- W empik go
Poświata - ebook
Poświata - ebook
Wybucha II Wojna Światowa. Rodzice Dominika giną podczas bombardowania Łodzi. Od tego momentu życie chłopca zmienia się w gehennę. Wydaje się, ze los dziecka jest przesądzony, a wielu uważa, że wkrótce zostanie starty z powierzchni ziemi. Młokos jednak szybko uodpornia się na trudności i zręcznie omija przeszkody; doskonale radzi sobie w ekstremalnych warunkach. Staje się przebiegły i bezwzględny. Z czasem upodabnia się do drapieżcy i przeistacza w maszynkę do zabijania.
„Usłyszeli trzask taranowanej bramy. Trzech dzikusów rzuciło się na nich. Potwory z grubymi paluchami, paznokciami niczym krogulcze szpony, ponurymi mordami porosłymi szorstkim włosiem i spojrzeniami nieznającymi litości. Szybcy, ruchliwi, zdeterminowani, pragnący zabić. Dominik złapał za rękojeść noża i wyrzucił go z ogromną siłą. Trafił. Ostrze utkwiło w szyi. Bluznęła krew z przeciętych tętnic, buchnęły kłęby pary. Zabójca ze skołtunionymi włosami zwalił się na ziemię. W wytrzeszczonych oczach odbijały się płomienie”.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-955875-0-4 |
Rozmiar pliku: | 533 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
12 czerwca 1961 roku, Pobrzeże Szczecińskie
Zbliżał się do granic wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Chwiał się na nogach, przed oczami migotały mu ciemne plamki, a myśli zasnuwała coraz gęstsza mgła. Nagle w jego głowie pojawił się szalony pomysł. Podjął decyzje. Nie czekaj biernie na rozwój wypadków! Podejmij ryzyko! Zaatakuj! Zwycięż! Takich prawideł go uczono; takie pryncypia wpajano mu podczas szkolenia. Konsekwentne przestrzeganie tych reguł pozwoliło mu przetrwać najtrudniejsze chwile jego życia.
Nadludzkim wysiłkiem przezwyciężył ból, wykrzesując resztki sił z wycieńczonego ciała. Zdecydował się na odważny czyn, chociaż wydawał mu się on czystym szaleństwem. W tym szaleństwie tkwiła jednak pewna metoda – zaskoczenie. W przypadku niepowodzenia wróci do punktu wyjścia. W wypadku sukcesu jego egzystencja nabierze nowego wymiaru.
Włożył milicyjny mundur, otrzepał spodnie z piasku i przeczesał włosy palcami. Powietrze przeszył dźwięk syreny, błyskały światła. Zbliżał się ambulans.
Nie mógł sobie teraz pozwolić na popełnienie choćby najmniejszego błędu; nie mógł pozwolić sobie na pomyłkę.
Przystanął na poboczu, podniósł do góry rękę. Karetka zatrzymała się przy skraju drogi, kierowca opuścił szybę.
Teraz! Teraz albo nigdy!
Zaatakował.