Poruszona mapa - ebook
Poruszona mapa - ebook
„W Polsce, czyli nigdzie” — pisał Alfred Jarry. „Polska to nie kraj, to stan umysłu” — głoszą internetowe memy. A co by się stało, gdyby podejść do tych kwestii całkiem serio?
Przemysław Czapliński postawił sobie ciekawe i — jak się okazało — bardzo aktualne zadanie: opowiedzieć o fenomenie postrzegania przez Polaków miejsca, w którym żyją, naszej wyobrażonej geografii, czyli tego, gdzie mentalnie według Polaków leży Polska. Czy przesuwa się na zachód? Jak zmienia się nasze postrzeganie samych siebie w kontekście sąsiadów?
Materiałem do badań jest dla Przemysława Czaplińskiego literatura polska ostatniego trzydziestolecia: Dukaj, Tokarczuk, Hugo-Bader, Kapuściński, Masłowska, Pilch, Szczygieł, Wilk czy Zagajewski. Czapliński dowodzi, że nasza wyobrażona geografia ma charakter wyspowy i nie ma w niej jednolitej wizji całości, a niektóre zaskakujące tezy autora prowokują do polemiki.
Książka Czaplińskiego jest doskonałym, chwytającym ciężar chwili i momentu dziejowego opracowaniem o fundamentalnym znaczeniu. - Edwin Bendyk, "Polityka"
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-08-05885-5 |
Rozmiar pliku: | 741 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdzie leży Polska? — pytamy od chwili, gdy aneksja Krymu i dziwna wojna na Ukrainie skróciły dystans dzielący Rosję od Polski. Pytanie powtarzamy, gdy dowiadujemy się, że nie wolno przekroczyć polskiej granicy uchodźcom z Bliskiego Wschodu przybyłym do Europy; albo gdy słuchamy polskich polityków, którzy kwestionują prawo Unii Europejskiej do wspierania Trybunału Konstytucyjnego…
Pytanie bierze się z obawy, że Polska zbyt słabo weszła do Europy, aby w niej naprawdę być. A skoro zbyt słabo weszła, łatwo może z niej wypaść. Niedostateczna obecność wcale przy tym nie datuje się na rok 2015, gdy nowy rząd uruchomił politykę suwerennościowego nacjonalizmu i zaczął przedstawiać Unię jako ciało niezdolne do zapewnienia swym członkom bezpieczeństwa ekonomicznego, politycznego i kulturowego. Proces zbyt słabego wchodzenia zauważyć można było dużo wcześniej — przed napływem migrantów z Azji i Afryki, którzy w latach 2014–2015 wywołali równocześnie falę solidarystycznego entuzjazmu i nacjonalistycznej paniki, przed ujawnieniem greckiego zadłużenia w roku 2009 i podjęciem działań pomocowych, które skonfliktowały członków strefy euro, a nawet przed falą kryzysu finansowego z lat 2007–2008, który uświadomił skutki transatlantyckiej integracji. Wydarzenia te nie doprowadziły do osłabienia obecności Polski w Europie, lecz słabość tę uwyraźniły, wydobywając na jaw brak wspólnych polsko-europejskich praktyk kulturowych i powszechnie akceptowanych zasad, niedostatek współodpowiedzialności i niedobór poczucia podmiotowości. Literaturoznawca ma prawo powiedzieć, że od momentu podpisania traktatu akcesyjnego polityka polska nie zaproponowała wspólnych narracji, które połączyłyby wzniosłą formułę o „eurochrześcijańskich korzeniach” z europolską codziennością.
Brak wspólnych narracji sprawia, że na pytanie: „Gdzie leży Polska?”, nie ma dziś oczywistej odpowiedzi twierdzącej. Oczywista staje się odpowiedź negatywna, która mówi: P o l s k a n i e l e ż y t a m, g d z i e d o t ą d l e ż a ł a. Zmiana naszego położenia wynika z poluzowania więzi z większymi — takimi jak Unia Europejska czy Europa Środkowa — całościami. Znajdujemy się w fazie wyprowadzki z dotychczasowej mapy, a ruch ten odbywa się w niewiadomym kierunku i w niewiadomym celu. Mówiąc inaczej, mieszkamy gdzie indziej nie dlatego, że nasz kraj nagle znalazł się na innej półkuli, lecz dlatego, że rozkład narracji zakotwiczających nas w większych całościach postępuje szybciej niż tworzenie powiązań.
Przy omawianiu tego procesu i związanych z nim problemów stać będę po stronie literatury — skupiając się na jej propozycjach narracyjnych i jej pomysłach geograficznych. Swoje rozważania wpisuję przy tym w dwie prostopadłe osie: wyprawa przebiegać będzie najpierw wzdłuż linii Wschód–Zachód, potem — Południe–Północ. Struktura podróży wiąże się z zasadniczą tezą moich rozważań, która mówi, że polska wyobraźnia geograficzno-kulturowa przełomu XX i XXI wieku przesuwa się z osi poziomej na pionową.
Przeprowadzka ta jest doniosłą zmianą w kontekście dotychczasowej historii. Nasza wyobraźnia od trzystu lat była organizowana przez myślenie horyzontalne — zapoczątkowane przez rozbiory, wzmocnione przez pierwszą, a przypieczętowane przez drugą wojnę i jej następstwa. Traktat jałtański i porządek zimnowojenny zatwierdziły dominującą w skali globu pozycję wschodniego i zachodniego hegemona. Przez trzy wieki najważniejsze lęki i nadzieje Polski lokowały się między tymi biegunami — między zbyt bliskimi Rosją i Niemcami oraz zbyt dalekimi Francją, Anglią i Stanami Zjednoczonymi. Lokować Polskę na tej linii znaczyło postrzegać oś jako skończony zbiór form sprawowania władzy — od wschodniej autokracji do zachodniej demokracji. Jednakże ćwierć wieku po zakończeniu zimnej wojny podstawowe współrzędne globu są niestabilne: kapitalizm wytwarza permanentny kryzys, Europa słabnie, a podział na bogatą Północ i biedne Południe rodzi kryzysy, którym Północ nie potrafi sprostać. Świat się przekrzywia, a wektor historii odwraca swój kierunek, zmieniając się z transatlantyckiego w transpacyficzny. Nad procesem globalizacji prawdopodobnie nie panuje żadne państwo, ale gdyby jakiś podmiot miał nim kierować, byłyby to raczej Stany Zjednoczone Ameryki i Azji niż Ameryki i Europy. Wszyscy gracze, nawet ci najwięksi, pracują nad nową mapą.
W przypadku polskiej kultury analizowana przeze mnie reorientacja wyobraźni z osi Wschód–Zachód na oś Północ–Południe nie jest prostym zjawiskiem adaptacyjnym. To złożony proces, w ramach którego wyobraźnia przeprowadza się z historii zdominowanej przez myślenie o wolności do historii nakierowanej na myślenie o powiązaniach. Mówiąc inaczej: wyobrażać sobie, że na osi poziomej rozstrzyga się los Polski, to szukać kompromisu między nieuniknioną zależnością a pożądaną suwerennością; wyobrażać sobie Polskę na osi pionowej to szukać kompromisu między suwerennością a pożądaną współzależnością.
Zmiana osi nie jest procesem zamkniętym. Fala migracyjna, która napłynęła do Europy z globalnego Południa i która zaniosła kłopoty aż do Skandynawii, spowodowała przerwę w polskiej przeprowadzce. Ten chwilowy brak dalszego ciągu zbliża teksty literackie do politycznych planów izolacyjnych. Jedno i drugie oznacza na razie geopolityczne osamotnienie. Istnieje tu jednakże znacząca różnica. Politycy przełomu XX i XXI wieku zbytnio zawierzyli oczywistości polskiego „powrotu do Europy” i „polskiej obecności w strukturach unijnych”, politycy schyłku drugiej dekady XXI wieku mówią o suwerenności, jakby nie wymagało to wymyślenia mapy na nowo. W odróżnieniu od nich pisarze szukają powiązań poza umowami politycznymi i handlowymi, a zasadnicze pytanie, które stawiają — i które odgrywać będzie kluczową rolę w moich rozważaniach — dotyczy możliwości stwarzania połączeń. Inaczej rzecz ujmując, teksty literackie nie przekazują pomysłów na zatrzymanie polskiej wyprowadzki z mapy Europy, mówią natomiast, na jakich warunkach można współistnieć z innymi. Nic w takiej praktyce nie jest dostateczną rękojmią powiązań (najmniej zaś traktaty militarne czy umowy gospodarcze) i nic nie jest gwarancją narracji trwałych.
Mimo to wybieram literaturę. Nie zawierza ona oczywistościom, lecz je kwestionuje. Wciąga czytelników w doświadczenie kryzysu orientacji, a ustalając nowe współrzędne i wprawiając w ruch środkowoeuropejską mapę, zmusza naszą geograficzną wyobraźnię do wysiłku.
Podejmując nieco dziwną, krzyżową (pionowo-poziomą) wyprawę, będę pytał, jak polska literatura projektuje naszą przynależność do większych całości. Przyznaję zatem literaturze prawo do uprawiania swoistej geografii czynnościowej — geografii wytwarzającej, a nie odtwarzającej mapę. Traktuję literaturę jako laboratorium geografii wyobrażonej^(¹) — jako miejsce kwestionowania i ustanawiania powiązań. W końcu literatura i geografia to pisanie.
Rzeczywistym przedmiotem mojego zainteresowania, prześwitującym przez nowe mapy, jest samowiedza polskiej kultury. Wychodzę z założenia, że warunkiem samopoznania jest konfrontowanie siebie z tym, co inne. Przedstawianie kultur sąsiedzkich potraktuję więc jako drogę do rozumienia kultury własnej. Dlatego nie martwi mnie, że z naszej literatury wyłaniają się światy osobne. Stworzenie powiązań wymaga przejścia przez etap zerwań.
Mapa performatywna
Proponowane określenie „geografia wyobrażona”^(²), ukute przez Edwarda Saida, oznacza, że nasze postrzeganie świata jest podłączone do kulturowych wyobrażeń — uwarunkowane przez narracje, obrazy, stereotypy i uprzedzenia^(³). Geografia jest pochodną postrzegania, a nie twardych danych. Wyobraźnia literacka pozostaje jednak czymś więcej niż magazynem gotowych wzorców, ponieważ literatura potrafi podyktować opowieść zakłócającą komunikację społeczną. Zanim ministrowie podpiszą nowe traktaty polityczne, ktoś musi wymyślić opowieść kwestionującą mapę. Aby przedstawić jakiś świat, wystarczy powtórzyć cudzą narrację, aby go zrozumieć, trzeba narracyjnie zbłądzić. Literackie popełnianie błędu polega na podawaniu opisu, który nie odpowiada dotychczasowym mapom. Pisarz popełnia jednak błąd nie tylko po to, by nowe mapy go uwzględniły jako wiarygodną wskazówkę, lecz również po to, by czytelnik zwrócił uwagę na rolę, jaką mapy odgrywają w naszym postrzeganiu rzeczywistości.
Metoda, którą posłużę się przy analizowaniu twórczego błądzenia po kulturach sąsiedzkich przedstawianych w piśmiennictwie polskim ostatnich trzydziestu lat, stanowi kombinację praktyk interpretacyjnych wypracowanych na gruncie geografii kulturowej^(⁴).
Podstawowe założenia tej wiązki praktyk nie odbiegają daleko od potocznych intuicji. Zakładam więc, po pierwsze, że symboliczne opanowywanie zamieszkiwanego miejsca polega na usytuowaniu go w sieci powiązań. Poszerzona przestrzeń zostaje zagospodarowana wtedy, gdy zapełniają ją relacje — linie łączące to, co połączyć potrafi kartograf. Analiza owych relacji (między ludźmi, ekosystemem i działaniami) pomaga odsłonić geografię wyobrażoną, czyli obraz stosunków panujących w danej przestrzeni. Geografia wyobrażona jest budowana nie na bazie właściwości fizycznych, lecz poprzez wiązanie sensów^(⁵).
Po drugie, zakładam, że w tworzeniu przestrzeni istotną rolę odgrywa aktywność importowa. Narracje o obcych kulturach, ułożone samodzielnie i zasłyszane, utrwalone na filmie bądź zdjęciach, zaczerpnięte z reportaży społecznych i relacji podróżniczych, z wiadomości telewizyjnych i plotek towarzyskich stanowią doniosły kontekst postrzegania i przekształcania przestrzeni rodzimej. Z podróży do obcych krajów przywozimy nie tyle pamiątki i zdjęcia, ile wyobrażenia, zazdrości, tęsknoty, pomysły i przykłady zmian. Przyglądamy się innym, aby zrozumieć samych siebie. Opowiadamy o innych, aby wypracować narrację o sobie. Dlatego geografia kulturowa śledzi zyski z importu, czyli narracje o obcości wprowadzane do komunikacji społecznej.
Po trzecie, zakładam, że codzienne i powszechne porównywanie kultur dysponuje siłą sprawczą. Powstająca w wyniku tej aktywności mapa ma charakter performatywny: nie tyle odtwarza jakąś przestrzeń, ile jest procesem jej wytwarzania. Proces ów obejmuje tylko taką przestrzeń, jaką narracja zdoła zaproponować, i postępuje wraz z precyzowaniem opowieści. Performatywna mapa jest mapą w toku^(⁶).