- W empik go
Porcelanowa Tancerka - ebook
Porcelanowa Tancerka - ebook
Z kolekcji Antoniego Lanowskiego ginie cenny renesansowy szkic autorstwa Albrechta Durera. Z innych polskich kolekcji znikają kolejne renesansowe rysunki. Dyrektor muzeum organizuje nieistniejącą wystawę, a biznesmen otwiera galerię sztuki. W odkryciu sprawcy pomagają gołębie. A główny ślad zostaje na różach. Romans kończy się i zaczyna nowe. Zmiana dyrektora oznacza nowy początek. A w międzyczasie niechcący znika da Vinci. Czyli kryminał ze sztuką, romansem i Gdańskiem w tle.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8189-157-8 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Trzasnęły skrzydła ciężkiej stalowej bramy. Po chwili usłyszał zgrzyt klucza przekręcanego w dawno nieoliwionym zamku. Spojrzał na fluorescencyjne wskazówki zegarka, dochodziła dwudziesta. W budynku był już tylko on i dozorca. Wstał z twardego krzesła, podszedł do drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał, ale jedynym dźwiękiem był gulgot siedzących na parapecie gołębi. Nie znosił gołębi! Zawsze się ich brzydził. Ledwo zniósł tydzień w tym przeklętym mieście: same brudne kanały i ohydne gołębie. No i jeszcze ten kurz. Odwrócił się i spojrzał z niechęcią na leżące na stertach dokumenty. Były pokryte grubą szarą warstwą. Od tygodnia znosił duszący zapach muzealnego archiwum: kurz i pleśń. No, ale już jutro wyjedzie. Ostrożnie uchylił drzwi i wyjrzał na korytarz. Z parteru dochodziły stłumione dźwięki telewizora. Z łazienki na półpiętrze słychać było plusk lejącej się wody. Za chwilę strumień wody ucichł i zaskrzypiały otwierane drzwi. Po chwili w łazience zgasło światło. Ciężkie kroki oddaliły się po schodach. Dozorca wracał do stróżówki.
Popatrzył na zegarek, za dwie minuty rozpocznie się mecz. Druga połowa Argentyna-Włochy. Wtedy na pewno już nikt nie odejdzie od telewizora.
Czekał patrząc na fluorescencyjny cyferblat. Z telewizora w pokoju dozorcy, dotarły do niego brawa i głos komentatora. Usłyszał wyczytywane nazwiska, zawodnicy wybiegali na murawę. Wyszedł na korytarz. Doszedł do pomalowanych na biało drzwi i wyjął przedmiot przypominający spłaszczoną igłę. Włożył go do zamka. Kilka sekund później drzwi bezszelestnie otworzyły się. Poprzedniego wieczora naoliwił zawiasy. Może to jemu powinni płacić pensje zamiast dozorcy.
Wszedł do ciemnego pomieszczenia. Zamknął za sobą drzwi. Włączył latarkę i rozejrzał się. Na środku wielkiej pustej sali stała miękko wyściełana ława, a na ścianach wisiały obrazy. Strumień światła latarki zatrzymał się na prawie dwumetrowym płótnie. Namalowany na nim mężczyzna trzymał w ręku kij, a u jego stóp leżała owieczka. A może baranek? Nie pamiętał, co mówiła przewodniczka. Gdy udawał turystę, bardziej interesował go system alarmowy i rozmieszczenie kamer niż obrazy. Skierował światło na przymocowaną pod obrazem tabliczkę: San Giovanni Battista, Tiziano 1540. Zaraz obok wisiał mniejszy obraz. Przedstawiał budynek, do którego prowadziły kamienne schody i zgromadzonych wokół ludzi. Podpis głosił: Prezentazione di Maria al Tempio, Tiziano, 1534—1538. Omiótł światłem latarki obwieszone obrazami ściany i skierował się do następnych drzwi. Właściwie, to mógłby już przechodzić tędy z zamkniętymi oczami. Od tygodnia spędzał noce w zatęchłym zapachu muzealnego archiwum. Sprawdzał, o której wychodzą pracownicy, kto zostaje i co wtedy robi. Oliwił zamki, sprawdzał odległości i w którym miejscu skrzypi podłoga. Przygotował wszystko tak, jak uczyli go w wojsku. No, może nie całkiem uczyli go tego, czym się teraz zajmował, ale planowania i porządku. Ciągle brakowało mu armii. Ale już coraz rzadziej. W końcu to ich strata, że go nie chcieli. On sobie świetnie radził bez La Legion etrangere i tego ich Legio Patria Nostra.
Doszedł do pomalowanych na biało drzwi i nacisną klamkę. Na środku sali stała szklana muzealna gablota. Doskonale wiedział, co w niej jest. Jedna pożółkła kartka, formatu niewiele większego niż A4. Podszedł bliżej i pochylił się nad szkłem. Nie rozumiał, co ludzie w tym widzą: zwykła kartka, a na niej narysowany człowiek: cztery ręce, cztery nogi, wpisany jest w kółko i kwadrat. Sam potrafiłby narysować coś takiego, a może i lepiej. Ale dla niego dobrze że zleceniodawca ma taki gust. W końcu łatwiej przewieźć zwykłą kartkę niż któryś z tych wielkich obrazów.
Popatrzył na zegarek. Zostało pięć minut. Z dołu dobiegł głośny krzyk i wiwaty, pewnie bramka. To może jednak Włosi nie przegrają. Później obejrzy powtórki, ale najpierw praca. Wieczorem przekaże przesyłkę i w piątek po południu wszystko będzie na miejscu. A jutro wsiądzie w samolot do Gdańska i w weekend może umówi się znów z tą blondyną z muzeum. Trochę głupia, ale biust ma niezły i na razie może być. Popatrzył na zegarek. Została minuta. Mocniej naciągnął czarne skórzane rękawiczki i zaczął odliczać w myślach. Dziesięć, dziewięć, osiem… jeden: W całym mieście zgasło światło.
#
Leszek jednym okiem zerkał na telewizor, a drugim na otwarte drzwi gabinetu ojca. Szpakowata głowa pochylała się nad biurkiem. „Powinien tam siedzieć ktoś inny.” — pomyślał i przywołał w wyobraźni obraz wysokiego, otyłego mężczyzny o władczym głosie. Zastanawiał się czy tęskni za ojcem. Przez ostatnie lata nie widywali się zbyt często i chyba zdążyli się od siebie odzwyczaić. Zresztą nigdy nie byli blisko. Ojciec szczerze się ucieszył, gdy Leszek podpisał kontrakt we Francji. Nie przeszkadzało mu nawet, że nie było to polskie wojsko. Najważniejsze, że syn wpisze się w rodzinne tradycje powstań i mundurów. Od tamtej pory widywali się rzadko. Gdyby chciał mógłby przyjeżdżać do Polski częściej, ale nie chciał. Nigdy nie wybaczył ojcu Alki. Miał nadzieję, że stary w końcu zmięknie, że będzie chciał chociaż poznać swoje wnuki. Ale wtedy ojciec związał się z Anną i przestało go interesować cokolwiek innego. Spojrzał w kierunku gabinetu. Rzeczoznawca nadal wpatrywał się przez lupę w leżący na biurku rysunek. Wyglądał jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. No cóż, bez względu na to ile to będzie warte, i tak będzie to bardzo dużo. Oczywiście większość z tego trafi do Anny, ojciec zaraz po ślubie zmienił testament, ale część zostanie dla niego i dla Alki. A dzięki temu ona i Jean-Pierre będą mogli pomyśleć o domu pod Paryżem, ich dotychczasowe mieszkanie w starej kamienicy w Paryżu nie było w dobrym stanie i zdecydowanie za ciasne dla czwórki mieszkańców. Z przykrością na to patrzył gdy ich odwiedzał.
— Goooool!!! — Usłyszał krzyk dochodzący z telewizora. No, to jeszcze tylko jedna bramka i Włochy wyrównają. Ale dzisiaj nawet mecz go nie interesował. Wciąż nie docierało do niego, że ojciec nie żyje. Wydawał się niezniszczalny. Ale może za dużo było, jak na jego wiek, egzotycznych podróży z nową żoną, a może czegoś innego. W biurku ojca znalazł Viagrę! Senior rogu Lanowskich wyraźnie starał się korzystać z uroków życia. A może bał się, że sam wypchany portfel nie zrekompensuje młodej żonie trzydziestu lat różnicy. Wezwany lekarz z pogotowia powiedział tylko: wylew. A kilka dni później zadzwonili ze szpitala, że bardzo im przykro, robili, co mogli. Mimo to Leszek wciąż miał wrażenie, że ojciec za chwilę znowu wyjdzie z gabinetu i coś powie, tym swoim władczym tonem, który zmieniał tylko przy Annie. Popatrzył w tamtym kierunku, ale nic się nie zmieniło. Przy biurku nadal siedział szpakowaty mężczyzna, którego widział pierwszy raz w życiu i z uwagą oglądał najcenniejszy rysunek z kolekcji ojca, „Studium dłoni apostoła” Albrechta Durera. Durer był w ich rodzinie jeszcze przed wojną. To było ich dziedzictwo, to, co zostało po przodkach i miało trwać w rodzinie do następnych pokoleń. Tak jak dom z obrazami Kossaka i portretem Marszałka na ścianach. Tradycja, której nie wolno było naruszyć. Ale teraz jednak zostanie naruszona. Anna nie chciała zgodzić się na sprzedaż. Mówiła, że ojciec nigdy by mu tego nie wybaczył. Może się mylił, co do niej. Może wcale nie chodziło jej tylko o pieniądze i rzeczywiście kochała ojca. Ale jest jeszcze Alka! Trzeba zakończyć przeszłość, rozdzielić spadek i każde pójdzie w swoją stronę. Uparł się przy sprzedaży, mimo, że Anna prosiła, żeby pozostawić w rodzinie chociaż ten najcenniejszy eksponat. Chciała zapisać go kiedyś muzeum. Zaskoczyła go. Nie spodziewał się po niej takiego gestu. Ale i tak powiedział: nie. Spadek należy do nich trojga. Jeżeli jest w stanie jego i Alkę spłacić, to może robić z kolekcją co chce. Jeśli nie, sprzedają. Zaraz dowie się ile Durer jest wart. Wiedział, że renesansowy, szkic „Głowy Apostoła” Rafaela, został sprzedany przez londyński dom aukcyjny Sotheby’s za prawie pięćdziesiąt milionów dolarów. Nawet, jeżeli za Durera dostaliby mniej, to i tak to ogromne pieniądze. I nawet Anna będzie musiała się z tym pogodzić.
Mecz się skończył. Spojrzał na wyświetlany na ekranie wynik: Włochy — Argentyna: jeden do dwóch. No to pół godziny nie wystarczyło na wyrównanie. Usłyszał szuranie odsuwanego krzesła. Zobaczył, że ekspert z domu aukcyjnego wstał od biurka i podchodzi do drzwi dzielących gabinet od pokoju telewizyjnego.
— Czy mógłbym pana poprosić?
Leszek wstał i poszedł do gabinetu.
Rzeczoznawca podszedł do biurka, popatrzył na leżące rysunki i podniósł wzrok na Leszka.
— Proszę pana, przejrzałem eksponaty z kolekcji pańskiego ojca i przedstawię orientacyjną wycenę ich wartości. Natomiast, jeżeli chodzi o ten — Wskazał na rysunek Durera. — To rynkowa cena oryginalnych dzieł tej klasy rzeczywiście osiąga, tak jak pan mówił przez telefon, poziom milionów dolarów. Ale to oczywiście dotyczy tylko oryginałów.
— Co ma pan na myśli?
— Że to. — Rzeczoznawca podniósł rysunek złożonych dłoni. — Na pewno nim nie jest. To kopia. Bardzo dobra, ale jedynie kopia. I muszę przyznać, że ten, kto ją zrobił miał poczucie humoru.