Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Pomiędzy. - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 listopada 2025
20,19
2019 pkt
punktów Virtualo

Pomiędzy. - ebook

Depresja — cień, obezwładniająca nicość mogąca przysłonić wszystko; mrok, w którym gubią się godziny, dni, miesiące, a czasem całe lata. Dla mnie, walka z depresją, stała się tytułowym stanem „pomiędzy” — trwaniem w permanentnym zawieszeniu, z mrocznym pasażerem u boku.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8431-750-1
Rozmiar pliku: 3,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

_30 maja 2024_

_Stalowo-szare niebo otula już ziemię. W powietrzu unosi się zapach deszczu. Wokół — głucha cisza; nadciąga kolejna burza. Pierwsze krople upadają na ziemię — czuje ich ciepły dotyk na skórze ._

To zabawne, jakie rzeczy pozostają w naszej pamięci, zakotwiczone głęboko w umyśle pod pojęciem „_ważne_”. Obok ilu podobnych wieczorów przeszłam obojętnie? Nie znam odpowiedzi na to pytanie. Ten jednak stał się punktem zwrotnym w moim życiu — początkiem długiej drogi przez mój osobisty mrok, jakim stała się _depresja_.

_Depresja_ — cień, obezwładniająca nicość mogąca przysłonić wszystko; mrok, w którym gubią się godziny, dni, miesiące, a czasem całe lata. Dla mnie, walka z _depresją_, stała się tytułowym stanem „_pomiędzy_” — trwaniem w permanentnym zawieszeniu, z mrocznym pasażerem u boku.

Niniejsza książka jest moją osobistą próbą zmierzenia się z tym stanem. To zbiór wierszy, prozy oraz zwykłych przemyśleń, które powstawały na różnych etapach mojej choroby. Wiersze zawarte w pierwszej części tomu: _Oddział_, w znacznej części, powstawały w trakcie sześciotygodniowego pobytu na oddziale psychiatrycznym całodobowym oraz tuż przed hospitalizacją — wtedy, gdy trudno było dostrzec sens, ale pisanie wciąż było możliwe i pozostawało jedyną formą wyrazu.

_Po drugiej stronie_ to walka o powrót do świata życia — próba nazwania niewypowiedzianego, zmierzenia się z trudnymi myślami i bólem, który często skrywamy pod maską codzienności; bólem, który nie minął wraz z zakończeniem hospitalizacji.

Jeśli sięgniesz po te słowa, być może odnajdziesz w nich siebie — echo własnych uczuć i myśli lub choćby cień ulgi wiedząc, że nie jesteś w tym sam.Ostrzeżenie o treści

_Ta książka zawiera opisy trudnych doświadczeń, w tym myśli samobójczych oraz tematów związanych z cierpieniem psychicznym._

_Jeśli podczas lektury poczujesz się przytłoczony lub znajdziesz się w kryzysie, pamiętaj, że nie jesteś sam. Warto sięgnąć po wsparcie._

_W nagłych sytuacjach dzwoń pod numer alarmowy 112 lub_ s_korzystaj z całodobowego telefonu zaufania 800 70 2222 — linia wsparcia dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym._

_Twoje zdrowie i bezpieczeństwo są najważniejsze.__Stalowo-szare niebo otula już ziemię._

_W powietrzu unosi się zapach deszczu._

_Wokół — głucha cisza; nadciąga kolejna burza._

_
_

_Pierwsze krople opadają_

_na ziemię — czuję ich ciepły dotyk na skórze._

_Lecz tym razem, deszcz nie ma zapachu_

_wiatru — nie przynosi ukojenia,_

_nie zmywa win._

_
_

_Kropla za kroplą._

_Przeszywa mnie ból._

_Czuję zapach żelaza i strach._

_Powoli osuwam się na ziemię._

_cisza — samotność — ból_

_
_

_Nie ma już nic._

_Ciemność łagodnie bierze mnie w swoje ramiona._

_
_

_Czy mi wybaczą?_

_Czy nade mną zapłaczą?_

_
_

_Nie wiem — nie czuję już nic…_Dlaczego?

Szukając odpowiedzi na pytanie „dlaczego?”, często wracam myślami do dnia, w którym powstał ten wiersz. Do owego wieczoru, gdy nagle poczułam się tak bardzo _samotna_ i _pusta_.

W maju 2024, w moim życiu pojawiła się odrobina przestrzeni na spokój oraz zwolnienie tempa. Zaczęliśmy wreszcie wychodzić na prostą, jako rodzina. Świat dochodził do siebie po pandemii Covid-19 i wydawało się, że teraz może być już tylko lepiej. Czułam się potwornie zmęczona, ale patrzyłam w przyszłość z nadzieją. Nic nie zapowiadało nadchodzących wydarzeń.

Miesiąc wcześniej, czyli w kwietniu 2024 roku zaczęłam terapię indywidualną, ponieważ zauważyłam u siebie nawrót niepokojących objawów: obniżenie nastroju, utrata apetytu, początki bezsenności, natłok myśli. Doskonale znałam ten stan z przeszłości, ale nie upatrywałam się w nim czegoś poważniejszego. W końcu minęły trudne trzy lata: pełne obaw, problemów ze zdrowiem, licznych hospitalizacji młodszego dziecka. Był to czas silnego stresu, życia w ciągłej gotowości, ze spakowaną walizką pod ręką — wciąż w trybie czuwania. Czułam jak powoli przychodzi nieuniknione zmęczenie. Chcąc uprzedzić fakty, postanowiłam, że tym razem zadbam o siebie i skorzystam z pomocy specjalisty. W tamtym czasie, zaczęliśmy również terapię starszego dziecka, co stało się dla mnie dodatkową motywacją do działania.

Z perspektywy czasu i z wiedzą jaką posiadam dzisiaj, wiem, że ten krok, w sposób dosłowny i metaforyczny uratował moje życie. Gdybym wtedy nie poprosiła o profesjonalną pomoc i nie zaczęła, tej długiej i trudnej drogi, prawdopodobnie dziś byłabym już tylko wspomnieniem.

Pozostawało jednak pytanie: _dlaczego właśnie teraz_, zaczęłam tak źle się czuć, kiedy wszystko się układa?

W moim odczuciu, ale również w opinii wielu pacjentów, których spotkałam na mojej __ drodze do zdrowienia, depresja nie pojawia się w momencie największego napięcia, lecz wtedy, gdy życie zdaje się wreszcie uspokajać. Kiedy opada kurz trudnych doświadczeniach, a codzienność na chwilę zwalnia, nagle zaskakuje nas poczucie pustki, smutku czy bezsensu. Moim zdaniem dzieje się tak dlatego, że depresja potrzebuje „_przestrzeni_”, by mogła się ujawnić. To choroba, która zazwyczaj rodzi się i kiełkuje w ciszy.

W okresach silnego stresu funkcjonujemy w trybie przetrwania. Działamy automatycznie, skupieni na tym, by _dać radę_. Nie mamy wtedy przestrzeni ani siły, by zatrzymać się i wsłuchać w siebie. Emocje spychamy na bok, racjonalizujemy, tłumimy. Nie zauważamy, jak bardzo oddalamy się od własnych potrzeb i jak wysoką cenę przychodzi nam płacić za nieustanną mobilizację.

Dopiero gdy napięcie opada, a codzienność przestaje wymagać natychmiastowej reakcji, pojawia się _przestrzeń_ na to, co dotąd było tłumione i niewypowiedziane. Nastaje _cisza._ Cisza, która wydawałaby się być upragnionym odpoczynkiem, a staje się konfrontacją — z emocjami, z żalem, zmęczeniem, z utraconymi marzeniami. To właśnie wtedy _depresja_ zaczyna mieć warunki by dojść do głosu. Następuje chwila, w której przy naszym boku może się pojawić niechciany _mroczny pasażer._

W pewnym sensie ten moment zatrzymania może stać się również szansą — zaproszeniem do dialogu z samym sobą. Do zobaczenia tego co boli, czego zabrakło, i co domaga się troski. _Depresja_ nie musi być jedynie atakiem — myślę, że jest ona przede wszystkim sygnałem, że nadszedł czas by zacząć żyć w zgodzie ze sobą.

Ponad wszystko należy jednak pamiętać, że _depresja_ to _JEDNOSTKA_ _CHOROBOWA_ i jak każda inna wymaga ona leczenia i zaopiekowania przez specjalistę._Zapada noc._

_Znów samotna._

_Ruszam myśli autostradą._

_
_

_Wciąż czujna._

_Strach nigdy nie śpi._

_Wsłuchuję się w odgłosy nocy._

_W spokojne — Wasze — oddechy._

_Wokół cisza._

_
_

_Czym jest cisza?_

_Bywa ukojeniem,_

_czasem krzykiem w mojej głowie._

_Pustką zabierającą oddech,_

_a serce wprawiającą w szaleńczy bieg._

_
_

_Tyle myśli — niepokoje — potok słów_

_pędzący w mej głowie._

_Kolejny dzień, miesiąc, rok._

_Czy dam radę?_

_Czy zrobię ten ostatni krok?_

Komentarz autorski

_Noc jest dla mnie szczególną porą dnia._

_Czasem lęku, niepokoju, natłoku nieuporządkowanych myśli, ale nade wszystko czasem samotności. Wtedy, gdy zgiełk codzienności już opada przychodzi czas na spotkanie z samym sobą._

_Jednym z problemów z jakimi się zmagam chorując na depresje, jest bezsenność. Noce bywają wtedy nie do zniesienia. Mam ochotę krzyczeć, ale wokół cisza._

_Bezsenność jest powszechnym i charakterystycznym objawem depresji, występującym aż u 60–90% pacjentów.__Po raz kolejny ostrze trafia do celu._

_Czuję wstyd._

_Za ścianą toczy się_

_życie — wystarczy przejść przez drzwi._

_To tak niewiele — tylko jeden krok._

_Jeden krok ku życiu, jeden krok ku przepaści._

_
_

_Czerwona krew_

_spływa po bladej dłoni._

_Wokół cisza._

_Tylko wtedy czuję ten spokój._

_Tylko ja._

_Czerwona granica._

_
_

_Wycieram ślady resztkami nadziei,_

_spłukuję łzami płynącą krew,_

_ubieram uśmiech i idę dalej._

_
_

_Dziś zostanę jeszcze po tej stronie._

Komentarz autorski

_O autoagresji słów kilka…_

_„Wstyd” to tytuł, który już na początku nakreśla ciężar emocjonalny tekstu. Wiersz dotyka tematów autodestrukcji, wstydu, samotności, ale też — paradoksalnie — życia i nadziei. Pojawia się tu motyw graniczności: między życiem a śmiercią, bólem a spokojem, cierpieniem a próbą trwania._

_Ta metafora przestrzeni i granicy (życie/przepaść) pogłębia temat zawieszenia między dwiema rzeczywistościami — bycia pomiędzy._

_Mimo że wiersz jest mroczny, końcówka („Dziś zostanę jeszcze po tej stronie”) niesie delikatne światło. To decyzja życia, choć krucha. W tym jednym zdaniu zawiera się cała siła — prostota, która ma ogromny ciężar emocjonalny.__Być sobą._

_Co to znaczy?_

_Która to „prawdziwa ja”?_

_Już nic nie wiem._

_
_

_Błądzę w mroku._

_Wciąż w cieniu innych,_

_dla innych,_

_tak jak chcą inni._

_
_

_Zatraciłam siebie._

_Nie widzę już drogi._

_Nie wiem dokąd iść._

_A każdy krok to kolejny błąd._

_
_

_Poczucie winy jak ogień trawi._

_I nikt nie słyszy, nie widzi, nie rozumie._

_Każdy cenną radę oferuje:_

_
_

_„Bądź twarda, weź się wreszcie w garść”;_

_„Pomyśl o innych, nie kończy się przecież świat”,_

_ale… gdzie w tym wszystkim ja?!_

_
_

_…_

_
_

_Odejść po cichu, nie budząc nikogo,_

_bez bałaganu, bez zgiełku, bez słów._

_By chociaż raz zrobić coś dla siebie,_

_nie czuć już nic — przeminąć jak wiatr._

Komentarz autorski

_Kim jestem?_

_To jedno z najbardziej fundamentalnych pytań, które od wieków dręczy ludzkości. Ale ja zapytam inaczej: kim jestem w depresji?_

_Ten wiersz to próba dotknięcia własnego „ja” — osobistego, kruchego. W świecie, który jest pełen mroku, a mimo to wciąż czegoś żąda. Niosąc ciężar zagubienia, cień bólu i ciche wołanie o siebie. To opowieść o walce z samą sobą._

_Napisałam go nocą, 14 września 2024 roku. Byłam już wtedy tak bardzo zagubiona. Zamknęłam oczy — i zobaczyłam siebie, siedzącą na łóżku z podkulonymi nogam, z telefonem w dłoni, z głową pełną wątpliwości._

_Od zawsze miałam problem z własną tożsamością. Pragnęłam być po prostu wystarczająco dobra, chcąc zasłużyć na miłość, akceptację i podziw moich najbliższych. Na tej drodze zatraciłam siebie. Tak zagubiona, poczułam się bezbronna, nijaka, momentami przezroczysta.__Czasami myślę:_

_nie udźwignę, ani dnia więcej._

_Nic nie uchroni mnie przed upadkiem_

_— nawet wyciągnięte do przodu ręce._

_
_

_Czasami boję się, co może przynieść_

_kolejny dzień,_

_a może — tylko czasami_

_nie boję się?_

_
_

_Patrzę przed siebie, nie widzę nic więcej,_

_lecz kiedy chce odejść_

_malutkie na szyi_

_oplatają mnie ręce._

_
_

_Czy mogłabym tak?_

_Nie poczuć dotyku ich nigdy więcej?_

_Nie spojrzeć w te oczy, które roztapiają serce…?_

Komentarz autorski

_Wbrew temu, co może się wydawać, ten wiersz wcale nie opowiada o strachu lecz o tym, co nas przy życiu trzyma, nawet w najciemniejszych chwilach._

_Zastanów się, co pozwala Tobie zakorzenić się w życiu?_Psychiatryk

Trudno jest opisać uczucia, towarzyszące człowiekowi, który po raz pierwszy przekracza próg całodobowego oddziału psychiatrycznego. Dla mnie, doświadczenie to łączy się przede wszystkim z poczucie odebrania kontroli, z ogromnym lękiem i bezradnością. Od tej pory ktoś innym miał decydować o każdym aspekcie mojego życia, nawet o tym, kiedy mam jeść i pójść spać. Z całą pewnością jest to jedno z _tych_ wydarzeń w życiu, które odciska swoje piętno i na długo pozostaje w pamięci.

Będąc pacjentką oddziału nie raz spotkałam się z opinią, że jest to forma ucieczki, czy pójścia na łatwiznę. Byłam świadkiem licznych rozmów, podczas których odwiedzający pytali swoich bliskich: _Jak długo masz jeszcze zamiar tutaj siedzieć? Dlaczego jeszcze Ci się nie polepszyło? Ty to masz tutaj fajnie — jakbyś był/a na urlopie._ Ja jednak mam co do tego z goła odmienne zdanie.

Izba przyjęć oddziału psychiatrycznego

Ze względu na mój stan psychiczny dnia poprzedniego (silne myśli samobójcze oraz okaleczanie się), mąż podejmuje decyzję o zawiezieniu mnie do szpitala psychiatrycznego w Katowicach. Niestety w placówce do której przyjeżdżamy nie ma wolnych miejsc. W związku z zaistniałą sytuacją i realnym zagrożeniem podjęcia przeze mnie próby samobójczej muszę poczekać na transport medyczny, który przewiezie mnie do najbliższego szpitala — w tym wypadku do Centrum Zdrowia Psychicznego w Chorzowie. M. niestety nie może już dłużej ze mną zostać, ponieważ trzeba odebrać dzieciaki z placówek. Zostaję sama. Nie pamiętam ile czekam na karetkę — czas i przestrzeń dla mnie nie istnieją. M. zgadza się na przewiezienie mnie transportem, bo podobno ma mi to zapewnić większe bezpieczeństwo, żebym nie zrobiła sobie krzywdy. Realia są takie, że zostaję „_zapakowana_” samotnie na tył ambulansu i ruszamy w kierunku Chorzowa.

Podjeżdżamy pod szpital. Ratownicy nie znają placówki, więc mija trochę czasu zanim odnajdujemy izbę przyjęć. Kiedy docieramy do celu zostaję przekazana pod opiekę drobnej lekarce w okularach.

— _Proszę chwileczkę zaczekać, zaraz do Pani wracam._ — jej głos emanuje spokojem i empatią. To jednak nie sprawia, że czuję się lepiej. Jestem przerażona i zawstydzona do granic możliwości. Mam w sobie mieszankę tylu emocji jednoczenie — a w głowie autostrada myśli.

Dokładny wywiad. Kłopotliwe pytania. Odpowiadam na nie ledwo słyszalnym głosem. Decyzja podjęta:

_Zostanie Pani przyjęta na oddział, pielęgniarka Panią zaprowadzi._
_Chodź słoneczko, pójdziesz ze mną_ — mówi przysadzista pielęgniarka w blond włosach i ciemnych oprawkach.

Grzecznie podążam za nią ze spuszczoną głową.

Oddział zamknięty

Otwierają się solidne, metalowe drzwi. Przekraczam próg oddziału. Drzwi zatrzaskują się za mną z metalicznym łoskotem, a ja mam wrażenie, jakby cały mój dotychczasowy świat właśnie się rozpadł. Przemierzam korytarz. Na ścianach żółta, wypłowiała już farba, a pod stopami pomarańczowe linoleum z zielonymi rombami. Z każdym następnym krokiem, czuję paraliżujący strach. Wokół panuje nienaturalna wręcz cisza.

Trafiam na rewers — tuż obok dyżurki pielęgniarek. To tutaj trafiają te „_trudniejsze przypadki_” — ja wśród nich.

Wchodzę do sali obserwacyjnej: w oknach kraty, na sali stare, metalowe łóżka z małymi szafeczkami — to wszystko. Nie ma tu nic czym można by zrobić sobie krzywdę. Na bocznej ścianie okna, które oddzielają mnie od dyżurki. Nad drzwiami złowrogo migocze czerwona lampka kamery. Drzwi do oddziału zamknięte na klucz i zamek elektroniczny. Nieodwracalnie przekraczam próg tego „osobliwego królestwa”.

Najpierw przeszukanie rzeczy osobistych. Pielęgniarka spokojnym, pełnym troski głosem tłumaczy procedury i zasady obowiązujecie na oddziale: _Czy ma Pani coś ostrego? Szklanego? Jakąś biżuterię? Metalowe sztućce? Pasek? Sznurowadła?_ Trzeba oddać. — _Rozpakuj się na spokojnie. Jeśli byś czegoś potrzebowała słoneczko to jestem za ścianą._

Czuje się jakbym była naga i przytłoczona jednocześnie. Ledwo zauważam, że nie jestem _sama_ na sali. Kiedy zamykają się drzwi do sali, zostaję sama ze swoimi myślami. Ogarnia mnie cisza, ale nie ma ona nic wspólnego z ukojeniem — każdy oddech wydaje się być zbyt głośny i czuję jak powoli zalewa mnie fala lęku.

Sam na sam z własnymi myślami, które krzyczą: _Nawet zabić się nie potrafisz!, Uciekaj stąd i dokończ to, co zaczęłaś, Co Ty tu w ogóle robisz?._

W powietrzu unosi się zapach środków do dezynfekcji, a w głowie wiruje mnóstwo pytań: _Ile tutaj zostanę? Kiedy zobaczę M. i dzieci? Co będą ze mną robić? Jak mam się odnaleźć w tym obcym świecie?._ Z drugiej zaś strony myśl: _Przecież chciałaś się zabić idiotko, więc co cię to teraz wszystko obchodzi? Sama jesteś sobie winna!._

Pierwszy obchód

— _Proszę wszystkich na sale! Wizyta!_ — rozlega się donośny głos oddziałowej. Siedzę wystraszona na brzegu łóżku z podkulonymi nogami. Nie raz już uczestniczyłam w obchodzie jako pielęgniarka, ale nigdy nie stałam po _tej_ jego stronie. Gdybym tylko mogła teraz zniknąć, stać się niewidzialną. Czuję jak serce podchodzi mi do gardła. W oddali słychać jakiś gwar i kroki zbliżające się do mojej sali.

Na rewers wchodzi cała grupa obcych ludzi z młodym mężczyzna na czele. To chyba ordynator. Chociaż wygląda stanowczo zbyt młodo, jak na kogoś, kto pełni tą funkcję. Zatrzymują się przy moim łóżku. Ordynator zadaje pierwsze pytanie:

_Czy ma Pani myśli samobójcze?_
_— Tak…_
_— Czy myśli Pani teraz o tym żeby zrobić sobie krzywdę?_
_— Tak… —_ odpowiadam niepewnie, ledwo słyszalnym głosem
_— Czy myśli Pani o tym żeby się znowu okaleczyć?_
_— Tak… —_ mam wrażenie że zaraz spalę się ze wstydu.

Mimo, że ordynator wydaje się mieć dobre i pełne empatii spojrzenie w mojej głowie krzyk: _czy oni mają jakiekolwiek wyczucie!?_ Jak mogą pytać o takie rzeczy przy innych pacjentach? Gapi się na mnie kilkanaście obcych twarzy — nawet nie wiem kim są Ci ludzie. Z całą pewnością są bardzo młodzi. Lekarze? Studenci?

W tle słychać jakieś śmiechy, komentarze dotyczące pacjentów z poprzedniej sali. Gdzieś w tyle bacznie przygląda mi się lekarka, która przyjmowała mnie na izbie przyjęć poprzedniego dnia — podobno będzie moim lekarzem prowadzącym.

A pośród tego _JA_. Tak bardzo zawstydzona i wystraszona. Chciałabym w tym momencie po prostu zniknąć z powierzchni ziemi. Nawet nie zauważam kiedy zaciskam dłonie na przedramieniu. Czuję nieprzyjemne pieczenie. To świeże cięcia jeszcze z dzisiaj rano. Krew zaczęła już przesiąkać przez koszulkę.

Po obchodzie idę założyć opatrunek. Wchodzę do pokoju zabiegowego. W środku czekają dwie pielęgniarki. Pierwsza z nich, karze podciągnąć mi rękaw i patrząc na moje okaleczone przedramię zadaje pytanie, z uśmiechem na twarzy: _A co, to kotek podrapał? Co to Pani sobie za głupoty zrobiła? —_ dodaje druga. _Taka młoda, dzieci ma, a takie rzeczy robi_.

Czuję się jak kretynka. Jak małe dziecko, które właśnie ktoś skarcił. Z trudem powstrzymuje łzy i nie jestem w stanie wydobyć z siebie nawet słowa.

Co oni sobie wszyscy o mnie myślą? „_Żałosna, nawet podciąć sobie żył nie potrafi porządnie, tylko jakieś tam zadrapania_”. Kręci mi się w głowie od natłoku myśli i mam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Oficjalnie sięgnęłam dna.

W mojej głowie w najlepsze trwa monolog: _„Boże… a co sobie pomyśli rodzina gdy dowiedzą się, że jesteś tutaj? Co powie moja Mama?_ M. właśnie pojechał jej powiedzieć o wszystkim i prosić o pomoc przy dzieciach. _A moje dzieci? Boże! Co ja najlepszego zrobiłam?! Jak dzieci sobie poradzą, gdy dowiedzą się, że jestem w szpitalu i nie wrócę do domu przez jakiś czas?_”

Już dłużej nie potrafię powstrzymywać łez. Kulę się na łóżku i chowam twarz w poduszce żeby nikt nie mógł ich zobaczyć.

W głowie zaczyna kiełkować coraz bardziej natarczywa myśl: _Czym mogłabym tutaj dokończyć to, co zaczęłam? Głupia — trzeba było przemycić ze sobą żyletkę_.

Pierwsze dni

Pierwsze dni pamiętam jak przez mgłę. Naćpana lekami uspokajającymi z trudem rozróżniam pory dnia. W konsekwencji większość czasu spędzam w łóżku albo snuje się jak cień po korytarzu. Dostaje jakiś lek w postaci czerwonej tabletki — daje radę — jest mi w zasadzie wszystko jedno. A nawet gdybym chciała coś czuć to trudno jest zebrać jakiekolwiek myśli. Zapewne jest to celowy zabieg żeby wyciszyć myśli samobójcze i zniwelować autoagresję do minimum. W rezultacie gdy jestem na lekach jest mi wszystko jedno, ale kiedy przestają działać wszystko wraca ze zdwojoną siłą i szukam tylko sposobu jak i czym mogłabym się pociąć.

Okazuje się, że plastikowy nożyk dodawany do każdego posiłku nawet daje radę, ale trzeba go cholernie mocno przycisnąć do skóry, żeby ją w ogóle przeciąć. Jednak to musi chwilowo wystarczyć.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij