpaść na ścianę.
Panowały nieprzeniknione ciemności. Za dnia światło dostawało się przez szczeliny. Nie było tu jednak żadnych okien. Tylko materac, kilka skrzynek butelkowanej wody i mały, plastikowy nocnik, z którego mogła korzystać.
Dziś mijał dziewiąty, a może dziesiąty dzień, już nie była pewna. Jeszcze kilka dni temu pod drzwiami pojawiała się taca z jedzeniem, ale zniknęła po tym, gdy w środku nocy obudził ją mężczyzna.
Nie zdołała mu się przyjrzeć, ale siedział lub klęczał na podłodze, a jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od niej. Odgarnął jej włosy z czoła. Miała nadzieję, że przyszedł ją ocalić. Płakała i błagała o pomoc, ale on mówił tylko, że jest wyjątkowa i że obserwował ją od miesięcy. Cała nadzieja zniknęła, gdy uświadomiła sobie, że to jej porywacz. Wyznał, że są sobie przeznaczeni i nazwał ją swoją dziewczyną. Rozpalił się w niej gniew, więc opuściła głowę i ugryzła go w rękę. Wbiła zęby i nie chciała puścić. Przecięła skórę, poczuła krew na wargach, posmakowała jej.
Krzyk mężczyzny przypominał ryk zwierzęcia.
Od tamtej pory go nie widziała. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek wróci. Burczało jej w brzuchu. W ustach zaschło, wargi spierzchły.
W końcu opuszkami trafiła na drzwi. Wymacała klamkę. Zamknięte. Opadła na kolana i przeszła na czworaka, mając nadzieję, że kiedy spała, podrzucił jej jakieś jedzenie. Ale nic nie znalazła.
Pojawiła się straszna myśl. A jeśli umarł? Zginął w wypadku samochodowym w drodze do sklepu czy pracy? Nie musiała go gryźć. Powinna zachować spokój i go wypytać. Usiadła, opierając się plecami o ścianę, i podciągnęła kolana do piersi. Próbowała wymyślić sposób ucieczki. Gdyby tylko miała broń lub patyk, mogłaby uderzyć go w głowę, kiedy – jeśli – otworzyłaby drzwi.
Pomyślała, że takie rzeczy nie zdarzają się w prawdziwym życiu. Porywacze dzieci i seryjni mordercy występowali tylko w filmach. A mimo to przerażona siedziała w zamknięciu, zastanawiając się, czy umrze.
Miała nadzieję, że matka i siostra jej szukają. Ostatni raz widziała mamę wczesnym rankiem, zanim wyszła do szkoły. Pokłóciły się, jak zawsze. Nastało lato, lekcje niebawem miały się skończyć. Wszyscy znajomi wybierali się do parku wodnego, aby wcześniej uczcić wakacyjną wolność. Ali cieszyła się, dopóki matka nie powiedziała jej o awansie w banku, co oznaczało, że córka będzie musiała codziennie opiekować się młodszą siostrą Gracie.
Pojawiły się wyrzuty sumienia. Ostatnia wiadomość, którą dostała przed porwaniem, była od Gracie i brzmiała: „Wrócisz niedługo? Mama poszła do pracy, chyba ktoś jest w ogrodzie”. Wtedy to wkurzyło Ali. Odkąd ojciec ich porzucił i uciekł z sekretarką, Gracie uczepiła się jej, zawsze była obok, jakby się bała, że Ali i mama również znikną, gdy na zbyt długo odwróci wzrok.
Odpisała wtedy siostrze, że jest już niedaleko i zaraz będzie. Kiedy uniosła wzrok znad telefonu, prawie wpadła na mężczyznę, który otwierał tylne drzwi busa.
– Przepraszam – wymamrotała.
Uśmiechnął się, przy czym jej uwagę zwrócił dołeczek w policzku. Widziała już go gdzieś, ale nie pamiętała gdzie. Miał dwadzieścia dziewięć, może trzydzieści lat. Szczupły, średniego wzrostu, o dobrych oczach, kwadratowej żuchwie i ładnych bicepsach. Oblała się rumieńcem.
– Piękny dzień, nie? – zagadnął.
Przypomniało jej się jedno z ulubionych powiedzonek matki: „Nie rozmawiaj z nieznajomymi”. Uśmiechnęła się więc, ale nie odpowiedziała. Szła dalej. Zauważyła jadącego na rowerze chłopaka. Zjechał na tylnym kole z krawężnika wprost pod samochód. Zacisnęła powieki, czekając na pisk opon i hamulców, ale dzieciak bezpiecznie dotarł na drugą stronę ulicy, a samochód zniknął z pola widzenia.
Dwie sekundy później zza jej pleców wychyliła się ręka i docisnęła mokrą szmatę do jej ust i nosa. Smród był przerażający. Nie mogła oddychać, dopadła ją panika. Wytrzeszczając oczy, zauważyła jedynie szalone spojrzenie mężczyzny, który ciągnął ją z powrotem do busa.
Pierwsza pojawiła się myśl: Gdzie facet z dołeczkiem i przyjaznym uśmiechem?
Walczyła, by się uwolnić, biła i kopała, wbijała paznokcie w ciało, ale wszystko na nic. Był silny, a ona słaba.
Wołania o pomoc stłumiła śmierdząca szmata. Pragnąc uciec, postawiła stopę na progu auta.
Naciskała.
Mężczyzna stęknął.
Ale zakręciło jej się w głowie.
Zanim szanse na wolność diabli wzięli i została wrzucona w ciemną otchłań, kątem oka dostrzegła znajdującego się po drugiej stronie ulicy chłopca. Skrywał się w cieniu liściastego drzewa, ich spojrzenia spotkały się na chwilę, a wyraz jego twarzy był ponury.
A może wyobraźnia płatała jej figle, podsycając nadzieję, której nie powinno być?
Ciąg dalszy w wersji pełnej