Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Południe - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 stycznia 2011
0,00
0 pkt
punktów Virtualo

Południe - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 141 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Ja­siek z Za­ręb­ków wy­gnał woły na wierch Ce­ski, na po­la­nę roz­kosz­ną, schy­lo­ną jed­ną po­ła­cią do słoń­ca, ku po­łu­dnio­wi. Sta­ło mu się w ser­cu we­so­ło, jak za­wdy, gdy tu wy­ga­niał. Śród­po­łuń był. Słon­ko wy­to­czy­ło się spo­za Ja­wo­rzy­ny i sta­ło pra­wie nad czo­łem Tur­ba­cza, ci­ska­jąc świa­tło w roz­to­ki, któ­re się aż za­po­czę­ły mglić od tej bia­ło­ści.

Po­wiódł ra­do­sny­mi oczy­ma do­oko­ła po sło­necz­nych wier­chach, po za­mglo­nym na za­cho­dzie wid­mie Ba­biej Góry i oparł się aż na pół­no­cy o lac­kie ni­zi­ny, któ­re po­przez sre­żo­gę, zbłę­kit­nia­łe, wy­da­wa­ły się rąb­kiem da­le­kie­go mo­rza. A coś w nich, niby igły wież zło­ci­stych, lśni­ło. Sta­rzy po­wia­da­li mu, że tam Kra­ków.

Dumą ra­do­sną po­rwa­ny, za­wiódł gło­śno:

Hej!… jak ja se za­śpie­wam

Na środ­ku po­la­ny –

Ej – to mi ode­gra­ją

W Kra­ko­wie or­ga­ny…

Po­le­cia­ło ku wier­chom – za­dźwię­cza­ło po bu­ko­wym le­sie – roz­ję­kło, roz­nie­sło się po dal­szych ubo­czach –

i Jaś­ko­wi zda­ło sie, że sły­szy echa do­by­te z nie­wi­dzia­nych da­le­kich or­ga­nów. Za­śmiał się szczę­śli­wym śmie­chem.

Za­jął woły i po­pę­dził je ku po­łu­dnio­wi w cień kra­ju, aby się pa­sły. Sam zaś legł w słoń­cu na po­la­nie i spar­ty na łok­ciu, wy­gwiz­dy­wać so­bie po­czął, a kierp­cem wy­tu­py­wać ja­kąś me­lo­dię. Po twa­rzy cho­dził mu uśmiech, niby kół­ka sło­necz­ne, spa­dłe z gę­stwy li­ści, a w oczach mi­go­ta­ły ogni­ki lek­ko­myśl­ne, zdraj­ce swa­wo­li. Bo też jeno swa­wol­ne my­śli mo­gły się plą­tać po tej pysz­nej gło­wie, ni­ja­ką tro­ską nie ścię­ża­łej.

Wła­śnie przy­szło mu na pa­mięć, jak to tu na tej po­la­nie w dzień Mat­ki Bo­skiej Ziel­nej pra­snął Józ­kiem, co go zwią Har­nym, o zie­mię – w oczach Haź­bie­ty, pa­są­cej te­raz owce w prze­ciw­le­głej ubo­czy, na Su­ho­rze. I jak Haź­bie­ta śmia­ła się i po­tem już ani poj­rzeć na Józ­ka nie chcia­ła.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij