Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porażony życiem. Jak wyjechać z piekła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
12 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,99

Porażony życiem. Jak wyjechać z piekła - ebook

Na mojej drodze stoi słup wysokiego napięcia. Wspinam się na niego bez trudu. Spadam po tym, jak łapię przewody i razi mnie prąd. Nic nie pamiętam. Błysk. Karetka. Patrzę na moją czarną, spaloną rękę. Ciemność. […] Ruszać mogę jedynie lekko głową w prawo i lewo i wodzić wzrokiem po sali. „Z niego nic nie będzie” – słyszę głos kogoś z personelu.

Tak wyglądało moje piekło. Postanowiłem jednak, że nie chcę w nim zostać. Chciałem żyć, spełniać marzenia, być szczęśliwy. Jestem konsekwentny, uparty i zawzięty. Odważny i ciekawy świata. Nie lubię rutyny. Realizuję marzenia, zdobywam „swoje szczyty”, podróżuję. Jestem samodzielny. Przełamuję tabu. Przede wszystkim jednak żyję tak, jak chcę.

Niech moja historia zainspiruje cię do osiągania niemożliwego!

Znajdziesz mnie na TikToku, YouTubie i Instagramie: mrocznykikut

To opowieść o człowieku, którego życie rzuciło do świata niepełnosprawności. Dla wielu z was jest to miejsce bardzo odległe, obce, znajdujące się w dalekiej galaktyce. Dzięki tej książce zobaczycie, że jest ono znacznie bliżej, na wyciągnięcie ręki. Ujrzycie też jego mieszkańców – oni są wśród was, ale zmagają się z trudami, a czasami absurdami zupełnie przez was niedostrzeganej rzeczywistości. Zrozumiecie, że mają swoje pasje, wielką energię życiową, że ponoszą porażki i odnoszą sukcesy tak jak wy. Że to nie kosmici, a ludzie z krwi i kości.

Krzysztof Dobies, dyrektor generalny Fundacji Avalon

Ewa Raczyńska

Jestem dziennikarką, która wierzy, że pisanie o doświadczeniach ludzi może zmienić świat na lepszy, nauczyć nas empatii, wrażliwości i uważności na drugiego człowieka. Zawsze najbardziej ciekawili mnie ludzie i właśnie dlatego moja praca to moja pasja.

Rafał Miszkiel

Jestem osobą z niepełnosprawnością od 2013 roku. Przez kilka lat pracowałem w social mediach, teraz działam w sektorze bankowym. W mediach społecznościowych poruszam tematy związane z niepełnosprawnością i z codziennością osób w podobnej sytuacji. Moją największą pasją jest sport. Trenuję na siłowni i jazdę na wózku na duże dystanse (mój rekord to 102 kilometry w jeden dzień, cztery razy zdobyłem Morskie Oko). Kocham też podróżować: byłem w Anglii, Francji, Czechach, Litwie i Chorwacji. Zawsze osiągam upragniony cel i nie lubię nudy. Jeszcze nieraz cię zaskoczę.

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8135-721-0
Rozmiar pliku: 5,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Biegnę. Jest ciemno, a ja chcę uciec jak najdalej od miejsca, w którym przed chwilą mnie pobito i upokorzono. „Dlaczego ja?” – pytam samego siebie. Wracają te wszystkie czarne myśli: „Pewnie znowu nie zdam do następnej klasy, kolejna dziewczyna mnie zdradziła, rodzice będą wściekli. Właściwie po co ja żyję? Nic mi w życiu nie wychodzi”. Świadkowie mówią, że bardzo szybko wspiąłem się na słup wysokiego napięcia i tak samo szybko z niego spadłem...

Suwałki. Duże osiedle, dwupokojowe mieszkanie na czwartym piętrze, a w nim ja, starszy o dwa lata brat i rodzice. Przeciętna polska rodzina. Wychowuję się w bardzo katolickim domu, wręcz fanatycznie religijnym, pewnie dlatego Kościół od zawsze kojarzy mi się z zakazami i agresją, bo gdy nie idę na mszę, rodzice krzyczą, a kiedy do naszego mieszkania trafia obraz Matki Boskiej, który akurat wędruje od drzwi do drzwi po naszym osiedlu, nie mogę grać w weekend na konsoli.

– Ale dlaczego nie mogę grać? – pytam ojca.

– Bo Matka Boska patrzy – odpowiada.

Rodzice wychowują mnie dość twardą ręką, dyscyplina i posłuszeństwo to podstawa, a jak nabroisz – czeka na ciebie pas.

Kiedyś miałem do nich pretensje o to, że byli tacy surowi, dziś nasze relacje są dobre, ale też ciągle się zmieniają, ciągle się od siebie uczymy. Przyznaję, że ja też zafundowałem im niezłą szkołę życia. A w dzieciństwie buntowałem się przeciwko temu, co próbowali mi narzucić. Już jako siedmiolatek deklarowałem, że nie wierzę w Boga.

W szkole podstawowej raczej nie jestem lubiany. Nie mam kolegów ani przyjaciół. Wręcz przeciwnie, często staję się obiektem żartów, zaczepek, wyzwisk i nie bardzo rozumiem, dlaczego tak się dzieje. Przecież nikomu nic złego nie robię, ale fakt, odstaję od reszty. Nie chcę uciekać z lekcji, bo wizja kary w domu za wagary skutecznie mnie do tego zniechęca. Nie idę z kolegami palić po kryjomu papierosów czy dla zabawy rzucać kamieniami w plątające się po osiedlach koty lub psy. Później, w starszych klasach, nie chcę popijać piwa w krzakach.

Na zaczepki, popychania, poniżanie nie pozostaję obojętny. Budzi się we mnie agresja, która narasta i czasami daje o sobie znać, jak wtedy, gdy jeden chłopak próbuje mnie pobić, a ja łapię go za głowę i uderzam nią o ścianę. Nie jest to najmądrzejsze, co mogę zrobić, ale potem na jakiś czas szkolni koledzy dają mi spokój.

Nie jestem wybitnym uczniem, raczej przeciętnym. Gdy trafiam do gimnazjum, moje relacje z rówieśnikami właściwie się nie zmieniają. Zmieniam się jednak ja. Zaczynam interesować się sportem, trochę ćwiczę, ale przede wszystkim czuję, jak narasta we mnie bunt. Nie chcę być taki, jak wszyscy, nie chcę też być ofiarą szkolnej przemocy i systemu edukacji z główną zasadą: „nauczyciel mówi – uczeń słucha”. Nic więcej nie ma znaczenia, a nauczyciele starają się nie widzieć konfliktów między uczniami, by nie musieć zajmować się ich rozwiązywaniem. Za to grono pedagogiczne ma w każdej klasie kozła ofiarnego, czarną owcę, kogoś, o kim można powiedzieć: „No tak, wiadomo, ten znowu coś przeskrobał”.

W mojej klasie w gimnazjum jest chłopak – klasowy błazen, którego wszyscy lubią i traktują trochę jak maskotkę. Moi rówieśnicy sztucznie, przez plotki, pomówienia i manipulacje wywołują konflikt między mną a nim, co kończy się tym, że organizują nam ustawkę – mamy się bić po lekcjach. To będzie moja pierwsza bójka. Jak się okazuje, jego również.

Przed wyjściem ze szkoły, wiedząc, co mnie czeka, wchodzę jeszcze do toalety i tam spotykam gościa, z którym mam się zaraz bić.

– Ty, Rafał, możemy się nie bić, powiedz innym, że się boisz. I sobie pójdziesz – zagaja.

– Zwariowałeś? Nie ma takiej opcji! Dawaj, idziemy.

Nie mogę wyjść na tchórza, bo wtedy już w ogóle nie miałbym życia.

W lasku niedaleko szkoły stajemy naprzeciwko siebie, a wokół nas gromadzą się żądni krwawej jatki rówieśnicy. Sprzedajemy sobie po kilka tak zwanych strzałów, które nie mają dla nas większych konsekwencji. Po kilku minutach bójki trudno jest rozstrzygnąć, kto wygrał, więc podajemy sobie ręce na znak zgody i rozchodzimy się. Na drugi dzień w szkole po raz pierwszy czuję, że mam szacunek wśród rówieśników. Najwidoczniej byli pewni, że ucieknę i nie stanę do walki.

Po gimnazjum idę do technikum informatycznego. Ten etap edukacji i w ogóle życia wspominam całkiem dobrze. Nowi kumple, my trochę dojrzalsi, choć nadal dzieciaki. Chodzimy na domówki, bo przecież w tym wieku ludzie są ważniejsi niż szkoła. Na mnie to się szczególnie odbija, bo nie daję rady z nauką i zawalam pierwszą klasę. Jakoś specjalnie się tym nie przejmuję, choć rodzice są wściekli i dostaję zakaz wychodzenia z domu przez całe wakacje, jakby to miało coś zmienić. Im się wydaje, że zmieni.

Pieczenie ciast to moja pasja

Po nieudanym roku w technikum informatycznym w nowym roku szkolnym próbuję swoich sił w liceum mundurowym. To trochę spełnienie moich marzeń, bo zawsze kręciły mnie militaria. W ramach lekcji mamy zajęcia z żołnierzem, jeździmy do jednostek wojskowych na ćwiczenia i do akademii wojskowych na wycieczki, chodzimy na strzelnicę. „Chcę zostać żołnierzem” – huczy mi w głowie.

To naprawdę był wtedy mój cel, zresztą siebie z tamtego okresu nazwałbym głębokim patriotą. Chciałem być szeregowym wojskowym, dzierżyć broń i strzec granic naszego kraju. Dziś walka za kraj, który tak niewiele mi daje, to dla mnie abstrakcja.

W nowej szkole wyjątkowo nie lubi mnie nauczycielka matematyki. Tyle razy wywołuje mnie do odpowiedzi i wlepia mi tyle jedynek, że w końcu po raz drugi nie zaliczam pierwszej klasy. Tym sposobem trafiam ostatecznie do zawodówki, do klasy gastronomicznej. Nie narzekam, bo ten wybór wbrew pozorom wcale nie jest przypadkowy. Lubię gotować, często pomagam mamie w kuchni, w tym czasie piekę już sam ciasta. Szkoła mi się podoba, szczególnie kręcą mnie zajęcia praktyczne. Raz w tygodniu kupujemy produkty, a nauczyciel daje nam przepis, na podstawie którego gotujemy w szkolnej kuchni. Zaczynamy od rzeczy mało skomplikowanych, jak jajecznica, a później robimy nawet torty.

Suwałki to specyficzne miasto. Gdy byłem nastolatkiem, bycie cool oznaczało tam bycie tępym, bezrefleksyjnym dzieciakiem. Wpadałem wtedy w różne niezbyt ciekawe towarzystwa...

No więc mam te kilkanaście lat. Chłopaki imprezują, ćpają, piją, a ja od używek trzymam się z daleka.

– Dawaj, napij się, stary – namawiają kumple.

– Nie piję, bo trenuję, ziom – brzmi najczęściej moja odpowiedź.

Suwałki – widok z drona

Wtedy już regularnie chodzę na siłownię, gdzie w ramach treningu walczymy czasami z kolegą w rękawicach. To on pewnego dnia rzuca:

– Chodzę na MMA, nie chcesz spróbować?

I tak zaczęła się moja przygoda ze sztukami walki. Sport był dla mnie wtedy codziennością, nie musiałem się do niego motywować. Biegałem, ćwiczyłem, bo miałem głębokie przekonanie, że dobra forma to zdrowy organizm i lepsze życie.

MMA okazuje się idealną formą rozładowania emocji i radzenia sobie z agresją czasami pojawiającą się u mnie i będącą wynikiem ciągłego buntu. Nabieram też pewności siebie, bo fajnie mieć świadomość, ile ma się siły i jak poradzić sobie z typem, który zaczepiłyby mnie na ulicy. Niestety na jednym z treningów w czasie sparingowej walki przeciwnik ściska mi kark tak mocno, że aż mnie wygina. Odskakuję i po chwili czuję, że drętwieją mi palce dłoni i czuję w nich kłucie.

– Dobra, stary, nic mi nie będzie, nic się nie stało – mówię do lekko przestraszonego kumpla.

Zachowuję się jak dureń i nie idę do lekarza, choć przez miesiąc mam zaburzenia czucia w dłoniach. W końcu umawiam się na wizytę prywatną, na której padają słowa: „Jest ryzyko utraty władzy i czucia w rękach, bo kręgi uciskają rdzeń kręgowy na odcinku szyjnym”. Dostaję zalecenie odpoczynku, odpuszczenia treningów i rehabilitacji. Wychodzę od lekarza i zaczynam płakać, bo to przerażająca wizja. Ja mam być kaleką? Nie ma mowy.

Dziś z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że sztuki walki nie są zdrową formą uprawiania sportu, chyba że mówimy o etapie treningów i przygotowań. Jak się bijesz, to nigdy nie wiesz, co się może wydarzyć. Nawet na sparingu. Ktoś może cię tak uderzyć, że w konsekwencji ciosu i odniesionych obrażeń umrzesz. Sama walka jest niszczeniem własnego ciała, bo kiedy obijasz swój mózg, a to właśnie się dzieje podczas walki, powstają mikrouszkodzenia. Gdybym teraz był pełnosprawny, na pewno nie wróciłbym do trenowania MMA.

Po tamtym niefortunnym sparingu leczę kontuzję kilka dobrych miesięcy. Może to i dobrze, bo nie wiem, co by się stało, gdybym dalej tak intensywnie trenował. Brakuje mi jednak sportu, trochę biegam, ale cały czas mnie nosi.

Prawda jest taka, że dojrzewanie to nie jest fajny czas. Szukasz, wątpisz, zastanawiasz się, co ze sobą zrobić, kim tak naprawdę jesteś, czego chcesz. W wieku osiemnastu lat byłem totalnie rozbity, często miewałem jakieś doły. Przymus odpuszczenia sportu sprawił, że musiałem trochę przysiąść na tyłku, wyciszyć się, zadbać o swoje zdrowie. To był taki okres refleksji. „Ogarnij się, zrób coś ze sobą” – takie myśli towarzyszyły mi niemal cały czas. Nim rozgryzłem własne życie, siebie i swoje potrzeby, korzystałem z nastoletniego życia, nierzadko pakując się w kłopoty.

Gdy mam piętnaście lat, zakochuję się po raz pierwszy – pierwsza dziewczyna, pierwszy seks. Ona ma na imię Ada. Jestem młody i głupi, w dodatku bez własnego zdania. To taka szczenięca miłość, którą, jak wiadomo, każdy nastolatek traktuje śmiertelnie poważnie, a jeszcze poważniej podchodzi do tego, co mówią znajomi. Zależy mi na tej dziewczynie, ale koledzy i koleżanki opowiadają mi o niej różne złe rzeczy, w które oczywiście wierzę, nie próbując nawet dowiedzieć się, czy to prawda. Zrywam z Adą.

Jestem bardzo kochliwy, więc kolejna miłość nadchodzi dość szybko. Dziewczyna ma na imię Aneta, a nasz związek trwa niecałe pół roku. Pamiętam, że gdy byliśmy razem, potrafiłem wydać na prezerwatywy całe miesięczne kieszonkowe.

Przyznaję, że do momentu kontuzji na treningu prowadziłem dość imprezowy styl życia. Jeździłem z kumplami po klubach, podrywałem dziewczyny, czasami wypiłem trochę alkoholu. Miałem pecha i trafiałem na konfliktowe sytuacje. Bywało, że biłem się z przypadkowymi chłopakami, ale nigdy z własnej inicjatywy.

Pewnego razu w Suwałkach wychodzę z klubu z kumplem. Jest pijany, więc chcę go odprowadzić do domu, bo ma jakieś dwa kilometry na piechotę, a mi zależy, żeby bezpiecznie wrócił. Idziemy, a z naprzeciwka nadchodzi chłopak z dziewczyną. On jest dość mocno pod wpływem alkoholu, bo zarzuca go tak, że wpada na mojego kumpla. Niefart polega na tym, że w ręce trzyma kebab, więc sosy, pomidor, mięso – wszystko ląduje na moim ziomku.

– Wytrzyj to i posprzątaj – mówię do typa, a ten zaczyna się rzucać i leci do mnie z łapami. Sprzedaję mu jedną bombę, a że jest pijany, to pada. Chcę iść dalej, gdy słyszę:

– Taki jesteś cwany, dawaj ze mną na solo. – Dziewczyna tego chłopaka od kebaba ściąga kurtkę i na serio chce się ze mną bić. Uciekam, bo nie wyobrażam sobie bójki z dziewczyną.

Inna sytuacja. Spotykam kolesia, który zaczepiał mnie w czasach podstawówki, gnębił mnie i moich rówieśników na podwórku. Był dwa lata starszy. Widzę po jakimś czasie, że nie urósł za bardzo, ma z metr sześćdziesiąt, a ja mam metr osiemdziesiąt sześć.

– O, cześć Miszkiel, co słychać? – zagaja mnie koło galerii Plaza w Suwałkach i opowiada, że jest ochroniarzem.

– Serio, stary, ty ochroniarzem? – nabijam się trochę z niego. A ten od razu skacze do mnie i łapie mnie za gardło.

Nie mam wyjścia, muszę się bronić. Rzucam gościem o ziemię, kopię kilka razy i żeby go upokorzyć, biję nie pięścią, a z liścia po twarzy. W końcu ucieka, a ja mam satysfakcję, że się odegrałem na gościu, który kiedyś mi dokuczał.

W tym czasie w szkole bywa różnie. Raz idziemy z chłopakami z klasy na wagary w dniu zajęć praktycznych. Mamy kupione produkty do gotowania, ale piknik to już sobie robimy na tak zwanym Żwirku, sztucznym jeziorku w Suwałkach. Kolega przynosi samogon, czyli bimber, i każdemu nalewa po szklance, ale chyba tylko ja wypijam wszystko naraz i... nic więcej nie pamiętam. Budzę się nad ranem w krzakach, bez telefonu, a wracając do domu, rzygam czymś zielonym. Koledzy opowiadają mi później, że smażyliśmy jajka na kamieniu, gotowaliśmy coś na ognisku, a impreza była przednia. Nie dla mnie, bo zaliczyłem odlot i jeszcze w domu awantura, że telefon zgubiłem, rodzice wkurzeni.

Ja, szesnastolatek

Prawda jest taka, że nigdy nie miałem dobrej głowy do alkoholu, jako nastolatek bardzo szybko się upijałem, więc nie piłem dużo, choć impreza nad Żwirkiem świadczy o tym, że zdarzało mi się przesadzić. Dla mnie jednak ważny był sport, ważne były treningi, których nie chciałem opuszczać przez kaca – i dlatego na wielu imprezach byłem totalnie trzeźwy.

Podczas jednej weekendowej imprezy w klubie wpada mi w oko dziewczyna. Zagajam do niej, wymieniamy się kontaktami i umawiamy się po kilku dniach. Spotykamy się, chodzimy na randki, a ja totalnie tracę dla niej głowę. Zakochuję się po same uszy, jak zawsze. Pewnie, jestem kochliwy, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że jestem też wierny i oddany i tego samego oczekuję od partnerki. Niestety dość szybko dochodzi do mnie wieść miejska, że Gosia – tak ma na imię moja nowa wybranka – oszukuje mnie. Od różnych ludzi słyszę, że widzieli ją na imprezach z nieznanymi kolesiami. Chodzi o wieczory, które rzekomo spędzała z przyjaciółkami. Naprawdę bardzo mi na niej zależy, ale też nie chcę być frajerem, którego ona wodzi za nos.

Kiedy mówi mi, że jedzie do Krasnopola do koleżanki na urodziny, już jej nie wierzę. Zgrywam chojraka, wypijam piwo, wsiadam na rower i po ciemku jadę piętnaście kilometrów sprawdzić, czy ona faktycznie tam jest. Oczywiście żadnej imprezy nie ma, a następnego dnia dowiaduję się, że Gosia z jakimś gościem bawiła się w klubie w innym mieście. Cierpię, bo jestem strasznie zakochany. Kiedy pytam ją, czy to prawda, co mówią nasi wspólni znajomi, wszystkiemu zaprzecza. Łudzę się więc, że może ludzie są zawistni i chcą nas skłócić.

Jest 2 maja 2013 roku. Długi weekend. W planach mamy wyjście na urodziny do przyjaciółki Gosi. Impreza jest organizowana w ogródkach działkowych pod Suwałkami. Piekę tort, kupujemy prezent, idziemy. Na początku jest całkiem miło. Ognisko, grill, na urodzinach kilkanaście osób. Nie wiem, co mnie kusi, żeby sięgnąć po alkohol. Może nie radzę sobie z tą stertą kłamstw i manipulacji Gosi? Po alkoholu robię się odważniejszy i po raz kolejny pytam ją, czy mnie zdradza, prosząc, by była ze mną szczera. I tym razem jest szczera, bo mówi, że całowała się z jakimś typem w klubie. Przyznaje się też do tego, że kilka razy mnie okłamała i poszła na imprezę z facetami, których nie znałem. I choć liczę na taką właśnie szczerość, to wpadam w szał. Wściekły krzyczę na nią i płaczę jednocześnie. Podbiegają do nas ludzie, którzy są na tej imprezie. Mówią mi: „Co ty robisz? Weź się ogarnij”. Ktoś rozmawia z Gosią, która tłumaczy, że nie wie, czemu tak się zachowuję. Nie uspokajam się i nadal krzyczę, a wtedy goście z imprezy zaczynają mnie bić. Potykam się, wpadam na grilla, leżę na ziemi, a oni mnie kopią. „Co ja wam zrobiłem?” – pytam. „Co ja wam zrobiłem?” – płaczę. Nie rozumiem, co się dzieje, przecież to ona mnie zdradza, mam prawo być zrozpaczony i zdenerwowany. O co chodzi? Alkohol miesza mi w głowie.

W końcu przestają, w moją stronę nie lecą żadne ciosy. Postanawiam wstać, wziąć plecak i wrócić do domu. Goście z imprezy nie chcą mi jednak oddać moich rzeczy, więc znowu się wściekam, a oni znowu mnie biją. Uciekam. Czuję się jak gówno, głowa pulsuje, wiem, że oberwałem dość mocno, ciężko mi się oddycha, pewnie mam pęknięte żebro, słabo widzę na jedno oko, a jest ciemno, więc biegnę przez las na oślep. „Kurwa, nic złego nie zrobiłem, czemu mnie bili? Czemu nie chcieli oddać moich rzeczy?” – huczy mi w głowie.

Alkohol mieszał mi w zmysłach. Dziś niewiele z tego pamiętam. Jakieś urwane obrazy, odgłosy i te myśli, które się we mnie kołatały, że życie jest bez sensu, że niczego nie osiągnę, że wiecznie mam rzucane kłody pod nogi, że nie skończę kursu na prawo jazdy, bo jestem pobity, że rodzice będą na mnie źli, że nie dam rady poprawić ocen i znowu nie zdam, że miłość jest do dupy i nikt mnie nie pokocha. Upokorzenie – to wtedy czuję najsilniej. I bezsens mojej egzystencji. A zaraz po tym przychodzi mi do głowy myśl: „Nie chcę już żyć”.

Na mojej drodze stoi słup wysokiego napięcia. Wspinam się na niego bez trudu. Spadam po tym, jak łapię przewody i razi mnie prąd. Nic nie pamiętam. Błysk. Karetka. Patrzę na moją czarną, spaloną rękę. Ciemność.

Później się dowiem, że trafiłem do szpitala w Suwałkach, gdzie moja mama usłyszała: „Nie ma sensu nic robić, bo on i tak umrze”.

Ale mama walczy o mnie i za mnie, dzięki czemu przewożą mnie do szpitala uniwersyteckiego w Białymstoku. Tam lekarze chcą mnie uratować. I to się im udaje. Choć podobno gdy wybudzam się po amputacji ręki, krzyczę na nich: „Kurwa, czemu obcięliście mi rękę?”. Nie pamiętam tego, ale jeśli tak było, to bardzo przepraszam lekarzy, których wtedy obraziłem.

Kiedy mnie ratowali, moje serce zatrzymało się na około minutę, podobno w takich momentach dochodzi do śmierci klinicznej. Ja, choć śniłem, byłem przekonany, że to, co przeżywam, jest realne. Podróżowałem po różnych alternatywnych światach, a było to tak świadome, jak to, co widzę dziś wokół siebie. Każde miejsce, każda sytuacja, w której w tym dziwnym stanie brałem udział, były mocno związane z wydarzeniami budzącymi we mnie silne emocje.

Byłem tortem i ludzie mnie jedli. Byłem samochodem i robiłem prawo jazdy. Biegałem po sali ze starszymi ludźmi. Leżałam na polanie. Te wszystkie stany i obrazy się nawzajem płynnie przenikały. To nie były chwile, momenty, każdy z nich trwał przez dłuższy czas.

Leżałem na cmentarzu w grobie, w miejscu, w którym bardzo lubiłem biegać, przy ulicy Reja w Suwałkach. Wcześniej często myślałem, przebiegając tamtędy, że chciałbym być tam pochowany. Wokół grobu stała rodzina, a ktoś odrąbywał mi głowę łopatą. W tych snach na jawie byłem też postacią z Minecrafta, w którego często grałem z Gosią – moją dziewczyną.

To były wizje pełne emocji. Nie miałem poczucia, że to mi się śni, byłem pewny, że to się dzieje naprawdę. Przez długi czas nikomu nie opowiadałem, co się ze mną działo, gdy nie byłem świadomy. Bałem się, że wezmą mnie za wariata.

Kiedy się wybudziłem (tak mi się przynajmniej wydawało), koło mojego łóżka stała ciemna postać, która się we mnie wpatrywała. Gdy na nią patrzyłem, chciało mi się spać. Walczyłem jednak z tym, żeby nie zasnąć, bo miałem poczucie, że jak zasnę, to wydarzy się coś złego. Nie mogłem się ruszyć. Ani mówić, bo miałem rurkę w gardle. W końcu dałem za wygraną, a kiedy zasnąłem, zacząłem spadać w otchłań, przeciskałem się przez jakieś kościste postaci. Zatrzymałem się i nagle coś niewidzialnego pociągnęło mnie do góry. Otworzyłem oczy, ta postać nadal na mnie patrzyła, po czym zniknęła, rozmyła się.

„O kurde, chyba Bóg istnieje” – to jest moja pierwsza myśl. Kolejna: „O kurwa, nie mogę się ruszyć”. Na salę wchodzi pielęgniarka, widzi, że się obudziłem. Nie mogę mówić, więc radzi mi, żebym szeptał.

– Mam nogi? Mam penisa? – to moje pierwsze pytania.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: