- W empik go
Polityka zagraniczna Chin. Między integracją a dążeniem do mocarstwowości - ebook
Polityka zagraniczna Chin. Między integracją a dążeniem do mocarstwowości - ebook
Wzrost mocarstwowego apetytu Chińskiej Republiki Ludowej budzi wiele pytań. O perspektywy rozwoju jej gospodarki, o tempo modernizacji armii, ale przede wszystkim o środki, jakimi władze w Pekinie zamierzają potwierdzać świeżo uzyskany status.
Czy posuną się do konfliktu zbrojnego z sąsiadami? Czy faktycznie są zakładnikami rosnącego chińskiego nacjonalizmu, czy raczej wykorzystują go do osiągnięcia własnych celów dyplomatyczno-strategicznych? W końcu – czy chińska polityka zagraniczna i bezpieczeństwa nie służy przede wszystkim utrzymaniu systemu monopolu partyjnego, którego rządzący nie chcą się wyrzec? Jaka przyszłość czeka reżim kierowany od listopada 2012 roku przez Xi Jinpinga?
Jean-Pierre Cabestan – wybitny francuski politolog − odpowiada na te pytania, badając skrupulatnie chińskie realia – analizuje posunięcia władz, język rządzących i ich doradców oraz mechanizmy podejmowania decyzji (uwzględniając ostatnie przetasowania na najwyższych szczeblach władz). Jego refleksja, o wyjątkowej precyzji i głębi, jest nieocenionym wkładem w dyskusję na temat przyszłości chińskiej polityki zagranicznej i jej znaczenia dla reszty społeczności międzynarodowej.
Na okładce wykorzystano rysunek chińskiego rysownika Crazy Craba, z cyklu Hexie Farm - 蟹农场.
Spis treści
Mapy
Przedmowa do wydania polskiego
Wprowadzenie
Część 1. Stopniowe wdrażanie nowej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa
Rozdział 1. Po Tian’anmen: jak Chinom udało się wyjść z międzynarodowej izolacji
Od dyplomatycznej izolacji do wznowienia reform (1989–1994)
Pekin dąży do odnowienia stosunków ze światem
Dwa nowe wyzwania: upadek komunizmu w Europie i demokratyzacja Tajwanu
Narodziny wielobiegunowego podejścia i strategii antyamerykańskiej
Nowe cele Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej
Wzrost napięć na linii Chiny–Stany Zjednoczone oraz Chiny–Zachód (1995–2001)
Kryzys w Cieśninie Tajwańskiej
Wzrost nastrojów nacjonalistycznych i nasilenie się syndromu chińskiego zagrożenia
Wprowadzenie w życie dyplomacji partnerstwa
Wybiorcze podejście do mechanizmu wielostronnego
Osłabienie napięć i zintegrowanie Chin z gospodarką światową
Wnioski
Rozdział 2. Nowa polityka zagraniczna Chińskiej Republiki Ludowej: od poszukiwania harmonii do potwierdzenia mocarstwowości
Nowy dyskurs w polityce zagranicznej
Pięć zasad pokojowego współistnienia
Niezależność
Pokój i rozwój
Zepchnięcie na dalszy plan walki z hegemonizmem
Nie rzucać wyzwania Stanom Zjednoczonym … przynajmniej nie bezpośrednio
Od wielobiegunowości do mechanizmów wielostronnych?
Nowe podejście w polityce regionalnej: dyplomacja dobrosąsiedzka
Różnorodność i harmonia
Chiny i ich soft power
W stronę wielkiego i odpowiedzialnego państwa?
Nowy styl – bardziej kulturalny i cywilizowany
Debata wokół nowej drogi pokojowego wzrostu
Narodziny i rozwój koncepcji pokojowego wzrostu
Krytyka i stopniowe zniknięcie koncepcji pokojowego wzrostu
Od poszukiwania harmonii do potwierdzenia mocarstwowości
Wnioski
Rozdział 3. Obecne kierunki chińskiej polityki zagranicznej
Zróżnicowanie zagrożeń
Nowe alarmistyczne tony
Trwała rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi
Nowa hierarchia celów i metod w dziedzinie bezpieczeństwa
Narodziny i rozwój „nowej koncepcji bezpieczeństwa”
„Strategiczne myślenie o bezpieczeństwie” Hu Jintao
Interesy narodowe i „fundamentalne interesy”
Wzmocnić „globalną potęgę” Chin
Ambitna polityka obrony i modernizacja armii
Cele polityki obrony
Przyspieszenie modernizacji armii
Szybki wzrost wydatków na obronę
Modernizacja hardware’u i software’u
Atuty i słabości Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej
W stronę nowego podejścia do bezpieczeństwa regionalnego i rozbrojenia
Szanghajska Organizacja Współpracy
Chiny i ASEAN: zamrożenie terytorialnego sporu na Morzu Południowochińskim
Regionalne Forum ASEAN, ASEAN+3, Szczyt Azji Wschodniej oraz Dialog w Shangri La
Sześciostronne rokowania w sprawie północnokoreańskiej broni Atomowej
Nieformalne gremia do spraw bezpieczeństwa
Ostrożne liczenie się z rolą NATO
Chiny i operacje utrzymania pokoju ONZ
Ewolucja stanowiska Chin wobec rozbrojenia i kontroli zbrojeń
Rosnące znaczenie bezpieczeństwa energetycznego
Rządowa debata wokół bezpieczeństwa energetycznego
Debata strategiczno-wojskowa
Bezpieczeństwo ekologiczne
Bezpieczeństwo zdrowotne i żywnościowe
Bezpieczeństwo finansowe
Wnioski
Rozdział 4. Najważniejsze organy decyzyjne w dziedzinie polityki zagranicznej i bezpieczeństwa
Kluczowa rola kierowniczych organów KPCh
Dominująca rola „sekretarza generalnego-prezydenta-zwierzchnika sił zbrojnych”
Względne osłabienie władzy CKW
Grupy kierownicze
Rola Ministerstwa Spraw Zagranicznych
Rosnąca rola Ministerstwa Handlu
Dyskretny, lecz przemożny wpływ Wydziału do spraw Kontaktów z Zagranicą KPCh
Funkcja organów propagandy zagranicznej
Rola think tankow
Rosnąca rola jednostek terytorialnych na płaszczyźnie międzynarodowej
Napięcia i sprzeczności w procesie podejmowania decyzji i realizacji polityki
Jaką rolę odgrywa w polityce zagranicznej opinia publiczna?
Znaczenie i dwuznaczności chińskiego nacjonalizmu
Wnioski
Część 2. Stosunki między Chinami a ich głównymi partnerami
Rozdział 5. Chiny i Stany Zjednoczone: między konfrontacją a porozumieniem
Ewolucja chińskiego sposobu postrzegania amerykańskiej potęgi oraz miejsca Stanów Zjednoczonych na świecie
Ewolucja chińsko-amerykańskich stosunków od 2001 roku
Tajwan: w kierunku wspólnego chińsko-amerykańskiego zarządzania?
Nierozprzestrzenianie broni masowego rażenia
Irak
Korea Północna i Półwysep Koreański
Prawa człowieka
Kwestie handlowe
Nasilenie się rywalizacji strategiczno-wojskowej
Wnioski
Rozdział 6. Chiny i Japonia: ważni sąsiedzi i wielcy rywale
Nowa debata na temat stosunków chińsko-japońskich
Nowe podejście do stosunków z Japonią (2002–2004)
Dalszy ciąg debaty w trakcie i po antyjapońskich manifestacjach 2005 roku
Ewolucja polityki Pekinu wobec Japonii
Próba odnowienia stosunków po XVI Zjeździe KPCh
Wpływ antyjapońskich manifestacji 2005 roku
… i ich granice
Wyznaczenie specjalnej strefy ekonomicznej
Kwestia Tajwanu
Rywalizacja potęg
Wnioski
Rozdział 7. Chiny, Rosja i Azja Środkowa: między pokusą jednej Eurazji a utrzymującą się imperialną rywalizacją
Stosunki chińsko-rosyjskie
„Modelowe partnerstwo strategiczne”
Domysły i konflikty interesów
Szanghajska Organizacja Współpracy i stosunki między Chinami i Azją Środkową
Wpływ wydarzeń z 11 września 2001 roku
Racja bytu Szanghajskiej Organizacji Współpracy
Kwestie bezpieczeństwa
Stabilizacja i dobrobyt
Współpraca energetyczna między Chinami a państwami Azji Środkowej
Szanghajska Organizacja Współpracy: małżeństwo z rozsądku
Wnioski
Rozdział 8. Chiny i Indie: ciągła rywalizacja strategiczna
Czynniki „powtórnej normalizacji” chińsko-indyjskiej
Skala „powtórnej normalizacji”
Coraz liczniejsze zbieżności
Dialog strategiczny i wojskowy
Kwestia granic
Nowa dynamika wymiany gospodarczej i handlowej
Ciągła rywalizacja
Potencjalne zagrożenia i strategiczna rywalizacja
Stosunki chińsko-pakistańskie
Rywalizacja o sfery wpływów
Rywalizacja gospodarcza i ideologiczna
Trudne sąsiedztwo: Tybet i granice
Wnioski
Rozdział 9. Chiny i Unia Europejska, czyli granice prób wielobiegunowości
Niezaprzeczalny rozkwit stosunków
Chińska polityka wobec Unii Europejskiej
Główne punkty sporne między Unią Europejską a Chinami
Kwestie polityczne i prawa człowieka
Kwestie strategiczne
Porażka prób zniesienia embarga
Kwestia Tajwanu
Kwestie ekonomiczne i handlowe
Kwestie globalne
Wnioski
Stosunki francusko-chińskie
Rozdział 10. Chiny i kraje rozwijające się: między współpracą a agresywnym podbojem
Poszukując swego miejsca w gronie państw rozwijających się
Chińska Republika Ludowa – sojusznik i lider Południa
Wzrost pomocy udzielanej krajom Południa
Ostrożna ewolucja wobec kwestii utrzymania i przywrócenia pokoju
Rywalizacja z Tajwanem
Cel: zabezpieczenie źródeł dostaw niezbędnych chińskiej gospodarce
Głowni partnerzy Chin na Bliskim Wschodzie, w Afryce i Ameryce Łacińskiej
Bliski Wschód
Iran
Arabia Saudyjska
Egipt
Izrael i konflikt izraelsko-palestyński
Turcja
Afryka
Nigeria
Angola
Sudan
Republika Południowej Afryki
Ameryka Łacińska
Wenezuela
Chile
Argentyna
Brazylia
Meksyk
Wnioski
Podsumowanie
Wykaz skrótów
Bibliografia tematyczna
Aneksy
Indeks
Kategoria: | Politologia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8002-202-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z ogromną przyjemnością przyjąłem propozycję napisania przedmowy do polskiego wydania książki Polityka zagraniczna Chin, która po francusku ukazała się nakładem Editions de Sciences-Po w kwietniu 2010 roku, czyli już niemal trzy lata temu. Nie będę pisał o tradycyjnych więziach przyjaźni łączących Francję i Polskę – zarówno dlatego, że na ten temat padło już wiele słów, które są nadużyciem, jak i z tego powodu, że w przeszłości Polacy mieli wielokrotnie wszelkie powody po temu, by czuć się porzuconymi przez swoich tradycyjnych sojuszników i to wtedy, gdy potrzebowali ich najbardziej. Dzisiaj jednak Polska jest ważnym i aktywnym członkiem Unii Europejskiej, co sprawia, że ma jeszcze liczniejsze niż inne państwa powody, by zwrócić się na wschód i przyglądać z uwagą temu, co dzieje się w Azji Wschodniej, a zwłaszcza w Chinach.
Naturalnie Polska od dawna interesowała się Azją i Chinami – drodzy czytelnicy, znacznie lepiej ode mnie znacie dokonania swoich orientalistów i sinologów; wiecie też, że nawet w dobie realnego socjalizmu i chińsko-sowieckiego konfliktu, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się przynależeć do całkiem innej epoki, Polsce udało się – być może poza apogeum rewolucji kulturalnej, czyli latami 1966–1968 – zachować kontakty i ożywioną wymianę z Chinami Mao Zedonga. Polsko-chińskie stosunki polityczne i, przede wszystkim, gospodarcze szybko odżyły też po wdrożeniu w Chińskiej Republice Ludowej (ChRL) reform (1979 rok) i odsunięciu na bok ideologicznych sporów, które dzieliły Mao i Nikitę Chruszczowa, a później Leonida Breżniewa, Władysława Gomułkę czy Edwarda Gierka. Koniec zimnej wojny i przyspieszenie reform Deng Xiaopinga w 1992 roku przyczyniły się do dalszego wzmocnienia tych kontaktów i to mimo wydarzeń na placu Tian’anmen, przebiegającej równolegle demokratyzacji Polski i wyboru na urząd prezydenta Lecha Wałęsy – twórcy niezależnych związków zawodowych Solidarność, który od 1980 roku był solą w oku Denga i Komunistycznej Partii Chin. Podejmowane w Polsce przez niektórych próby nawiązania oficjalnych stosunków z Tajwanem, czyli Republiką Chińską, przechodzącym w tym samym czasie proces demokratyzacji, nie trwały długo¹, co dowodzi, jak ważna już wtedy stawała się ChRL i jej pragnienie doścignięcia i prześcignięcia pod względem wielkości Produktu Krajowego Brutto (PKB) gospodarek wielkich krajów rozwiniętych, takich jak Wielka Brytania, Francja, Niemcy czy Japonia. Trzeba jednak stwierdzić, że na początku lat dziewięćdziesiątych nikt tak naprawdę nie przewidywał tempa tego procesu ani tego, że dwadzieścia lat później ChRL, nadal rządzona przez partię komunistyczną, zyska rangę drugiego mocarstwa na świecie.
Wzrost potęgi Chin budzi rzecz jasna wiele pytań. Po pierwsze, czy gospodarka chińska nadal będzie rozwijać się w tempie, jeśli nie dwucyfrowego wzrostu, to przynajmniej nie mniejszym niż obecnie, czyli wynoszącym 7–8 procent rocznie? Czy Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza (ChALW) będzie nadal wkładała równie wiele wysiłku w modernizację, co w ubiegłej dekadzie, pochłaniając co roku budżet większy o ponad 10 procent? I przede wszystkim, jak daleko i jakimi środkami Chiny zamierzają potwierdzać swoją mocarstwowość? Czy władze w Pekinie są gotowe posunąć się do konfliktu zbrojnego ze swymi sąsiadami, zwłaszcza Japonią, Filipinami lub Wietnamem, by odzyskać położone na Morzu Wschodniochińskim lub Południowochińskim wysepki czy łachy piasku, do których wysuwają roszczenia, jak wydawały się na to wskazywać wydarzenia z przełomu lat 2012–2013? Czy chińscy przywódcy naprawdę są zakładnikami rosnącego nacjonalizmu chińskiego społeczeństwa lub raczej czy nie czują pokusy instrumentalnego wykorzystania go do osiągnięcia własnych, ściśle określonych celów dyplomatyczno-strategicznych? W końcu, jaka przyszłość czeka, czy raczej jaka będzie trwałość reżimu politycznego, kierowanego od listopada 2012 roku przez Xi Jinpinga, który zastąpił Hu Jintao na stanowisku sekretarza generalnego KPCh, oraz przewodniczącego partyjnej Centralnej Komisji Wojskowej (CKW), a od marca 2013 roku przejmie też funkcję prezydenta ChRL (porównaj aneksy nr 4–6), zważywszy na wciąż rosnące nierówności i napięcia społeczne oraz coraz powszechniejsze postrzeganie komunistycznych elit jako zbyt wszechwładnych, uprzywilejowanych i przede wszystkim skorumpowanych?
W niniejszej książce próbowałem znaleźć aktualne odpowiedzi jeśli nie na wszystkie te pytania, to przynajmniej na ich część i moje ówczesne wnioski wydają mi się wciąż uprawnione. Nie ulega wątpliwości, że wykazywany przez Chiny apetyt na mocarstwowość robi wrażenie, podsyca go zaś koncepcja wzięcia w końcu odwetu na „imperialistycznym” Zachodzie i ustanowieniu na nowo tradycyjnego wpływu politycznego i kulturalnego, jaki imperium chińskie wywierało na znany sobie świat przed 1840 rokiem i początkiem wojen opiumowych. Dzisiaj cel Chin jest jasny – zyskać rangę największej potęgi gospodarczej świata, a dysponując populacją liczącą 1340 milionów osób, która – uśredniając – szybko unowocześnia się i bogaci, mogą go osiągnąć w roku 2030, a być może nawet 2020.
Nie zmienia to jednak faktu, że gospodarka ChRL będzie stanowiła wówczas „jedynie” 20 procent światowego PKB (23 procent według A. Maddisona) – więcej niż PKB Stanów Zjednoczonych (15 procent), lecz wciąż nie 30 procent, co było przypadkiem imperium chińskiego w końcu XVIII wieku². Przede wszystkim jednak Chiny będą społeczeństwem miejskim, starzejącym się i złożonym głównie z klasy średniej, bardziej wymagającej jeśli chodzi o dostęp do informacji (oraz internetu), dobrodziejstw socjalnych i bezpieczeństwa prawnego. Mówiąc krótko, istnieją duże szanse, że przywołane przeze mnie pod koniec tej pracy wewnętrzne przeszkody będą w przyszłości większym niż dziś ciężarem i zahamują wzrost Chin do pozycji światowego numeru jeden.
Wewnętrzne niepokoje polityczne: w stronę umocnienia reżimu autorytarnego?
Niewątpliwie główne niepokoje wewnętrzne są natury politycznej. KPCh – kierowana przez Xi Jinpinga i Li Keqianga, czyli nowego premiera i numer dwa Stałego Komitetu Biura Politycznego KPCh, ciała, które dzierży najwyższą władzę w państwie – spodziewa się rządzić przez tysiąc lat i ani przez sekundę nie wyobraża sobie reformy politycznej, która wprowadzałaby system wielopartyjny³. I bynajmniej nie dlatego, że brakuje zwolenników demokratyzacji, tych bowiem stale przybywa, partia jednak czuwa, by nie zorganizowali się w polityczną siłę zdolną zagrozić jej monopolowi w dziedzinie polityki. Żadne wybory, nawet lokalne, nie są zdane na dzieło przypadku: partia ustala listę kandydatów do zgromadzeń przedstawicieli ludowych, eliminuje kandydatów niezależnych i sprawuje pieczę nad całym procesem wyborczym; dzieje się tak w większości wiosek, a przypadek demokratycznych wyborów w Wukanie, w prowincji Guangdong, w marcu 2012 roku, szeroko opisywany przez zagraniczną prasę dowodzi, jak dalece wyjątkowe było to wydarzenie⁴. Poza tym, o ile represje stosowane wobec dysydentów stały się bardziej wybiórcze, jednocześnie zyskały na precyzji i nie straciły nic na skuteczności. I tak w grudniu 2008 roku Liu Xiaobo, główny współtwórca Karty 08, ostrożnego apelu o demokratyzację systemu, nawiązującego do słynnej Karty 77 Václava Havla, został szybko zatrzymany, a rok później skazany na karę jedenastu lat więzienia. Przyznana mu w październiku 2010 roku Pokojowa Nagroda Nobla nie tylko nie pomogła w jego uwolnieniu, lecz jeszcze wzmocniła czujność władz i zatruła na lata stosunki między Pekinem a Oslo, dowodząc tym samym małostkowości, lecz również braku pewności siebie i poczucia bezpieczeństwa władz drugiej potęgi świata.
Prawdą jest, że władze nie są dłużej w stanie całkowicie kontrolować internetu i elektronicznych kanałów komunikacji, które odgrywają tak dużą rolę w rozprzestrzenianiu krytycznych wobec władz, a wręcz wywrotowych idei. Dowiodła tego jasno afera Bo Xilaia, która wybuchła wiosną 2012 roku. Plotkami krążącymi w sieci karmiły się wówczas nawet partyjne kadry spragnione wszystkich szczegółów skandalu, który doprowadził do upadku rządcy Chongqingu – wielkiej metropolii środkowych Chin, syna nieżyjącego już Bo Yibo, jednego z wielkich patriarchów reżimu. Zwłaszcza, że Bo Xilai otwarcie prowadził wtedy kampanię, która miała doprowadzić go do stanowiska członka Stałego Komitetu Biura Politycznego – najświętszego z gremiów KPCh. Można było sądzić, że rewelacje, jakie wypłynęły w wyniku tej afery, zapoczątkowanej ucieczką w lutym 2012 roku Wang Lijuna – prawej ręki Bo – do mieszczącego się w Chengdu (prowincja Sichuan) amerykańskiego konsulatu, zwłaszcza zabicie brytyjskiego biznesmena przez żonę Bo oraz zgromadzenie przez jego rodzinę niesłychanej fortuny, szacowanej na 1,2 miliarda dolarów, wywołają kryzys legitymizacji komunistycznej władzy. Przypuszczenia te były jednak zdecydowanie zbyt śmiałe. Z całą pewnością korupcja jest dziś plagą, której zwalczenie stało się pierwszorzędnym celem Xi Jinpinga i kierownictwa partii wyłonionego w trakcie XVIII Zjazdu. Walka ta nie doprowadzi jednak do zakwestionowania fundamentów tej leninowskiej organizacji. Wręcz przeciwnie – nawet jeśli Wang Qishan, nowy sekretarz Centralnej Komisji Kontroli Dyscypliny, dysponuje dziś większym marginesem swobody działania, w obliczu braku podziału władz oraz systemu kontroli i równowagi (check and balance), nie będzie w stanie kontrolować równych sobie rangą przedstawicieli najwyższych władz ani tych, którzy podlegają ich ochronie.
Poprzednia ekipa, zanim ustąpiła ze stanowisk, przygotowała opublikowany w lutym 2013 roku ambitny i dobrze przyjęty program zmniejszenia nierówności. Tym, co stanowi jednak główne zarzewie protestów i konfliktów społecznych jest nie tyle dostrzegalne w społeczeństwie pęknięcie, co brak bezstronności i sprawiedliwości⁵.
Zarządzanie konfliktami społecznymi będzie prawdopodobnie coraz bardziej absorbowało zarówno centralne, jak i lokalne władze Chin, jednak same te konflikty nie mają wystarczającej wagi, stopnia zorganizowania ani potencjału jednoczenia i są przede wszystkim zbyt mało „polityczne”, by osłabić władzę, jaką dzierży nad społeczeństwem partia. Poza tym władza adaptuje się, ustanawiając mechanizmy układów zbiorowych, które, pod okiem i kontrolą oficjalnych związków zawodowych, stają się instrumentem wygaszania coraz liczniejszych strajków i ruchów społecznych. Innymi słowy, istnieją spore szanse, by w dającej się przewidzieć przyszłości KPCh była w stanie zachować monopol na władzę polityczną, godząc się jednocześnie na negocjowanie i stopniowe układanie się z coraz liczniejszymi segmentami rodzącego się w Chinach społeczeństwa obywatelskiego (organizacjami pozarządowymi, przedstawicielami pracowników, powodami, stowarzyszeniami właścicieli itd.).
Można też sobie wyobrazić, że trudności czy wręcz kryzys gospodarczy osłabią podstawy, a więc i legitymizację partii. Wzrost kosztów produkcji, coraz szybsze starzenie się populacji, przeinwestowanie przedsiębiorstw, słabość konsumpcji wewnętrznej, niepokojące zadłużenie lokalnych rządów, rozziew między potrzebami rynku pracy a oczekiwaniami lepiej wykształconej młodzieży, legitymującej się coraz częściej uniwersyteckim dyplomem, a więc i coraz bardziej sfrustrowanej – wszystkie te dobrze znane przemiany mogą przyczynić się do nadwyrężenia machiny i zahamowania rozwoju gospodarczego kraju. Jednakże na krótszą metę perspektywy pozostają bardzo dobre i wiele czynników może pomóc gospodarce chińskiej we wspięciu się na poziom państw rozwiniętych, a więc pozostaniu konkurencyjną: szybkie postępy chińskich badań naukowych oraz zakupy zaawansowanych technologii, globalizacja wielkich chińskich grup kapitałowych, tak państwowych, jak i prywatnych, ścisłe związki między nimi a władzami państwowymi, umacniane przez opiekę i wsparcie, jakich udzielają te ostatnie, w końcu gigantyczne potrzeby infrastrukturalne, będące pochodną obecnego procesu przyspieszanej na siłę urbanizacji, nie mówiąc o efektach i korzyściach skali, które uprzywilejowują duże państwa i wielkie rynki wewnętrzne – wszystkie one są znanymi atutami Chin⁶.
W rezultacie, poza przypadkiem wewnętrznej lub międzynarodowej katastrofy, obecny reżim ma duże szanse utrzymać się u władzy i zapewnić stabilność państwa, przynajmniej w ciągu najbliższych pięciu czy dziesięciu lat. Po upływie tego czasu nikt nie jest w stanie przewidzieć politycznej przyszłości Chin.
Międzynarodowe implikacje wzrostu mocarstwowości autorytarnych Chin
Jak ta prawdopodobna ewolucja przełoży się na politykę zagraniczną i bezpieczeństwa?
Po pierwsze (jak dowiódł tego raport złożony przez Hu Jintao w czasie XVIII Zjazdu), Xi Jinping i nowe kierownictwo skoncentrują się najpierw na problemach wewnętrznych i oczekiwaniach chińskiego społeczeństwa.
Po drugie, Chiny potrzebują świata, aby rozwijać i unowocześniać swoją gospodarkę, muszą współpracować z państwami, które dostarczają im surowców lub, w większej niż kiedyś mierze, produktów żywnościowych (co wynika ze zmniejszenia areału ziem uprawnych w Chinach oraz zmiany nawyków żywieniowych Chińczyków w kierunku diety bardziej mięsnej) oraz stanowią rynki zbytu, wciąż niezbędne do upłynnienia ogromnej części produkcji, nawet jeśli wskaźnik bilansu płatniczego w stosunku do PKB wykazuje tendencję zniżkową (przechodząc od 9,3 procent w 2008 roku do 2,8 procent w 2011). Zatem fundamentalną potrzebą Chin jest zarówno kontynuacja procesu integracji ze wspólnotą międzynarodową, jak i pokojowe otoczenie międzynarodowe i regionalne.
Nie dzieląc jednak wspólnych wartości politycznych z państwami demokratycznymi i zyskując wciąż na potędze, Chiny są dziś prawdopodobnie mniej skłonne niż dziesięć lat temu do pójścia na kompromis lub chociażby wysłuchania krytyki pod własnym adresem. Jednocześnie wykazują większą gotowość do podejmowania ryzyka w imię obrony swoich interesów, a zwłaszcza tego, co nazywają „fundamentalnymi interesami” (Tajwan, Tybet, Xinjiang i wszystko to, co Pekin uważa za kwestię swojej integralności terytorialnej) oraz osiągania własnych korzyści. Potwierdzają to wydarzenia i napięcia na Morzu Południowo- i Wschodniochińskim, jakich byliśmy świadkami od czasu francuskiego wydania tej książki.
Nie zapominajmy, że głównym celem KPCh jest przetrwanie reżimu. Dlatego też oczekiwanie od Chin, że w dobrej wierze i bez zastrzeżeń będą brały udział w mechanizmach wielostronnych, w tym tworzonych przez Organizację Narodów Zjednoczonych, jest złudne. Pod tym względem ChRL nie wypracowała niczego nowego – przyjmowana przez nią często postawa wobec praw człowieka lub nieingerencji w wewnętrzne sprawy innego państwa przypomina żywo tę stosowaną niegdyś przez Związek Radziecki. W przeciwieństwie jednak do niego Chiny stały się potęgą merkantylną i mają wszelkie powody po temu, by uczestniczyć w Światowej Organizacji Handlu. Tak naprawdę opanowały do mistrzostwa sztukę wyciągania korzyści z reguł tej organizacji, podbijając zagraniczne rynki swoimi produktami, a jednocześnie chroniąc rynek własny, zwłaszcza w sferach publicznych, przed jakimkolwiek znaczącym udziałem wielkich graczy zagranicznych czy transnarodowych. Mówiąc krótko, wbrew temu co same twierdzą, Chiny stosują częściowy protekcjonizm, a ich zachowanie przypomina praktyki Japonii z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku. Z tym jednak, że Pekin wydaje się być lepiej niż Tokio uzbrojony w tarczę chroniącą go przed skargami Waszyngtonu lub Brukseli. Tak naprawdę i Stany Zjednoczone, i Unia Europejska stały się dziś daleko bardziej zależne od Chin, niż były dwadzieścia czy trzydzieści lat temu od Japonii, zarówno pod względem handlowym, jak i finansowym. Ponadto ten amerykański sojusznik znajdował się w słabszej sytuacji względem swego protektora, co w końcu zmusiło go do spełnienia stawianych żądań, w tym rewaluacji jena (słynne Endaka), co z kolei stało się jednym z głównych czynników japońskiej stagnacji gospodarczej lat dziewięćdziesiątych i początku XXI wieku. Wiedząc o tym, Chiny bronią się zaciekle przed wszelkimi środkami, które mogłyby osłabić konkurencyjność ich machiny produkcyjnej oraz systemu eksportu, a przez to przyczynić się do pogrążenia ich w tak zwanej pułapce średniego dochodu (middle income trap).
Innymi słowy, połączenie współzależności gospodarczej oraz strategicznej rywalizacji między Pekinem i Waszyngtonem oraz autorytarny i nieprzejrzysty charakter chińskiego systemu politycznego stawiają tę azjatycką stolicę na uprzywilejowanej pozycji w handlowej próbie sił, którą podjęła ze swymi wielkimi partnerami. Mówiąc bardziej ogólnie, trzy ostatnie lata potwierdziły, jak dalece włączenie się Chin w „koncert mocarstw” było wybiórcze i częściowe, podyktowane bardziej ich interesami narodowymi niż naturalnym poczuciem wspólnoty ze społecznością międzynarodową lub autentyczną chęcią zbliżenia. Wręcz przeciwnie, Pekin bezustannie podkreśla swoją specyfikę kulturową – polegającą tak naprawdę na różnicy ideologicznej – by obronić się przed jakimkolwiek zewnętrznym wpływem lub inwazją zagranicznych idei.
Oczywiście nie udaje mu się to w pełni. Weźmy na przykład coraz liczniejsze, mniej lub bardziej podziemne, kościoły lub praktyki religijne finansowane przez pochodzące często ze Stanów Zjednoczonych organizacje, zwłaszcza protestanckie, które dowodzą jak bardzo chińskie, zglobalizowane społeczeństwo jest podatne na przenikanie z zewnątrz wpływów ideologicznych. Skądinąd to właśnie jeden z tych kościołów pomógł w maju 2012 roku niewidomemu adwokatowi i działaczowi praw człowieka Chen Guangchengowi uciec z aresztu domowego w Dongshigu (prowincja Shandong), gdzie był więziony, do amerykańskiej ambasady w Pekinie. Z tych właśnie powodów władze Chin pozostają na ogół w defensywie i wykazują opór przed pełniejszym uczestnictwem w sprawach światowych.
W tym miejscu dotykamy zasadniczego paradoksu związanego z wkroczeniem ChRL na scenę międzynarodową. Z jednej strony mamy do czynienia z potwierdzaniem mocarstwowości, a uspokajające stwierdzenia, które w grudniu 2010 roku wypowiedział Dai Bingguo – główny doradca Hu Jintao – przypominając o wadze koncepcji pokojowego wzrostu nie znalazły potwierdzenia w rzeczywistości pod koniec roku obfitującego w napięcia ze Stanami Zjednoczonymi i sąsiadami Chin⁷, należy więc raczej przyzwyczaić się do taktycznych odwrotów, które nie wpływają w żadnej mierze na cele i ambicje chińskiego rządu. Z drugiej strony, ChRL wciąż podchodzi z wahaniem, by nie rzec z niechęcią, do przyjęcia większej odpowiedzialności za sprawy świata, a nawet do aktywniejszego udziału w poważnych negocjacjach wielostronnych.
To prawda, że w 2011 roku, po wybuchu jaśminowej rewolucji w Tunezji, Egipcie, a później w Libii, nie chcąc znaleźć się kłopotliwym położeniu wobec Ligi Państw Arabskich, Chiny zagłosowały za rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ nr 1970, potępiającą represje stosowane przez reżim Muammara Kaddafiego i wzywającą do skierowania sprawy do Międzynarodowego Trybunału Karnego. Także później nie zawetowały rezolucji nr 1973, która, ustanawiając strefę zakazu lotów nad Libią, umożliwiła francusko-brytyjską interwencję wojskową i przyspieszyła upadek reżimu Kaddafiego (podobnie jak Niemcy i Rosja Chiny wstrzymały się od głosu). Już jednak w następnym roku, prawdopodobnie zdziwiony szybkością przejęcia władzy w Libii, rząd w Pekinie postanowił pójść w ślady Moskwy i poprzeć syryjski rząd Baszara al-Asada, ścierającego się z coraz lepiej zorganizowanymi i groźnymi siłami opozycji. Przedstawiona przez Chiny oferta mediacji okazała się absolutnie bez znaczenia.
Patrząc jednak całościowo na najważniejsze zagadnienia międzynarodowe – czy to globalne ocieplenie klimatu, czy to walkę z rozprzestrzenianiem broni nuklearnej i rozszerzaniem się grona potęg nuklearnych (Korea Północna, Iran), czy nawet wojnę w Mali – Chiny okazały się mało skłonne do współpracy i wycofane. I tak w styczniu 2013 roku Pekin ograniczył się do jedynie bardzo symbolicznego (w wysokości 1 miliona dolarów, skądinąd podobnie jak Indie) wsparcia finansowego – o które prosiła Unia Afrykańska – służącego rozmieszczeniu na północy Mali afrykańskiego kontyngentu Wspólnoty Gospodarczej Państw Afryki Zachodniej, mimo iż popierał samą tę akcję, podobnie jak poparł francuską interwencję wojskową. Dla porównania Japonia (120 milionów), Stany Zjednoczone (96 milionów) i Niemcy (20 milionów) wniosły wkład w wysokości niemal połowy kwoty zgromadzonej przez Unię Afrykańską (456 milionów)⁸. Ten ewidentny brak zaangażowania pozwala rozwiać złudzenia co do chińskiej aktywności w Afryce – w istocie rzeczy koncentruje się ona na dwustronnej współpracy, z której Chiny wynoszą przynajmniej tyle samo korzyści, co ich afrykańscy partnerzy⁹.
Prawdą jest, że od 2010 roku chińskie władze skupiły swoją uwagę przede wszystkim na otoczeniu regionalnym i środowisku morskim. Priorytet ten został w pewien sposób potwierdzony w tracie XVIII Zjazdu, na którym Hu Jintao otwarcie zapowiedział, że Chiny zamierzają stać się „wielką potęgą morską”, stwierdzając – w duchu nauk Alfreda Thayera Mahana¹⁰ – że ten ambitny cel jest fundamentem czy też warunkiem sine qua non budowy jakiejkolwiek wielkiej potęgi globalnej. Trzeba przyznać, że geografia nie jest sprzymierzeńcem Chin w realizacji tego projektu. Przypomnijmy, że chińskie wybrzeże oraz oblewające je morza są zamknięte dwoma łańcuchami wysp (pierwszy rozciąga się od Japonii przez Tajwan po Cieśninę Malakka, drugi – od Guam po Papuę-Nową Gwineę), co pozbawia chińską marynarkę bezpośredniego, łatwego dostępu do otwartych mórz i neutralnych wód Oceanu Spokojnego. Ponadto wyspy te są usiane instalacjami bezpieczeństwa, należącymi przeważnie do Stanów Zjednoczonych lub Japonii (porównaj mapę na s. 15). A wszystko to odróżnia zasadniczo Chiny od tradycyjnych potęg morskich, którymi są lub były Wielka Brytania, Stany Zjednoczone czy Japonia.
Przed władzami w Pekinie stoi zatem dylemat: potwierdzając swoją potęgę morską kosztem sąsiadów – Japonii, Filipin czy Wietnamu – i próbując odepchnąć amerykańską VII Flotę od swoich granic, chiński rząd wywołał określoną reakcję Amerykanów. W listopadzie 2011 roku administracja Baracka Obamy obwieściła, że strategiczna „oś” Stanów Zjednoczonych przesunęła się w stronę rejonu Azji i Pacyfiku; sześć miesięcy później, w czerwcu 2012 roku w czasie singapurskiego Dialogu w Shangri La amerykański sekretarz obrony Leon Panetta oświadczył, że jego kraj postanowił „wyrównać” (rebalancing) rozmieszczenie swoich sił wojskowych na korzyść tego regionu, kierując tam odtąd 60 procent swojej floty.
Lecz patrząc z innej strony, Chiny, które aspirują do roli światowej potęgi, mogą być zadowolone z tak bliskiej swoich granic amerykańskiej obecności wojskowej i kierowanych przez Stany Zjednoczone systemów sojuszy, zwróconych już nie przeciw Związkowi Radzieckiemu, lecz głównie przeciw nim samym, i to mimo bardziej bezpośredniego, choć drugorzędnego zagrożenia, jakie stanowi dla Waszyngtonu i Tokio północnokoreańska niewiadoma.
Rozumowanie władz w Pekinie idzie prawdopodobnie tym torem, że na dłuższą metę, w obliczu szybkiej modernizacji i wzrostu potęgi ich armii, Amerykanom nie uda się w zakładanym dziś stopniu „wyrównać” swoich zdolności tak obronnych, jak i ofensywnych, z coraz potężniejszymi i solidniejszymi siłami ChALW¹¹. Możliwe że częściowo mają w tym rację, nawet jeśli nałożone na Pentagon ograniczenia budżetowe okażą się przejściowe. Odpowiedź przyniesie przyszłość, a ta – jak widzieliśmy – zależy od wielu czynników, w tym zwłaszcza od ewolucji chińskiego ustroju politycznego.
Na razie (i w nadchodzących latach) chińskie próby podważenia lub zmiany status quo na Morzu Wschodniochińskim (Wyspy Senkaku/Diaoyu) lub Południowochińskim – zwłaszcza po przejęciu przez Pekin wiosną 2012 roku kontroli nad Scarborough Shoals, zwanych przez Chińczyków wyspami Huangyan, do których roszczenia wysuwa też Manila¹², oraz powtarzających się wtargnięciach w morską i powietrzną przestrzeń administrowanych przez Tokio Wysp Senkaku – przyniosły wzmocnienie strategicznej solidarności nie tylko między Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami w szerzej pojmowanym regionie (Japonią, Koreą Południową, Filipinami, Tajlandią i Australią), lecz także między stolicami Azji, szczególnie między Tokio i Hanoi, New Delhi a nawet Dżakartą. Mówiąc krótko, chiński kolos stał się zbyt potężny, by przyciągnąć nowych sojuszników, a ci tradycyjni w postaci Korei Północnej i Pakistanu nie przydają się Pekinowi na wiele. Wzrost potęgi Chin budzi niepokój i to bynajmniej nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Nie da się zaprzeczyć, że zapoczątkowana w 2010 roku ewolucja birmańskiej polityki wewnętrznej i zaczątki jej demokratyzacji sprzyjają stopniowemu dystansowaniu się wobec ChRL, od której Birma czuła się zbyt zależna, i zrównoważeniu stosunków zagranicznych na korzyść Stanów Zjednoczonych, Europy, a także innych partnerów i sąsiadów azjatyckich (Japonii, Tajlandii, Indii).
Możliwe, że obawy te wynikają w większej mierze ze stosowanego przez Chiny modus operandi niż ich roszczeń. Tak naprawdę konflikty terytorialne są w Azji częste i Pekin, który w ostatnich latach zdołał uregulować niemal wszystkie sporne kwestie odnoszące się do granic lądowych (poza tymi, które dzieli z Indiami) wie o tym doskonale. Nie można więc wykluczyć, że jeśli mądrość przeważy nad nacjonalistycznymi uderzeniami gorąca, Pekin, Tokio i stolice państw członkowskich ASEAN powrócą na drogę pokojowych negocjacji, zamrożą konflikty, których nie są w stanie rozwiązać i spróbują na nowo współpracy, także na spornych morzach. Znakiem prawdziwego postępu byłoby przy tym wprowadzenie w życie chińsko-japońskiego porozumienia z 2008 roku w sprawie pola gazowego Shirakaba-Chunxiaao. W uspokojeniu sytuacji pomogłoby też pogłębienie deklaracji z Phnom Penh z 2002 roku i ustanowienie prawdziwie wiążącego kodeksu postępowania w odniesieniu do Morza Południowochińskiego, obowiązującego Pekin i państwa ASEAN. Jednak w 2012 roku chiński rząd postanowił wykorzystać fakt, że prezydencję na forum tej organizacji objęła Kambodża, by wywierając na nią nacisk uniemożliwić stworzenie jakiegokolwiek konsensusu w rejonie Azji Południowowschodniej i potencjalnego kompromisu między Chinami a państwami ASEAN w odniesieniu do tej kwestii.
O pewnej zdolności naprawy i adaptacji oraz jej granicach
Zważywszy na to wszystko, bylibyśmy w błędzie, wierząc, że Chiny nie są zdolne do szybkiego reagowania i nie potrafią skorygować swojej polityki, kiedy ta budzi zbyt wiele negatywnych reakcji i ostatecznie działa wbrew ich interesom. Na przykład w Afryce, gdzie od 2011 roku prowadzę nowe badania, widać jak Chiny adaptują i modyfikują swoją strategię w zależności od krytyki i ewolucji polityki wewnętrznej swoich partnerów oraz, w głównej mierze, w zależności od pozycji, jaką tym ostatnim uda się wywalczyć w próbie sił. Prawdą jest, że stosunki między większością państw Czarnego Lądu a Chinami cechuje głęboka asymetria, która działa na korzyść tych ostatnich. Niemniej jednak formułowane przez wielu Afrykanów skargi na wykorzystywanie na wielką skalę chińskiej siły roboczej przy realizowanych przez Chiny projektach infrastrukturalnych, zalewania afrykańskich rynków wybrakowanymi, tanimi i kiepskiej jakości produktami czy też braku produktywnych inwestycji zaczynają przynosić efekty. Próby stworzenia dużych chińskich grup, jak Huawei, w dziedzinie telekomunikacji stają się coraz bardziej widoczne, rosną też chińskie inwestycje tak państwowe, jak i prywatne, zwłaszcza w stworzonych przez Pekin parkach przemysłowych (w sumie pięciu, przede wszystkim w Egipcie, Etiopii i w Nigerii). Pojawiają się jednak inne, trudniejsze do przezwyciężenia problemy, jak licząca niemal dwa miliony osób rzesza chińskich imigrantów w Afryce, nad którymi władze chińskie mają już niewielką władzę¹³.
Ten ostatni przykład stanowi dobrą ilustrację złożoności zagranicznych działań ChRL i nowych wyzwań dla bezpieczeństwa, którym musi stawić czoła. Wyjeżdżający za granicę obywatele chińscy domagają się bowiem coraz wyraźniej bezpieczeństwa i pomocy ze strony chińskiego rządu, wymuszając na nim nie tylko poprawę opieki konsularnej, lecz także przygotowanie ewentualnej operacji ewakuacji swoich obywateli przy pomocy lotnictwa i marynarki. Repatriacja ponad 35 tysięcy Chińczyków pracujących w Libii przeprowadzona na przestrzeni lutego i marca 2011 roku przy pomocy Grecji i Malty stanowiła pouczający precedens: z jednej strony chińskie władze nie miały pojęcia, że tak liczna rzesza ich rodaków pracuje w Libii, z drugiej strony, musiały działać nagle, lecz w warunkach stosunkowo łatwych, jako że zarówno reżim Kaddafiego, jak i rebelianci wykazywali wolę współpracy. Prawdziwe pytanie, jakie nasuwa się na przyszłość, brzmi: jakie opcje przewidują Chiny na wypadek ewakuacji odbywającej się w nieprzyjaznych warunkach?
To ostatnie pytanie pociąga za sobą kolejne, co prawda nie nowe, lecz objawiające się po 2010 roku z coraz większą ostrością, o legitymację Pekinu do budowy swoich baz wojskowych zagranicą. Póki co chiński rząd oficjalnie zaprzecza temu. Wyjątkowym traktowaniem cieszą się za to bazy wsparcia logistycznego i cywilnego. W 2011 roku była mowa o Seszelach, ostatnio, w styczniu 2013 roku, nowe dyskusje wzbudziło przejście pod zarząd chińskiej spółki pakistańskiego portu Gwadar. Wszelkie wykorzystanie tych urządzeń do celów wojskowych i a fortiori ustanowienie jakichkolwiek stałych baz wojskowych ChALW zagranicą wydaje się jednak w najbliższej przyszłości wykluczone, nawet jeśli głosy zwolenników ewolucji w tym kierunku dają się częściej słyszeć w chińskich think tankach. Dzięki uczestnictwu w operacjach walki z piractwem w Zatoce Adeńskiej marynarka ChALW wiele nauczyła się, jeśli nawet nie w dziedzinie współpracy (ChALW prowadzi samodzielne działania w określonej strefie) to komunikacji z marynarkami innych państw, poznała porty techniczne i wypoczynkowe oraz zdobyła doświadczenie w kwestii wymiany załóg. Wszystko jednak wskazuje na to, że mimo bardzo symbolicznego włączenia do służby na przełomie lat 2011–2012 pierwszego lotniskowca Liaoning, czeka ją jeszcze długa droga zanim będzie mogła myśleć o zmierzeniu się marynarką amerykańską.
Uwaga ta odnosi się również do lotnictwa, gdyż mimo eksperymentowania z nowymi samolotami bojowymi – na przykład z J-20 pod koniec 2011 roku – Chiny wciąż nie są w stanie dopracować silników myśliwca czwartej lub piątej generacji i nadal muszą je importować z Rosji. Skądinąd w listopadzie 2012 roku państwo to zgodziło się w końcu dostarczać Chinom Su-35 – samoloty, które przez długi czas były zarezerwowane dla najbliższych partnerów Moskwy, takich jak Indie (24 maszyny kupione za łączną kwotę 1,5 miliarda dolarów). Podobnie rzecz się ma z okrętami podwodnymi: najbardziej wyrafinowane modele – jak Łada, czyli nowocześniejsza i cichsza wersja okrętu Kilo – są wciąż sprowadzane z Moskwy (w 2012 roku Pekin wydał 2 miliardy dolarów na cztery okręty tego typu). Przypomnijmy też, że choć budżet obronny jest imponujący i wciąż rośnie – w 2012 roku wyniósł oficjalnie 106 miliardów dolarów (w rzeczywistości około 160–200 miliardów) – ChALW musi uczestniczyć w coraz liczniejszych, tak zewnętrznych, jak wewnętrznych operacjach bezpieczeństwa. Lista jest obszerna: długie i częściowo wciąż sporne granice lądowe i morskie, operacje ratownicze w razie katastrof naturalnych oraz przywracanie porządku w przypadku wewnętrznych zamieszek, a siły Ludowej Policji Zbrojnej – choć również coraz liczniejsze (800 tysięcy osób w 2013 roku) nie zawsze okazują się wystarczające¹⁴.
Wszystko to sprawia, że Chiny nie mogą przeciągać struny i wyciągać korzyści ze statusu potęgi, zanim jej nie skonsolidują. Niektórzy we Francji i gdzie indziej wieszczą nieuchronny konflikt zbrojny między Pekinem a Waszyngtonem¹⁵. Z całą pewnością jest między nimi wiele rywalizacji – o czym zresztą jest w tej książce mowa – lecz jeszcze więcej współpracy i współzależności. Ponadto, wielu analityków czuje pokusę porównywania napięć utrzymujących się między Chinami a Stanami Zjednoczonymi czy Japonią do sytuacji międzynarodowej w przededniu 1914 roku. Aby ostudzić zapał bitewny jednych i drugich warto przypomnieć dwie kwestie: po pierwsze dzisiaj stopień współzależności jest zasadniczo inny od tego, jaki panował w czasach, gdy Lenin pisał Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu; po drugie, w 1945 roku wkroczyliśmy w erę wojny nuklearnej – zdolności przeprowadzenia ataku i zneutralizowania przeciwnika przez Waszyngton, lecz także błyskawicznego uderzenia Pekinu są tak rozwinięte, że zmuszają zarówno same Chiny i Stany Zjednoczone, jak i amerykańskich sojuszników chronionych przez ich tarczę antyrakietową do solidnego zastanowienia się zanim przekroczą granicę działań nieprzyjacielskich.
Chiny zresztą doskonale rozumiały to zimą 2012–2013, wysyłając w sporną, lecz administrowaną przez Tokio strefę Wysp Senkaku jedynie statki straży nadbrzeżnej i samoloty cywilne, swoje myśliwce trzymając ostrożnie w strefie identyfikacji obrony powietrznej (ADIZ – Air Defence Identification Zone), czyli poza strefą powietrzną kontrolowaną przez japońskie lotnictwo wojskowe.
Osiągnięta dziś skala współzależności i globalizacji zmusza poza tym Chiny do zrewidowania swego tradycyjnego przywiązania do zasady nieingerencji i częstszego akceptowania, pod pewnymi warunkami (poparcie ONZ lub którejś z wielostronnych organizacji regionalnych) ćwiczeń z „odpowiedzialności za ochronę” – zadania, które z definicji nie może być spętane międzynarodowymi granicami odziedziczonymi po systemie westfalskim.
Podobnie stała rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi doprowadziła ostatnio niektórych chińskich strategów, w tym akademika Wang Jisi, do przedstawienia alternatywy wobec aktualnej chińskiej strategii kontrrównoważenia w postaci polityki marszu na zachód (xijin), mającego na celu okrążenie potęgi amerykańskiej i wykorzystanie ich słabszej obecności (Azja Środkowa, Azja Południowa, Iran) lub relatywnego wycofania (Afganistan, Bliski Wschód) w innych punktach¹⁶. Oto inny sposób zaproponowania ciągłości i stabilizacji w stosunkach między Chinami a ich głównymi partnerami.
O polityce zagranicznej i przyszłości chińskiego reżimu
Wszystkie te wydarzenia wskazują na to, że chiński rząd z Xi Jinpingiem na czele, który, jak wiadomo, przynajmniej od połowy 2012 roku osobiście nadzorował prace nowej struktury w postaci partyjnej kierowniczej grupy do spraw bezpieczeństwa morskiego (porównaj aneks 6), a w konsekwencji operacje zastraszania przeprowadzane na Morzu Wschodnio- i Południowochińskim, jest dziś bardziej skłonny do podejmowania większego ryzyka¹⁷. Można odnieść wrażenie, że Pekin zamierza testować trwałość umów bezpieczeństwa, łączących Amerykanów z ich sojusznikami i partnerami w tym regionie. Wszystko zdaje się też przemawiać za tym, że chińskie władze potrzebowały wzrostu napięcia w stosunkach zewnętrznych i podniesienia temperatury nacjonalizmu wewnątrz, by ułatwić delikatny proces pokoleniowej zmiany i przekazania władzy politycznej, jaki dokonał się na XVIII Zjeździe KPCh. Antyjapońskie manifestacje – nie wolne od elementów rasistowskich, a nawet przemocy – z jesieni 2012 roku pozwoliły w każdym razie odwrócić uwagę wielu Chińczyków od afery Bo Xilaia i innych korupcyjnych skandali, które dotknęły partyjne elity. Trudno oprzeć się wrażeniu, że przeprowadzona przez japoński rząd „nacjonalizacja” pięciu wysp Senkaku posłużyła jedynie za pretekst – Pekin był poinformowany zarówno o samej transakcji, jak i powodach, jakie za nią stały, a którymi była chęć powstrzymania bardzo nacjonalistycznie nastawionego gubernatora Tokio Shintaro Ishiharę przed zakupieniem ich od prywatnego właściciela i przekształceniem w bazę antychińskiej propagandy. Reakcja Pekinu była zatem celowo wyolbrzymiona, gdyż miała posłużyć opisanym wyżej celom.
Innymi słowy, nic nie zapowiada, by w przyszłości obecny reżim miał uwolnić się od pokusy instrumentalnego wykorzystywania, tak w wymiarze wewnętrznym, jak i zewnętrznym, małostkowego i żądnego odwetu nacjonalizmu, który podsycał od czasu dojścia do władzy w 1949 roku, a zwłaszcza od czasu zdławienia ruchu Tian’anmen w 1989. Przy braku wiarygodnej ideologii komunistycznej nacjonalizm pełni rolę głównego filaru legitymującego KPCh.
W ten sposób wracamy do punktu wyjścia: czy chińska polityka zagraniczna i bezpieczeństwa nie służy aby przede wszystkim utrzymaniu systemu monopolu partyjnego, którego pozostające u władzy elity nie chcą się wyrzec?
Jakie miejsce zajmuje w tym Europa? Od 2010 roku jej stosunki z Chinami tyleż rozwijają się, co komplikują. W czasie odbywającego się w Pekinie w lutym 2012 roku szczytu Chiny–Unia Europejska premier Wen Jiabao dał wyraz swojej frustracji, nie udało mu się bowiem ani doprowadzić do zniesienia nałożonego po wydarzeniach na Placu Tian’anmen embarga na sprzedaż broni do Chin, ani przekonać Brukseli do przyznania jego państwu statusu gospodarki rynkowej – który tak czy owak uzyska automatycznie w 2016 roku. Prawda jednak jest taka, że Chiny odniosły ogromne korzyści dzięki Unii, jej inwestycjom, technologii, rynkom zbytu, a ostatnio także jej słabości. Choć przychylny walucie europejskiej, Pekin nie okazał chęci pospieszenia strefie euro z pomocą w wyjściu z kryzysu finansowego, w jakim pogrążyły ją Grecja i inne przeżywające trudności gospodarki południowoeuropejskich krajów. Wręcz przeciwnie – chiński rząd starał się wykorzystać te słabości by wyciągnąć maksymalne zyski z najbardziej zubożałych i najbardziej spragnionych chińskich inwestycji państw członkowskich. Pamiętajmy wszak o jednym – chińska strategia ma wymiar nie tylko gospodarczy i handlowy, ona ma charakter także dyplomatyczny. Rozszerzając w tych państwach swoje wpływy Chiny starają się in fine zmiękczyć zdecydowane stanowisko Europy wobec wielu ważnych dla siebie kwestii takich jak dostęp do chińskich rynków państwowych, środki antydumpingowe, prawa człowieka czy globalne ocieplenie. To prawda, że jak mawiał Raymond Aron „wojna ekonomiczna nie jest wojną”, lecz Unia i Chiny są jednocześnie partnerami i konkurentami w wielu sektorach (energetyka wiatrowa, panele słoneczne, sprzęt elektroniczny, a teraz nawet przemysł samochodowy). Przede wszystkim jednak sprawując daleko bardziej ścisłą kontrolę nad krajową produkcją i swoimi wielkimi graczami gospodarczymi, chiński rząd, lub raczej tamtejszy kapitalizm państwowy, nie grają według tych samych międzynarodowych reguł, co Unia Europejska lub większość jej partnerów. W rezultacie, wbrew nadziejom zbyt wielu eurokratów, strategiczne partnerstwo Chin i Europy – obojętnie czy organizacji jako całości, czy poszczególnych jej członków takich jak Polska czy Francja, które mają politykę azjatycką – będzie naznaczone licznymi dwuznacznościami i ograniczeniami tak długo, jak długo trwający w Pekinie ustrój polityczny pozostanie autorytarny i przeciwny jakiejkolwiek demokratyzacji¹⁸.
Prawdziwe wyzwanie Chin wynika z tego, że stały się potężne zanim zdemokratyzowały się. Chcąc utrzymać i umocnić status wielkiej potęgi swego państwa, chińskie elity komunistyczne w każdym procesie demokratyzacji widzą element nie tylko destabilizujący, lecz także osłabiający „globalną potęgę” ich państwa. Taki też jest sens rady udzielonej w 2012 roku przez wicepremiera Wang Qishana, wchodzącego obecnie w skład najwyższych władz, by przeczytać na nowo Dawny ustrój i rewolucję Alexisa de Tocqueville’a. Celem jest nie demokratyzacja Chin, lecz dokładnie odwrotnie – powstrzymanie wszelkich reform, które mogłyby prowadzić do rewolucji. Takie też jest podłoże stosowanego przez Pekin paranoicznego dyskursu, opierającego się na tezie, że Stany Zjednoczone i Zachód jako taki starają się nie tylko powstrzymać Chiny, lecz także przeszkodzić we wzroście ich potęgi i rozwoju. W całej tej propagandzie jest wszak element prawdy: awansowanie autorytarnych i imperialnych Chin do rangi światowego numeru jeden nie jest tym, czego życzyłyby sobie demokratyczne państwa na Zachodzie czy gdzie indziej. Pekin wie o tym równie dobrze jak my – nie oszukujmy się, między nami jest ideologiczny konflikt, który zakończy jedynie zwycięstwo demokracji nad dyktaturą. Można jedynie założyć, że, jak wspomniano w tej przedmowie i podsumowaniu, rząd w Pekinie będzie na tyle zaabsorbowany swoimi wyzwaniami wewnętrznymi, że powstrzyma się przed jakimkolwiek poważnie destabilizującym posunięciem na zewnątrz i że wcześniej czy później weźmie pod rozwagę demokratyzację, która jako jedyna pozwoli Chinom zyskać soft power – miękką siłę, o której marzą.
Drodzy czytelnicy, książka, którą macie przed sobą nie aspiruje do tego, by dać ostateczną odpowiedź na wszystkie postawione pytania. Wręcz przeciwnie – jej celem jest pogłębienie wiedzy o realiach, siłą rzeczy zmiennych i złożonych, chińskiej polityki zagranicznej i wzbogacenie debaty – której, jak widać, daleko do zakończenia – na temat jej charakteru, głównych kierunków i przyszłości. Mam jedynie nadzieję, że polskie wydanie mojej pracy pomoże włączyć do tej dyskusji szerszy krąg europejskich czytelników.