Porucznik Borewicz. Zamknąć za sobą drzwi. TOM 19 - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lutego 2012
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Porucznik Borewicz. Zamknąć za sobą drzwi. TOM 19 - ebook
Opowiadanie oparte na motywach scenariusza serialu „07 zgłoś się”. Z pewnością przypomni przygody przystojnego porucznika Borewicza, przed którym drżał świat przestępczy PRL-u.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-62964-62-8 |
Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zamknąć za sobą drzwi
Czarny cadillac z sześcioma pulsującymi lampami na dachu powoli przejechał zatłoczoną Czterdziestą Drugą Ulicą w stronę siedziby ONZ. Paweł odprowadził go spojrzeniem, gestem pozdrawiając policjantów, i wolno ruszył w stronę Piątej Alei. Szczupły, w swetrze i sztruksowych spodniach, nie wyglądał na swoje 50 lat. Kopiński, przez kolegów zwany Copy. 26 lat w Policji Metropolitarnej Nowego Jorku. Polak z pochodzenia. Jeden z licznych w policji tego miasta cudzoziemców, członek Klubu Pułaskiego – organizacji policjantów szczycących się polskim pochodzeniem. Jeden z asów brygady do walki z narkotykami. Od paru lat pracujący dla Interpolu. Od sześciu tygodni na emeryturze.
Wściekły Kojot – mówili o nim handlarze narkotyków. Dwukrotnie ranny, z dwukrotnym wyrokiem śmierci wydanym przez mafię, ogarnięty obsesyjną nienawiścią do białego proszku. Dziewięć lat temu gang handlarzy opium zgwałcił i zamordował mu żonę.
Nagły atak bólu wykrzywił twarz Pawła skurczami. Oparty o załom muru z trudem łapał powietrze. To drugi już w tym tygodniu tak silny atak. Rozpoznanie: nowotwór trzustki. Werdykt lekarzy nie pozostawia złudzeń: trzy, cztery miesiące życia. Jedyny ratunek to morfina. Życie bywa przewrotnie okrutne. Jeszcze nie próbował. Nosi przy sobie strzykawkę i ampułki.
Powoli wracał mu swobodny oddech. Otarł z czoła gęste krople potu. Z trudem dotarł do ławki okalającej rozłożyste drzewo. Ból mijał. Tu przechodnie nie interesują się losem obcego. Siedzący obok czarnoskóry mężczyzna spojrzał obojętnie i dalej czytał gazetę.
Copy wolno ruszył chodnikiem. Przeszedł przez jezdnię. W tle pulsował życiem ruchliwy Times Square.
Jutro jedzie do Polski. Zostawił tam jedyną bliską osobę. Siostrę. Dankę Matrasik. Wyszła za leśnika, mieszka nad jeziorem, w leśniczówce w pobliżu Augustowa. W dzikim ostępie, gdzie woda jest tak czysta, że można spotkać bobry, a w lesie jelenie.
Paweł wyjechał z kraju 35 lat temu. Precyzyjniej – uciekł. Był w AK. Postrzelił dwóch oficerów NKWD w Szczecinie. Aresztowany uciekł z transportu. Wieziony zatłoczoną więźniarką, rozkołysał z pozostałymi samochód. Na zakręcie więźniarka przewróciła się. Wylądowała w rowie. Część więźniów strażnicy wystrzelali w czasie pogoni. Paweł, mimo że skuty kajdankami, wspiął się na drzewo i przeczekał pościg. W pobliskiej wsi kowal rozkuł mu kajdanki. Pamiętał maksymę dziadka legionisty: „Nigdy nie rezygnuj. Na to jest zawsze czas”.
Pierwszy raz w Polsce był w pięćdziesiątym szóstym. Od razu jak tylko otwarto granicę. Potem przyjeżdżał często. Teraz jedzie do kraju po raz ostatni.
Ból minął. Paweł odetchnął głęboko, lekki uśmiech pojawił mu się na twarzy. Ruszył szybciej. Tuż za rogiem mieściło się duże biuro podróży Lufthansy. Spojrzał na witrynę i wszedł do środka. Położył na ladzie amerykański paszport:
– Mam rezerwację na 1 sierpnia do Frankfurtu na nazwisko Paweł Kopiński. I prosiłem o wynajęcie samochodu.
***
Czerwona kula słońca wolno odrywała się od horyzontu. Pierwszy brzask oświetlał drzewa. Paweł energicznie robił pompki. Wokół na liściach widać było krople rosy. Kiedy kolejny raz opadł na dół, spojrzał na szosę. Na zakręcie stał czerwony citroen. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Zamyślony, podniósł się, parę razy wciągnął głęboko powietrze. Podszedł do swojego samochodu. Odpalił silnik, spojrzał w lusterko. Citroen stał nadal w tym samym miejscu. Copy wrzucił bieg i ostro ruszył z pobocza. Skontrolował w lusterku: citroen ruszył w tym samym momencie.
Oba samochody z tą samą prędkością minęły dwa kolejne zakręty. Paweł ponownie spojrzał w lusterko. Citroen ciągle trzymał się w tej samej odległości. Zmienił bieg i przyspieszył.
Citroen podążał za nim. Silnik zawył na zwiększonych obrotach. Za kierownicą siedział łysy jak kolano mężczyzna. Żując gumę, wpatrywał się intensywnie w samochód Pawła. Obok głupkowato uśmiechał się młody chłopak.
Paweł zjechał w zatokę i zatrzymał się przy niewielkiej restauracji. Zgasił silnik i wszedł do środka.
Kiedy kelnerka postawiła przed nim kawę, ostrożnie obejrzał się za siebie. Kierowca i pasażer citroena sadowili się przy barze.
– Ciekawe – odezwał się łysy ostentacyjnie głośno – czy nasz przyjaciel jest na urlopie, czy jedzie służbowo zatrudnić się u bolszewików. A może to dawne kontakty z sowieckimi kolegami? Ale podobno raz już na tym źle wyszedł.
– A może się mylimy. Może to nie jest nasz przyjaciel Paul Copy. Bo skąd on tu? Może go zapytam?
– No!
– Przepraszam – podszedł Pawła – czy mamy przyjemność z naszym przyjacielem porucznikiem Paulem Copy?
– Masz – Paweł odwrócił się na moment w ich stronę.
– Czy może jedziemy w tę samą stronę? – zapytał młodszy.
– Jadę na wschód.
– Nadzwyczajny zbieg okoliczności. Nie uważasz?
– Uważam – odpowiedział Paweł, nie patrząc w ich stronę. – Zrobiłeś się, Savalas, zbyt towarzyski. Zajmij się swoją kawą, bo ci wystygnie.
– O'key, Copy. Zapomniałem, że pytania to twoja specjalność. Spotkanie z tobą tyle mil od Nowego Jorku rozkleiło mnie trochę. Prawda, Adolf, że wyglądam na wzruszonego? – zagadnął kolegę.
Paweł rzucił na stolik dwa dolary i wychodząc ostentacyjnie z lokalu, potrącił swego rozmówcę.
Podszedł do samochodu i obejrzał się. Mężczyźni stanęli w drzwiach. Paweł sięgnął do bagażnika, wyjął z futerału sztucer, włożył nabój do lufy i umieścił broń w specjalnych zaciskach. Sprawdził, czy łatwo wychodzi. Uruchomił silnik i powtórnie się obejrzał. Mężczyźni wsiadali do citroena.
Ruszył ostro, nabierając od razu prędkości. Kierowca citroena ruszył za nim.
***
Paweł zatrzymał się przy oficerze WOP, podał mu dokumenty i deklarację celną. Funkcjonariusz spojrzał na broń:
– Pan jest myśliwym?
– Czasami.
– To znaczy?
– Czasami strzelam.
– Do czego? Do ludzi czy do zwierząt?
– To zależy od sytuacji.
– Pan sobie żarty stroi.
– Nie. Pan pyta, więc odpowiadam. Szczerze.
– Ilu ludzi pan zabił?
– Kilku, ale to chyba nie ma teraz znaczenia.
– Ma pan pozwolenie na broń?
– Tak – podał mu dokument. – Poświadczone przez polski konsulat.
W pobliżu, jeszcze po stronie niemieckiej, stał czerwony citroen. Przez opuszczoną szybę widać było urządzenie do podsłuchu.
Oficer uważnie przestudiował dokumenty.
– Dokumenty ma pan rzeczywiście w porządku, łącznie z wizą, tak że muszę pana wpuścić. Ale niech pan pamięta – rzucił lodowato – że u nas nie poluje się z samochodu i myślę, że nie narobi pan sobie zmartwień, a nam kłopotów. Broń proszę schować do bagażnika.
***
Paweł poprawił lusterko. Widać w nim było ciągle citroena. Wcisnął pedał gazu. Sylwetka samochodu w lusterku wstecznym przez moment zmalała, ale po chwili znowu wypełniła całe pole widzenia. Paweł postanowił zaryzykować. Nieznacznie zwolnił . Jadąc powoli, rozglądał się po szosie. Nagle na poboczu zobaczył znak robót drogowych i nakaz zjazdu na lewy pas. Spojrzał w lusterko. Citroen był daleko za zakrętem. Drogę przed nim zagradzały zapory. Samochody zjeżdżały na lewy pas. Szosa na odcinku kilku kilometrów była dwukierunkowa. Paweł przyspieszył, staranował deskę na stojakach i ruszył rozkopanym odcinkiem. Koła jego wozu wyrzucały fontanny ziemi. Na odcinku, gdzie nie zerwano resztek asfaltu, Paweł przyspieszył, po chwili wpadł na odcinek zawalony porozbijanymi, a jeszcze nie uprzątniętymi kawałami asfaltu. Samochód, kolebiąc się na boki, szedł jak czołg do przodu. Paweł obejrzał się. Uśmiechnął się. Citroen, jadąc lewą stroną, wyprzedzał samochody, zjeżdżając na trawę. Kiedy znalazł się na wysokości samochodu Pawła, przyspieszył i pustą szosą pomknął do przodu.
Przez chwilę jechał remontowanym odcinkiem. Zastanawiał się nad tym, co się działo. Po kilkuset metrach ruchu wrócił na prawą stronę. Kiedy wysiadł, żeby odsunąć blokujące drogę kozły, zobaczył oddalającego się citroena. Uśmiechnął się i wolno wsiadł do samochodu. Sięgnął po mapę. Odcinek, którym jechał, jak wynikało z mapy, znajdował się na skraju rozległego kompleksu lasów po obu stronach dochodzących do samej szosy. Zamyślił się. Odłożył mapę, wysiadł. Wyjął z bagażnika broń i z powrotem umieścił sztucer w zaciskach tuż koło siebie. Rozejrzał się i ruszył do przodu.
Kiedy minął dwa ostre zakręty, zobaczył przed sobą gęsty szpaler drzew. Zwolnił. Ani za nim, ani przed nim nie było samochodów. Z tyłu odchodziła w bok polna droga. Sięgnął po mapę. Przed obszarem lasu widać było ją wyraźnie. Kilka kilometrów dalej od szosy odchodziła następna droga. Paweł zamyślił się. Spojrzał na sztucer, wrzucił wsteczny, cofnął się kawałek i skręcił w prawo w leśny dukt.
Samochód szybko jechał po piasku wzbijając chmurę pyłu. Po kilkuset metrach Paweł zobaczył drogę biegnącą w lewo równolegle do szosy. Skręcił w nią i wjechał w gęsty las. Rozglądał się uważnie. Minął rozległą polanę, po paru kilometrach dojechał do szerokiej polnej drogi prowadzącej z powrotem w stronę szosy. Zatrzymał się. Wysiadł i rozejrzał się uważnie. Wrócił do wozu i skręcił w lewo. W pewnym momencie przekręcił kluczyk stacyjki i wrzucił bieg na luz. Jechał tak długo, aż samochód stanął. Rozejrzał się uważnie, wyjął sztucer z uchwytów i cicho przymknął drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał. Po chwili wolno ruszył w stronę szosy. Sztucer trzymał w obu rękach. Szedł wolnym, sprężystym krokiem. Co chwila stawał, nasłuchując. W pewnym momencie dobiegł go warkot przejeżdżającego szosą samochodu.
Nagle zobaczył citroena. Stał zaparkowany kilkadziesiąt metrów od drogi. Kiedy podszedł bliżej, dostrzegł Savalasa. Stał oparty o pień drzewa. Broń miał skierowaną w stronę nadjeżdżających samochodów.
Paweł uśmiechnął się pod nosem. Podszedł bliżej i celując ze sztucera, powiedział niezbyt głośno:
– Rzuć broń. Mam cię na muszce.
Savalas drgnął. Ale nie odwrócił nawet głowy. Powoli, ostentacyjnie rzucił na ziemię pistolet.
– Ręce do góry – prawie szeptem powiedział Paweł. – I odwróć się.
Kiedy Savalas wykonał polecenie, popatrzył uważnie na Pawła, jakby widział go pierwszy raz.
– Nie doceniłem cię, Copy.
– Na przyszłość będziesz ostrożniejszy, prawda?
– Obiecuję.
– Chciałeś mnie wykończyć?
– Niestety zgadłeś, inaczej byś mnie nie podszedł.
– To nie zgadywanka. Pomyślałem, co bym zrobił na twoim miejscu, widząc ten las. Gdzie Adolf?
– Czeka na ciebie po drugiej stronie szosy. Co zamierzasz zrobić?
– Dlaczego chciałeś mnie zabić?
– Mam tu do załatwienia ważną sprawę i pomyślałem, że będziesz mi chciał przeszkodzić.
– No to zabiorę wam broń i spalę samochód.
– Czy nie za dużo wysiłku dla człowieka zmęczonego już pracą? A nam najwyżej opóźnisz sprawę o parę godzin. Uruchomimy plan awaryjny.
– Jesteś dziś rozmowny. Może powiesz, o co chodzi?
– Jedziemy po towar. Przerzut z Turcji przez Bałkany.
– Skąd go zabieracie?
– Mam to na mapie. Woda, las. Dwóch naszych przyjaciół z dziewczynami czeka w pięknej leśniczówce nad jeziorem. Koło Augustowa.
Paweł oniemiał.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz? – ocknął się z zamyślenia.
Savalas roześmiał się szczerze.
– Bo Adolf stoi za twoimi plecami i trzyma cię na muszce. Nie ruszaj się. Adolf! – zawołał. – Odezwij się, bo nasz przyjaciel może mi nie uwierzyć!
Paweł znieruchomiał. Nie odwracając się, próbował spenetrować teren wokół siebie.
– Powiedz mu, że z odległości dziesięciu metrów pewnie trafię go w głowę – usłyszał za sobą głos Adolfa.
– No i co, Copy, niezła zabawa w policjantów i złodziei. Widzisz, głupi glino... I po ci to? Jesteś już na emeryturze i jeszcze cię łapy swędzą. Rzuć broń! Ale już, spieszymy się.
– Zrobię to, jeśli mi powiesz, w jaki sposób Adolf znalazł się za moimi plecami.
– Chcesz zyskać na czasie.
– Przecież jestem już żywym trupem.
– No więc Adolfa wysadziłem na zakręcie, miał mi dać znak, kiedy zobaczy twój samochód i że szosa jest pusta. Przeciągnęliśmy linkę, miałem ją napiąć w ostatniej chwili, no i potem pistolet. Adolf zobaczył, że zjeżdżasz w bok, i wiedzieliśmy, co chcesz zrobić. Teraz rzuć broń. Ale już! – rozkazał.
Paweł lekko odwrócił głowę, by sprawdzić, co dzieje się z tyłu. Zdecydował się. Powoli odłożył broń i nagłym ruchem uskoczył w bok. W tym samym momencie padł strzał. Paweł, upadając, złapał się za ramię.
Savalas uśmiechał się, mierząc do niego z pistoletu.
– Spokojnie. Dostałeś tylko w ramię. Patrzyłem ci w oczy i wiedziałem, że będziesz szukał jeszcze szansy. Powtarzam, starzejesz się. A teraz chwyć prawą ręką za lewą i podnieś obie do góry. Jeśli masz potrzaskaną kość, to będzie cię to niestety bolało.
Czarny cadillac z sześcioma pulsującymi lampami na dachu powoli przejechał zatłoczoną Czterdziestą Drugą Ulicą w stronę siedziby ONZ. Paweł odprowadził go spojrzeniem, gestem pozdrawiając policjantów, i wolno ruszył w stronę Piątej Alei. Szczupły, w swetrze i sztruksowych spodniach, nie wyglądał na swoje 50 lat. Kopiński, przez kolegów zwany Copy. 26 lat w Policji Metropolitarnej Nowego Jorku. Polak z pochodzenia. Jeden z licznych w policji tego miasta cudzoziemców, członek Klubu Pułaskiego – organizacji policjantów szczycących się polskim pochodzeniem. Jeden z asów brygady do walki z narkotykami. Od paru lat pracujący dla Interpolu. Od sześciu tygodni na emeryturze.
Wściekły Kojot – mówili o nim handlarze narkotyków. Dwukrotnie ranny, z dwukrotnym wyrokiem śmierci wydanym przez mafię, ogarnięty obsesyjną nienawiścią do białego proszku. Dziewięć lat temu gang handlarzy opium zgwałcił i zamordował mu żonę.
Nagły atak bólu wykrzywił twarz Pawła skurczami. Oparty o załom muru z trudem łapał powietrze. To drugi już w tym tygodniu tak silny atak. Rozpoznanie: nowotwór trzustki. Werdykt lekarzy nie pozostawia złudzeń: trzy, cztery miesiące życia. Jedyny ratunek to morfina. Życie bywa przewrotnie okrutne. Jeszcze nie próbował. Nosi przy sobie strzykawkę i ampułki.
Powoli wracał mu swobodny oddech. Otarł z czoła gęste krople potu. Z trudem dotarł do ławki okalającej rozłożyste drzewo. Ból mijał. Tu przechodnie nie interesują się losem obcego. Siedzący obok czarnoskóry mężczyzna spojrzał obojętnie i dalej czytał gazetę.
Copy wolno ruszył chodnikiem. Przeszedł przez jezdnię. W tle pulsował życiem ruchliwy Times Square.
Jutro jedzie do Polski. Zostawił tam jedyną bliską osobę. Siostrę. Dankę Matrasik. Wyszła za leśnika, mieszka nad jeziorem, w leśniczówce w pobliżu Augustowa. W dzikim ostępie, gdzie woda jest tak czysta, że można spotkać bobry, a w lesie jelenie.
Paweł wyjechał z kraju 35 lat temu. Precyzyjniej – uciekł. Był w AK. Postrzelił dwóch oficerów NKWD w Szczecinie. Aresztowany uciekł z transportu. Wieziony zatłoczoną więźniarką, rozkołysał z pozostałymi samochód. Na zakręcie więźniarka przewróciła się. Wylądowała w rowie. Część więźniów strażnicy wystrzelali w czasie pogoni. Paweł, mimo że skuty kajdankami, wspiął się na drzewo i przeczekał pościg. W pobliskiej wsi kowal rozkuł mu kajdanki. Pamiętał maksymę dziadka legionisty: „Nigdy nie rezygnuj. Na to jest zawsze czas”.
Pierwszy raz w Polsce był w pięćdziesiątym szóstym. Od razu jak tylko otwarto granicę. Potem przyjeżdżał często. Teraz jedzie do kraju po raz ostatni.
Ból minął. Paweł odetchnął głęboko, lekki uśmiech pojawił mu się na twarzy. Ruszył szybciej. Tuż za rogiem mieściło się duże biuro podróży Lufthansy. Spojrzał na witrynę i wszedł do środka. Położył na ladzie amerykański paszport:
– Mam rezerwację na 1 sierpnia do Frankfurtu na nazwisko Paweł Kopiński. I prosiłem o wynajęcie samochodu.
***
Czerwona kula słońca wolno odrywała się od horyzontu. Pierwszy brzask oświetlał drzewa. Paweł energicznie robił pompki. Wokół na liściach widać było krople rosy. Kiedy kolejny raz opadł na dół, spojrzał na szosę. Na zakręcie stał czerwony citroen. Przez chwilę przyglądał mu się uważnie. Zamyślony, podniósł się, parę razy wciągnął głęboko powietrze. Podszedł do swojego samochodu. Odpalił silnik, spojrzał w lusterko. Citroen stał nadal w tym samym miejscu. Copy wrzucił bieg i ostro ruszył z pobocza. Skontrolował w lusterku: citroen ruszył w tym samym momencie.
Oba samochody z tą samą prędkością minęły dwa kolejne zakręty. Paweł ponownie spojrzał w lusterko. Citroen ciągle trzymał się w tej samej odległości. Zmienił bieg i przyspieszył.
Citroen podążał za nim. Silnik zawył na zwiększonych obrotach. Za kierownicą siedział łysy jak kolano mężczyzna. Żując gumę, wpatrywał się intensywnie w samochód Pawła. Obok głupkowato uśmiechał się młody chłopak.
Paweł zjechał w zatokę i zatrzymał się przy niewielkiej restauracji. Zgasił silnik i wszedł do środka.
Kiedy kelnerka postawiła przed nim kawę, ostrożnie obejrzał się za siebie. Kierowca i pasażer citroena sadowili się przy barze.
– Ciekawe – odezwał się łysy ostentacyjnie głośno – czy nasz przyjaciel jest na urlopie, czy jedzie służbowo zatrudnić się u bolszewików. A może to dawne kontakty z sowieckimi kolegami? Ale podobno raz już na tym źle wyszedł.
– A może się mylimy. Może to nie jest nasz przyjaciel Paul Copy. Bo skąd on tu? Może go zapytam?
– No!
– Przepraszam – podszedł Pawła – czy mamy przyjemność z naszym przyjacielem porucznikiem Paulem Copy?
– Masz – Paweł odwrócił się na moment w ich stronę.
– Czy może jedziemy w tę samą stronę? – zapytał młodszy.
– Jadę na wschód.
– Nadzwyczajny zbieg okoliczności. Nie uważasz?
– Uważam – odpowiedział Paweł, nie patrząc w ich stronę. – Zrobiłeś się, Savalas, zbyt towarzyski. Zajmij się swoją kawą, bo ci wystygnie.
– O'key, Copy. Zapomniałem, że pytania to twoja specjalność. Spotkanie z tobą tyle mil od Nowego Jorku rozkleiło mnie trochę. Prawda, Adolf, że wyglądam na wzruszonego? – zagadnął kolegę.
Paweł rzucił na stolik dwa dolary i wychodząc ostentacyjnie z lokalu, potrącił swego rozmówcę.
Podszedł do samochodu i obejrzał się. Mężczyźni stanęli w drzwiach. Paweł sięgnął do bagażnika, wyjął z futerału sztucer, włożył nabój do lufy i umieścił broń w specjalnych zaciskach. Sprawdził, czy łatwo wychodzi. Uruchomił silnik i powtórnie się obejrzał. Mężczyźni wsiadali do citroena.
Ruszył ostro, nabierając od razu prędkości. Kierowca citroena ruszył za nim.
***
Paweł zatrzymał się przy oficerze WOP, podał mu dokumenty i deklarację celną. Funkcjonariusz spojrzał na broń:
– Pan jest myśliwym?
– Czasami.
– To znaczy?
– Czasami strzelam.
– Do czego? Do ludzi czy do zwierząt?
– To zależy od sytuacji.
– Pan sobie żarty stroi.
– Nie. Pan pyta, więc odpowiadam. Szczerze.
– Ilu ludzi pan zabił?
– Kilku, ale to chyba nie ma teraz znaczenia.
– Ma pan pozwolenie na broń?
– Tak – podał mu dokument. – Poświadczone przez polski konsulat.
W pobliżu, jeszcze po stronie niemieckiej, stał czerwony citroen. Przez opuszczoną szybę widać było urządzenie do podsłuchu.
Oficer uważnie przestudiował dokumenty.
– Dokumenty ma pan rzeczywiście w porządku, łącznie z wizą, tak że muszę pana wpuścić. Ale niech pan pamięta – rzucił lodowato – że u nas nie poluje się z samochodu i myślę, że nie narobi pan sobie zmartwień, a nam kłopotów. Broń proszę schować do bagażnika.
***
Paweł poprawił lusterko. Widać w nim było ciągle citroena. Wcisnął pedał gazu. Sylwetka samochodu w lusterku wstecznym przez moment zmalała, ale po chwili znowu wypełniła całe pole widzenia. Paweł postanowił zaryzykować. Nieznacznie zwolnił . Jadąc powoli, rozglądał się po szosie. Nagle na poboczu zobaczył znak robót drogowych i nakaz zjazdu na lewy pas. Spojrzał w lusterko. Citroen był daleko za zakrętem. Drogę przed nim zagradzały zapory. Samochody zjeżdżały na lewy pas. Szosa na odcinku kilku kilometrów była dwukierunkowa. Paweł przyspieszył, staranował deskę na stojakach i ruszył rozkopanym odcinkiem. Koła jego wozu wyrzucały fontanny ziemi. Na odcinku, gdzie nie zerwano resztek asfaltu, Paweł przyspieszył, po chwili wpadł na odcinek zawalony porozbijanymi, a jeszcze nie uprzątniętymi kawałami asfaltu. Samochód, kolebiąc się na boki, szedł jak czołg do przodu. Paweł obejrzał się. Uśmiechnął się. Citroen, jadąc lewą stroną, wyprzedzał samochody, zjeżdżając na trawę. Kiedy znalazł się na wysokości samochodu Pawła, przyspieszył i pustą szosą pomknął do przodu.
Przez chwilę jechał remontowanym odcinkiem. Zastanawiał się nad tym, co się działo. Po kilkuset metrach ruchu wrócił na prawą stronę. Kiedy wysiadł, żeby odsunąć blokujące drogę kozły, zobaczył oddalającego się citroena. Uśmiechnął się i wolno wsiadł do samochodu. Sięgnął po mapę. Odcinek, którym jechał, jak wynikało z mapy, znajdował się na skraju rozległego kompleksu lasów po obu stronach dochodzących do samej szosy. Zamyślił się. Odłożył mapę, wysiadł. Wyjął z bagażnika broń i z powrotem umieścił sztucer w zaciskach tuż koło siebie. Rozejrzał się i ruszył do przodu.
Kiedy minął dwa ostre zakręty, zobaczył przed sobą gęsty szpaler drzew. Zwolnił. Ani za nim, ani przed nim nie było samochodów. Z tyłu odchodziła w bok polna droga. Sięgnął po mapę. Przed obszarem lasu widać było ją wyraźnie. Kilka kilometrów dalej od szosy odchodziła następna droga. Paweł zamyślił się. Spojrzał na sztucer, wrzucił wsteczny, cofnął się kawałek i skręcił w prawo w leśny dukt.
Samochód szybko jechał po piasku wzbijając chmurę pyłu. Po kilkuset metrach Paweł zobaczył drogę biegnącą w lewo równolegle do szosy. Skręcił w nią i wjechał w gęsty las. Rozglądał się uważnie. Minął rozległą polanę, po paru kilometrach dojechał do szerokiej polnej drogi prowadzącej z powrotem w stronę szosy. Zatrzymał się. Wysiadł i rozejrzał się uważnie. Wrócił do wozu i skręcił w lewo. W pewnym momencie przekręcił kluczyk stacyjki i wrzucił bieg na luz. Jechał tak długo, aż samochód stanął. Rozejrzał się uważnie, wyjął sztucer z uchwytów i cicho przymknął drzwi. Przez chwilę nasłuchiwał. Po chwili wolno ruszył w stronę szosy. Sztucer trzymał w obu rękach. Szedł wolnym, sprężystym krokiem. Co chwila stawał, nasłuchując. W pewnym momencie dobiegł go warkot przejeżdżającego szosą samochodu.
Nagle zobaczył citroena. Stał zaparkowany kilkadziesiąt metrów od drogi. Kiedy podszedł bliżej, dostrzegł Savalasa. Stał oparty o pień drzewa. Broń miał skierowaną w stronę nadjeżdżających samochodów.
Paweł uśmiechnął się pod nosem. Podszedł bliżej i celując ze sztucera, powiedział niezbyt głośno:
– Rzuć broń. Mam cię na muszce.
Savalas drgnął. Ale nie odwrócił nawet głowy. Powoli, ostentacyjnie rzucił na ziemię pistolet.
– Ręce do góry – prawie szeptem powiedział Paweł. – I odwróć się.
Kiedy Savalas wykonał polecenie, popatrzył uważnie na Pawła, jakby widział go pierwszy raz.
– Nie doceniłem cię, Copy.
– Na przyszłość będziesz ostrożniejszy, prawda?
– Obiecuję.
– Chciałeś mnie wykończyć?
– Niestety zgadłeś, inaczej byś mnie nie podszedł.
– To nie zgadywanka. Pomyślałem, co bym zrobił na twoim miejscu, widząc ten las. Gdzie Adolf?
– Czeka na ciebie po drugiej stronie szosy. Co zamierzasz zrobić?
– Dlaczego chciałeś mnie zabić?
– Mam tu do załatwienia ważną sprawę i pomyślałem, że będziesz mi chciał przeszkodzić.
– No to zabiorę wam broń i spalę samochód.
– Czy nie za dużo wysiłku dla człowieka zmęczonego już pracą? A nam najwyżej opóźnisz sprawę o parę godzin. Uruchomimy plan awaryjny.
– Jesteś dziś rozmowny. Może powiesz, o co chodzi?
– Jedziemy po towar. Przerzut z Turcji przez Bałkany.
– Skąd go zabieracie?
– Mam to na mapie. Woda, las. Dwóch naszych przyjaciół z dziewczynami czeka w pięknej leśniczówce nad jeziorem. Koło Augustowa.
Paweł oniemiał.
– Dlaczego mi to wszystko mówisz? – ocknął się z zamyślenia.
Savalas roześmiał się szczerze.
– Bo Adolf stoi za twoimi plecami i trzyma cię na muszce. Nie ruszaj się. Adolf! – zawołał. – Odezwij się, bo nasz przyjaciel może mi nie uwierzyć!
Paweł znieruchomiał. Nie odwracając się, próbował spenetrować teren wokół siebie.
– Powiedz mu, że z odległości dziesięciu metrów pewnie trafię go w głowę – usłyszał za sobą głos Adolfa.
– No i co, Copy, niezła zabawa w policjantów i złodziei. Widzisz, głupi glino... I po ci to? Jesteś już na emeryturze i jeszcze cię łapy swędzą. Rzuć broń! Ale już, spieszymy się.
– Zrobię to, jeśli mi powiesz, w jaki sposób Adolf znalazł się za moimi plecami.
– Chcesz zyskać na czasie.
– Przecież jestem już żywym trupem.
– No więc Adolfa wysadziłem na zakręcie, miał mi dać znak, kiedy zobaczy twój samochód i że szosa jest pusta. Przeciągnęliśmy linkę, miałem ją napiąć w ostatniej chwili, no i potem pistolet. Adolf zobaczył, że zjeżdżasz w bok, i wiedzieliśmy, co chcesz zrobić. Teraz rzuć broń. Ale już! – rozkazał.
Paweł lekko odwrócił głowę, by sprawdzić, co dzieje się z tyłu. Zdecydował się. Powoli odłożył broń i nagłym ruchem uskoczył w bok. W tym samym momencie padł strzał. Paweł, upadając, złapał się za ramię.
Savalas uśmiechał się, mierząc do niego z pistoletu.
– Spokojnie. Dostałeś tylko w ramię. Patrzyłem ci w oczy i wiedziałem, że będziesz szukał jeszcze szansy. Powtarzam, starzejesz się. A teraz chwyć prawą ręką za lewą i podnieś obie do góry. Jeśli masz potrzaskaną kość, to będzie cię to niestety bolało.
więcej..