- W empik go
Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia - ebook
Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia - ebook
Magda Bębenek opisała życie bohaterek w sposób, który pozwala zaprzyjaźnić się z nimi i poczuć, jakby siedziały razem z nami przy kawie. Opowiadają o ciężkich momentach i o tym, jak sobie radzą z kryzysami, jednocześnie pokazując jak piękne jest życie i ile daje możliwości, o ile się na nie otworzymy. Razem, dziewczyny odczarowują pojęcie słowa „sukces” i obalają mit, że dostępny jest on tylko dla wybranych.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65543-79-0 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Redaktor Wojciech Bębenek
Korektor Katarzyna Soboń, Anna Sowińska
Projekt okładki Natalia Góra
Wydanie drugie
Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie, w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.
Książkę, podobnie jak inne publikacje z serii „Polka potrafi”, kupisz na stronie: www.ksiazkapolkapotrafi.pl Śledź nas na bieżąco na FB: Polka potrafi. Inne moje publikacje oraz informacje o kolejnych projektach znajdziesz na www.magdabebenek.pl
Magda Bębenek opisała życie bohaterek w sposób, który pozwala zaprzyjaźnić się z nimi i poczuć, jakby siedziały razem z nami przy kawie. Opowiadają o ciężkich momentach i o tym, jak sobie radzą z kryzysami, jednocześnie pokazując jak piękne jest życie i ile daje możliwości, o ile się na nie otworzymy. Razem, dziewczyny odczarowują pojęcie słowa „sukces” i obalają mit, że dostępny jest on tylko dla wybranych.
Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym RideroWow, udało się! To już dziś!
Kilka miesięcy intensywnej pracy. Kilkanaście niezwykłych i inspirujących historii. Kilkadziesiąt godzin wywiadów i materiałów. Niezliczone emocje: ekscytacja, stres, radość, strach, uniesienie, obawy, duma, zwątpienie, szczęście… Ale przede wszystkim, pokonywanie własnych ograniczeń, pełna mobilizacja sił i niezachwiana wiara w to, że się uda.
Wszystko po to, by w Twoje ręce trafiła książka „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!” — projekt, który nosiłam w sercu przez ponad dwa lata, zanim w końcu zrozumiałam, że nie mogę dłużej czekać. Że kobiety w całym kraju muszą poznawać podobne historie, a następnie zacząć odkrywać te, które siedzą w nich samych. Że każda z nas może wykorzystywać narzędzia, które części pomagają wznosić się na wyżyny i dokonywać rzeczy, o których reszta tylko marzy. A wcale tak być nie musi — na szczycie starczy miejsca dla każdego, kto podejmie wyzwanie i zacznie wspinaczkę.
Ja swoją zaczęłam kilka lat temu i choć niektóre odcinki drogi bywały bardziej uciążliwe, niż bym tego chciała, a przystanki dłuższe, niż lubię przyznawać — nie zamieniłabym tej podróży na żadną inną. Po trzech latach skakania z kontynentu na kontynent i przemierzaniu jednego kraju za drugim, rozpoczął się kolejny etap mojego życia. Czuję, że będzie on najbardziej satysfakcjonującym z dotychczasowych — nic nie daje mi takiej radości, jak dzielenie się z Wami opowieściami, które zainspirują tysiące kobiet do tego, żeby wziąć sprawy we własne ręce.
Kim są nasze Polki, które potrafią? Z zawodu: studentkami, artystkami, biznesmenkami, dziennikarkami i pracownikami naukowymi. Z natury: ambitnymi, aktywnymi, serdecznymi i kreatywnymi duszami, które cały czas szukają nowych smaków w życiu i odkrywają kolejne odcienie z palety jego kolorów. Następnie wybierają te, które im najlepiej pasują i własnoręcznie malują obraz, którego są bohaterkami. W dniu premiery książki obchodzę 26. urodziny i fakt, że ją w tej chwili czytasz, jest dla mnie najpiękniejszym z możliwych prezentów. Wierzę szczerze, że przedstawione tu opowieści pomogą Ci uwierzyć w to, że możesz być kim chcesz i gdzie chcesz, mieć czas dla tych, których kochasz i robić to, na czym Ci zależy. Mnie pomogły i odmieniły moje życie.
Magda Bębenek
25 lipca 2013 rokuPodziękowania
Popkultura często wmawia nam, że kobiety są zazdrosne, zawistne i ciągle tylko przeciwko sobie knują. No i oczywiście, jest jeszcze moje „ulubione” stwierdzenie, że w życiu nie ma nic za darmo.
Jeśli dałaś się na to kiedyś nabrać, chciałabym Ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła. Jest jeden bardzo prosty sposób weryfikacji powyższych: przysłowiowe rzucenie się z motyką na słońce i wymyślenie sobie projektu, którego nie byłabyś w stanie zrealizować sama. Niech to będzie, na przykład, napisanie, wydanie, wypromowanie i sprzedanie książki w cztery miesiące.
Nagle okaże się, że jest rzesza kobiet, które z własnej nieprzymuszonej woli, bez obietnicy żadnych namacalnych korzyści, własnymi środkami i w swoim wolnym czasie będą robić wszystko, co w ich mocy, żeby pomóc Ci w realizacji marzenia. Dlatego zanim oddam Cię w ręce bohaterek, chciałam podziękować kilku osobom, bez których ta książka nie mogłaby być zrealizowana w formie, którą obecnie przybrała:
„Moim” Polkom, za to, kim są i co robią — jesteście moim nieustającym źródłem inspiracji;
Kasi i Ani, za szybką i sprawną korektę oraz za pierwsze pozytywne komentarze dotyczące treści wywiadów;
Natalii, za pomoc w ujarzmieniu wizualnej części książki;
Izie, za kawę we Flamingu i cały wysiłek, który włożyła w pomoc projektowi;
Weronice, za tydzień totalnego szczęścia, kiedy myślałam, że książkę napiszemy razem;
I wszystkim pozostałym kobietom, które dopingowały, motywowały i pomagały mi w tym procesie. Jesteście niezastąpione!
Specjalne podziękowania dla Pani Magdy Herman i firmy Pat&Rub za wsparcie udzielone projektowi.
Na koniec, moim rodzicom, którzy bez słowa krytyki uwierzyli we mnie i w moje marzenia. Kocham Was.
Teraz nie pozostaje mi nic innego, tylko życzyć Ci przyjemnej lektury!Skąd wiem, że Polka potrafi?
„Kiedy pisana jest historia Twojego życia, nie pozwól by to ktoś inny trzymał długopis.”
H. Davidson
Od kiedy ogłosiłam, że piszę książkę „Polka potrafi. Zostań bohaterką własnego życia!”, opartą na prawdziwych historiach „niezwyczajnych” zwyczajnych kobiet, od razu pytano mnie o to, jak wybierałam dziewczyny, które w niej przedstawię. Możliwe, że sama zadajesz sobie podobne pytanie, dlatego pokrótce na nie odpowiem.
Mam to szczęście, że od kilku lat poznaję super dziewczyny. Ich historie niesamowicie mnie inspirują i motywują do tego, żeby działać w zgodzie z moimi planami i marzeniami. Ich przejścia i doświadczenia były dla mnie zawsze dowodem na to, że większość wymówek, którymi się same raczymy lub ograniczeń, które starają się nam imputować inni, nie mają racji bytu, jeśli postanowimy inaczej. Niezależnie od tego, że dziewczyny wywodziły się z biednych rodzin; że nie znały języka wyjeżdżając na studia za granicę; że rzucały stałą pracę, żeby oddać się swojej pasji; że są młode i niedoświadczone — wszystkie osiągały swoje cele. Patrząc na nie widziałam czarno na białym, że jeśli się aktywnie działa i ma właściwe nastawienie, można osiągnąć szczyty, o jakich się nawet początkowo nie marzyło.
Było więc naturalne, że kiedy zdecydowałam się na napisanie i wydanie książki, jej bohaterkami zostały kobiety, które mi samej pomogły uwierzyć w wykonalność tego, do czego namawiam Was w tytule. Zaczęłam przeprowadzać wywiady z moimi przyjaciółkami, znajomymi czy dziewczynami, które poznałam przelotnie, a które wywarły na mnie duże wrażenie. Równocześnie, kiedy dzieliłam się moim pomysłem ze znajomymi, prawie za każdym razem ktoś mi mówił: „O, słuchaj! To ja mam idealną dziewczynę na bohaterkę Twojej książki!” i ku mojemu ogromnemu szczęściu, zazwyczaj mieli rację. Ku mojemu nieszczęściu, nie miałam wystarczającej ilości miejsca, żeby zawrzeć w książce wszystkie relacje. Nie każda pasowała też do kontekstu, w jakim chciałam dziewczyny przedstawić. Niektóre z nowych historii, które usłyszałam spodobały mi się na tyle, że koniec końców się tu znalazły. W ten sposób powstał swoisty miks sylwetek osób, które od lat obserwowałam w czasie rzeczywistym z tymi, które poznałam w trakcie wywiadu na potrzeby projektu.
Pozwól, że zanim oddam Cię w ręce naszych bohaterek, opowiem Ci trochę o sobie i o tym, jak na swoim przykładzie przekonałam się, że Polka potrafi.
Mając 9 czy 10 lat, wypytywałam tatę, czy aby na pewno nie moglibyśmy wyjechać gdzieś za granicę. Wyobrażałam sobie, jak fajnie by było mieszkać w innym kraju, uczyć się w obcym języku i mieć znajomych z całego świata. Ponoć nie dało rady.
Mając 13 czy 14 lat, postanowiłam sobie, że chcę mieć męża obcokrajowca, z którym będę mieszkać w kraju niebędącym ojczyzną żadnego z nas, a najlepiej takim, który nie jest krajem anglojęzycznym, żeby nasze dzieci od małego miały okazję uczyć się czterech języków. Tak, od zawsze miałam zapędy do poliglotyzmu. Czy się spełni, jeszcze nie wiem.
Mając 16, z zapartym tchem czytałam po nocach blogi podróżnicze i relacje z podróży dookoła świata podobne do tych, którymi raczy nas Asia z „Z uczelnią na koniec świata”. Zasypiałam z kolorowymi wizjami egzotycznych lądów i ciekawych ludzi, pojawiała się we mnie coraz większa niecierpliwość i potrzeba wyjazdu. Niedługo potem zaczęłam powtarzać, że przy pierwszej nadarzającej się okazji ruszam z plecakiem w świat. Ruszyłam.
Kiedy kończyłam liceum, marzyłam o studiach japonistycznych za granicą, ale nigdy tego planu nie zrealizowałam. Moich rodziców nie było stać na opłacenie wyjazdu i czesnego, a ja nie miałam w sobie na tyle siły i odwagi, żeby wziąć sprawy w swoje ręce jak Aga, w „Zbawiać świat prowadząc biznes”, czy wystarczającego ogarnięcia jak Ania w „Rodzynce samodzielnie marszczonej”. Zaczęłam więc studia na Uniwersytecie Warszawskim, a od początku drugiego roku marzyłam już tylko o tym, żeby je rzucić i wyjechać.
Po dwóch latach wzięłam urlop dziekański i przeprowadziłam się do Belgii, gdzie chwilowo przebywali moi rodzice. Miałam pomysł, żeby przenieść się tam na studia, ale kiedy na wydziale w Warszawie powiedziano mi „Nie”, ja przyjęłam je za odpowiedź ostateczną. Nie cisnęłam tematu dalej, jak zrobiłaby to zapewne Ola z „Im więcej kłód pod nogami, tym więcej frajdy.” Mimo wszystko, spędziłam cudny rok, który upłynął mi pod znakiem nauki języka francuskiego, hiszpańskiego i tańca — mojej ogromnej niespełnionej pasji.
Tańczyć chciałam zawsze, ale w wieku 22 lat powtarzałam sobie, że jestem za stara (sic!), żeby się tym zająć na poważnie. Mimo że otoczenie mówiło mi, że jestem w tym świetna, że mam talent i że niesamowicie czuję muzykę, ja mówiłam sobie: Co z ciebie za tancerka, skoro w ogóle nie masz opanowanej techniki? Nie doszło do takiego przełomu, jak u Kasi, w „Białej dziewczynce z północy”, i nie podążyłam za tym, co mi grało w sercu. Przez kilka lat marzył mi się wyjazd na kilkumiesięczny program taneczny do Nowego Jorku, ale, mimo że oszczędzając przez wiele lat odłożyłam wystarczającą ilość gotówki i że miałam czas, żeby wyjechać — zebranie się w sobie i pokonanie strachu przed porażką zajęło mi pięć lat. Porażką bo zabraknie mi pieniędzy, bo będę wynajmować mały pokoik z karaluchami i pluskwami, bo okaże się, że na tle tancerzy ze Stanów nie będę uznawana nawet za przeciętną.
Ciekawostka? Kiedy w końcu postanowiłam polecieć, zaledwie w dziesięć dni miałam załatwiony darmowy nocleg na sześć tygodni i podpisany kontrakt na zlecenie opłacające mi cały wyjazd. Kiedy pierwszy raz weszłam do recepcji Broadway Dance Studio przeszły mnie takie ciarki, że niemalże popłakałam się ze szczęścia. Jasne, chodziłam na zajęcia dla początkujących, a poziom tancerzy z grup bardziej zaawansowanych powalał mnie na kolana, ale to nie miało najmniejszego znaczenia. Dlatego, tym bardziej uwielbiam Jujkę, z „Pasja, zajawka i tańczymy do upadłego”, za jej podejście do uczniów i do tego, co zrobić, gdy w Twojej głowie zaczynają się pojawiać myśli w stylu „Nie uda mi się”.
Ale kontynuując historię Belgii i uczelni — nie chciałam wracać do Polski, ale nie miałam odwagi rzucić studiów. Byłam nieszczęśliwa. Nikt nie rozumiał, o co mi chodzi — przecież studiowałam na wymarzonym kierunku, miałam fajnych wykładowców, lubiłam ludzi z mojej grupy. Niby wszystko było świetnie, tylko… No właśnie, tylko jedynym, na czym mogłam się skupić, było planowanie pierwszego dużego wyjazdu. Byłam przekonana, że natychmiast po skończeniu uczelni wyjadę, ale zgodziłam się z logiką stwierdzenia „Dwa lata masz już za sobą, szkoda by to było zmarnować” i przeprowadziwszy się znowu do Warszawy, uzyskałam dyplom licencjata. Który, nomen omen, nie był mi od wtedy nigdy potrzebny.
Większość znajomych z mojej grupy na roku powtarzała, że nie ma zamiaru iść na studia magisterskie, jednak byłam jedną z niewielu, którzy rzeczywiście postanowili nie kontynuować edukacji. Nie jeden raz słyszałam, że marnuję sobie przyszłość. Rodzice z obawą ostrzegali, że popełniam błąd, że nikt mnie nie będzie chciał zatrudnić. Ja jednak już wtedy wypracowałam w sobie taką determinację, że nie było mowy, żeby ktoś odwiódł mnie od wyjazdu. Poza tym, wiedziałam, że nie będę chciała pracować dla kogoś, kto dyplom cenić będzie bardziej od miesięcy spędzonych na samotnych podróżach i organoleptycznym odkrywaniu świata. Podobnie jak Ewelina, w „To gdzie ja mam te buty?”, nie miałam wątpliwości, że to, czego się można nauczyć i w jaki sposób człowiek się rozwija w trakcie wyjazdów jest dużo bardziej wartościowe niż to, czego bym się mogła nauczyć siedząc bez przekonania w uniwersyteckiej ławie. Żadną miarą nie twierdzę, że edukacja formalna nie jest wartościowa, niemniej jednak przy stylu życia, który dla siebie wymyśliłam, nie była kluczowa.
W dniu premiery tej książki, mijają dokładnie trzy lata od momentu wyjazdu w moją pierwszą „prawdziwą” podróż backpackerską, na półtora miesiąca do Indonezji. Nigdy nie zapomnę uczucia, które towarzyszyło mi w trakcie spaceru po plaży w wieczór wylądowania na Bali czy podczas pierwszego śniadania w warungu, lokalnym barze, w którym smażony ryż nasi goreng zapijałam przepysznymi sokami ze świeżo wyciskanych owoców. Wtedy zaczęłam poznawać i świadomie uczyć się stanu pełni szczęścia i satysfakcji z życia, o których mówi Iza w „Wolna i wyzwolona dzięki Zumbie”.
Od tamtej pory poszło już z górki: konkurs taneczny na Bali, praca w butiku podróżniczym w Indiach, szlifowanie języka hiszpańskiego w Andaluzji, wyjazd stopem i z namiotem wokół Islandii, uczenie Zumby w Warszawie, nauka tańca w Nowym Jorku, nagrania reklamy telewizyjnej w Bangkoku, nurkowanie w Malezji… Magicznych momentów i zwariowanych przygód mogłabym wymieniać bez liku. Marzyło mi się, żeby publikować artykuły do polskich gazet, pisać o poznawanych po drodze ludziach i cudownych doświadczeniach, które na nas czekają na świecie i… jako że nic z tym nie robiłam, to marzy mi się nadal. Marzenia nie spełniają się same, trzeba zacząć działać. A ja znowu się bałam — że przecież bardzo ciężko jest się przebić, że nie mam przygotowania dziennikarskiego, że niewystarczająco ciekawie piszę. Kiedy więc przeprowadzałam wywiad z Weroniką, z „Poznać siebie dzięki potomkom Majów” i usłyszałam, jak zaczęła się jej przygoda z dziennikarstwem, zaczęłam się śmiać z własnych obaw i z niedowierzaniem kręcić głową.
Teraz patrzę na sprawy w ten sposób, że te wszystkie chwile zwątpienia były mi do czegoś potrzebne. Doświadczenia, które sobie podarowałam i te, których sobie odmówiłam pomagają mi nieustannie definiować siebie i moją ścieżkę. Z ręką na sercu jestem w stanie powiedzieć, że byłam i jestem coraz szczęśliwsza, choć nie oznacza to, że nie miewam momentów zwątpienia i kryzysu. Jeden z największych z nich, który pojawił się około dwóch lat temu, związany był z tym, że nie miałam pojęcia, na co się w życiu zdecydować. Miałam wiele pasji i nie wiedziałam, na którą postawić. Nie byłam pewna czy i jaką karierę zaczynać. Postanowiłam, że skupię się w takim razie na tym, jakie chcę mieć życie, a nie, co dokładnie mam w tym życiu robić.
Usiadłam w ciszy i zapytałam sama siebie: jakiego życia chcesz? Byłam już wtedy po kilku dłuższych i dalszych podróżach, a moje ciało i umysł przyzwyczajone były do szybkiego tempa zmian i ciągłych zastrzyków adrenaliny. Niemal automatycznie odpowiedziałam sobie: pełnego przygód, niezapomnianych historii i cudownych relacji z innymi. Postanowiłam, że skoro nie wiem jeszcze, na co konkretnie postawić, te trzy główne założenia będą kierować decyzjami, które będę podejmować. Niezależnie od tego, czy proponowano mi prowadzenie zajęć tanecznych w Polsce, udział w seminariach samorozwojowych w USA czy pracę przy produkcji reklam telewizyjnych w Tajlandii, jeśli umożliwiały mi przeżywanie szalonych przygód, budowanie niezapomnianych wspomnień lub nawiązywanie wartościowych znajomości, od razu w to szłam. Dopiero później uświadomiłam sobie, że mój kryzys nie był spowodowany problemem, który tkwił we mnie. Problemem była narzucana nam i niezwykle ograniczająca koncepcja tego, że w życiu zawodowym należy robić tylko jedną rzecz. Niby z jakiej racji? Cieszy mnie więc na przykład to, w ile różnorodnych projektów angażuje się Betty Q, czołowa polska „Showgirl z odciskami”.
Wszystkie przypadkowe prace, których się w moim niezdecydowaniu łapałam i ludzie, których spotykałam po drodze, doprowadzili mnie do tego, co chcę w życiu robić. Pisanie, zamiłowanie do coachingu czy plany łączenia go z tańcem i biznesem przyszły do mnie naturalnie, ale jakby niespodziewanie. Mimo że zawsze były gdzieś na horyzoncie, tak samo jak Julka, która doszła „Przez żołądek do kariery fotografa” nie przypuszczałam, że będę się z nich kiedyś utrzymywać.
Z dużą dozą dumy i satysfakcji patrzę na tych ostatnich kilka lat i podobnie jak wszystkie bohaterki książki, jestem sobie niezmiernie wdzięczna za to, że w którymś momencie przełamałam się i postawiłam na siebie. Powiem Ci w sekrecie, że mimo tego, że okres ten obfitował w wymarzone podróże, nieoczekiwane zwroty akcji i przygody jak z komedii sensacyjnych, dopiero pod koniec maja 2013 roku dogłębnie uwierzyłam w to, że Polka potrafi. Że ja potrafię.
Uwierzyłam, że jeśli się zaprę, będę uparta i konsekwentna, a przede wszystkim, jeśli będę aktywnie podejmować działania, wcielę moje najskrytsze i najbardziej przerażające marzenia w życie. Teraz, bowiem już wiem, że to właśnie te cele, których się najbardziej boimy pozwolą nam wspiąć się na wyżyny i rozwinąć skrzydła. I powiem Ci, że ostatnie cztery miesiące były czasem nieustannego rozwoju i nauki.
O podobnej książce myślałam już od ponad dwóch lat, ale nie miałam odwagi wziąć się za realizację takiego projektu. Łapać podmiejskie autobusy na rozdrożach północnych Indii, w środku nocy, odwagę miałam. Wydać książkę jako nieznany, początkujący autor i wystawić się na krytykę całego kraju — nie. Na szczęście teraz się już nie boję. Albo inaczej, ten strach mnie już nie powstrzymuje, bo on będzie ze mną zawsze. Bez krytycznych komentarzy się nie obejdzie, poza tym sama wiem, że popełniłam w tym całym procesie błędy!
Jak miałoby być inaczej, skoro rzuciłam się na projekt tej książki nie mając znajomości w branży, żadnego know-how rynku wydawniczego, nie będąc osobą medialną i dając sobie trochę ponad cztery miesiące na napisanie i samodzielne jej wydanie? Do tego nie mając zaplecza finansowego, a wręcz przeciwnie — kilkadziesiąt tysięcy złotych długu na koncie. Nie miałam pojęcia jak to zrobię, ale wiedziałam, że 22 września książka trafi w ręce pierwszych czytelniczek. I tak się stało.
Zaczęło się od tego, że na fali ogromnego entuzjazmu odpaliłam stronę internetową promującą „Polkę”, mimo że miałam wtedy dokładnie zero stron zebranego czy spisanego materiału. Jednak, kiedy słowo się rzekło, a wieści poszły w świat, nie było już odwrotu. Od samego początku chciałam, żeby ta książka była swego rodzaju punktem zapalnym dla większej akcji społecznej, dzięki której wraz z pomocą moich bohaterek zainspiruję tysiące dziewczyn i kobiet z całego kraju do tego, żeby przestały w siebie wątpić. Żeby śmiało zaczęły kroczyć przez życie i patrzyły na to, czym jest sukces przez pryzmat spełnianych na bieżąco marzeń. Nie przypuszczałam jednak, że proces przeprowadzania i spisywania wywiadów najbardziej zainspiruje… mnie samą.
Podobnie jak nie wiedziałam, że nasze rozmowy będą miały niemalże terapeutyczny wydźwięk dla części bohaterek. Do niektórych z nich dotarłam w dość ciężkich momentach ich życia. Niesamowita energia, która normalnie pcha je do przodu, powoli przygasała pod ciężarem stresu, wątpliwości czy samotności. Żadna z nas nie twierdzi bowiem, że kiedy zaczniesz walczyć o swoje cele i marzenia, nagle pozbędziesz się wszystkich negatywnych emocji, a życie będzie usłane różami. Niezależnie od tego, czy obieramy własną ścieżkę, czy podążamy tą, na którą pokierował nas ktoś inny, pojawiają się ciężkie momenty. Dlatego z ogromną radością obserwowałam, jak z każdym wypowiedzianym zdaniem w dziewczyny wstępuje trochę więcej dumy z tego, co już osiągnęły i co jeszcze przed nimi. W trakcie naszej rozmowy ponownie upewniały się, że są dokładnie tam, gdzie być powinny.
Działało to też w drugą stronę — w momentach paraliżu, kiedy nagle spadały na mnie wszystkie negatywne komentarze otoczenia i wątpliwości, które znajomi wyrażali na temat wykonalności i opłacalności projektu „Polka potrafi”, kiedy ja sama poddawałam w wątpliwość powodzenie całego przedsięwzięcia, jak mantrę powtarzałam sobie — skoro Martyna z Natalią sprzedały tysiąc sztuk pierwszego numeru swojego niszowego magazynu, o którym dowiecie się więcej w „Do sukcesu przez wyboistą Azję”, to nie ma opcji, żeby mnie się nie udało!
Kiedy rozmawiałyśmy, część z dziewczyn, jak Ewelina, była w podróży do egzotycznych miejsc globu, więc ciężko się było z nimi złapać: ograniczony dostęp do Internetu, chaos w głowie, ciągły ruch. Czułam ich niezwykłą ekscytację i radość, ale i lekkie zmęczenie, które jest z podróżami nierozerwalnie związane. Jeszcze inne oswajały swoją ciągle zmieniającą się rzeczywistość: Aga — prowadzenie licznych startupów w Szkocji i naukę cierpliwości; Jujka — wychodzenie na prostą po roku, który był czasem kryzysów fizycznych i psychicznych; Martyna i Natalia — walkę o utrzymanie swojego produktu na rynku. Słyszałam ich mądrość i pewność siebie, która jednak cichym echem odbijała strach i obawy o to, czy wszystko się uda.
Dostrzegałam błysk w oku i niesamowicie ciepły uśmiech, gdy razem przechodziłyśmy przez szczęśliwe momenty ich historii. Chciałam pomóc otrzeć łzy, które pojawiały się na wspomnienie kryzysów i cięższych chwil. Gdy żegnałyśmy się na koniec naszej wspólnej podróży przez ich życie, ściskałyśmy się serdecznie, a ja po wysłuchaniu każdej kolejnej historii sukcesu, bo za taką uważam wszystkie z zebranych tu opowieści, myślałam raz za razem: Musi mi się udać! Wierzę, że z Tobą będzie tak samo, niezależnie od tego, jaki plan masz dla siebie w zanadrzu. Po cichu liczę też, że niektóre z bardzo bliskich mi osób przełamią strach i myślenie o swoim wieku jako o przeszkodzie stojącej na drodze do sukcesu. Dlatego tym bardziej cieszę się, że jest z nami Hania z „Był czas na dzieci, teraz jest czas na mnie.”
Historii tych przedstawiam Ci trzynaście, a wybrałam je spośród ponad dwudziestu pięciu, których wysłuchałam w trakcie zbierania materiałów do książki. Dlaczego trzynaście? Bo na przekór wszelkim przesądom, zawsze uważałam trzynastkę za moją szczęśliwą liczbę. Niechaj się nam więc szczęści.
Najistotniejsze, tak naprawdę, nie jest to, czy zostałaś wspomniana na stronach tej książki, czy nie. Wszystkie jesteśmy bohaterkami naszego życia i każda z nas należy do grona Polek, które potrafią, choć chwilami o tym zapominamy. A dzięki odpowiedniemu nastawieniu do innych ludzi i do tego, czym jest „ryzyko” oraz dzięki kroczeniu w kierunku, który SAME dla siebie wybierzemy, zawsze dojdziemy w miejsca, o których nawet nie śniłyśmy.
Uwierz w to i uwierz w siebie, a później podziel się ze mną Twoją historią sukcesu.
Czekam!Biała dziewczynka z północy
Poproszona o to, żeby w trzech słowach określić swoje obecne życie, natychmiast odpowiada: ciekawe, piękne, zaskakujące. Po krótkiej chwili zastanowienia dopowiada: „Jeszcze dodałabym ciężkie, mimo wszystko. Wiadomo, że nic fajnego nie przychodzi ot tak, ale to już jest czwarte słowo, więc… tamte trzy były ważniejsze”.
Nie zawsze było ciekawie, pięknie i zaskakująco. Przez znacznie dłuższy okres było ciężko, samotnie i depresyjnie, ale ona, jedynaczka z Warszawy, zdecydowanym tonem mówi, że było warto. Jako córka nauczycielki i inżyniera, od najmłodszych lat uczona była, że najważniejsza jest dobra edukacja; że powinna zostać prawnikiem czy lekarzem. W dzieciństwie najbardziej ciągnęło ją w stronę muzyki, ale ta pozostawała jedynie w sferze marzeń, ponieważ nie wpisywała się w nurt oczekiwań rodziny i otoczenia.
Wybór gimnazjum i liceum jak najbardziej spełniał te oczekiwania — szkoły z wykładowym językiem francuskim, jedne z najlepszych w mieście. Etap ten wspomina dobrze, choć — jak sama mówi, to nie było do końca dla niej. Ciągnęło ją nie do francuskiego, a… do hiszpańskiego. Do końca liceum szukała drogi, która pozwoliłaby jej połączyć to, co kochała z jednoczesnym spełnieniem się w oczach najbliższych. W efekcie, czuła się jedynie coraz bardziej zagubiona.
„Mnie po prostu zawsze ciągnęło i w stronę muzyki, i w stronę hiszpańskiego. Wszystkiego, co hiszpańskie. Nie było to jednak sprecyzowane. Teraz, starsza i mądrzejsza, wiem, że ten brak precyzji brał się z bardzo niskiego poczucia własnej wartości. Myślałam, że tylko super popularne dziewczyny mogą robić w życiu to, czego chcą. Nie ktoś taki jak ja.”
Zdradzę Wam, że dziewczyny, o których mówi, znam i ja, bo tak się składa, że w szkole podstawowej chodziłyśmy do tej samej klasy. Ze zdziwieniem więc słucham jej doświadczeń — w moich oczach była wtedy prymuską. Pochodziła z dobrze sytuowanej rodziny i zawsze osiągała to, czego chciała. Teraz, jest w nich przykładem dzielnej, pozytywnej kobiety i moim źródłem inspiracji.
Jej historia zainspirowała mnie tych kilka lat temu do tego, żeby stworzyć serię wywiadów z osobami, które rzuciły wszystko, żeby poświęcić się spełnianiu marzeń. Była tak naprawdę podwaliną idei towarzyszącej tej książce. Cudownie więc, że była to pierwsza z rozmów, które przeprowadziłam i zupełnym przypadkiem jest pierwszą z historii, którą przeczytacie. Nauczyła mnie, że nie definiuje nas nasza przeszłość, że w każdym momencie możemy dokonać zmian i zawalczyć o nasze szczęście. Przekonała, że człowiek to dużo więcej niż łatki, które się mu przylepia i że jeśli nie zatrzymamy się i nie odbędziemy z kimś szczerej rozmowy, nie mamy prawa go osądzać i szufladkować.
Darmowy fragment