Pomorze 1945 - ebook
Pomorze 1945 - ebook
Operacją pomorską określa się walki na froncie wschodnim w lutym i marcu 1945 r. na terenie Pomorza Zachodniego i Gdańskiego. Starły się tu oddziały radzieckie (1 i 2 Fronty Białoruskie), wspierane przez 1 Armię Wojska Polskiego, z niemieckimi oddziałami Wehrmachtu i Waffen SS. Zasadniczym celem ofensywy radzieckiej było oczyszczenie północnej flanki przed planowaną ofensywą na Berlin. Dowództwo niemieckie z kolei pragnęło zachować strategiczny nawis nad znajdującymi się już na Odrze Sowietami, a także, z przyczyn gospodarczych i prestiżowych, nie dopuścić do utraty zamieszkanych głównie przez Niemców terenów nad Bałtykiem. Niemcy bronili się zawzięcie, polegając na systemie miast-twierdz, a także na przedwojennym systemie umocnień, Wale Pomorskim, mieszczącym się na dawnej granicy polsko-niemieckiej, teraz pośpiesznie odnowionym.
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-16274-7 |
Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
------------------------------------------------------------------------
W przeddzień Nowego Roku 1945, kilka godzin przed północą, pełniący obowiązki szefa Sztabu Głównego gen. Aleksiej Antonow poinformował jednego ze swych zastępców, gen. Siergieja Sztemienkę, że Stalin oczekuje ich w swej daczy w pobliżu Kuncewa o godzinie 23:00. Tak późna pora nie dziwiła generałów — w ciągu czterech lat wojny przywykli do pełnej dyspozycyjności — nie rozumieli tylko, dlaczego mieli pojawić się u Naczelnego Wodza bez żadnych map i dokumentów. Nie rozjaśnił sprawy dowódca wojsk pancernych i zmechanizowanych marsz. Jakow Fiedorenko, który zatelefonował kilka minut później, zdziwiony identycznym zaproszeniem.
Na miejscu generałowie zastali kilku wojskowych — Aleksandra Nowikowa (główny marszałek lotnictwa ZSRR), Nikołaja Woronowa (główny marszałek artylerii), wspomnianego Jakowa Fiedorenkę, Andrieja Chrulewa (szef tyłów Armii Czerwonej) i Siemiona Budionnego (głównodowodzący kawalerii Armii Czerwonej). Wkrótce przybyli członkowie Biura Politycznego partii oraz niektórzy ludowi komisarze. Okazało się, że Stalin, po raz pierwszy w takim gronie, postanowił uczcić nadejście nowego roku.
Wszyscy zasiedli do obficie zastawionego stołu. Przed posiłkiem Stalin wzniósł toast na cześć narodu i Sił Zbrojnych Związku Radzieckiego oraz życzył zebranym wszystkiego najlepszego z okazji Nowego Roku. Po kilku dalszych toastach atmosfera rozluźniła się — zaczęły się swobodne (jak na warunki radzieckie) rozmowy, Budionny zaczął grać na przywiezionej przez siebie harmonii rosyjskie pieśni ludowe, walce i polki.
Następnie Stalin nakręcił patefon, tańce nie kleiły się jednak, ponieważ na przyjęciu była tylko jedna potencjalna partnerka — żona sekretarza generalnego Włoskiej Partii Komunistycznej Palmiro Togliattiego. Dopiero kiedy puszczona została płyta „Barynia”, Budionny zaczął ku uciesze wszystkich popisowo tańczyć „z przysiudami, biciem dłońmi po kolanach i cholewach butów”. Przyjęcie zakończyło odsłuchanie nagrań pieśni wojskowych w wykonaniu chóru Aleksandrowa. Zabawa skończyła się o 3:00 w nocy. Sztemienko podzielił się swoimi refleksjami:
„Pierwsze w czasie wojny witanie Nowego Roku w okolicznościach niezwiązanych ze służbą wprawiało w zadumę. Wszystko wskazywało na niedaleki koniec wojny .
Aleksiej Innokientiewicz raptem zaproponował nie wracać, jak zwykle, do pracy, lecz pojechać na noc do domu. Nowy rok rozpoczynał się zupełnie jak w czasie pokoju .
Patrole Komendy Garnizonu i dyżurni żołnierze OPlot już nie tak rygorystycznie reagowali na wypadki niedbałego zaciemniania światła. Słowem, wszystko w tę noc mówiło, że wojna zbliża się ku końcowi”¹.
Wyraźny optymizm czuć było nie tylko na moskiewskich salonach. Jeden z oficerów stacjonującego w Polsce batalionu karnego wspomina:
„Nadejście nowego roku 1945 świętowaliśmy przy wspólnym stole z dowódcą batalionu, jego zastępcami, oficerami sztabowymi i oficerami liniowymi. Po raz pierwszy świętowaliśmy wszyscy razem i po raz pierwszy uczestniczyliśmy w tak dużej uczcie .
Obchodziliśmy Nowy Rok, mając przeczucie, że będzie to rok zwycięstwa”².
O ile wojna oddalała się od Związku Radzieckiego, o tyle do wrót III Rzeszy właśnie pukała. Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra Hitler spędził w swojej Kwaterze Głównej _Adlerhorst_, ukrytej nieopodal Bad Nauheim, nie mając czasu na świętowanie — nadzorował walki toczone z aliantami w Ardenach.
Wprawdzie osoby, które widziały go w grudniu, przyznawały, że jego stan zdrowia od sierpniowego zamachu nieco się poprawił³, jednak były to tylko pozory. Zauważyła to w swoich pamiętnikach osobista sekretarka Führera, T. Junge:
„Tego wieczora prowadziliśmy bardzo ożywioną rozmowę. Można by przypuszczać, że nie ma żadnej wojny, a Hitler nie ma istotnych zmartwień. Kto go jednak znał tak dobrze jak my, wiedział, że te rozmowy służą mu tylko do uspokojenia się i odwrócenia uwagi od strat terytorialnych, w ludziach i sprzęcie, o których mu codziennie wielokrotnie meldowano. Także samoloty, które nieustannie przelatywały nad zachodnią główną kwaterą, uruchamiające przez cały dzień syreny alarmowe, dowodziły, że daleko nam do spokoju i beztroski”⁴.
Dnia 1 stycznia Führer wygłosił swoje ostatnie orędzie noworoczne. Było jak zwykle pompatyczne, jednak jego martyrologiczne zabarwienie nie mogło już nikogo natchnąć wiarą w zwycięstwo⁵.
W połowie stycznia 1945 r., wobec pata na Zachodzie i alarmujących wieści z frontu wschodniego, Hitler uległ namowom szefa sztabu OKH gen. Heinza Guderiana i powrócił do Berlina. Już wtedy krążyła anegdota, że to najbardziej praktyczne miejsce na centralny punkt dowodzenia, bo niedługo będzie można kolejką miejską (_S-Bahn_) przejechać z frontu wschodniego na zachodni.
Zanim jednak Berlin stanie się grobowcem Hitlera, będą miały miejsce bitwy na terytorium przedwojennej Polski i Prus Wschodnich, które zadecydują o kształcie dzisiejszej Europy. Operacja pomorska, bo o niej mowa, zawdzięcza swoją nazwę temu, że zasadniczą areną zmagań armii sowieckich i niemieckich był teren historycznych krain: Pomorza Zachodniego i częściowo Pomorza Gdańskiego. Na początku 1945 r. terytorium to znajdowało się na terenie dwóch _Gau_ (niemiecka jednostka administracji państwowej i partyjnej NSDAP): _Gau Pommern_ i _Gau Danzig-Westpreussen_.
Tereny te już wkrótce staną się areną krwawych walk. Front wschodni jeszcze w 1944 r. stanął u wrót Niemiec. W wyniku tzw. dziesięciu uderzeń Stalina Niemcy utracili resztki zajmowanego terytorium ZSRR sprzed czerwca 1941 (z wyjątkiem Kurlandii), część Polski, a także ogromne połacie południowej Europy. Ważni sojusznicy III Rzeszy, Rumunia, Bułgaria i Finlandia, przeszli na stronę przeciwnika, a Słowację i Węgry, częściowo okupowane już przez Armię Czerwoną i jej sojuszników, Hitler tylko siłą mógł utrzymać po swojej stronie. Stosunki z neutralnymi Szwecją i Turcją stawały się coraz chłodniejsze.
Na przełomie lat 1944/1945 III Rzesza zajmowała jeszcze całkiem spory obszar Europy — od wschodu: przyczółki w Kurlandii i Kłajpedzie, większą część Prus Wschodnich, terytorium Polski aż do linii Wisły, Czechy, większość Słowacji, pozostałości Węgier (do linii Budapesztu i jeziora Balaton), dużą część Jugosławii, północne Włochy, przyczółki we Francji, prawie całą Holandię, a także Danię i Norwegię. Tak więc słowa „Berliner Zeitung” z 13 lipca 1944 uspokajające czytelników, że Niemcy mają jeszcze dużo terenów „na straty”, pozostawały w pewnym sensie aktualne⁶. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, że gdyby wojna zakończyła się w tym momencie na zasadzie UTI POSSIDETIS, pod względem terytorialnym III Rzesza wciąż mogłaby uznać jej wynik za korzystny dla siebie.
Jednak w pozostałych sferach życia państwowego wyraźnie widać było zbliżającą się klęskę. Produkcja przemysłowa zaczęła dramatycznie spadać — na początku 1945 r. nastąpił spadek w porównaniu do lipca 1944 r. o 27%, a w marcu już o 65%⁷. Przy tym produkcja przemysłu zbrojeniowego w marcu 1945 r. spadła w porównaniu z latem 1944 r. aż 2,5-krotnie. Wydobycie węgla, które w lipcu 1944 r. wynosiło 26,3 mln ton, obniżyło się w styczniu do 11,8 mln ton, a w lutym już do 7 mln ton⁸. Brakowało ludzi zarówno na froncie, jak i na zapleczu. Działania takie jak sprowadzanie robotników przymusowych do pracy w Rzeszy (we wrześniu 1944 pracowało ich w Niemczech 7,5 mln, a pod koniec wojny może nawet ponad 10 mln⁹) już nie wystarczały.
Po utracie rumuńskich pól naftowych w sierpniu 1944 r. Niemcom dotkliwie zaczęło brakować paliwa. Wydobycie ropy w rejonie Zistersdorf w Austrii, a także wokół jeziora Balaton na Węgrzech (w zasięgu działań Armii Czerwonej), było niewystarczające, a wytwórnie paliwa syntetycznego w Niemczech nieustannie narażone były na alianckie ataki z powietrza. Zupełnie zdezorganizowany przez alianckie naloty był transport kolejowy. W lutym 1945 r. Niemcy potrzebowaliby 36 tys. wagonów kolejowych, by utrzymać 80% przedsiębiorstw publicznych i 25% produkcji przemysłowej, a więc zachować przynajmniej podstawy życia cywilnego i ekonomicznego kraju. W tym czasie dysponowali już tylko 28 tys. wagonów¹⁰. Mimo ogromnego zmęczenia społeczeństwa wysiłek militarny był kontynuowany, zwłaszcza że front wschodni nieubłaganie się zbliżał.
Znając fatalną sytuację strategiczną przeciwnika, Sowieci podjęli w styczniu wielką ofensywę na osi Warszawa–Berlin, najkrótszą drogą do serca III Rzeszy. Operacje wiślańsko-odrzańska i mazowiecko-mazurska okazały się ogromnymi sukcesami, rozciągnęły jednak wojska radzieckie tak mocno, że postawiły sowieckich decydentów przed dylematem — kontynuować marsz na stolicę III Rzeszy czy najpierw oczyścić flanki pomorską i śląską? Wiedzieli jedno — decyzję trzeba podjąć natychmiast, by nie dać przeciwnikowi czasu na ochłonięcie.
Tymczasem pierwsze wieści o poczynaniach rosyjskich żołnierzy w Prusach Wschodnich, które miały miejsce w roku poprzednim, wstrząsnęły niemiecką opinią publiczną i wkrótce spowodowały masową ucieczkę ludności cywilnej z terytoriów zagrożonych wkroczeniem Armii Czerwonej. Przymusowo ewakuowano także jeńców wojennych i więźniów obozów koncentracyjnych. Proces ten Hitler starał się jak najdłużej powstrzymywać, co okazało się tragiczne w skutkach. W nadchodzącej kampanii pomorskiej tłumy uciekinierów, tłoczących się na drogach z dobytkiem całego życia, podróżujących całymi rodzinami na zachód i północ w śniegu i mrozie lub czekających na ewakuację w pomorskich portach, staną się nieodłączną częścią wojennego krajobrazu.
Błędem byłoby przypisywanie Sowietom działalności wyłącznie niszczycielskiej¹¹, jednak od spowodowanych zniszczeń materialnych i moralnych już bardzo blisko do bądź co bądź krzywdzącego stereotypu „azjatyckich hord”. Oczywiście Hitler szalał ze wściekłości:
„To nie ludzie, to bestie z azjatyckich stepów, walka, jaką z nimi wiodę, jest walką o godność Europejczyków. Żadna cena nie jest zbyt wysoka, by odnieść zwycięstwo. Musimy być twardzi i walczyć wszelkimi środkami, jakimi dysponujemy”¹².
Warto się jednak zastanowić nad możliwymi środkami odwetu — Hitler nie mógł zrobić nic straszniejszego niż to, co już obywatelom ZSRR uczynił. W wyniku działań zbrojnych i polityki okupacyjnej w ciągu całej wojny zginęło w przybliżeniu 11 127 000 żołnierzy i marynarzy oraz 13 684 000 cywilnych obywateli ZSRR¹³. Z 5 269 513 obywateli ZSRR wywiezionych do Niemiec jako przymusowi robotnicy powróciła zaledwie połowa — 2 654 313 ludzi (przy czym tylko 451 100 pozostało na emigracji)¹⁴. Dotychczasowa logika postępowania Niemców wobec obywateli ZSRR była prosta:
„Nie miej serca ani nerwów, na wojnie są one zbyteczne. Niszcz w sobie litość i współczucie, zabijaj każdego Rosjanina, nie powstrzymuj się, jeśli przed tobą stoi starzec czy kobieta, dziewczyna czy chłopiec. Zabijaj, zbawisz tym siebie od zguby, zapewnisz przyszłość swojej rodzinie i rozsławisz się na wieki”¹⁵.
Trudno zatem dziwić się pragnieniu rewanżu wśród Sowietów, jak się jednak przekonamy, tło tych okrucieństw było bardziej złożone.
W dalszej perspektywie postępowanie Rosjan znacznie utrudniło przejmowanie władzy przez niemieckich komunistów, którzy spotkali się z ogólną wrogością. Stalinowi cała sytuacja była nawet na rękę. Uzależniał w ten sposób niemieckich „wasali” od siebie jeszcze bardziej, a ponadto pozbywał się niemieckiej ludności z terenów, które po wojnie miały zostać podzielone między ZSRR i Polskę Ludową.
W interesującej nas bliższej perspektywie, czyli przed wkroczeniem Rosjan na Pomorze Zachodnie, wieści o sowieckich gwałtach i rabunkach zwiększały desperację i zaciętość niemieckich obrońców. Dostrzec to można we wspomnieniach pochodzącego z Prus gen. Guderiana:
„Oto miliony niemieckich żołnierzy stały w obliczu wroga, pragnąc uchronić wschodnie Niemcy przed najstraszniejszym, co mogłoby je spotkać — przed zalewem Rosjan. Dni, kiedy na krótko wtargnęli oni do Prus Wschodnich, dały nam dostateczny przedsmak tego, co by nas wtedy czekało. Żołnierze rozumieli to równie dobrze jak ja. Tak samo jak ja — o ile pochodzili z Niemiec Wschodnich — wiedzieli, że idzie o dorobek kulturalny wielu stuleci. Siedemset lat niemieckiej pracy, walk, ale i osiągnięć — los kraju ojczystego postawiony był na jedną kartę”¹⁶.
W świadomości wielu niemieckich żołnierzy zawiedzionych nazistowskim reżimem potrzeba obrony niemieckiej ziemi i obywateli lub przynajmniej osłanianie ich bezpiecznej ewakuacji stała się nowym bodźcem do walki. Oczywistym było, że walki o Pomorze prowadzone będą przez obie strony z dużą zaciętością i okrucieństwem.
Odrębną kwestią jest stosunek ludności polskiej do wkraczających wojsk radzieckich i polskich. Był on bardzo różny, ale dominowały nieufność i rezerwa. Jeden z radzieckich oficerów wspomina chłodne przyjęcie:
„«Nic nie ma! Wszystko zabrali Niemcy!» Była to typowa odpowiedź na jakąkolwiek prośbę, którą słyszeliśmy od tego Polaka, jak i większości Polaków. Stanowiło to spory kontrast w porównaniu z Rosjanami, Białorusinami i Ukraińcami, których Niemcy również okradli”¹⁷.
Przyczyn było wiele: surowe represje wobec prolondyńskiego podziemia, obawa przed kolektywizacją rolnictwa¹⁸ albo przymusową sowietyzacją, pamięć o wcześniejszych walkach z Sowietami itp. Nie znaczy to jednak, że wkraczające Wojsko Polskie i Armię Czerwoną traktowano wrogo. Przeciwnie, wiele haseł głoszonych przez komunistów trafiało na podatny grunt, zwłaszcza w zestawieniu z niemiecką okupacją czy z powszechnym w II Rzeczpospolitej ubóstwem społeczeństwa¹⁹. Zaprowadzanym przez Armię Czerwoną nowym porządkom kredytu zaufania udzieliła też część inteligencji²⁰.
Poza tym wkraczający komuniści mieli poważny atut — przynosili zmęczonemu wojną polskiemu społeczeństwu długo oczekiwany pokój. Otwarta wrogość ogółu ludności do ZSRR i popieranego przezeń reżimu miała nadejść dopiero z czasem.
Niemniej zdarzały się też przypadki wzajemnej przemocy i, co ciekawe, podążania przez Polaków śladem ludności niemieckiej. P. Buttar, odnotowując ten paradoks, stwierdza z przekąsem:
„Niemieccy okupanci odnosili się do Polaków z wielką brutalnością, ale fakt, że wielu z nich uciekło wraz z hitlerowcami przed nadchodzącą Armią Czerwoną, dowodzi, że nie wszystkim Polakom podobało się zachowanie postępujących sił radzieckich”²¹.
Warto jeszcze wyjaśnić pokrótce nieobecność Polskiego Państwa Podziemnego na Pomorzu Gdańskim w niniejszej pracy. Nie odegrało ono dużej roli militarnej na omawianym obszarze z kilku powodów. Pomijając bardzo trudne warunki dla działalności konspiracyjnej (duży odsetek ludności niemieckiej, rozwinięta sieć komunikacyjna, duże zagęszczenie żandarmerii i jednostek polowych spowodowane bliskością frontu itp.), na małą aktywność polskiego Podziemia wpływ miały bieżące wydarzenia, takie jak: liczne aresztowania wśród wysokich rangą dowódców w 1944 r., ogólne osłabienie Armii Krajowej po klęsce powstania warszawskiego czy wreszcie rozwiązanie AK 19 stycznia. Wszystkie te czynniki powodowały, że w działalność konspiracyjną na Pomorzu Gdańskim zaangażowanych było nie więcej niż 10 tys. osób, co stanowi poniżej 1% przedwojennej populacji województwa²². Nie znaczy to jednak, że podziemie pozostało bierne — odegrało ono pewną rolę np. w zdobyciu Gdyni.
Oczywiście, uwagi dotyczą polskiej ludności terytoriów należących przed wojną do Polski, a więc w interesującym nas przypadku części Pomorza Gdańskiego. Na terytorium Pomorza Zachodniego ludność polska stanowiła zupełny margines. Przed wojną na 1 942 367 mieszkańców (wg spisu powszechnego z 1933 r.) autochtoniczna ludność polska liczyła ok. 12 tys. osób. Zamieszkiwała głównie powiaty bytowski i lęborski, które należały do Rzeczypospolitej w latach 1466–1657. Drugą po polskiej pod względem liczebności grupę stanowiła wtedy ludność żydowska (7000 mieszkańców), pozostałe 99% populacji Pomorza Zachodniego stanowili Niemcy²³. Stąd też polskim i sowieckim żołnierzom prawdopodobnie łatwiej było spotkać Polaków wywiezionych do pracy przymusowej na Pomorze Zachodnie z różnych rejonów centralnej Polski niż miejscowych bojowników.WIELKA OFENSYWA ZIMOWA
Wielka ofensywa zimowa
------------------------------------------------------------------------
Operacje wiślańsko-odrzańska oraz mazowiecko-mazurska
Wybitny marynista E. Kosiarz przytacza różne powody, dla których niemieckie naczelne dowództwo uważało obszary nadbałtyckie za bardzo istotne. Pod względem ekonomicznym był to spichlerz Wehrmachtu, a także baza zaopatrzeniowa i remontowa Kriegsmarine. Pod względem politycznym posiadanie tych terenów pozwalało utrzymywać Szwecję w neutralności. Z przyczyn militarnych wymienia dwie. Po pierwsze, tak długo jak Niemcy utrzymywali ten nawis nad wojskami sowieckimi próbującymi przedrzeć się do Berlina, tak długo Rosjanie nie zaryzykowaliby (przynajmniej teoretycznie) zdobycia stolicy III Rzeszy z marszu. Po drugie, Niemcy potrzebowali wybrzeża Bałtyku jako bazy szkoleniowo-doświadczalnej dla swojej floty podwodnej.
Szczególną pozycję zajmowała Gdynia (niem. Gotenhafen), która w toku wojny stała się największą na Bałtyku bazą Kriegsmarine. O randze portu świadczy choćby ilość ulokowanych w nim sztabów. Mieściło się w nim dowództwo odcinka obrony wybrzeża, dowództwo Twierdzy, dowództwa batalionów marynarki i artylerii nadbrzeżnej, dowództwo szkół nawigacyjnych, szkoły zwalczania okrętów podwodnych, morskiego dywizjonu lotniczego, szkolnych flotylli okrętów podwodnych. Pod koniec wojny dołączyły do nich jeszcze inne dowództwa jednostek nadbrzeżnych i morskich, m.in. flotylli ścigaczy torpedowych, ścigaczy okrętów podwodnych²⁴.
A na początku 1945 r. front znajdował się już bardzo blisko. Izolowane resztki niemieckiej Grupy Armii „Północ” (armie 16. i 18. — początkowo dwadzieścia sześć, po stopniowej ewakuacji kilkanaście dywizji²⁵) od jesieni ubiegłego roku broniły się przyparte do morza w Kurlandii. Oddziały te (dowódca — tymczasowo gen. Carl Hilpert, od 29 stycznia gen. Heinrich von Vietinghoff) broniły frontu rozciągającego się od rejonu na południe od Lipawy, przez miejscowość Tukums, aż do wybrzeży Zatoki Ryskiej. Ponadto 4 dywizje niemieckie utrzymywały przyczółek w rejonie Kłajpedy.
Obronę Prus Wschodnich, północnego Mazowsza, Mazur i Warmii powierzono Grupie Armii „Środek”, składającej się z 2. i 4. Armii, 3. Armii Pancernej i Korpusu Pancernego „Grossdeutschland”²⁶. Liczebność tych związków wynosiła ok. 600 000 ludzi, 750 czołgów, 8100 dział i moździerzy oraz 400 samolotów (6. flota powietrzna). Był to najsilniejszy związek tego typu w ówczesnym Wehrmachcie — stanowił 25% wszystkich sił niemieckich na terenie od Adriatyku do Bałtyku i 13% całości zasobów wojskowych znajdujących się na wszystkich frontach i w odwodzie²⁷. Dalej na południe, wzdłuż rubieży Warszawa Praga–Wisła–Jasło rozlokowana była dowodzona przez gen. Ferdinanda Schörnera niemiecka Grupa Armii „A”, licząca ok. 560 tys. żołnierzy (nie licząc oddziałów i instytucji tyłowych), 5000 dział i moździerzy, ponad 1220 czołgów i dział pancernych²⁸. W jej skład wchodziły 17. Armia oraz 1. i 4. Armie Pancerne.
Nie były to wielkie siły, zwłaszcza w zestawieniu z liczebnością Armii Czerwonej przygotowującej się do zimowej ofensywy — Niemcy ustępowali jej jeden do jedenastu w piechocie i jeden do dwudziestu w artylerii (choć mieli przewagę siedem do jednego w czołgach)²⁹. Jednak Niemcy pokładali spore nadzieje w przygotowanych zawczasu pozycjach obronnych, rozbudowanych m.in. na bazie przedwojennych umocnień na Pomorzu i w Prusach Wschodnich. Plan tych umocnień przygotował osobiście gen. Guderian wraz z szefem wojsk inżynieryjnych przy OKH gen. Alfredem Jacobem oraz szefem oddziału fortyfikacyjnego Sztabu Generalnego, ppłk. Karlem Thilo. Przyjęte plany realizował w terenie gen. Adolf Strauss. Do budowy linii obrony szeroko wykorzystał on niemieckich ochotników, którym Guderian w swoich pamiętnikach wylewnie dziękował, zapominając jednak o licznych robotnikach przymusowych, przede wszystkim Polakach w wielu od 16 do 65 lat, skierowanych do tej pracy ze 140 obozów pracy, tzw. _Einsatzlager_³⁰.
Wzdłuż linii frontu przygotowano silny pas umocnień, schronów bojowych, instalacji przeciwpancernych i przeciwlotniczych, pól minowych i zapór z drutu kolczastego, złożony z pozycji pośrednich i ryglowych, za pomocą których połączono obronę polową z fortyfikacyjną. Pomiędzy Wisłą a Odrą Niemcy wybudowali 7 rubieży obrony o łącznej długości ponad 570 km³¹. W myśl systemu _Wellenbrecher_ Niemcy przekształcili część miast i osiedli w twierdze lub taktyczne rejony obrony. W ramach każdej rubieży wydzielono dwie linie — przedni pas obrony (_Hauptkampflinie_), na którym toczono codzienne walki, oraz główną linię oporu (_Grosskampflinie_), przewidzianą na wypadek wielkiego natarcia Rosjan. Gen. Guderian chciał, aby w wypadku takiego ataku oddziały niemieckie wycofały się na linię główną, położoną ok. 20 km dalej, pozostawiając na linii przedniej tylko słabą osłonę. Miało to m.in. zminimalizować skutki przygotowania artyleryjskiego Rosjan. Paranoicznie lękający się wszelkich form odwrotu Hitler pokrzyżował te plany — kazał umieścić linię główną niespełna 2–4 km za linią przednią.
Zaważyło to na błędnym ugrupowaniu całości niemieckiej obrony — grupy armii posiadały odwody w postaci zaledwie jednego korpusu pancernego, same armie zaś – w postaci jednej dywizji. Jak na ówczesne warunki była to obrona zdecydowanie zbyt płytka. Zdawał sobie z tego sprawę Guderian, który próbował wzmocnić odwody przez częściową ewakuację wojsk z Kurlandii albo Norwegii, formowanie oddziałów garnizonowych czy nawet skrócenie frontu.
Wszystkie te wysiłki okazały się daremne wobec rosnącego zapotrzebowania na żołnierzy na froncie zachodnim i na Węgrzech oraz wspomnianego oporu Hitlera przed wycofywaniem wojsk. Z osiemnastu dywizji pancernych przebywających na froncie wschodnim jedna znajdowała się w Prusach Wschodnich, dwie — w Kurlandii i aż pięć na Węgrzech³². Wisły broniło zaledwie pięć dywizji pancernych. Jeszcze pod koniec grudnia 1944, podczas wizyty w kwaterze głównej, Guderian próbował przebłagać Führera w tej materii, przedstawiając mu raport oddziału OKH „Armie obce na wschodzie” (_Fremde Heere Ost_) autorstwa gen. Reinharda Gehlena. Z raportu tego jasno wynikało, że Rosjanie gromadzą siły i środki do generalnej ofensywy, jednak Hitler zlekceważył zagrożenie twierdząc, iż jest to „największy bluff od czasów Dżyngis-chana”³³. Dopiero 13 stycznia wspaniałomyślnie rozkazał przerzucić do Polski… dwie dywizje³⁴.
Wszystkie te niedociągnięcia i zaniedbania Rosjanie mieli zamiar wykorzystać. Plan operacji zimowej powstawał w Sztabie Generalnym przez prawie cały listopad, jego ostateczna wersja zatwierdzona została pod koniec grudnia. Przez cały ten czas Sowieci wykonywali ataki pozorowane na froncie karpackim, by odciągnąć jak najwięcej obrońców z kierunku berlińskiego³⁵. Gdy plan był gotowy, marsz. Gieorgij Żukow, dowódca 1. Frontu Białoruskiego, zarządził w Siedlcach odprawę, w której uczestniczyli wszyscy dowódcy, członkowie rad wojennych i szefowie sztabów armii, a także dowódcy samodzielnych korpusów Frontu. Przeprowadzano też gry wojenne na różnych szczeblach dowodzenia. Plan obejmował zadania tylko na 10–12 dni. W tym terminie oddziały powinny były osiągnąć wyznaczone rubieże w odległości 150–180 km, co oznaczało, że miały się posuwać się w tempie 15–18 km na dobę.
1. Front Białoruski miał prowadzić działania zbrojne na głównym, warszawsko-berlińskim kierunku strategicznym, 1. Front Ukraiński zaś na pomocniczym kierunku Sandomierz–Radomsko–Wrocław. Siły, jakimi dysponowały oba fronty, wynosiły w przybliżeniu: 2,2 mln żołnierzy, 7000 czołgów i dział pancernych, 33 500 dział i moździerzy oraz 5000 samolotów bojowych. Stanowiło to jedną trzecią ówczesnego stanu osobowego armii czynnej Radzieckich Sił Zbrojnych, środków ogniowych artylerii oraz samolotów i aż połowę czołgów. Żeby zaopatrzyć tak ogromne siły, aż 64 000 wagonów zaopatrzenia wysłano na przyczółek sandomierski, a 68 000 na przyczółki magnuszewski i puławski³⁶.
Z sześciu armii pancernych aż pięć działało na terytorium Polski, z czego cztery (1. Armia Pancerna Gwardii gen. Katukowa, 2. APanc Gw gen. Bogdanowa, 3. APanc Gw gen. Rybałki, 4. APanc Gw gen. Leluszenki) uczestniczyły w planowanej operacji. 1. Front Białoruski wspierały samoloty 16. Armii Lotniczej gen. Rudenki, natomiast 1. Front Ukraiński — 2. Armii Lotniczej gen. Krasowskiego; związki te liczyły po ok. 3000 samolotów³⁷. Uderzenie na kierunku warszawsko-berlińskim postanowiono wesprzeć operacją zaczepną w Prusach Wschodnich siłami 2. i 3. Frontu Białoruskiego. Liczby te świadczą niewątpliwie o ogromnej wadze, jaką Stawka przywiązywała do polskiego teatru działań wojennych, zarówno pod względem militarnym, jak i politycznym.
1. Front Białoruski (dowódca marsz. Gieorgij Żukow, członek rady wojennej gen. Konstantin Tielegin, szef sztabu gen. Michaił Malinin) miał rozgromić zgrupowanie warszawsko-radomskie, osiągnąć rejon Łodzi i dalej nacierać w ogólnym kierunku na Poznań, do rubieży Bydgoszcz–Poznań i bardziej na południe, aby zyskać taktyczną styczność z wojskami 1. Frontu Ukraińskiego, który miał wyjść na Odrę na północny zachód od Głogowa oraz w rejonie Wrocławia i Raciborza. Dalsze posunięcia obu frontów Sztab Generalny uzależniał od rozwoju wydarzeń. W listopadzie nikt jeszcze nie mógł przewidzieć, że 1. Front Białoruski zakończy natarcie aż pod Kostrzynem nad Odrą.
Tymczasem Sowieci wybudowali 1500 km okopów oraz 1160 schronów i stanowisk obserwacyjnych, 11 tys. stanowisk ogniowych dla artylerii, 10 tys. schronów różnego przeznaczenia i ponad 2000 km dróg (w założeniu każda dywizja miała mieć po dwie, żeby uniknąć zatorów w dowozie zaopatrzenia). Zbudowano 30 mostów przez Wisłę i uruchomiono na niej 3 promy o dużej ładowności. By zmylić przeciwnika, wybudowano 400 makiet czołgów, 500 makiet ciężarówek i 1000 makiet dział³⁸.
Orientacyjnie ustalono osiągnięcie pełnej gotowości do działań na 15–20 stycznia. Natarcie jednak przyśpieszono, przekładając uderzenie 1. Frontu Ukraińskiego na 12, a 1. Frontu Białoruskiego na 14 stycznia. Radzieccy historycy i pamiętnikarze powszechnie łączą ten fakt z rozpaczliwą prośbą Churchilla o odciążenie wojsk alianckich walczących w Ardenach³⁹. Pogląd ten raczej nie odpowiada prawdzie — w styczniu 1945 r. walki w Ardenach już wygasały. Tak więc przyśpieszenie operacji przez Sowietów należy raczej wiązać z rozpoczynającym się wyścigiem o wpływy w zajętych przez wojska poszczególnych sojuszników krajach Europy⁴⁰.
Wróćmy jednak do styczniowej ofensywy. Dowódca czołowej 8. Armii Gwardii gen. Wasilij Czujkow, z właściwym radzieckim pamiętnikarzom patosem, wspomina 14 stycznia:
„O godzinie 8:00 — po rozmowie telefonicznej z dowódcami sąsiednich armii (69., 5. uderzeniowej i 61.) i uzyskaniu ich zapewnienia, że mimo mgły będą działać stosownie do planu — zameldowałem dowódcy frontu gotowość do natarcia. Marszałek Żukow wyraził zgodę. O godzinie 8 minut 25 dano artylerzystom komendę: «Ładować!», a cztery minuty później: «Napiąć sznury!» O godzinie 8 minut 30 dowódca armijnej artylerii, generał Połarski, dał komendę: «Ognia!»
Od tego momentu życie wojsk potoczyło się nowym nurtem. Jeśli dotąd każdy myślał o przygotowaniu się do walki i jak człowiek wybierający się w daleką drogę sprawdzał, czy czegoś nie zapomniał — po komendzie: «Ognia!» — kiedy ziemia zadrżała od salw tysięcy dział, już nie wolno było zawrócić . Myśli i wzrok wszystkich skierowane były wyłącznie w przód”⁴¹.
Nawała artyleryjska była potężna — na głównym kierunku przełamania, na przyczółkach magnuszewskim i puławskim, 1. Front Białoruski dysponował 300–310 działami na kilometr. 1. Front Ukraiński na odcinku przełamania ześrodkował 230–250 dział na kilometr (zagęszczenie artylerii ustępować miało tylko ofensywie kijowskiej z 1943 r.⁴²). W pasie działania 1. FB kanonada była silna, ale krótka (trwała zaledwie 25 min.), z kolei 1. FU przeprowadził prawie dwugodzinną nawałę artyleryjską, jednak poprzedzoną aktywnymi działaniami na czołowych liniach niemieckich w celu zmaksymalizowania efektu zaskoczenia.
Główne uderzenie 1. FB wykonał z przyczółka pod Magnuszewem siłami 5. Armia Uderzeniowa (gen. Bierzarin), 61. Armia (gen. Biełow) i 8. Armia Gw (gen. Czujkow) oraz 1. i 2. APanc Gw. Zza prawego skrzydła 61. Armii, po sforsowaniu rzeki Pilicy, skierowano na Warszawę 1. Armię Wojska Polskiego, przy czym 61. Armia, nacierając w kierunku na Sochaczew, obeszła Warszawę i uderzyła na miasto od zachodu. 5. AUd wykonała uderzenie w ogólnym kierunku na Ozorków i dalej na Gniezno, natomiast znajdująca się na lewo 8. A Gw kierowała się na Łódź, następnie na Poznań. W wyłom na odcinku 5. AUd marsz. Żukow prowadził 2. APanc Gw, która miała nacierać w kierunku na Sochaczew–Kutno–Gniezno. Za 2. APanc Gw w wyłom dostał się 2. Korpus Kawalerii Gw (gen. Wiktor Kriukow), który wzdłuż Wisły nacierał w kierunku na Bydgoszcz. Wyłom na odcinku 8. Armii Gw wykorzystała z kolei 1. APanc Gw, torując sobie drogę na Łódź i dalej na Poznań. W drugim rzucie frontu posuwała się tu 3. AUd.
Z przyczółka pod Puławami wykonane zostało uderzenie pomocnicze. Nacierały tu 33. i 69. A, wzmocnione 9. i 11. Korpusami Pancernymi, w ogólnym kierunku na Radom i dalej na Łódź. 33. A i 9. KPanc wykonywały uderzenie na Skarżysko-Kamienną w celu okrążenia i rozbicia kielecko-radomskiej grupy nieprzyjaciela. Tu w drugim rzucie Żukow miał do dyspozycji 7. KK Gw. Po upływie doby od rozpoczęcia operacji 47. A, wraz z 2. Dywizją Piechoty z 1. AWP, wykonała uderzenie na północny zachód od Warszawy. Do stolicy Polacy wkroczyli 17 stycznia. Już 19 stycznia 1. Front Białoruski dotarł do Łodzi i Kutna. 23 stycznia wojska 8. A Gw dotarły do linii Powidz–Słupca–Ciążeń, a 23 lutego osiągnęły Poznań. W dniach 29–31 stycznia trwały jeszcze walki na słabo obsadzonym przez Niemców Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. Następnie 44. Brygada Pancerna, walcząca w szpicy 11. KPanc Gw (1. APanc Gw), śmiałym atakiem zdobyła przyczółek w rejonie Görlitz.
1. Front Ukraiński (dowódca marsz. Iwan Koniew, członek Rady Wojennej gen. Konstantin Krajniukow, szef sztabu frontu gen. Wasilij Sokołowski), uderzający z przyczółka sandomierskiego, także już pierwszego dnia operacji przełamał cały główny pas obrony. W dokonany przez piechurów wyłom marsz. Koniew wprowadził 3. i 4. APanc Gw, które szybko wyszły na przestrzeń operacyjną.
Po przejściu Nidy i Warty front 17 stycznia zajął Częstochowę, 18 stycznia — Kraków i Piotrków, a do 28 — Zagłębie Dąbrowskie i Górny Śląsk. Wyzwolenie dawnej stolicy Polski przy minimalnych zniszczeniach jest niewątpliwie zasługą marsz. Koniewa:
„W tej sytuacji postawiliśmy sobie za zadanie nie zamykać ostatniego odcinka wycofania przeciwnika. Gdybyśmy tak postąpili, przyszłoby nam długo wyrzucać ich stamtąd i, niezawodnie, zniszczylibyśmy miasto. Nie zważając na to, jak kuszące było zamknięcie okrążenia, my, choć mieliśmy taką możliwość, nie zrobiliśmy tego. Stawiając przeciwnika przed realną możliwością otoczenia, nasze wojska wypchnęły go z miasta czołowym uderzeniem piechoty i czołgów”⁴³.
Oddziały 59. (gen. Korownikowa) i 60. Armii (gen. Kuroczkina), po zdobyciu Krakowa, 27 stycznia wyzwoliły obóz koncentracyjny w Oświęcimiu. Dnia 8 lutego oddziały frontu przystąpiły do odbijania Dolnego Śląska, gdzie głównym ośrodkiem oporu aż do 6 maja pozostał Wrocław.
Wspomniane błędy w niemieckiej obronie teraz dawały o sobie znać. Dał temu wyraz w swojej monografii poświęconej drugiej wojnie światowej gen. Kurt von Tippelskirch:
„Uderzenie było tak silne, że przetoczyło się nie tylko przez dywizje pierwszego rzutu, ale także przez liczne ruchome odwody, podciągnięte na kategoryczny rozkaz Hitlera bardzo blisko linii frontu. Odwody ucierpiały już w czasie artyleryjskiego przygotowania Rosjan, później zaś, w toku ogólnego natarcia, w ogóle nie udało ich się wykorzystać zgodnie z planem .
Do wieczora 15 stycznia na odcinku od rzeki Nidy do Pilicy nie było już ciągłego, organicznie powiązanego frontu niemieckiego. Poważne niebezpieczeństwo zawisło nad wojskami 9. Armii, która wciąż jeszcze broniła się nad Wisłą w okolicy Warszawy i na południe od niej. Odwodów więcej nie było”⁴⁴.
Co gorsza, niedługo przed radzieckim natarciem Korpus Pancerny „Grossdeutschland” miał zostać przemieszczony z Prus w rejon Kielc. Na południowy zachód zmierzały już elementy tego korpusu (sztab, Dywizja Grenadierów Pancernych „Brandenburg” oraz oddziały korpuśne). Atak Rosjan zastał niemieckich czołgistów w wagonach kolejowych w Łodzi. Korpus poniósł znaczne straty i nie mógł zostać użyty w charakterze tak potrzebnego odwodu. Jego resztkom udało się połączyć z wędrującym kotłem gen. Nehringa⁴⁵.
Oddziały 1. Frontu Białoruskiego i 1. Frontu Ukraińskiego posunęły się w okresie trwania operacji 500–600 km (25–30 km na dobę i więcej), osiągając 29 stycznia Odrę i zdobywając przyczółki w okolicach Kostrzyna i Frankfurtu. Duże zgrupowania niemieckich wojsk otoczone zostały w Głogowie (kapitulacja 1 kwietnia), Poznaniu (23 lutego), Pile (14 lutego) i Wrocławiu (kapitulacja dopiero 6 maja). Niektóre jednostki, jak np. 48. KPanc na prawym skrzydle 4. APanc, właściwie przestały istnieć w pierwszych dniach natarcia. Inne, jak 19. i 25. DPanc w pasie natarcia 1. Frontu Białoruskiego, próbowały kontratakować, ale ich wysiłek został bezsensownie rozproszony i nie były w stanie zatrzymać naporu Rosjan.
Teraz bitwa przyjęła charakter szeregu operacji okrążających, w których niemieckie jednostki były stopniowo rozbijane lub redukowane do coraz mniejszych rozmiarów. Niemieccy żołnierze, często tracąc kontakt ze swoim dowództwem, zmuszeni byli dzielić swoje siły na coraz mniejsze części, by zwiększyć szanse na wydostanie się z okrążenia. Tymczasem radzieckie jednostki pierwszego rzutu pozostawiały te niedobitki oddziałom tyłowym, a same podążały do przodu. Z reguły, dzięki większemu stopniowi mechanizacji, wyprzedzały wycofujących się Niemców, którzy nieraz nawet po szczęśliwym wydostaniu się z okrążenia znów wpadali na przeciwnika. W ten sposób rozproszone niemieckie oddziały ulegały stopniowej dezintegracji. W bezpośrednim zagrożeniu znaleźli się odizolowani od swoich jednostek dowódcy — śmierć poniósł na przykład dowódca 42. Korpusu Armijnego gen. Hermann Recknagel⁴⁶.
Los ten ominął otoczony w rejonie Kielc 24. KPanc. Zamienił się on w „wędrujący kocioł”, który przesuwając się stopniowo na zachód, zbierał rozproszone oddziały Niemców (m.in. resztki 42. KA i KPanc „Grossdeutschland”). Dowódcą tego zgrupowania został weteran Afrika Korps gen. Walther Nehring. Po długiej odysei jego oddziałom, jako jednym z niewielu, udało się wydostać z radzieckiej matni — 29 stycznia dotarły do niemieckich linii w rejonie Głogowa⁴⁷.
Naturalnie, Hitler był wściekły z powodu spektakularnej porażki w Polsce. Jak zwykle przywiązany do symboli, najbardziej oburzony był samowolnym opuszczeniem Warszawy przez jej garnizon. Gen. Guderian wspomina:
„Teraz gniew Hitlera nie znał już granic. Całkowicie stracił z pola widzenia straszliwą sytuację ogólną, przestał się nią interesować i dostrzegał tylko jedno — klęskę warszawską, która w ramach tej ogólnej sytuacji miała przecież tylko podrzędne znaczenie”.
Führer natychmiast zaczął szukać kozłów ofiarnych w korpusie oficerskim. Ze swoimi stanowiskami pożegnali się m.in. gen. Harpe i von Lüttwitz. Ich miejsca zajęli odpowiednio: na czele Grupy Armii „Środek” gen. Ferdinand Schörner, a na czele 9. Armii — gen. Theodor Busse. Represje dotknęły też wielu pracowników OKH, co naturalnie wpłynęło negatywnie na jego pracę⁴⁸.
Ogółem w ciągu operacji wiślańsko-odrzańskiej Armia Czerwona rozbiła 25, a zniszczyła 30 wrogich dywizji, wzięła do niewoli 147,7 tys. niemieckich żołnierzy (72,3 tys. poległo), zdobyła ok. 14 tys. dział i moździerzy oraz 1,4 tys. czołgów i dział pancernych⁴⁹. Poniosła przy tym minimalne straty — ok. 15 tys. poległych i 60 tys. rannych⁵⁰. Nie był to może aż tak spektakularny sukces jak operacja Bagration z poprzedniego roku (ok. 50 niemieckich dywizji rozbitych, 17 zupełnie zniszczonych), lecz straty były niższe (wynosiły wtedy 178 507 żołnierzy wszystkich frontów biorących udział w walkach na Białorusi)⁵¹. Sean McAteer podaje większe straty po stronie radzieckiej, szacując je na ponad 193 tys. zabitych i rannych. Mimo to jednak przyznaje, że jest to najkorzystniejszy stosunek strat własnych do strat przeciwnika uzyskany przez Armię Czerwoną w ciągu całej wojny⁵².
Sowieci udowodnili, że doskonale opanowali sztukę przełamania i głębokich operacji okrążających; choć trzeba zaznaczyć, że dopiero w schyłkowym okresie wojny. Tak długi czas dojrzewania armii miał wiele przyczyn. Nominacje z klucza politycznego na wyższym i ogromne straty na szczeblach średnim i niższym ogromnie wydłużyły zdobywanie kolektywnego doświadczenia bojowego. Ważną przyczyną była także słabo wykwalifikowana baza rekrutacyjna Armii Czerwonej — w przeciwieństwie do Niemców czy Amerykanów, ZSRR nie dysponował masami obeznanych z nowoczesną techniką fachowców. Trzon wojska wciąż stanowili chłopi, których wykształcenie i wiedza o świecie tylko nieznacznie wzrosły od czasów carskich; tymczasem nowoczesna wojna wymagała zaangażowania ogromnej liczby wykwalifikowanych czołgistów, artylerzystów, operatorów radiowych czy inżynierów wojskowych⁵³. Niedoskonałości te jednak nie mogą umniejszyć niewątpliwego sukcesu Armii Czerwonej. Gratulacje przesyłali sojusznicy, np. Winston Churchill napisał do Stalina:
„Jesteśmy oczarowani Waszymi głośnymi zwycięstwami nad wspólnym wrogiem i potężnymi siłami, które wystawiliście przeciw niemu. Proszę przyjąć nasze najgorętsze podziękowanie i gratulacje z okazji historycznych czynów”⁵⁴.
Kolejną, obok wiślańsko-odrzańskiej, operacją przeprowadzoną w ramach wielkiej zimowej ofensywy była operacja mazursko-mazowiecka (zwana też wschodniopruską). Przeprowadzono ją siłami 2. Frontu Białoruskiego (dowódca marsz. Konstanty Rokossowski, członek Rady Wojennej gen. Nikita Subbotin, szef sztabu gen. Aleksander Bogolubow) oraz 3. Frontu Białoruskiego (dowódca gen. Iwan Czerniachowski, członek rady wojennej gen. Wasilij Makarow, szef sztabu gen. Aleksander Pokrowski). Operacja ta miała na celu odizolowanie Grupy Armii „Środek”, broniącej się w Prusach Wschodnich, od pozostałych sił niemieckich, przyciśnięcie jej do morza, porozcinanie jej na części i zniszczenie. Dodatkowo jedna armia 2. Frontu Białoruskiego (marsz. Rokossowski wyznaczył 70. Armię) miała asekurować prawe skrzydło 1. Frontu Białoruskiego od strony północnej i nie dopuścić, by warszawskie zgrupowanie przeciwnika wycofało się za Wisłę⁵⁵.
2. Front Białoruski miał trudne zadanie, gdyż jego związki taktyczne i operacyjne nie uzyskały takich uzupełnień jak fronty Żukowa i Koniewa, a przecież były równie, jeśli nie bardziej, wyczerpane letnią i jesienną kampanią na Białorusi i we wschodniej Polsce. Uderzenie front wykonał 14 stycznia z przyczółków różańskiego i serockiego. Miał wykonać głęboki manewr oskrzydlający w kierunku Mławy, Malborka, a następnie w ogólnym kierunku na Bielsk i Lipno. Równocześnie Stawka planowała skierować 3. Front Białoruski na Królewiec, szlakiem na północ od jezior mazurskich.
Jednak ostrzeżeni przez sowieckich dezerterów⁵⁶ Niemcy byli w stanie gotowości. 2. FB nie mógł przy tym w pełni wykorzystać lotnictwa i artylerii z powodu mgły i gęstych opadów śniegu. Przełamanie osiągnął więc dopiero 16 stycznia, po wprowadzeniu do walki wszystkich wojsk pancernych i zmechanizowanych⁵⁷.
Konferencja w Jałcie
Tymczasem w tle działań militarnych zapadały decyzje polityczne. Od 4 do 11 lutego toczyła się w Jałcie konferencja przywódców koalicji antyhitlerowskiej: prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i przywódcy ZSRR Józefa Stalina.
Walki na terenie Polski znajdowały odbicie w przebiegu jej obrad, jako że sprawa polska — można to powiedzieć bez cienia megalomanii — była kluczowym zagadnieniem konferencji. Dla zachodnich aliantów stała się swoistym papierkiem lakmusowym tego, jak Sowieci postępować będą w odbieranych właśnie III Rzeszy państwach środkowej Europy.
Jednak rozwiązanie kwestii terytorialnych i politycznych po myśli legalnego rządu polskiego w Londynie było mało prawdopodobne. Prezydent Roosevelt unikał wiążących deklaracji i trzymał się na uboczu, pokładając nadzieję w projektowanej organizacji międzynarodowej, która po wojnie miała strzec pokoju na świecie i rozstrzygnąć spory graniczne. Z kolei Churchill, pomimo szczerych chęci, nie dostrzegał jeszcze wtedy istoty radzieckiego totalitaryzmu i słabo orientował się w skomplikowanych stosunkach polsko-sowieckich⁵⁸.
Obydwaj ci mężowie stanu przewodzili państwom demokratycznym i musieli liczyć się z opinią publiczną w swoich krajach, która w owym czasie wykazywała jeszcze wiele sympatii wobec ZSRR i jego wkładu w wysiłek wojenny. Co więcej, zachodni sojusznicy spotkali się dopiero 2 lutego na pokładzie USS Quincy, mieli więc mało czasu na przygotowanie wspólnego stanowiska przed spotkaniem ze Stalinem w palących sprawach polskiej i niemieckiej.
Niemniej, choć Churchill i Roosevelt nie postrzegali suwerenności krajów Europy Środkowej jako sprawy najistotniejszej, faktem jest, że konferencja przebiegała w gorszej atmosferze niż spotkanie w Teheranie⁵⁹.
Stalin posiadał już szereg atutów. Jego wojska wkroczyły już do krajów regionu: Polski, Rumunii, Bułgarii i Słowacji, instalując tam pierwociny satelickich rządów. Ponadto zachodni alianci, teraz w charakterze petentów, musieli prosić Stalina o jak najszybsze włączenie się do wojny przeciw Japonii, a przecież właśnie wyszło na jaw, że w szwajcarskim Bernie alianci zaczęli omawiać z Niemcami kwestię kapitulacji sił niemieckich we Włoszech⁶⁰. Zatem Stalin mógł sobie pozwolić na załatwienie m.in. spraw polskich po swojej myśli.
Konferencja trwała od 4 do 11 lutego. Choć czas pokazał, że trzej przywódcy pewne sprawy rozumieli zupełnie inaczej, niewątpliwie zapadły na niej decyzje przesądzające o powojennym kształcie Europy, a jej skutki widoczne są po dziś dzień. W interesującej nas kwestii terytoriów niemieckich nad Bałtykiem de facto postanowiono:
– przenieść granice Polski na zachód poprzez odstąpienie ZSRR Kresów Wschodnich i zapewnienie rekompensaty kosztem Pomorza Zachodniego, Prus Wschodnich i Śląska⁶¹;
– wraz z przeniesieniem granic przesiedlić ludność polską i niemiecką;
– pozostawić tak utworzoną nową Polskę w radzieckiej strefie wpływów.
Postanowienia te, niekonsultowane z rządem RP na uchodźstwie ani nieprzekazane od razu opinii publicznej, oznaczały, że Niemcy walczyć mieli o „być albo nie być” państwowości niemieckiej na terenie Pomorza, a jednostki polskie i radzieckie bijące się w tym rejonie walczyły o kształt przyszłych granic Polski (jakikolwiek system polityczny miałby w nim zostać ustanowiony).