Pospieszne zaręczyny lorda Aleksandra - ebook
Pospieszne zaręczyny lorda Aleksandra - ebook
Aleksander i Eloise zaręczyli się – a właściwie zawarli układ – w dniu poznania. Nikt nie powinien wątpić w ich uczucie, bo grają o wysoką stawkę. Aleksander dzięki małżeństwu zachowa tytuł i majątek, Eloise zapewni bezpieczną przyszłość młodszym siostrom. Darzą się sympatią i bez trudu udają zakochanych. Wkrótce zaczynają uchodzić za wzór do naśladowania i zamykają usta plotkarzom, którzy uznali te pospieszne zaręczyny i ślub za skandal. Eloise chętnie zmieniłaby warunki ich umowy, jednak Aleksander uparcie powtarza, że mogą być jedynie przyjaciółmi i nigdy nie wolno im się w sobie zakochać. Ma ważny powód, którego nie może wyjawić, ale miłość rzadko idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7614-6 |
Rozmiar pliku: | 751 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kate, lady Elmswood, wpadła do pokoju dziennego, wymachując listem napisanym eleganckim pismem.
– „Lord Fearnoch z największą przyjemnością przyjmuje zaproszenie lady Elmswood na piątek szóstego kwietnia do Elmswood Manor, celem spotkania z jej najstarszą podopieczną, panną Eloise Brannagh, w celu omówienia zawarcia związku małżeńskiego na wcześniej wyłuszczonych warunkach” – odczytała jednym tchem. – Mój Boże, to brzmi, jakby napisał to prawnik!
– Być może, ale równie dobrze mógł napisać to sam – mruknęła Eloise, klęcząc i upinając tren sukni swojej młodszej siostry Phoebe. – Pamiętaj, Kate, że zanim odziedziczył tytuł, był po prostu Aleksandrem Sinclairem, urzędnikiem admiralicji, nawykłym do spisywania różnych dokumentów. To nie jest najbardziej romantyczna propozycja, jaką można sobie wyobrazić – dodała z lekkim uśmiechem. – Napisał coś jeszcze?
– „Jeśli którakolwiek ze stron uzna, że druga strona nie spełnia jej oczekiwań, negocjacje zostaną zakończone bez uprzedzenia. Jeśli jednak obie strony będą usatysfakcjonowane, kluczowym jest złożenie ślubów do drugiego czerwca, to jest do trzydziestych urodzin lorda Fearnocha. W przeciwnym razie, na mocy testamentu, wszelkie tytuły i majętności przejdą na kuzyna” – przeczytała Kate, marszcząc brwi. – No i co myślisz, Eloise? To brzmi tak chłodno i bezdusznie. Nie jest jeszcze za późno, by odpisać, że zmieniłaś zdanie.
– Ale nie zmieniłam – powiedziała Eloise, wsuwając ostatnią szpilkę na miejsce. – Obróć się powoli, Phoebe. Tak, wyszło świetnie. Twoja kolej, Estelle.
Kiedy pierwsza z bliźniaczek zeszła z podestu, do miary podeszła druga. Kate usiadła w swoim ulubionym fotelu przy kominku i podała Phoebe liścik do przeczytania.
– Wiesz, że mogłabyś zarabiać na życie krawiectwem? Twoje suknie są przepiękne – zwróciła się do Eloise.
– Madame Eloise, krawcowa arystokracji – wtrąciła Estelle z koszmarnym francuskim akcentem. – Otworzyłabyś mały, ekskluzywny butik przy…
– Bond Street – włączyła się Kate.
– Przy Bond Street. A Phoebe mogłaby piec ciasteczka dla oczekujących klientek, które ja zabawiałabym grą na fortepianie – rozmarzyła się Estelle. – Skończyłyśmy już?
– Tak, możesz zejść – oznajmiła Eloise, wstając i poprawiając własną suknię. Resztę igieł wbiła w poduszeczkę i usiadła obok Kate. – Mogę? – zapytała i wyciągnęła rękę po list.
– Powinnam upiec korzenne ciasteczka dla lorda Fearnocha. Wolałabym zaserwować mu keks, ale nie da się przygotować dobrego keksu w trzy dni.
– Nie jestem pewna, Phoebe, czy ciasteczka to dobry pomysł. Są twarde i nie nadają się dla człowieka bez zębów – oznajmiła Estelle z udawaną powagą i opadła na sofę obok siostry.
– Na litość boską – parsknęła śmiechem Eloise, oddając list Kate. – Jestem pewna, że lord Fearnoch dysponuje garniturem perfekcyjnych zębów.
– Z pewnością – przytaknęła Estelle – Tylko czy własnych?
– W tej sytuacji powinnam raczej upiec biszkopt – zdecydowała Phoebe, przyłączając się do żartów. – Skoro ma drewniane zęby…
– Ktoś tak bogaty jak lord Fearnoch na pewno sprawił sobie sztuczną szczękę z kości słoniowej – wtrąciła Estelle.
– Przecież dopóki nie poślubi Eloise, wcale nie jest jeszcze bogaty, prawda? Póki co dysponuje tylko urzędniczą pensją. Więc chyba jednak zrobię biszkopt, jak sądzisz, Eloise?
– Decyzję zostawiam tobie, Phoebe.
– Racja, masz ważniejsze rzeczy na głowie. Jak na przykład to, co włożyć na jego przyjazd. Chyba kremowa suknia ze szmaragdową lamówką będzie najbardziej odpowiednia. Lord Fearnoch będzie pod takim wrażeniem twojej urody, że padnie ci do stóp, błagając, byś została jego żoną.
– Nie bądź śmieszna – mruknęła zarumieniona Eloise. – Wiesz, że jestem najmniej urodziwa. To wy jesteście prawdziwymi pięknościami.
– To nie znaczy, że jesteś strachem na wróble! – zawołały bliźniaczki i zerwały się z sofy, wyciągając ręce do Eloise, żeby podnieść ją z fotela. – Spójrz w lustro, na miłość boską!
Eloise ze śmiechem wstała i stanęła przed lustrem. We trzy stanowiły nie lada widok. Bliźniaczki nie były identyczne. Jedna była rudawą blondynką, natomiast druga miała miedziane włosy. Jej własne były raczej kasztanowe z mahoniowym połyskiem. Wszystkie miały takie same orzechowe oczy, jednak twarz Eloise nie była idealnie owalna i mimo że miała równie piękną cerę, jak siostry, jej nos zdobiły piegi. Ciekawe, co pomyślałaby matka, królowa dublińskiej śmietanki towarzyskiej, widząc, że jej córki wyrosły na takie piękności. Ha! Nie byłaby pewnie zachwycona, bo przywykła zawsze być w centrum uwagi.
– Jesteśmy do siebie podobne jak dwie krople wody – powiedziała Phoebe, całując Eloise w policzek.
– Nikt nie zaprzeczy, że jesteśmy siostrami, ale ja stanowię jedynie wasze niedoskonałe odbicie. Zresztą mój wygląd nie jest istotny – oznajmiła i machnięciem dłoni uciszyła rodzący się protest bliźniaczek. – Lord Fearnoch nie potrzebuje pięknej, ale rozsądnej i praktycznej żony.
– Czyli takiej jak ciocia Kate, praktycznej, pragmatycznej i ślicznej. I nie mów, że stare mężatki nie mogą być śliczne. Nie jesteś stara, a twoje małżeństwo trudno uznać za konwencjonalne – oznajmiła Phoebe.
– Mam dwadzieścia osiem lat, młoda damo, i jestem żoną twojego wuja Daniela od sześciu lat – odparła Kate i przewróciła oczami. – Wuj Daniel! Zabrzmiało, jakby miał tysiąc lat, a dopiero skończył trzydzieści cztery.
– I chociaż formalnie jest naszym opiekunem, nigdy go nie spotkałyśmy.
– To dlatego, że odkąd wzięliśmy ślub, przebywa za granicą, a wyjechał rok przed waszym przyjazdem.
– Ale wcześniej…
– Między mamą a jej bratem było dziewięć lat różnicy. Kiedy się urodziłam, on miał… jakieś dziesięć lat, jeśli się nie mylę – policzyła Eloise, marszcząc czoło.
– A zanim skończył szesnaście, wyjechał na pierwszą ekspedycję – dokończyła Kate.
– Wiejskie klimaty Irlandii pewnie nie mogą się równać tamtej egzotyce – oznajmiła Phoebe.
– Nie, ale nawet gdyby tak było, papa nie powitałby go z radością – wyznała Eloise, krzywiąc się. – Tak samo jak i my nie byłybyśmy mile widziane w Elmswood Manor za życia ojca. Dziadek mógł wybaczyć matce ucieczkę i tajemny ślub, ale papa nie chciał go znać.
– Papa nie znosił dziadka za to, że nie uznał go za godnego ręki mamy.
– Nie wiem, czy był jej godny, ale rodzice z pewnością nie byli dla siebie stworzeni – westchnęła Estelle.
– A to odbiło się na nas – zawtórowała jej posmutniała Phoebe. – Papa poprzysiągł, że nigdy nie przestąpi progu domu dziadka, ale przez to i my nie mogłyśmy tego zrobić.
– Zawsze byłam zdania, że stary lord Elmswood nie mógł zrobić nic gorszego, żeby przyczynić się do ucieczki młodych, niż zabronić waszej matce spotkań z ojcem – wtrąciła Kate. – Byłam za młoda, żeby dokładnie znać okoliczności, ale gdy po własnym ślubie znalazłam portret waszej matki ukryty na strychu, zrozumiałam, że siostra mojego męża wdała się w jakiś skandal. Jaka szkoda, że nie poznałyście dziadka! Jestem pewna, że gdyby zobaczył waszą trójkę, wszelkie niesnaski poszłyby w niepamięć, a stosunki rodzinne uległyby poprawie.
– Nie, póki papa miałby cokolwiek do powiedzenia – mruknęła Eloise, wspominając gorzkie tyrady ojca na ten temat.
– Racja – westchnęła Phoebe, ale zaraz wzruszyła ramionami. – Zresztą teraz i tak już jest za późno. Ale czy to nie dziwne, że nigdy nie poznałyśmy naszego jedynego żyjącego krewnego? A jeszcze bardziej zaskakujące, że zarekomendował Eloise, jako doskonałą żonę, kompletnie obcemu człowiekowi.
– Nie dramatyzuj – ofuknęła ją Eloise. – Wuj Daniel wyjaśnił w liście, że zna lorda Fearnocha od lat i uważa go za człowieka honoru, któremu powierzyłby własne życie.
– Jednakże w tym przypadku powierza mu życie siostrzenicy – powiedziała Phoebe. – Powiem wam, że nie przypominam sobie, żeby w którymkolwiek ze swoich wcześniejszych listów choćby wspomniał Aleksandra Sinclaira.
– Bo wuj Daniel rzadko kiedy wspomina o kimkolwiek w swoich listach do cioci Kate – przypomniała Estelle. – Przez większość czasu w ogóle nawet nie wiemy, gdzie jest i co robi.
– Eksploruje odległe zakątki globu. A im bardziej odległe i niebezpieczne są to miejsca, tym jest szczęśliwszy. Jak dobrze wiecie, bo przecież czytacie każdy list od niego, ledwie zawiadamia, że żyje. Nigdy nie odniósł się też do żadnego z moich listów. Jestem ciekawa, czy w ogóle je czyta.
– Mylisz się – zaprotestowała Eloise. – Musiał poznać mnie na tyle z twoich listów, że zasugerował małżeństwo, jeśli uznam je za odpowiednie.
– Od pierwszego listu lorda Fearnocha sprzed trzech tygodni o niczym innym nie dyskutujemy i uzgodniłyśmy, że to nam wszystkim odpowiada, prawda? – upewniła się Kate.
Bliźniaczki patrzyły na siebie w milczeniu. Eloise od dawna wiedziała, że porozumiewają się w sposób niedostępny dla innych.
– To prawda – oznajmiła Phoebe w ich imieniu. – Naprawdę, Eloise, nie zmieniłyśmy zdania, choć z początku nie mogłyśmy znieść myśli, że cię stracimy. Ale jeśli uważasz, że w tym zaaranżowanym małżeństwie nie będziesz szczęśliwa… – urwała.
– Nawet, jeśli to małżeństwo nie jest idealnym wyjściem, to i tak nie możemy się nie zgodzić, prawda, Phoebe? – wtrąciła Estelle. – Wszak cioteczka Kate żyje w ciągłym strachu, że gdy małżonek wróci z zagranicznych wojaży, urządzi jej piekło z powodu niezamężnych siostrzenic plączących się po domu.
– Jedna z głowy, zostały jeszcze dwie – zawtórowała jej Estelle. – Po pięciu latach sabat z Elmswood Manor zaczyna się rozpadać.
– Przestańcie – poprosiła Kate ze śmiechem. – Dobrze wiecie, że wszystkie jesteście tu mile widziane.
– Bliźniaczki żartują – mruknęła Eloise, posyłając siostrom spojrzenie pełne dezaprobaty. – Nie raz omawiałyśmy ten temat i naprawdę sądzę, że musiałabym być niespełna rozumu, nie próbując choć sprawdzić możliwości małżeństwa z lordem Fearnochem.
– Właśnie to powiedziałam przed chwilą – pojednawczo oznajmiła Phoebe. – Choć Bóg mi świadkiem, że gdy Kate pierwszy raz czytała list od wuja Daniela, sądziłam, że to żart.
– Muszę przyznać, że przez chwilę podejrzewałam go o udar słoneczny – przyznała Kate.
– A o co naprawdę w tym chodzi, dowiedziałyśmy się dopiero z listu lorda Fearnocha. Ze względu na śmierć swego brata Waltera został dziedzicem majątku i tytułu, wszakże pod warunkiem, że ożeni się przed trzydziestką. Inaczej jedna z pokaźniejszych angielskich fortun przepadnie – grobowym tonem oznajmiła Estelle.
– Mnie nadal wydaje się to dziwne – powiedziała Eloise, unosząc igłę do światła, by nawlec nić. – Skąd taki warunek?
– Pewnie po to, by dziedziczenie odbywało się zawsze w prostej linii – wysunęła przypuszczenie Phoebe. – Mnie dziwniejsze wydaje się to, że majętny lord musi prosić zupełnie obcą pannę o rękę.
– A ja już wam tyle razy mówiłam, jak trudno jest uzgodnić białe małżeństwo. Ten sam kłopot miał wasz wuj Daniel po śmierci swego ojca. W tamtym czasie mój papa już bardzo nie domagał i wszystkie obowiązki zarządcy majątku przekazał mnie. Ponieważ dorastałam w tej posiadłości, znałam ją od podszewki – oznajmiła, patrząc czule przez okno na ogrody ciągnące się łagodną pochyłością do samego brzegu jeziora. – Kiedy ojciec Daniela zmarł, majątek był w opłakanym stanie. Myślę, że historia z waszą matką odcisnęła na starym lordzie swoje piętno. Kiedy byłam mała, marzyłam, by tu zamieszkać. Miałam wiele planów, jak przywrócić temu miejscu dawną świetność.
– Więc kiedy wuj ci się oświadczył, to było jak spełnienie marzeń?
– Próbuję wam właśnie wyjaśnić, że wasz wuj wcale nie chciał mnie za żonę. Nie miałby sumienia pozbawiać mnie dzieci, a miałam wtedy ledwie dwadzieścia dwa lata. Dlatego to ja zaproponowałam mu małżeństwo.
– Nigdy nam tego nie mówiłaś! – wykrzyknęła zaskoczona Phoebe.
– Bo do teraz nie było powodu – powiedziała Kate i roześmiała się, widząc identyczne miny bliźniaczek. – Tak właśnie jest, kiedy próbujesz być praktyczna i rozsądna. Wyłuszczyłam Danielowi, że oboje możemy skorzystać na tym układzie. Ja zyskam niezależność, będę robiła to, co kocham i spełnię marzenia o odrestaurowaniu tego majątku, a on poświęci się swoim ukochanym podróżom, wiedząc, że jego włości są w dobrych rękach.
– I nigdy nie żałowałaś? – zapytała Estelle, choć znała odpowiedź.
– Nigdy – oznajmiła Kate z przekonaniem. – Oczywiście, chciałabym mieć dzieci, ale tak się złożyło, że już w rok po zamążpójściu dostałam pod opiekę całą waszą trójkę.
– Przecież nie byłyśmy dziećmi – zaperzyła się Eloise. – Ja miałam dziewiętnaście, a bliźniaczki po piętnaście lat.
– Ale wszystkie wymagałyście opieki po przejściach – westchnęła Kate. – Nawet teraz, gdy pomyślę, co was spotkało… Utrata obojga rodziców i brata podczas morskiego wypadku. Co gorsza, zostałyście zmuszone do opuszczenia jedynego znanego wam domu i wysłane do Irlandii, by żyć z kompletnie obcą żoną wuja, którego nigdy nie widziałyście na oczy. Gdybym wtedy nie była już żoną Daniela, poślubiłabym go natychmiast, żeby zapewnić wam dom. Ależ nie ma potrzeby… – urwała, kiedy wszystkie trzy rzuciły się, by ją uściskać. Chwilę trwało, zanim się rozdzieliły i wróciły na swoje miejsca. Zaczerwieniona Kate usiłowała wygładzić suknię. – Nie chciałam was denerwować, wspominając stare dzieje, tylko wytłumaczyć, dlaczego nie widzę nic niewłaściwego w tym, że lord Fearnoch chce poślubić Eloise.
– Może ja spróbuję – zaproponowała Eloise. – Pomyślcie same – zwróciła się do bliźniaczek. – Z listu wuja wiemy, że lord Fearnoch dowiedział się o śmierci brata i warunkach testamentu raptem pięć miesięcy temu, będąc w Egipcie. Jakiś czas poświęcił na powrót do Anglii, a także próby uniknięcia małżeństwa, bo wcale nie szukał żony, jak twierdzi wuj Daniel. A teraz, kiedy czas mu się skończył i stanął przed realną groźbą utraty majątku i tytułu, a wuj Daniel zaprezentował mu sensowną kandydatkę…
– Która, po doświadczeniu uroków małżeństwa przedwcześnie zmarłych rodziców, nie pragnie zamążpójścia i macierzyństwa – mruknęła przygnębiona Estelle.
– Nikt, kto doświadczył tego, co my, nie miałby ochoty na małżeństwo – zawtórowała jej Phoebe. – Pamiętasz, Estelle, jak udawałyśmy, że jesteśmy adoptowane i kiedyś zjawią się nasi prawdziwi rodzice, by nas zabrać?
– I jak przysięgałyśmy, że odejdziemy z nimi tylko pod warunkiem, że zgodzą się także zabrać Eloise?
– Tak było. Przysięgłyśmy, że nigdy, przenigdy, nie zostawimy cię samej.
Smutny uśmiech Phoebe chwycił Eloise za serce. Tak bardzo starała się uchronić młodsze siostry przed awanturami rodziców, a tymczasem okazało się, że to one próbowały chronić ją. Nie rozmawiały o tym, ale wszystkie trzy nosiły blizny. Eloise chrząknęła, żeby rozluźnić zaciśnięte gardło i zdobyła się na blady uśmiech.
– To wzruszające, że chciałyście zabrać mnie ze sobą, choć uznałyście, że nie jestem waszą siostrą.
– To nie tak! – zaprotestowały jednocześnie.
– A jeszcze przed chwilą twierdziłyście, że jesteśmy do siebie bardzo podobne.
– My nie chciałyśmy…
– Ona sobie z nas żartuje – domyśliła się Estelle. – Tak, czy inaczej, Phoebe, wiedziałyśmy, że to tylko marzenia.
– Oczywiście. Chociaż podejrzewam, że gdyby naprawdę ktoś zgłosił się po nas, rodzice z chęcią by nas oddali – mruknęła z goryczą.
– Nie zauważyliby nawet, że nas nie ma.
Eloise nie protestowała, bo siostry miały rację. Takie było ich życie. Zawiązała supełek na nitce, którą cerowała pończoszkę, i sprawdziła pod światło, czy wszystko jest w porządku. Potem strzepnęła robótkę i głęboko odetchnęła.
– Wystarczy tych rozmów. Nie ma sensu przywoływać złych chwil.
– Racja. Porozmawiajmy lepiej o przyszłości, kiedy już będziesz bogata ponad wszelkie wyobrażenie – zaproponowała Estelle z uśmiechem.
– Będziesz mogła wykupić cały magazyn z jedwabiem na swoje suknie – zachichotała Phoebe.
– Nie jestem pewna, czy takiej lady wypada szyć. Czy wiesz, jak przyszyć sznur brylantów do dekoltu sukni, Eloise?
– Och, od tego będę miała podręczną. Będę zbyt zajęta, kąpiąc się w oślim mleku jak Kleopatra.
– To raczej dość rzadko spotykany specyfik w Londynie – zauważyła Kate.
– Londyn! – zachwyciła się Phoebe i klasnęła. – I będziesz prawdziwą lady! Zamieszkasz w pałacu i będziesz chodziła na bale?
– W miejskiej rezydencji pokaźnych rozmiarów – poprawiła ją Estelle. – Z setką pokoi, tysiącem służących i francuskim szefem kuchni – dodała złośliwie.
– Który jednak nie dorówna Phoebe w kunszcie cukierniczym – lojalnie zastrzegła Eloise. Wpięła igłę w poduszeczkę i zamknęła wieczko krawieckiego przybornika. – Cieszy mnie, że już nigdy więcej nie będę musiała cerować pończoch. A co do reszty, nie jestem szczególnie zainteresowana oślim mlekiem i brylantami.
– Jasne – przytaknęła Estelle. – Zapewne wydasz część swojej bajecznej fortuny na warsztat tkacki.
– Nie sądzę, żebym musiała zostać tkaczką, nawet jeśli lord Fearnoch okaże się tak nudny, jak sugeruje jego tytuł komisarza do spraw aprowizacji marynarki wojennej – odparła Eloise. – Jednak jego propozycja rzeczywiście odmieni nasze życie. Jeśli ten mariaż dojdzie do skutku, będę mogła zapewnić Estelle fundusze na własną orkiestrę, jeśli tylko zechce, a tobie, Phoebe, umożliwić konkurowanie ze słynnymi herbaciarniami Guntera. Będziemy mogły podróżować. Będziemy mogły robić, cokolwiek zechcemy, albo nie robić nic. Czeka nas świetlana przyszłość.
– Tylko wówczas, jeśli wydasz się za nudnego, bezzębnego lorda – prychnęła Estelle. – A jeśli co prawda ma zęby, ale przypomina naszego sąsiada Squire Myttona? – zapytała, a Kate, Eloise i Phoebe popatrzyły na nią ze zgrozą.
– To ekscentryk jedyny w swoim rodzaju – szepnęła Kate. – Słyszałam od jednej ze służących, że wjechał on konno do hotelu. Pokłusował główną klatką schodową na piętro i zeskoczył z balkonu wprost do restauracji, a stamtąd oknem na dwór.
– A ja słyszałam, że lubi jeździć na niedźwiedziu i straszyć gości – uzupełniła Eloise.
– Podobno podpalił swój nocny strój, żeby przerwać atak czkawki – dodała Estelle, krztusząc się ze śmiechu. – Ale to chyba niemożliwe?
– Nic, co dotyczy tego człowieka, nie jest niemożliwe – oschłym tonem oznajmiła Kate. – Zaskoczyłoby mnie natomiast niepomiernie, gdyby wasz wuj Daniel zarekomendował takiego człowieka jako właściwą partię dla Eloise. I choć nie wiem, czym dokładnie zajmuje się komisarz do spraw aprowizacji w marynarce, sądzę, że to wymaga zdrowego rozumu.
– Masz całkowitą rację – przytaknęła Phoebe z udawana ulgą.
– Przysięgam, jeśli dojdę do wniosku, że nie dam rady żyć pod tym samym dachem, co lord Fearnoch, albo uznam go za bezdusznego brutala, bądź osobę niegodną zaufania, nasze pierwsze spotkanie będzie zarazem ostatnim. Nie zostanę kozłem ofiarnym – oznajmiła Eloise, wstając. – Ale nie skreślę go jako męża, jeśli ma drewniane zęby albo garb, czy też rzadko korzysta z kąpieli. Weźcie pod uwagę, że ja również mogę mu nie odpowiadać, ale jeśli uznamy go za odpowiedniego, to będzie to dla nas oznaczać odmianę losu. Nie wolno mi odrzucić takiej szansy.
– Zgoda – przytaknęła Estelle. – Oby jego niechęć do kąpieli była najgorszym, z czym przyjdzie ci się mierzyć.
– Wystarczy tych żartów – zarządziła Kate, próbując zachować powagę. – Wkrótce przekonamy się, z jakiej gliny jest ulepiony lord Fearnoch.
– Kate jak zawsze ma rację – zgodziła się Eloise. – A teraz ściągajcie sukienki i pozwólcie mi je obszyć, zanim jako prawdziwa lady stracę ochotę na takie przyziemne sprawy.