- promocja
Popiół za popiół. Zemsta. Tom 3 - ebook
Popiół za popiół. Zemsta. Tom 3 - ebook
Ostatni tom trylogii Zemsta!
Wciągająca, trzymająca w napięciu i pełna akcji opowieść. Po tomach „Ból za ból” i „Ogień za ogień” przyszedł czas na „Popiół za popiół”.
Sylwester zakończył się z hukiem, a Mary, Kat i Lillia nie są przygotowane na to, co ma nadejść.
Dziewczyny próbują poskładać w całość minione wydarzenia. Obwiniają siebie. Gdyby Lillia nie wyjechała z Reeve'em... Gdyby Kat została tylko z Rennie... Historia mogła potoczyć się inaczej. Teraz już nigdy nie będą takie same.
Tylko Mary zna prawdę o tamtej nocy. I jest żądna krwi. Czy pozostawi coś po sobie?
A może wszystko obróci w popiół?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8321-725-3 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jestem wysoko na tylnym balkonie kościoła Najświętszej Maryi Panny Gwiazdy Morza i cierpię katusze. Mój szloch miesza się ze szlochem ludzi pode mną. Nie ma wystarczająco łez na całym świecie.
Na białym marmurowym ołtarzu stoi mosiężna urna. Wokół niej morze kwiatów. Róże, chryzantemy, lilie, lwie paszcze, krzyż z białych goździków, wieńce ze zwisającymi z przodu różowymi wstążkami. Tyle kwiatów, mimo że po drugiej stronie witrażowych okien pada śnieg.
Nie wiem, jak się tu znalazłam. Nie wiem, jaki mamy dzień. Nie wiem, która jest godzina.
Starsza pani zajmuje miejsce przy organach za mną i zaczyna grać jakąś rzewną melodię. Wszyscy wstają, duchowny kroczy ponuro środkiem świątyni, a za nim podąża dwóch ministrantów trzymających duże drewniane krzyże. Moja mama niemal nie nadąża. Widzę ją przez zasłonę łez. Czarna ołówkowa spódnica, czarny sweter. Ledwo trzyma się na nogach. Ciocia Bette wspiera ją z jednej strony, mój ojciec z drugiej.
Przecieram oczy i spoglądam na tę scenę jeszcze raz. Nie, to nie moja mama. To pani Holtz. Ma takie same kręcone włosy i filigranową sylwetkę jak Rennie. Nie znam dwóch osób, które ją podtrzymują; nigdy wcześniej ich nie widziałam.
A na stojącym obok urny wielkim obrazie na sztaludze nie widnieje moja podobizna. To Rennie w żółtej letniej sukience; jej rozpuszczone, kręcone włosy zmierzwiła morska bryza. Na jej twarzy maluje się niewinna mina, ale oczy ma figlarne. Wygląda na piętnaście lub szesnaście lat. Młodsza, niż zapamiętałam.
To nie jest mój pogrzeb. To pogrzeb Rennie.
Jest taki tłok, że potrzebne były dodatkowe rozkładane krzesła w przejściach i przy konfesjonałach. To przy nich dostrzegam Kat. Jej ojciec stoi za nią. Pat ściska ją za rękę. Po tym, jak trzęsą się jej ramiona, mogę stwierdzić, że płacze.
Kiedy pani Holtz mija rodzinę Cho, zatrzymuje się i sięga drżącą ręką, by dotknąć ramienia Lillii. Chce, żeby usiadła z nią w pierwszej ławce. Lillia wygląda na zdenerwowaną, ale pani Cho zachęca córkę kiwnięciem głowy.
W drodze na miejsce Lillia mija Reeve’a i jego rodzinę: rodziców, braci i ich dziewczyny. Zajmują prawie cały rząd. Reeve dopiero co był u fryzjera; skóra na jego karku jest zaróżowiona. Ma na sobie garnitur, który założył na bal. Lillia nie patrzy na niego, a on na nią. Reeve zaczyna kartkować książeczkę modlitewną, kiedy Lillia opuszcza głowę i siada.
Omiatam wzrokiem krokwie, okap i rzeźby.
Rennie? Też tu jesteś?
Rozglądam się dookoła, czekając, aż Rennie się zjawi. Ale tego nie robi. Nie utknęła tu tak jak ja.
Co takiego zrobiłam, że na to zasłużyłam? Że wylądowałam na wyspie Jar na całą wieczność? Czy to przez to, że się zabiłam? Wiem, że to było głupie. Chciałam tylko, żeby Reeve’owi było przykro z powodu tego, co robił. Chciałam cofnąć czas, jak tylko zeskoczyłam z krzesła ze sznurem wokół szyi – ale nie mogłam. Było już za późno. Czy Bóg nie może zrozumieć, że to nie moja wina? Nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie Reeve. To on powinien zostać ukarany, nie ja.
Duchowny prosi zebranych o pochylenie głów do modlitwy. Opuszczam głowę i zamykam oczy.
Proszę, pozwól mi opuścić to miejsce. Pozwól mi znaleźć drogę do nieba. Pozwól mi spocząć w spokoju.
Kiedy znów unoszę powieki, kościół jest pusty. Światła są zgaszone; kwiaty zniknęły.
Jestem zupełnie sama.ROZDZIAŁ 1
Gdyby to był normalny dzień, Nadia i ja słuchałybyśmy porannego programu w radiu. Ją naprawdę śmieszą kiepskie żarty prowadzących i towarzyszące im efekty dźwiękowe. Moim zdaniem ich rozmowy nie są zabawne, ale lubię słuchać plotek o celebrytach. Czasem, kiedy organizują jakieś rozdanie lub konkurs, Nadia dzwoni do radia z obu naszych komórek jednocześnie, żeby zwiększyć swoje szanse na zwycięstwo.
Ale nie dzisiaj. Nie w pierwszy dzień szkoły po śmierci Rennie. Dzisiaj, kiedy zmierzamy do szkoły, radio milczy. Jedziemy w ciszy, nie licząc szumu wycieraczek ścierających drobne płatki śniegu z szyby.
Nadia próbuje ściągnąć kurtkę, wciąż zapięta pasami.
– Możesz skręcić ogrzewanie? Straszny tu ukrop.
Zerkam na deskę rozdzielczą. Ogrzewanie mam ustawione na maksa, a do tego podgrzewane siedzenia też są podkręcone. To dlatego, że nie mogę się zagrzać. Moje ciało jest lodowate od chwili, kiedy usłyszałam wieści.
– Wybacz – odpowiadam.
Zajeżdżam na miejsce parkingowe i przez moment obserwuję, jak wszyscy z wolna wchodzą do szkoły. Jak w niemym filmie. Nikt nie rozmawia, nie żartuje, nie śmieje się. Zastanawiam się, czy szkoła kiedykolwiek wróci do normy bez Rennie?
Na pewno nie.
Czasami, kiedy się na nią denerwowałam, powtarzałam sobie, że wcale nie jest taką siłą sprawczą, za jaką się miała. Że nie miała takiego wpływu, władzy w naszej szkole. Ale teraz, gdy jej nie ma, wiem, że to prawda. To miejsce jest bez niej martwe.
Nadia odpina pasy.
– Mam wejść z tobą?
Kręcę głową.
– Nic mi nie będzie. – Kiedy sięga na tylne siedzenie po plecak, dodaję: – Wiesz, dzisiaj w szkole mają być terapeuci. Może masz ochotę z kimś porozmawiać. Słyszałam, że pani Chirazo jest miła.
Nadia kiwa głową.
– Ty też, okej? – odpowiada bojaźliwie.
Potakuję i rzucam:
– Oczywiście.
Ale wcale nie mam ochoty rozmawiać. Z nikim. Błagałam mamę, żeby pozwoliła mi dzisiaj zostać w domu. Nie sypiam dobrze. W sumie w ogóle nie sypiam. Godzinami leżę w ciemności, ale sen nie nadchodzi.
Chwytam Nadię za rękaw, zanim wysiada z samochodu.
– Hej. Nie martw się o mnie. Nic mi nie będzie. – Wiem, że mój głos brzmi słabo, więc dorzucam uśmiech w ramach rekompensaty.
Najgorsze jest to, że mam świadomość, że ludziom będzie mnie żal. Gdyby tylko znali prawdę – że Rennie nienawidziła mnie przed swoją śmiercią. Że zdradziłam ją bardziej niż ktokolwiek inny. Kiedy zamykam oczy, widzę przebłyski tego, co wydarzyło się w naszych ostatnich wspólnych chwilach. Jak mówi Reeve’owi, że podałam mu narkotyki na balu. Jak uderza mnie w twarz. Jak płacze, jak nienawidzi mnie za zdradę.
I jeszcze Mary. Myśl o zobaczeniu jej dzisiaj sprawia, że mam ochotę schować się w jakiejś dziurze. Jak mam jej powiedzieć o Reevie? I co tak dokładnie mam jej powiedzieć? Że popełniłam błąd, ale to już koniec? Ćwiczyłam to w głowie tyle razy, ale nadal nie mam właściwych słów. Kiedy idę przez parking, szukam wzrokiem samochodu Kat, ale nie dostrzegam go. Jestem jej winna milion telefonów. Na pewno jest na mnie wściekła.
Czekam, aż to wszystko okaże się złym snem. Aż się obudzę i wszystko będzie tak, jak wcześniej. Nie obchodziłoby mnie nawet, jeśli Rennie nienawidziła mnie do końca życia za to, co wydarzyło się w Nowy Rok z Reeve’em. Ani gdyby nigdy miała się do mnie nie odezwać. Chcę tylko, żeby żyła.
Widzę ją wszędzie. Przy gablocie z nagrodami, przy której przesiadywaliśmy w pierwszej klasie, kiedy było za zimno na siedzenie przy fontannie. Przed kanciapą woźnego, gdzie zostawiałyśmy dla siebie wiadomości między lekcjami. Jej szafka w drugiej klasie.
Czuję, że znowu nadchodzą łzy, ale nie chcę już płakać.
Stoję przy swojej szafce, kiedy korytarzem przybiega Ash, przepychając się przez ludzi, żeby do mnie dotrzeć.
– Lil… – jęczy i rzuca się na mnie, obejmując mnie i szlochając niepohamowanie. Nawiedza mnie nieprzyjemna myśl, że to scena jak w filmie o dziewczynie, która zginęła w wypadku samochodowym. Inni ludzie na korytarzu odwracają się w naszą stronę i patrzą na nas.
Przez chwilę pozwalam jej się wypłakać, po czym się od niej odsuwam.
– Idę po sok do automatu – mówię. – Chcesz coś?
Nie chcę być chłodna, ale nie mogę stawić jej teraz czoła. To dla mnie zbyt wiele.
Kręci głową.
– Ale pójdę z tobą.
– Nie, zostań. Zaraz wrócę – odpowiadam. Daję jej buziaka w policzek i odchodzę.
Jestem w połowie korytarza, myśląc o tym, że może po prostu pójdę przed siebie, może wyjdę i wrócę do domu, kiedy ktoś chwyta mnie za ramię.
Alex.
– Lil – mówi. – Trzymasz się jakoś?
– Tak. – Ledwo.
On też nie wygląda dobrze. Ma cienie pod oczami i kilkudniowy zarost. Trze oczy, rozgląda się i mówi:
– Ciągle mam wrażenie, że zaraz zobaczę Rennie. Jest tu… naprawdę pusto bez niej. Jakby nikt nie wiedział, co ma robić bez jej poleceń.
Właśnie tak jest. Dokładnie tak. To taka ulga, że ktoś to rozumie. Wypuszczam powietrze z westchnieniem. Alex mnie obejmuje, a ja mam wrażenie, że jego ramiona to jedyne, co mnie teraz podtrzymuje.
Nie wiem co – o ile w ogóle coś – Alex wie o wydarzeniach między Reeve’em, Rennie i mną na imprezie, ale cieszę się, że tu teraz jest. Zawsze tym dla mnie był: osobą, która wie, czego potrzebuję, bez choćby słowa z mojej strony. Nawet jeśli na to nie zasługuję.ROZDZIAŁ 2
Olewam pierwszą i drugą lekcję. Pan Turnshek, pilnujący w szkole bezpieczeństwa, w końcu przyłapuje mnie na trzeciej. Palę papierosa pod schodami, gdzie kiedyś znalazłam Mary, przeczekującą test. Miałam nadzieję, że ją tu znajdę. Przyszłam dziś do szkoły wcześniej i czekałam na nią przy jej szafce. Chciałam usłyszeć, dlaczego nie zadzwoniła ani do mnie nie wpadła. Teraz musi już wiedzieć, że Rennie nie żyje.
Ale Mary się nie zjawia.
Pan Turnshek patrzy na mnie w osłupieniu.
– Wiem, wiem – mówię, wypuszczając dym, zanim się podniosę. – Gabinet dyrektora.
Gaszę papierosa o ścianę. Zostawia po sobie popiołowy ślad w kształcie kółka.
Wypalam prawie dwie paczki dziennie, od kiedy Rennie zaginęła. Już nawet nie czuję smaku jedzenia, a skóra między moim palcem wskazującym a środkowym zaczyna żółknąć. Wiem, że to źle; powinnam to rzucić, zanim naprawdę się uzależnię. Przynajmniej tak sobie powtarzam chwilę przed zapaleniem kolejnego papierosa.
– Bez dyskusji, DeBrassio – odpowiada pan Turnshek ze skrzyżowanymi rękoma.
Chyba jakaś cząstka mnie chciała być przyłapana. Nie wiem. Cały ten dzień mnie irytuje. Wszyscy płaczą za Rennie. Wszyscy się obejmują. Wszyscy oprócz mnie. Większość niższych klas nawet nie wie, że Rennie i ja byłyśmy kiedyś najlepszymi przyjaciółkami. Zakładają, że mam gdzieś jej śmierć.
Albo gorzej – że mnie ona cieszy.
Prawie straciłam nad sobą kontrolę, kiedy podsłuchałam, jak jedna cheerleaderka z pierwszej obgaduje mnie za plecami. Odwróciłam się, podeszłam niej i powiedziałam, żeby powtórzyła mi prosto w oczy to, co mówiła. Prawie obsikała swoje markowe dżinsy.
Nie powinnam oczekiwać, że taka idiotka zrozumie, co przechodzę. Ale Lillia i Mary znają moją przeszłość z Rennie. To, że przez liceum nie trzymałyśmy się razem, nie oznacza jeszcze, że jej śmierć mnie nie rusza. Nie oznacza, że nie potrzebuję tego przegadać, wypłakać się. W końcu byłam ostatnią osobą, która widziała Rennie żywą. I rozstałyśmy w dobrych relacjach.
Nie to co ona i Lillia.
Pisałam do Lil parę razy, ale nie odpisała. Pewnie przesiadywała w mieszkaniu Rennie z resztą tej ekipy i nawzajem ocierali sobie łzy. Albo czuje się winna, bo wiem, że tamtej nocy wyszła z Reeve’em. Staram się tak nie myśleć, ale nie zaskoczyłoby mnie to, gdyby przestała się do mnie odzywać. W sumie to nie powinna się wychylać. Ludzie pewnie się zastanawiają, dlaczego Rennie w ogóle wyszła z własnej cholernej imprezy. Jeśli poznaliby powód, wszystko by się posypało.
Mam tylko nadzieję, że Mary nie wie. Ale jej świadomość to moim zdaniem jedyny powód, dla którego zapadła się pod ziemię. Tak rozpaczliwie pragnęłam z kimś porozmawiać, że nawet przejechałam kilka razy koło jej domu. Jednak nigdy się nie zatrzymałam. Mimo że chciałam, nie byłam gotowa, by odpowiedzieć na pytania dotyczące Reeve’a i Lillii. To odpowiedzialność Lil.
Pan Turnshek wypisuje mi różową przepustkę i wysyła mnie do gabinetu dyrektora. Ale zamiast tam, kieruję się do pani Chirazo.
Pięcioro pedagogów zebrało się obok dzbanka z kawą. Przez głośniki ogłosili dzisiaj, że zapraszają każdego, kto potrzebuje rozmowy. Ale gabinet jest pusty.
Pani Chirazo dostrzega mnie i odchodzi od reszty, która obrzuca mnie niepochlebnymi spojrzeniami znad kubków. Chyba znają mnie jako mąciwodę. Ale pani Chirazo nie postrzega mnie w ten sposób.
– Kat. Wszystko w porządku?
Pokazuję jej różową przepustkę.
– Zostałam przyłapana na paleniu na korytarzu.
– Och, Kat, dlaczego? Myślałam, że będziesz zachowywała się najlepiej, jak umiesz, przynajmniej do czasu otrzymania wieści z Oberlina.
Wzruszam ramionami, bo mam to gdzieś. Teraz nie obchodzi mnie nawet to, czy mnie wyrzucą. Co się stało, to się nie odstanie. Skubiąc skórkę przy paznokciach, mówię:
– Byłam kiedyś najlepszą przyjaciółką Rennie. Przynajmniej do rozpoczęcia liceum. Wtedy się znienawidziłyśmy.
Zdaję sobie sprawę, że zaciskam szczęki, kiedy to mówię. Pewnie dlatego, że nie mogę pojąć tego, iż Rennie Holtz, która brała z życia garściami, została sprowadzona do kupki popiołu w tandetnym wazoniku.
– Nie wiedziałam.
– Większość ludzi ma gdzieś, jak się mam. Jak to znoszę. I prawda jest taka, że sama nie wiem, jak mam się zachowywać. Czy powinnam być twarda i udawać, że mnie to nie rusza? Wykrzyczeć im w zadowolone twarze, że byłam bliższa Rennie niż ktokolwiek z nich? To jak jakiś paskudny konkurs, kto znał ją lepiej. I ludziom się zdaje, że zajmuję ostatnie miejsce, kiedy tak naprawdę powinnam być na pierwszym.
Rozglądam się, a moje oczy lądują na wazonie pełnym wyschniętych kwiatów w rogu biurka sekretarki. Mam ogromną ochotę go strącić. Zaciskam pięść i przygryzam ją mocno.
Pani Chirazo to zauważa. Chwilę później jej ręka dotyka moich pleców; kieruje mnie do swojego gabinetu i zamyka drzwi.
– Kat, nie przejmuj się opinią innych. Nie musisz nikomu niczego udowadniać. – Wskazuje na drzwi. – Z jakiegoś powodu nie ma tu dzisiaj żadnych uczniów. Ludzie wolą przeżywać żałobę z przyjaciółmi, z ludźmi, z którymi czują wspólną więź, którym nie trzeba nic tłumaczyć. Powinnaś otoczyć się osobami, które znają cię najlepiej.
– Próbowałam. Moje obie przyjaciółki mnie zlały.
– Więc spróbuj jeszcze raz – mówi stanowczo. – Kiedy straciłaś matkę, byłaś zupełnie nieosiągalna. Trochę to trwało. I byli ci potrzebni ludzie, którzy na ciebie czekali.
Przenoszę wzrok na ptaki za oknem. Zastanawiam się, kiedy znowu poczuję się normalnie. Gdy umarła mama, miałam depresję przez cały rok.
Pani Chirazo wstaje.
– Porozmawiam z dyrektorem Turnolą i zobaczę, czy puści ci płazem ten występek w świetle zaistniałych okoliczności. W międzyczasie posiedź tu tyle, ile uznasz za stosowne. Sekretarka wypisze ci przepustkę, kiedy będziesz chciała wrócić na lekcje.
Nie czekam zbyt długo. Tyle, żeby napisać kartkę dla Mary.
_Ej, kiedy to przeczytasz, znajdź mnie._
_Tęsknię. Mam nadzieję, że u Ciebie w porządku._
_– K_
Wrzucam wiadomość do szafki Mary, kiedy zauważam, że nie ma przy niej kłódki.
Otwieram drzwiczki, licząc, że zobaczę w środku jej kurtkę, ale wewnątrz jest czyściutko. Nie w takim sensie, jak to robią niektóre nerdy, że mają porządek i są zorganizowani na początku semestru. W szafce jest tylko mój zwinięty kawałek papieru.
Przychodzą mi do głowy dwa wytłumaczenia: albo Mary zmieniła szafkę, albo zmieniła szkołę.
Nie. Niemożliwe, że opuściła wyspę Jar bez słowa. Nawet jeśli dowiedziała się o Reevie i Lillii, nie zostawiłaby mnie bez pożegnania. Wie, że mi na niej zależy. Wie, że jestem jej przyjaciółką.ROZDZIAŁ 3
Ludzie zostawiają kwiaty w szafce Rennie, wciskają je przez otwory. Jestem ostrożna, otwierając jej drzwiczki, by żadne nie wypadły na ziemię. W środku są zdjęcia drużyny cheerleaderskiej, Rennie z Ash, Rennie z Reeve’em. Żadnego ze mną. Brakuje tego, na którym jesteśmy we dwie na plaży. Było to latem po dziewiątej klasie, miałyśmy na sobie sorbetowe góry od bikini i robiłyśmy głupkowate miny do obiektywu. Zastanawiam się, czy je podarła, czy może tylko wyrzuciła. Ja jeszcze nie przejrzałam żadnego z naszych albumów. Nie mogę. To za bardzo boli.
Na autopilocie zaczynam oddzielać jej prywatne rzeczy od podręczników, które muszę oddać panu Randolphowi, pedagogowi. Wyrzucam pudełko donutów, zeszyt na spirali z jedną stroną zapełnioną notatkami, połowę starej paczki gum do żucia i puszystą czarną gumkę do włosów. Smutnieję, kiedy natrafiam na jej ulubiony błyszczyk i czarne lusterko – czy Paige będzie chciała zatrzymać te rzeczy? Pewnie nie, ale może na wszelki wypadek je wezmę? Wkładam to do kartonu, które dał mi pan Randolph, a potem dorzucam jeszcze długi kardigan, szalik i kilka segregatorów.
– Już myślałam, że ty też umarłaś.
Odwracam się. To Kat, z plecakiem zarzuconym na jedno ramię. Włosy zebrała na czubku głowy w tłusty koczek; kilka kosmyków wydostało się nad karkiem. Pod oczami ma cienie. Wygląda okropnie.
– Wybacz, kiepski żart – mówi, wykrzywiając usta.
– Hej – odpowiadam. – Kat, tak cię przepraszam, że…
Macha ręką, jakby chciała powiedzieć „nieważne”, a ja czuję ulgę. Podciąga plecak.
– Ej, widziałaś dzisiaj Mary?
Kręcę głową.
– Zahaczyłam o jej szafkę, żeby zostawić jej wiadomość, ale była pusta. – Kat gryzie paznokieć. – Powiedziałaś jej, co się stało między tobą a Reeve’em?
Przygryzam wargę i przyznaję:
– Chciałam, ale wszystko się tak pomieszało…
– Może jakoś się dowiedziała i dlatego ją wcięło. – Kat wciska ręce do kieszeni. – A jak to teraz jest z tobą i Tabatskym? Jesteście parą?
Drwina w jej głosie jest tak wyczuwalna, że mam ochotę skulić się w kłębek i umrzeć.
– Nie! Z pewnością nie jesteśmy parą. Niczym nie jesteśmy.
– Nie oskarżam cię o nic, Lil. W sensie… jest jak jest. Chcę tylko, żebyśmy były wobec siebie szczere.
Rozglądam się, po czym biorę głęboki oddech i próbuję wyjaśnić sytuację jeszcze raz:
– Ta sprawa z Reeve’em jest zakończona. To tylko jedna noc, która się nie powtórzyła. I nie unikam was celowo. Codziennie jestem u Paige razem z Ash i resztą, staramy się przekonać ją do jedzenia. Posypała się. Tylko śpi i płacze. Jest naprawdę ciężko.
– Cóż, przynajmniej otaczają cię ludzie. A ja z kim, do cholery, mam płakać? Z Patem? Z moim tatą? Oni nic nie kumają. To znaczy jasne, jest im przykro z powodu tego, co się stało, ale nikt nie znał Ren tak jak my… – Głos Kat załamuje się na imieniu Rennie.
– Przepraszam – szepczę.
Kat ociera oczy rękawem.
– W porządku. Nieważne. Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić. – Zaciska zęby i wymusza uśmiech, który wygląda żałośnie. Beznamiętnie dodaje: – Już mi lepiej.
Chwytam jej ramię i je ściskam. Będę musiała spotkać się w końcu z Mary. Jestem jej to winna. Zamykam szafkę Rennie i podnoszę pudło z jej rzeczami.
– Chodźmy do domu Mary.
Jedziemy moim autem. Kiedy zbliżamy się na miejsce, Kat zagaja:
– Wiesz, jeśli Mary jest w domu i nie sprawi wrażenia, że wie o tobie i Reevie, i o tym, co stało się w Nowy Rok… może jej nie mów.
Zaciągam powietrze.
– Nie mogę jej nie powiedzieć.
Czy mogę?
– Ale tak jak mówiłaś, to już koniec, a to tylko ją zrani. Więc jaki jest sens, nie?
– Chyba tak. – Nie chcę skrzywdzić Mary. To ostatnia rzecz, której pragnę. A z Reeve’em naprawdę skończyłam. Może Kat ma rację.
Parkuję na podjeździe Mary, tuż za volvo jej cioci. Raczej nikt nie odśnieżył okolicy, tonie w roztopach. Gdy wysiadam z samochodu, pod moimi podeszwami chrupie szkło. Kat i ja spoglądamy po sobie nieswojo.
Podchodzimy do drzwi i wciskamy dzwonek, ale nikt nie odpowiada. Mam dziwne wrażenie, jakby ktoś nas obserwował. To takie uczucie mrówek na karku, które łapie mnie w nocy, gdy cały dom pogrążony jest we śnie, a ja schodzę do kuchni, żeby napić się wody. Zawsze szybko zmykam wtedy z powrotem na górę.
Kat puka do drzwi, mocno.
– Tu jest strasznie – szepczę.
Kat nie przestaje pukać, aż jej knykcie robią się czerwone.
– Kurde. – Zbliża twarz do okna. – Wygląda, jakby przez dom przeszło tornado.
Ja też przyciskam nos do szyby. O mój Boże. Krzesła w jadalni są poprzewracane; stolik leży na boku.
– Kat, Mary może mieć poważne kłopoty. Musimy zadzwonić na policję!
– Policję? – powtarza Kat i wyciąga szyję, by dojrzeć schody. – Może same się włamiemy i sprawdzimy, o co chodzi?
– W środku może być ktoś nieproszony! Jeszcze się w coś wpakujemy!
Chwytam ją za rękę i zaciągam z powrotem do samochodu, a potem sięgam po telefon i wybieram numer alarmowy.