- nowość
- W empik go
Ponad knieje - ebook
Ponad knieje - ebook
Trzeci tom leśnego kryminału spod konińskich lasów z Arturem Gawronem.
Pierwsze ciepłe dni wiosny wabią konińskich nastolatków nad popularne jezioro w Gosławicach, gdzie urządzają pierwszego grilla w sezonie. Następnego ranka jeden z nich budzi się w nieznanym sobie domku letniskowym, a gdy w końcu udaje mu się zlokalizować, gdzie bawił się poprzedniego wieczora, odkrywa w wodzie zwłoki. Po znajomych nie ma nawet śladu, on zaś ze względu na romskie pochodzenie ucieka z miejsca przestępstwa.
Artur Gawron, skupiony na odnalezieniu mordercy swojej żony, nareszcie czuje, że depcze mu po piętach. Angażuje więc w poszukiwania pracujące w policji rodzeństwo, Magdalenę i Jakuba, oraz byłego glinę – Piotra Mrozka. Stara się nie myśleć o Elenie, choć jej personalia pojawiają się na radarze śledczych w związku z dawną sprawą niewyjaśnionej śmierci powiązanej ze zorganizowaną grupą przestępczą ze Słupcy.
Autorka trzeciego tomu leśnej serii spod Konina jak zwykle nie pozostawia suchej nitki na podłości i draństwie. Podejmuje tematy lokalnego rasizmu, dylematu między ucieczką a walką oraz prawa do zemsty.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-973314-0-2 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ponad
KNIEJE
FRAGMENT
PROLOG
4 maja 1992 roku, wieczór, Gitarzyn, Ośrodek Wypoczynkowy „Knieje”
– Będzie fajnie – powiedziała, wydmuchując papierosowy dym. – Musi być fajnie.
– Co jest, Mała?
Zaciągnęła się dymem i odwróciła, ale zobaczyła tylko ciemną sylwetkę, wyraźnie zarysowaną przez światło dużej latarni przed głównym budynkiem ośrodka. Siedziała na trawie oparta o drzewo na wprost jeziora, ale Bryła najwyraźniej bez problemu ją rozpoznał. Tak jak ona jego. Z nikim nie pomyliłaby ani charakterystycznego głosu, ani regularnie trenowanych ramion. Przysiadł obok, a ona wyciągnęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Poczęstował się bez proszenia. Ciepło skóry jego odkrytych przedramion buzowało tak intensywnie, że poczuła je przez gruby rękaw. Przyjemny zapach perfum zaświdrował jej w nosie.
– Wiedziałeś, że będzie tu Czarny? – zapytała, nie patrząc na niego.
– Też się dopiero dowiedziałem. – Splunął przed siebie. – Podobno wylądował u dziewczyn. Rozmawiałaś z nim?
– Tak jakby.
Zaśmiała się pod nosem.
– Mówią, że przywiózł zapasy z apteki. – Zaciągnął się i spojrzał na Małą badawczo. – Dziwne, że żadne z nas o tym nie wiedziało, no nie?
Dziewczyna pokiwała głową. Teraz było jasne, dlaczego Proca była tak spięta i to właśnie ją wytargała z imprezy. Kolejny raz miała wejść w rolę mediatora między wychowawczynią a Czarnym. Przynajmniej jedna zagadka się wyjaśniła.
– Po co miałby umawiać się ze swoją byłą-niebyłą dziewczyną i najlepszym przyjacielem – odparła cierpko. Zgasiła fajkę w ziemi i ułożyła brązowy filtr obok trzech dotąd spalonych.
– Byłą dziewczyną?
– Nie wiem – odpowiedziała krótko. – I chyba mnie to nie obchodzi. – Wyjęła kolejnego papierosa.
– Jasne – prychnął. – Lasek nigdy nic nie obchodzi i ani się obejrzysz, awantura gotowa.
– No właśnie. Dlaczego nie zapytasz swojej dziewczyny? W końcu policja zgarnęła Czarnego z ósemki.
– Mają tam teraz kazanie od waszej wychowawczyni.
– Jeszcze?
– Przed chwilą zajrzałem w ich okna. Połowa z nich ryczy. Nie zdziwię się, jak jutro przyjadą po nich starzy.
– Dobrze, że mnie tam nie było.
– Michał na pewno cię szukał – skwitował Bryła, jakby przekonywał sam siebie. – Co mu strzeliło do łba, żeby przywozić ze sobą towar? I jak to się w ogóle sypnęło?
– A ja wiem?
– To w końcu rozmawiałaś z nim czy nie?! – wyrzucił zirytowany.
– Do pewnych rozmów nie trzeba słów, wiesz? – Mała zaciągnęła się powolnie, po czym odwróciła się do niego i wypuściła dym nosem. Znów szukała jego wzroku, gdyż całą sobą czuła, że wwierca się w nią intensywnie. Nagle zdało jej się, że ciepłe ramię chłopaka zbliżyło się nieznacznie, ale szybko się odwróciła w stronę jeziora.
– Ja wiem, bez czego nie mam zamiaru dzisiaj już ani rozmawiać, ani słuchać, ani rozumieć. – Wyjął zza paska spodni na plecach butelkę bez etykiety. Zębami pozbył się korka i podał ją Małej.
– Co to za szataństwo? – zapytała po powąchaniu zawartości.
– Bimberek – odparł z wymuszoną wesołością, po czym wziął mały łyczek. – Z piwniczki dziadunia.
– To jest w ogóle legalne? – zaśmiała się, ale sięgnęła po butelkę i upiła odrobinę. – Jezu! Chcesz mnie otruć?!
– Jak ci nie smakuje, chętnie to wykończę z chłopakami.
– Za chwilę. – Odsunęła jego rękę sięgającą po trunek, by upić nieco więcej.
– Uważaj z tym. – Bryłek przechylił się ku przyjaciółce na tyle blisko, że poczuła jego oddech na szyi.
Mała spojrzała mu w oczy, gdy odbiło się w nich światło latarni. Złapał jej spojrzenie i trwali w tej pozie dwa oddechy. Kiedy dostrzegła czułość, wyprostowała się i oddała mu butelkę. Zauważyła, że jej papieros zgasł, więc odłożyła niedopałek do pozostałych.
– Jesteś z Mychą? – zapytała ostrożnie.
– Co to za pytanie? – zaśmiał się, po czym pociągnął łyk z butelki.
– Proste pytanie, prosta odpowiedź. Jesteś czy nie?
– Nie chcę o tym rozmawiać. I daj szluga.
– Ty daj szluga!
– Zostawiłem w plecaku w domku.
– To mów wprost. Jesteście razem czy nie?
– Plota za fajkę?
– Plota?
I już wiedziała. Znowu chwilę przeciągnęła jego spojrzenie, po czym wyjęła paczkę i położyła przed Bryłkiem. Sama również wyciągnęła następną, odpaliła fajkę i opatuliła się ciaśniej czarną bluzą. Nic nie mówili. Palili i popijali alkohol, patrząc przed siebie.
– Posłuchałabym czegoś dobrego – powiedziała z chrypką po nie wiadomo jak długim czasie.
– Ja też. Mosze wrósimy do ośrodka? – zaproponował, mamrocząc.
– Dziwne, że jeszcze nie wysłali po nas psów gończych – stwierdziła, po czym się podniosła, lekko tracąc równowagę. Zobaczyła, że Bryła ma podobny problem, więc wyciągnęła do niego rękę. Chwycił ją, ale zamiast wstać, przyciągnął Małą do siebie. Opadła na niego niezgrabnie.
– Co robisz?! Najebałeś się czy jak?
– Jest to bardzo, ale to bardzo moszliwe – odparł bełkotliwie, szczerząc białe zęby, czego nie mogła zobaczyć, ale wiedziała, że tak jest. Woń perfum mieszała się z rujnującym chwilę odorem przepitego i papierosowego oddechu ich obojga.
Zaraz, zaraz… Jakie rujnowanie chwili?!
Dziewczyna podjęła pokraczną próbę podniesienia się, ale poczuła ciepło jego dłoni na nagich plecach. Włożył ręce pod jej bluzę i chwycił mocno w talii. Nie robił nic więcej. Po ciele nastolatki przebiegły zastępy dreszczy, w brzuchu załaskotała lawina meteorytów, a między nogami zrobiło się ciepło i wilgotno. Oddychała, jakby biegła w maratonie. Nie miała pojęcia, ile mogła tak trwać z najlepszym przyjacielem swojego najwyraźniej byłego chłopaka, ale nie chciała niczego zmieniać. Ani się cofać, ani robić kroku na przód. Pragnęła tylko jego przysłoniętego przez ciemność i rozanielonego przez bimber spojrzenia. Bliskości. Każdy skrawek ciała szalał z radości i strachu.
– So na to Szarny? – zapytał miękko Bryłek.
– No właśnie. Co na to Czarny?
– To przecież twój ukochany.
– Dobrze wiesz, że już od dawna nie. – Czekała na choćby kłamliwe zaprzeczenie. Bryła milczał, ale chciał ją pocieszyć, więc delikatnie pogłaskał ją kciukiem po plecach. – Jest za to twoim najlepszym przyjacielem. Czy męski kodeks nie zabrania ruszania byłych?
– Nie zasługiwał na ciebie…
– Och, stul dziób! – Odepchnęła go zdenerwowana, po czym podniosła się i ruszyła przed siebie, przyjmując za azymut latarnię przed ośrodkiem. Otarła z policzka łzę i parła przed siebie zdezorientowana. Wypiła o wiele za dużo. Wiedziała, że zatacza się jak żul przed monopolowym, ale miała to w dupie.
– Chodź do nas!
Usłyszała za sobą wołanie, ale nie odwróciła się. Zbyt wiele czuła, w dodatku kręciło jej się w głowie i niewykluczone, że zaraz żołądek wywróci się na drugą stronę.
– Szego się tak jeżysz?! – Bryła stanął przed nią odrobinę zdyszany. W dłoni trzymał opróżnioną do połowy zieloną butelkę bez korka. – Srobiłem coś złego?
Nie zatrzymała się, tylko stawiała kolejne kroki. Dostrzegła domki ustawione pod ścianą rosnących wzdłuż ogrodzenia drzew. Gdzieś tam powinna być ósemka, ale w żadnym oknie nie paliło się światło. Była zła, bo bez latarki nie miała szans trafić tam, gdzie powinna. Odbijało jej się bimbrem i teraz była pewna, że to tylko kwestia czasu. Skręciła w krzaki i zwymiotowała.
– Dobrze się czujesz? – usłyszała, ale nie odpowiedziała, targana torsjami.
Naprzemiennie płakała, kaszlała i wypluwała kolejne fale spożytego alkoholu. Na szczęście nie trwało to długo. Otarła dłonią policzki i usta. Wstała z klęczek i odetchnęła głęboko. Była zażenowana i zawstydzona, że Bryła widział ją w takim stanie. Nawet nie chciała się do niego odwrócić. Zadrżała od nadjeziornego i nocnego chłodu.
– Chcesz fajkę? – zapytała w końcu, marząc o przerwaniu lepkiej i nieznośnej ciszy.
– Zawsze – usłyszała za plecami lekką odpowiedź. – I nie przejmuj się. Nawet nie wiesz, jak często rzygam przy ludziach.
– Mało to pokrzepiające – roześmiała się i odwróciła, ośmielona kiepskim żartem. Wyjęła paczkę z kieszeni i podała ją chłopakowi. – Czuję się paskudnie i marzę, by się położyć.
– Serio? – zapytał nieco otrzeźwiony. – Może jednak wpadniesz do nas? Lis i Karol na pewno są na nogach. Moglibyśmy czegoś posłuchać.
Znowu stanął bliżej, ale była zbyt zniesmaczona sobą i swoim oddechem, by poddać się sugestiom Bryły.
– Idę do siebie. Jak tylko rozszyfruję, który domek to ósemka.
– Nie idź – powiedział bardziej stanowczo i chwycił jej dłoń.
– Dobranoc – odpowiedziała, siląc się na przymilny uśmiech, po czym zabrała rękę i odeszła.
Nasłuchiwała, czy za nią nie idzie. Nie chciała się nawet odwrócić, by go nie zachęcać, kiedy nagle poczuła, że znowu chwyta ją za rękę.
– Pomogę ci chociaż – usłyszała.
Nie chciała, by ją teraz dotykał. Z daleka wyglądali jak para, a nie powinni. Dla niej Bryłek nadal był chłopakiem Mychy i cokolwiek działo się między nią a Czarnym, nie zamierzała się odgrywać czy mścić. Nie potrzebowała tego. Pożałowała dziwnych zbliżeń z Bryłą. Bała się, że mógł je odczytać jako zachętę i choć może wtedy jej się podobały, zrozumiała, że były głupie i bez sensu. Co sobie myślała? To proste. Nie myślała. Jak mogła być tak naiwna?
W końcu Mała puściła rękę kolegi i choć jej ulżyło, przestraszyła się, że teraz on poczuje się odtrącony. Co by nie mówić, od dawna bardzo się lubili. Schował dłonie do kieszeni i nic nie powiedział. O ileż łatwiej by było, gdyby była trzeźwa. Gdyby oboje byli trzeźwi.
– Nie gniewaj się… – powiedziała w końcu.
– Spoko.
Wytężała wzrok, by w nikłym już świetle latarni dostrzec numery domków. Przy ścieżce stała jedynka, później dwójka, ale jakby z boku. Na trójce widziała już tylko nędzny cień. No nic, doliczenie do ośmiu musi wystarczyć. Najwyżej się pomyli. Ktoś jej otworzy, zapali światło i dostrzeże odpowiedni domek. Że też nie skupiła się na lokalizacji, gdy przyjechali. Zamiast tego od razu rzuciła plecak na wybrane łóżko i tyle ją dziewczyny widziały.
– To tutaj – powiedział Bryła nieco bezosobowo i chłodno. – Chyba nie masz zbyt dobrej orientacji w terenie?
– Nigdy nie byłam harcerką. – Siliła się na rozweselony ton, by rozładować atmosferę. – Dziękuję. Bez ciebie musiałabym przysnąć na jakimś ganku i przeczekać do świtu.
– Zawsze do usług – powiedział udobruchany.
– Zawsze? – Zrobiła krok w jego stronę, ale nie poruszył się. Nie widziała go zbyt wyraźnie, ale miała nadzieję, że już nie był na nią zły.
– Zawsze.
Tym razem on podszedł bliżej. Na tyle blisko, że bezwiednie zrobiła dwa kroki do tyłu. Poczuła za plecami ścianę domku czy nawet drzwi. Oparła się delikatnie, a on nie ustępował. W końcu dzieliła ich tylko wąska szczelina. Wyższy od niej Bryła patrzył z góry. Jej oddech znów gwałtownie przyspieszył. Musiał go czuć na szyi, ale ani drgnęła, ubezwłasnowolniona przez huśtawkę uczuć. „Niech nic więcej się nie wydarzy”, pomyślała. Nie otwierała ust, ciągle skrępowana incydentem w krzakach. Przymknęła oczy. Delikatny jak pióro dotyk dłoni na policzku przyjęła z westchnieniem.
– Muszę już iść – wyszeptała.
– To idź.
Nie przestawał gładzić twarzy dziewczyny, a ona nie drgnęła. Jego oddech zbliżył się do jej zamkniętej powieki. Dłoń zsunęła się z policzka do szyi. Palce kreśliły półkola nad linią kołnierza bluzy.
– Zostaw mnie – powiedziała i choć siliła się, by sięgnąć za klamkę, trwała w bezruchu.
Czy dlatego, że ujawnił swoje uczucia? Czy chodziło o czułość i bliskość? Czy dlatego, że jej nie odrzucił? Czy dlatego, że nie chciała go tracić? Wiedziała, że jakikolwiek następny gest stanie się pęknięciem w rozsypującej się tamie między ich przyjaźnią a czymś więcej. Skoro nie chciała do tego dopuścić, dlaczego na to pozwalała?
Ciemność rozdarło światło, które nagle zapalono w domku. Szelesty i rozmowy wewnątrz świadczyły o tym, że któraś z dziewczyn obudziła się, pewnie zaniepokojona odgłosami przy drzwiach. Bryła i Mała spojrzeli na siebie przymrużonymi oczami. Choć chłopak nic nie powiedział, jego twarz wyrażała negatywne uczucia. Nastolatka nie wiedziała jakie i nie zdążyła zapytać, gdyż biegiem uciekł w ciemność. W drzwiach za jej plecami ktoś przekręcał klucz w zamku.
– Zgubiłaś się czy co? – zapytała Mycha. – Płakałaś? Coś się stało?
– Za dużo wypiłam i rzygałam w krzakach – odpowiedziała cierpko Mała, wchodząc i zamykając za sobą drzwi na klucz. Pospiesznie wydobyła z plecaka szczoteczkę i pastę do zębów. W łazience spojrzała na bladą twarz w lustrze. Odkręciła wodę i zapłakała, dławiąc się wyrywającym się z niej szlochem.
Nie mogła zasnąć. Kręciło jej się w głowie od krążącego w żyłach alkoholu. Z wdzięcznością pomyślała o chwili, kiedy zwymiotowała, bo poczuła się o niebo lepiej. Serce waliło jak podczas biegu, najwyraźniej w tempie galopujących myśli. Naprzemiennie zakrywała się śpiworem i odkrywała. Nie przebrała się do snu, nie chcąc dłużej wykorzystywać zapalonego światła. Wiedziała, że obudziła wszystkich powrotem w środku nocy, a ciężkie milczenie i gniewne spojrzenia dziewczyn tylko potwierdzały jej teorię, że były na nią nieziemsko wkurzone. Po przyjeździe myślała, że powodem było jej natychmiastowe ulotnienie się do chłopaków. Pewnie teraz na listę przewinień trafiła nieobecność podczas nalotu policji na domek, a przecież nic tak nie jednoczy jak solidarne współdzielenie tarapatów. W tym przypadku dziewczyny zbratały się w niechęci do współlokatorki i Mała miała wrażenie, że bluzgi i złorzeczenia pod jej adresem wiszą nad łóżkiem jak czarne chmury ciskające w nią piorunami. Nie mogła tego znieść. Swędziała ją od tego skóra.
Kiedy na dworze świtało, pogodziła się z myślą, że nie ma co liczyć na choćby godzinę snu. Wstała najciszej, jak potrafiła, choć łóżko zaskrzypiało niemiłosiernie. Chwyciła trampki i w samych skarpetach, na palcach, podeszła do drzwi. Przekręciła kluczyk możliwie najwolniej, mimowolnie wywołując pojedynczy trzask, ale nie obejrzała się za siebie. Nie chciała wiedzieć, czy kogoś obudziła, i teraz będzie musiała konfrontować się z dezaprobatą koleżanek. Miała po kokardę ich fochów.
Zamknęła za sobą drzwi najciszej, jak potrafiła, naciskając klamkę do samego końca, aż zamek wskoczył w rowek bezszelestnie. Chłód poranka zadziałał na nią kojąco. Biorąc głęboki wdech, zdało jej się, że czuje resztki zimowego powietrza, i nie pomyliła się. Z jej ust wydobył się blady obłoczek. Zerknęła na zegarek. Czwarta czterdzieści.
Wyjęła z kieszeni bluzy paczkę papierosów. Ostatni szlug. Zaklęła pod nosem. Drugą paczkę miała w pokoju, w plecaku. Nie zamierzała tam wracać. Wcale by się nie zdziwiła, gdyby niektóre dziewczyny usłyszały, jak się wymyka, i już na nią psioczyły. „Byle do jutra”, pomyślała. Trzeba jakoś przeżyć najbliższą dobę; zjedzą śniadanie, spakują się do autokaru i wróci do domu. Tam nie czekało na nią nic lepszego, ale przynajmniej mogła zaszyć się w swoim pokoju. Teraz o niczym innym nie marzyła.
Pozostał jej spacer po ośrodku. Przeszła trasę sprzed kilku godzin. Z niechęcią spojrzała na krzaki, w których zostawiła wypity bimber i godność. Spojrzała jeszcze raz do pudełka i zastanawiała się, jak bardzo odwlec przyjemność na później. Jezioro spoglądało na nią sennie, uśpione przez rechotanie żab i cykanie świerszczy. Od strony lasu dało się słyszeć ćwierkanie rannych ptaków. Doszła do wniosku, że dawno nie czuła się tak spokojnie. Weszła po cichu na pomost, jakby nie chciała ciężkimi krokami na deskach zakłócić koncertu poranka. Nie znała świata z tej strony, ale bardzo jej się spodobał. Całe życie mieszkała w betonie, a wakacyjne wyjazdy kończyły się na polskim wybrzeżu w turystycznych molochach. Chłonęła chwilę, zaskoczona, jak bardzo się wzruszyła i zachwyciła.
Szarość szybko nabierała kolorów rozbudzonych przez wschodzące słońce. Od strony lasu dobiegały chłopackie śmiechy, które nieuchronnie zbliżały się do plaży. Trwała w bezruchu, mając nadzieję, że ci, którzy wyjdą za chwilę zza drzew, jej nie zauważą. Z ulgą stwierdziła jednak, że to tylko Bryłek z chuderlawym Lisem i Kotylewskim, najwyższym i najszerszym z nich wszystkich, nie intruzi. Panowie najwyraźniej nie przerwali wczorajszej imprezy i nie była pewna, czy miała ochotę na ich towarzystwo. Z drugiej strony mogli mieć papierosy.
– Oooooo, paczsie! – zawołał Bryła. – To moja najlepsza pszyjasiółka!
– Mała! – zawołał uradowany Kotylewski.
Słabo znała pozostałych dwóch. Wiedziała o nich tylko tyle, że trzymali się razem. Chodzili do jednej klasy i na SKS-y1, by grać w kosza po lekcjach.
– Takie małe dziewczynki nie powinny być w łóżku o tej porze? – zadrwił Lisu, gdy przyszli na pomost i przysiedli się obok niej na brzegu. Melodie poranka ucichły.
– Masz może fajkę? – zapytała Lisa.
– Ha! Nie taka mała, na jaką wygląda! – zarechotał nastolatek, ale wyjął z kieszeni dżinsów paczkę papierosów i ją poczęstował. Chwycił Małą za policzek jak ciotka na spotkaniu rodzinnym, gdy miała pięć lat. – A buźka taka niewinna!
Nie zareagowała. Wszyscy trzej byli nieznośnie pijani, ale przetrzyma ich. Przynajmniej na trzy, może cztery papierosy.
– Daj jej spokój. – Bryła spoważniał i usiadł między nimi. – To dobra dziewczyna.
– Chyba twoja – zakpił Kotylewski. – A myślałem, że zajęta.
Mała speszyła się, ale nie komentowała. Mieli mocno w czubie, a ona już zostawiła ten stan za sobą i wiedziała, że wdawanie się w dyskusje nic nie da.
– Eeeee, słyszałem coś innego – niemal krzyknął Lisiecki i przeciągle beknął. – Gadałem z Czarnym i jedno wiem na pewno. Jak nie dasz się chłopakowi chociaż pomacać, w końcu znajdzie sobie chętniejszą.
– Zamknij ryj, Lisu – warknął Bryłek.
– A ciebie co tak wzięło? – Karol oburzył się, odpalając papierosa. – Czarny to twój przyjaciel, sam dobrze wiesz, co gadał.
Mała spojrzała na Bryłka zaskoczona. Ten rzucił na nią rozmyte spojrzenie, zbyt speszony, by wytrzymać dłużej.
– Serio? – zapytała, zaciągając się po raz ostatni papierosem i nadpalając przy tym filtr. – Serio?!
– Ooooo, laska się oburzyła! – zarechotał Kotylewski, wyrzucając swój niedopałek do wody. – Może potrzebujesz lekcji, co?
Mała spojrzała na Karola. W jego oczach pojawił się mrok. Przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz, ale u boku Bryły, który siedział pomiędzy nimi, czuła się bezpiecznie.
– Chyba dawno nikt ci nie dał po ryju – warknął.
– Weź, odpuść – wtrącił się między nich Lisiecki. – To przecież zwykła dupa, do tego żadnego z nas.
– Chodź, Mała. Idziemy. – Bryłek się podniósł i podał jej rękę, a ona ją przyjęła.
Pozostali również wstali. Karol chciał do niej podejść, ale Bryłek stanął mu na drodze.
– Myślę, że dziewczyna potrzebuje korków – zadrwił wielkolud.
Mierzyli się spojrzeniami. W końcu Bryłek zareagował i odepchnął Kotylewskiego. Ten zachwiał się, ale utrzymał na nogach. Nie czekał i od razu ruszył na kolegę. Bryła zamachnął się, by uderzyć go w twarz, ale Karol to przewidział. Zrobił unik, a gdy tamten stracił równowagę, wepchnął go do wody. Plusk rozniósł się echem po tafli jeziora niemal tak głośno, jak serce Małej uderzyło w piersi. Bryłek wyłonił się natychmiast spod wody, ale Lisiecki był szybszy. Zaszedł dziewczynę za plecami i chwycił w taki sposób, aby ręką zasłonić jej usta. Drugą wygiął jedno z jej ramion do tyłu i choć próbowała się bronić i wyrywać, Karol natychmiast do niej doskoczył i ją unieruchomił.
– Myślę, że teraz Czarny do ciebie wróci – wysyczał jej do ucha. – Przekonasz się, że niepotrzebnie się opierałaś.
Mała zamarła. Próbowała się wywinąć albo krzyczeć, ale oni byli od niej dużo wyżsi i silniejsi. Płakała i błagała, by przestali, ale oni już znosili ją z pomostu w stronę lasu.
– Zostawcie ją, kurwa! – krzyczał Bryłek i najszybciej jak to możliwe płynął do brzegu.
Kiedy tylko poczuł grunt pod nogami, wybiegł co sił w nogach i zanim zdążyli ją zaciągnąć między drzewa, dopadł do Karola i z impetem wymierzył mu sierpowy w nos. Otrzeźwiony zimną wodą bił powalonego kolegę, zaślepiony złością.
Lisiecki wykorzystał tę chwilę i choć Mała uderzała go po głowie wolną ręką, on bez wysiłku przytrzymał ją blisko siebie.
– Nie opieraj się, dziecko – wyszeptał jej do ucha. – Spodoba ci się, zobaczysz.
Karol po otrzymaniu kilku kopniaków zareagował i podciął Bryłę, a ten padł na ziemię. Walka otrzeźwiła i jego, a z nich dwóch on zdecydowanie przodował w sile, dlatego szybko doskoczył do chłopaka i walnął go prosto w nos i z główki w czoło. Bryłek jęknął otumaniony. W tym czasie Kotylewski dołączył do Lisieckiego. Podniósł bluzę i koszulkę dziewczyny i, niemalże śliniąc się, zaczął ją obłapiać. Maciek, który odsłonił usta Małej, włożył dłoń w jej spodnie. Nie krzyczała. Płakała bezgłośnie, starając się złapać oddech. Czuła, że za chwilę się udusi od własnych łez.
Nagle Karol krzyknął z bólu i złapał się za tył głowy. Lisiecki, na widok dziewczyny z wielkim kamieniem w ręce, puścił Małą przestraszony. Padła na ziemię z kaszlem, odruchowo zasłaniając się z powrotem ubraniami.
– Ej, co ty odpierdalasz?! – krzyknął Kotylewski, trzymając się za głowę. Spojrzał na dłoń i dostrzegł krew.
Mycha, ubrana w spodnie od piżamy, kurtkę i klapki, zamachnęła się kamieniem, na co Karol wyciągnął w jej kierunku ręce w obronnym geście.
– Pojebało was?! – krzyknęła. – Spieprzajcie stąd albo, słowo honoru, zaraz będę tak wrzeszczeć, że mnie z drugiej strony jeziora usłyszą!
– Wyluzuj, kurwa – powiedział potulnie Lisiecki. – Chodź, stary, nic tu po nas.
Karol i Maciek schowali dłonie w kieszenie i szybkim krokiem ruszyli w stronę domków. Bryłek, oprzytomniony krzykiem Mychy, podniósł się, choć nie bez problemu, tamując skrawkiem koszulki krwotok z nosa.
– Co w was, kurwa, wstąpiło?! – krzyczała na niego. – Co wyście jej zrobili? Hej, Mała, żyjesz?
Podeszła do leżącej dziewczyny, ale ta nie zareagowała. Dyszała ciężko z szeroko otwartymi oczami, trzymając się za brzuch. W końcu Mała spojrzała koleżance w oczy, a ta zobaczyła w nich wyłącznie przerażenie i łzy spływające strumieniami.
– Chodź – powiedziała Mycha. – Wracamy do domku. A ty nawet, kurwa, nie podchodź! – krzyknęła do Bryłki, gdy ten próbował się do nich zbliżyć i coś powiedzieć.
– Mała, proszę – wydukał, ale żadna z nastolatek się nie obejrzała.
------------------------------------------------------------------------
1.
1 Szkolny Klub Sportowy