Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pollyanna dorasta - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pollyanna dorasta - ebook

Drugi tom kultowej Pollyanny.

Po rocznej rekonwalescencji po wypadku, na skutek którego straciła władzę w nogach, Pollyanna nadal rozwesela wszystkich pogodną osobowością i niesłabnącym dobrym humorem. Może chodzić! Na dodatek teraz, gdy ciotka Polly wyszła za mąż za doktora Chiltona, cała trójka cieszy się rodzinnym szczęściem.
Pollyanna ma także szansę pojechać do Bostonu, gdzie – jak ma nadzieję – pozna nowych przyjaciół. Została zaproszona przez swoją dawną pielęgniarkę Dellę Wetherby. Della liczy, że dziewczynka będzie miała dobry wpływ na jej pogrążoną w rozpaczy siostrę, która po śmierci męża i zaginięciu siostrzeńca o imieniu Jamie zamknęła się w sobie. Pollyanna angażuje się w jego poszukiwania i rzeczywiście udaje jej się poznać chłopca o tym imieniu. Czy to możliwe, że jej nowy przyjaciel to zaginiony krewny pani Carew?
Z biegiem lat Pollyanna wyrasta na troskliwą młodą damę, która nigdy nie traci charakterystycznej iskry dobrego humoru, mimo że jej rodzinę wkrótce dotyka tragedia, a sama dziewczyna zostaje wplątana w skomplikowany trójkąt miłosny. Potrzeba wyjątkowego człowieka, aby przejść przez to wszystko z uśmiechem na twarzy – na szczęście Pollyanna taka właśnie jest.
Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68121-69-8
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I

Della mówi, co my­śli

DELLA WE­THERBY ŻWAWO WE­SZŁA po oka­za­łych scho­dach pro­wa­dzą­cych do domu jej sio­stry przy Com­mon­we­alth Ave­nue w Bo­sto­nie, po czym ener­gicz­nie na­ci­snęła przy­cisk elek­trycz­nego dzwonka. Z ca­łej jej po­staci – od ka­pe­lu­sza przy­bra­nego pió­rami aż po czubki trze­wi­ków na pła­skim ob­ca­sie – biły zdro­wie, siła i zde­cy­do­wa­nie. Na­wet jej głos wi­bro­wał ra­do­ścią ży­cia, gdy po­zdra­wiała po­ko­jówkę, która otwo­rzyła drzwi.

– Dzień do­bry, Mary. Czy za­sta­łam sio­strę?

– Tak, psze pani, pani Ca­rew jest u sie­bie – od­parła z wa­ha­niem dziew­czyna. – Ale... mó­wiła, że ni­kogo nie przyj­muje.

– Ni­kogo? Cóż, ja nie je­stem ni­kim, więc ze mną może się spo­tkać – rze­kła z uśmie­chem panna We­therby. – Nie przej­muj się, we­zmę to na sie­bie. – Ski­nęła głową na wi­dok prze­stra­chu w oczach dziew­czyny. – Gdzie ona jest? U sie­bie w sa­lo­niku?

– Tak, psze pani, ale... To zna­czy pani mó­wiła... – Lecz panna We­therby znaj­do­wała się już w po­ło­wie sze­ro­kich scho­dów pro­wa­dzą­cych na pię­tro, po­ko­jówka więc po­szła w swoją stronę, obej­rzaw­szy się z roz­pa­czą w tył.

W holu na pię­trze Della We­therby bez wa­ha­nia ru­szyła w kie­runku uchy­lo­nych drzwi i za­pu­kała.

– Oj, Mary! – ode­zwał się znu­żony głos to­nem „co znowu?”. – Prze­cież ci mó­wi­łam... Ach, Della! – Te ostat­nie słowa zo­stały wy­po­wie­dziane z za­sko­cze­niem i na­głym przy­pły­wem ser­decz­no­ści. – Ko­chana moja, skąd się tu wzię­łaś?

– Tak, to ja. – Młoda ko­bieta we­szła do po­koju, bez­tro­sko uśmiech­nięta. – Wpa­dłam na chwilę, bo aku­rat z dwiema in­nymi pie­lę­gniar­kami wy­bra­ły­śmy się z oka­zji nie­dzieli na plażę, a te­raz wra­cam już do sa­na­to­rium. To zna­czy w tej chwili je­stem aku­rat tu­taj, ale nie za­ba­wię długo. Wpa­dłam tylko... po to – za­koń­czyła, ob­da­ro­wu­jąc ca­łu­sem ko­bietę o znu­żo­nym gło­sie.

Pani Ca­rew spo­chmur­niała i dość chłodno od­chy­liła głowę. Ta odro­bina ra­do­ści i oży­wie­nia, która przed chwilą po­ja­wiła się na jej twa­rzy, zni­kła, po­zo­sta­wia­jąc je­dy­nie po­nure roz­draż­nie­nie, naj­wy­raź­niej bę­dące tam czę­stym go­ściem.

– Oczy­wi­ście! Mo­głam się tego spo­dzie­wać – jęk­nęła. – Ni­gdy się tu­taj nie za­trzy­mu­jesz.

– Tu­taj?! – Della We­therby ro­ze­śmiała się i wy­rzu­ciła ręce w górę, za­raz jed­nak coś się w niej od­mie­niło. Spoj­rzała na sio­strę po­waż­nie i z czu­ło­ścią. – Ruth, ko­chana, nie mo­gła­bym. Nie by­ła­bym w sta­nie tu miesz­kać. Wiesz, że nie da­ła­bym rady – za­koń­czyła ła­god­nie.

Pani Ca­rew po­ru­szyła się ze znie­cier­pli­wie­niem.

– Nie bar­dzo ro­zu­miem dla­czego – mruk­nęła.

Della We­therby po­krę­ciła głową.

– Ow­szem, wiesz, moja droga. Do­sko­nale zda­jesz so­bie sprawę, że to nie dla mnie: po­nura at­mos­fera, brak celu, nie­ustę­pliwe trwa­nie w nie­szczę­ściu i roz­go­ry­cze­niu.

– Ale ja je­stem nie­szczę­śliwa i roz­go­ry­czona!

– A nie po­win­naś.

– Dla­czego? Ja­kim spo­so­bem mia­ła­bym czuć co­kol­wiek in­nego?

Della mach­nęła ręką, znie­cier­pli­wiona.

– Po­słu­chaj, Ruth – rze­kła buń­czucz­nie. – Masz trzy­dzie­ści trzy lata i je­steś w do­brym zdro­wiu, to zna­czy by­ła­byś, gdy­byś na­le­ży­cie o sie­bie dbała. Z całą pew­no­ścią masz na­to­miast mnó­stwo czasu i pie­nię­dzy. Chyba każdy by stwier­dził, że po­win­naś so­bie zna­leźć ja­kie­kol­wiek za­ję­cie w tak piękny po­ra­nek, poza uża­la­niem się nad sobą i sie­dze­niem w domu przy­po­mi­na­ją­cym gro­bo­wiec, po­le­ciw­szy po­ko­jówce, by ni­kogo nie wpusz­czała.

– Ale ja nie chcę ni­kogo wi­dzieć.

– Ja bym się zmu­siła.

Pani Ca­rew wes­tchnęła prze­cią­gle i od­wró­ciła głowę.

– Och, Dello, czy ty mnie kie­dyś zro­zu­miesz? Nie je­stem taka jak ty. Nie mogę... za­po­mnieć.

Przez twarz młod­szej ko­biety prze­szedł gry­mas bólu.

– Pew­nie ci cho­dzi o Ja­miego. Nie za­po­mi­nam o nim, ko­chana. Nie mo­gła­bym, oczy­wi­ście. Lecz uża­la­nie się nad sobą ni­jak nie po­może nam go od­na­leźć.

– Prze­cież pró­bo­wa­łam go od­na­leźć przez osiem dłu­gich lat, a nie tylko uża­la­łam się nad sobą – żach­nęła się pani Ca­rew nieco płacz­li­wym gło­sem.

– Oczy­wi­ście, moja droga – po­twier­dziła skwa­pli­wie jej sio­stra – i bę­dziemy da­lej go szu­kać, ty i ja, aż go znaj­dziemy lub wy­zio­niemy du­cha. Lecz tego ro­dzaju po­stawa nie jest wcale po­mocna.

– Ale ja nie mam ochoty ro­bić nic in­nego – mruk­nęła po­sęp­nie Ruth Ca­rew.

Na chwilę za­pa­dła ci­sza. Młod­sza ko­bieta sie­działa, pa­trząc na sio­strę wzro­kiem peł­nym tro­ski i dez­apro­baty.

– Ruth – po­wie­działa w końcu z nutą iry­ta­cji. – Wy­bacz, ale... już za­wsze taka bę­dziesz? No do­brze, je­steś wdową. Lecz twoje mał­żeń­stwo trwało za­le­d­wie rok, a mąż był od cie­bie znacz­nie star­szy. Sama by­łaś wów­czas nie­mal dziec­kiem, a ten krótki okres te­raz wy­daje się jakby snem. Chyba nie po­win­naś przez resztę ży­cia po­grą­żać się w go­ry­czy!

– Nie, ra­czej nie – mruk­nęła pani Ca­rew, rów­nie po­sęp­nie jak wcze­śniej.

– Czy za­tem bę­dziesz już za­wsze tak się za­cho­wy­wać?

– No cóż, oczy­wi­ście gdy­bym mo­gła od­na­leźć Ja­miego...

– Tak, tak, wiem. Ale Ruth, ko­chana moja, czy nie ma na świe­cie nic poza Ja­miem, co mo­głoby choć odro­binę cię uszczę­śli­wić?

– Chyba nie, w każ­dym ra­zie nic mi o tym nie wia­domo – wes­tchnęła obo­jęt­nie pani Ca­rew.

– Ruth! – za­wo­łała jej sio­stra, nie­mal roz­złosz­czona tym upo­rem. Po­tem jed­nak na­gle się ro­ze­śmiała. – Och, Ruth. Chcia­ła­bym, że­byś mo­gła otrzy­mać dawkę Pol­ly­anny. Nie znam ni­kogo, kto po­trze­bo­wałby jej bar­dziej od cie­bie!

Pani Ca­rew nieco ze­sztyw­niała.

– Cóż, nie wiem, co to za spe­cy­fik, ale na pewno go nie po­trze­buję – wark­nęła z roz­draż­nie­niem. – Przy­po­mi­nam, że nie je­ste­śmy w twoim uko­cha­nym sa­na­to­rium, a ja nie je­stem pa­cjentką, którą mo­żesz po­uczać i fa­sze­ro­wać le­kami.

Oczy Delli We­therby za­bły­sły we­soło, lecz na usta nie wy­pły­nął uśmiech.

– Pol­ly­anna to nie na­zwa leku, moja droga – wy­ja­śniła – choć sły­sza­łam, jak nie­któ­rzy mó­wią, że jest do­sko­na­łym le­kiem na wzmoc­nie­nie. To dziew­czynka.

– Dziecko? Niby skąd mia­łam wie­dzieć? – od­parła pani Ca­rew, wciąż na­bur­mu­szona. – Skoro ist­nieje „dzie­wanna”, czemu nie mia­łoby być „pol­ly­anny”? Poza tym wciąż mi po­le­casz ja­kieś leki, a tym ra­zem wy­raź­nie po­wie­dzia­łaś, że po­win­nam „otrzy­mać dawkę”. To prze­cież zwy­kle ozna­cza ja­kieś le­kar­stwo.

– Cóż, Pol­ly­anna to fak­tycz­nie swego ro­dzaju le­kar­stwo. – Della się uśmiech­nęła. – W każ­dym ra­zie wszy­scy le­ka­rze w sa­na­to­rium zgod­nie twier­dzą, że jest lep­sza niż te, które zwy­kle prze­pi­sują pa­cjen­tom. To dwu­na­sto- czy może trzy­na­sto­let­nia dziew­czynka. Całe ostat­nie lato i więk­szą część zimy spę­dziła w sa­na­to­rium. Wi­dy­wa­łam ją le­d­wie przez kilka ty­go­dni, bo wy­je­chała wkrótce po moim przy­by­ciu. Ale zdą­ży­łam w pełni pod­dać się jej uro­kowi. A poza tym całe sa­na­to­rium używa te­raz jej po­wie­dzo­nek i pró­buje ba­wić się tak jak ona.

– Ba­wić się!

– Tak. – Della po­ki­wała głową z ta­jem­ni­czym uśmie­chem. – W szu­ka­nie po­wo­dów do ra­do­ści. Ni­gdy nie za­po­mnę, jak po raz pierw­szy się z tym ze­tknę­łam. Je­den z za­bie­gów skła­da­ją­cych się na ku­ra­cję dziew­czynki był szcze­gól­nie nie­przy­jemny, a na­wet bo­le­sny. Wy­ko­ny­wano go co wto­rek rano, a mnie za­raz po roz­po­czę­ciu tam pracy przy­pa­dło w udziale wła­śnie tym się za­jąć. Prze­ra­żało mnie to, bo z wcze­śniej­szych do­świad­czeń z dziećmi wie­dzia­łam, czego się spo­dzie­wać: co naj­mniej ma­ru­dze­nia i łez. Jed­nak ku mo­jemu bez­mier­nemu zdu­mie­niu ta mała po­wi­tała mnie z uśmie­chem i po­wie­działa, że cie­szy ją mój wi­dok. A po­tem przez cały czas trwa­nia za­biegu, wierz lub nie, na­wet nie pi­snęła, choć wie­dzia­łam, że spra­wiam jej okrutny ból. Mu­sia­łam chyba ja­koś wy­ra­zić za­sko­cze­nie, bo za­raz mi szcze­rze wy­ja­śniła: „Och, daw­niej rze­czy­wi­ście ma­ru­dzi­łam i bar­dzo się tego ba­łam, aż w końcu po­my­śla­łam so­bie, że to bę­dzie do­kład­nie tak jak u Nancy z pra­niem, czyli będę naj­szczę­śliw­sza wła­śnie we wtorki, bo prze­cież po­tem przez cały ty­dzień już ani jed­nego wtorku nie bę­dzie!”.

– Do­prawdy nie­zwy­kłe! – Pani Ca­rew zmarsz­czyła brwi, nie cał­kiem ro­zu­mie­jąc. – Na­dal jed­nak nie wi­dzę, gdzie tu się kryje ja­kaś za­bawa.

– Też nie wi­dzia­łam. Wszystko stało się ja­sne do­piero póź­niej, kiedy mi wy­tłu­ma­czyła. Otóż dziew­czynka do­ra­stała bez matki, jako córka bied­nego pa­stora na da­le­kim za­cho­dzie, przy wspar­ciu pań z Koła Opieki i pa­czek mi­syj­nych. Gdy była młod­sza, ma­rzyła o lalce i bar­dzo li­czyła, że znaj­dzie ją w ko­lej­nej par­tii da­rów, oka­zało się jed­nak, że nie ma tam nic oprócz pary drew­nia­nych kul dla in­wa­li­dów. Mała oczy­wi­ście się po­pła­kała i wła­śnie wtedy oj­ciec na­uczył ją za­bawy w szu­ka­nie po­wo­dów do ra­do­ści w każ­dej sy­tu­acji. Na po­czą­tek ka­zał jej się cie­szyć, że tych kul nie po­trze­buje. Tak się za­częło. Pol­ly­anna mówi, że to piękna za­bawa i że od tam­tej pory wciąż się w niej ćwi­czy, a im trud­niej zna­leźć po­wód do ra­do­ści, tym jest cie­ka­wiej, z wy­jąt­kiem sy­tu­acji, w któ­rych robi się okrop­nie trudno, co jej się cza­sem zda­rzało.

– To rze­czy­wi­ście nie­zwy­kłe! – szep­nęła pani Ca­rew, wciąż nie do końca ro­zu­mie­jąc.

– Tym bar­dziej byś się zdzi­wiła, gdy­byś wi­działa efekty tej za­bawy w sa­na­to­rium. – Della po­ki­wała głową. – Dok­tor Ames mówi, że w swoim mia­steczku też wy­wo­łała istną re­wo­lu­cję. On do­brze zna dok­tora Chil­tona, czyli czło­wieka, za któ­rego wy­szła jej ciotka. Na­wia­sem mó­wiąc, to mał­żeń­stwo też chyba wy­ni­kło z jej sta­rań, bo zdo­łała po­go­dzić ze sobą dawno skłó­co­nych na­rze­czo­nych. Wi­dzisz, nieco po­nad dwa lata temu zmarł jej oj­ciec, więc Pol­ly­annę wy­słano do ciotki. W paź­dzier­niku mała wpa­dła pod sa­mo­chód i po­wie­dziano jej, że już ni­gdy nie bę­dzie cho­dzić. W kwiet­niu dok­tor Chil­ton skie­ro­wał ją do sa­na­to­rium, gdzie prze­by­wała aż do tego marca, czyli pra­wie rok. Wró­ciła do domu prak­tycz­nie wy­le­czona. Szkoda, żeś tego dziecka wtedy nie wi­działa! Jej ra­dość mą­ciło tylko to, że nie mo­gła prze­być ca­łej drogi pie­szo! O ile wiem, całe mia­steczko wy­le­gło na jej po­wi­ta­nie, z or­kie­strą dętą i cho­rą­giew­kami. Ale o tej dziew­czynce nie wy­star­czy opo­wia­dać. Trzeba ją zo­ba­czyć! Dla­tego mó­wi­łam, że po­win­naś otrzy­mać dawkę Pol­ly­anny. Na pewno po­pra­wi­łoby ci to hu­mor.

Pani Ca­rew unio­sła nieco brodę.

– Do­prawdy, mu­szę po­wie­dzieć, że mnie nie prze­ko­na­łaś – od­parła chłodno. – Nie mam ochoty na żadne „re­wo­lu­cje”, nie po­trze­buję też go­dzić się z na­rze­czo­nym. I nie znio­sła­bym, gdyby ja­kaś mała panna Ma­ruda sie­działa tu ze smętną miną i mnie po­uczała, za co po­win­nam być wdzięczna. Nie zno­szę...

Prze­rwał jej jed­nak per­li­sty śmiech.

– Och, Ruth! – wy­krztu­siła jej sio­stra ra­do­śnie. – No na­prawdę, Pol­ly­anna jako panna Ma­ruda! Och, gdy­byś tylko zo­ba­czyła to dziecko! Cóż, mo­głam się tego spo­dzie­wać. Mó­wi­łam prze­cież, że o Pol­ly­an­nie nie po­winno się opo­wia­dać. A ty oczy­wi­ście nie bę­dziesz w sta­nie się z nią zo­ba­czyć. Ale... panna Ma­ruda, ładne rze­czy! – Znów par­sk­nęła śmie­chem. Za­raz jed­nak spo­waż­niała i prze­szyła sio­strę za­tro­ska­nym jak zwy­kle wzro­kiem. – Czy rze­czy­wi­ście, moja droga, nic się nie da zro­bić? – spy­tała bła­gal­nie. – Nie po­win­naś tak mar­no­wać so­bie ży­cia. Może jed­nak spró­bu­jesz cza­sem gdzieś wyjść, z kimś się spo­tkać?

– A niby po co, skoro nie mam ochoty? Mę­czą mnie lu­dzie. Wiesz, że ni­gdy nie prze­pa­da­łam za to­wa­rzy­stwem.

– To może spró­bu­jesz za­jąć się czymś po­ży­tecz­nym, na przy­kład do­bro­czyn­no­ścią?

Pani Ca­rew żach­nęła się, znie­cier­pli­wiona.

– Droga Dello, już o tym roz­ma­wia­ły­śmy. Prze­ka­zuję datki, i to cał­kiem spore. To w zu­peł­no­ści wy­star­czy. Cza­sem za­sta­na­wiam się na­wet, czy nie na­zbyt wy­so­kie. Nie je­stem prze­ko­nana, czy to po­maga lu­dziom dźwi­gnąć się z ubó­stwa.

– Ale gdy­byś dała coś z sie­bie, ko­chana – za­ry­zy­ko­wała ła­god­nie Della. – Gdy­byś tylko za­in­te­re­so­wała się czym­kol­wiek poza wła­snym ży­ciem, na pewno by ci to po­mo­gło i...

– Moja droga Dello – prze­rwała jej star­sza sio­stra gwał­tow­nie. – Bar­dzo cię lu­bię i miło mi cię tu wi­dzieć, ale wprost nie zno­szę, gdy ktoś mi prawi ka­za­nia. To wspa­niale, że we­szłaś w rolę anioła mi­ło­sier­dzia i po­da­jesz cho­rym wodę oraz ban­da­żu­jesz zra­nione głowy i tak da­lej. Być może to­bie ła­twiej jest w ten spo­sób za­po­mnieć o Ja­miem, ale ja bym tak nie mo­gła. Jesz­cze bar­dziej bym wów­czas o nim roz­my­ślała i za­sta­na­wiała się, czy jemu ma kto po­dać wodę i za­ban­da­żo­wać głowę. Poza tym dla mnie to by było dość nie­smaczne, tak wciąż się krę­cić wśród lu­dzi roz­ma­itego po­kroju.

– A pró­bo­wa­łaś kie­dyś?

– Oczy­wi­ście, że nie! – W obu­rzo­nym gło­sie pani Ca­rew po­brzmie­wała po­garda.

– Skąd masz więc to wie­dzieć, je­śli nie spró­bu­jesz? – spy­tała młoda pie­lę­gniarka i ze znu­że­niem wstała. – Mu­szę już iść, moja droga. Mam się spo­tkać z dziew­czę­tami na Dworcu Po­łu­dnio­wym. Nasz po­ciąg od­jeż­dża o dwu­na­stej trzy­dzie­ści. Przy­kro mi, je­śli cię roz­gnie­wa­łam – po­wie­działa na ko­niec i po­ca­ło­wała sio­strę w po­li­czek.

– Wcale się na cie­bie nie gnie­wam, Dello – wes­tchnęła pani Ca­rew. – Chcia­ła­bym tylko, że­byś mnie zro­zu­miała.

Po chwili Della We­therby prze­mie­rzała już ci­che, po­nure ko­ry­ta­rze, po­tem zaś wy­szła na ulicę. Wy­ra­zem twa­rzy, cho­dem i po­stawą bar­dzo się róż­niła od osóbki, która żwawo wbie­gała po scho­dach pół go­dziny wcze­śniej. Całe jej oży­wie­nie, gib­kość i ra­dość ży­cia gdzieś znik­nęły. Nie­mal do na­stęp­nej prze­cznicy wlo­kła się noga za nogą. Po­tem zaś nie­spo­dzie­wa­nie od­rzu­ciła głowę w tył i za­czerp­nęła tchu.

– Je­den ty­dzień w tym domu i pa­dła­bym tru­pem! – Wzdry­gnęła się. – Chyba na­wet Pol­ly­anna nie zdo­ła­łaby się prze­bić przez to przy­gnę­bie­nie. A je­dyne, z czego mo­głaby się cie­szyć, to że nie musi tam miesz­kać na stałe!

Wkrótce jed­nak oka­zało się, że po­mimo de­kla­ro­wa­nej nie­wiary w zdol­ność Pol­ly­anny do od­mie­nie­nia domu pani Ca­rew na lep­sze Della We­therby w isto­cie wcale tak nie uważa. Gdy tylko pie­lę­gniarka wró­ciła do sa­na­to­rium, do­wie­działa się cze­goś, co spra­wiło, że już na­za­jutrz jak na skrzy­dłach raz jesz­cze po­ko­nała osiem­dzie­się­cio­ki­lo­me­trowy dy­stans dzie­lący ją od Bo­stonu.

Na miej­scu za­stała scenkę nie­mal taką samą jak po­przed­nio, jakby pani Ca­rew od jej ostat­niej wi­zyty w ogóle nie ru­szyła się z miej­sca.

– Ruth! – wy­pa­ro­wała z en­tu­zja­zmem Della, od­po­wie­dziaw­szy na pełne za­sko­cze­nia po­wi­ta­nie. – Po pro­stu mu­sia­łam przy­je­chać, a ty mu­sisz ten je­den raz mi ustą­pić i przy­stać na to, co za­pro­po­nuję. Po­słu­chaj! Je­śli ze­chcesz, mo­żesz mieć tu u sie­bie tę małą Pol­ly­annę!

– Ale ja nie chcę – od­parła chłodno pani Ca­rew.

Della We­therby pu­ściła to mimo uszu i z peł­nym en­tu­zja­zmem traj­ko­tała da­lej:

– Gdy wczo­raj wró­ci­łam, do­wie­dzia­łam się, że dok­tor Ames otrzy­mał list od dok­tora Chil­tona, wiesz, tego, który po­ślu­bił ciotkę Pol­ly­anny. No i oka­zuje się, że on ma spę­dzić zimę w Niem­czech na ja­kichś spe­cja­li­stycz­nych stu­diach. Chciał za­brać ze sobą żonę, ale mu­siałby naj­pierw ją prze­ko­nać, że Pol­ly­anna może w tym cza­sie spo­koj­nie gdzieś tu­taj uczyć się w szkole z in­ter­na­tem. Lecz pani Chil­ton nie chce zo­sta­wiać Pol­ly­anny w ta­kim miej­scu, więc on za­czął się oba­wiać, że żona z nim nie po­je­dzie. I tu po­ja­wia się szansa dla nas, Ruth. Chcia­ła­bym, żeby dziew­czynka mo­gła tę zimę spę­dzić u cie­bie i cho­dzić do szkoły w po­bliżu.

– Co za nie­do­rzeczny po­mysł, Dello! Tylko kło­potu z dziec­kiem mi tu bra­kuje!

– Z nią nie bę­dzie żad­nego kło­potu. Ma już trzy­na­ście lat albo coś koło tego i pew­nie nie wi­dzia­łaś jesz­cze tak zmyśl­nego dziecka.

– Nie lu­bię „zmyśl­nych” dzieci – od­parła prze­kor­nie pani Ca­rew, ale się przy tym za­śmiała, a jej sio­stra w związku z tym po­czuła na­gły przy­pływ od­wagi i za­częła jesz­cze usil­niej ją na­ma­wiać.

Być może o spra­wie prze­są­dziły za­sko­cze­nie lub nie­ty­po­wość tej pro­po­zy­cji, może hi­sto­ria Pol­ly­anny ja­koś po­ru­szyła serce Ruth Ca­rew, a może po pro­stu ko­bieta nie chciała od­mó­wić usil­nym proś­bom sio­stry. Nie wia­domo, co prze­wa­żyło szalę, w każ­dym ra­zie gdy pół go­dziny póź­niej Della We­therby po­spiesz­nie wy­cho­dziła, miała do prze­ka­za­nia obiet­nicę przy­ję­cia Pol­ly­anny pod nowy dach.

– Pa­mię­taj tylko – ostrze­gła ją sio­stra przy po­że­gna­niu – że w chwili, gdy ta mała za­cznie mi pra­wić ka­za­nia i każe dzię­ko­wać za ła­skę otrzy­ma­nych da­rów, za­raz wróci do cie­bie i mo­żesz so­bie z nią ro­bić, co ze­chcesz, bo u mnie nie zo­sta­nie!

– Będę pa­mię­tać, ale nie mar­twi­ła­bym się na za­pas. – Młod­sza ko­bieta ski­nęła głową na po­że­gna­nie.

Póź­niej zaś, gdy po­spiesz­nie od­da­lała się od domu sio­stry, szep­nęła sama do sie­bie:

– Pierw­sza po­łowa za­da­nia już za mną. Te­raz druga: spra­wić, by Pol­ly­anna przy­je­chała. Ale na pewno przy­je­dzie! Na­pi­szę list i będą mu­sieli ją tu przy­słać.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: