Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Posłaniec - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
19 lipca 2022
Ebook
38,00 zł
Audiobook
44,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
38,00

Posłaniec - ebook

Bojowy mag Nidro wyrusza na wyprawę do stolicy Imperium, aby zgodnie ze zwyczajem rozpocząć służbę w cesarskiej armii. Prosta przeprawa przez kontynent zaczyna się komplikować w chwili, gdy chłopak staje się świadkiem pogoni żołnierzy cesarskich za nieznanym zbiegiem. Młody mag postanawia interweniować i pomóc w schwytaniu uciekiniera. Ta jedna decyzja wciąga go w wir niespodziewanych zdarzeń.

„Posłaniec” to niezwykle porywająca historia, która trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Humor, nieoczekiwane zwroty akcji, soczyste dialogi, wyraziści bohaterowie, bezwzględna walka na śmierć i życie – a wszystko to w genialnej interpretacji Filipa Kosiora. To książka, której trzeba posłuchać!

 

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: brak
ISBN: 978-83-67036-51-1
Rozmiar pliku: 795 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Kapłani Wieloboga twierdzą, że trwamy w oknie życia zamieszkałym przez ludzkość, otoczonym ze wszech stron Wielką Pustynią. Nasz świat został ukształtowany w ten sposób wieki temu za przyczyną samego Boga Słońce. Kiedy to On postanowił w swej nieskończonej mądrości odizolować od siebie rozumne rasy, nawet jeśli u zarania dziejów żyły razem w harmonii._

_Na początku wszystkiego Bóg napełnił świat samą dobrocią, gdyż jego esencja pochodziła w całości z Jasnego Słońca. Mijały kolejne eony, a życie rozkwitało i miało się dobrze. Mieszkaliśmy wówczas w rajskim ogrodzie i cieszyliśmy się łaską Pana. Tak było do czasu pojawienia się Czarnego Słońca, to jego nadejście skaziło strumień dusz złą esencją. Z biegiem lat ciemnej esencji przybywało, a istoty żywe poddawały się jej wpływom. Rasy, dotąd żyjące w pokoju, zaczęły ze sobą walczyć, a Eden stanął w płomieniach. Wtedy to Wielobóg podzielił świat na enklawy, a zrobił to bynajmniej nie z chęci wymierzenia kary, lecz po to, by nas wszystkich ocalić._Prolog

Góry OstSa na kontynencie Rubież, północna granica Wiecznego Cesarstwa

Poranna mgła zdążyła całkowicie opaść, pozostawiając po sobie jedynie perliste kropelki wody na młodej trawie. Pośród strzelistych turni górska dolina budziła się do życia w promieniach wiosennego słońca, które jak co roku przynosiło ocieplenie skulonej z zimna ziemi. Ta usiana świeżą zielenią niecka wżerała się w poszarpany skalisty krajobraz płaskim, szerokim na trzy tysiące kroków klinem. Niczym tętniąca życiem bruzda zabliźniała się z południa na północ. To tu, pod stromym wschodnim zboczem, zaplatał swój warkocz wartki strumień, który w dalszym biegu pęczniał, aby stać się jedną z największych rzek tego kontynentu, zanoszącą swoje jednostajne wołanie daleko na południe, by wpaść w objęcia szerokiej delty i wtulić się w Morze Zmierzchu. Przy skraju urwiska, dwadzieścia kroków nad poziomem lustra wody, stała kobieta w białej luźnej szacie. Nosiła koszulę z szerokimi rękawami, a nogawki spodni owinęła ciasno wokół łydek skórzanymi rzemieniami. Jasne włosy spięła w zgrabny kok, zostawiła zaledwie kilka cienkich pasemek po bokach ładnej, delikatnej twarzy. Wyglądała na nie więcej niż czterdzieści lat i miała filigranową budowę ciała. Przybrała pozycję bojową, na ugiętej lewej nodze. W prawej ręce, schowanej za plecami, trzymała halabardę z ostrzem w kształcie półksiężyca, skierowanym w górę. Lewą dłoń wysunęła do przodu, z palcami uniesionymi w niebo. Stała tak zupełnie nieruchoma, z zamkniętymi oczami; czekała, całkowicie skupiona na swoim oddechu.

Na przeciwległym, zachodnim krańcu doliny znajdowało się łagodne zbocze, a na jego wypłaszczonym szczycie stał ubrany w szarą szatę tego samego rodzaju, co kobieta, młody, osiemnastoletni chłopak. Wygolone po bokach włosy koloru ciemny blond związał w skomplikowany warkocz opadający mu za ramiona. Cały ciężar ciała oparł na wyprostowanej prawej nodze. Lewe kolano unosił wysoko, tak że niemal dotykało tułowia. Trzymał przed sobą włócznię z ostrzem wymierzonym w ziemię. On również pogrążony był w medytacji.

Każde z nich w tym konkretnym momencie przypominało figurę odlaną z pszczelego wosku. W dolinie panował zupełny bezruch, jak gdyby czas celowo zatrzymał się w tym miejscu. Złudzenie namalowanego na płótnie pejzażu psuły jedynie luźne kosmyki włosów kobiety, targane lekkim wiatrem, oraz krystaliczna woda przelewająca się po gładkich kamieniach. Cała reszta stanowiła nieruchome tło uchwycone na płótnie dziejów pędzlem samego stwórcy. Wokół wojownika ustawiono pękate stosy drewna tworzące zamknięty krąg o średnicy dziesięciu kroków. Wewnątrz znajdował się jeszcze jeden, mniejszy stos i to właśnie na nim tlił się nikły, pełgający płomień. Chłodne górskie powietrze niosło ze sobą woń dymu zmieszaną z atmosferą napięcia i wyczekiwania.

Chłopak oddychał głęboko, a jego pierś unosiła się miarowo, wdech przez nos, wydech ustami. Ruch przepony stawał się metronomem napięcia, swoistym wahadłem poddającym hipnozie wybrane emocje. Otworzył oczy koloru akwamarynu i wypowiedział zaklęcie. A wtedy nikły dotąd płomień wystrzelił w górę snopami iskier. Przeskoczył jak ognista wstęga na jeden ze stosów kręgu, ten najbliżej niego. Suche drewno najpierw cicho połknęło ognik, a po chwili cała sterta eksplodowała jasnym blaskiem. Kolejne wstęgi z równą zręcznością przeskakiwały na sąsiadujące stosy, a te momentalnie stawały w płomieniach. Trzy, pięć, siedem – ogień szybko rozszerzał się na boki, dopóki nie zamknął wojownika w gorejącym pierścieniu. Co zaskakujące, on wciąż stał nieporuszony. Wdech nosem, wydech ustami. Płomienie strzeliły wysoko w górę i skupiły się w jednym punkcie nad jego głową, a on sam stał się osią symetrii ognistego stożka. Tkwił w jego centrum niczym maszt namiotu utkanego ze światła. Języki ognia wiły się i gęstniały, nakładały na siebie, spętane w punkcie buzującego gorąca. Z tak skoncentrowanej mocy zrodziła się płonąca perła. Szybko puchła, gęstniała z każdym uderzeniem serca, syciła się blaskiem zupełnie jak ognisty kwiat wystawiony na zbawcze promienie porannego słońca. W parę chwil stosy wypaliły się doszczętnie, zostawiwszy po sobie jedynie dymiące kopce szarego popiołu. Gorejąca kula, zupełnie jak mała gwiazda, zawisła nieruchomo nad głową chłopaka. Ten zrobił głębszy wdech. Spojrzał spod przymkniętych powiek na przeciwległe wzgórze, a spokojna dotąd twarz zaczęła tężeć w wyrazie skupienia. Był gotowy na to, co miało nadejść. Przyszedł czas, by zaatakować.

– Hai! – Ruszył w dół zbocza z bojowym okrzykiem na ustach, a ognista kula pomknęła za nim, jakby ciągnął ją na niewidzialnej nici. Biegł z całych sił w stronę wojowniczki w bieli, z prawą dłonią mocno zaciśniętą na drzewcu włóczni.

„Muszę szybko skrócić dystans” – powtarzał w duchu, aby zmusić ciało do wytężonej pracy.

Tymczasem na przeciwległym wzgórzu pozornie nic się nie działo. Dwa uderzenia serca, trzy, cztery, pięć. Kobieta raptownie otworzyła oczy, jej błękitne tęczówki zachłannie objęły sylwetkę młodzieńca. Wypowiedziała zaklęcie, po którym z rzeki wyłoniła się masywna wodna kula i z niewiarygodną wręcz lekkością poczęła wzlatywać w górę. Zaraz za nią pojawiła się druga i trzecia. Całym stadem, lekko jak bańki mydlane, wzniosły się nad wzgórze. Tam w wirującym tańcu zajęły pozycje ponad głową wojowniczki niczym kryształowe księżyce utkane z jej woli. Nagle bez ostrzeżenia ze wszystkich kul wystrzeliły lodowe groty i obierały za cel nadbiegającego młodzieńca. Było ich sześć, dwadzieścia, pięćdziesiąt, aż w jego stronę pomknął gęsty rój pocisków. Zaatakowany w ten sposób chłopak zatracił się w iście karkołomnych unikach, przy czym za wszelką cenę starał się zejść z linii nadlatujących sopli. Odskok w lewo, potem wślizg za stojący głaz – lodowy grot z trzaskiem rozbił się o skałę tuż obok jego głowy – znowu opętańczy bieg, przewrót w przód i zaraz kolejny unik.

„Jeszcze tylko kilka kroków” – powtarzał w myślach tę samą mantrę.

Wkrótce nawałnica lodowych pocisków była zbyt duża, aby w dalszym ciągu ją ignorować. Wyszeptał zaklęcie, a wtedy część energii z wiszącej nad nim gorejącej kuli zamieniła się w utkaną z ognia tarczę, ta zmaterializowała się w powietrzu i zawisła w stałej odległości przed nim. Nadlatujące sople trafiały w nią z trzaskiem, jakby pochłaniane przez jej strukturę, i znikały w obłokach pary. Chłopak wydał rozkaz, miniaturowa gwiazda nad jego głową bluzgnęła ognistymi pestkami, a te jak na komendę z zawrotną prędkością pomknęły w stronę wojowniczki. Powietrze pomiędzy walczącymi rozerwał dojmujący świst przelatujących pocisków, ich zastępy mijały się lub spektakularnie zderzały ze sobą w locie, tworząc lodowo-ogniste inferno zniszczenia. Kobieta rzuciła zaklęcie samym ruchem warg, a w rezultacie w powietrzu przed nią zmaterializowała się wodna tarcza, i to w nią z syczącym hukiem uderzyły nadlatujące ogniste strzały. Wojownik biegł ile sił w nogach, aby jak najszybciej zmniejszyć dzielący ich dystans. Musiał zdążyć, zanim wyczerpie się energia ognia. Magiczny ostrzał nie ustawał, a wręcz przeciwnie – miało się wrażenie, że lodowych włóczni przybywało z każdą chwilą.

„Jeszcze tylko kilka kroków” – powtarzał w myślach wciąż te same słowa, za to z narastającą częstotliwością. „Jeszcze tylko ki…”

Nie skończył, gdy woda w strumieniu przed nim zafalowała nienaturalnie, zaczęła się wybrzuszać i formować w smukły kształt, by po chwili z zimnej toni, jak z nocnego koszmaru, wyłoniła się monstrualna wodna kobra. Kreatura wychynęła z rzeki na wysokość dziesięciu kroków, syknęła przeciągle, postawiła groźnie kaptur. Rozdziawiła smukłą paszczę, uzbrojoną w dwa wyjątkowo długie kły jadowe. Transparentne cielsko gada zaczęło wić się na boki jak u prawdziwego węża i wypełzło z rzeki na trawiasty brzeg. Bestia wbiła iluzoryczne ślepia w nadbiegającego wojownika, napięła monstrualne mięśnie, po czym z prawdziwą furią ruszyła prosto na niego.

„Niedobrze, próbuje odciąć mnie od rzeki. Co robić, co robić? Muszę coś wymyślić” – gonitwa własnych rozterek zdawała się go doganiać, mimo że sam gnał, ile sił w nogach. Jednocześnie nie spuszczał wzroku z szarżującego gada, zresztą z wzajemnością. Nie miał na tyle energii, aby walczyć z wężem, tak na dobrą sprawę, to na dalsze działania ofensywne też było jej zdecydowanie za mało. Pod wpływem ostatniej refleksji zupełnie zaprzestał ostrzału i zostawił sobie samą tarczę do osłony. Musiał racjonować energię, do tej pory gorejąca kula nad jego głową zdążyła skurczyć się o połowę, a on nie mógł sobie pozwolić na to aby pozozstać bez magicznej osłony. Rozpędzona bestia była coraz bliżej. Trzy uderzenia serca później z tej samej rzeki wystrzeliły wodne liany, te pomknęły prosto za oddalającym się wężem. Wyglądały niesamowicie, jak utkane ze strumienia macki, do tego poruszały się zdecydowanie szybciej od bestii. Nic więc dziwnego, że to właśnie one jako pierwsze dosięgnęły chłopaka.

„Wszystko albo nic” – pomyślał równie zdesperowany, co nieugięty młodzieniec.

Biegł teraz, zdawałoby się, prosto na rozszalałego węża. A kiedy ten rzucił się na niego do bezpośredniego ataku i rozwarł szeroko monstrualną paszczę, wodne liany u stóp chłopaka zamieniły się w lodowy tor. Wojownik wskoczył na niego ślizgiem, dzięki czemu zaledwie o włos zdołał umknąć przed rozwartą gardzielą węża. Uff, niewiele brakowało, przetarł ręką spocone czoło. Jego gambit się powiódł, co tym bardziej rozwścieczyło nacierającego stwora. Gdy monstrualny wąż zorientował się co zaszło, syknął złowrogo i bez zastanowienia ruszył w pogoń za uciekinierem.

– Za chwilę znajdę się w strefie wspólnej! – wołał podekscytowany chłopak. Mknął po lodowym torze, a ten formował się z wodnej macki tuż przed nim zgodnie z jego wolą. Wąż nie odpuszczał, a wręcz przeciwnie, robił wszystko, by go dogonić, młodzieniec jednak poruszał się zbyt szybko i nieustannie zwiększał dzielący ich dystans. Uderzenie serca później z rzeki wyłonił się wodny orzeł. Miał dziób wielkości człowieka, a on sam dorównywał rozmiarem pierwszej bestii. Magiczny ptak otrzepał się z lodowatej toni, a słabe o tej porze promienie słońca skupiły się w jego wnętrzu, tworząc na ciele stwora całą feerię migotliwych błysków. Wzbiwszy się w powietrze, przeleciał nisko nad ziemią, zatrzepotał transparentnymi skrzydłami, po czym skierował się prosto w stronę wojownika. Nieoczekiwanie minął chłopaka i z wyciągniętymi przed siebie szponami rzucił się na sunącego w dole węża. Bestie zwarły się w morderczej walce, w której cięły, kąsały i dziobały siebie nawzajem. Młodzieniec, uwolniwszy się od pogoni, zauważył, że jego ognista tarcza szybko zaczyna się wyczerpywać, a do obrony przed ostrzałem zużył właściwie ostatnią resztkę energii.

– Trzy, dwa, jeden – powiedział, a wtedy gorejąca osłona zniknęła zastąpiona wodną. Podmiana była szybka, niemal natychmiastowa, dzięki czemu nieustająca nawałnica lodowych pocisków nie zdołała go dosięgnąć. Kobieta na widok sprawnie przeprowadzonego manewru pokiwała głową z uznaniem. Niemal w tej samej chwili ostrzał sopli ustał zupełnie. W odpowiedzi na tak oczywisty gest ze strony rywalki wojownik odwołał wodną tarczę, by wyraźniej widzieć przeciwniczkę na wzgórzu. W chwili, kiedy obydwoje korzystali z energii tej samej rzeki, dalsza walka mentalna nie miała żadnego sensu. Nie minęły trzy uderzenia serca, a zarówno lodowy tor, walczące bestie, jak i lewitujące kule zamieniły się w zwykłą, niegroźną ścianę wody, a gdy ta opadła z chlupotem na ziemię, chłopak zakończył swój spektakularny ślizg, szorując tyłkiem po miękkiej trawie. Podniósł się na równe nogi, poprawił rozchełstane ubranie, zanim ruszył w stronę rywalki. Dla odmiany szedł teraz powoli i łapczywie chwytał powietrze ustami. Udało mu się zmniejszyć dystans na tyle, by odebrać przeciwniczce przewagę energetyczną, a w związku z tym dalej nie musiał się nigdzie spieszyć. W tym momencie należało przede wszystkim odzyskać siły utracone podczas morderczego biegu. Przeszedł przez strumień suchą stopą, skacząc po wyślizganych kamieniach, zanim zdecydowanym krokiem ruszył w stronę skalnych schodów. Wspinaczka na górę nie trwała długo, szczególnie że szedł dziarsko, po granitowych stopniach, przy każdym kroku podpierając się drzewcem włóczni. Kiedy dotarł na szczyt, rozejrzał się wokół uważnie, a następnie w pełnym skupieniu, skierował się w stronę kobiety w bieli. Przecież właściwa walka miała się dopiero rozpocząć. Dystans pomiędzy nimi był zbyt mały, by którekolwiek mogło sterować energią. Dlatego pozostał im wyłącznie klasyczny pojedynek z bronią. Chłopak podszedł do przeciwniczki, chwycił włócznię mocno obiema rękami i od razu bez wahania rzucił się do ataku.

– Hai! – Wyskoczył w górę, skąd uderzył szybkim cięciem znad głowy. Kobieta zrobiła krok do przodu i jednocześnie wyciągnęła halabardę zza pleców. Sparowała cios tuż nad swoją głową, a drzewce obu broni starły się z głośnym chrzęstem.

„Nie mogę popełnić żadnego błędu, jeżeli mam ją pokonać” – pomyślał, całkowicie skupiony na nowym zadaniu.

Kobieta zrobiła wykrok w prawo, trzymając broń obiema rękami. Mocnym, zdecydowanym ruchem wyprowadziła krótkie cięcie halabardą na wysokości jego barku. Chłopak w samą porę zastawił się włócznią, jednocześnie przesunął ciężar ciała tak, by stanąć na tylnej nodze. Drzewce obu broni starły się ponownie. Bez zastanowienia zrobił wypad w przód. Grot włóczni powędrował w górę. Ruch był tak szybki, że broń wygięła się w łuk niczym trzcinowa witka.

– Hai! – Stalowa śmierć ze świstem powietrza wystrzeliła w pierś kobiety. Wojownik postawił wolną nogę na ziemi, dzięki czemu uzyskał dodatkowy impet. Wyprostował lewą rękę, a prawą zaczął dokręcać tył włóczni do wysuniętego ramienia, co zwiększyło siłę ataku. Uderzenie było mocne i precyzyjne, lecz kobieta zdołała zastawić się halabardą, czym zablokowała śmiercionośne pchnięcie. Zrobiła krok do przodu, tym samym skróciła dystans do przeciwnika.

– Śa! – Zaatakowała szybkim kopnięciem prawą nogą. Wycelowała prosto w twarz chłopaka. On zareagował błyskawicznie, uchylił się wężowym ruchem w tył, tak że jej stopa trafiła w pustkę, gdzie cięła jedynie samo powietrze. – Śa! – Kopnęła ponownie. Wybiła się mocno w górę z obu nóg i uderzyła najpierw jedną, a potem drugą nogą z półobrotu. To szybkie podwójne kopnięcie zaskoczyło chłopaka, który, by uniknąć trafienia, wygiął się do tyłu w łuk tak mocno, że zdołał obie ręce postawić na ziemi. Noga wojowniczki pruła powietrze z wizgiem tuż nad umykającym młodzieńcem, kiedy on energicznie wybił się nogami do tyłu i wykonał spektakularny obrót za siebie. Wylądował na lekko ugiętych nogach trzy kroki od niej. Ponownie stali naprzeciw siebie gotowi do dalszej walki. Przez chwilę nic się nie działo, kiedy oboje uważnie mierzyli się wzrokiem. Kobieta trzymała halabardę w prawej dłoni, ostrzem skierowanym w dół na zewnątrz. Wdech, wydech, wdech. Chłopak zerwał się do kolejnego ataku.

– Haj! Haj! Haj! – Zaczął zadawać szybkie pchnięcia włócznią. Wojowniczka jednak nie uniosła broni do bloku, zamiast tego uchylała się zwinnie na boki, jak smuga dymu targana zmiennym wiatrem. Włócznia miarowo cięła powietrze wokół ramion dziewczyny, lecz samo ostrze raz za razem omijało ją, przelatując zaledwie o włos od celu. Dlatego pomimo całej zajadłości ataku wyszła z niego bez szwanku. Co więcej, zdołała jednocześnie zmniejszyć dystans, jaki dzielił ją od przeciwnika, w tym celu robiła niemal niezauważalne kroczki w przód podczas uników. Wyglądało to jak taniec, za którym ludzkie oko z ledwością mogło nadążyć.

„Muszę ją czymś zaskoczyć” – pomyślał, nerwowo mrużąc oczy w skupieniu. Kopnął nisko, wycelował w wysunięte do przodu udo wojowniczki. Ta zablokowała cios uniesieniem kolana do góry w taki sposób, że jego noga niegroźnie ześliznęła się po bloku. Chłopak powtórzył kopnięcie tą samą nogą, ale tym razem zamierzył się piętą w jej głowę. Kobieta uchyliła się minimalnie, jednocześnie skontrowała uderzeniem otwartą dłonią lewej ręki. Jej przedramię wystrzeliło z szybkością atakującego węża prosto w brodę chłopaka. W tym właśnie momencie rozległ się stłumiony, metaliczny dźwięk. Usłyszeli znajome bicie dzwonu z klasztornej wieży i oboje natychmiast przerwali walkę. Chłopak zrobił dwa kroki do tyłu i z włócznią ułożoną wzdłuż ciała stanął wyprostowany przed kobietą, skłonił się przed nią z szacunkiem. Wojowniczka odpowiedziała mu w identyczny sposób. Walka była skończona, najwyższa pora wracać do klasztoru.

Szli obok siebie równym, miarowym krokiem wąską ścieżką, kołyszącą się leniwie na boki, w równie powykręcany sposób jak płynąca nieopodal rzeka opadająca granitowymi kaskadami gdzieś na południe. A gdy zielona dolina zniknęła za ich plecami, kobieta odezwała się do niego z uznaniem:

– Dobra walka, Nidro.

– Dziękuję, mistrzyni – odparł, a kąciki ust uniosły mu się lekko.

– Widzę, że już cię nie oduczę tych twoich ryzykanckich ślizgów? – Spojrzała na niego z mieszaniną wyrzutu i rozbawienia.

– Raczej nie. – Wyszczerzył białe zęby w łobuzerskim uśmiechu.

– Twój sposób walki przypomina mi Salomona.

– Znałaś Salomona, dowódcę armii inwazyjnej na Kontynencie Wolnych Ludzi? – Chłopak przystanął zaskoczony, na chwilę gubiąc krok.

– Tak, brałam udział w tej kampanii od samego początku. Byłam w twoim wieku, gdy trafiłam na wojnę, niemal od razu po szkoleniu w klasztorze – mówiła bez nadmiernego entuzjazmu w głosie. Na chłopaku jednak jej słowa zrobiły piorunujące wrażenie. Ziki jak dotąd nigdy nie opowiadała mu o swojej służbie w armii, co tym bardziej wzmagało jego zainteresowanie.

– Walczyłaś pod Guadaran? – zapytał, z trudem kryjąc niepohamowaną ciekawość.

Kobieta szła przez chwilę w milczeniu, wreszcie potwierdziła skinieniem głowy.

– Dlaczego twierdzisz, że przypominam Salomona? – Spróbował pociągnąć ją za język z innej strony.

– On też był wielkim ryzykantem. Osiągał wprawdzie spektakularne zwycięstwa, ale musisz zrozumieć, że czasem granica pomiędzy wielkim zwycięstwem a sromotną klęską jest naprawdę niewielka.

– Ale przecież Guadaran była wielkim sukcesem armii cesarskiej. Ta bitwa przeszła do historii jako rozstrzygające starcie podczas początkowej fazy kampanii. Temu nie możesz zaprzeczyć. – Głos chłopaka podniósł się o ton na skutek silnych emocji.

– Pod Guadaran dowodziłam trzema kohortami w dziesiątym legionie – powiedziała ze wzrokiem utkwionym gdzieś w dal. – Jak mówiłam, to był sam początek mojej służby w armii, a ja miałam wówczas niewielkie doświadczenie bojowe. Salomon koniecznie chciał podjąć bitwę, mimo że wszyscy jego doradcy stanowczo się temu sprzeciwiali. Libertyni stali po drugiej stronie rzeki, a było ich co najmniej pięćdziesiąt tysięcy. To była największa armia, jaką udało im się zebrać w całej nowożytnej historii. Salomon miał pod sobą ponad osiemdziesiąt tysięcy doborowych żołnierzy, dysponowaliśmy więc sporą przewagą liczebną.

– Jednak oni mieli nad wami przewagę energetyczną, prawda?

– Tak, i to zdecydowaną. Podczas tej jednej bitwy mój legion skurczył się z dziesięciu tysięcy do niecałych sześciu. Szala zwycięstwa wielokrotnie przechylała się to w jedną, to w drugą stronę. W końcu udało nam się wygrać, a cała kampania nabrała tempa. Jednak każdy, kto wie, jak blisko tego dnia byliśmy klęski, powie ci, że osiemdziesięciotysięczna armia mogła całkowicie przestać istnieć tylko dlatego, że nasz wspaniały dowódca nie chciał się uganiać po lasach za wrogiem i wolał wszystko rozstrzygnąć w jednym decydującym starciu.

– Czy dlatego poprosiłaś o przeniesienie do klasztoru?

– Między innymi – odparła niechętnie po chwili namysłu. – Byłam zmęczona tą całą wojną. Wciąż oblegaliśmy twierdzę za twierdzą i miasto za miastem, a ta kampania nigdy nie chciała się skończyć. Uwierz mi, że przez dziesięć lat zdążyłam się nawalczyć i doszłam do wniosku, że takie życie nie jest dla mnie. – Urwała na chwilę, jakby musiała zebrać się w sobie. – Najgorzej jest – powiedziała po przerwie – kiedy zżyjesz się z oddziałem i patrzysz każdego dnia, jak twoi ludzie umierają jeden po drugim. Podczas tej jednej bitwy dowodzony przeze mnie oddział skurczył się z trzech tysięcy do zaledwie jednego. Straciłam dwie pełne kohorty, z którymi walczyłam ramię w ramię od pamiętnego desantu w Saruni. To wielkie zwycięstwo Cesarstwa stało się moją osobistą klęską.

Chłopak milczał, całkowicie pochłonięty opowiadaniem mistrzyni. Akurat tego dnia, po raz pierwszy, Ziki otworzyła się przed nim.

– Niedługo zrozumiesz, o czym mówię – spojrzała na niego smutno – kiedy sam zostaniesz dowódcą oddziału. Przekonasz się, że czasem łatwiej jest w pojedynkę zaatakować wodnego węża, niż wyznaczyć kandydatów do misji zwiadowczej.

Kobieta delikatnie położyła mu rękę na ramieniu, a wyraz troski zniknął z jej twarzy, jakby nigdy go tam nie było. Dalej szli w zupełnej ciszy, pogrążeni we własnych myślach. W dole zamajaczyły im klasztorne mury. Nidro musiał mrużyć oczy, kiedy zerkał w kierunku kamiennej budowli. Zakrył twarz ręką, by osłonić się przed oślepiającym słońcem. Zeszli po zachodniej grani skalistego zbocza, jak po plecach garbatego olbrzyma od zarania dziejów pochylonych dokładnie na wschód.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: