Porucznik Borewicz. Dlaczego pan zabił moją mamę?. Tom 8 - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Porucznik Borewicz. Dlaczego pan zabił moją mamę?. Tom 8 - ebook
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62964-51-2 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dlaczego pan zabił moją mamę?
Wstający świt delikatnym światłem rozświetlał wysokie urwisko nad brzegiem morza w Orłowie. Stojący nieruchomo na skraju skarpy mężczyzna spojrzał w dół i rzucił się do ucieczki.
Blisko brzegu, w płytkiej wodzie między kamieniami leżała martwa kobieta.
Mężczyzna dobiegł do samochodu i ostro, aż wozem rzuciło na bok, ruszył w stronę lasu. Po chwili warkot silnika ucichł.
Słaba fala kołysała przy brzegu zwłoki. Po chwili wstające słońce oświetliło delikatnie pnie sosen. Wokół panowała cisza.
***
Dwa dni później miejscowa prasa zamieściła informację o znalezieniu niezidentyfikowanych zwłok kobiety w wieku około 50 lat. Jak ustalono w ostatnich dniach nie było zgłoszenia o żadnym zaginięciu osoby w tym wieku.
***
Kartka owinięta była przezroczystym celofanem. Niewprawną ręką dziecka wypisano na niej pięć słów: DLACZEGO ZABIŁ PAN MOJĄ MAMĘ.
Borewicz odłożył kartkę na biurko majora.
– No? – spojrzał wyczekująco major.
– Kartkę pisało dziecko – zaczął Borewicz.
– Bystrzy jesteście. Wyrabiacie się tak przy poruczniku Zubku? Jeszcze trochę – major wykrzywił się z politowaniem – a będą o was mówić, jak moja wnuczka: dobry jak wafel, gryźć nie trzeba.
– Wydaje się, że dziecko jest zaniepokojone.
– Tego to ja też się domyślam. Może coś więcej?
– Są dwie możliwości. Albo dziecko naczytało się niedozwolonych książek i ma bardzo bujną wyobraźnię, albo jest to smutne dziecko, które myśli jak dorosły.
– Teraz już lepiej. Zajmiecie się tą sprawą. Podobno lubicie dzieci?
Borewicz spojrzał na majora i westchnął.
– Czy przypuszcza pan, że to może mieć związek ze sprawą tej utopionej kobiety nad Wisłą?
– Między innymi. Kartkę przysłał mi kierownik hotelu. Leżała na korytarzu.
– Taki pedant czy stary kawaler? – zapytał z drwiną Borewicz.
– Wdowiec, syna stracił w Powstaniu – powiedział chłodno major. – Tylko od czasu, jak znaleziono pod łóżkiem dwa tysiące dolarów, do których nikt się nie chciał przyznać, każe sobie przynosić każdą kartkę czy list znalezione w sprzątanych pokojach.
– I do tej pory nie było żadnego zgłoszenia o zaginięciu?
– Od pierwszej kartki jutro będzie akurat trzy miesiące.
– I nadal nie wiadomo, kto to jest?
– Nie. No to… do roboty.
Borewicz spojrzał jeszcze raz na kartkę: DLACZEGO PAN ZABIŁ MOJĄ MAMĘ.
– Aha, jeszcze jedno – major popatrzył surowo. – Poruszono to wczoraj na kierownictwie. Ten ostatni jest wysokim działaczem partyjnym. Skarga dotarła bardzo wysoko.
– Zachował się po chamsku.
– Od tego są patrole mundurowe. Byliście w lokalu prywatnie. A poza tym ten wasz prawy sierpowy zaczyna być zbyt znany. Wiecie, że nam ostatnio patrzą na ręce. Facet przez parę minut nie odzyskiwał przytomności. Zabraniam wdawania się w jakiekolwiek bójki. To was może kosztować najbliższy awans. Jesteście oficerem, a nie awanturnikiem. A wyjaśnienia, że po to Pan Bóg dał mi ręce, żeby nie zawracać dupy patrolom, przestały mnie interesować. Jak i forma wyjaśnień. Zjeżdżaj – zakończył ostro.
Borewicz przyjął nadgorliwie postawę zasadniczą i wyszedł z gabinetu.
***
Hotelowy korytarz przysłaniały pootwierane drzwi. Pośrodku stał wózek pełen rolek papieru toaletowego mydeł i ręczników. Borewicz rozmawiał cierpliwie ze starszą kobietą w kolorowym uniformie sprzątaczki. Zubek w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. W pomiętym kapeluszu, nieświeżej koszuli, nie dopiętej jesionce raził wyglądem na korytarzu eleganckiego hotelu.
– Jak często sprząta się pokoje?
– Dwa razy dziennie.
– O której godzinie znalazła pani tę kartkę?
– Po południu. Kartka leżała w pobliżu kosza na śmiecie. Tak jakby ktoś chciał ją tam wyrzucić, a nie trafił.
– Ile jest koszy w tym korytarzu?
– Na korytarzu są cztery.
– Praktycznie więc kartkę mógł wyrzucić do kosza każdy z mieszkańców pierwszego piętra... Proszę sobie przypomnieć – pytał dalej Borewicz – czy w ostatnich dwóch dniach mieszkał tu ktoś, kto zwróciłby pani uwagę, ktoś zachowujący się w sposób wskazujący na zdenerwowanie, może ktoś specjalnie podniecony?
– Podnieconych to tu jest, proszę pana, dużo. Tu mieszka dużo cudzoziemców, za nimi stale włóczą się jakieś dziewczyny, latają po korytarzach jak oparzeni. Niektóre to nawet w majtkach. To są eleganccy panowie, mają tyle koszul, że nigdy ich nie piorą, tylko codziennie zmieniają na nowe.
– Rozumiem – z powagą potwierdził Borewicz. – Czy jest możliwe, żeby kartka leżała na korytarzu przez kilka dni? – spytał po chwili.
– Jak pan może o mnie tak źle myśleć? Ja sprzątam bardzo dokładnie, ale nie miałam dyżuru przez trzy dni, to można inne zostawiały. To mała kartka, leżała w kącie, mogły nie zauważyć.
– Dziękuję.
Pożegnali kobietę i ruszyli korytarzem w stronę wind.
– A pan jak często zmienia koszule? – zwrócił się nagle do Zubka.
– A daj pan spokój. Zagraniczne dziwadła.
– Na piętrze jest pięćdziesiąt pokoi. Przyjmując, że kartka mogła leżeć kilka dni – mamy paręset osób do przesłuchania. Wszystko pewnie cudzoziemcy, przyjezdni, bo przecież warszawiak ciągle nie ma prawa wynająć pokoju w hotelu.
– Przyzwoity człowiek nie musi szukać noclegu poza domem.
Borewicz spojrzał się na Zubka z politowaniem.
– Jak ja się mogłem z panem zaprzyjaźnić – mruknął Borewicz.
– Chodźmy obejrzeć książkę meldunkową.
***
Zubek siedział w hallu, obserwując ludzi. Recepcja dużego hotelu to ciekawe miejsce, pełne dziwnych ludzi i zdarzeń. Zubek rozglądał się z niesmakiem. Irytowały go zwłaszcza ładne dziewczyny kręcące się po hotelu.
Po chwili zjawił się Borewicz.
– Spisałem trochę nazwisk – zaczął Zubek.
– Tylko trochę? – zdziwił się Borewicz.
– Czterdziestopięcioosobową wycieczkę emerytowanych nauczycielek z Anglii skreśliłem. Wszystkich kawalerów też – powiedział to jak rzecz oczywistą.
– Słusznie.
Zubek spojrzał podejrzliwie.
– Nieżonaci mają na ogół inne możliwości pozbycia się kobiety bez używania trucizny.
– Wziąłem kilka nazwisk Włochów, ale też bez przekonania.
Borewicz westchnął z dezaprobatą.
– Włosi urządzają się tu bez komplikacji i mają o wiele zabawniejsze sposoby spędzania czasu niż mordowanie dzieciom matek. Zobaczymy – zakończył, oglądając się za mocno wydekoltowaną pod futrem dziewczynę w mini.
– Powykreślałem i kobiety. W sumie mamy 80 mężczyzn, z tego 30 turystów zagranicznych.
– Nieźle jak na wolną sobotę – westchnął Borewicz.
***
Borewicz rozmawiał przez telefon, kiedy major wszedł do pokoju. Porucznik wstał.
– Siedźcie. Co słychać?
– Po eliminacji mam na liście 60 cudzoziemców i 8 Polaków. Wykreśliłem dwóch krajowców: jeden notowany waluciarz. Ci nie mordują, to im się po prostu nie opłaca, i jeden bigamista. Taki najwyżej żeni się jeszcze raz, co w najgorszym wypadku grozi nowym małżeństwem i karą do dwóch lat. Pozostało mi z tego kilkadziesiąt osób. Traktuję sprawę serio, mimo że – przyznam się panu majorowi – bez większego przekonania.
– I co dalej? – z lekką naganą w głosie zapytał major.
– Wysłałem wczoraj polecenie do komend wojewódzkich, żeby ustalili, czy nie znaleziono podobnych listów w innych hotelach, i sprawdzili mi paru panów.
– Wiem. Bo właśnie mam dla was wiadomość z Poznania. Mają identyczną kartkę – major spojrzał na telefonogram. – Znaleziono ją w pokoju Barbary Kałuckiej, aktorki, nigdzie nie pracującej, lat 24. Dziś rano – rzucił kartkę na biurko. – Kazałem już zarezerwować wam miejsce na najbliższy samolot.
– Dziękuję.
***
Borewicz pchnął drzwi i wszedł do rozległego hallu hotelowego. Skierował się do kabin, na których widniał wymalowany aparat telefoniczny.
– Halo – odezwał się nieco egzaltowany głos. – Halo – dziewczyna mocno przeciągnęła słowo.
– Dzień dobry. Nazywam się Sławomir Borewicz. Czy mogę prosić o chwilę rozmowy?
– Sławek, Sławek? – nie okazała zdziwienia, tylko powtórzyła dwukrotnie, próbując sobie widocznie skojarzyć imię z osobą.
– Tak, Sławomir Borewicz z Warszawy.
– Ach, z Warszawy. Już schodzę. A jak pan wygląda, jak ja pana poznam? – zmieniła ton na bardziej kokieteryjny.
– Siedzę w hallu, w brązowej zamszowej marynarce.
– W jakim wieku? Łatwiej pana poznam.
– Po pięćdziesiątce – powiedział sucho.
– Tak. Już schodzę. A czego pan sobie życzy – powiedziała już rzeczowym tonem, bez kokieterii.
– Czekam.
Odłożył słuchawkę.
Zeszła za chwilę. Z zainteresowaniem spojrzała na Borewicza, jakby chciała się uśmiechnąć, ale zaraz poszła dalej, przypatrując się mężczyznom, którzy siedzieli w hallu i przy barze i wyglądali na lat pięćdziesiąt. Była wysoka, czarnowłosa i bardzo zgrabna. Mogłaby być wyjątkowo atrakcyjna, gdyby nie nadmiar wielobarwnych ozdób i wulgarny makijaż.
Wstał. Podszedł bliżej.
– To ja czekam na panią. Borewicz.
– To pan? – zdziwiła się. – Nigdy bym nie przypuszczała, że tak wygląda mężczyzna po pięćdziesiątce.
– Zdarza się.
– Ale nieczęsto – ciągnęła kokieteryjnie. – Znam wielu mężczyzn.
„Oho – pomyślał Borewicz – zaczynają się damskie gierki. Dlaczego ona w ogóle nie pyta, kim jestem i po co przyjechałem. Należy do takich, którym wszystko jedno? Ale wobec tego, czy ona może mieć coś wspólnego z listem? Byłaby przecież zaniepokojona”.
– Jestem z Komendy Stołecznej MO, z Warszawy.
Spojrzała uważnie. Roześmiała się.
– No wie pan, już na różne rzeczy mnie podrywano, ale na milicjanta jeszcze nie. Ale z pana kawalarz.
Usiedli w małej kawiarence obok hallu hotelowego.
– Co to był za list, który znaleziono u pani w pokoju?
– Ach, o to chodzi – była wyraźnie rozczarowana albo udawała rozczarowanie. – To jakaś głupia historia. List leżał w recepcji obok listu na moje nazwisko. Wzięłam przez przypadek oba naraz. Zauważyłam później, był niezaklejony... tak dziwnie zaadresowany, przeczytałam i położyłam. Znalazła go widocznie sprzątaczka i zawiadomiła recepcję. Zupełnie nie rozumiem, o co tu wszystko chodzi.
– Gdzie jest ten list?
– Na górze u mnie w pokoju zapraszam.
Sławek popatrzył na dziewczynę z jednoznaczną miną. „Kotek, nie ze mną te numery” – pomyślał i spokojnie powiedział:
– Nie będę pani krępował, proszę go przynieść.
Dziewczyna, nie kryjąc rozczarowania, skierowała się do windy. Po chwili zeszła schodami i podała mu zwykłą, niebieską kopertę. Na kopercie był napis: Największy Hotel w Poznaniu. Nic więcej. Znaczek za jeden złoty. Stempel nieczytelny.
Spojrzał na kartkę. Nie miał wątpliwości. Ten sam charakter pisma i ta sama kartka wyrwana z zeszytu w kratkę.
Zaatakował wprost.
– Gdzie jest pani dziecko?
Spojrzała zaskoczona.
Wstający świt delikatnym światłem rozświetlał wysokie urwisko nad brzegiem morza w Orłowie. Stojący nieruchomo na skraju skarpy mężczyzna spojrzał w dół i rzucił się do ucieczki.
Blisko brzegu, w płytkiej wodzie między kamieniami leżała martwa kobieta.
Mężczyzna dobiegł do samochodu i ostro, aż wozem rzuciło na bok, ruszył w stronę lasu. Po chwili warkot silnika ucichł.
Słaba fala kołysała przy brzegu zwłoki. Po chwili wstające słońce oświetliło delikatnie pnie sosen. Wokół panowała cisza.
***
Dwa dni później miejscowa prasa zamieściła informację o znalezieniu niezidentyfikowanych zwłok kobiety w wieku około 50 lat. Jak ustalono w ostatnich dniach nie było zgłoszenia o żadnym zaginięciu osoby w tym wieku.
***
Kartka owinięta była przezroczystym celofanem. Niewprawną ręką dziecka wypisano na niej pięć słów: DLACZEGO ZABIŁ PAN MOJĄ MAMĘ.
Borewicz odłożył kartkę na biurko majora.
– No? – spojrzał wyczekująco major.
– Kartkę pisało dziecko – zaczął Borewicz.
– Bystrzy jesteście. Wyrabiacie się tak przy poruczniku Zubku? Jeszcze trochę – major wykrzywił się z politowaniem – a będą o was mówić, jak moja wnuczka: dobry jak wafel, gryźć nie trzeba.
– Wydaje się, że dziecko jest zaniepokojone.
– Tego to ja też się domyślam. Może coś więcej?
– Są dwie możliwości. Albo dziecko naczytało się niedozwolonych książek i ma bardzo bujną wyobraźnię, albo jest to smutne dziecko, które myśli jak dorosły.
– Teraz już lepiej. Zajmiecie się tą sprawą. Podobno lubicie dzieci?
Borewicz spojrzał na majora i westchnął.
– Czy przypuszcza pan, że to może mieć związek ze sprawą tej utopionej kobiety nad Wisłą?
– Między innymi. Kartkę przysłał mi kierownik hotelu. Leżała na korytarzu.
– Taki pedant czy stary kawaler? – zapytał z drwiną Borewicz.
– Wdowiec, syna stracił w Powstaniu – powiedział chłodno major. – Tylko od czasu, jak znaleziono pod łóżkiem dwa tysiące dolarów, do których nikt się nie chciał przyznać, każe sobie przynosić każdą kartkę czy list znalezione w sprzątanych pokojach.
– I do tej pory nie było żadnego zgłoszenia o zaginięciu?
– Od pierwszej kartki jutro będzie akurat trzy miesiące.
– I nadal nie wiadomo, kto to jest?
– Nie. No to… do roboty.
Borewicz spojrzał jeszcze raz na kartkę: DLACZEGO PAN ZABIŁ MOJĄ MAMĘ.
– Aha, jeszcze jedno – major popatrzył surowo. – Poruszono to wczoraj na kierownictwie. Ten ostatni jest wysokim działaczem partyjnym. Skarga dotarła bardzo wysoko.
– Zachował się po chamsku.
– Od tego są patrole mundurowe. Byliście w lokalu prywatnie. A poza tym ten wasz prawy sierpowy zaczyna być zbyt znany. Wiecie, że nam ostatnio patrzą na ręce. Facet przez parę minut nie odzyskiwał przytomności. Zabraniam wdawania się w jakiekolwiek bójki. To was może kosztować najbliższy awans. Jesteście oficerem, a nie awanturnikiem. A wyjaśnienia, że po to Pan Bóg dał mi ręce, żeby nie zawracać dupy patrolom, przestały mnie interesować. Jak i forma wyjaśnień. Zjeżdżaj – zakończył ostro.
Borewicz przyjął nadgorliwie postawę zasadniczą i wyszedł z gabinetu.
***
Hotelowy korytarz przysłaniały pootwierane drzwi. Pośrodku stał wózek pełen rolek papieru toaletowego mydeł i ręczników. Borewicz rozmawiał cierpliwie ze starszą kobietą w kolorowym uniformie sprzątaczki. Zubek w milczeniu przysłuchiwał się rozmowie. W pomiętym kapeluszu, nieświeżej koszuli, nie dopiętej jesionce raził wyglądem na korytarzu eleganckiego hotelu.
– Jak często sprząta się pokoje?
– Dwa razy dziennie.
– O której godzinie znalazła pani tę kartkę?
– Po południu. Kartka leżała w pobliżu kosza na śmiecie. Tak jakby ktoś chciał ją tam wyrzucić, a nie trafił.
– Ile jest koszy w tym korytarzu?
– Na korytarzu są cztery.
– Praktycznie więc kartkę mógł wyrzucić do kosza każdy z mieszkańców pierwszego piętra... Proszę sobie przypomnieć – pytał dalej Borewicz – czy w ostatnich dwóch dniach mieszkał tu ktoś, kto zwróciłby pani uwagę, ktoś zachowujący się w sposób wskazujący na zdenerwowanie, może ktoś specjalnie podniecony?
– Podnieconych to tu jest, proszę pana, dużo. Tu mieszka dużo cudzoziemców, za nimi stale włóczą się jakieś dziewczyny, latają po korytarzach jak oparzeni. Niektóre to nawet w majtkach. To są eleganccy panowie, mają tyle koszul, że nigdy ich nie piorą, tylko codziennie zmieniają na nowe.
– Rozumiem – z powagą potwierdził Borewicz. – Czy jest możliwe, żeby kartka leżała na korytarzu przez kilka dni? – spytał po chwili.
– Jak pan może o mnie tak źle myśleć? Ja sprzątam bardzo dokładnie, ale nie miałam dyżuru przez trzy dni, to można inne zostawiały. To mała kartka, leżała w kącie, mogły nie zauważyć.
– Dziękuję.
Pożegnali kobietę i ruszyli korytarzem w stronę wind.
– A pan jak często zmienia koszule? – zwrócił się nagle do Zubka.
– A daj pan spokój. Zagraniczne dziwadła.
– Na piętrze jest pięćdziesiąt pokoi. Przyjmując, że kartka mogła leżeć kilka dni – mamy paręset osób do przesłuchania. Wszystko pewnie cudzoziemcy, przyjezdni, bo przecież warszawiak ciągle nie ma prawa wynająć pokoju w hotelu.
– Przyzwoity człowiek nie musi szukać noclegu poza domem.
Borewicz spojrzał się na Zubka z politowaniem.
– Jak ja się mogłem z panem zaprzyjaźnić – mruknął Borewicz.
– Chodźmy obejrzeć książkę meldunkową.
***
Zubek siedział w hallu, obserwując ludzi. Recepcja dużego hotelu to ciekawe miejsce, pełne dziwnych ludzi i zdarzeń. Zubek rozglądał się z niesmakiem. Irytowały go zwłaszcza ładne dziewczyny kręcące się po hotelu.
Po chwili zjawił się Borewicz.
– Spisałem trochę nazwisk – zaczął Zubek.
– Tylko trochę? – zdziwił się Borewicz.
– Czterdziestopięcioosobową wycieczkę emerytowanych nauczycielek z Anglii skreśliłem. Wszystkich kawalerów też – powiedział to jak rzecz oczywistą.
– Słusznie.
Zubek spojrzał podejrzliwie.
– Nieżonaci mają na ogół inne możliwości pozbycia się kobiety bez używania trucizny.
– Wziąłem kilka nazwisk Włochów, ale też bez przekonania.
Borewicz westchnął z dezaprobatą.
– Włosi urządzają się tu bez komplikacji i mają o wiele zabawniejsze sposoby spędzania czasu niż mordowanie dzieciom matek. Zobaczymy – zakończył, oglądając się za mocno wydekoltowaną pod futrem dziewczynę w mini.
– Powykreślałem i kobiety. W sumie mamy 80 mężczyzn, z tego 30 turystów zagranicznych.
– Nieźle jak na wolną sobotę – westchnął Borewicz.
***
Borewicz rozmawiał przez telefon, kiedy major wszedł do pokoju. Porucznik wstał.
– Siedźcie. Co słychać?
– Po eliminacji mam na liście 60 cudzoziemców i 8 Polaków. Wykreśliłem dwóch krajowców: jeden notowany waluciarz. Ci nie mordują, to im się po prostu nie opłaca, i jeden bigamista. Taki najwyżej żeni się jeszcze raz, co w najgorszym wypadku grozi nowym małżeństwem i karą do dwóch lat. Pozostało mi z tego kilkadziesiąt osób. Traktuję sprawę serio, mimo że – przyznam się panu majorowi – bez większego przekonania.
– I co dalej? – z lekką naganą w głosie zapytał major.
– Wysłałem wczoraj polecenie do komend wojewódzkich, żeby ustalili, czy nie znaleziono podobnych listów w innych hotelach, i sprawdzili mi paru panów.
– Wiem. Bo właśnie mam dla was wiadomość z Poznania. Mają identyczną kartkę – major spojrzał na telefonogram. – Znaleziono ją w pokoju Barbary Kałuckiej, aktorki, nigdzie nie pracującej, lat 24. Dziś rano – rzucił kartkę na biurko. – Kazałem już zarezerwować wam miejsce na najbliższy samolot.
– Dziękuję.
***
Borewicz pchnął drzwi i wszedł do rozległego hallu hotelowego. Skierował się do kabin, na których widniał wymalowany aparat telefoniczny.
– Halo – odezwał się nieco egzaltowany głos. – Halo – dziewczyna mocno przeciągnęła słowo.
– Dzień dobry. Nazywam się Sławomir Borewicz. Czy mogę prosić o chwilę rozmowy?
– Sławek, Sławek? – nie okazała zdziwienia, tylko powtórzyła dwukrotnie, próbując sobie widocznie skojarzyć imię z osobą.
– Tak, Sławomir Borewicz z Warszawy.
– Ach, z Warszawy. Już schodzę. A jak pan wygląda, jak ja pana poznam? – zmieniła ton na bardziej kokieteryjny.
– Siedzę w hallu, w brązowej zamszowej marynarce.
– W jakim wieku? Łatwiej pana poznam.
– Po pięćdziesiątce – powiedział sucho.
– Tak. Już schodzę. A czego pan sobie życzy – powiedziała już rzeczowym tonem, bez kokieterii.
– Czekam.
Odłożył słuchawkę.
Zeszła za chwilę. Z zainteresowaniem spojrzała na Borewicza, jakby chciała się uśmiechnąć, ale zaraz poszła dalej, przypatrując się mężczyznom, którzy siedzieli w hallu i przy barze i wyglądali na lat pięćdziesiąt. Była wysoka, czarnowłosa i bardzo zgrabna. Mogłaby być wyjątkowo atrakcyjna, gdyby nie nadmiar wielobarwnych ozdób i wulgarny makijaż.
Wstał. Podszedł bliżej.
– To ja czekam na panią. Borewicz.
– To pan? – zdziwiła się. – Nigdy bym nie przypuszczała, że tak wygląda mężczyzna po pięćdziesiątce.
– Zdarza się.
– Ale nieczęsto – ciągnęła kokieteryjnie. – Znam wielu mężczyzn.
„Oho – pomyślał Borewicz – zaczynają się damskie gierki. Dlaczego ona w ogóle nie pyta, kim jestem i po co przyjechałem. Należy do takich, którym wszystko jedno? Ale wobec tego, czy ona może mieć coś wspólnego z listem? Byłaby przecież zaniepokojona”.
– Jestem z Komendy Stołecznej MO, z Warszawy.
Spojrzała uważnie. Roześmiała się.
– No wie pan, już na różne rzeczy mnie podrywano, ale na milicjanta jeszcze nie. Ale z pana kawalarz.
Usiedli w małej kawiarence obok hallu hotelowego.
– Co to był za list, który znaleziono u pani w pokoju?
– Ach, o to chodzi – była wyraźnie rozczarowana albo udawała rozczarowanie. – To jakaś głupia historia. List leżał w recepcji obok listu na moje nazwisko. Wzięłam przez przypadek oba naraz. Zauważyłam później, był niezaklejony... tak dziwnie zaadresowany, przeczytałam i położyłam. Znalazła go widocznie sprzątaczka i zawiadomiła recepcję. Zupełnie nie rozumiem, o co tu wszystko chodzi.
– Gdzie jest ten list?
– Na górze u mnie w pokoju zapraszam.
Sławek popatrzył na dziewczynę z jednoznaczną miną. „Kotek, nie ze mną te numery” – pomyślał i spokojnie powiedział:
– Nie będę pani krępował, proszę go przynieść.
Dziewczyna, nie kryjąc rozczarowania, skierowała się do windy. Po chwili zeszła schodami i podała mu zwykłą, niebieską kopertę. Na kopercie był napis: Największy Hotel w Poznaniu. Nic więcej. Znaczek za jeden złoty. Stempel nieczytelny.
Spojrzał na kartkę. Nie miał wątpliwości. Ten sam charakter pisma i ta sama kartka wyrwana z zeszytu w kratkę.
Zaatakował wprost.
– Gdzie jest pani dziecko?
Spojrzała zaskoczona.
więcej..