Porozmawiajmy o miłości - ebook
Porozmawiajmy o miłości - ebook
Anastasia Douglas samotnie wychowuje sześcioletnią córkę. Po krótkim romansie ojciec dziecka, którego pokochała od pierwszego wejrzenia, opuścił ją bez pożegnania. Przypadkowo dowiedziała się, że jej ukochany jest księciem i musiał wrócić do kraju, by wypełnić obowiązki wobec państwa. Nigdy nie powiedziała mu o dziecku. Jednak po siedmiu latach Casimir sam odkrywa, że ma córkę…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4411-4 |
Rozmiar pliku: | 791 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Casimir, następca tronu Byzenmaachu, potrzebował ochłody. Po przebudzeniu wciąż widział przed sobą tę samą kobietę, która po raz trzeci w tym tygodniu nawiedziła go w erotycznym śnie.
Nago i boso przeszedł przez wytarty jedwabny dywan i dalej, otwartym z jednej strony krużgankiem, do marmurowej łaźni pod kopułą, godnej rzymskich gladiatorów. Ledwie otworzył olbrzymie podwójne drzwi, orzeźwił go powiew chłodnego powietrza. Mimo pełni lata na północnych szczytach nadal leżał śnieg. Casimir lubił poranny chłód, po którym kąpiel w gorącej wodzie sprawiała mu jeszcze większą przyjemność. Nic lepiej nie łagodziło napięcia niż pięć minut pod sztucznym wodospadem na końcu basenu i następnych pięć w spokojnej wodzie przy drugim brzegu. Właśnie ze względu na dostęp do łaźni wybrał zimową fortecę na swoją stałą rezydencję. Zimą obierze dłuższą drogę przez pałac, ale teraz wolał popatrzeć na dolinę poniżej i dalekie szczyty, które nieodmiennie go zachwycały. Liczył na to, że chłodne górskie powietrze ochłodzi rozpalone zmysły. Próżne nadzieje!
Casimir cenił sobie zmysłowe przyjemności, ale nie tylko nimi żył.
Dziwne, że często wspominał romans z młodości ze studentką lingwistyki z Genewy. Wracał wtedy do domu z delegacji, znudzony po oficjalnych rozmowach. Poznał Anastasię Douglas w barze. Kto by po siedmiu latach pamiętał tak nieistotne szczegóły jak to, że co rano piła niemal wrzącą mocną kawę z jedną łyżeczką cukru? Splątane czarne włosy otaczały śliczną twarzyczkę, gdy dmuchała na parujący napój, zanim zbliżyła filiżankę do ust. A co jeszcze wyprawiała tymi ślicznymi usteczkami…
Nastrój tamtego wieczoru uczynił go bardziej lekkomyślnym niż zwykle. To on zrobił pierwszy krok. Użył całego swojego uroku, żeby ją oczarować. W rezultacie tej samej nocy wylądowali w jej maleńkim studenckim mieszkanku. Został jeszcze przez cztery następne. Kochał ją, poznawał, wypełniał jej cały czas.
Leżał na plecach na trawie w małym ogrodzonym parku z twarzą zwróconą ku słońcu. Ana wsparła głowę o jego biodro. Czytała mu rosyjską poezję w oryginale i tłumaczyła na angielski, choć jej zdaniem tłumaczenie nie oddawało jej ducha. Znała płynnie oba języki dzięki rosyjskiej matce i angielskiemu ojcu. Marzyła o posadzie tłumaczki w Parlamencie Europejskim albo sekretariacie Organizacji Narodów Zjednoczonych. Żeby osiągnąć cel, musiała ćwiczyć wymowę. Dzieliła z nim swoje plany, marzenia, ciało i dom, a on z nią prawie nic. Nie wiedziała, że ma do czynienia z następcą tronu Byzenmaachu, właścicielem prywatnych samolotów, dziedzicem twierdz na zboczach gór, królewskim synem, który poznawał tajniki polityki od wczesnego dzieciństwa. Na pięć nocy i cztery dni zapomniał o zmarłej matce i siostrze, starzejącym się ojcu i obowiązkach, na których podjęcie nie był jeszcze gotów. Nazywała go Casem, traktowała jak zwykłego człowieka. Pewnie dlatego tak często wspominał jej stłumione krzyki rozkoszy, miękkość skóry i oplatające jego szyję ramiona. Być może dawał jej takie samo poczucie wolności. Sam również go potrzebował mimo odpowiedzialności, którą dawno zaakceptował.
Niebawem pewnie poprosi o rękę księżniczkę Morianę z sąsiedniego królestwa Arunu, inteligentną, obeznaną w polityce, z doskonałymi koneksjami. Nie wybrał jej z miłości. Dokonał przemyślanego wyboru, korzystnego zarówno dla siebie, jak i dla państwa. Nie o niej jednak myślał podczas kąpieli.
Ana zawsze wygrywała. Z każdą.
Przemknęło mu przez głowę, żeby sprawdzić, co obecnie porabia. Miał nadzieję, że łatwiej wyrzuci ją z pamięci, gdy się dowie, że wyszła za mąż i urodziła dwójkę albo trójkę dzieci.
Ale na razie, wchodząc pod prysznic, mógł sobie pozwolić na wspomnienie gorących pieszczot, czułych, niezrozumiałych słówek, które tylko jego dusza rozumiała, i nieokiełznanej namiętności bez żadnych zobowiązań, żądań czy wymagań.ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Czy mogę zająć Waszej Wysokości chwilkę? – spytał od progu główny doradca króla.
Casimir podniósł wzrok znad papierów na biurku i skinął głową. Nie zdziwiła go zatroskana mina Rudolpha. Jego władca, Leonidas, ojciec Casimira umierał. Lojalny Rudolpho nie popierał zmian, które jego następca zamierzał wprowadzić po objęciu tronu.
Wkrótce Casimir będzie musiał opuścić zimową twierdzę i zamieszkać w pałacu w stolicy. Nie łączyła go z ojcem bliska więź. Czuł do niego tylko pogardę, pomieszaną z litością, choć cząstka jego duszy pragnęła akceptacji rodzica.
Zaskoczyło go, że Rudolpho zamiast wejść, wbrew swoim zwyczajom nadal stał w progu, sztywniejszy niż zwykle.
– Co z ojcem? – zapytał.
– Nie najgorzej. W tej chwili śpi. Morfina działa. – Rudolpho podszedł bliżej i obejrzał stos dokumentów na biurku. – Powinien Wasza Wysokość przekazać komuś część tej roboty – doradził.
– Tak też zrobię, jak tylko zobaczę, co przekazuję. Myślałem, że wyszedłeś kilka godzin temu – dodał zdziwiony, że doradca nie skorzystał z jednej z rzadkich okazji do odpoczynku.
Rudolpho położył na biurku żółtą kopertę tak pospiesznie, jakby parzyła.
– To raport w sprawie Anastasii Douglas zlecony przez Waszą Wysokość. Pozwoliłem sobie go otworzyć.
– To dla mnie nic nowego. Przecież otwierasz wszystko.
– Ale nie każdy raport zapiera mi dech w piersiach. Czy Wasza Wysokość wiedział?
Casimir wyraźnie wychwycił niepokój w głosie staruszka.
– O czym?
– Będę u siebie w gabinecie – poinformował Rudolpho zwięźle, zamiast odpowiedzieć, wyprostował plecy i opuścił pokój.
Casimir popatrzył podejrzliwie na kopertę, której zawartość zbulwersowała doradcę. Wmawiał sobie, że zlecił śledztwo wyłącznie z ciekawości, po to, by wyrzucić Anastasię z pamięci. Mimo to ręka mu drżała, gdy wyjmował liczne fotografie.
Pierwsza przedstawiała jej twarz w kształcie serca, z szerokim czołem i wąskim podbródkiem, gęstymi brwiami i rzęsami podkreślającymi lazurowy błękit oczu. Słodkie usteczka obiecywały nieziemskie rozkosze. Na kilku następnych wchodziła po jakichś schodach w ciemnoszarym oficjalnym kostiumie i z czarną torebką na ramieniu, długonoga i ponętna. Na dalszej stała przy bramie szkoły i poprawiała pasek tornistra małej uczennicy. Dobrze, że została matką. Casimir miał nadzieję, że również szczęśliwą mężatką. Nie zdołał jednak wypatrzeć, czy nosi obrączkę.
Kolejne zdjęcie do legitymacji szkolnej ukazało z bliska buzię dziecka.
Casimir zastygł w bezruchu. Zabrakło mu powietrza na widok oczu, identycznych jak u jego siostry.
Gdy jego siostra miała siedem lat, a on dziesięć, porwali ją rebelianci z północy. Kiedy ojciec odmówił spełnienia ich żądań, zamordowali ją i na dowód przysłali części jej odzieży. Matka nigdy nie przebolała utraty córeczki. Rok później odebrała sobie życie, zostawiając męża i syna własnemu losowi. Nigdy nie rozmawiali z ojcem o tych tragicznych zdarzeniach. Terapia też nie wchodziła w grę. Cas za nic w świecie nie wyjawiłby nikomu obcemu, co czuje. Zdjęcia matki i siostry wisiały w całym pałacu, boleśnie przypominając o klęsce i rozpaczy. Po objęciu władzy zamierzał je przenieść do rzadko używanej jadalni i zamknąć na klucz.
Nie mógł oderwać wzroku od burzy czarnych niesfornych włosów, okalających twarzyczkę o prostym arystokratycznym nosie i złocistobrązowych sokolich oczach.
Następne zdjęcie wykonano w ogrodzie. Mała biegała po nim, jakby łapała motyle. To ostatnie przywołało tragiczne wspomnienie.
Miał wtedy dziesięć lat. Zostawił siostrzyczkę samą. Poszedł po słoik, żeby zamknąć w nim ważkę. Kiedy wrócił, już jej nie znalazł. Została porwana. Nigdy nie wróciła.
Cas zamknął oczy, żeby więcej nie patrzeć. Dopiero powrót Rudolpha z kieliszkiem i butelką brandy Royal Vault zmusił go do ich otworzenia.
– Nie wiem, co nakazuje protokół w takich wypadkach, ale proszę wypić – zaproponował doradca. – Strasznie Wasza Wysokość pobladł.
– To nie ona… prawda?
– Nie, ale podobieństwo jest uderzające.
– Podsumuj.
Rudolpho westchnął i przeniósł wzrok na butelkę. Casimir wskazał mu gestem, żeby sobie też nalał. Tylko go obraził. Jako człowiek starej daty, doradca prędzej by wyfrunął przez okno, niż złamał zasady etykiety.
– Dziecko ma sześć lat i brytyjskie świadectwo urodzenia dzięki wybranej narodowości matki i urodzeniu w szpitalu Portland w Londynie. Matką jest dwudziestosześcioletnia Anastasia Douglas, niezamężna, zatrudniona jako tłumaczka w Parlamencie Europejskim i sekretariacie ONZ. Mieszka w Genewie, gdzie przeważnie pracuje.
– A ojciec?
– Nieznany.
Cas w milczeniu uniósł fotografię dziewczynki w szkolnym mundurku, uderzająco przypominającej jego nieżyjącą siostrę.
– Nazwisko Waszej Wysokości nie widnieje na świadectwie urodzenia. Być może Anastasia Douglas nie zna tożsamości ojca swej córki. Nie można wykluczyć, że ma słabość do mężczyzn o bursztynowych oczach – argumentował doradca. – Przez siedem lat nie szukała kontaktu z Waszą Wysokością. O nic nie prosiła. Nie zabiegała o uznanie dziecka. Sama je utrzymuje. Mała ma dach nad głową, dobrą szkołę i kochających dziadków. Jest inteligentna. Nie zabraknie jej życiowych perspektyw.
– Sugerujesz, żebym jej nie uznał?
– Można ją też sprowadzić tutaj i zapewnić jak najlepszą ochronę.
Ostatnia sugestia przypomniała Casimirowi, że opuścił siostrę w niebezpieczeństwie.
– Uważasz, że nie potrafię? Że jestem taki jak on?
– Sądzę tylko, że dziewczynka wyglądająca jak drugie wcielenie siostry Waszej Wysokości natychmiast stanie się obiektem zainteresowania prasy i celem wrogów Waszej Wysokości.
Znów zapadła długa niezręczna cisza.
– Niech to wszystko na razie zostanie między nami – zadecydował w końcu Casimir.
– Może pozostać między nami na zawsze, jeżeli Wasza Wysokość sobie zażyczy.
Casimir popatrzył ponownie na zdjęcia. Zadał sobie pytanie, czy potrafi zignorować jej istnienie, wymazać wspomnienie uprowadzonej siostry i matki zbyt słabej, by pozostać przy życiu po stracie dziecka. Nie! W żyłach dziewczynki płynęła jego krew. Uznał za swój obowiązek ją chronić.
– Jak ma na imię? – zapytał.
– Im mniej Wasza wysokość wie, tym łatwiej będzie…
– Jak ma na imię?
– Sophia. Sophia Alexandra Douglas.
Odpowiednie imię dla królewskiej córki. Czy Anastasia wiedziała, z kim idzie do łóżka?
– Wasza Wysokość…
– Wystarczy!
– Proszę przemyśleć swoją decyzję, bo nie będzie od niej odwrotu. Tu, w Byzenmaachu trzeba ją będzie chronić, żeby jej nie wykorzystano do celów politycznych.
Casimir wiedział, że jego ojciec postąpiłby tak, jak sugerował Rudolpho. Wykorzystałby dziewczynkę, żeby spełniła nadzieje narodu, póki na świat nie przyjdzie ślubne potomstwo, a potem odsunąłby ją na bok, jako niepasującą do idealnego wizerunku monarszego rodu. Nie miałaby łatwego życia w Byzenmaachu. Żadne dziecko nie miało. Przytłaczał go ciężar odpowiedzialności.
– Pytasz, czy potrafię ją przyjąć taką, jaka jest, z wadami i zaletami, uchronić przed koniecznością spełniania cudzych oczekiwań? Jak najbardziej. Sam przez to przeszedłem. Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że najlepiej dla nich, żebym zostawił je w spokoju? A jednak to moje dziecko, moja krew, moja odpowiedzialność.
Mimo tej stanowczej deklaracji nadal dręczyły go rozterki, czy powinien narażać małą Sophię na niebezpieczeństwa, które czekały ją w Byzenmaachu.
– Jeszcze jedno – wtrącił Rudolpho. – Nie tylko my ją obserwowaliśmy. Jedna ekipa przyszła pod dom, druga pod szkołę.
– Kto ich wysłał?
– Tego nie wykryliśmy. Znikli, zanim ich namierzyliśmy. Zatrudniłem ekipę tajnych ochroniarzy, żeby je obserwowali i czekali na dalsze rozkazy. Uważam, że w tym momencie nie byłoby rozsądne angażować w sprawę ojca Waszej Wysokości.
– Racja.
– Jeżeli Wasza Wysokość będzie jeszcze potrzebował dodatkowej porady…
– Nie, dziękuję.