- W empik go
Popiel - ebook
Popiel - ebook
Dawno, dawno temu, w czasach, które zaginęły już w pomroce dziejów, ziemiami naszych przodków wstrząsnął potężny konflikt pomiędzy potomkami króla Anta. Umierający monarcha przekazał władzę swoim synom Lechowi i Krakowi, dzieląc między nich kraj i nakazując wspólną obronę ojcowizny przed najazdem koczowników ze wschodu. Bracia uszanowali wolę ojca i walczyli ramię w ramię, wspierali się w rządach. Założyli własne rody, poślubili wybranki swoich serc i doczekali się potomstwa.
Z upływem lat Lechitów skaził pradawny mrok, który od zarania czasów skrywał się w kniejach otaczających Kruszwicę. Niczym rak począł toczyć ród Lecha, a zwłaszcza kniazia Popiela, który oddał się całkowicie czarnoksięskim praktykom i pojął wiedźmę za żonę.
Wybuchła wojna domowa, brat stanął przeciw bratu, mrok przeciw jasności, zło przeciw dobru…
Poznaj opowieść o naszych przodkach z czasów przed nastaniem mrocznych wieków. Opowieści o honorze, miłości i poświęceniu.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7995-457-5 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ród Lecha
Lech – wódz Antów/Lechitów
Nija – córka Derwana, knezia Goplan, wieszczka na Orlim Gnieździe, później żona Lecha i matka Popiela
Popiel – syn Lecha i Nii, władca krain Lechitów, czarnoksiężnik
Jaga – żona Popiela, pomorska wiedźma
Ród Wisława
Wisław – pokonany kneź Wiślan, później władca wodnego ludu
Wiła – jego żona, matka Kolady, Welindy i Rzepichy
Kolada – wodna boginka, córka Wisława i Wiły, pierwsza żona Kraka, matka Krakusa i Leszka
Welinda – wodna boginka i czarownica, córka Wisława i Wiły, uczennica Jagi, kochanka, później trzecia żona Kraka, matka Wandy
Rzepicha – wodna boginka, córka Wisława i Wiły, żona Piasta, matka Ziemowita
Ród Kraka
Krak – młodszy brat Lecha, wódz Antów, później władca Wiślan, ojciec Krakusa, Leszka, Piasta i Wandy
Wesna – pasierbica Jagi, druga żona Kraka, matka Piasta
Krakus – syn Kraka i Kolady, książę następca tronu, później wędrowny guślarz
Leszek – syn Kraka i Kolady, książę malkontent, później wędrowny guślarz
Wanda – półboginka, córka Kraka i Welindy, wojowniczka, przywódczyni Samożonek
Piast – syn Wesny i Kraka, ojciec Ziemowita, „biały” czarodziej, później władca zjednoczonych Polan
Ziemowit – syn Piasta i Rzepichy, późniejszy władca Polan
Pozostali
Kościej – doradca Popiela, kapłan Chorsa i czarnoksiężnik
Madej – przywódca górskich skrzatów rozbójników, potem wojewoda krakowski
Bohord – kagan Obrów, sojusznik Popiela
Skrzek – kapłan Strzyboga i wróżbita Wiślan
Rutger – najemnik germański, Popiel wcielony
Zgub – szewczyk krakowski, przyjaciel Wandy z dzieciństwaOD AUTORA
Smocza klątwa rodu Kraka, Kołowrót Piasta, czyli jak Popiel powstał z popiołów
Popiel to wielowątkowa słowiańska epopeja, osnuta na bogatym tle rodzimych podań, mitów i baśni. Ukazuje pierwotne wyobrażenia o tej części ludów słowiańskich, z których w przyszłości miał powstać naród polski. Walki Lechitów i Wiślan przedstawione są także w powiązaniu z mityczną wizją świata i wierzeniami naszych przodków. (Każdego, kto chciałby dokładniej je poznać, zachęcam do przeczytania moich Darów bogów). Pradawne opowieści o Lechu, Kraku, Wandzie, Popielu i Piaście zostały w niej urozmaicone i przekształcone, jednak z zachowaniem ich podstawowych, znanych każdemu od dziecka składników.
Jakie czynniki podziałały na moją wyobraźnię i skąd czerpałem pomysły? Odpowiedź jest prosta i zarazem skomplikowana.
Sięgając na przykład po najstarszy zapis podań krakowskich, zawarty w Kronice polskiej Wincentego Kadłubka, i traktując go jako punkt wyjścia, możemy wyróżnić trzy podstawowe elementy: walkę Kraka i jego synów ze smokiem, bratobójczą zbrodnię młodszego syna i szczególną pozycję Wandy jako ostatniej dziedziczki rodu. I chociaż średniowieczny dziejopis dodał też sporo własnych, pseudohistorycznych fantazji (chociażby fikcyjne boje praprzodków z Aleksandrem Macedońskim i Juliuszem Cezarem), zdolni jesteśmy wyłuskać z Kroniki… zrąb opowieści.
Pokonanie smoka przez władcę, założyciela grodu i prawodawcę, można uznać za kolejną wersję archetypu praindoeuropejskiego, w tym również słowiańskiego mitu o zmaganiach słonecznego bóstwa Swaroga/Peruna, uosabiającego prawo i porządek, ze Żmijem reprezentującym siły chaosu i śmierci. Mit ten został przekonująco zrekonstruowany przez Aleksandra Gieysztora (Mitologia Słowian, wyd. III, Warszawa 2006) na podstawie źródeł etnograficznych i omówiony szerzej na bogatym tle kulturowym przez Andrzeja Szyjewskiego (Religia Słowian, Kraków 2003). W takim kontekście należy przyjąć, że opowieść o rodzie Kraka nie była całkowicie dowolnym wymysłem średniowiecznego kronikarza, lecz najprawdopodobniej zaczerpnął jej zasadnicze komponenty z miejscowych podań, w których zachowała się pradawna symbolika rodzimych wierzeń. Podanie o Smoku Wawelskim można potraktować też jako metaforyczną odmowę składania ludzkich ofiar bóstwu podziemnemu, w tym wypadku Welesowi, reprezentowanemu przez Żmija. Krak, witeź słonecznych bogów i jego synowie sprzeciwiają się temu, zabijając smoka, tak jak Perun zwalcza każdej wiosny z pomocą płanetników wiążące wody żmije, kryjące się w skłębionych cielskach burzowych chmur. W podaniu zachowały się więc być może ślady jednego z podstawowych słowiańskich mitów obrazujących wieczną walkę światłości z ciemnością, dnia z nocą, wiosny z zimą i życia ze śmiercią.
Rywalizacja dwóch synów Kraka odzwierciedla z kolei klasyczny mit indoeuropejski o walce słońca z księżycem, jeśli weźmiemy pod uwagę przewijający się często w słowiańskich baśniach konflikt sił solarnych i lunarnych, to jest współzawodnictwo słonecznego brata z młodszym, księżycowym. Zwykle w tego rodzaju narracjach jeden z braci ginie zgładzony przez drugiego lub naprzemiennie któryś z nich zyskuje przewagę, tak jak dzieje się to z żywiołami przyrody.
Warto przy okazji zauważyć, że Wincenty Kadłubek nic nie wiedział o żadnym szewczyku Skubie. W jego wersji legendy pokonali smoka Krak i młodzi książęta. Postać ta pojawiła się grubo później, bo dopiero w 1597 roku, w opracowanej przez Joachima Bielskiego kronice jego ojca, Marcina. Ponadto Bartosz Paprocki umieścił ją w legendzie herbowej rodu Awdańców, a w XIX wieku trafiła do popularnych powiastek opracowywanych na użytek oświaty. W dzisiejszych czasach, jak zauważyłem, Skub jest ustawicznie mylony z szewczykiem Dratewką, tworem imaginacji Janiny Porazińskiej. W napisanej przez nią baśni pokonuje wprawdzie złą czarownicę, a nie smoka, jednakże chyba wykonywany zawód sprawia, że czytelnicy utożsamiają go błędnie z zupełnie inną postacią. Być może część „winy” ponosi także utwór Marii Kownackiej z 1935 roku Bajowe bajeczki…, w którym autorka dokonała kontaminacji dwóch pokrewnych motywów. Tak czy owak nieszczęsny szewczyk nadal pojawia się w opracowaniach dla dzieci. Uporczywa literacka egzystencja tej sztucznie doczepionej postaci kazała mi go potraktować dość obcesowo, co mam nadzieję, zostanie mi wybaczone.
Osobne miejsce zajmuje w narracji Kadłubka księżniczka Wanda, która w ujęciu kronikarza jest nie tylko dzielną wojowniczką broniącą kraju przed obcym najeźdźcą, ale także postacią nadludzką, mającą status półboskiej kapłanki rozkazującej potęgom natury. Przypomnijmy tu słynne, wielce zagadkowe słowa pokonanego agresora: „Wanda morzu, Wanda ziemi, obłokom niech Wanda rozkazuje, bogom nieśmiertelnym za swoich niech da się w ofierze…”. Nie wyglądają one na cytat z żadnego klasycznego dzieła (chociaż mistrz Wincenty szalenie lubił cytować) ani na autorski koncept, brzmią raczej jak fragment jakiegoś przedchrześcijańskiego rytuału. Możemy zatem ostrożnie założyć, że w tej części opowieści pojawia się pozostałość znacznie starszej tradycji ludowej, być może dziewiczych ofiar składanych wodzie, na skutek których poświęcone dziewczęta zamieniały się w baśniowe rusałki, wodnice i topielice.
Konstruując nową wersję klasycznych legend, czerpałem też inspiracje z literackich tradycji: romantycznej i neoromantycznej. W pierwszym rzędzie były to utwory Juliusza Słowackiego: Lilla Weneda (Lech jako krwawy najeźdźca; złowieszcza wiedźma uprawiająca czarną magię, aby wspomóc podbijany lud; bliźniaczy bracia obrońcy), niedokończony Krak (zbuntowany nastoletni Krakus zabawiający się w karczmie z podejrzaną kompanią) i Król-Duch (tamże matka Popiela nazywa go „synem popiołów”; konflikt Popiela z Lechem; próba uwiedzenia Wandy). Uważny czytelnik z pewnością wyłuska wiele innych nawiązań i nieco przewrotnie potraktowanych aluzji, zwłaszcza w początkowych rozdziałach.
Zasadniczą pożywką dla inspiracji stał się dla mnie poemat Wojciecha Dzieduszyckiego Baśń nad baśniami (Lwów 1889), stworzony u progu Młodej Polski i najprawdopodobniej nieświadomie antycypujący twórcze poszukiwania nadchodzącej epoki. Obecnie jest niestety niemal zupełnie nieznany i (niesłusznie według mnie) zapomniany. Jakie były przyczyny jego niepowodzenia? Można ich wskazać kilka. Autor miał ambitny zamysł wypełnienia pewnej luki kulturowej i stworzenia słowiańskiej epopei typu homeryckiego, jakiej brakowało w naszej literaturze. Miało to być dzieło na miarę nordyckiej Eddy lub co najmniej fińskiej Kalevali, spisanej nieco wcześniej (1835) przez Eliasa Lönrota. Niestety jako głównie prozaik i eseista, w swym wierszowanym eposie twórca nie sięgnął poetyckich wyżyn, (choćby na miarę Słowackiego czy wschodzącego wówczas talentu Stanisława Wyspiańskiego), popadając miejscami w nadmierną rozwlekłość i przegadanie. Jednakże wykazując niesamowitą erudycję i znawstwo tematu, stworzył na kanwie rodzimych legend barwną, fascynującą fabułę, pełną ciekawych, czasem zaskakujących, a jednak zgodnych z mitotwórczą konwencją pomysłów, nie burzących zasadniczo logiki ani sensu opowieści. Bogactwo treści i symboli zawartych w poemacie jest jego niezbywalną wartością, nawet jeśli w swoim czasie nie został doceniony. Ujmując tę kwestię na szerszym tle społecznym i historycznym, należy uwzględnić, że przeciętny polski czytelnik złakniony był w owych czasach przede wszystkim sentymentalnych patriotycznych powiastek pisanych „ku pokrzepieniu serc”. Utwór ewidentnie nie trafił na sprzyjający grunt, ponieważ literacka publiczność nie była jeszcze gotowa na tak nowatorskie, niekonwencjonalne ujęcie rodzimych mitów i legend. Kolejną przyczyną była postawa autora, który nie zabiegał zbytnio o uznanie krytyki czy poklask tłumów. Galicyjski dygnitarz, mąż stanu, słynny wykładowca i dziedzic ogromnej fortuny traktował własną działalność literacką jako rodzaj hobby, nie była ona podstawą materialną jego bytowania. A jednak utwór ten moim zdaniem wart jest, by ocalić go od zapomnienia, gdyż pomimo niedostatków formalnych zawiera sporo ciekawych konceptów fabularnych, nad którymi warto się pochylić.
Tworząc Baśń nad baśniami, był autor ewidentnie pod wpływem modnej wówczas teorii ujmującej legendarne motywy i postacie z rodzimych podań jako egzemplifikację zjawisk natury i przemian zachodzących w przyrodzie. Głównym jej przedstawicielem był Kazimierz Szulc, który w głośnej wtedy pracy Mityczna historia polska i mitologia słowiańska (Poznań 1880), tak na przykład ujmował dzieje Kraka i jego potomków:
„Zabójstwo smoka nic innego nie oznacza jak zwycięstwo światłości nad ciemnością, lata nad zimą, pierwiastka dobrego nad złym, bóstwa słońca nad księżycem. Ponieważ bóstwa słońca i księżyca, wedle wyobrażeń słowiańsko-polskich, były braćmi, więc Krakus, zabijając smoka, popełnił bratobójstwo, wskutek czego na czas jesieni i zimy poszedł na wygnanie, a rządy objęła bogini ziemi i wody Wanda. Wanda znów ze swej strony napastowana przez księcia ciemności i księżyca Rytygiera rzuciła się w nurty Wisły, a po niej rządzili w czasie zimy zmieniający się każdego miesiąca wojewodowie”.
Trzeba przyznać, że owe interpretacje nie miały rzetelnych podstaw naukowych, były jednak niewątpliwie kuszące pod względem literackim i mogły zainspirować niejednego twórcę. Dzieduszycki podążył w swoim utworze podobnym tropem, a chociaż brak jednoznacznych dowodów bezpośredniego wpływu stwierdzeń Szulca na zastosowane przez autora rozwiązania fabularne, nie sposób nie zauważyć, że chwilami analogie są wręcz uderzające:
Walka Kraka ze smokiem symbolizuje w tym aspekcie wiosenne słońce, triumfujące nad ciemnościami i chłodem zimy. Sam władca zamienia się potem w króla wężów – do czego jeszcze wrócę, omawiając Legendę Stanisława Wyspiańskiego.
Współzawodnictwo Krakusa i Leszka ujęte zostało w podobny archetypowy sposób: młodszy zabija pierworodnego, czym sprowadza zagładę na swój ród, wydając kraj na pastwę mrocznych knowań zimowego władcy, Popiela.
Wanda nie ulega zakusom niemieckiego zalotnika (zresztą kolejnego wcielenia „księcia ciemności”, pod postacią cudzoziemskiego gościa kryje się bowiem Popiel). Perypetie niedoszłego mariażu, zakończonego skokiem Wandy do Wisły, są więc w Baśni kolejnym etapem walki światła z ciemnością, gdyż pozorne samobójstwo księżniczki w rzecznych nurtach stanowi w istocie powrót do świata podwodnego, czyli jej naturalnego środowiska. W ostatecznym starciu Wanda pokonuje czarnego żmija, potwierdzając status niezłomnej słowiańskiej wojowniczki, ale także ziemno-wodnej rusałczanej boginki.
Ciekawe, że również Stanisław Wyspiański zaprezentował dość podobną interpretację dziejów rodu Kraka w napisanych – stosunkowo niedługo po ukazaniu się poematu galicyjskiego senatora – dwóch wersjach dramatu Legenda (opublikowanych kolejno w latach 1897 i 1904). Wybitny twórca wystylizował je na modłę greckich lub szekspirowskich tragedii, niezwykle przy tym komplikując perypetie podaniowych postaci. Aby je w pełni zrozumieć, najlepiej posłużyć się dłuższym cytatem z listu do recenzentki Marii Krzymuskiej, w którym następująco przedstawił oś dramaturgiczną utworu:
„Wanda jest córką Kraka i Wiślany i dlatego jest »rusalną«; o tym swoim pochodzeniu dowiaduje się przy śmierci braci i odtąd już z tą świadomością żyje… (…)
Zaś właśnie Smok-Żmij, o którym jest u mnie w balladach wzmianka, jest owym Krakiem ojcem, który przez króla Wód – Wiślana zamieniony w straszliwego gada zamieszkiwał w norach nad rzeką, pilnując skradzionego miecza. Syn zaś jego z wiecznie młodej Wiślany zrodzony, a wyrzucony na brzeg i wychowany przez chłopów, ani przeczuwał, że zabijając Smoka, ojca swego zabił zaklętego. Wiślana wychodzi nad wodę płakać swego dawnego kochanka, a pociesza ją Krak młody i rozmiłowuje się w niej, porywa przemocą opierającą się. Ta też Wiślana później porzuca w szuwarach Wandę-dziecko. A młody Krak, ożeniony z córką chłopa, ma jeszcze dwóch synów wprzódy. Znajdę-Wandę każe wychować u siebie i oto cały powód zamętu, i oto cały szereg zbrodni i win samowiednie lub bezwiednie spełnionych. Otóż mam zamiar do istniejących dwóch aktów Legendy dopisać poprzednie cztery”.
(Cytuję za: Julian Maślanka, Literatura a dzieje bajeczne, Warszawa 1990).
Autor niestety nie zrealizował owego zamiaru, co sprawia, że pogmatwana historia rodu Kraka pozostała opowiedziana jedynie w trzech wzmiankowanych „balladach” w sposób niezmiernie niejasny i niechronologiczny (poczynając jakby od końca całej historii). Dodatkowo utrudnia to percepcję i tak już niełatwego w odbiorze utworu, napisanego bowiem, zgodnie z panującą ówcześnie modą literacką, gwarą wsi podkrakowskich. Uznałem wszakże koncepty genialnego artysty za doskonały materiał fabularny, który postarałem się chociaż częściowo wyzyskać, tworząc własną wersję opowieści o rodzie Kraka. Od Wyspiańskiego przejąłem też kapitalny pomysł, by za właściwych Wiślan uznać lud wodników i rusałek.
W ujęciu Wyspiańskiego, podobnie jak u Dzieduszyckiego, Wanda jest „rusalna, wodna” i „upomina się o nią woda”, zaś jej skok do Wisły wcale nie kończy się śmiercią, lecz jest jedynie przejściem do świata podwodnego, czyli innego wymiaru jej egzystencji.
Przemiana Kraka w smoka-żmija wydaje się na pierwszy rzut oka dość ekscentrycznym pomysłem (jak pamiętamy, Dzieduszycki także zamienił go w gada), jednakże odnajdujemy relikty podobnego sposobu myślenia w legendzie z okolic Szklarskiej Poręby. Występuje w niej, jak informuje nas Księga smoków polskich (Bartłomiej Grzegorz Sala, Paweł Zych, Witold Vargas, Olszanica 2017), smok o imieniu Krak, który jest zresztą postacią pozytywną i pomaga zagubionej dziewczynie. Widzimy zatem, że podwójna tożsamość pogromcy smoka, który zwyciężając bestię chaosu przejął niejako jej zewnętrzne cechy, zapładniała wyobraźnię nie tylko wykształconych artystów, ale także ludowych bajarzy.
Wracając do Baśni nad baśniami i podsumowując jej ideową wymowę, możemy stwierdzić, że główne postacie, Popiel i Jaga, reprezentują niszczące potęgi przyrody, szczególnie zimowe okowy mrozu, natomiast Piast i Rzepicha uosabiają siły płodności zapewniające odrodzenie życia na ziemi i pomyślną przyszłość. Piast jest w epopei synem Kraka/Swaroga i wcieleniem Peruna, a jego żona Rzepicha morską boginką i panią wód dbającą o żyzność gleby. Autor całkiem dobrze posłużył się intuicją artystyczną i mitotwórczą fantazją. W wyobrażeniach naszych praprzodków stary rok, zastąpiony przez nowy, przedstawiony bywał jako okrutny tyran, obalony przez młodego władcę przynoszącego ludziom światło i dobro. Ten mityczny sposób myślenia znalazł odbicie w legendach jako pojawienie się dobrego rodu Piastów, który strącił z tronu starego, złego Popiela. Wojciech Dzieduszycki pomysłowo zmodyfikował wątki podaniowe zgodnie z główną koncepcją ukazania słowiańskich bogów i herosów jako wcielenia żywiołów i potęg natury.
Od dawna chodziła mi po głowie myśl, aby przetworzyć występujące w literaturze wątki podaniowe i stworzyć na ich kanwie własną wersję mającą wymiar przedchrześcijańskiej sagi z całym jej pierwotnym okrucieństwem. Osnutą na rodzimym tle mitologicznym i posiadającą specyficzny słowiański klimat, nawet wręcz „tchnącą polskością”, ale nowocześnie przy tym odczytaną w stylu dark fantasy. Traktując poemat Dzieduszyckiego jako materiał wyjściowy, zachowałem zasadniczy kościec fabularny, lecz jednocześnie mocno przekonstruowałem akcję i motywacje bohaterów zgodnie z naszą obecną wiedzą o tamtych mrocznych czasach; dodałem też sporo własnych pomysłów, a sławne baśniowe postacie pogłębiłem psychologicznie. Sporo materiału do przemyślenia dostarczyły mi w tym względzie dwie znakomite prace Jacka Banaszkiewicza: Polskie dzieje bajeczne mistrza Wincentego Kadłubka (Wrocław 1998), a także Podanie o Piaście i Popielu (wydanie II, Warszawa 2010).
Na koniec jeszcze jedna uwaga na marginesie: pamiętajmy, że tajemniczy Wędrowiec zwraca się do słuchaczy nieodległych czasowo od snutej przezeń opowieści, nie musi zatem wdawać się zbytnio w opisy wczesnośredniowiecznych grodów, wnętrz, broni lub strojów, skoro te wszystkie realia są im doskonale znane. Wystarcza zaznaczenie pewnych istotnych elementów, by odbiorca resztę sobie w wyobraźni „dośpiewał”. Stąd pewna skrótowość opisów i pominięcie zbędnych z punktu widzenia opowiadającego detali. Mniemam jednak, że dzisiejszy czytelnik również zdoła bez trudu uzupełnić baśniowy świat przedstawiony własną fantazją, wzbogaconą o wizje zaczerpnięte z filmów i seriali kostiumowych lub choćby gier wideo.
W XX stuleciu krytycznie nastawieni historycy i teoretycy literatury traktowali często legendy dynastyczne Lechitów i Wiślan jako nic niewarte bajędy lub wymysły średniowiecznych kronikarzy. Zepchnięto je wówczas ostatecznie na półki z literaturą dziecięcą, choć gdy się głębiej wczytać, są to mroczne historie, pełne grozy i krwi. Mamy już jednak wiek XXI i zupełnie inną epokę literacką, w której rodzime mity, legendy i baśnie są odkrywane na nowo i w pewnym stopniu wracają do głównego nurtu literatury. Nie samym realizmem na szczęście żyje człowiek, o czym najlepiej wiedzieli nasi przodkowie, snując przy ognisku fantastyczne opowieści o bogach i bohaterach.
Witold Jabłoński