Polska i trzy Rosje - ebook
Polska i trzy Rosje - ebook
Fascynujące studium polityki międzynarodowej Polski, mocarstw zachodnich i Europy Wschodniej w latach 1918–1920
Wizja geopolityczna Piłsudskiego kontra trzy Rosje – „biała”, „czerwona” i nieimperialna
Profesor Andrzej Nowak rozpoczyna opowieść o Józefie Piłsudskim z chwilą jego ucieczki ze szpitala psychiatrycznego w Petersburgu 14 maja 1901 roku. Prowadzi czytelnika przez czasy rewolucji, rosyjskiej wojny domowej i pierwsze próby sowietyzacji Europy. W fascynujący sposób pokazuje ścieranie się polskich politycznych orientacji wobec zagrożenia ze wschodu oraz problemy z partnerami – Litwą, Białorusią i Ukrainą.
W nowym wydaniu dodany został obszerny rozdział, obejmujący czas od wiosny do jesieni 1920 roku. Autor skupia w nim uwagę na zmiennych koncepcjach strategicznych i decyzjach podejmowanych w tym okresie przez bolszewickie kierownictwo, przez Lenina i jego towarzyszy z Politbiura (Trockiego, Lwa Kamieniewa i Stalina). Analizuję improwizowaną wówczas próbę rewolucyjnej zmiany układu geopolitycznego Europy Wschodniej, wyjścia z „czerwonego” Heartlandu Eurazji na zachód. Co znaczyła ta próba – i jej niepowodzenie latem 1920 roku? Czy chodziło o sowietyzację Polski tylko, czy też Europy Wschodniej, a może całej Europy po prostu? A może w grę również wchodziło odnowienie imperialnej kontroli Moskwy i zgody – na zasadzie rozgraniczenia strefy tej kontroli – z sąsiednim imperium: niemieckim? Jaki wpływ na porażkę tych zamiarów w roku 1920 miała akcja Piłsudskiego, albo inaczej: postawa Polski w tych miesiącach, od maja do października? Na podstawie nowej dokumentacji źródłowej (z postsowieckich archiwów) autor daje nowe odpowiedzi na te pytania.
Książka wyróżniona Nagrodą Klio za rok 2001 i uznana za najlepszą analizę polityki wschodniej Józefa Piłsudskiego.
Czy Piłsudski „uratował bolszewizm”, wstrzymując aktywność polskiego frontu wschodniego w momencie szczytowego powodzenia ofensywy Denikina na Moskwę jesienią 1919 roku? Czy to raczej Denikin powinien był zrezygnować z nieugiętej wierności hasłu jednego, niepodzielnego imperium, by pozyskać przeciw bolszewikom jedyną realną pomoc, jaka była w jego zasięgu – pomoc Polski, a także innych nierosyjskich narodów dawnego Cesarstwa Rosyjskiego? Czy z kolei Piłsudski nie mógł przyjąć oferty pokoju, z jaką wiosną 1920 roku wystąpiła sowiecka dyplomacja, i oszczędzić w ten sposób Polsce krwawej kampanii od kwietnia do października tegoż roku? Czy jednak realnie Lenin kiedykolwiek – przed warszawską i niemeńską klęską Armii Czerwonej – oferował Polsce coś innego niż kolejne formuły sowietyzacji? To tylko znane, może najczęściej powtarzane i publicystycznie uproszczone pytania, na które – między innymi – staram się znaleźć tutaj odpowiedź: rzetelną, nieuproszczoną, uwzględniającą jak najwięcej danych historycznego kontekstu.
Andrzej Nowak
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-07278-3 |
Rozmiar pliku: | 6,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kto kogo?
WOBEC ROZSTRZYGAJĄCYCH
MOMENTÓW ROSYJSKIEJ WOJNY DOMOWEJ
(LIPIEC–GRUDZIEŃ 1919 ROKU)
.
5. Rokowania w Mikaszewiczach – pytania o rozejm z bolszewikami
Na rzecz tezy, że Piłsudski możliwości Denikina całkowicie nie lekceważył, a także iż zależało mu na ich ograniczeniu, ale nie całkowitej likwidacji, nic nie przemawia bardziej dobitnie niż podjęta w Belwederze decyzja o wznowieniu w październiku tajnych negocjacji z bolszewikami z jednej strony, a z drugiej: o ich przerwaniu na początku grudnia 1919 roku. Ich znany już dość dokładnie przebieg warto przypomnieć tu w zarysie, uzupełniając go kilkoma niewykorzystanymi dotąd materiałami archiwalnymi, by raz jeszcze zastanowić się nad istotnymi celami polityki wschodniej Piłsudskiego. Jesienna faza rokowań wysłanników Naczelnika Państwa z przedstawicielami władzy sowieckiej budzi do dziś najwięcej sporów w tej materii: czego właściwie chciał Piłsudski? Czy – jak twierdzi część historiografów i najczęściej wrogo nastawionych do Piłsudskiego publicystów – chciał on faktycznie poprzeć bolszewików, bliższych mu ideowo, przeciwko „reakcyjnym” generałom skupionym pod sztandarami Denikina? Czy – jak krytykuje go szczupłe grono zdecydowanych antykomunistów z Józefem Mackiewiczem na czele – zdecydował się pomóc bolszewikom w imię prymitywnego instynktu nacjonalistycznego, ślepej nienawiści do wszystkiego, co rosyjskie, liczył bowiem (i słusznie), że nikt skuteczniej niż bolszewicy nie zniszczy Rosji? Czy u schyłku 1919 roku mogło dojść do podpisania polsko-bolszewickiego porozumienia, kończącego wojnę na warunkach rzeczywiście dogodnych dla Warszawy – jak sugerowała z kolei część historiografów „okresu minionego” i wciąż twierdzą dziś niektórzy badacze? Czy Naczelnik Państwa dopuszczał w ogóle taką myśl, czy raczej tylko „łudził partnera swym pokojowym duchem”? Pytanie wreszcie najcięższego kalibru, choć zarazem najtrudniejsze dla pozostającego w granicach swego rzemiosła historyka: czy tajne układy wysłanników Belwederu z Marchlewskim istotnie uratowały rządy bolszewików nad Rosją? Czy jesienią 1919 roku Polska była w stanie zdecydować o innym, zwycięskim dla Denikina, rozstrzygnięciu wojny domowej w Rosji? Uprawianie historii „alternatywnej” nie jest naszym zadaniem, jednak zebrany materiał, a także jego interpretacja nieuchronnie muszą prowadzić przynajmniej do prób odpowiedzi na te pytania.
Zrelacjonujmy więc fakty. Po zakończeniu 30 lipca 1919 roku pierwszej, białowieskiej fazy poufnych rozmów z Marchlewskim postanowiono je kontynuować w formie konferencji delegacji czerwonokrzyskich obu stron. Rada Ministrów RP 26 sierpnia ustaliła, że w aktualnej sytuacji politycznej (stanowisko ententy, odnowa jej nadziei na sukces „białej” Rosji) rząd polski nie może wchodzić w oficjalne stosunki z rządem sowieckim i wobec tego pełnomocnictwo delegacji Czerwonego Krzyża do dalszych rozmów zostanie udzielone przez Naczelne Dowództwo. Decyzja ta, warto zwrócić uwagę, kwestię dalszych rozmów z bolszewikami skoncentrowała całkowicie w rękach Naczelnego Wodza. W następnych tygodniach jednak, choć sukcesy Denikina były już widoczne i na odcinku ukraińskim zwłaszcza niepokoiły Piłsudskiego, rokowania z bolszewikami nie zostały wznowione. Wrzesień był bowiem miesiącem, w którym – jak już wspomniałem wcześniej – skoncentrowały się nadzieje polskie na zdobycie poparcia mocarstw zachodnich dla polityki wschodniej prowadzonej przede wszystkim w oparciu o Warszawę, z uwzględnieniem politycznych i strategicznych interesów Polski. Wraz z nowymi zwycięstwami armii „białych” w tym miesiącu rosło oczywiście zainteresowanie strony sowieckiej ponownym nawiązaniem rozmów z Polakami – z nadzieją na odciążenie z tej strony militarnego frontu. Brak zachęcających rezultatów kolejnych sondaży politycznych Polski w stosunku do Zachodu, a w szczególności Wielkiej Brytanii, a także potwierdzenie nieugiętego w sprawie jakichkolwiek ustępstw terytorialnych stanowiska Denikina motywowały z kolei Belweder do ponownego uchylenia furtki do politycznego dialogu z Rosją „czerwoną”.
Podobnie jak z Rosją „białą”, z przedstawicielami „czerwonej” Piłsudski również chciał rozmawiać bez pośredników z Zachodu. Uznawał, że tylko w takim przypadku interes państwowy Polski będzie racją nadrzędną w rozmowach – o ile i dopóki będzie je można sensownie prowadzić. Pośrednictwo w kontakcie z bolszewikami zaoferować mieli u schyłku lata nastawieni filosowiecko francuscy socjaliści. Redaktor naczelny „L’Humanité” Marcel Cachin zaproponował podobno takie usługi przebywającemu w Paryżu posłowi PPS, Hermanowi Liebermanowi. Jak twierdzi w swych pamiętnikach Lieberman, Cachin w imieniu władzy sowieckiej miał nawet oferować Polsce Dyneburg za cenę pokoju. Nie wiemy jednak, czy nie czynił tego tak jak pan Zagłoba proponujący Niderlandy Karolowi Gustawowi. Żadnych śladów – poza pamiętnikiem Liebermana – tej mediacji, a tym bardziej sowieckich pełnomocnictw dla francuskich socjalistów, nie znalazłem. Rosja bolszewicka i przedstawiciele polskiego Naczelnika Państwa mieli korzystać z bezpośrednich, otwartych już kanałów kontaktu.
28 września w Naczelnym Dowództwie zapadło postanowienie o wysłaniu delegacji polskiej na spotkanie z sowiecką w Mikaszewiczach – począwszy od 10 października. Przewodniczącym mianowany został doświadczony już w rozmowach z bolszewikami hrabia Michał Kossakowski (jego towarzysz z rokowań białowieskich, Aleksander Więckowski, zmarł we wrześniu na chorobę zakaźną). 3 października Kossakowski przyjęty został przez Naczelnika Państwa, który poinformował go, że w sprawach politycznych przysłany zostanie jeszcze do Mikaszewicz odpowiednio dobrany „mąż zaufania” Belwederu, gdy wyjaśni się, jakie są intencje i pełnomocnictwa drugiej strony w rozmowach. Z góry jednak Piłsudski określił, jak może wyglądać polski „wist” w ewentualnych negocjacjach rozejmowych: „Cośmy wzięli, tego nie oddamy nigdy. Może pan nawet wspomnieć o granicach 1772 roku i naszej woli dania ludności wypowiedzenia się o swym losie. Zresztą musimy naprawdę uwierzyć, że zmienili oni swe metody postępowania”.
Kluczowe zdanie w tej na gorąco zanotowanej wypowiedzi Piłsudskiego o szansach ewentualnego kompromisu z bolszewikami nie dotyczy kwestii terytorialnych – one w pewnym zakresie mogły być przedmiotem targów. Najważniejsze było zdanie ostatnie, a raczej wpisana weń wątpliwość: czy z systemem opierającym swe istnienie na założeniu rychłej rewolucji światowej i dającym w drugim zwłaszcza roku swego istnienia niezbite dowody swej woli „eksportu” owej rewolucji – co najmniej do granic dawnego Cesarstwa Rosyjskiego – można zawierać jakiekolwiek układy polityczne, dające nadzieję na bodaj względną stabilność? Bogusław Miedziński, jeden z najbardziej zaufanych powierników Piłsudskiego, w tym czasie kierownik Sekcji Politycznej wywiadu Ministerstwa Spraw Wojskowych, w spisywanych po latach wspomnieniach stwierdził, że w drugiej połowie 1919 roku Naczelnikowi Państwa zależało na ostatecznym sprawdzeniu, czy Lenin może mimo wszystko być partnerem jego polityki, to jest – czy bolszewicy mogą wyrzec się programu „zbierania” już nie tylko ziem ruskich, ale także wszystkich bliższych i dalszych sąsiadów. Pierwszym konkretnym przejawem badania takiej możliwości był referat wywiadowczy opracowany przez majora Ignacego Matuszewskiego w lipcu 1919 roku. Wnioski wspominanego przez Miedzińskiego referatu, który udało mi się odnaleźć w nowojorskim archiwum Instytutu Piłsudskiego, były całkowicie jednoznaczne. Jak stwierdzał autor, na podstawie wszystkich zebranych dotąd, nader szczegółowych obserwacji życia politycznego w państwie Lenina: „zamaskowana międzynarodowość i imperializm Moskwy odsłoniły swoje oblicze”. Nieco później Piłsudski miał oświadczyć Miedzińskiemu, że „sprawdzał tylko swoją pewność przez Mikaszewicze” – powziętą na podstawie blisko dwudziestoletniej znajomości osobistej bolszewików i potwierdzoną przez dostępne aktualnie informacje i analizy wywiadowcze pewność co do braku możliwości zawarcia z bolszewikami porozumienia zamykającego konflikt polsko-rosyjski.
Pewność zatem była, ale niecałkowita, skoro Naczelnik Państwa zdecydował się ją jeszcze „sprawdzać”. W kontekście tej wypowiedzi, a także danych z lipcowego raportu Matuszewskiego, wznowienie tajnych rokowań z bolszewikami oznaczało dla Piłsudskiego nie tylko możliwość osłabienia politycznej i strategicznej pozycji Denikina, ale także realny sondaż stanowiska strony sowieckiej w tej rozgrywce. Dokładnie tak samo jak w przypadku misji kierowanych w tym czasie do Taganrogu wiara w możliwość uzyskania pozytywnych rezultatów i tego sondażu była minimalna. Nie została jednak jeszcze ostatecznie przekreślona.
Jak się zdaje, nastawienie strony sowieckiej było w pewnym sensie podobne. Tak relacjonował przynajmniej Michał Kossakowski w pierwszym, adresowanym do Naczelnika Państwa, raporcie z przebiegu rozmów, jakie rozpoczęły się w Mikaszewiczach 11 października. Widząc w składzie sowieckiej delegacji jedynie Juliana Marchlewskiego jako bardziej liczącą się w świecie bolszewickiej polityki osobistość, Kossakowski oceniał, „że rząd sowietów za wszelką cenę pragnąc zawarcia z Polską pokoju – absolutnie nie wierzy w możność nawiązania teraz z nią pertraktacji. Wysyła więc skład mało poważny...”. Władze Rosji sowieckiej postawiły w tym czasie na ofensywę dyplomatyczną wobec republik nadbałtyckich, chcąc wykorzystać ich desperackie położenie między perspektywą powrotu na łono jedinoj, niedielimoj, jaką zapowiadał sukces Denikina, a możliwością kruchego, uznającego jednak bodaj czasowo ich niepodległość pokoju z Rosją Lenina. Położenie Polski nie było aż tak dramatyczne – jej niepodległość nie była kwestionowana, można było jedynie myśleć o „kupieniu” Warszawy chwilowymi ustępstwami terytorialnymi, których nie chciała jej przyznać Rosja „biała”. W bolszewickim kierownictwie przeważało jednak przekonanie, że właśnie ze względu na wielkość Polski i jej potencjalne znaczenie w łańcuchu sił mogących zdusić państwo sowieckie ententa w trakcie sukcesów Denikina nie pozwoli Warszawie na samodzielność w polityce wschodniej. Misja Marchlewskiego była zatem także z niezbyt wielkimi nadziejami podejmowanym sondażem, czy istotnie za wszystkie sznurki polityki polskiej wobec Rosji pociąga się w Paryżu i Londynie, czy też indywidualna gra „w Brześć” będzie z Polską możliwa.
O tym, że w Moskwie dominowało raczej to pierwsze przekonanie, świadczą znane dziś, a nieuwzględniane we wcześniejszych analizach mikaszewickich rokowań, kalkulacje bolszewickiego kierownictwa z jesieni 1919 roku. 15 września niedoszły lider Polriewwojensowietu z pierwszych tygodni tego roku, Stefan Brodowski-Bratman, oraz... główny negocjator strony sowieckiej w rozmowach z przedstawicielami Polski, Marchlewski, zwrócili się do KC RKP(b) z prośbą o zatwierdzenie organizacji Biura Wykonawczego KPRP w Rosji. Miało ono, wedle ich słów, stać się centrum „pracy na rzecz walki z polską kontrrewolucją, pracy związanej z niesieniem pomocy Komunistycznej Partii w Polsce i okupowanych przez Polaków krajach”. Wysunięte przez Marchlewskiego i Brodowskiego argumenty, że „wojna z Polską wymaga najbardziej energicznej propagandy wśród polskich wojsk”, że wobec umocnienia ruchu komunistycznego w Polsce trzeba „nasilić jeszcze agitację wśród polskich robotników”, wreszcie – że „doświadczenie pracy sowieckiej na Litwie i Białorusi dowodzi, jak ogromne pole rozciąga się tam dla polskich towarzyszy” – przekonały Orgbiuro KC RKP(b). 17 września zaakceptowało ono ich propozycję, oddając do decyzji Politbiura KC RKP(b) już tylko sformułowanie politycznych instrukcji dla nowego centrum walki o komunistyczną Polskę (warto dodać, że jego skład w dużej części powtarzał zestaw nazwisk niedawnego Polriewwojensowietu: Stanisław Bobiński, Stefan Brodowski, Kazimierz Brodski, Władysław Dolecki , Feliks Kon, Samuel Łazowert, Julian Marchlewski).
Przy tak bojowym nastawieniu możliwy, ale odbiegający od poważnych intencji pokojowych sens nawiązania rozmów z „burżuazyjną” Polską ukazuje ściśle tajna decyzja Politbiura KC RKP(b) z 11 października w sprawie ewentualnych rozmów politycznych z Petlurą. Przywódcy bolszewickiej Rosji nie chcieli rezygnować z możliwości pozyskania przeciw zagrażającemu im Denikinowi nawet tego tak bezwzględnie zwalczanego przez nich dotąd partnera. Punkt drugi postanowienia, otwierającego perspektywę rozmów z Petlurą, rozpoczynał jednak charakterystyczny passus: „układ ten w celu kompromitacji Petlury w oczach ententy powinien być jawnym”. Nawet możliwość formalnej rezygnacji z tego warunku, tak jasno wyłożonego w tajnym dokumencie Politbiura, nie oznaczała porzucenia istotnego celu: odseparowania i następnie przeciwstawienia bezpośrednich „małych” sąsiadów Rosji ich potężnym mocodawcom na Zachodzie. Nawet tajne rozmowy zawsze można było ujawnić... Tę samą taktykę można było oczywiście zastosować także wobec Polaków, gdyby rozmowy z nimi nie dały nadziei na owocny dla władzy sowieckiej kompromis.
W sprawozdaniu z pierwszych wrażeń z rozmów z sowiecką delegacją Kossakowski odnotował skrupulatnie oświadczenia Marchlewskiego, iż bolszewikom tak mocno zależy na tym, by mieć wolną rękę w rozprawie z Denikinem, że w zamian za to gotowi są „wyrzec się raz na zawsze ekspansji komunistycznej na zewnątrz”, a także „ogłosić zupełne désintéressement co do Litwy i Białorusi” i w celu podpisania ostatecznego porozumienia politycznego przysłać jak najbardziej reprezentatywnych przedstawicieli – z Maksimem Litwinowem lub Leonidem Krasinem na czele. Polski negocjator dostrzegł jednak zarazem przejawy zupełnie odmiennego rozumowania w delegacji sowieckiej – na przykład jeden z jej członków (Eugeniusz Kubilis) bez ogródek zapowiadał, że i tak „z czasem przejdziemy do Polski”. Kossakowski zwrócił też uwagę na to, że zdominowanie składu delegacji Marchlewskiego przez komunistów Polaków lub polskich Żydów potwierdza „rewolucyjne” traktowanie konfliktu z Polską przez stronę sowiecką: jako starcia nie dwóch narodów czy państw, ale „sporu wewnętrznego burżuazji polskiej z proletariatem”.
Lenin mógł żywić wątpliwości, czy Polacy zdecydują się na politykę odmienną od dyktowanej (jak wierzył) z Paryża i Londynu linii antybolszewickiej interwencji. Piłsudski musiał wątpić w możliwość trwałego zarzucenia przez bolszewików ich programu „rewolucyjnej” dywersji, a następnie sowietyzacji kolejnych sąsiadów. Aby dokładniej zorientować się w rzeczywistych intencjach misji Marchlewskiego, Naczelnik Państwa skierował więc do Mikaszewicz najpierw podporucznika Mieczysława Birnbauma (jednego z zaufanych oficerów Drugiego Oddziału), który znał Marchlewskiego z dawnych lat jako jego niegdysiejszy współtowarzysz z SDKPiL. Dwa dni po nim, 16 października, przybył do Mikaszewicz kapitan Ignacy Boerner, szef Defensywy Drugiego Oddziału Frontu Litewsko-Białoruskiego, upełnomocniony przez Piłsudskiego do dalszych politycznych sondaży. Wszystkich rozmówców Marchlewski zapewniał, że „Rosja Sowiecka powszechnie i ogólnie zrzekła się już myśli zdobycia świata, Europy lub nawet Polski dla komunizmu”. Kossakowskiego do swej szczerości, jak się zdaje, przekonał. Rzetelny historyk, który dziś dysponuje już zapisem wrześniowych apeli Marchlewskiego do KC RKP(b) o wzmocnienie działalności wywrotowej w Polsce, w tę szczerość wierzyć nie może.
Piłsudski miał nader praktyczny sprawdzian tej szczerości. Przedstawił go Boernerowi, gdy ten stawił się 3 listopada w Belwederze, by odebrać instrukcje do dalszych rokowań. Składały się na ów sprawdzian warunki zawarte w trzech punktach podkreślonych wyraźnie przez Naczelnika Państwa – drugim, czwartym i piątym – spośród siedmiu, jakie Boerner miał przekazać Marchlewskiemu. W zamian za faktyczny rozejm, pozwalający na skoncentrowanie Armii Czerwonej przeciw Denikinowi (punkt pierwszy) Piłsudski w punkcie drugim dyspozycji „doradzał Rządowi Sowietów”, by odsunął wojska na głębokość dziesięciu kilometrów od proponowanej linii przerwania ognia (zbieżnej z aktualną linią polskiego frontu). W ten sposób Polska nie byłaby narażona na ewentualne niespodziewane uderzenie od strony sowieckiej, a przede wszystkim utrudniona zostałaby infiltracja bolszewickiej propagandy i agentury w szeregi armii polskiej. Tej ostatniej kwestii poświęcony był punkt czwarty, zawierający kategoryczne żądanie przerwania agitacji komunistycznej w armii polskiej: „tam, gdzie będzie ona prowadzona przez Rząd Sowietów, wojska polskie otrzymają rozkaz pójścia naprzód”. Punkt piąty był najbardziej lakoniczny i wymowny zarazem: „Naczelnik Państwa żąda nieatakowania Petlury”. Piłsudski opowiadał się także (w punkcie trzecim) za tym, aby Armia Czerwona wycofała się z Dyneburga (Dźwińska) i przekazała go Łotyszom, co byłoby istotnym świadectwem pokojowych, nieagresywnych intencji sowieckiego kierownictwa. Ostrzegał wreszcie, że w dyskrecję sowieckiego partnera tajnych rokowań nie wierzy, jednak w razie niedyskrecji „wyciągnie odpowiednie konsekwencje” (punkt szósty). W ostatnim punkcie wskazywał na wynikającą z polskiej racji stanu niechęć do wspierania Denikina i na celowe zatrzymanie takiej akcji zbrojnej ze strony Wojska Polskiego, która mogłaby istotnie przeważyć szalę rosyjskiej wojny domowej na stronę „białych”. Przyjęcie punktu drugiego, czwartego i piątego stawiał Piłsudski jako warunek konieczny ostatecznych rokowań rozejmowych, które prowadziłby już w Moskwie (z Leninem) jego osobisty delegat.
Piłsudski nie traktował już, jak widać, kwestii Litwy i Białorusi jako przedmiotu dyskusji politycznych z Rosją bolszewicką. Désintéressement sowieckie w tej materii, sugerowane kilkakrotnie przez Marchlewskiego w Mikaszewiczach, w listopadzie 1919 roku nie było konieczne dla polskiego Naczelnika Państwa. Na straży jego koncepcji rozstrzygnięcia kwestii byłego Wielkiego Księstwa stało już faktycznie Wojsko Polskie. W razie konfrontacji z nim mocarstwa zachodnie nie mogły przecież poprzeć Armii Czerwonej – inaczej byłoby w przypadku starcia z armią i interesami „białej” Rosji. Tak rozumując, Piłsudski domagał się tylko strategicznej gwarancji swej kontroli nad obszarem byłego Wielkiego Księstwa w postaci przekazania dyneburskiej twierdzy Łotyszom – dzięki Dyneburgowi bowiem Polska mogła umocnić połączenie z przyjaźnie nastawioną Łotwą i odciąć jednocześnie Rosję sowiecką od kontaktu z antypolsko zorientowaną Litwą kowieńską (a przez nią dalej z Prusami Wschodnimi). Funkcję najpewniejszego zabezpieczenia przed nawrotem imperialno-rewolucyjnej polityki Lenina wobec Polski pełniło dla Piłsudskiego przede wszystkim podtrzymanie niepodległej Ukrainy, zorientowanej na Warszawę, a nie Moskwę. Punkt dotyczący Petlury miał więc politycznie największe znaczenie. Punkty poświęcone ochronie przed komunistyczną, wywrotową propagandą miały znaczenie bardziej doraźne. Wyparcie systemu sowieckiego zarówno poza obszar dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, jak i z terenu Ukrainy stanowiłoby najlepszą i zapewne jedyną w oczach Piłsudskiego gwarancję, że ze strony Rosji – nawet bolszewickiej – nie groziłoby państwu polskiemu poważniejsze niebezpieczeństwo.
Punkty przedstawione delegacji sowieckiej za pośrednictwem Boernera można zatem traktować jako szkic warunków pokojowych, które polski Naczelnik Państwa byłby istotnie gotów uznać za podstawę stosunków politycznych z Rosją bolszewicką. Niezależnie jednak od tego stwierdzenia pozostaje nadal otwarte pytanie, czy Piłsudski wierzył w możliwość przyjęcia tych warunków przez Lenina. Czy traktował dalsze rokowania tylko jako grę na czas, aby obaj rywale w rosyjskiej wojnie domowej osłabili się na tyle, żeby Polska siłą zbrojną mogła rozciąć ostatecznie węzeł polityki wschodniej?
Stanisław Kossakowski, fotografia z okresu międzywojennego
Jako decydujący argument w tej sprawie przytacza się zazwyczaj wypowiedź Piłsudskiego zanotowaną przez Kossakowskiego po audiencji w Belwederze 13 listopada 1919 roku. Ograniczony w swych kompetencjach do kwestii wymiany jeńców, stawiany w Mikaszewiczach w niezręcznej sytuacji w związku z zakulisowymi rozmowami z Marchlewskim bardziej zaufanych delegatów Naczelnika Państwa (Birnbauma i Boernera), Kossakowski uzyskał w czasie tej audiencji nader brutalną wykładnię sensu prowadzonych rokowań. Był bardzo rozczarowany – wierzył, zapewne tak jak większość negocjatorów w tego typu dyplomatycznych rozgrywkach, że gra toczy się o najwyższą stawkę i że jeszcze przy jego udziale, przy tym, a nie innym negocjacyjnym stole, stawkę tę uda się ostatecznie wygrać. Widział się w roli współautora pokoju, który mógłby szczęśliwie zakończyć wojnę o powrót Polski na Kresy dawnej Rzeczypospolitej. Uwierzył, że możliwy jest „wsteczny pochód cywilizacji ku barbarii” i że zawarcie pokoju z bolszewikami stworzy właśnie taką szansę – pozytywnego oddziałania na stan stosunków wewnętrznych w Rosji. Tymczasem od Piłsudskiego usłyszał, że rozmowy miały na celu jedynie wydobycie polskich zakładników z Rosji, a także ewentualnie archiwów dawnego przedstawicielstwa Rady Regencyjnej, zrabowanych przez Rosję skarbów polskiej kultury. Polityczne układy w ogóle miały być wykluczone. „Zarówno bolszewikom, jak i Denikinowi jedno jest tylko do powiedzenia: Jesteśmy potęgą, a wyście trupy. Mówiąc inaczej językiem żołnierskim: dławcie się, bijcie się, nic mię to nie obchodzi, o ile interesy Polski nie są zahaczone. A jeśli gdzie zahaczycie je, będę bił. Jeśli gdziekolwiek i kiedykolwiek was nie biję, to nie dlatego, że wy nie chcecie, ale dlatego, że ja nie chcę. Lekceważę, pogardzam wami. Jesteście pogrążeni w rękach Żydów i junkrów niemieckich, nie wierzę wam, waszemu gatunkowi ludzkiemu. O jakichkolwiek tedy stosunkach lub rozmowach dyplomatycznych mowy być nie może, bo ich warunkiem podstawowym są wiara i dyskrecja, a wy nie zasługujecie na jedno, nie znacie drugiego, zdradzacie cywilizację, własny kraj i jeden drugiego”.
Zaszokowany tymi słowami Naczelnika Państwa, Kossakowski opatrzył je retorycznymi pytaniami, chętnie cytowanymi przez krytyków polityki wschodniej Piłsudskiego. Warto i nad nimi się zastanowić: „Pogarda i lekceważenie zarówno bolszewików, jak też Denikina, czyli całej Rosji... czy można mieć program polityczny redukujący się do słów «pogarda, lekceważenie»? Czy w rzeczywistości nic więcej od Rosji nie potrzebujemy, jak tylko zwrotu zakładników i zabytków? A granice? A... pokój?”. Oprócz tych pytań należy postawić jeszcze jedno, także retoryczne: czy mając na uwadze stosunki z Rosją, Piłsudski mógł nie myśleć o granicach ani o pokoju? Odpowiedź na to pytanie, podobnie jak na pytania Kossakowskiego, brzmi – rzecz prosta – negatywnie. Czy można zatem potraktować tę swoistą lekcję, jakiej Piłsudski udzielił dyplomacie amatorowi, wyłącznie jako przejaw megalomanii oraz rusofobii, właściwych polskiemu Naczelnikowi Państwa? Naturalnie, można – i niejeden badacz z publicystycznym zacięciem tak czyni. Sensowniej jednak jest przyjrzeć się temu barwnemu cytatowi z diariusza Kossakowskiego w kontekście nie psychologicznym, ale raczej politycznym.
Piłsudski rzeczywiście przedstawił swoją ofertę polityczną dotyczącą bolszewików – tyle że za pośrednictwem nie Kossakowskiego, lecz Boernera. I nie w połowie listopada, lecz na początku tego miesiąca. Wówczas sytuacja na froncie rosyjskiej wojny była prawdziwie dramatyczna. Ledwie kilka dni wcześniej rozmowy w Mikaszewiczach omal nie zostały przerwane z powodu pogłoski o zdobyciu Piotrogrodu przez Judenicza; ofensywa Denikina, choć zatrzymana, wciąż była w odległości kilku dni marszu od Moskwy. Piłsudski zdawał sobie sprawę, że to jest właściwy, może nawet jedyny moment, kiedy bolszewicy mogliby zaakceptować jego warunki. Chciał je postawić jak najbardziej brutalnie, by dać odczuć stronie sowieckiej, że tylko ich niezwłoczne i bezdyskusyjne przyjęcie może ją uchronić od ostatecznej klęski. Wydaje się, że pozycja, jaką zajmował w tamtym momencie wobec bolszewików, była nieco podobna do tej, którą przyjął niemiecki Sztab Generalny w pierwszych miesiącach 1918 roku. Albo władza sowiecka, której polityczna śmierć zdawała się zaglądać w oczy, zaakceptuje dyktat pokojowy – i wówczas, już z tego powodu, może okazać się pożytecznym partnerem nowego porządku na Wschodzie, Pax Polonica – albo go odrzuci, a wtedy polski Naczelny Wódz „wyciągnie odpowiednie konsekwencje”. By taka kombinacja mogła się utrzymać, poczucie skrajnego zagrożenia władzy sowieckiej musiałoby jednak trwać jeszcze przynajmniej kilka czy kilkanaście tygodni, potrzebnych do dalszego wzmocnienia pozycji Polski i zarazem formalnego sfinalizowania ewentualnych układów.
W połowie listopada, gdy Piłsudski rozmawiał z Kossakowskim, sytuacja wyglądała już inaczej. Z raportów informacyjnych napływających do Belwederu wiadomo było, że Judenicz poniósł całkowitą klęskę, wojska Denikina zaś wycofywały się stopniowo na południe pod naporem kontrofensywy Armii Czerwonej. Ujawniły się symptomy słabości „białej” Rosji, które Piłsudski wskazywał zachodnim politykom i strategom już wcześniej. Widmo upadku odsunęło się sprzed oczu bolszewickiego kierownictwa, a wraz z nim odsuwały się szanse przyjęcia przez Lenina warunków, które miał mu przekazać Marchlewski. Piłsudski, jak się zdaje, w momencie rozmowy z Kossakowskim był już tego świadomy. Na innych zaś warunkach b e z p i e c z n e g o pokoju z bolszewikami, powtórzmy to raz jeszcze, sobie nie wyobrażał. Teraz „biała” Rosja miała stanąć w obliczu swego końca. I od niej teraz można było spodziewać się większej ustępliwości. Bolszewicy, choć znów przeważali na froncie rosyjskiej wojny domowej, nie wygrali jej jeszcze. Położenie aprowizacyjne i – szerzej – ekonomiczne Rosji pod ich rządami było krytyczne, jak (zgodnie z rzeczywistością) donosiły do Warszawy raporty wywiadu. Dlatego Piłsudski wciąż mógł myśleć o odsunięciu w przyszłość ostatecznego rozstrzygnięcia – z którą Rosją zawarty będzie układ o nowych granicach i pokoju na wschodzie Europy. Dopóki Rosja Lenina i Rosja Denikina „biły się i dławiły” nawzajem, dopóty można było z tą decyzją zwlekać, licząc na ich dalsze osłabienie w tej walce i w związku z tym relatywne zwiększenie siły Polski wobec tej Rosji, która się w końcu wyłoni z okresu nowej „smuty”.
Doniesienia z Mikaszewicz i odpowiedź na warunki Boernera przywieziona przez Marchlewskiego z Moskwy potwierdziły szybko pesymistyczne przewidywania Piłsudskiego co do możliwości osiągnięcia z Rosją sowiecką układu istotnie zabezpieczającego Polskę od wschodu. Jak raportował Birnbaum, Marchlewski i towarzyszący mu w podróży do Moskwy drugi członek delegacji sowieckiej, Janusz Jabłoński, wrócili 21 listopada w „bojowym nastroju”. Jabłoński pozwolił sobie nawet na stwierdzenie, „że jeśli pomyślnie przejdzie kampania zimowa, to na wiosnę zbiorą tyle sił przeciw nam, że armia polska nacisku tego nie wytrzyma”. 26 listopada Boerner przywiózł do Belwederu odebraną od Marchlewskiego odpowiedź sowieckiego kierownictwa, która wyraźnie sugerowała usztywnienie jego stanowiska. Punkt drugi warunków z 3 listopada skontrowany został propozycją, by również wojska polskie odsunęły się o dziesięć wiorst od ewentualnej linii rozejmowej. Punkt czwarty zbywała formuła, że „Sowiety państwowymi środkami agitacji prowadzić nie będą” (czy „środki” RKP(b), a także innych organizacji „społecznych” Rosji bolszewickiej, były w tej formule ujęte, czy też nie – to już pozostawało kwestią interpretacji). Odpowiedź na punkt piąty kończyło zaś już niedwuznaczne stwierdzenie: „uważamy, że Petlura dzisiejszy nie może być obiektem pertraktacji między rządem polskim a Rządem sowieckim”. Także sprawa Dyneburga miała zostać wykluczona z dalszych układów.
Ani z przygotowań do obalenia burżuazyjnej Polski, ani – tym bardziej – z odbicia Ukrainy władza sowiecka nie myślała rezygnować. O tej ostatniej kwestii – jak dziś wiemy – Politbiuro dyskutowało w listopadzie na dwóch posiedzeniach. 14 listopada Trocki referował sprawę rozmów mikaszewickich, przedstawiając warunki Piłsudskiego. Jedynym punktem, wobec którego sprzeciw trafił do protokołu posiedzenia Politbiura, był właśnie zapis dotyczący nieatakowania Petlury. Ten punkt Marchlewski miał rozkaz odrzucić. Tydzień później Politbiuro rozpatrywało tezy Lenina w kwestii polityki wobec Ukrainy. Lenin pisał, że tylko tymczasowo (poka) utrzymuje się Ukraińską Republikę Sowiecką, trzeba natomiast energicznie przystąpić do propagandowego przygotowania jej połączenia (slijanija) z RSFRS. Politbiuro zatwierdziło „poprowadzenie drogą partyjną ostrożnego przygotowania planów połączenia Ukrainy i Rosji”. W sytuacji gdy większość Ukrainy wciąż jeszcze znajdowała się pod panowaniem Rosji Denikinowskiej, tego rodzaju dyrektywy świadczyły najdobitniej o determinacji bolszewickiego kierownictwa w kwestii ukraińskiej. Z punktu widzenia Lenina miała ona takie samo strategiczne znaczenie jak dla Piłsudskiego. Dla Rosji bolszewickiej zniszczenie niepodległej Ukrainy było równie ważne jak w polityce wschodniej Belwederu pod koniec 1919 roku jej postawienie. Miejsca na kompromis tam nie było, a do podpisania kapitulacji w połowie listopada Lenin na pewno nie był gotowy (czy był gotowy kiedykolwiek wcześniej – to także wątpliwe).
Jednocześnie, im dłużej trwały rozmowy w Mikaszewiczach, tym bardziej Marchlewski i jego towarzysze z Polskiego Biura (Polbiura) przy KC RKP(b) zabiegali o odpowiednie przygotowanie polityczno-propagandowej „roboty” na antypolskim froncie i właściwą „troskę o całość pracy nad rozkładem polskiej armii”. Zarząd Polityczny Rady Wojskowo-Rewolucyjnej Rosyjskiej Republiki (Riewwojensowietu) przyjął propozycję Polbiura z 13 listopada i stworzył specjalne komórki – „polskie oddziały” – w zarządach politycznych wszystkich trzech armii Frontu Zachodniego. Nie sposób tej decyzji ocenić inaczej niż jako wyraz niezmiennej trwałości planów „rewolucyjnego podboju” Polski. Ich realizacja mogła tylko być odłożona w czasie.
Gdy 26 listopada Piłsudski przyjmował Boernera, który przywiózł mu odpowiedź sowieckiego rządu w sprawie punktów sprzed trzech tygodni, nie znał oczywiście przytoczonych tu wewnętrznych dokumentów bolszewickiego kierownictwa. Łatwo jednak mógł odczytać sens tej odpowiedzi. Odmawiając faktycznie przyjęcia najistotniejszych warunków, rząd sowiecki próbował wciągnąć polskiego Naczelnika Państwa w daleko idące pertraktacje i umowy, co do których dotrzymania nie można było mieć w tej sytuacji żadnych gwarancji. Otwarcie więc polecił Boernerowi odpowiedzieć sowieckiemu delegatowi, że „w pertraktacje jakiekolwiek w sprawie Petlury wchodzić nie będzie. Jedynie mając na względzie interesy polskie, oświadcza, że absolutnie nie zgodzi się na to, aby Petlurę bito i przeto zaczepionego będzie bronić siłą”. Tego punktu odpowiedzi z 26 listopada 1919 roku Piłsudski istotnie dopełnił pięć miesięcy później. Jeszcze szybciej, bo już na przełomie 1919 i 1920 roku, zrealizował inną część swej odpowiedzi na przekazane przez Boernera sowieckie kontrpropozycje – tę mianowicie, w której oświadczył, że „jeśli Łotysze zażądają oddania Dźwińska, to będzie ich wszelkimi środkami popierać”. Ponieważ Piłsudski nie miał wyraźnych gwarancji przerwania wywrotowej propagandy bolszewickiej w Polsce, a zwłaszcza w Wojsku Polskim, obiecał tylko wyroki śmierci dla wszystkich agitatorów, „wszystko jedno do jakich partyj będą należeć”. Podkreślając na końcu swej odpowiedzi niechęć do pomagania „reakcji” w Rosji, pozostawił otwartą możliwość krótkotrwałych, taktycznych porozumień w sprawie przerwania działań wojennych na poszczególnych odcinkach antybolszewickiego frontu.
Po przekazaniu oświadczenia polskiego Naczelnika Państwa wysłannikowi Lenina dalsze rokowania polityczne w Mikaszewiczach nie miały już sensu. Jak trafnie ujął to w swym klasycznym opracowaniu Tadeusz Kutrzeba, „Piłsudski doszedł do wniosku, że do zawarcia pokoju według Jego postulatów dojść nie może”. Docierały do niego także dość niepokojące sygnały o uzyskaniu przez Armię Czerwoną znacznie większej przewagi nad Denikinem, niż mógł się tego spodziewać jeszcze w połowie listopada. To był już moment, jak mówiłem wcześniej, w którym Piłsudski gotów był rozważać nawet możliwość taktycznego wsparcia „białej” Rosji, zagrożonej upadkiem. Referaty informacyjne Drugiego Oddziału z przełomu listopada i grudnia rysowały perspektywę ostatecznej klęski Denikina, choć jeszcze o niej nie przesądzały. Właściwie też wskazywały najbardziej prawdopodobny kierunek sowieckiej strategii dalszej wojny domowej. „Zwycięstwo nad Denikinem oznaczałoby wzmocnienie się władzy sowieckiej na czas dłuższy; pokonawszy głównych swych wrogów, bolszewicy wzięliby się dopiero do zwalczania drobniejszych nieprzyjaciół wewnątrz kraju. Takim wrogim dla władz sowieckich elementem są stale włościanie w Rosji. W centrach robotniczych panuje również niezadowolenie z władzy sowietów. Ciężka sytuacja wewnętrzna spowodowana okropnym stanem finansowym, rozpaczliwy stan aprowizacji kraju pogorszony jeszcze przez bardzo zły stan kolejnictwa zmuszają rząd bolszewicki do wybrania najdogodniejszej drogi wyjścia z tego położenia. Zawrzeć pokój ze wszystkimi nieprzyjaciółmi zewnętrznymi, aby mieć możność poświęcić całą energię i siłę na ostateczne zwalczenie Denikina, a następnie licznych wrogów drobniejszych, oto idea, którą starają się obecnie bolszewicy przeprowadzić za wszelką cenę”.
W świetle analiz, które trafiały na jego biurko, Piłsudski mógł liczyć na przedłużającą się i pogłębiającą słabość bolszewików, nawet gdyby udało im się wyeliminować z walki o władzę nad Rosją Denikina i – szerzej – „reakcję”. W obliczu spodziewanego kryzysu aprowizacyjnego zimą 1919/1920 roku Piłsudski nie musiał wykreślać jeszcze ze scenariusza rozwoju politycznych wypadków powrotu do rokowań z bolszewikami. Jeśli nie Denikin, to głód, chłód i zmęczenie walką wewnętrzną z własnym społeczeństwem mogły ich jeszcze wiosną 1920 roku zmusić do ponownego rozważenia pokojowego ultimatum polskiego Naczelnika Państwa. Negocjacje w Mikaszewiczach nie zostały zatem zakończone przez stronę polską wyraźnym zatrzaśnięciem drzwi do dalszych rozmów. Piłsudski w odpowiedzi z 26 listopada nie odrzucił całkowicie możliwości „widzenia się z panem Marchlewskim”, uzależniając ją (a więc powrót do negocjacji politycznych) od wypuszczenia zakładników i zachowania wojsk sowieckich na froncie. Sowiecka dyplomacja była ze swej strony zainteresowana kontynuowaniem gry rozpoczętej w Białowieży – gry o „rewolucyjny” pokój.
Sondaż mikaszewicki miał jednak dla Piłsudskiego jeszcze jedno znaczenie, a jego efekt rzutował mocno na przekonanie polskiego Naczelnika Państwa, że gra z bolszewikami istotnie nie będzie możliwa, w każdym razie nie na jego warunkach. Ujawnia to znaczenie uwaga, jaką rzucił Piłsudski w rozmowie z Boernerem 26 listopada. Podsumowując swą odpowiedź kierowaną do Lenina, w której wyrażał także żal, iż „w Sowieckiej Rosji nie ma człowieka, któryby chciał go zrozumieć”, dodał komentarz tak streszczony przez jego rozmówcę: „Z rozmowy z Naczelnikiem Państwa wyczułem, że rozważał on najrozmaitsze plany związane z byłą Rosją i że w swoich rozumowaniach zatrzymuje się jak przed przeszkodą przed niskim niveau politycznym Sowietów. Rosja Sowiecka nie dopuszcza u siebie żadnej roboty ściśle politycznej, a to jest wielki minus”.
Brak możliwości prowadzenia takiej „roboty” wśród bolszewików oznaczał dla Piłsudskiego przekreślenie szans na zmiękczenie ich jednolicie zideologizowanego podejścia do kwestii politycznych, które dla Polski miały rangę najwyższą: kwestii niepodległości i jej zabezpieczenia przez nowy układ sił i granic w Europie Wschodniej. Bolszewików, którzy gotowi byliby ograniczyć ambicje do budowania swej utopii w jednym tylko, rosyjskim kraju – nie spotkał. Nie było więc szans na przekonanie choćby części sowieckiego kierownictwa, że niepodległa Polska nie musi być dla nich wrogiem, przepierzeniem ani też „chińskim murem”, który trzeba obalić. O tym, że tego rodzaju pragmatycznymi argumentami nie uda się dokonać żadnego wyłomu w stanowisku gospodarzy „czerwonego” Kremla, mogło Piłsudskiego przekonać dodatkowo całkowite fiasko swego rodzaju dywersji propagandowej, jakiej major Matuszewski próbował za pośrednictwem Boernera w Mikaszewiczach. Boerner miał zainteresować Marchlewskiego posiadanymi rzekomo przez polski wywiad dokumentami, które dowodziły ścisłego powiązania Trockiego z polityką niemiecką i systematycznego oszukiwania prawdziwych „ideowców” sowieckiej rewolucji (takich jak Marchlewski czy Lenin) przez klikę ludowego komisarza wojny. Z zapowiedzianego dostarczenia owych dowodów „zdrady” Trockiego polski Drugi Oddział jednak zrezygnował.
Na początku grudnia 1919 roku bowiem Piłsudski był pewny jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem, że „robota polityczna” polegająca na wprowadzeniu podziałów w bolszewickim kierownictwie – które dałoby się wykorzystać do przeforsowania celów polskiej polityki wschodniej – jest rzeczywiście niemożliwa. Polski wywiad potwierdził sformułowaną w referacie politycznym z lipca 1919 roku tezę: 1) o „pełnej solidarności wśród przywódców bolszewickich co do zagadnienia polskiego”, 2) że „nie jest dla nich Polska sprawą odrębną” i że 3) „ekspansja rewolucji komunistycznej na nią jest celem końcowym”.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------