Porucznik Borewicz. Grobowiec rodziny von Rausch. Tom 10 - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Porucznik Borewicz. Grobowiec rodziny von Rausch. Tom 10 - ebook
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62964-53-6 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Grobowiec rodziny Von Rausch
Czarny mercedes combi zatrzymał się przed światłami. Boczne szyby zasłonięte miał gęsto marszczonymi firankami. Połyskliwy lakier i zasłonięte okna wyróżniały go wśród stojących samochodów. Po zmianie świateł skręcił w prawo. Ludzie przyglądali mu się z zainteresowaniem. Objechał powoli rondo i ruszył w stronę MDM-u. Na Trasie Łazienkowskiej zjechał na lewy pas i z łatwością szybko mijał samochody. Wjechał na Żwirki i Wigury, skręcił w bramę i skierował się do wyjazdu na płytę strzeżoną przez wopistę.
Z głośnika umieszczonego na zewnątrz budynku Międzynarodowego Portu Lotniczego rozległ się melodyjny gong. Spikerka zapowiedziała opóźnienie samolotu z Genewy.
Po chwili samochód wjechał na płytę lotniska. Skręcił w prawo i zaparkował w pobliżu ogromnego Ił-62.
Z głośnika padały komunikaty w dwóch językach. Ludzie na tarasie dla oczekujących wpatrywali się w płytę lotniska.
Czarny mercedes zaparkował obok samolotu. Przez uchyloną firankę widać było puste wnętrze bez siedzeń. Na środku podłogi, na dwóch szynach umocowany był wózek, na którym stawiano trumnę. W szoferce siedziało dwóch mężczyzn, wpatrując się nieruchomo w lądujące samoloty. Po chwili jeden z nich wyjął kanapkę, zaczął jeść.
Ramię radaru równomiernie obracało się na wieży. Na dachu samochodu z napisem „Follow me” zapaliła się lampa obrotowa. Wóz, manewrując między samolotami, skierował się w stronę pasa startowego.
Samolot schodził powoli do lądowania. Zostawiał za sobą falującą warstwę nagrzanego powietrza. Koła rozbiły kałuże wody i biały Ił-62, wytracając prędkość, kołował w kierunku budynku dworcowego. Wreszcie stanął.
Na schodkach pojawili się pierwsi pasażerowie. Zajęci rozmową, rozbawieni. Dziewczyna w rozpiętym futrze z lisów machała do kogoś na powitanie. Stojąca w drzwiach stewardessa żegnała pasażerów zdawkowym uśmiechem. W maleńkiej błękitnej czapeczce wyglądała jak żywy plakat.
Wyładowywano bagaże.
Po chwili po pustych schodkach do wnętrza samolotu wszedł oficer WOP. Wokół zrobiło się pusto. Uchyliły się boczne drzwi kabiny bagażowej. Równocześnie obsługa podstawiła schodki, a pod samolot podjechał czarny mercedes.
Wszystko to odbywało się w ciszy przerywanej hukiem lądujących na pasie samolotów.
W otwartych bocznych drzwiach stanęło dwóch ludzi w kombinezonach. Po chwili w ciemnym otworze drzwi ukazało się jasne drewno eleganckiej trumny. Podeszło jeszcze dwu innych pracowników i już we czterech wolno znieśli ją do samochodu. Stojący płycie lotniska urzędnik celny sprawdził pieczęcie wiszące po bokach. Podstemplował dokumenty. Mężczyźni ostrożnie umieścili trumnę na wózku, który wjechał do wnętrza samochodu.
Z pomostu dla zwiedzających ludzie z zainteresowaniem obserwowali wszystkie te czynności. Stojąca tuż przy balustradzie ładna, krótko ostrzyżona dziewczyna w futerku z lisów wpatrywała się w odjeżdżający samochód pogrzebowy ze szczególnym zainteresowaniem. Paliła papierosa, głęboko się zaciągając. Kiedy znikł za budynkiem, szybko zeszła z pomostu.
***
Wiszące na drewnianych słupach lampy kołysały się od podmuchów wiatru. Kałuże wody i mokre gałęzie lśniły wilgocią. Cmentarz tonął w mroku. Padające od drogi światło lamp oświetlało jedynie fragmenty nagrobków. Stare niemieckie napisy pozarastał mech. Tylko niektóre słowa były czytelne. Cmentarz był stary i porośnięty bylinami.
Stojący pod drzewem mężczyzna wyglądał jak kamienny posąg. Stary, z pomarszczoną twarzą, aż zniekształconą bruzdami. Nasłuchiwał. Ubrany był w waciak i fartuch roboczy. Po chwili wysunął się z cienia, zabrał stojącą pod drzewem łopatę i ruszył alejką. Kiedy doszedł do zakrętu, znowu przystanął. Odwrócił głowę i znowu zaczął nasłuchiwać. Z pobliskiej alejki dobiegał chrobot metalu. Dźwięk powtórzył się.
– Kto tam? – zapytał cicho.
Z daleka słychać było gasnący gwizd lokomotywy. Kiedy mężczyzna ruszył w bok między groby, zza pomnika skoczyły w ciemność dwa duże koty. Piotrowski wrócił na ścieżkę i ruszył w stronę ledwie widocznej między drzewami bramy. Kiedy mijał boczną alejkę, nie zauważył odciśniętych na piaszczystym mokrym podłożu świeżych śladów stóp.
Piotrowski zatrzymał się przy bramie Nasłuchiwał. Znów usłyszał dobiegający z daleka jakby chrobot metalu o beton. Obejrzał się za siebie i tak wszedł w bramę. W tym momencie tuż zza muru ukazał się postawny mężczyzna w stalowym nieprzemakalnym płaszczu, jaki noszą milicjanci. Pod płaszczem widać było ciemny cywilny garnitur i czarne wizytowe buty.
– Dobry wieczór, Piotrowski. Co tam tak nasłuchujecie? – zapytał.
Zagadnięty krzyknął z przestrachu.
– A – machnął ręką. – Coś mi się przywidziało.
Zasunął ciężką metalową bramę i odszedł wzdłuż muru w kierunku domu wbudowanego w ogrodzenie cmentarza.
Mężczyzna w nieprzemakalnym płaszczu ruszył w przeciwnym kierunku. Kiedy zbliżył się do kolejnej lampy, kroki Piotrowskiego już ucichły. Mężczyzna szedł po zwiędłej trawie. Kroki głuszyła zieleń. Nagle stanął. Tuż za murem brzęknął upuszczony na kamienną płytę metal. Mężczyzna podszedł bliżej. Z cmentarza dobiegł dziwny dźwięk, jakby ktoś przesuwał coś po kamiennej powierzchni. Mężczyzna wyszukał wgłębienie w murze. Rozejrzał się, czy nikt go nie widzi, i wspiął się na ogrodzenie. Z głębi ciemnego cmentarza wyraźnie słychać było delikatne uderzenia. Nierównomierne. Przerywane absolutną ciszą. Nagle wśród krzewów błysnęło światło.
Mężczyzna rozejrzał się i zeskoczył z muru na najbliższy grób. Noga ześlizgnęła mu się po omszałym kamieniu ukazując fragment wyrytego gotykiem napisu.
Stukanie rozległo się teraz wyraźnie. Przerywane od czasu do czasu głośniejszym dźwiękiem.
Mężczyzna skierował się w głąb cmentarza. Zatrzymał się, chwilę nasłuchując. Już wiedział, skąd dochodził dziwny odgłos. Między niskimi kamiennymi nagrobkami widać było duży, zbudowany w kształcie kaplicy stary grobowiec. Światło padające z ulicy odbijało się w zakurzonych i powybijanych witrażowych oknach. Przez moment na szybach mignął od wnętrza poblask światła i zgasł. W ciszy cmentarza wyraźnie słychać było trzask pękającego drzewa. Mężczyzna wyszedł na wyłożoną płytami chodnikowymi alejkę i wolno skierował się w stronę grobowca. Kiedy stanął bliżej, wszystko ucichło. Nic nie mąciło ciszy cmentarza. Podszedł bliżej. Ozdobne, wykute z metalu drzwi były uchylone. Mężczyzna obejrzał się niespokojnie. Było cicho.
– Jest tu kto? – zapytał.
W grobowcu panowała idealna Cisza. Mężczyzna pchnął drzwi. Stawiały opór. Zwiędłe liście uniemożliwiały otwarcie ich do końca. Mężczyzna nachylił się, aby wyciągnąć blokujące drzwi liście. Zajęty robotą, nie zauważył, kiedy tuż obok niego pojawiły się nogi mężczyzny.
– Coś się stało? – rozległ się głos.
Mężczyzna zerwał się wystraszony. Tuż za nim stał Piotrowski. Patrzył z zainteresowaniem swą martwą pooraną bruzdami twarzą.
– Coś się tu tłucze?
Mężczyzna ponownie zaczął się szamotać z drzwiami. Piotrowski nachylił się. Podniósł z ziemi zerwany łańcuch i resztki rozbitej kłódki.
Mężczyzna obejrzał go z zainteresowaniem.
– Niech pan tam nie wchodzi – powiedział Piotrowski.
– Coście taki strachliwy, i to w waszym fachu?
– Ja się umarlaków nie boję, tylko ludzi – odparł poważnie Piotrowski.
– Ma pan w domu jakąś kłódkę i kawałek łańcucha?
– Znajdzie się.
– To przynieś pan. Do jutra zabezpieczymy.
Piotrowski patrzył niespokojnie.
– Idę, ale niech pan tam nie wchodzi dzisiaj. Nic nie widać po ciemku – dodał.
Ruszył szybko aleją. Z małpią zręcznością, której nikt by się po nim nie spodziewał, wykorzystując w pewnym miejscu dwa nagrobki i pomnik, błyskawicznie wydostał się przez mur na zewnątrz cmentarza.
Tymczasem mężczyzna uchylił szerzej drzwi. Postanowił wejść do środka. Rozejrzał się uważnie. Płyta w podłodze była odsunięta. Prowadzące do krypty wąskie schody ginęły w ciemności. Zapalił latarkę i oświetlił zejście. W rozległej katakumbie, dużo szerszej niż zarys samego górnego grobowca, stało kilka trumien. Omszałe, pordzewiałe, jedna niemal całkowicie rozpadła się ze starości. Światło latarki nie sięgało do końca krypty.
Mężczyzna pochylił się głębiej. Musiał oprzeć się na obu rękach, odstawił więc latarkę na krawędź betonowej podłogi. W tym momencie ktoś ją kopnął. Z brzękiem poleciała w dół. W prostokącie światła padającego z zewnątrz mignęła postać. Rozległ się głuchy dźwięk uderzenia i ludzki jęk. W ciemności mężczyzna zwalił się po schodach w głąb kruchty.
***
Piotrowski wracał szybko, niosąc w ręku zapaloną latarnię naftową. Po chwili stanął przy grobowcu. Było cicho i pusto.
– Jest pan tam? – zapytał cicho. – Panie sierżancie?
W tym momencie uderzyła go w twarz gałąź. Piotrowski krzyknął, upuścił lampę i wystraszony upadł na ziemię. Rozlana nafta paliła się na ścieżce szeroką plamą.
Piotrowski podniósł się, rozcierając potłuczoną rękę. Gdzieś z boku, w plątaninie gałęzi rozległy się kroki.
– Kto tu? – przerażony krzyknął na cały głos.
Wokół panowała cisza. Odblask płomieni odbijał się od resztek witraży, oświetlając ściany grobowca. Piotrowski ułamał kilka zeschniętych badyli, umoczył je w nafcie rozlanej na ścieżce i oświetlił nimi wnętrze grobowca. W głębi krypty spod uchylonego wieka trumny widać było zwisające do połowy ciało ubranego w czarny garnitur mężczyzny. Piotrowski upuścił dopalające się badyle i w popłochu uciekł .
Płomień rzucał chybotliwe cienie na ścianę grobowca. Z daleka niosło się przeciągłe szczekanie psa.
***
Kolorowy telewizor marki Sony stał na honorowym miejscu pośrodku pokoju. Trwała właśnie emisja występu z Cassino de Paris. Smukła roznegliżowana dziewczyna wymachiwała nogami. W łóżku naprzeciwko telewizora siedziała potwornie gruba kobieta, ubrana w rozchełstany szlafrok nałożony na koszulę i pidżamę. Oglądała program, sięgając co chwila do słoja z kiszonymi ogórkami. Jadła łapczywie, wycierając ręce w poły szlafroka.
W sieni trząsnęły drzwi, rozległy się kroki.
– Nie możesz ciszej? – warknęła ze złością, przełykając kęs.
W drzwiach stanął zdyszany Piotrowski.
– Lulciu – z trudem łapał oddech – nieboszczyka z trumny u Rauschów wyciągnęli.
Usiadł zmęczony na brzegu łóżka. Kobieta spojrzała na niego.
– Bardzo zmieniony? – spytała podekscytowana.
Wzruszył ramionami.
– Na posterunek by trzeba... – zaczął niepewnie.
Kobieta odrzuciła kołdrę i zerwała się z łóżka.
– Idziemy – zarządziła.
Kiedy byli już blisko grobowca, Piotrowski został trochę z tyłu. Na ścieżce dopalał się nikły języczek płomienia. Kobieta szła szybciej i pewnie odchyliła przymknięte drzwi. Weszła do środka. W ręku trzymała dużą elektryczną latarkę. Zeszła w dół.
– Ty pokrako – warknęła. – Gdzie jaki sztywny. Nikogo tu nie ma.
Podeszła bliżej i odsunęła wieko pierwszej drewnianej trumny. Zsunęło się na betonową podłogę, wydając głuchy łomot. Piotrowska nachyliła się nad metalową trumną stojącą wewnątrz drewnianej i uważnie obejrzała ją, obmacując spojenie. Zastanowiło ją coś. Spojrzała na męża, który zatrzymał się niepewnie przy drzwiach. Pochyliła się i uniosła wierzchnią pokrywę. Uderzona trupim odorem, wykrzywiła twarz z niesmakiem. W szparze widać było wyraźnie ubranie leżącego w trumnie nieboszczyka. Opuściła wieko. Poprawiła styki i wytarła ręce w płaszcz.
– Już ci się w tym starym łbie wszystko pieprzy.
Ostatnie słowa powiedziała mniej pewnie. Weszła głębiej. Tuż przy trumnie widać było na podłodze plamy świeżej krwi. Reszta wolno skapywała z wieka, na którym widać było też wyraźnie czerwoną plamę, jeszcze nie zakrzepłą.
Piotrowska stanęła w drzwiach zamyślona.
– Idź na komisariat – poleciła. – Żeby potem nie było, żeś nie zameldował.
Piotrowski rozglądając się trwożliwie, ruszył ścieżką. Kobieta uniosła latarkę i omiotła światłem pobliskie groby. Przerażona krzyknęła. Tuż obok grobowca odwrócony tyłem stał mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym.
Wystraszona cofnęła się i ponownie skierowała światło w ciemny kąt obok grobowca.
To tylko płaszcz narzucony na kamienną postać figury nagrobkowej. W tym momencie usłyszała histeryczny krzyk Piotrowskiego. Podbiegła bliżej.
Z krzaków porastających pobrzeże ścieżki wystawały męskie nogi w ciemnych spodniach i czarnych lakierkach. Podeszła bliżej. Odgarnęła gałęzie. W przejściu między grobami leżał mężczyzna. Kobieta pochyliła się i odwróciła go na wznak. Całą twarz miał zakrwawioną. Przewrócony cicho jęknął.
– Leć na komisariat – szepnęła do męża.
***
Był wczesny poranek. Nad grobami snuła się gęsta mgła. Przed wejściem na cmentarz stał milicyjny gazik i polonez porucznika Borewicza. Po drugiej stronie drogi gapiło się kilkoro dzieci i ciekawskich. Stojący w bramie funkcjonariusz nie wpuszczał nikogo na teren cmentarza. Na drodze stały ogromne kałuże wody. Niedawno padał deszcz. Zza zakrętu ukazał się zmęczony milicjant z psem. Idąc, poprawiał mundur, lekko jeszcze zdyszany.
– No i co? – spytał stojący w bramie.
Idący wzruszył rozeźlony ramionami.
– Człowieku, po takiej ulewie? Co ty? – ruchem ręki nakazał psu wskoczyć do gazika.
W tym momencie przy bramie zatrzymał się motocykl z koszem. Wysiadła z niego Ewa i szybko skierowała się w głąb cmentarza.
Czarny mercedes combi zatrzymał się przed światłami. Boczne szyby zasłonięte miał gęsto marszczonymi firankami. Połyskliwy lakier i zasłonięte okna wyróżniały go wśród stojących samochodów. Po zmianie świateł skręcił w prawo. Ludzie przyglądali mu się z zainteresowaniem. Objechał powoli rondo i ruszył w stronę MDM-u. Na Trasie Łazienkowskiej zjechał na lewy pas i z łatwością szybko mijał samochody. Wjechał na Żwirki i Wigury, skręcił w bramę i skierował się do wyjazdu na płytę strzeżoną przez wopistę.
Z głośnika umieszczonego na zewnątrz budynku Międzynarodowego Portu Lotniczego rozległ się melodyjny gong. Spikerka zapowiedziała opóźnienie samolotu z Genewy.
Po chwili samochód wjechał na płytę lotniska. Skręcił w prawo i zaparkował w pobliżu ogromnego Ił-62.
Z głośnika padały komunikaty w dwóch językach. Ludzie na tarasie dla oczekujących wpatrywali się w płytę lotniska.
Czarny mercedes zaparkował obok samolotu. Przez uchyloną firankę widać było puste wnętrze bez siedzeń. Na środku podłogi, na dwóch szynach umocowany był wózek, na którym stawiano trumnę. W szoferce siedziało dwóch mężczyzn, wpatrując się nieruchomo w lądujące samoloty. Po chwili jeden z nich wyjął kanapkę, zaczął jeść.
Ramię radaru równomiernie obracało się na wieży. Na dachu samochodu z napisem „Follow me” zapaliła się lampa obrotowa. Wóz, manewrując między samolotami, skierował się w stronę pasa startowego.
Samolot schodził powoli do lądowania. Zostawiał za sobą falującą warstwę nagrzanego powietrza. Koła rozbiły kałuże wody i biały Ił-62, wytracając prędkość, kołował w kierunku budynku dworcowego. Wreszcie stanął.
Na schodkach pojawili się pierwsi pasażerowie. Zajęci rozmową, rozbawieni. Dziewczyna w rozpiętym futrze z lisów machała do kogoś na powitanie. Stojąca w drzwiach stewardessa żegnała pasażerów zdawkowym uśmiechem. W maleńkiej błękitnej czapeczce wyglądała jak żywy plakat.
Wyładowywano bagaże.
Po chwili po pustych schodkach do wnętrza samolotu wszedł oficer WOP. Wokół zrobiło się pusto. Uchyliły się boczne drzwi kabiny bagażowej. Równocześnie obsługa podstawiła schodki, a pod samolot podjechał czarny mercedes.
Wszystko to odbywało się w ciszy przerywanej hukiem lądujących na pasie samolotów.
W otwartych bocznych drzwiach stanęło dwóch ludzi w kombinezonach. Po chwili w ciemnym otworze drzwi ukazało się jasne drewno eleganckiej trumny. Podeszło jeszcze dwu innych pracowników i już we czterech wolno znieśli ją do samochodu. Stojący płycie lotniska urzędnik celny sprawdził pieczęcie wiszące po bokach. Podstemplował dokumenty. Mężczyźni ostrożnie umieścili trumnę na wózku, który wjechał do wnętrza samochodu.
Z pomostu dla zwiedzających ludzie z zainteresowaniem obserwowali wszystkie te czynności. Stojąca tuż przy balustradzie ładna, krótko ostrzyżona dziewczyna w futerku z lisów wpatrywała się w odjeżdżający samochód pogrzebowy ze szczególnym zainteresowaniem. Paliła papierosa, głęboko się zaciągając. Kiedy znikł za budynkiem, szybko zeszła z pomostu.
***
Wiszące na drewnianych słupach lampy kołysały się od podmuchów wiatru. Kałuże wody i mokre gałęzie lśniły wilgocią. Cmentarz tonął w mroku. Padające od drogi światło lamp oświetlało jedynie fragmenty nagrobków. Stare niemieckie napisy pozarastał mech. Tylko niektóre słowa były czytelne. Cmentarz był stary i porośnięty bylinami.
Stojący pod drzewem mężczyzna wyglądał jak kamienny posąg. Stary, z pomarszczoną twarzą, aż zniekształconą bruzdami. Nasłuchiwał. Ubrany był w waciak i fartuch roboczy. Po chwili wysunął się z cienia, zabrał stojącą pod drzewem łopatę i ruszył alejką. Kiedy doszedł do zakrętu, znowu przystanął. Odwrócił głowę i znowu zaczął nasłuchiwać. Z pobliskiej alejki dobiegał chrobot metalu. Dźwięk powtórzył się.
– Kto tam? – zapytał cicho.
Z daleka słychać było gasnący gwizd lokomotywy. Kiedy mężczyzna ruszył w bok między groby, zza pomnika skoczyły w ciemność dwa duże koty. Piotrowski wrócił na ścieżkę i ruszył w stronę ledwie widocznej między drzewami bramy. Kiedy mijał boczną alejkę, nie zauważył odciśniętych na piaszczystym mokrym podłożu świeżych śladów stóp.
Piotrowski zatrzymał się przy bramie Nasłuchiwał. Znów usłyszał dobiegający z daleka jakby chrobot metalu o beton. Obejrzał się za siebie i tak wszedł w bramę. W tym momencie tuż zza muru ukazał się postawny mężczyzna w stalowym nieprzemakalnym płaszczu, jaki noszą milicjanci. Pod płaszczem widać było ciemny cywilny garnitur i czarne wizytowe buty.
– Dobry wieczór, Piotrowski. Co tam tak nasłuchujecie? – zapytał.
Zagadnięty krzyknął z przestrachu.
– A – machnął ręką. – Coś mi się przywidziało.
Zasunął ciężką metalową bramę i odszedł wzdłuż muru w kierunku domu wbudowanego w ogrodzenie cmentarza.
Mężczyzna w nieprzemakalnym płaszczu ruszył w przeciwnym kierunku. Kiedy zbliżył się do kolejnej lampy, kroki Piotrowskiego już ucichły. Mężczyzna szedł po zwiędłej trawie. Kroki głuszyła zieleń. Nagle stanął. Tuż za murem brzęknął upuszczony na kamienną płytę metal. Mężczyzna podszedł bliżej. Z cmentarza dobiegł dziwny dźwięk, jakby ktoś przesuwał coś po kamiennej powierzchni. Mężczyzna wyszukał wgłębienie w murze. Rozejrzał się, czy nikt go nie widzi, i wspiął się na ogrodzenie. Z głębi ciemnego cmentarza wyraźnie słychać było delikatne uderzenia. Nierównomierne. Przerywane absolutną ciszą. Nagle wśród krzewów błysnęło światło.
Mężczyzna rozejrzał się i zeskoczył z muru na najbliższy grób. Noga ześlizgnęła mu się po omszałym kamieniu ukazując fragment wyrytego gotykiem napisu.
Stukanie rozległo się teraz wyraźnie. Przerywane od czasu do czasu głośniejszym dźwiękiem.
Mężczyzna skierował się w głąb cmentarza. Zatrzymał się, chwilę nasłuchując. Już wiedział, skąd dochodził dziwny odgłos. Między niskimi kamiennymi nagrobkami widać było duży, zbudowany w kształcie kaplicy stary grobowiec. Światło padające z ulicy odbijało się w zakurzonych i powybijanych witrażowych oknach. Przez moment na szybach mignął od wnętrza poblask światła i zgasł. W ciszy cmentarza wyraźnie słychać było trzask pękającego drzewa. Mężczyzna wyszedł na wyłożoną płytami chodnikowymi alejkę i wolno skierował się w stronę grobowca. Kiedy stanął bliżej, wszystko ucichło. Nic nie mąciło ciszy cmentarza. Podszedł bliżej. Ozdobne, wykute z metalu drzwi były uchylone. Mężczyzna obejrzał się niespokojnie. Było cicho.
– Jest tu kto? – zapytał.
W grobowcu panowała idealna Cisza. Mężczyzna pchnął drzwi. Stawiały opór. Zwiędłe liście uniemożliwiały otwarcie ich do końca. Mężczyzna nachylił się, aby wyciągnąć blokujące drzwi liście. Zajęty robotą, nie zauważył, kiedy tuż obok niego pojawiły się nogi mężczyzny.
– Coś się stało? – rozległ się głos.
Mężczyzna zerwał się wystraszony. Tuż za nim stał Piotrowski. Patrzył z zainteresowaniem swą martwą pooraną bruzdami twarzą.
– Coś się tu tłucze?
Mężczyzna ponownie zaczął się szamotać z drzwiami. Piotrowski nachylił się. Podniósł z ziemi zerwany łańcuch i resztki rozbitej kłódki.
Mężczyzna obejrzał go z zainteresowaniem.
– Niech pan tam nie wchodzi – powiedział Piotrowski.
– Coście taki strachliwy, i to w waszym fachu?
– Ja się umarlaków nie boję, tylko ludzi – odparł poważnie Piotrowski.
– Ma pan w domu jakąś kłódkę i kawałek łańcucha?
– Znajdzie się.
– To przynieś pan. Do jutra zabezpieczymy.
Piotrowski patrzył niespokojnie.
– Idę, ale niech pan tam nie wchodzi dzisiaj. Nic nie widać po ciemku – dodał.
Ruszył szybko aleją. Z małpią zręcznością, której nikt by się po nim nie spodziewał, wykorzystując w pewnym miejscu dwa nagrobki i pomnik, błyskawicznie wydostał się przez mur na zewnątrz cmentarza.
Tymczasem mężczyzna uchylił szerzej drzwi. Postanowił wejść do środka. Rozejrzał się uważnie. Płyta w podłodze była odsunięta. Prowadzące do krypty wąskie schody ginęły w ciemności. Zapalił latarkę i oświetlił zejście. W rozległej katakumbie, dużo szerszej niż zarys samego górnego grobowca, stało kilka trumien. Omszałe, pordzewiałe, jedna niemal całkowicie rozpadła się ze starości. Światło latarki nie sięgało do końca krypty.
Mężczyzna pochylił się głębiej. Musiał oprzeć się na obu rękach, odstawił więc latarkę na krawędź betonowej podłogi. W tym momencie ktoś ją kopnął. Z brzękiem poleciała w dół. W prostokącie światła padającego z zewnątrz mignęła postać. Rozległ się głuchy dźwięk uderzenia i ludzki jęk. W ciemności mężczyzna zwalił się po schodach w głąb kruchty.
***
Piotrowski wracał szybko, niosąc w ręku zapaloną latarnię naftową. Po chwili stanął przy grobowcu. Było cicho i pusto.
– Jest pan tam? – zapytał cicho. – Panie sierżancie?
W tym momencie uderzyła go w twarz gałąź. Piotrowski krzyknął, upuścił lampę i wystraszony upadł na ziemię. Rozlana nafta paliła się na ścieżce szeroką plamą.
Piotrowski podniósł się, rozcierając potłuczoną rękę. Gdzieś z boku, w plątaninie gałęzi rozległy się kroki.
– Kto tu? – przerażony krzyknął na cały głos.
Wokół panowała cisza. Odblask płomieni odbijał się od resztek witraży, oświetlając ściany grobowca. Piotrowski ułamał kilka zeschniętych badyli, umoczył je w nafcie rozlanej na ścieżce i oświetlił nimi wnętrze grobowca. W głębi krypty spod uchylonego wieka trumny widać było zwisające do połowy ciało ubranego w czarny garnitur mężczyzny. Piotrowski upuścił dopalające się badyle i w popłochu uciekł .
Płomień rzucał chybotliwe cienie na ścianę grobowca. Z daleka niosło się przeciągłe szczekanie psa.
***
Kolorowy telewizor marki Sony stał na honorowym miejscu pośrodku pokoju. Trwała właśnie emisja występu z Cassino de Paris. Smukła roznegliżowana dziewczyna wymachiwała nogami. W łóżku naprzeciwko telewizora siedziała potwornie gruba kobieta, ubrana w rozchełstany szlafrok nałożony na koszulę i pidżamę. Oglądała program, sięgając co chwila do słoja z kiszonymi ogórkami. Jadła łapczywie, wycierając ręce w poły szlafroka.
W sieni trząsnęły drzwi, rozległy się kroki.
– Nie możesz ciszej? – warknęła ze złością, przełykając kęs.
W drzwiach stanął zdyszany Piotrowski.
– Lulciu – z trudem łapał oddech – nieboszczyka z trumny u Rauschów wyciągnęli.
Usiadł zmęczony na brzegu łóżka. Kobieta spojrzała na niego.
– Bardzo zmieniony? – spytała podekscytowana.
Wzruszył ramionami.
– Na posterunek by trzeba... – zaczął niepewnie.
Kobieta odrzuciła kołdrę i zerwała się z łóżka.
– Idziemy – zarządziła.
Kiedy byli już blisko grobowca, Piotrowski został trochę z tyłu. Na ścieżce dopalał się nikły języczek płomienia. Kobieta szła szybciej i pewnie odchyliła przymknięte drzwi. Weszła do środka. W ręku trzymała dużą elektryczną latarkę. Zeszła w dół.
– Ty pokrako – warknęła. – Gdzie jaki sztywny. Nikogo tu nie ma.
Podeszła bliżej i odsunęła wieko pierwszej drewnianej trumny. Zsunęło się na betonową podłogę, wydając głuchy łomot. Piotrowska nachyliła się nad metalową trumną stojącą wewnątrz drewnianej i uważnie obejrzała ją, obmacując spojenie. Zastanowiło ją coś. Spojrzała na męża, który zatrzymał się niepewnie przy drzwiach. Pochyliła się i uniosła wierzchnią pokrywę. Uderzona trupim odorem, wykrzywiła twarz z niesmakiem. W szparze widać było wyraźnie ubranie leżącego w trumnie nieboszczyka. Opuściła wieko. Poprawiła styki i wytarła ręce w płaszcz.
– Już ci się w tym starym łbie wszystko pieprzy.
Ostatnie słowa powiedziała mniej pewnie. Weszła głębiej. Tuż przy trumnie widać było na podłodze plamy świeżej krwi. Reszta wolno skapywała z wieka, na którym widać było też wyraźnie czerwoną plamę, jeszcze nie zakrzepłą.
Piotrowska stanęła w drzwiach zamyślona.
– Idź na komisariat – poleciła. – Żeby potem nie było, żeś nie zameldował.
Piotrowski rozglądając się trwożliwie, ruszył ścieżką. Kobieta uniosła latarkę i omiotła światłem pobliskie groby. Przerażona krzyknęła. Tuż obok grobowca odwrócony tyłem stał mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym.
Wystraszona cofnęła się i ponownie skierowała światło w ciemny kąt obok grobowca.
To tylko płaszcz narzucony na kamienną postać figury nagrobkowej. W tym momencie usłyszała histeryczny krzyk Piotrowskiego. Podbiegła bliżej.
Z krzaków porastających pobrzeże ścieżki wystawały męskie nogi w ciemnych spodniach i czarnych lakierkach. Podeszła bliżej. Odgarnęła gałęzie. W przejściu między grobami leżał mężczyzna. Kobieta pochyliła się i odwróciła go na wznak. Całą twarz miał zakrwawioną. Przewrócony cicho jęknął.
– Leć na komisariat – szepnęła do męża.
***
Był wczesny poranek. Nad grobami snuła się gęsta mgła. Przed wejściem na cmentarz stał milicyjny gazik i polonez porucznika Borewicza. Po drugiej stronie drogi gapiło się kilkoro dzieci i ciekawskich. Stojący w bramie funkcjonariusz nie wpuszczał nikogo na teren cmentarza. Na drodze stały ogromne kałuże wody. Niedawno padał deszcz. Zza zakrętu ukazał się zmęczony milicjant z psem. Idąc, poprawiał mundur, lekko jeszcze zdyszany.
– No i co? – spytał stojący w bramie.
Idący wzruszył rozeźlony ramionami.
– Człowieku, po takiej ulewie? Co ty? – ruchem ręki nakazał psu wskoczyć do gazika.
W tym momencie przy bramie zatrzymał się motocykl z koszem. Wysiadła z niego Ewa i szybko skierowała się w głąb cmentarza.
więcej..