Porucznik Borewicz. Major opóźnia akcję. Tom 1 - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Porucznik Borewicz. Major opóźnia akcję. Tom 1 - ebook
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62964-44-4 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Major opóźnia akcję
Echo kroków niosło się pustym korytarzem. Przed strażnikiem szedł młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Widać było, że spędził w więzieniu jakiś czas. Był blady. Zmęczony. Kędzierzawe włosy opadające prawie do ramion i wielodniowy zarost sprawiały, że wyglądał niechlujnie. Jeszcze chwila, a znajdzie się na wolności. Szczęk zamka. Drugi strażnik otworzył kratę, droga do wolności stała otworem.
– Dowód – Kozicki Tomasz, zegarek na rękę z metalu białego, portfel, bilet do Warszawy, książeczka oszczędnościowa – kładł na biurku strażnik. – Pokwituj.
– Teraz to już nie ty, ale pan pokwituje – odpowiedział arogancko Kozicki.
– Kwituj, kwituj – nie dał się zbić z tropu strażnik – zamiast panować, radzę się ogolić.
– Za radę dziękuję – odparł z kpiną mężczyzna. – Do widzenia.
– Tu radzę nie używać tego zwrotu, proszę pana – zaakcentował drwiąco strażnik. – To zła wróżba.
– Będę uważał – Kozicki machnął ręką na pożegnanie. Ruszył korytarzem, na końcu którego znajdowała się krata.
***
Był poranek, na ulicy pojawili się pierwsi przechodnie. Masywna żelazna brama więzienia lekko się uchyliła. Stanął w niej Kozicki. Głęboko wciągnął powietrze. Przymrużył oczy, oślepiony ostrym zimowym słońcem. Niepewnie zrobił krok naprzód. Żelazna brama zamknęła się z łomotem. Nie był ubrany odpowiednio na tę porę roku. Lichy płaszczyk pamiętał lepsze czasy. Mężczyzna trzymał w rękach zawiniątko. Rozejrzał się. Odetchnął pełną piersią i pewnym krokiem pomaszerował naprzód, radośnie pogwizdując.
Tuż za rogiem obejrzał się za siebie i wyjął paczkę papierosów. Delikatnie wyjął jednego, który różnił się grubością i kształtem od reszty. Przerwał bibułkę. Drobnymi literkami na wewnętrznej stronie ktoś napisał: „Cynk w pośredniaku”.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, strzepnął okruchy tytoniu. Rozejrzał się uważnie wokół. Na widok zbliżającego się patrolu milicyjnego przedarł bibułkę na cztery części i starając się nie zwracać niczyjej uwagi, połknął.
***
Kiedy na Dworcu Centralnym Kozicki wjechał ruchomymi schodami, z ciekawością rozejrzał się po hali. Kilkakrotnie ostrożnie się obejrzał i ruszył do wyjścia.
Automatyczne drzwi go zaskoczyły. Kiedy same się za nim zamknęły, zrobił krok do tyłu, jakby chciał wejść z powrotem. Tak spodobała mu się zabawa, że powtórzył tę czynność dwa razy. Takie urządzenia były dla niego nowością.
***
Szyba w zakładzie fryzjerskim była częściowo zaparowana. Na ścianach wisiało kilka plakatów modelek prezentujących najmodniejsze fryzury.
Na fotelu odchylony w tył siedział Kozicki. Pogwizdywał. Twarz miał namydloną. Fryzjerka o skórzany pas ostrzyła brzytwę. Była to niebrzydka dziewczyna o pełnych kształtach. Kiedy nachyliła się nad nim, przesunął lustro, aby lepiej widzieć jej głęboki dekolt. Uśmiechnął się. Fryzjerka odwzajemniła uśmiech i pacnęła pianą w swoje odbicie w lustrze. Wzięła mężczyznę delikatnie za nos i odchyliła, zaczynając golenie.
– Dawno się pan chyba nie golił – zagadnęła sympatycznie, jakby z troską w głosie.
– No, brzytwą... Dosyć dawno.
***
Mieszkanie Marty było skromnie urządzone. Pośrodku stało duże łóżko, obok stolik nocny i lampa, naprzeciwko biblioteczka. Na ścianach, podobnie jak w salonie fryzjerskim wisiało kilka plakatów.
Był wczesny ranek. Jeszcze nie wstali z łóżka.
– Dopóki sobie czegoś nie znajdziesz, możesz zostać – zagadnęła Marta.
Kozicki, już ogolony i ostrzyżony, usiadł na łóżku. Wyglądał całkiem nieźle. Rozejrzał się po mieszkaniu. Przeciągnął się. Chwilę nad czymś się zastanawiał.
– Nie przełączaj tylko na prysznic – poprosiła. – Psika bokiem.
Wstała. Miała zgrabną sylwetkę i ładne piersi. Mężczyzna patrzył na nią z pożądaniem.
– A może znalazłabyś dla mnie jeszcze piętnaście minut?
– Znajdę, ale pół godziny – roześmiała się i wskoczyła do łóżka.
***
W pośredniaku kilka osób stało przed tablicą ogłoszeń. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i pewnym krokiem wmaszerował Kozicki. Ledwie rzucił okiem na tablicę i podszedł do okienka.
– Jak zdróweczko, panie kierowniku? – zagadnął nonszalancko.
– Znowu pan? – odparł urzędnik z niechęcią. – Od wczoraj nic się nie zmieniło.
– Kto nie pracuje, ten nie...
– Kwalifikacje? – przerwał urzędnik.
– Dyrektorskie. Niżej nie mogę przyjąć. Może być etat wiceministra.
– Zakład oczyszczania miasta, roboty drogowe, rozładunek wagonów – wyliczał beznamiętnie urzędnik.
Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i nie odchodząc od okienka, rozejrzał się, jakby chciał przedłużyć rozmowę.
– Nie... W Polsce nie ma szacunku dla ambitnych ludzi.
Odszedł od okienka. Rozejrzał się i skierował do drzwi. Stanął jednak i powoli wyjął paczkę papierosów. Nie spieszył się, aby wyjść z pośredniaka. Wyciągnął papierosa, przez chwilę obracał go w palcach. Nagle ktoś usłużnie podsunął mu ogień.
Kozicki obejrzał się. Z wahaniem przypalił papierosa. Przyglądał się mężczyźnie. Dobrze ubrany, w modnym, białym kożuchu, nie wyglądał na bezrobotnego.
– Może by się coś znalazło – zagadnął ściszonym głosem nieznajomy.
***
Siedzieli przy niewielkim stoliku w kawiarni na stacji benzynowej. Rozmawiali półgłosem, obserwując samochody podjeżdżające po paliwo. Za kontuarem kręciła się postawna kobieta w średnim wieku, elegancka brunetka. Od czasu do czasu zerkała z zainteresowaniem na rozmawiających.
Kozicki posłodził kawę. Zamieszał wolno, starannie rozpuszczając cukier.
– Niżej pięciu tysięcy nie wchodzi w rachubę – powiedział stanowczo.
– Może być i więcej – odrzekł spokojnie starszy. – Co pan robił przedtem?
– Przedtem to przestałem chodzić do kościoła, bo nie lubię się spowiadać, panie Kreczet – odparł niegrzecznie Kozicki.
– A potem?
– Potem to mnie spowiadali.
– Za co?
–Za niewinność – to było mienie społeczne. Nieciekawa sprawa. Swoje odsiedziałem.
– Może być ciekawa. Niech pan opowie. Jak się dogadamy, to nie będzie pan żałował.
– Na razie szukam kogoś – zaczął Kozicki. – Trzeci tydzień szukam. A jak go znajdę, to będzie po kłopotach.
– I nie ma go – zakpił Kreczet, udając współczucie.
– Zniknął.
– Kto to jest?
Kozicki sięgnął po paczkę Marlboro leżącą na stole. Przypalił. Zaciągnął się. Widać było, że sprawia mu to wielką przyjemność.
– To jest Lulek – powiedział w końcu.
– Lulka trudno znaleźć – powiedział ostrożne Kreczet. – A jak ciebie nazywają?
– Tom.
– Nigdy Lulek nic o tobie nie mówił.
– A pytał pan o mnie?
– Jak trzeba będzie, to się zapytam. Nie słyszał pan o tej sprawie. W Expressie nawet pisali...
– Wtedy kiblowałem – przerwał Tom.
– Dobre. Masz prawo jazdy?
– No.
– Czwarty raz jesteś w pośredniaku...
– Lubię spacerować.
– Może być robota.
– Gdzie, ile, za co? – zapytał rzeczowo Tom.
– Spokojnie. Najpierw mi opowiesz o sobie.
– Miło było. Lubię w pracy zaufanie. Ukłony dla małżonki – podniósł się ostentacyjnie.
– Siadaj. Robota jest dobra.
– Nie chcę kiblować.
– Pewna i czysta – uspokoił go Kreczet. – Zastanów się do jutra.
Kozicki zapiął jesionkę.
– Do jutra zabraknie mi szmalu, żeby tu przyjechać.
Mężczyzna popatrzył uważnie. Wyjął z kieszeni zwitek banknotów. Powoli położył na stoliku 100 złotych. Kozicki uśmiechnął się bezczelnie.
– Zupełnie zapomniałem. Nie jeżdżę tramwajami, tylko gablotą.
Mężczyzna zapiął kożuch i schował papierosy.
– A ja zapomniałem ci powiedzieć, że nie jestem z Caritasu – odpowiedział.
***
Następnego dnia w kawiarni na stacji benzynowej było pusto. Ktoś delikatnie rozsunął żaluzje. Przez okno obserwował Toma idącego pośpiesznie do lokalu.
***
Do stolika, przy którym siedzieli Kreczet i Tom, podeszła kelnerka. Wysoka, zgrabna zadbana kobieta w średnim wieku. Spojrzała z zainteresowaniem na Toma. Uśmiechnęła się lekko.
– Miłych znajomych ma pan, prezesie. To co zwykle? – zapytała.
Spojrzała na Toma.
– A pan?
– Kawę – odpowiedział za niego Kreczet. – On będzie dzisiaj jeździł. I nigdy ani kropli alkoholu.
Położył na stoliku kluczyki. Kelnerka jeszcze spojrzała na Toma z zainteresowaniem i odeszła. Tom popatrzył za nią. Kobieta, podchodząc do baru, obejrzała się i weszła na zaplecze. Po chwili wziął do ręki kluczyki.
– Mercedes? – zapytał ze znawstwem.
– Lubię takich jak ty – mężczyzna kiwnął głową z zadowoleniem. – Masz pozdrowienia od Lulka.
Na twarzy Toma pojawiło się zaskoczenie, ale momentalnie się opanował.
– Wyszedł? – zapytał zdziwiony. – Kiedy?
W napięciu obserwował rozmówcę.
– Gryps. Zarekomendował cię.
– Dobrzy jesteście – uśmiechnął się. – Lubię z takimi pracować. Czuję się bezpieczniej.
– Wyjedziesz na dwa dni wyjedziesz – Kreczet zmienił ton rozmowy na bardziej konkretny. – Rozwieziesz towar. Paski do zegarków, wkłady do długopisów. Dwa województwa. Sklepy galanteryjne i komisy.
– Czy i damska bielizna wchodzi w rachubę? Dziękuję za dobre słowo. Nie czuję powołania do komiwojażerstwa – Tom zdecydowanym ruchem odsunął kluczyki. –Pójdę już.
– Ostry jesteś, ale głupi. Paski są dla picu. W bagażniku masz prawdziwy towar.
– Co?
– Pudełka. Małe, starannie zapakowane.
– A dalej?
– Nie twoja sprawa.
– Stosunki między chlebodawcą a podwładnym muszą się układać na płaszczyźnie szczerości i wzajemnego zaufania – stwierdził prawie z patosem Tom.
– To są pudełka. Dostarczysz je tam, gdzie trzeba. Odbierzesz należność. Oddasz mi pieniądze. I wszystko.
– Jeszcze nie.
– Piątka miesięcznie. Wystarczy?
Kreczet sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.
– Mam brata – odpowiedział powoli Tom. – Jest hydraulikiem. Razem z fuchami ma osiem. Ledwie skończył siedem klas. A ja nawet studiowałem.
Echo kroków niosło się pustym korytarzem. Przed strażnikiem szedł młody, dwudziestokilkuletni mężczyzna. Widać było, że spędził w więzieniu jakiś czas. Był blady. Zmęczony. Kędzierzawe włosy opadające prawie do ramion i wielodniowy zarost sprawiały, że wyglądał niechlujnie. Jeszcze chwila, a znajdzie się na wolności. Szczęk zamka. Drugi strażnik otworzył kratę, droga do wolności stała otworem.
– Dowód – Kozicki Tomasz, zegarek na rękę z metalu białego, portfel, bilet do Warszawy, książeczka oszczędnościowa – kładł na biurku strażnik. – Pokwituj.
– Teraz to już nie ty, ale pan pokwituje – odpowiedział arogancko Kozicki.
– Kwituj, kwituj – nie dał się zbić z tropu strażnik – zamiast panować, radzę się ogolić.
– Za radę dziękuję – odparł z kpiną mężczyzna. – Do widzenia.
– Tu radzę nie używać tego zwrotu, proszę pana – zaakcentował drwiąco strażnik. – To zła wróżba.
– Będę uważał – Kozicki machnął ręką na pożegnanie. Ruszył korytarzem, na końcu którego znajdowała się krata.
***
Był poranek, na ulicy pojawili się pierwsi przechodnie. Masywna żelazna brama więzienia lekko się uchyliła. Stanął w niej Kozicki. Głęboko wciągnął powietrze. Przymrużył oczy, oślepiony ostrym zimowym słońcem. Niepewnie zrobił krok naprzód. Żelazna brama zamknęła się z łomotem. Nie był ubrany odpowiednio na tę porę roku. Lichy płaszczyk pamiętał lepsze czasy. Mężczyzna trzymał w rękach zawiniątko. Rozejrzał się. Odetchnął pełną piersią i pewnym krokiem pomaszerował naprzód, radośnie pogwizdując.
Tuż za rogiem obejrzał się za siebie i wyjął paczkę papierosów. Delikatnie wyjął jednego, który różnił się grubością i kształtem od reszty. Przerwał bibułkę. Drobnymi literkami na wewnętrznej stronie ktoś napisał: „Cynk w pośredniaku”.
Mężczyzna uśmiechnął się do siebie, strzepnął okruchy tytoniu. Rozejrzał się uważnie wokół. Na widok zbliżającego się patrolu milicyjnego przedarł bibułkę na cztery części i starając się nie zwracać niczyjej uwagi, połknął.
***
Kiedy na Dworcu Centralnym Kozicki wjechał ruchomymi schodami, z ciekawością rozejrzał się po hali. Kilkakrotnie ostrożnie się obejrzał i ruszył do wyjścia.
Automatyczne drzwi go zaskoczyły. Kiedy same się za nim zamknęły, zrobił krok do tyłu, jakby chciał wejść z powrotem. Tak spodobała mu się zabawa, że powtórzył tę czynność dwa razy. Takie urządzenia były dla niego nowością.
***
Szyba w zakładzie fryzjerskim była częściowo zaparowana. Na ścianach wisiało kilka plakatów modelek prezentujących najmodniejsze fryzury.
Na fotelu odchylony w tył siedział Kozicki. Pogwizdywał. Twarz miał namydloną. Fryzjerka o skórzany pas ostrzyła brzytwę. Była to niebrzydka dziewczyna o pełnych kształtach. Kiedy nachyliła się nad nim, przesunął lustro, aby lepiej widzieć jej głęboki dekolt. Uśmiechnął się. Fryzjerka odwzajemniła uśmiech i pacnęła pianą w swoje odbicie w lustrze. Wzięła mężczyznę delikatnie za nos i odchyliła, zaczynając golenie.
– Dawno się pan chyba nie golił – zagadnęła sympatycznie, jakby z troską w głosie.
– No, brzytwą... Dosyć dawno.
***
Mieszkanie Marty było skromnie urządzone. Pośrodku stało duże łóżko, obok stolik nocny i lampa, naprzeciwko biblioteczka. Na ścianach, podobnie jak w salonie fryzjerskim wisiało kilka plakatów.
Był wczesny ranek. Jeszcze nie wstali z łóżka.
– Dopóki sobie czegoś nie znajdziesz, możesz zostać – zagadnęła Marta.
Kozicki, już ogolony i ostrzyżony, usiadł na łóżku. Wyglądał całkiem nieźle. Rozejrzał się po mieszkaniu. Przeciągnął się. Chwilę nad czymś się zastanawiał.
– Nie przełączaj tylko na prysznic – poprosiła. – Psika bokiem.
Wstała. Miała zgrabną sylwetkę i ładne piersi. Mężczyzna patrzył na nią z pożądaniem.
– A może znalazłabyś dla mnie jeszcze piętnaście minut?
– Znajdę, ale pół godziny – roześmiała się i wskoczyła do łóżka.
***
W pośredniaku kilka osób stało przed tablicą ogłoszeń. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i pewnym krokiem wmaszerował Kozicki. Ledwie rzucił okiem na tablicę i podszedł do okienka.
– Jak zdróweczko, panie kierowniku? – zagadnął nonszalancko.
– Znowu pan? – odparł urzędnik z niechęcią. – Od wczoraj nic się nie zmieniło.
– Kto nie pracuje, ten nie...
– Kwalifikacje? – przerwał urzędnik.
– Dyrektorskie. Niżej nie mogę przyjąć. Może być etat wiceministra.
– Zakład oczyszczania miasta, roboty drogowe, rozładunek wagonów – wyliczał beznamiętnie urzędnik.
Mężczyzna westchnął ostentacyjnie i nie odchodząc od okienka, rozejrzał się, jakby chciał przedłużyć rozmowę.
– Nie... W Polsce nie ma szacunku dla ambitnych ludzi.
Odszedł od okienka. Rozejrzał się i skierował do drzwi. Stanął jednak i powoli wyjął paczkę papierosów. Nie spieszył się, aby wyjść z pośredniaka. Wyciągnął papierosa, przez chwilę obracał go w palcach. Nagle ktoś usłużnie podsunął mu ogień.
Kozicki obejrzał się. Z wahaniem przypalił papierosa. Przyglądał się mężczyźnie. Dobrze ubrany, w modnym, białym kożuchu, nie wyglądał na bezrobotnego.
– Może by się coś znalazło – zagadnął ściszonym głosem nieznajomy.
***
Siedzieli przy niewielkim stoliku w kawiarni na stacji benzynowej. Rozmawiali półgłosem, obserwując samochody podjeżdżające po paliwo. Za kontuarem kręciła się postawna kobieta w średnim wieku, elegancka brunetka. Od czasu do czasu zerkała z zainteresowaniem na rozmawiających.
Kozicki posłodził kawę. Zamieszał wolno, starannie rozpuszczając cukier.
– Niżej pięciu tysięcy nie wchodzi w rachubę – powiedział stanowczo.
– Może być i więcej – odrzekł spokojnie starszy. – Co pan robił przedtem?
– Przedtem to przestałem chodzić do kościoła, bo nie lubię się spowiadać, panie Kreczet – odparł niegrzecznie Kozicki.
– A potem?
– Potem to mnie spowiadali.
– Za co?
–Za niewinność – to było mienie społeczne. Nieciekawa sprawa. Swoje odsiedziałem.
– Może być ciekawa. Niech pan opowie. Jak się dogadamy, to nie będzie pan żałował.
– Na razie szukam kogoś – zaczął Kozicki. – Trzeci tydzień szukam. A jak go znajdę, to będzie po kłopotach.
– I nie ma go – zakpił Kreczet, udając współczucie.
– Zniknął.
– Kto to jest?
Kozicki sięgnął po paczkę Marlboro leżącą na stole. Przypalił. Zaciągnął się. Widać było, że sprawia mu to wielką przyjemność.
– To jest Lulek – powiedział w końcu.
– Lulka trudno znaleźć – powiedział ostrożne Kreczet. – A jak ciebie nazywają?
– Tom.
– Nigdy Lulek nic o tobie nie mówił.
– A pytał pan o mnie?
– Jak trzeba będzie, to się zapytam. Nie słyszał pan o tej sprawie. W Expressie nawet pisali...
– Wtedy kiblowałem – przerwał Tom.
– Dobre. Masz prawo jazdy?
– No.
– Czwarty raz jesteś w pośredniaku...
– Lubię spacerować.
– Może być robota.
– Gdzie, ile, za co? – zapytał rzeczowo Tom.
– Spokojnie. Najpierw mi opowiesz o sobie.
– Miło było. Lubię w pracy zaufanie. Ukłony dla małżonki – podniósł się ostentacyjnie.
– Siadaj. Robota jest dobra.
– Nie chcę kiblować.
– Pewna i czysta – uspokoił go Kreczet. – Zastanów się do jutra.
Kozicki zapiął jesionkę.
– Do jutra zabraknie mi szmalu, żeby tu przyjechać.
Mężczyzna popatrzył uważnie. Wyjął z kieszeni zwitek banknotów. Powoli położył na stoliku 100 złotych. Kozicki uśmiechnął się bezczelnie.
– Zupełnie zapomniałem. Nie jeżdżę tramwajami, tylko gablotą.
Mężczyzna zapiął kożuch i schował papierosy.
– A ja zapomniałem ci powiedzieć, że nie jestem z Caritasu – odpowiedział.
***
Następnego dnia w kawiarni na stacji benzynowej było pusto. Ktoś delikatnie rozsunął żaluzje. Przez okno obserwował Toma idącego pośpiesznie do lokalu.
***
Do stolika, przy którym siedzieli Kreczet i Tom, podeszła kelnerka. Wysoka, zgrabna zadbana kobieta w średnim wieku. Spojrzała z zainteresowaniem na Toma. Uśmiechnęła się lekko.
– Miłych znajomych ma pan, prezesie. To co zwykle? – zapytała.
Spojrzała na Toma.
– A pan?
– Kawę – odpowiedział za niego Kreczet. – On będzie dzisiaj jeździł. I nigdy ani kropli alkoholu.
Położył na stoliku kluczyki. Kelnerka jeszcze spojrzała na Toma z zainteresowaniem i odeszła. Tom popatrzył za nią. Kobieta, podchodząc do baru, obejrzała się i weszła na zaplecze. Po chwili wziął do ręki kluczyki.
– Mercedes? – zapytał ze znawstwem.
– Lubię takich jak ty – mężczyzna kiwnął głową z zadowoleniem. – Masz pozdrowienia od Lulka.
Na twarzy Toma pojawiło się zaskoczenie, ale momentalnie się opanował.
– Wyszedł? – zapytał zdziwiony. – Kiedy?
W napięciu obserwował rozmówcę.
– Gryps. Zarekomendował cię.
– Dobrzy jesteście – uśmiechnął się. – Lubię z takimi pracować. Czuję się bezpieczniej.
– Wyjedziesz na dwa dni wyjedziesz – Kreczet zmienił ton rozmowy na bardziej konkretny. – Rozwieziesz towar. Paski do zegarków, wkłady do długopisów. Dwa województwa. Sklepy galanteryjne i komisy.
– Czy i damska bielizna wchodzi w rachubę? Dziękuję za dobre słowo. Nie czuję powołania do komiwojażerstwa – Tom zdecydowanym ruchem odsunął kluczyki. –Pójdę już.
– Ostry jesteś, ale głupi. Paski są dla picu. W bagażniku masz prawdziwy towar.
– Co?
– Pudełka. Małe, starannie zapakowane.
– A dalej?
– Nie twoja sprawa.
– Stosunki między chlebodawcą a podwładnym muszą się układać na płaszczyźnie szczerości i wzajemnego zaufania – stwierdził prawie z patosem Tom.
– To są pudełka. Dostarczysz je tam, gdzie trzeba. Odbierzesz należność. Oddasz mi pieniądze. I wszystko.
– Jeszcze nie.
– Piątka miesięcznie. Wystarczy?
Kreczet sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego z siebie.
– Mam brata – odpowiedział powoli Tom. – Jest hydraulikiem. Razem z fuchami ma osiem. Ledwie skończył siedem klas. A ja nawet studiowałem.
więcej..