- W empik go
Poszukiwaczka przygód - ebook
Poszukiwaczka przygód - ebook
Salla to świetna menadżerka sprzedaży, nieuleczalna imprezowiczka i miłośniczka dzikich przygód seksualnych. Nigdy nie była w żadnych poważnym związku i nie zamierza tego zmieniać.
Sprawy się komplikują, kiedy poznaje poważnego, ponurego i kiepsko ubranego psychiatrę Konstantina Kankaanpää. Mężczyzny nie interesują relacje, w które do tej pory wchodziła kobieta. Salla postanawia go uwieść, ale niezachwiana samodyscyplina Konstantina nieustannie jej to utrudnia. Co przeważy szalę – twarde męskie zasady czy kobieca namiętność? A może jedno i drugie zdoła wygrać?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8034-374-9 |
Rozmiar pliku: | 3,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Komórka rozbrzmiewała rozdzierającym uszy dźwiękiem budzika, którego nienawidziłam ponad wszystko. Właśnie dlatego go nie zmieniałam. Gdybym ustawiła jakiś przyjemniejszy dźwięk, mogłabym półprzytomna całkowicie go wyłączyć i znowu zasnąć.
Nowy dzień. Obróciłam się na plecy i spojrzałam w bok. Jasne włosy Väinö spoczywały na poduszce dookoła jego głowy. Leżał zawinięty w koc i zdawało się, że nie przeszkadza mu ten okropny, wyjący dźwięk. Szturchnęłam mężczyznę w plecy, a gdy mimo to się nie obudził, popchnęłam go tak, że prawie spadł z łóżka.
– Väinö, wstawaj! Trzeba iść – powiedziałam ochrypłym od snu głosem.
Väinö zaczął się powoli ruszać i obrócił się. Zamrugał swoimi wielkimi, błękitnymi jak u dziecka oczami i ziewnął.
– Po co się tak spieszyć, złotko, mamy jeszcze czas – wymamrotał i zaczął czule gładzić moje ramię.
Zadrżałam. Już w nocy żałowałam, że go zaprosiłam, a teraz, o poranku, żałowałam tego jeszcze bardziej. Väinö był przeciętnym kochankiem, co nawet nie byłoby takie złe. Ale nie potrafił trzymać rąk przy sobie i mówił do mnie jak do dziecka, co zdecydowanie było wadą. Właściwie słowo „wada” brzmi zbyt seksownie. Tego typu ludzie byli według mnie odstręczający. Ale cóż poradzić. Miałam ochotę na seks, a wyprawa do baru w poniedziałek nie miała najmniejszego sensu.
Znałam Väinö już od mniej więcej roku i od czasu do czasu lądowaliśmy razem w łóżku, zazwyczaj z mojej inicjatywy. On próbował nakłonić mnie do stałego związku, ale nawet nie zaczęłam rozważać takiej możliwości, a on specjalnie nie naciskał, a przynajmniej niezbyt często. Miałam wrażenie, że żywi do mnie znacznie więcej uczuć niż ja do niego, i niejednokrotnie miałam z tego powodu wyrzuty sumienia.
Väinö wyciągnął swoje umięśnione ramiona i mocno mnie chwycił. Twardy poranny, niezbyt duży kutas napierał na mój brzuch. Zaczęłam się podniecać pomimo moich wcześniejszych rozmyślań.
– Sallo, maleńka, gdybyśmy razem zamieszkali, moglibyśmy uprawiać miłość, kiedy tylko byśmy chcieli – wymruczał miękko.
Narastające we mnie podniecenie natychmiast opadło i podniosłam się z łóżka. Maleńka. Do diabła. Wystarczająco irytujące jest mieć zaledwie sto pięćdziesiąt siedem centymetrów wzrostu, bez bycia nazywaną przez innych maleńką, jak dziecko. I „uprawiać miłość”? Väinö pieprzył mnie wczoraj od tyłu dwa razy, bo nie chciałam patrzeć w jego wilgotne oczy, gdy dochodził.
– Trzeba iść do pracy – powiedziałam krótko i naga przeszłam pod prysznic przez moją dwudziestometrową kawalerkę. – Jak chcesz, możesz jeszcze pospać.
Naprawdę powinnam znaleźć sobie kogoś innego i puścić Väinö w zapomnienie, pomyślałam, gdy zamykałam drzwi mojej malutkiej łazienki na zamek, na wypadek gdyby mój kochanek chciał mi zrobić romantyczną niespodziankę pod prysznicem.
Myjąc się, kręciłam się i obracałam, czując, jak przeszywa mnie ból w dolnej części pleców. Źle spałam, a ból dokuczał mi już od tygodni, nie przechodził, niezależnie od tego, ile ibupromów połknęłam. Do wieczora znowu będzie tak bolało, że ledwo będę się ruszać. Czas w końcu umówić się do lekarza.
Po wyjściu spod prysznica wygrzebałam z szafy najmniejsze i najcieńsze kawałki bielizny – późnomajowy upał dawał się we znaki. Na wierzch założyłam równie cienką brzoskwiniową, upstrzoną niebieskimi i pomarańczowym kwiatami letnią sukienkę, która miała urocze bufiaste rękawki i ciekawy dekolt.
– Wyglądasz słodko – skomentował Väinö, leżąc w łóżku.
Poszłam do łazienki i skrzywiłam się sama do siebie. Moje włosy wyglądały jak ptasie gniazdo, lecz gdy je wysuszyłam i ułożyłam w gładki kok, mieniły się lekko niczym zboże na wietrze. Odrobina podkładu, tuszu do rzęs, szminki do ust i byłam praktycznie gotowa, jeśli nie brać pod uwagę bólu pleców. Wcisnęłam stopy w piękne dziesięciocentymetrowe, pomarańczowe szpilki i krzyknęłam do Väinö, aby pamiętał porządnie zamknąć drzwi na klucz.
Dzień ledwo się zaczął, a ja już przeglądałam strony internetowe prywatnych przychodni. Plecy koszmarnie mnie bolały, więc Markku, mój szef i dyrektor sprzedaży operatora sieci AinaGo, polecił mi Konstantina Kankaanpę, który podobno jest niesamowitym fizjoterapeutą. Markku miał już wiele problemów z plecami, z których część wynikała na pewno z jego świetnego sześciopaku i ciągłego trenowania, więc wzięłam sobie to polecenie do serca i wyszukałam nazwisko.
Mogłam pójść na wizytę albo tego samego dnia, albo dopiero w przyszłym tygodniu. Skoro już zdecydowałam się na wizytę u lekarza, to chciałam tam trafić jak najszybciej, więc zarezerwowałam termin na dziesiątą trzydzieści i obróciłam się, by wstać od biurka. Podeszłam do drzwi gabinetu Markku.
– Przygotowałam ofertę dla firmy Isosti Oy i wysłałam ją – zaraportowałam szefowi.
Mężczyzna wymamrotał coś, co brzmiało jak aprobata, więc dodałam:
– Zasłużyłam chyba na krótką przerwę. Chciałabym pójść na wizytę do tego fizjoterapeuty.
Markku tylko machnął ręką, zagłębiony w lekturze jakichś papierów, a ja zamknęłam drzwi. Przekuśtykałam przez biuro. Zazwyczaj dziesięciocentymetrowe szpilki zwiększały moją pewność siebie, jednak zdecydowanie nie zwiększały mojego komfortu. Powinnam była wybrać coś na płaskiej podeszwie.
Najbliższy punkt przyjęć był, tak jak moja praca, w Ruoholahti. Kankaanpää przyjmował jednak w centrum, co oznaczało, że musiałam jechać metrem lub tramwajem. Nie dałabym rady przejść więcej niż to konieczne, więc wybrałam tramwaj. Chociaż była dopiero dziesiąta rano, słońce już porządnie grzało, a powietrze z przyjemnie ciepłego przeistoczyło się w nieznośnie gorące. Kręciłam się na siedzeniu, próbując znaleźć jakąś wygodną pozycję, lecz gdy zrozumiałam, że nie będzie to możliwe, zamknęłam oczy i usiłowałam medytować, aby wytrzymać tę pięciominutową podróż.
Według tabliczek punkt przyjęć znajdował się na ostatnim piętrze Forum. Nigdy wcześniej nie byłam w tym miejscu, więc miałam nadzieję, że dotrę do recepcji, nie gubiąc się po drodze. Oczywiście to się nie udało, więc przez kilka minut kręciłam się po korytarzach centrum handlowego, zanim zauważyłam, że wejście do recepcji jest w najdalszym możliwym kącie.
Dotarłam na miejsce kilka minut przed wyznaczoną godziną wizyty i miałam nadzieję, że lekarz nie ma żadnego opóźnienia. Oczywiście miał. Pięć minut, lecz dla mnie to i tak było dużo. Zniecierpliwiona i wkurzona, stukałam obcasem o podłogę, a gdy usłyszałam swoje nazwisko, zerwałam się z krzesła i odwróciłam w stronę, z której dobiegł głos, bojąc się, że ktoś wciśnie się przede mnie do gabinetu na wizytę. W tym samym momencie poczułam przejmujący ból w plecach i udach. Moje piękne szpilki peep toe wykręciły się pode mną i upadłam na podłogę.
– Ałaa! – usłyszałam swój krzyk i próbowałam wstać, gdy po chwili udało mi się znowu złapać oddech.
Jednocześnie próbowałam zlokalizować, gdzie poleciał mój but.
Moje spojrzenie zatrzymało się na nogawkach spodni w kolorze khaki, koszmarnych sandałach w błotnistym odcieniu, choć zapewne dobrych dla nóg, i dużych stopach, jednej w niebieskiej, a drugiej w czarnej skarpecie. Mój but za trzy stówy leżał dokładnie między nimi.
– Wszystko w porządku? – Z daleka dobiegł mnie niski, spokojny głos pozbawiony jakichkolwiek emocji.
– Nic się nie stało – przekonywałam, chociaż teraz oprócz pleców bolał mnie też tyłek.
Usadowiłam się w końcu na krześle i wtedy zdałam sobie sprawę, że sukienka podwinęła mi się aż do pasa, więc Konstantin Kankaanpää miał świetny widok na moje skąpe i prześwitujące stringi w kolorze pudrowego różu.
Cholera jasna.
Naciągnęłam brzeg sukienki na uda, gdy lekarz przyklęknął i podał mi but.
– Nie wiem, do czego niby coś takiego miałoby służyć, ale zdaje się, że używasz tego jako butów – skomentował sucho.
Zerknęłam w górę i napotkałam stalowoszare oczy. Mój mózg przez chwilę analizował odcienie tęczówek doktora, próbując znaleźć odpowiednik na wzorniku kolorów Tikkurili, który doskonale pamiętałam. Idealne. Prawdziwie szare oczy. Bez niebieskich czy zielonych zabarwień. Jedynie różne odcienie jasnej i ciemnej szarości, niczym na czarno-białych zdjęciach. Włosy i brwi były w chłodnej tonacji ciemnego brązu i świetnie współgrały z kolorem oczu, cerę miał lekko bladą, nos haczykowaty, a usta trochę krzywe. Może to rodzaj uśmiechu, pomyślałam o tej osobliwości i zauważyłam, że dolna warga mężczyzny była znacznie pełniejsza niż górna.
Lekarz miał mniej lat, niż się spodziewałam. Na podstawie tego, co mówił Markku, sądziłam, że Kankaanpää jest koło pięćdziesiątki, tak jak sam mój szef, który nazwał lekarza pionierem w swojej dziedzinie. Czy można stać się pionierem, będąc zaledwie około czterdziestki?
Mężczyzna zamrugał, gdy nic nie odpowiedziałam. Przesunął wzrok na but w swojej dłoni.
– Weźmiesz go czy mam od razu wyrzucić do śmieci? Polecałbym drugą opcję – mruknął i spojrzał na moje cudowne buty z wyraźną dezaprobatą.
W jego poważnym tonie było coś ostrego niczym żwir. Coś, co zostawiłoby po sobie zadrapania i otarcia, gdyby postanowił odpuścić sobie kurtuazję. Serce zaczęło mi szybciej bić, przełknęłam grudę w gardle.
– Salla Metsola? Wizyta trwa trzydzieści minut, które zaczęły już upływać.
Byłam zaskoczona. Zapomniałam się i wpatrywałam się w mężczyznę, który dopiero co widział moją bieliznę i z pewnością również krocze. Nie byłam typem osoby, która by się rumieniła, lecz czułam ciepło wypływające na policzki.
– Tak. Przepraszam. Wezmę to – odpowiedziałam i wyciągnęłam rękę po but. – To dość drogie buty, twoje zaś są odrażające – dodałam oschle.
Lekarz, nie mówiąc ani słowa, chwycił moją nogę w kostce i wcisnął mi but na stopę, jakbym była Kopciuszkiem. Pasuje jak ulał! – przemknęło mi przez myśl.
Mężczyzna złapał mnie za ramiona, podniósł do pozycji stojącej i wyprostował się nade mną, wyglądając niczym Barad-dûr w Mordorze. Musiał mieć przynajmniej ze sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów albo nawet i więcej. Gdybym zdjęła buty, wyglądałabym przy nim jak krasnal.
– Przynajmniej trzymam się na nogach – stwierdził równie suchym tonem co wcześniej. Następnie spytał:
– Wizyta miała być u mnie?
– Tak – potwierdziłam krótko i weszłam, kuśtykając, do gabinetu.
Pomieszczenie wydawało się dziwne, ale nie umiałam stwierdzić, co jest w nim nadzwyczajnego. Może to kwestia fotela, na którym usiadłam. Niby biurowy, wyglądał jednak na przytulniejszy.
– Proszę więc powiedzieć, co cię sprowadza do mojego gabinetu – spytał lekarz, zerknął do komputera i obrócił się w fotelu w moją stronę. – Nie byłaś tu wcześniej na wizycie – dodał po chwili.
Zauważyłam, że włosy mężczyzny były nieco za długie, a pod białą marynarką miał koszulę w granatowo-czerwone paski. Bezsprzecznie ohydne połączenie. A miał czelność skrytykować moje buty, pomyślałam ze złością. Usłyszałam odkaszlnięcie i spojrzałam w oczy Kankaanpy.
– Zgadza się, to pierwsza wizyta. Mam nawracające bóle. Okropnie bolą mnie plecy – powiedziałam szybko.
Konstantin Kankaanpää zacisnął swoje piękne usta w wąską linię i przez chwilę miałam wrażenie, że zacznie się ze mnie śmiać. Wyprostowałam się pomimo bolących pleców i wpatrywałam się w jego mieniące się srebrem oczy. W moim podbrzuszu zaczęło się gotować, aż zapomniałam opisać pozostałe objawy.
– Aha. A gdzie dokładniej boli?
– W dolnej części pleców. I prawej nodze. Tak jakby promieniowało w stronę nogi. Nie mogę spać.
– Bezsenność jest spowodowana bólem czy czymś innym?
– A co innego mogłoby ją powodować? – spytałam zdziwiona.
W gabinecie nastała cisza. Lekarz wpatrywał się we mnie, nie zadawał mi więcej pytań o objawy ani też nie wklepywał informacji do komputera. Wyciągnął przed siebie długie nogi, oparł się wygodnie w fotelu i zaczął stukać długopisem o biurko. Skręcało mnie w żołądku, a iskry przeskakiwały wzdłuż moich nerwów. Mężczyzna patrzył na mnie, jakby siedział w klubie ze striptizem i chciał, żebym się zaczęła rozbierać w rytm muzyki. Najgorsze było to, że rzeczywiście miałam ochotę zacząć się rozbierać.
Próbowałam wziąć się w garść, wyrównać oddech, oczyścić głowę. Rzeczywiście, pionier. Czy wydawało mu się, że wyleczy kogokolwiek swoim seksownym spojrzeniem? Z tego, co wiem, Markku dostał normalne lekarstwa, a do tego trudno mi było wyobrazić go sobie robiącego striptiz.
– Nie powinieneś wiedzieć, co to może być?
Próbowałam nadać mojemu głosowi ton pełen wyższości, ale jedyne, co mi się udało z siebie wydobyć, to błagalnie brzmiący skrzek. Spróbowałam wstać, lecz ostry ból przeszył moją nogę. Obróciłam się i pokazałam dłonią, gdzie mnie boli.
– Tutaj dokładnie, tu mnie boli, na samym dole pleców, koło bioder. Zaczęło boleć już parę tygodni temu, brałam ibuprom, więc to musi być coś poważniejszego, niż gdybym coś sobie nadwyrężyła.
Następnie sięgnęłam w stronę uda i powiedziałam:
– Ból zaczyna się tutaj, tak jakby, nie wiem, to był jakiś nerwoból.
Usłyszałam za sobą westchnienie przepełnione znudzeniem, a potem mężczyzna krótko oznajmił:
– Rozumiem. Raczej nie jestem w stanie pomóc…
Straciłam panowanie nad sobą.
– Jak to nie jesteś w stanie pomóc?! Mój szef powiedział, że jesteś pionierem w tej dziedzinie! Powiedz, co to jest, jakieś kręgi czy co?!
Odwróciłam się do niego tyłem i wskazałam miejsce nad pośladkami. W gabinecie rozległa się cisza, a po chwili poczułam na dole pleców dłoń mężczyzny.
– To miejsce masz na myśli? – spytał lekarz i badał palcami bolące miejsce.
Zadrżałam, lecz nie z bólu. Nagle poczułam, jakby cienki materiał mojej sukienki wyparował. Było mi jednocześnie gorąco i zimno, miałam też gęsią skórkę. Ręka mężczyzny przesunęła się na biodro, a następnie na pośladki, do punktu, który wcześniej pokazywałam.
Moje ciało, które już wcześniej reagowało na jego obecność, rozgrzewało się coraz bardziej, a sutki zaczęły twardnieć z podniecenia. Cholera jasna. Czułam, jak ciężka, kleista wilgoć gromadzi się między moimi udami, gdy stałam nieruchomo jak słup soli.
Dłoń mężczyzny zsunęła się z mojego uda i usłyszałam jego równy, spokojny głos.
– To musi być kwestia kręgów lędźwiowych. Biorąc pod uwagę objawy, można podejrzewać dyskopatię, z powodu której ból promieniuje do uda, ale nie jestem odpowiednią osobą, by diagnozować twoją przypadłość.
Stałam przez chwilę nieruchomo i próbowałam dojść do siebie. Zdecydowanie musiałam znaleźć nowego, lepszego kochanka, skoro ten niekompetentny, beznadziejnie ubrany, rozczochrany lekarz, który w ogóle się nie interesował ani mną, ani moją chorobą, zaczął mnie podniecać.
Odwróciłam się do niego przodem i zmarszczyłam brwi.
– Posłuchaj, pracuję jako menedżerka sprzedaży, a ty nie robisz zbyt pozytywnego wrażenia ani jako lekarz, ani jako obsługa klienta.
Mężczyzna nie był zaskoczony. Oparł się w fotelu, znów wyciągnął przed siebie długie nogi i skrzyżował je w kostkach, eksponując swoje sandały.
– To nie moja wina, jeśli klient chce w MediaMarkcie kupić chleb i mleko – odpowiedział Kankaanpää bez najmniejszej zmiany w mimice.
– Słucham? – spytałam zdziwiona.
– Jestem psychiatrą. I to dobrym.
Wpatrywałam się zdziwiona w mężczyznę i tylko z siebie wydusiłam:
– Ale mój szef… Powiedział, że jesteś fizjoterapeutą…
– Mój wujek, również Konstantin Kankaanpää, jest fizjoterapeutą. Gdy tylko zacząłem tu pracować, prosiłem o zmianę mojego imienia na stronie internetowej na Konstan albo Aleksander, jak mam na drugie. Właśnie z tego powodu. Imię, niestety, powtarza się w rodzinie. Ale jesteś dopiero drugą osobą, która do mnie omyłkowo trafiła. Zazwyczaj ludzie odróżniają psychiatrę od fizjoterapeuty.
Wyprostowałam się i położyłam dłonie na udach. Cholernie arogancki, protekcjonalny, źle ubrany, seksowny… NIE seksowny, ani odrobinę… cholera.
– Mimo wszystko muszę stwierdzić, że poziom obsługi klienta pozostawia wiele do życzenia. Najpierw skrytykowałeś moje buty, a potem stwierdziłeś, że nie jestem zbyt rozgarnięta.
– Mam wrażenie, że znamy się już na tyle, że nie ma potrzeby udawać. Tak wysokie obcasy są niedorzeczne, kwestionujesz moją wiedzę i kwalifikacje, a ja wiem, że jesteś prawdziwą blondynką.
Konstantin wpatrywał się we mnie z satysfakcją błyszczącą w oczach i leniwym uśmiechem na ustach. Następnie odwrócił głowę tak, bym nie widziała jego twarzy, ale podejrzewałam, że się ze mnie śmiał.
Przez chwilę wpatrywałam się sfrustrowana w jego odwróconą głowę. Nigdy nie przegrywałam szermierki słownej, lecz jego ostatni komentarz tak bardzo mnie dotknął, że przez chwilę nie byłam w stanie wydobyć z siebie ani słowa.
– W porządku. Dziękuję za wizytę i do widzenia – odpowiedziałam z taką dozą dumy, na jaką mogłam sobie pozwolić w tej sytuacji, i ruszyłam w stronę drzwi.
– Poproś mojego wujka o skierowanie na rezonans magnetyczny… – usłyszałam przytłumioną odpowiedź.
Wtedy już miałam pewność, że dobrze mi się wydawało. Ten cholerny facet się ze mnie śmiał.
Do odpowiedniego Konstantina Kankaanpy nie było wolnych terminów, a po pracy plecy bolały mnie tak bardzo, że zarezerwowałam wizytę na kolejny dzień w Ruoholahti do pierwszego lepszego fizjoterapeuty. W pracy miałam możliwość wzięcia urlopu zdrowotnego bez zwolnienia lekarskiego, więc poinformowałam Markku, że kolejnego dnia najprawdopodobniej nie przyjdę.
Zbliżało się lato, w związku z czym mieliśmy mniej do roboty, więc moja nieobecność nie była problemem. Zresztą nie dałabym rady wysiedzieć cały dzień za biurkiem.
W ogóle nie spałam. Wzięłam ibuprom i panadol, ale przeszywający ból pleców nie zelżał, w dodatku noga coraz bardziej dawała o sobie znać.
Tym razem jednak to nie dolegliwości były powodem moich kłopotów ze snem.
Pomimo bólu byłam dziwnie zaniepokojona, a w głowie wirowały mi erotyczne wizje. Oczywiście wiedziałam, czemu byłam jak suka w rui, ale nie chciałam tego przyznać nawet przed samą sobą. Moje ciało desperacko dawało mi znać, że potrzebuje seksu, i dokładnie wiedziało z kim. Myślałam, żeby zadzwonić do Mikaela lub Väinö, ale tego nie zrobiłam. Żaden z nich nie był odpowiedzią na moje potrzeby. Dotyk któregokolwiek z nich, albo jakiegokolwiek innego mężczyzny, nie dawał mi takich odczuć jak dotyk Konstantina.
Próbowałam się uspokoić, czytając i rozwiązując krzyżówki, lecz gdy stawały mi przed oczami naładowane erotycznie słowa, takie jak kończyna, plecy, dotyk, lekarz, noga, dłoń lub spojrzenie, w końcu odpuściłam i zaczęłam rozważać, czy nie napisać maila do wydawcy ze skargą na nieodpowiednie treści. Stwierdziłam, że jestem nienormalna, i położyłam się do łóżka.
Wierciłam się na prześcieradle i do listy opisujących mnie epitetów dodałam: szalona, żałosna oraz głupia, po czym próbowałam się przekonać, że to była kompletna lista. Że to był jakiś dziwny, przejściowy stan. Poddałam się po pięciu minutach i wsunęłam dłoń między nogi, a drugą chwyciłam się za pierś.
Byłam zadziwiająco mokra, tak samo jak moja bielizna, chociaż już się przebierałam. Zdjęłam z siebie majtki i wilgoć zaczęła spływać na moje uda. Pieściłam je przez chwilę, podobnie łechtaczkę i podbrzusze, a potem zanurzyłam się w wytworach mojej wyobraźni. Konstantin ze swoją wielką dłonią w mojej szparce, jego piękne usta ssące moje piersi, jego postawne ciało przyciskające mnie do materaca tak, że prawie nie byłam w stanie oddychać…
Z jakiegoś powodu byłam wręcz pewna, że Konstantin nie mówił do nikogo jak do dziecka, a w łóżku robił dokładnie to, czego chciał. Wyobraziłam sobie, jak rozsuwa moje uda na boki i kładzie moje nogi na swoich ramionach. Zamknęłam oczy. Palce wślizgnęły się między wargi sromowe bez żadnego oporu, a palec pocierający łechtaczkę zmienił się w jego kciuk.
„Zaraz dostaniesz to, czego tak bardzo pragniesz”.
Chociaż słowa były tylko wytworem mojej wyobraźni, słyszałam jego głos. Oziębły i chropowaty, jak żwir. Żwir z bardzo ostrymi krawędziami.
Przypomniałam sobie jego chłodne, spokojne oczy i w swojej wizji wpatrywałam się w te idealnie szare tęczówki, gdy wyobrażałam sobie, że we mnie wchodzi. Doszłam tak mocno, że spomiędzy moich warg wydobyło się niezliczenie wiele głośnych jęków i okrzyków. Przycisnęłam dwa palce do łechtaczki. Orgazm był tak cudowny, że nie chciałam, by kiedykolwiek się skończył. Mój umysł na chwilę ochłonął, gdy przestałam drżeć. Jednak po półgodzinie ciało znów zaczęło dawać mi sygnały i musiałam zacząć od początku.
Nie wiem, ile razy wyobrażałam sobie, jak Konstantin bierze mnie w moim łóżku, w swoim gabinecie, w pracy i wielu innych bardziej kreatywnych miejscach oraz w każdej możliwej pozycji, lecz gdy zasypiałam, nadal byłam niezaspokojona. Gdy obudziłam się o poranku, wciąż byłam zmęczona, rozchwiana emocjonalnie i boleśnie podniecona.
Zastanawiałam się, czy zaproponować mu randkę mailem, ale natychmiast odrzuciłam ten pomysł. Nie wiedziałam nawet, czy nie jest żonaty. Mężczyzna zachowywał się swobodniej, niż być może powinien, ale mogłam coś sobie wyobrazić albo źle zinterpretować. Nie wydawał się zainteresowany. Poza sposobem, w jaki na mnie patrzył… Właściwie to jak na mnie patrzył? Wszystko to mogło być tylko wytworem mojej wyobraźni. Zazwyczaj wiedziałam, czy facet jest zainteresowany, czy nie, lecz w tym wypadku trudno mi było stwierdzić. Może dlatego byłam taka napalona.
Dokładnie tak, przekonywałam siebie. Dokładnie tak musiało być.
Zdecydowałam się ruszyć w środę na podbój.
Przeleciałabym jakiegoś faceta, który wyleczyłby mnie z niezdrowych myśli jak za dotknięciem magicznej różdżki.ROZDZIAŁ 2
Nie ruszyłam na podbój ani w środę, ani do końca tygodnia. Poszłam do fizjoterapeuty i jako że moje ubezpieczenie pokrywało osiemdziesiąt procent kosztów rezonansu magnetycznego, już w piątek zrobiłam badanie. Dostałam silne tabletki, które trochę uśmierzyły ból pleców, ale pomogły na bóle w nodze. W czwartek nie przespałam całej nocy, moje uda i łydki wykręcało, swędziały i rwały tak, że musiałam ciągle nimi poruszać i od czasu do czasu wstać z łóżka, by pochodzić.
Wygooglowałam objawy i okazało się, że to zespół niespokojnych nóg. Byłam całkowicie rozbita i przyszło mi na myśl, że powinnam była poprosić Kankaanpę o leki nasenne, gdy miałam taką okazję. Przez chwilę rozważałam umówienie się na kolejną wizytę.
Po to, by dostać leki nasenne i może też by się przekonać, dlaczego nie mogłam o nim zapomnieć. Odrzuciłam jednak ten pomysł. Po co marnować czas? Nigdy nie miałam problemów ze znalezieniem męskiego towarzystwa, następnym razem, gdy wyruszę na miasto, z pewnością znajdę kogoś milszego.
W czwartek poszłam do pracy i udało mi się pozałatwiać swoje rzeczy w jakieś pięć godzin, zanim leki przeciwbólowe całkowicie przestały działać. Markku ojcowskim tonem kazał mi wrócić do domu, gdy zobaczył, jak non stop wiercę się na krześle albo z trudem z niego wstaję. Dostałam tygodniowe zwolnienie lekarskie, więc skorzystałam z sugestii szefa i pojechałam do domu.
Odpoczywałam, oglądając filmy i seriale na Netflixie, czytając książki i, na swoje nieszczęście, myśląc o Konstantinie Kankaanpie. Po kilku dniach byłam jednak już całkowicie znudzona otaczającą mnie ciszą i zastanawiałam się, co zrobić.
Zdecydowałam się pójść na siłownię. Gdybym była ostrożna, mogłabym wykonywać delikatne ruchy nogami i zrobić trening górnych części ciała. Mieszkałam w Helsinkach już dziesięć lat, a przez pięć ostatnich chodziłam do siłowni, która była rzut beretem od mojego mieszkania.
Założyłam ubrania sportowe w domu, bo latem zazwyczaj szłam prosto na siłownię, robiłam trening, a później biegałam lub spacerowałam i wracałam do domu wziąć prysznic. Na dworze było prawie trzydzieści stopni, a z doświadczenia wiedziałam, że klimatyzacja na siłowni nie działa najlepiej, więc założyłam jedynie czerwony top bez rękawków i czarne spodenki. Oraz tenisówki. Konstantin byłby zadowolony, pomyślałam gorzko. Ale dlaczego Konstantin? – zastanowiłam się po chwili. Kiedy zaczęłam nazywać go po imieniu?
Wzięłam ze sobą tylko telefon, kartę wstępu do siłowni i klucze do domu, aby zmieścić wszystko w kieszeniach szortów. Poprzednio, gdy byłam na siłowni, podziwiałam plecy i uda jednego ze stałych bywalców, Juhy, i zastanawiałam się teraz, czy tam będzie. Rozmawiałam już praktycznie ze wszystkimi regularnie ćwiczącymi i wiedziałam, że Juha pracuje na zmiany. Może akurat jest na siłowni. Przez ból pleców nie czułam się tak seksownie jak zawsze, ale mały flirt jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Gdy tylko weszłam do siłowni, zobaczyłam, że poza mną jest zaledwie kilka osób. Pięćdziesięcioletnia Anne, która była tak wkręcona w świat fitnessu, że startowała w różnych zawodach, robiła właśnie wyciskanie na ławce. Nie mogłam przestać się gapić na jej silikonowy biust sterczący w stronę sufitu. Zawsze mnie zastanawiało, po co jej były te giganty, skoro próbowała się pozbyć każdego grama tłuszczu z ciała. Poza Anne na siłowni był również dwudziestoparoletni Anton, który studiował na uniwersytecie i każdą możliwą chwilę poza jego murami spędzał na siłowni.
Przywitałam się z nimi jak zawsze i poszłam na bieżnię. Ustawiłam spokojne tempo i stwierdziłam, że mogę chodzić bez większego bólu, co zawdzięczałam porannej porcji leków.
Chodziłam już kilka minut, gdy trzasnęły drzwi męskiej szatni. Odwróciłam głowę, by sprawdzić, kto idzie. Oblizałam usta. Czyżbym miała szczęście i Juha miał drugą zmianę?
Moim oczom nie ukazał się nikt ze stałych bywalców, a jednak był to ktoś, kogo znałam. Konstantin Kankaanpää szedł w stronę maszyny do wiosłowania ze zmarszczonymi brwiami i wyraźnie zamyślony. Noga mi się omsknęła i straciłam rytm. Ledwo zdążyłam wcisnąć przycisk stop, aby nie spaść z bieżni, i wróciłam do pierwotnego rytmu.
Niestety ból przeszył moje plecy i musiałam się na chwilę zatrzymać. Wioślarz był po drugiej stronie sali, a Kankaanpää nawet mnie nie zauważył. Odwrócił się do mnie plecami i usadowił na maszynie. Konstantin zdecydowanie nie wywyższał się swoim ubiorem. Miał na sobie szary bezrękawnik, luźne dresy i tenisówki, które wyglądały, jakby były starsze od niego samego.
Jednak nie byłam w stanie oderwać od niego wzroku. Wpatrywałam się w jego żylastą szyję i szerokie, umięśnione ramiona. Moje oczy wędrowały po jego plecach zwężających się w stronę bioder dokładnie tak, jak powinny, i chociaż dresy zakrywały pośladki i nogi, z jakiegoś dziwnego powodu byłam całkowicie pewna, że chciałabym wokół nich owinąć swoje łydki, nie odpuszczając nawet na chwilę. Potężna fala pożądania rozlewała się z mojego podbrzusza na całe ciało.
Gdy zaczął trening, było już po mnie. Stałam na bieżni jak wryta i nawet nie przyszło mi do głowy, by ją ponownie włączyć. Rytm mojego oddechu zgrał się z rytmem ruchów maszyny do wiosłowania, gdy obserwowałam, jak mięśnie pleców i ramion Konstantina intensywnie pracują.
Dopiero po kilku minutach zdałam sobie sprawę, że bieżnia znów się porusza, a ja idę przed siebie, bez końca, nie wiadomo dokąd, cały czas wpatrzona w jego plecy.
„Muszę dorwać tego faceta. Muszę. Muszę. Muszę”.
Próbowałam pozbyć się tej myśli z głowy i oderwać od niego wzrok, ale nie byłam w stanie. Słowa rezonowały w mojej głowie w rytm moich stóp uderzających o bieżnię.
Po chwili drzwi do męskiej szatni znów się otworzyły. Tym razem był to Juha. Zerknęłam na brodatą postać o ciemnych włosach, cicho jęknęłam i odwróciłam wzrok z powrotem tam, gdzie tak bez nadziei mnie kusiło. Teraz to i Juha nie byłby w stanie mi pomóc, ani nikt inny.
Krople potu zaczęły lśnić na skórze Konstantina, a włosy na jego karku zaczęły się kręcić od wilgoci. Znów czułam się tak, jakbym przebiegła maraton, a potem przesiedziała godzinę w saunie. Palce mnie mrowiły od nieopisanej chęci dotknięcia tej błyszczącej skóry, miałam ochotę zlizać krople potu z jego ciała i zacisnąć dłonie na jego włosach.
Próbowałam przemówić sobie do rozsądku i się uspokoić.
„A teraz spokojnie. Znasz tego mężczyznę i możesz po prostu podejść i się przywitać. Zachowuj się swobodnie i seksownie i jasno daj znać, że jesteś nim zainteresowana. Masz niezłe ciało i ładną twarz. A on nie ma obrączki. Co mogłoby pójść źle?”
Na ostatnie pytanie z mojej mowy motywacyjnej nie umiałam udzielić jednoznacznej odpowiedzi, ale do cholery z tym. Musiałam przynajmniej spróbować. Zdecydowanie musiałam.
Wyłączyłam bieżnię i spokojnym krokiem przeszłam na drugą stronę korytarza, jakiś metr od Konstantina. Stanęłam niedaleko niego i poczułam mieszaninę potu, wody po goleniu i czegoś jeszcze, co musiało być esencją mężczyzny uderzającą prosto w moje nozdrza.
„Teraz. Zanim zemdlejesz”.
Zrobiłam krok do przodu i stanęłam przed Konstantinem, zadowolona z mojej obcisłej bluzki, która świetnie podkreślała sylwetkę.
– Hej! – powiedziałam lekko ochrypniętym głosem, który mężczyźni na ogół lubili. Może dlatego, że nie brzmiał jak głos małej dziewczynki. Obniżyłam jeszcze lekko głos dla lepszego efektu.
Konstantin oderwał wzrok od nieokreślonego punktu, w który się wpatrywał, i spojrzał na moją twarz. Wypuścił powietrze z wysiłkiem i zatrzymał się na maszynie. Wędrowałam wzrokiem po jego klatce piersiowej, ustach, policzkach, aż wreszcie wróciłam do oczu. Błysk w chłodnych, szarych tęczówkach zdradził, że mnie rozpoznał, jednak nie potrafiłam nic więcej wyczytać z jego spojrzenia.
– Proszę, proszę, czyż to nie nasza upadła kobieta? I to w sensownych butach. Łyżwy oddałaś do naprawy? Czy cokolwiek, co zwykle nosisz na siłowni.
Mięśnie jego twarzy nawet nie drgnęły, pozostawiając ją cały czas bez wyrazu, natomiast głos zdecydowanie wyrażał rozbawienie.
Upadła kobieta! – pomyślałam zirytowana.
To była pierwsza rzecz, jaka przyszła mu na myśl, gdy mnie zobaczył? Wzięłam głęboki oddech i próbowałam się uspokoić. Sytuacja miała się zmienić. Ja miałam ją za chwilę zmienić, obrócić na swoją korzyść. Nie zniżyłam się do tego poziomu, by mu odpowiedzieć, tylko zaczęłam rozmowę.
– Przeprowadziłeś się tu niedawno? Nie widziałam cię tutaj wcześniej.
Mężczyzna westchnął ciężko, jakby był zmuszony do kontynuowania rozmowy, i oparł ręce – swoje piękne, długie, nieziemsko umięśnione ręce – na kolanach.
– Tak.
I to by było na tyle.
– To wszystko wyjaśnia – odpowiedziałam niskim głosem i od razu dodałam: – Ja też mieszkam dość blisko, na Lönkka. Już od pięciu lat.
– Okej – stwierdził Konstantin i wpatrywał się we mnie pytająco.
Odwaga zaczęła mnie opuszczać, gdy zdałam sobie sprawę, że nie ma ochoty na dalszą rozmowę. Zacisnęłam jednak zęby. Nie bez powodu byłam najlepszym marketingowcem w dziale. Skrzyżowałam ramiona przed sobą tak, aby jak najlepiej wyeksponować biust, i spytałam, nie zachowując ani odrobiny ostrożności:
– Często bywasz na siłowni?
– Jak tylko mam czas.
– Może kiedyś umówimy się na wspólny trening? Fajnie jest mieć z kim pogadać w trakcie.
Nie zdradziłam, że mam tutaj wielu towarzyszy do treningów, jeślibym tylko zechciała, i czekałam na jakąkolwiek reakcję.
– Codziennie w pracy non stop rozmawiam z ludźmi. I to często o rzeczach, o których wcale nie chcę słuchać. Cisza może być odprężająca – dodał, odrzucając propozycję.
Delikatne iskierki upokorzenia zaczęły drażnić moje gardło.
„Odrzucona. Wycofaj się, zanim całkowicie się zbłaźnisz”.
– Tutaj można rozmawiać o fajnych i przyjemnych rzeczach – uparcie kontynuowałam lekko drżącym głosem.
Co, do diabła, mnie do tego skłoniło? Normalnie bym już odpuściła w podobnej sytuacji. Gdybym otrzymała trzy zdawkowe, niezbyt zachęcające odpowiedzi od mężczyzny, który patrzy na mnie, jakbym była równie interesująca co zniszczone stare tenisówki. Jednak mężczyźni nigdy nie patrzyli na mnie w ten sposób. Nigdy. Może nie wszyscy wykazywali ogromne zainteresowanie, ale coś takiego… Tego jeszcze nie było.
– Okej. – Konstantin nagle przerwał potok myśli w mojej głowie.
Zdawało mi się, że widziałam, jak jego wargi lekko drżą.
– O czym fajnym chciałabyś na przykład porozmawiać? – kontynuował Konstantin, lekko marszcząc brwi.
Zastanawiałam się, jak wyjść z tej sytuacji z klasą, na tyle, na ile było to możliwe, więc zbił mnie z tropu tym pytaniem. W mojej głowie ziało pustką, mimo że zazwyczaj byłam mistrzynią w rozmowach na mniej i bardziej poważne tematy.
Próbowałam wybrać jakiś temat z krążących mi po głowie, ale żaden nie wydawał się odpowiedni, a cisza przeciągała się coraz bardziej, tworząc nieprzyjemną atmosferę. Przynajmniej w moim odczuciu. Konstantin wydawał się zadowolony z otaczającej ciszy i patrzył na mnie z uprzejmym, acz nieprzesadnym zainteresowaniem.
– Czy wiedziałeś, że część orzechów to tak naprawdę nie są orzechy? – wypaliłam i zamknęłam usta tak szybko, jak je otworzyłam.
Orzechy? Skąd, do cholery, mi się to wzięło? W swojej szafce nie miałam ani jednego rodzaju orzechów, nawet niespecjalnie lubiłam je jeść. Oprócz pistacji. Które nie były orzechami. Wiedziałam akurat o tym, bo jako nastolatka robiłam staż w firmie z branży spożywczej.
Zawstydzona i zażenowana, zrobiłam krok w tył, lecz nie mogłam się powstrzymać i jeszcze raz spojrzałam na Konstantina. Czarne, mocne brwi nadal były zmarszczone, twarz nie wyrażała żadnych emocji, lecz jego źrenice otoczone przez szare tęczówki lekko się zwęziły. Teraz nadejdzie kończący wymianę cios, pomyślałam i zrobiłam jeszcze jeden krok do tyłu.
– Chyba… – zaczęłam już pokonana i wskazałam na bieżnię, na której wcześniej biegałam.
– To czym w takim razie są? – Konstantin przerwał moje mamrotanie, a w jego niskim tonie głosu było słychać prawdziwe zainteresowanie.
– Hmm, to są pestki niektórych owoców pestkowych albo nasiona – odparłam oszołomiona, że nie próbuje mnie zniechęcić do przeszkadzania mu w treningu.
– To dlaczego nazywa się je orzechami?
– Nie mam pojęcia. Może dlatego, że… przypominają wyglądem prawdziwe orzechy czy coś w tym stylu.
– Które z nich w takim razie to prawdziwe orzechy?
– Orzech laskowy i pekan. I kasztany.
Konstantin odchylił się lekko, a delikatny grymas uśmiechu zagościł na jego twarzy.
– Studiowałaś kiedyś biologię czy co? Nie wyglądasz – dodał tak oceniającym tonem, że mój instynkt walki znów wypłynął na powierzchnię.
– A jak według ciebie powinien wyglądać biolog? Chodzić wszędzie w kaloszach i ubraniach moro? – spytałam słodkim głosem, wyprostowałam się i próbowałam wyglądać na równie zrelaksowaną co Konstantin.
Mężczyzna pierwszy raz oderwał wzrok od mojej twarzy, a jego oczy zaczęły wędrować w dół, do kosmyków włosów przylepiających się do spoconej skóry na szyi i klatce piersiowej. Zarówno odwaga, jak i kolejny oddech uwięzły mi w gardle, gdy zatrzymał się spojrzeniem na moich piersiach, a potem zaczął taksować wzrokiem mój brzuch, biodra i uda, tak że byłabym w stanie wskoczyć w jego ramiona na tę cholerną maszynę i zedrzeć z niego ubrania.
Do diabła, byłam napalona. Nigdy nie doświadczyłam czegoś takiego, wystarczyło, że tylko na mnie spojrzał – pomyślałam zszokowana, a kolana mi drżały. Krocze wręcz mnie bolało. Złożyłam przyrzeczenie wszystkim siłom wyższym, że jeśli miałabym tego faceta choć na jedną noc dla siebie, to zaprzęgłabym go do takiej pracy, że miałabym już z pewnością dość.
– Jeśli studiowałabyś biologię, to z pewnością kokosów byś na tym nie zbiła. Oczywiście biorąc pod uwagę twój gust co do butów. Byłyby niepraktyczne w terenie. Albo pozwól mi się poprawić. One nigdzie nie są praktyczne. Nie mówiłaś, że jesteś menedżerką sprzedaży?
– Tak – odpowiedziałam, próbując złapać oddech, bo wzrok Konstantina cały czas wędrował po moim ciele, nie zmierzając ku oczom.
– Więc kim jesteś z zawodu?
„Teraz takie pytanie? Jaskiniowcem” – chciałam odpowiedzieć, lecz wybrałam odpowiedź bliższą prawdy.
– Zrobiłam licencjat z administracji biznesowej. I MBA, jedne z lepszych.
– Co?
– MBA. Są lepsze i gorsze programy na studiach.
– Co to właściwie jest?
– Pytasz na poważnie?
– Jestem psychiatrą, a nie jakimś doradcą zawodowym. Ale wiem, co to NBA. Skończyłaś jakąś akademię koszykówki dla karzełków?
– MBA to skrót od Master of Business Administration.
– Czyli tak naprawdę jesteś magistrem ekonomii.
Westchnęłam krótko i się poddałam. Jak człowiek może być jednocześnie podniecony do granic wytrzymałości i zirytowany?
– Skoro tak twierdzisz – prychnęłam.
– To co teraz robimy? – spytał Konstantin, nie wyrażając żadnych emocji, i uniósł wzrok do moich oczu.
– To znaczy? – spytałam zdziwiona.
Facet zmienił nastawienie i temat zdecydowanie zbyt szybko, biorąc pod uwagę, że znaczna część mojego mózgu była zajęta taksowaniem każdego centymetra kwadratowego jego boskiego ciała.
– No, porozmawialiśmy już o ciekawych rzeczach.
– Możemy więc kontynuować lub…
– Rozmowę? – spytał z zainteresowaniem, chociaż byłam niemal pewna, że ze mnie drwi.
– Miałam na myśli trening.
– Gdzie?
Poczułam się zdezorientowana. Moje ciało zrozumiało podwójne dno tego pytania wcześniej niż mózg i zaczęło drżeć z podniecenia.
– Emm… tutaj czy… co masz na myśli?
Mężczyzna wzruszył ramionami.
– Ty powiedz. To ty podeszłaś, żeby zaproponować wspólny trening.
Przygryzłam wewnętrzną część policzka, by powstrzymać uśmiech przepełniony triumfem.
„Kurwa. Kurwa jego mać”.
Miałam jednak szansę dostać to, czego pragnęłam. Odchrząknęłam, by oczyścić gardło, i zmusiłam się do wypowiedzenia paru słów.
– A może podam ci mój numer telefonu i adres i dasz mi znać, jeśli… gdy będziesz chciał… znowu się spotkać na trening.
– Widzę, że masz gotowy plan – odpowiedział Konstantin i dalej się we mnie wpatrywał z poważnym wyrazem twarzy.
Dlaczego, do cholery, nie byłam w stanie nic z tej twarzy odczytać? Czy miał to wyćwiczone? Umiejętność wymagana w pracy?
– Ty spytałeś – odpowiedziałam skromnie. Miałam ochotę go uszczypnąć, by sprawdzić, czy zmieni się wtedy wyraz jego twarzy. Jaki byłby Konstantin w łóżku? Cichy? Głośny? Czuły? Obojętny jak maszyna?
Gdy zaczęłam o tym rozmyślać, stwierdziłam, że nie byłabym w stanie nawet próbować zgadywać, a tak naprawdę nawet nie chciałam. Jedyne, co wiedziałam, to to, że muszę znaleźć się pod nim lub nad nim, niezależnie od ceny.
– Okej, zróbmy tak. Zapisz tutaj swój numer – powiedział mężczyzna i wyciągnął z kieszeni zdezelowanego Huaweia.
Czy lekarz nie powinien dobrze zarabiać? IPhone nie byłby zbyt dużym wydatkiem dla psychiatry. Wklepałam swoje imię i nazwisko, adres, numer telefonu i zapisałam w kontaktach, a gdy tylko to zrobiłam, wewnętrznie skakałam z radości. Przypomniałam sobie jednak o moich plecach. I o tym, gdzie byłam.
Z lekko uwodzicielskim uśmiechem na twarzy wyciągnęłam rękę z telefonem i pozwoliłam sobie trzymać go dłużej, niż to było konieczne, tylko dlatego, że dłoń Konstantina leżała wokół mojej i w porównaniu z telefonem była niezwykle ciepła.
– Kiedy chciałbyś…? – zaczęłam, ale mężczyzna wziął już w ręce uchwyt od wioślarza i wpatrywał się przed siebie, jakby zapomniał, że stoję tuż obok.
– Dam ci znać. – Nie powiedział ani słowa więcej.
Z jakiegoś powodu czułam się jak skarcona dziewczynka, byłam jednak z siebie tak zadowolona, że nie przejmowałam się tym zbyt długo. Wyszłam z siłowni, bo w takim humorze nie byłabym w stanie dłużej na niego patrzeć i nie dostać zawału serca. Albo orgazmu w miejscu publicznym. Albo jednego i drugiego.