Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ponowne narodziny - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ponowne narodziny - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 255 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I PRZED­MO­WA AU­TO­RA TEJ KSIĘ­GI DO ŁA­SKA­WE­GO CZY­TEL­NI­KA SKIE­RO­WA­NA

Po­rów­nu­ję – o ła­ska­wy czy­tel­ni­ku – całą fi­lo­zo­fię, astro­lo­gię i teo­lo­gię wraz z ich mat­ką do szla­chet­ne­go drze­wa, co ro­śnie w pięk­nym ogro­dzie. Oto zie­mia, w któ­rej owo drze­wo stoi, daje mu nie­ustan­nie soki, z któ­rych czer­pie ono swą ja­kość ży­cia; drze­wo na­to­miast ro­śnie samo w so­bie z so­ków zie­mi, cią­gnie w górę i roz­po­ście­ra swe ga­łę­zie. A tak, jak zie­mia uży­wa swej siły, aby drze­wo ro­sło i męż­nia­ło, tak i drze­wo na­tę­ża wszyst­kie moce swych ga­łę­zi, bo­wiem pra­gnie wy­dać wie­le do­brych owo­ców.

Je­śli drze­wo ro­dzi nie­wie­le owo­ców, a przy tym są one cał­kiem ma­leń­kie i ro­ba­czy­we, to winę po­no­si nie wola drze­wa, któ­re ja­ko­by roz­myśl­nie pra­gnę­ło wy­da­wać złe owo­ce, pod­czas gdy jest ono szla­chet­nym drze­wem do­brej ja­ko­ści; win­ne są czę­ste i sil­ne ata­ki zim­na, go­rą­ca, za­ra­zy, gą­sie­nic i ro­bac­twa, bo­wiem tym, co je psu­je i spra­wia, że ro­dzi mało do­brych owo­ców, jest ja­kość, co z gwiazd do ot­chła­ni strą­co­na zo­sta­ła.

Drze­wo ma to do sie­bie, że im więk­sze i star­sze, tym słod­sze wy­da­je owo­ce. W mło­do­ści ro­dzi ich nie­wie­le, gdyż spra­wia to dzi­ka i nie­okrze­sa­na zie­mia oraz nad­miar wil­go­ci w drze­wie; a choć­by za­kwi­tło prze­pięk­nie, to i tak więk­szość ja­błek z nie­go opad­nie, chy­ba że ro­śnie ono na bar­dzo do­brym grun­cie.

Drze­wo ma w so­bie do­brą ja­kość słod­ką oraz trzy inne ja­ko­ści, któ­re są mu prze­ciw­ne: gorz­ką, kwa­śną i cierp­ką. Ja­kie jest drze­wo, ta­kie będą też jego owo­ce, gdy je słoń­ce uczy­ni i sło­dycz na­peł­ni, aż sta­ną się bar­dzo smacz­ne; owo­ce jego mu­szą po­nad­to prze­trwać desz­cze, wi­chu­ry i bu­rze.

A gdy drze­wo się ze­sta­rze­je tak bar­dzo, że soki nie do­trą wię­cej do wy­schnię­tych ko­na­rów, jego pień, a na­wet ko­rze­nie wy­pusz­czą wie­le zie­lo­nych pę­dów; upięk­szą one sta­re drze­wo, któ­re – za­nim się ze­sta­rza­ło – było tak samo pięk­nym, zie­lo­nym pę­dem i drzew­kiem. Na­tu­ra bo­wiem albo soki bro­nią się tak dłu­go, aż pień uschnie zu­peł­nie; wte­dy drze­wo się ści­na na opał.

A te­raz za­pa­mię­taj, co ozna­cza ta przy­po­wieść. Ogród, w któ­rym ro­śnie drze­wo, to świat, grunt to na­tu­ra, pień drze­wa ozna­cza gwiaz­dy, ga­łę­zie i ko­na­ry to ele­men­ty, owo­ce, któ­re owo drze­wo ro­dzi, to lu­dzie, na­to­miast soki w drze­wie ozna­cza­ją kla­row­ną bo­skość. Tak więc lu­dzie zo­sta­li uczy­nie­ni z na­tu­ry, gwiazd i ele­men­tów, ale tak jak w drze­wie soki, tak Bóg Stwo­rzy­ciel pa­nu­je we wszyst­kim. Na­tu­ra ma w so­bie dwie ja­ko­ści aż po dzień Sądu Osta­tecz­ne­go: ja­kość cie­le­sną, nie­biań­ską i świę­tą oraz ja­kość wście­kłą, pie­kiel­ną i spra­gnio­ną.

Tak więc ja­kość do­bra ja­ko­ściu­je się i na­tę­ża ze wszyst­kich sił, aby wy­dać do­bre owo­ce, i pa­nu­je w niej Duch Świę­ty, da­jąc przy tym soki i ży­cie. Ja­kość zła na­to­miast rów­nież ze wszyst­kich sił mę­czy się i pę­dzi, aby wy­da­wać usta­wicz­nie złe owo­ce, a dia­beł daje jej soki i ogień pie­kiel­ny. -

Jed­na i dru­ga ja­kość jest za­tem w drze­wie na­tu­ry, a lu­dzie, co z tego drze­wa uczy­nie­ni zo­sta­li, żyją mię­dzy nimi na tym świe­cie i w tym ogro­dzie w wiel­kim nie­bez­pie­czeń­stwie; raz opro­mie­nia ich blask słoń­ca, to znów sma­ga ule­wa, wi­cher albo śnie­ży­ca. To jest: gdy czło­wiek pod­no­si swe­go du­cha ku bo­sko­ści, to try­ska w nim i ja­ko­ściu­je się Duch Świę­ty; je­śli na­to­miast czło­wiek po­zwo­li swe­mu du­cho­wi po­grą­żyć się w tym świe­cie, w roz­ko­szy zła, wte­dy bę­dzie go drę­czył i za­wład­nie nim dia­beł, i try­śnie w nim dia­bel­ska po­so­ka. A gdy czło­wiek po­zwo­li, aby nim dia­beł wraz ze swą tru­ci­zną za­wład­nął, sta­nie się z nim jak z jabł­kiem, co ro­ba­czy­wie­je, opa­da i gni­je, gdy do­tknie je mróz, żar bądź za­ra­za.

Tak jak w na­tu­rze, tak i w czło­wie­ku jest, pły­nie, i pa­nu­je do­bro i zło. Czło­wiek jest bo­wiem dziec­kiem Bo­żym, co z naj­lep­sze­go rdze­nia na­tu­ry uczy­nio­ne zo­sta­ło, aby pa­no­wać w tym, co do­bre i prze­zwy­cię­żać to, co złe. Cho­ciaż cze­pia się go tak­że i zło, tak jak w na­tu­rze zło cze­pia się do­bra, to prze­cież po­tra­fi on owo zło po­ko­nać; gdy pod­no­si swe­go du­cha w Panu, to try­ska w nim Duch Świę­ty i po­ma­ga mu zwy­cię­żyć.

Tak jak w na­tu­rze ja­kość do­bra jest wład­na zwy­cię­żyć ja­kość złą, bo­wiem po­cho­dzi ona od Boga i pa­nu­je w niej Duch Świę­ty, tak ja­kość wście­kła ma moc zwy­cię­ża­nia w złej du­szy, gdyż dia­beł jest po­tęż­nym wład­cą wście­kło­ści i jej pa­nem po wszyst­kie wie­ki. – Przez upa­dek Ada­ma i Ewy czło­wiek sam się strą­cił we wście­kłość, któ­ra obar­czy­ła go zła brze­mie­niem; a gdy­by nie to, jego źró­dło i po­pęd by­ły­by tyl­ko w tym, co do­bre. Tym­cza­sem jed­nak są one w jed­nym i dru­gim, i jak po­wia­da św. Pa­weł w Li­ście do Rzy­mian: "Czyż nie wie­cie, że je­śli się od­da­je­cie jako słu­dzy w po­słu­szeń­stwo, sta­je­cie się słu­ga­mi tego, komu je­ste­ście po­słusz­ni, czy to grze­chu ku śmier­ci, czy też po­słu­szeń­stwa Bogu ku spra­wie­dli­wo­ści?" Sko­ro jed­nak czło­wiek ma po­pęd w jed­nym i dru­gim, może więc się­gać do nich we­dle woli; żyje on bo­wiem na tym świe­cie mię­dzy obie­ma ja­ko­ścia­mi: do­brą i złą, i obie ja­ko­ści są w nim sa­mym; a w któ­rej moc po­pad­nie, ta siła – świę­ta bądź pie­kiel­na – nim za­wład­nie. Chry­stus bo­wiem po­wia­da: "Oj­ciec mój chce dać Du­cha Świę­te­go tym, któ­rzy go o to po­pro­szą" Rów­nież w ten spo­sób Bóg na­ka­zał czło­wie­ko­wi do­bro i za­ka­zał mu czy­nie­nia zła; tak­że w ten spo­sób, że mu co­dzien­nie do­bro gło­sić i in­nych do jego czy­nie­nia na­kła­niać roz­ka­zał. Wi­dzi­my więc wy­raź­nie, że Bóg nie chce zła, ale pra­gnie, aby przy­szło jego kró­le­stwo i sta­ła się wola jego jako w nie­bie tak i na zie­mi.

Po­nie­waż jed­nak czło­wiek za­tru­ty jest grze­chem, przez co wła­da nim ja­kość za­rów­no wście­kła, jak i do­bra, a po­nad­to – na wpół mar­twy i po­zba­wio­ny krzty zro­zu­mie­nia – nie jest w sta­nie po­znać ani Boga, swe­go Stwór­cy, ani na­tu­ry i jej dzia­ła­nia, dla­te­go też na­tu­ra od po­cząt­ku aż po dzień dzi­siej­szy ob­ra­ca swój naj­więk­szy wy­si­łek, a Bóg prze­zna­czył na ten cel swe­go Du­cha Świę­te­go, aby nie­ustan­nie ro­dzić i na wszel­kie spo­so­by kształ­to­wać lu­dzi mą­drych, po­boż­nych i ro­zum­nych, któ­rzy na­uczą się roz­po­zna­wać za­rów­no na­tu­rę, jak też Boga Stwo­rzy­cie­la, któ­rzy dzię­ki ich pi­smom i na­ukom za­wsze świa­tłem świa­ta byli. Po to Bóg usta­no­wił ko­ściół na zie­mi ku swo­jej wiecz­nej chwa­le; prze­ciw­ko temu po­wstał i sro­żył się dia­beł, nisz­cząc nie­jed­ną szla­chet­ną ga­łąź przez wście­kłość w na­tu­rze, któ­rej jest pa­nem i Bo­giem.

Je­śli na­tu­ra czę­sto stwa­rza­ła uczo­ne­go, ro­zum­ne­go czło­wie­ka ob­da­rzo­ne­go pięk­ny­mi ta­len­ta­mi, to dia­beł czy­nił naj­usil­niej­sze sta­ra­nia, aby owe­go czło­wie­ka uwieść za po­mo­cą uciech cie­le­snych, py­chy oraz żą­dzy bo­gac­twa i wła­dzy. Tak oto dia­beł opa­no­wy­wał czło­wie­ka, a ja­kość wście­kła zwy­cię­ża­ła ja­kość do­brą; z jego ro­zu­mu, sztu­ki i wie­dzy wy­ra­sta­ły ka­cer­stwo i błąd, któ­re praw­dzie urą­ga­jąc, wiel­kie po­mył­ki na zie­mi spo­wo­do­wa­ły i do­brze się za­stę­pom pie­kiel­nym przy­słu­ży­ły. Zła Ja­kość w na­tu­rze wal­czy­ła bo­wiem od za­wsze z ja­ko­ścią do­brą, wzno­sząc się i psu­jąc nie­je­den szla­chet­ny owoc w ło­nie mat­ki, jak to ja­sno wi­dać po raz pierw­szy u Ka­ina i Abla, któ­rzy wy­szli z cia­ła jed­nej mat­ki. Pysz­ny Kain od uro­dze­nia gar­dził Bo­giem, Abel na­to­miast był czło­wie­kiem skrom­nym i bo­go­boj­nym. To samo do­strze­ga­my w trzech sy­nach No­ego, jak też w Abra­ha­mie i Iza­aku, i Isma­elu, oso­bli­wie jed­nak w Iza­aku z Eza­wem i Ja­ku­bem, któ­rzy już w ło­nie mat­ki trą­ca­li się i mo­co­wa­li ze sobą, na co Bóg rzekł: Ja­ku­ba uko­cha­łem, a Eza­wa znie­na­wi­dzi­łem Nie in­a­czej dzia­ło się też w na­tu­rze, gdzie obie ja­ko­ści zma­ga­ły się gwał­tow­nie ze sobą.

Gdy bo­wiem Bóg bu­rzył się w na­tu­rze, chcąc ob­ja­wić się świa­tu przez po­boż­ne­go Abra­ha­ma, Iza­aka i Ja­ku­ba i usta­no­wić na zie­mi ko­ściół ku swo­jej chwa­le, w tym sa­mym cza­sie sza­la­ła w na­tu­rze złość i jej wład­ca Lu­cy­fer. Po­nie­waż w czło­wie­ku było do­bro i zło, dla­te­go mo­gły nim wła­dać obie te ja­ko­ści; z tego też po­wo­du z jed­nej mat­ki zro­dził się rów­no­cze­śnie czło­wiek zły i czło­wiek do­bry. Tak więc za­rów­no na tym (er­ste), jak i na dru­gim świe­cie wi­dać wy­raź­nie aż po kres na­sze­go cza­su, jak kró­le­stwo nie­bie­skie i pie­kiel­ne bez­u­stan­nie i na wszel­kie spo­so­by zma­ga­ły się ze sobą w na­tu­rze i ja­kie wy­sił­ki czy­ni­ły, niby nie­wia­sta w po­ło­gu. Wi­dać to naj­wy­raź­niej u Ada­ma i Ewy, któ­rzy mie­li przejść pró­bę wy­trwa­ło­ści w ja­ko­ści do­brej, w aniel­skiej na­tu­rze i po­sta­ci; ro­sło w raju drze­wo obu ja­ko­ści: do­brej i złej, a Stwór­ca za­bro­nił Ada­mo­wi i Ewie spo­ży­wa­nia jego owo­ców. Lecz zła ja­kość w na­tu­rze zmo­gła ja­kość do­brą i roz­bu­dzi­ła w Ada­mie i Ewie żą­dzę skosz­to­wa­nia obu owo­ców. Dla­te­go w oka­mgnie­niu przy­bra­li zwie­rzę­cą na­tu­rę i po­stać, i je­dli owo­ce z drze­wa zła i do­bra, ł mu­sie­li się na zwie­rzę­cy spo­sób roz­mna­żać i tak żyć, i zmar­niał nie­je­den szla­chet­ny pęd, przez nich zro­dzo­ny. Wi­dać po­tem dzia­ła­nie Boga w na­tu­rze, gdy na ten świat przy­szli świę­ci oj­co­wie: Abel, Set, Enosz, Ke­nan, Ma­ha­la­lel, Je­red, He­noch, Ma­tu­za­lem , La­mech i świę­ty Noe; ob­ja­wi­li oni świa­tu imię Pań­skie i gło­si­li po­ku­tę, bo­wiem po­wo­do­wał nimi Duch Świę­ty. Ale w na­tu­rze dzia­łał tak­że bóg pie­kieł, przez co ro­dzi­li się szy­der­cy i gar­dzi­cie­le, a jako pierw­szy z nich Kain i jego po­tom­stwo; i sta­ło się z tym świa­tem to, co dzie­je się z mło­dym drze­wem, któ­re wpraw­dzie ro­śnie, zie­le­ni się i pięk­nie kwit­nie, lecz z po­wo­du swej dzi­kiej na­tu­ry daje mało do­brych owo­ców. Tak więc na­tu­ra da­wa­ła na tym świe­cie mało do­brych owo­ców, choć rów­nie pięk­nie roz­kwi­ta­ła w sztu­ce do­cze­snej i prze­py­chu; nie mo­gło to bo­wiem ob­jąć Du­cha Świę­te­go, któ­ry wte­dy i te­raz dzia­łał w na­tu­rze. Dla­te­go po­wie­dział Bóg: ża­łu­ję, że stwo­rzy­łem lu­dzi i po­ru­szył na­tu­rę, Iżby wy­gi­nę­ło wszyst­ko, co żyje w su­cho­ści, oprócz ko­rze­nia i pnia, któ­re po­zo­sta­ły; i użyź­niw­szy gle­bę pod dzi­kim drze­wem, przy­go­to­wał je do ro­dze­nia lep­szych owo­ców. Lecz drze­wo, gdy się po­now­nie za­zie­le­ni­ło, zro­dzi­ło raz jesz­cze owo­ce do­bre i złe, czy­li sy­nów No­ego; ry­chło zna­leź­li się szy­der­cy i gar­dzi­cie­le Boga, i było nie­wie­le ga­łę­zi z świę­ty­mi, do­bry­mi owo­ca­mi, na­to­miast inne ga­łę­zie ro­dzi­ły dzi­kich po­gan.

A gdy Bóg zo­ba­czył, że czło­wiek ob­umarł w swo­im po­zna­niu, znów po­ru­szył na­tu­rę i po­ka­zał lu­dziom, w jaki spo­sób jest w niej do­bro i zło, aby uni­ka­li tego, co złe, i żyli w tym, co do­bre; i spu­ścił ogień na­tu­ry na So­do­mę i Go­mo­rę, by dać świa­tu strasz­li­we exem­plum. A gdy śle­po­ta lu­dzi, któ­rzy nie chcie­li nauk Du­cha Bo­że­go, brać górę po­czę­ła, dał im Bóg pra­wa i po­ucze­nia, jak się za­cho­wy­wać mają, po­twier­dza­jąc je cu­da­mi i da­ny­mi zna­ka­mi, aby nie za­ga­sło po­zna­nie praw­dzi­we­go Boga. – Ale i tym ra­zem świa­tło nie roz­bły­sło, bo­wiem mrok i wście­kłość bro­ni­ły się w na­tu­rze, któ­rą wła­dał de­spo­tycz­nie ich wład­ca. Mimo to, osią­gnąw­szy swój wiek śred­ni, drze­wo na­tu­ry pod­nio­sło się i wy­da­ło tro­chę ła­god­nych, słod­kich owo­ców na znak, że od­tąd smacz­ne owo­ce ro­dzić bę­dzie. Wte­dy to słod­ki jego ko­nar zro­dził po­boż­nych pro­ro­ków, któ­rzy na­ucza­li i gło­si­li na­dej­ście świa­tła, co kie­dyś wście­kłość w na­tu­rze po­ko­na. Tak oto wśród po­gan roz­bły­sło na­tu­ral­ne świa­tło, iż po­zna­li na­tu­rę i jej dzia­ła­nie, acz­kol­wiek było to tyl­ko świa­tło w dzi­kiej na­tu­rze, a nie świa­tło świę­to­ści. Dzi­ka na­tu­ra bo­wiem nie zo­sta­ła jesz­cze po­ko­na­na, a świa­tło i ciem­ność do­pó­ty się ze sobą pa­so­wa­ły, do­pó­ki słoń­ce nie wze­szło i swo­im ża­rem nie zmu­si­ło drze­wa, iżby wy­da­ło miłe, słod­kie owo­ce, to zna­czy – nim nie wy­szedł ksią­żę świa­tła z ser­ca Boga i nie stał się czło­wie­kiem w na­tu­rze, zma­ga­jąc się z nią w swym ludz­kim cie­le i w mocy bo­skie­go świa­tła.

Ta oto ksią­żę­ca i kró­lew­ska ga­łąź wy­ro­sła w na­tu­rze i sta­ła się drze­wem roz­po­ście­ra­ją­cym swe ko­na­ry od Wscho­du do Za­cho­du i całą na­tu­rę obej­mu­ją­cym; zma­ga­ło się ono i wal­czy­ło z wście­kło­ścią, co była w na­tu­rze, i z jej księ­ciem, a po­ko­naw­szy go, za­try­um­fo­wa­ło jako król na­tu­ry i wzię­ło księ­cia wście­kło­ści do nie­wo­li w Jego wła­snym domu. Psalm 68. A gdy to się sta­ło, z kró­lew­skie­go drze­wa, co ro­sło w na­tu­rze, wy­ro­sło wie­le ty­się­cy le­gio­nów wy­bor­nych, słod­kich pę­dów, wszyst­kie zaś mia­ły za­pach i smak wspa­nia­łe­go drze­wa. A choć sma­ga­ły je ule­wy, śnie­ży­ce, grad i nie­po­go­da, przez co nie­jed­na ga­łąz­ka zo­sta­ła zła­ma­na i od­pa­dła od pnia, to nie­ustan­nie wy­ra­sta­ły nowe pędy. Wiel­ką nie­po­go­dę z gra­do­bi­ciem, pio­ru­na­mi, bły­ska­wi­ca­mi i ule­wa­mi wzbu­rzy­ła w na­tu­rze wście­kłość i jej wład­ca po to wła­śnie, aby odła­mać z do­bre­go drze­wa wie­le wspa­nia­łych ga­łą­zek. Ale na­wet odła­ma­ne ga­łąz­ki sma­ko­wa­ły tak po­wab­nie, słod­ko i roz­kosz­nie, że ani ję­zyk ludz­ki, ani aniel­ski tego wy­sło­wić nie zdo­ła; mia­ły one bo­wiem w so­bie wiel­ką siłę i cno­tę, któ­re zdro­wiu dzi­kich po­gan słu­ży­ły. Po­ga­nin, któ­ry skosz­to­wał pę­dów owe­go drze­wa, sta­wał się wol­ny od dzi­ko­ści na­tu­ry, w któ­rej się uro­dził, i sam był słod­ką ga­łąz­ką wy­bor­ne­go drze­wa, zie­le­nił się na nim i dźwi­gał pysz­ne owo­ce jak kró­lew­skie drze­wo. Wie­lu po­gan spie­szy­ło więc pod wy­bor­ne drze­wo, gdzie le­ża­ły świet­ne ga­łąz­ki, ode­rwa­ne przez wi­chry, mocą księ­cia ciem­no­ści wzbu­rzo­ne; a któ­ry po­ga­nin po­wą­chał taką ode­rwa­ną ga­łąz­kę, ten był uzdro­wio­ny z dzi­kiej wście­kło­ści, któ­rą miał w so­bie od uro­dze­nia. A gdy uj­rzał ksią­żę ciem­no­ści, że po­ga­nie za­bie­ga­ją gor­li­wie wca­le nie o drze­wo, a wła­śnie o owe ga­łąz­ki, i gdy do­strzegł swą wiel­ką stra­tę i szko­dę, po­nie­chał wznie­ca­nia burz na wscho­dzie i po­łu­dniu, i po­sta­wił pod drze­wem prze­kup­nia, aby ze­brał ga­łąz­ki, któ­re od­pa­dły od wy­bor­ne­go drze­wa. A gdy na­de­szli po­ga­nie py­ta­jąc o do­bre i krze­pią­ce ga­łąz­ki… prze­ku­pień za­ofe­ro­wał im je za pie­nią­dze, aby mieć li­chwę z wy­bor­ne­go drze­wa. Tego bo­wiem żą­dał od nie­go ksią­żę wście­kło­ści za to, że drze­wo to wy­ro­sło w jego kra­inie i ze­psu­ło jego grunt

Zo­ba­czyw­szy, że owo­ce wspa­nia­łe­go drze­wa moż­na na­by­wać za pie­nią­dze, zbie­gli się tłum­nie do kra­ma­rza i ku­po­wa­li owo­ce drze­wa, a przy­by­wa­li z wysp da­le­kich i z sa­me­go kra­ju świa­ta. A gdy kra­marz spo­strzegł, ile to­war jego Jest wart i jaki jest miły… wy­my­ślił pod­stęp, aby swe­mu panu przy­spo­rzyć bo­gac­twa; ro­ze­słał więc kup­ców do wszyst­kich kra­jów, iżby ofe­ro­wa­li jego to­war na sprze­daż bar­dzo go za­chwa­la­jąc. Ale za­czął ów to­war fał­szo­wać i sprze­da­wać jako do­bre owo­ce ta­kie, któ­rych nie zro­dzi­ło drze­wo, a wszyst­ko po to, aby po­więk­szyć bo­gac­two swe­go pana.

Wszy­scy po­ga­nie, miesz­kań­cy wszyst­kich wysp i ludy zie­mię za­miesz­ku­ją­ce wy­ro­śli z dzi­kie­go drze­wa, co było za­ra­zem do­bre i złe; przez to byli na wpół śle­pi i nie wi­dzie­li do­bre­go drze­wa, co swe ko­na­ry roz­po­ście­ra­ło od wscho­du do za­cho­du. In­a­czej bo­wiem nie ku­po­wa­li­by sfał­szo­wa­ne­go to­wa­ru. Lecz nie zna­jąc wspa­nia­łe­go drze­wa, co prze­cież roz­po­ście­ra­ło swe ga­łę­zie nad nimi wszyst­ki­mi, po­dą­ża­li za kra­ma­rza­mi, ku­pu­jąc wy­mie­sza­ny i sfał­szo­wa­ny to­war jako do­bry w mnie­ma­niu, że słu­ży on ich zdro­wiu. Po­nie­waż jed­nak tak bar­dzo po­żą­da­li do­bre­go drze­wa, któ­re prze­cież po­nad nimi wszyst­ki­mi się wzno­si­ło, wie­lu z nich ozdro­wia­ło dzię­ki tej ogrom­nej ocho­cie i po­żą­da­niu, któ­re pod owo drze­wo za­no­si­li. Al­bo­wiem to nie­fał­szo­wa­ny to­war kra­ma­rza, lecz uno­szą­cy się nad nimi za­pach drze­wa uzdra­wiał ich z ich wście­kło­ści i dzi­kie­go uro­dze­nia; i dzia­ło się tak przez dłu­gi czas.

A gdy ksią­żę ciem­no­ści, któ­ra jest źró­dłem wście­kło­ści, zła i ze­psu­cia, uj­rzał, że za­pach wspa­nia­łe­go drze­wa uzdra­wia lu­dzi od jego tru­ci­zny i dzi­kiej na­tu­ry , wpadł w gniew i za­sa­dził na pół­no­cy dzi­kie drze­wo, któ­re wy­ro­sło z wście­kło­ści na­tu­ry, i ka­zał ogło­sić: oto jest drze­wo ży­cia; kto z nie­go jeść bę­dzie, ten ozdrow­le­je i wiecz­nie żyć bę­dzie! A miej­sce to, gdzie ro­sło dzi­kie drze­wo, samo było dzi­kie, a ludy tam­tej­sze ani wów­czas, ani dziś jesz­cze nie po­zna­ły praw­dzi­we­go świa­tła Bo­że­go; drze­wo to wy­ro­sło na gó­rze Ha­gar, w domu szy­der­cy Isma­ela.

A gdy za­krzyk­nię­to: oto jest drze­wo ży­cia!, po­spie­szy­ły dzi­kie ludy, co nie z Boga, lecz z dzi­kiej na­tu­ry zro­dzo­ny­mi były, do owe­go dzi­kie­go drze­wa i je uko­cha­ły, i spo­ży­wa­ły owo­ce jego. A drze­wo ro­sło i po­tęż­nia­ło od soku wście­kło­ści w na­tu­rze, i roz­po­ście­ra­ło swe ko­na­ry od pół­no­cy aż do wscho­du i za­cho­du; sko­ro mia­ło swe źró­dło i ko­rze­nie w dzi­kiej na­tu­rze, któ­ra była za­ra­zem zła i do­bra, ta­kie też były jego owo­ce. Po­nie­waż wszy­scy lu­dzie w owej oko­li­cy wy­ro­śli z dzi­kiej na­tu­ry, drze­wo, co ich wszyst­kich prze­ro­sło, sta­ło się tak wiel­kie, że swy­mi ko­na­ra­mi się­gnę­ło god­nej kra­iny pod drze­wem świę­tym.

A ta była przy­czy­na, że drze­wo dzi­kie tak po­tęż­nie wy­ro­sło: ludy spod drze­wa do­bre­go po­dą­ży­ły wszyst­kie za kra­ma­rza­mi sprze­da­ją­cy­mi fał­szo­wa­ny to­war i spo­ży­wa­ły fał­szy­we, za­rów­no złe jak i do­bre owo­ce w mnie­ma­niu, że od nich uzdro­wio­ny­mi będą, a przez to po­rzu­ci­ły drze­wo świę­te, do­bre i mo­car­ne. Tym­cza­sem lu­dzie, co­raz bar­dziej śle­pił, sła­bli, tra­ci­li siły i nie mo­gli za­bro­nić dzi­kie­mu drze­wu na pół­no­cy, aby wię­cej nie ro­sło. Byli bo­wiem zbyt wy­czer­pa­ni i o wie­le za sła­bi. I cho­ciaż wi­dzie­li, że jest to drze­wo dzi­kie i złe, to Jed­nak byli zbyt wy­czer­pa­ni i sła­bi, i nie mo­gli za­bro­nić mu wzro­stu. Gdy­by nie po­spie­szy­li byli za kra­ma­rza­mi z ich fał­szo­wa­nym to­wa­rem i spo­ży­wa­li nie fał­szy­we owo­ce, lecz owo­ce wspa­nia­łe­go drze­wa, by­li­by na­bra­li mocy do sta­wie­nia opo­ru dzi­kie­mu drze­wu. Sko­ro jed­nak rzu­ci­li się za dzi­ką na­tu­rą ro­dza­ju ludz­kie­go w miłą ich ser­com ob­łu­dę, dzi­ka na­tu­ra za­wład­nę­ła tak­że nimi, a dzi­kie drze­wo wy­ro­sło wy­so­ko i sze­ro­ko po­nad nich, psu­jąc ich swo­ją dzi­ką siłą. Al­bo­wiem ksią­żę wście­kło­ści w na­tu­rze dał drze­wu swą moc psu­cia lu­dzi, któ­rzy za­kosz­to­wa­li dzi­kich owo­ców kra­ma­rza. A gdy opu­ści­li drze­wo ży­cia szu­ka­jąc – jak mat­ka Ewa w raju – wła­snej mą­dro­ści, za­wład­nę­ła nimi wro­dzo­na ja­kość, i po­pa­dli w ostry obłęd, jak o tym pi­sze św. Pa­weł w Dru­gim Li­ście do Te­sa­lo­ni­czan.

I wsz­czął ksią­żę wście­kło­ści woj­nę, i wznie­cił za­wie­ru­chy, któ­re z dzi­kie­go drze­wa na pół­no­cy ru­nę­ły na ludy nie z dzi­kie­go drze­wa zro­dzo­ne, a wy­czer­pa­ne i sła­be ludy ru­nę­ły po­wa­lo­ne na­wał­ni­cą, co z dzi­kie­go drze­wa się po­czę­ła.

A prze­ku­pień pod do­brym drze­wem ma­mił ludy z po­łu­dnia i za­cho­du, i z pół­no­cy, a za­chwa­la­jąc usil­nie swój to­war, oszu­ki­wał pod­stęp­nie lu­dzi pro­sto­dusz­nych, zaś z lu­dzi mą­drych czy­nił swych prze­kup­niów i kra­ma­rzy, któ­rzy tak­że mie­li z tego swo­ją ko­rzyść; do­pro­wa­dził w koń­cu do tego, że nikt już na­praw­dę nie wi­dział ani nie roz­po­zna­wał świę­te­go drze­wa, a cała kra­ina sta­ła się jego wła­sno­ścią. Ka­zał wów­czas ogło­sić, co na­stę­pu­je: "Jam jest pniem do­bre­go drze­wa i sto­ję na jego ko­rze­niu, i zo­sta­łem za­szcze­pio­ny na drze­wie ży­cia. Ku­puj­cie mój to­war, któ­ry wam sprze­da­ję, on bo­wiem was z dzi­kie­go uro­dze­nia wa­sze­go uzdro­wi i żyć wiecz­nie bę­dzie­cie. Oto wy­ro­słem z ko­rze­nia do­bre­go drze­wa i mam owoc świę­te­go drze­wa w swo­jej mocy; sie­dzę na stol­cu Bo­żej siły i mam wła­dzę tak w nie­bie, jak i na zie­mi:

przy­chodź­cie do mnie i ku­puj­cie za pie­nią­dze owo­ce ży­cia!"

I przy­bie­gły wszyst­kie ludy, ku­po­wa­ły i spo­ży­wa­ły je aż do za­tra­ty. Wszy­scy kró­lo­wie z po­łu­dnia, za­cho­du i pół­no­cy, któ­rzy skosz­to­wa­li owo­ców kra­ma­rza, żyli w wiel­kiej bez­si­le; al­bo­wiem dzi­kie drze­wo z pół­no­cy roz­ra­sta­ło się nad nimi co­raz bar­dziej, nisz­cząc ich przez dłu­gi czas. I był na zie­mi czas mar­ny, gdy nic nie było, świat się bo­wiem za­trzy­mał, lecz lu­dzie są­dzi­li, że jest to do­bry czas – tak bar­dzo za­śle­pił ich prze­ku­pień pod drze­wem.

Tym­cza­sem na za­cho­dzie nę­dza i śle­po­ta lu­dzi wzbu­dzi­ły li­tość Boga i po­now­nie po­ru­szy­ły do­bre drze­wo, wspa­nia­łe, bo­skie drze­wo dźwi­ga­ją­ce owoc ży­cia; i wy­ro­sła z nie­go tuż przy ko­rze­niu ga­łąź, co się za­zie­le­ni­ła; i był jej dany sok drze­wa i Duch; a Duch mó­wił ję­zy­ka­mi, po­ka­zy­wał każ­de­mu prze­świet­ne drze­wo, i roz­brzmie­wał głos jego w wie­lu od­le­głych kra­inach. – I rzu­ci­li się lu­dzie, aby zo­ba­czyć i usły­szeć, cóż to ta­kie­go. I po­ka­za­no im wspa­nia­łe i za­cne drze­wo ży­cia, z któ­re­go lu­dzie je­dli na po­cząt­ku i byli oswo­bo­dze­ni z dzi­ko­ści ich uro­dze­nia. Bar­dzo się ura­do­wa­li i z ogrom­ną ra­do­ścią je­dli z drze­wa ży­cia, któ­re dało im wy­tchnie­nie i nowe siły, i śpie­wa­li nową pleśń o praw­dzi­wym drze­wie ży­cia, i - wy­zwo­le­ni od dzi­ko­ści uro­dze­nia – znie­na­wi­dzi­li prze­kup­nia, jego kra­ma­rzy i fał­szo­wa­ny to­war. – Przy­by­li wszy­scy głod­ni i spra­gnie­ni drze­wa ży­cia, za­sie­dli w pro­chu, a po­ży­wiw­szy się drze­wem świę­tym, ozdro­wie­li z dzi­ko­ści uro­dze­nia i wście­kło­ści na­tu­ry, w któ­rej żyli, i zo­sta­li za­szcze­pie­ni na drze­wie ży­cia.

Nie przy­by­li tyl­ko wszy­scy kra­ma­rze prze­kup­nia i ich ob­łud­ni­cy, któ­rzy ze­bra­li skar­by, sprze­da­jąc po li­chwiar­sku sfał­szo­wa­ny to­war; al­bo­wiem po­grą­ży­li się oni w nie­rzą­dzie Li­chwiar­stwa i ob­umar­li w śmier­ci, i żyli w dzi­kiej na­tu­rze; po­wstrzy­ma­ły ich lęk i od­kry­ta hań­ba, że tak dłu­go upra­wia­li bez­rząd z kup­cem i zwo­dzi­li na ma­now­ce du­sze ludz­kie, roz­gła­sza­jąc, ja­ko­by byli za­szcze­pie­ni na drze­wie ży­cia i ja­ko­by żyli w Bo­żej sile i w po­boż­no­ści, ofe­ru­jąc na sprze­daż owoc ży­cia. Wo­bec oczy­wi­stych do­wo­dów ich hań­by – oszu­stwa, chci­wo­ści i łaj­dac­twa – za­mil­kli, po­zo­sta­li tam, gdzie byli i wsty­dzi­li się, za­miast czy­nić po­ku­tę za swo­je okru­cień­stwa i bez­boż­ność, i udać się wraz z głod­ny­mi i spra­gnio­ny­mi do źró­dła wiecz­ne­go ży­cia: dla­te­go umar­li z pra­gnie­nia, a ich wie­czy­sta męka sta­je się co­raz do­tkliw­sza i drę­czy ich su­mie­nie.

A gdy han­dlarz fał­szo­wa­nym to­wa­rem oba­czył, że jego oszu­stwo wy­szło na jaw, wpadł w wiel­ki gniew i zwąt­pie­nie; zwró­cił łuk swój prze­ciw lu­do­wi po­boż­ne­mu, któ­ry nie chciał ku­po­wać jego to­wa­ru, i za­biw­szy wie­lu lu­dzi, znów bluź­nił prze­ciw zie­lo­nej ga­łę­zi, co wy­ro­sła z drze­wa ży­cia. Ale Ar­cha­nioł Mi­chał, któ­ry stoi przed Bo­giem, przy­szedł i zwy­cię­żył go, bro­niąc ludu po­boż­ne­go.

Gdy ksią­żę ciem­no­ści uj­rzał upa­dek swe­go han­dla­rza, a jego oszu­stwo wy­szło na jaw, wznie­cił w dzi­kim drze­wie na pół­no­cy za­wie­ru­chę prze­ciw­ko lu­do­wi po­boż­ne­mu, a han­dlarz z po­łu­dnia po­spie­szył jej z po­mo­cą; lud po­boż­ny na­to­miast bar­dzo urósł w siłę. I tak, jak było na po­cząt­ku, gdy świę­te i wspa­nia­łe drze­wo uro­sło, zwy­cię­ża­jąc wście­kłość w na­tu­rze i jej księ­cia, tak sta­ło się i te­raz.

A gdy lud cały uj­rzał drze­wo szla­chet­ne i świę­te, jak się nad lu­da­mi wszyst­ki­mi wraz ze swym sma­kiem roz­po­ście­ra, iżby mógł jeść z nie­go każ­dy we­dle wła­snej woli, stra­cił ocho­tę spo­ży­wa­nia owo­ców jego i za­pra­gnął skosz­to­wać ko­rzeń drze­wa; lu­dzie mą­drzy i ro­zum­ni szu­ka­li ko­rze­nia i kłó­ci­li się o nie­go.

Lecz ksią­żę ciem­no­ści miał w za­my­śle coś in­ne­go, ani­że­li ko­rzeń i drze­wo. Wi­dząc bo­wiem, że lu­dzie nie chcie­li już jeść z do­bre­go drze­wa, ale spie­ra­li się o jego ko­rzeń, spo­strzegł wi­docz­nie, że sta­li się sła­bi i bez­sil­ni, i że znów za­wład­nę­ła nimi dzi­ka na­tu­ra. Dla­te­go też na­kło­nił ich do py­chy, iżby każ­dy je­den uwa­żał, że to on po­siadł ów ko­rzeń, i że jemu na­le­żą się po­słuch i uwa­ża­nie. I zbu­do­wa­li pa­ła­ce, słu­żąc po­ta­jem­nie boż­ko­wi Ma­mo­no­wi, co wzbu­rzy­ło lu­dzi świec­kich , i żyli żą­dza­mi cia­ła, w po­żą­dli­wo­ści dzi­kiej na­tu­ry, fol­gu­jąc w nad­mia­rze brzu­cho­wi; i zda­li się na owoc drze­wa, któ­re, roz­po­ście­ra­jąc się nad nimi wszyst­ki­mi, obie­cy­wa­ło uzdro­wie­nie tak­że tym, któ­rzy po­pa­dli w ze­psu­cie. Tym­cza­sem słu­ży­li we­dle po­pę­du dzi­kiej na­tu­ry księ­ciu ciem­no­ści, a wspa­nia­łe drze­wo było im tyl­ko przy­kry­ciem; wie­lu z nich żyło ni­czym dzi­kie zwie­rzę­ta, wio­dąc ży­wot w py­sze, zbyt­ku i prze­py­chu; bo­gacz tu­czył się po­tem i zno­jem bie­da­ka i jesz­cze go do wy­sił­ku przy­mu­szał.

Wszyst­kie złe uczyn­ki sta­ły się dzię­ki po­dar­kom do­bre; pra­wa wy­pły­wa­ły ze złej ja­ko­ści w na­tu­rze; każ­dy po­żą­dał wie­le pie­nię­dzy i dóbr wsze­la­kich, i był żąd­ny zbyt­ku i blich­tru. Dla nik­czem­ni­ka nie było żad­ne­go ra­tun­ku; ła­ja­nia, prze­kleń­stwa i krzy­wo­przy­się­stwo nie ucho­dzi­ły za wy­stę­pek i pła­wi­ły się w ja­ko­ści wście­kłej jako świ­nia ta­rza­ją­ca się w łaj­nie. To czy­ni­li pa­ste­rze ze swy­mi owca­mi, a z szla­chet­ne­go drze­wa nie za­cho­wa­li nic prócz jego na­zwy; owo­ce, siła i ży­cie drze­wa mu­sia­ły bo­wiem słu­żyć jako przy­kry­cie ich grze­chów. Tak więc cały świat, prócz ma­leń­kiej grup­ki zro­dzo­nych po­śród cier­ni ze wszyst­kich lu­dów zie­mi od wscho­du do za­cho­du, żył w wiel­kim utra­pie­niu i wzgar­dzie. Wszy­scy bez róż­ni­cy żyli w nie­mo­cy, w po­pę­dzie dzi­kiej na­tu­ry, i tyl­ko ma­leń­ka grup­ka spo­śród wszyst­kich lu­dów zo­sta­ła ura­to­wa­na. Sta­ło się więc to samo, co przed po­to­pem, za­nim szla­chet­ne drze­wo w na­tu­rze nie wze­szło.

Po­nie­waż lu­dzie na koń­cu tak bar­dzo po­żą­da­li ko­rze­nia drze­wa, ta­jem­ni­ca i mi­ste­rium do­tąd w ukry­ciu przed ludź­mi mą­dry­mi i ro­zum­ny­mi po­zo­sta­je, i nie roz­pro­szy się jej mrok na wy­so­ko­ściach, lecz w ot­chła­ni i w wiel­kiej pro­sto­cie, tak jak szla­chet­ne drze­wo wraz z jego rdze­niem i ser­cem za­wsze przed ludź­mi w świe­cie oby­ty­mi ukry­te było; a gdy są­dzi­li oni, że sto­ją na drze­wa ko­rze­niu i jego wierz­choł­ka się­ga­ją, nie było to prze­cież ni­czym wię­cej, jak tyl­ko złud­ną mgłą, co ich oczy za­snu­wa­ła.

A szla­chet­ne drze­wo w na­tu­rze tak na po­cząt­ku, jako i dzi­siaj wy­sił­ki ogrom­ne czy­ni­ło, aby się ob­ja­wić wszyst­kim lu­dom, ję­zy­kom i mo­wie wszel­kiej; dia­beł na­to­miast wście­kał się i sza­lał w dzi­kiej na­tu­rze, i bro­nił się niby roz­wście­czo­ny lew. Jed­nak­że szla­chet­ne drze­wo ro­dzi­ło w mia­rę upły­wu cza­su co­raz słod­sze owo­ce, i co­raz wy­raź­niej się ob­ja­wia­ło mimo wście­kło­ści i sza­leń­stwa dia­bła, aż w koń­cu na­sta­ła ja­sność. Al­bo­wiem na ko­rze­niu szla­chet­ne­go drze­wa wy­rósł pęd zie­lo­ny i ko­rzeń ów otrzy­mał soki i ży­cie, i dany mu był duch drze­wa, któ­ry opro­mie­nił szla­chet­ne drze­wo swą wspa­nia­łą siłą i mocą, i ta­koż na­tu­rę, w któ­rej owo drze­wo wzra­sta­ło.

A gdy to się sta­ło, roz­war­ły się w na­tu­rze wro­ta do po­zna­nia obu ja­ko­ści: złej i do­brej, i ob­ja­wi­ło się wszyst­kim lu­dziom na zie­mi nie­bie­skie Je­ru­za­lem oraz kró­le­stwo pie­kieł. I ro­ze­szły się świa­tło i głos na czte­ry świa­ta stro­ny, a fał­szy­wy ku­piec z po­łu­dnia ujaw­nił się cał­ko­wi­cie; znie­na­wi­dzi­li go jego lu­dzie i wy­ple­ni­li do szczę­tu.

A gdy to się sta­ło, uschło tak­że dzi­kie drze­wo na pół­no­cy, a lud wszel­ki na­wet na naj­dal­szych wy­spach świę­te drze­wo po­dzi­wiał. I ujaw­nił się ksią­żę ciem­no­ści, od­kry­to jego ta­jem­ni­ce, a wszy­scy lu­dzie na zie­mi uj­rze­li i po­zna­li jego hań­bę, szy­der­stwo i ze­psu­cie, al­bo­wiem sta­ło się świa­tło. Lecz było tak tyl­ko przez czas krót­ki, bo oto lu­dzie po­rzu­ci­li świa­tło i żyli w żą­dzy ciał swo­ich ku ze­psu­ciu zmie­rza­jąc; al­bo­wiem tak jak roz­war­ły się wro­ta świa­tła, tak i wro­ta ciem­no­ści sta­nę­ły otwo­rem, i wy­cho­dzi­ły z nich obu siły roz­ma­ite i prze­róż­ne sztu­ki.

Jako że lu­dzie żyli od po­cząt­ku w gąsz­czu dzi­kiej na­tu­ry, tyl­ko na rze­czy ziem­skie zwa­ża­jąc, tak więc na koń­cu nie mo­gło być le­piej, ale tyl­ko go­rzej. Wie­le gwał­tow­nych burz prze­ciw­ko wscho­do­wi i pół­no­cy po­środ­ku tego cza­su na za­cho­dzie roz­nie­co­nych zo­sta­ło; z pół­no­cy na­to­miast ru­nę­ła na świę­te drze­wo rwą­ca rze­ka, nisz­cząc wie­le jego ga­łę­zi, a po­środ­ku rze­ki sta­ło się świa­tło i uschło dzi­kie drze­wo na pół­no­cy. I roz­gnie­wał się ksią­żę ciem­no­ści w wiel­kiej po­żą­dli­wo­ści na­tu­ry; al­bo­wiem wzbu­rzo­ne, świę­te drze­wo w na­tu­rze chcia­ło się pod­nieść i za­pa­lić w uwiel­bie­niu świę­te­go. Bo­że­go ma­je­sta­tu, i zro­dzić z sie­bie złość, któ­ra tak dłu­go była mu prze­ciw­na i prze­ciw­ko nie­mu wal­czy­ła. Rów­nie sro­go wzbu­rzy­ło się drze­wo ciem­no­ści, wście­kło­ści i ze­psu­cia, któ­re wkrót­ce za­pa­lo­nym być mia­ło, i wy­ru­szył z nie­go ksią­żę ze swy­mi le­gio­na­mi, aby znisz­czyć szla­chet­ny owoc do­bre­go drze­wa. – I było okrop­nie w ja­ko­ści wście­kłej, w któ­rej miesz­ka ksią­żę ciem­no­ści; mó­wiąc ludz­kim ję­zy­kiem – było to jak nad­cią­ga­ją­ca, okrop­na bu­rza, co prze­ra­ża mno­gi­mi bły­ska­wi­ca­mi i strasz­ną wi­chu­rą. Na­to­miast w ja­ko­ści do­brej, w któ­rej sta­ło świę­te drze­wo ży­cia, było cał­kiem przy­jem­nie, słod­ko i roz­kosz­nie, ni­czym w kró­le­stwie ra­do­ści. Jed­no i dru­gie bu­rzy­ło się prze­ciw so­bie tak gwał­tow­nie, że za­pło­nę­ły w mgnie­niu oka cała na­tu­ra i obie ja­ko­ści.

Ogień Du­cha Świę­te­go za­pa­lił drze­wo ży­cia w jego wła­snej ja­ko­ści, i pło­nę­ła jego ja­kość w ogniu nie­biań­skiej ra­do­ści w nie­zba­da­nym świe­tle i czy­sto­ści. W ogniu tym ja­ko­ścio­wa­ły się wszyst­kie gło­sy albo nie­biań­skie ra­do­ści, któ­re od za­wsze były w ja­ko­ści do­brej, a świa­tło Trój­cy Świę­tej świe­ci­ło w drze­wie ży­cia, wy­peł­nia­jąc całą ja­kość, w któ­rej to drze­wo sta­ło.

A drze­wo ja­ko­ści wście­kłej, któ­ra jest inną czę­ścią na­tu­ry, tak­że zo­sta­ło za­pa­lo­ne i pło­nę­ło pło­mie­niem pie­kiel­nym w ogniu gnie­wu Bo­że­go, a źró­dło wście­kło­ści wez­bra­ło aż do wiecz­no­ści, a ksią­żę ciem­no­ści po­zo­stał wraz ze swo­imi le­gio­na­mi w ja­ko­ści wście­kłej jako w swo­im kró­le­stwie. Prze­mi­nę­ła w tym ogniu zie­mia, gwiaz­dy i ele­men­ty; każ­de bo­wiem spło­nę­ło rów­no­cze­śnie w ogniu swo­jej ja­ko­ści i wszyst­ko się roz­łą­czy­ło. Al­bo­wiem po­ru­szył się Sta­rzec , w któ­rym jest cała siła i są wszyst­kie stwo­rze­nia, i wszyst­ko, co tyl­ko na­zwa­nym być może, a siły nie­ba, gwiazd i ele­men­tów znów sta­ły się sła­be i przy­bra­ły taki kształt, jaki mia­ły przed dzie­łem stwo­rze­nia. Same tyl­ko ja­ko­ści do­bra i zła, któ­re w na­tu­rze były jed­na w dru­giej, te­raz zo­sta­ły roz­łą­czo­ne, a ja­kość zła księ­ciu zło­ści i wście­kło­ści jako wiecz­ne miesz­ka­nie daną była, a to ozna­cza pie­kło bądź od­rzu­ce­nie, któ­re­go ja­kość do­bra w wiecz­no­ści ani ob­jąć, ani do­tknąć nie może, to za­po­mnie­nie do­bra wszel­kie­go w jego wiecz­no­ści.

W dru­giej ja­ko­ści, co ma źró­dło w Trój­cy Świę­tej i ją Duch Świę­ty roz­świe­tla, sta­ło drze­wo ży­cia wiecz­ne­go. I wy­szli z niej wszy­scy lu­dzie, któ­rych lę­dź­wie pierw­sze­go czło­wie­ka Ada­ma zro­dzi­ły – każ­dy z nich w swo­jej sile i ja­ko­ści, w ja­kiej wzra­stał na zie­mi. Je­dli z do­bre­go drze­wa na zie­mi, któ­re się zwie Je­zu­sem Chry­stu­sem, i wy­try­snę­ło w nich mi­ło­sier­dzie Boże na ra­dość wiecz­ną, i mie­li w so­bie siłę ja­ko­ści do­brej. Ci zo­sta­li przy­ję­ci do ja­ko­ści do­brej i świę­tej, śpie­wa­li pieśń ich ob­lu­bień­ca, każ­dy swo­im gło­sem i we­dle po­boż­no­ści swo­jej.

Tak­że i ci – wśród nich wie­lu po­gan, ludy wszel­kie i lu­dzie nie­god­ni – któ­rzy w świe­tle na­tu­ry i du­cha zro­dzo­ny­mi byli, a choć na zie­mi drze­wa ży­cia nig­dy nie roz­po­zna­li, to jed­nak wzra­sta­li w cie­niu jego siły wszyst­kie ludy zie­mi obej­mu­ją­cym, tak­że i ci zo­sta­li przy­ję­ci do tej sa­mej siły, w któ­rej wzra­sta­li i któ­rą duch ich był okry­ty; śpie­wa­li pieśń swo­jej siły o szla­chet­nym drze­wie ży­cia wiecz­ne­go; każ­de bo­wiem wy­sła­wia­no we­dle jego siły.

I zro­dzi­ła świę­ta na­tu­ra peł­ne ra­do­ści, nie­biań­skie owo­ce, a tak jak na zie­mi w obu ja­ko­ściach owo­ce złe i do­bre zro­dzi­ła, tak te­raz wy­da­ła owo­ce nie­biań­skie i peł­ne ra­do­ści. A rów­ni anio­łom lu­dzie Je­dli owo­ce – każ­dy we­dle swo­jej ja­ko­ści – i śpie­wa­li pieśń Boga i pieśń o drze­wie ży­cia wiecz­ne­go. I było to w Bogu Ojcu niby nie­biań­ska mu­zy­ka, niby ra­dość try­um­fu­ją­ca; al­bo­wiem po to wszyst­kie rze­czy na po­cząt­ku z Ojca uczy­nio­ne zo­sta­ły i tak po­zo­sta­nie na wie­ki wie­ków.

Tak­że i ci, co na zie­mi w sile drze­wa gnie­wu wzra­sta­li, to zna­czy ci, któ­rzy – po­ko­na­ni przez ja­kość wście­kłą – uschli w zło­ści ich du­cha i w grze­chach swo­ich, tak­że i ci – każ­dy we­dle siły swo­jej – wy­szli i zo­sta­li przy­ję­ci do kró­le­stwa ciem­no­ści, a każ­dy z nich zo­stał za­klę­ty w sile, w któ­rej wzra­stał; ich król zo­wie się Lu­cy­fer, to zna­czy wy­pę­dzo­ny ze świa­tło­ści.

I wy­da­ła ja­kość pie­kiel­na owo­ce, jak to uczy­ni­ła t tak­że na zie­mi; ale zro­dzi­ła je tyl­ko w swej wła­snej ja­ko­ści, bo­wiem do­bro było od niej od­dzie­lo­ne. A po­dob­ni do du­chów lu­dzie oraz dia­bły je­dli owo­ce swo­jej ja­ko­ści; al­bo­wiem tak jak na zie­mi lu­dzie nie są wszy­scy w jed­nej ja­ko­ści, lecz się mię­dzy sobą róż­nią, tak samo jest z wy­pę­dzo­ny­mi du­cha­mi, z anio­ła­mi i ludź­mi w nie­biań­skiej wspa­nia­ło­ści i tak bę­dzie na wie­ki wie­ków. Amen.

Oto, ła­ska­wy czy­tel­ni­ku, krót­ka opo­wieść o obu ja­ko­ściach w na­tu­rze od po­cząt­ku do koń­ca, a tak­że o tym, jak po­wsta­ły z nich oba kró­le­stwa: nie­bie­skie i pie­kiel­ne, a tak­że o tym, jak się ze sobą zma­ga­ją i co się z nimi sta­nie w przy­szło­ści.

Księ­dze mo­jej taki oto nada­łem ty­tuł: Ko­rzeń albo mat­ka fi­lo­zo­fii, astro­lo­gii i teo­lo­gii. Wiedz za­tem, o czym owa księ­ga trak­tu­je.

1. Przez fi­lo­zo­fię bę­dzie mowa o Bo­żej sile, o tym, czym jest Bóg i w jaki spo­sób jest w Bo­żej Isto­cie na­tu­ra, gwiaz­dy i ele­men­ty, a tak­że o tym, skąd rzecz wszel­ka ma swój po­czą­tek, ja­kie są nie­bo i zie­mia, anio­ły, lu­dzie i dia­bły, jako też nie­bo i pie­kło, i wszyst­ko, co jest ele­men­to­we; bę­dzie też mowa o tym, czym są obie ja­ko­ści w na­tu­rze – z praw­dzi­we­go grun­tu po­zna­nia du­cha, w po­pę­dzie i wzbu­rze­niu Boga.

2. Przez astro­lo­gię bę­dzie mowa o si­łach na­tu­ry, gwiazd i ele­men­tów, o tym, jak z nich wy­szły wszyst­kie stwo­rze­nia, jak owe siły wszyst­ko na­pę­dza­ją, wszyst­kim rzą­dzą i we wszyst­kim dzia­ła­ją, rów­nież o tym, jak zło i do­bro dzia­ła po­przez nie w lu­dziach i zwie­rzę­tach, z cze­go pa­no­wa­nie zła i do­bra nad tym świa­tem i ich w nim obec­ność wy­ni­ka, a tak­że o tym, jak na tym świe­cie kró­le­stwo pie­kiel­ne i kró­le­stwo nie­bie­skie Ist­nie­ją. – A nie jest moim za­mia­rem, iż­bym miał opi­sy­wać gwiazd wszyst­kich prze­bieg, miej­sce i na­zwy, albo to, ja­kie są ich co­rocz­ne ko­niunk­cje, opo­zy­cje lub kwa­dra­ty, albo to wszyst­ko, co się dzie­je każ­de­go roku i każ­dej go­dzi­ny, a co w cią­gu wie­lu lat przez uczo­nych, mą­drych i ro­zum­nych lu­dzi dzię­ki ich pil­nym ob­ser­wa­cjom, uwa­dze, głę­bo­kie­mu na­my­sło­wi i ob­li­cze­niom zba­da­ne zo­sta­ło. Zo­sta­wiam więc uczo­nym to, cze­go sam ani nie stu­dio­wa­łem, ani się nie uczy­łem; al­bo­wiem moim za­mia­rem jest pi­sać we­dle du­cha i ro­zu­mu, a nie po­dług oglą­du.

3. Przez teo­lo­gię bę­dzie mowa o kró­le­stwie Chry­stu­so­wym, o tym. Ja­kie ono jest. Jak się prze­ciw­sta­wia kró­le­stwu pie­kieł, jak z nim wal­czy w na­tu­rze i spie­ra się, a tak­że o tym, jak lu­dzie dzię­ki wie­rze i Du­cho­wi mogą po­ko­nać kró­le­stwo pie­kieł, za­try­um­fo­wać w Bo­żej sile i uzy­skaw­szy zba­wie­nie, od­nieść nad nim zwy­cię­stwo; bę­dzie mowa też o tym, jak czło­wiek po­przez dzia­ła­nie ja­ko­ści pie­kiel­nej sam się wpę­dza w ze­psu­cie, i wresz­cie o tym, jaki ob­rót we­zmą spra­wy w jed­nym i dru­gim przy­pad­ku.

Pierw­sza część ty­tu­łu dzie­ła: "Wschód Ju­trzen­ki" jest ta­jem­ni­cą, mi­ste­rium ukry­tym przed ludź­mi mą­dry­mi i ro­zum­ny­mi na tym świe­cie, któ­re­go sami wkrót­ce będą mu­sie­li do­świad­czyć. Dla tych na­to­miast, któ­rzy księ­gę tę w pro­sto­cie du­cha i po­żą­da­niu Du­cha Świę­te­go czy­tać będą, tyl­ko w Bogu na­dzie­ję po­kła­da­jąc, nie bę­dzie żad­nej ta­jem­ni­cy, lecz zro­zu­mie­nie po­wszech­ne. – Nie chcę więc ob­ja­śniać owe­go ty­tu­łu, po­zo­sta­wia­jąc to bez­stron­ne­mu czy­tel­ni­ko­wi, któ­ry pę­dzi w do­brej ja­ko­ści tego świa­ta.

A gdy nad tą księ­gą za­sią­dzie mistrz prze­mą­drza­lec, któ­ry się ja­ko­ściu­je w ja­ko­ści wście­kłej, bę­dzie on trzy­mał stro­nę prze­ciw­ną, tak jak kró­le­stwa nie­bie­skie i pie­kiel­ne wza­jem­nie się prze­ciw­ko so­bie bu­rzą i są so­bie prze­ciw­ny­mi. Ów czło­wiek po­wie przede wszyst­kim, że unio­słem się zbyt wy­so­ko ku bo­sko­ści, co mi wca­le nie przy­stoi. Na­stęp­nie stwier­dzi, że sko­ro szczy­cę się Du­chem Świę­tym, to po­wi­nie­nem nim tak­że żyć, a ta­kie ży­cie czy­nio­ny­mi cu­da­mi za­świad­czać. Po trze­cie po­wie, że czy­nię to, co czy­nię z żą­dzy sła­wy. Po czwar­te – że nie je­stem do tego dość uczo­ny. A po pią­te bar­dzo go roz­gnie­wa wiel­ka pro­sto­ta au­to­ra, jest bo­wiem tak na świe­cie, że pa­trzy się na to, co wy­so­ko, a pro­sto­ta gniew jeno bu­dzi.

Stron­ni­czym prze­mą­drzal­com chciał­bym prze­ciw­sta­wić pra­oj­ców z pierw­sze­go świa­ta – tak samo ma­łych, po­gar­dza­nych lu­dzi, prze­ciw któ­rym wście­kał się i sza­lał świat i dia­beł, jak to było za cza­sów He­no­cha, gdy świą­to­bli­wi oj­co­wie po raz pierw­szy gło­si­li po­tęż­nym gło­sem imię Pań­skie; choć nie wstą­pi­li cia­łem do nie­ba, to prze­cież wi­dzie­li wszyst­ko wła­sny­mi oczy­ma, a to za spra­wą Du­cha Świę­te­go, któ­ry się w ich du­chu ob­ja­wił. Póź­niej wi­dzi­my to na in­nym świe­cie tak­że u świę­tych pra­oj­ców, pa­triar­chów i pro­ro­ków, że byli oni pro­sty­mi ludź­mi, po czę­ści na­wet tyl­ko pa­stu­cha­mi. Tak­że Chry­stus Zba­wi­ciel, bo­ha­ter boju z na­tu­rą, stał się czło­wie­kiem, acz­kol­wiek był za­ra­zem księ­ciem i kró­lem ludz­ko­ści; mimo to prze­by­wał na tym świe­cie w wiel­kiej pro­sto­cie i był tego świa­ta pro­stym za­le­d­wie miesz­kań­cem; tak­że jego apo­sto­ło­wie byli ubo­gi­mi, po­gar­dza­ny­mi ry­ba­ka­mi i zwy­kły­mi ludź­mi. Chry­stus na­wet dzię­ku­je Ojcu nie­bie­skie­mu, że za­krył przed mą­dry­mi i roz­trop­ny­mi to, co ob­ja­wił pro­stacz­kom. Wi­dzi­my za­ra­zem, że byli rów­nie nędz­ny­mi grzesz­ni­ka­mi no­szą­cy­mi w so­bie oba po­pę­dy na­tu­ry: ten zły i ten do­bry. To nie żą­dza sła­wy, ale po­pęd Du­cha Świę­te­go spra­wił, że na­wo­ły­wa­li do wal­ki z grze­cha­mi świa­ta i wła­sny­mi i że grze­chy te po­tę­pia­li. I ni­cze­go nie mo­gli mieć z wła­snych sił i zdol­no­ści, ani dać żad­ne­go po­ucze­nia o ta­jem­ni­cach Bo­żych, bo­wiem to wszyst­ko sta­ło się wy­łącz­nie z po­pę­du Boga.

Tak więc nie mogę po­wie­dzieć, na­pi­sać ani po­chwa­lić w so­bie sa­mym ni­cze­go, jak tyl­ko to, żem pro­sta­czek i nędz­ny grzesz­nik, któ­ry co­dzien­nie musi pro­sić:

Pa­nie, od­puść nam na­sze winy! i po­wia­dać za Apo­sto­ła­mi: Zba­wi­łeś nas. Pa­nie, przez krew swo­ją! Ja tak­że nie wstą­pi­łem do nie­ba i nie wi­dzia­łem wszyst­kich dzieł i stwo­rzeń Bo­żych, al­bo­wiem to nie­bo ob­ja­wi­ło się w moim du­chu i w du­chu roz­po­zna­ję dzie­ła i stwo­rze­nia Boże; a i wola po temu nie jest moją na­tu­ral­ną wolą, jeno po­pę­dem Du­cha, przez co nie­je­den z upad­ków dia­bła znieść mi przy­szło. Duch czło­wie­ka nie po­cho­dzi tyl­ko z gwiazd i ele­men­tów, bo­wiem jest w nim ukry­ta tak­że iskier­ka świa­tła i siły Bo­żej. Nie na próż­no jest za­pi­sa­ne w I Księ­dze Moj­że­szo­wej: "I stwo­rzył Bóg czło­wie­ka na ob­raz swój. Na ob­raz Boga stwo­rzył go" A sło­wa te ta­kie mają zna­cze­nie, że czło­wiek z ca­łej isto­ty bo­sko­ści zo­stał uczy­nio­ny.

Cia­ło jest z ele­men­tów, dla­te­go musi mieć ele­men­to­we po­ży­wie­nie. Du­sza na­to­miast nie ma swe­go źró­dła je­dy­nie w cie­le; jak­kol­wiek w cie­le po­wsta­je i cia­ło jest jej pierw­szym po­cząt­kiem, to prze­cież przyj­mu­je swe źró­dło tak­że z ze­wnątrz; tu­taj rów­nież pa­nu­je Duch Świę­ty w taki spo­sób, w jaki wszyst­ko wy­peł­nia i w jaki wszyst­ko jest w Bogu, a Bóg sam jest wszyst­kim.

Po­nie­waż Duch Świę­ty ma w du­szy na­tu­rę ele­men­to­wą jako owej du­szy wła­sność, dla­te­go zgłę­bia ona taj­ni­ki za­rów­no bo­sko­ści, jak też na­tu­ry; al­bo­wiem jej źró­dło i po­cho­dze­nie z isto­ty ca­łej bo­sko­ści się wy­wo­dzi. A gdy ją Duch Świę­ty za­pa­li, wi­dzi to, co czy­ni Bóg Oj­ciec, tak jak syn, któ­ry wi­dzi, co jego oj­ciec w domu czy­ni; jest ona do­mow­ni­kiem albo dziec­kiem w domu Ojca nie­bie­skie­go. A tak jak oko ludz­kie się­ga aż do gwiazd, z któ­rych się wy­wo­dzi, tak też du­sza się­ga spoj­rze­niem aż do Bo­żej isto­ty, w któ­rej żyje.

Ale jej po­zna­nie jest ułom­ne, bo­wiem du­sza ma swe źró­dło tak­że w na­tu­rze, w któ­rej jest zło i do­bro, a du­sza czło­wie­ka upa­dłe­go we wście­kłość na­tu­ry co­dzien­nie i co go­dzi­na grze­cha­mi spla­mio­na zo­sta­je; tak więc wście­kłość, co jest w na­tu­rze, pa­nu­je rów­nież w du­szy. Na­to­miast Duch Świę­ty nie wcho­dzi do wście­kło­ści, lecz pa­nu­jąc w źró­dle du­szy, któ­re jest w świa­tło­ści Boga, wal­czy ze wście­kło­ścią w du­szy. Dla­te­go du­sza nie osią­gnie w tym ży­ciu peł­ne­go po­zna­nia, aż na koń­cu roz­dzie­lą się świa­tło i ciem­ność, a zie­mia po­chło­nie wście­kłość wraz z cia­łem; wte­dy to du­sza uj­rzy ja­sno i w ca­łej oka­za­ło­ści Boga Ojca. Je­śli na­to­miast du­szę za­pa­li Duch Świę­ty, to za­try­um­fu­je ona w cie­le na po­do­bień­stwo wiel­kie­go ognia, a ser­ce i ner­ki za­drżą z ra­do­ści. Jed­na­ko­woż to nie wiel­kie i do­głęb­ne po­zna­nie Boga Ojca, ale jego umi­ło­wa­nie w ogniu Du­cha Świę­te­go try­um­fo­wać bę­dzie.

I wscho­dzi ziar­no po­zna­nia Boga w ogniu Du­cha Świę­te­go, i jest wprzó­dy tak ma­leń­kie, jako ziarn­ko gor­czy­cy z przy­po­wie­ści Je­zu­sa w Ewan­ge­lii św. Ma­te­usza a gdy uro­śnie, sta­je się drze­wem i roz­po­ście­ra swe ko­na­ry w Bogu Stwo­rzy­cie­lu; a tak jak kro­pla w mo­rzu moc ma nie­wiel­ką, tak wiel­ka rze­ka, któ­ra do nie­go wpły­wa, o wie­le wię­cej uczy­nić może.

I jest w Bogu to, co prze­szłe, te­raź­niej­sze i przy­szłe, dal, głę­bia i wy­ży­ny, oraz to, co bli­skie i to, co da­le­kie jako rzecz jed­na, jako to, co zro­zu­mia­łe ; a po­boż­na du­sza ludz­ka wi­dzi to też na tym świe­cie, acz­kol­wiek tyl­ko w czę­ści nie­wiel­kiej. Czę­sto nie do­strze­ga, że nie wi­dzi ni­cze­go; al­bo­wiem dia­beł, któ­ry jest w źró­dle wście­kło­ści, co się w du­szy znaj­du­je, cięż­kie jej cio­sy za­da­je i czę­sto szla­chet­ne ziarn­ko gor­czy­cy ukry­wa; oto, dla­cze­go czło­wiek nie­ustan­nie wal­czyć musi.

W taki to spo­sób i tak po­zna­nie Du­cha poj­mu­jąc, będę pi­sał w ni­niej­szej księ­dze o Bogu Ojcu na­szym, w któ­rym jest wszyst­ko i któ­ry jest wszyst­kim; będę trak­to­wał o tym, jak wszyst­ko się roz­dzie­li­ło i ele­men­to­wym sta­ło, a tak­że o tym, jak wszyst­ko w ca­łym drze­wie ży­cia po­stę­pu­je i jak się po­ru­sza.

Tu­taj wła­śnie uj­rzysz praw­dzi­wy grunt Boga i to, jaka była jed­na Isto­ta przed cza­sem tego świa­ta; po­wiem też o tym, jak i z cze­go świę­te anio­ły stwo­rzo­ne zo­sta­ły, i o strasz­li­wym upad­ku Lu­cy­fe­ra i jego za­stę­pów opo­wiem; bę­dzie mowa też o tym, z cze­go nie­bo, zie­mia, gwiaz­dy i ele­men­ty, jako też w zie­mi me­ta­le, ka­mie­nie i wszyst­kie stwo­rze­nia uczy­nio­ne zo­sta­ły; ja­kież są na­ro­dzi­ny ży­cia i cie­le­sność wszyst­kich rze­czy; czym­że jest praw­dzi­we nie­bo, w któ­rym miesz­ka Bóg ze świę­ty­mi po­spo­łu, a tak­że o tym, czym jest gniew Boży i ogień pie­kiel­ny, i jak wszyst­ko za­pa­lo­ne zo­sta­ło. Sum­ma su­ma­rum zo­ba­czysz, co i w jaki spo­sób jest Isto­tą wszyst­kich istot.

Pierw­szych sie­dem roz­dzia­łów trak­tu­je za po­mo­cą prze­no­śni bar­dzo po­bież­nie i przy­stęp­nie o isto­cie Boga i anio­łów, aby czy­tel­nik mógł krok po kro­ku do­trzeć do głę­bo­kie­go sen­su i praw­dzi­we­go grun­tu. W roz­dzia­le ósmym na­to­miast za­czy­na się głę­bia w Bo­żej isto­cie, a im da­lej, tym jest ona więk­sza. A nie­któ­ra spe­cies nie­raz po­wtó­rzo­na i co­raz do­kład­niej opi­sa­na bę­dzie. Iżby czy­tel­ni­ka, a i mo­jej wła­snej, upo­rczy­wej do­cie­kli­wo­ści za­dość uczy­nić.

A to, co w tej księ­dze wyda ci się nie dość do­kład­nie wy­ja­śnio­ne, uznasz póź­niej za ja­sne i kla­row­ne; al­bo­wiem na­sze po­zna­nie jest z po­wo­du ze­psu­cia na­sze­go nie­do­sko­na­łe i ułom­ne, acz­kol­wiek ta oto księ­ga jest cu­dem świa­ta, któ­ry dla du­szy po­boż­nej za­pew­ne zro­zu­mia­ły bę­dzie.

To po­wie­dziaw­szy, czy­tel­ni­ka ła­god­nej i świę­tej mi­ło­ści Boga po­le­cam.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: