Potęga zemsty - ebook
Potęga zemsty - ebook
Synowie Ragnara dokonują okrutnej zemsty za śmierć ojca.
Pod wodzą Ivara wikingowie zdobywają odległe i nieznane im dotąd ziemie, gdzie pozostawiają krwawy ślad.
Jeszcze nie wiedzą, że przyjaciele okażą się wrogami, zmuszając ich do nadludzkich czynów, a narodziny prawdziwego berserka naznaczone zostaną krwią i cierpieniem.
Zdrady wprawią w osłupienie sojuszników, a akty zemsty zszokują wrogów. Świat wikingów zachwieje się w posadach. W makabrycznych egzekucjach i wielkich bitwach znowu przyjdzie zginąć ważnym postaciom.
Do czego może się posunąć wojownik, by odzyskać utraconą chwałę?
Daniel „Dantez” Komorowski – od zawsze zainteresowany średniowieczem, ówczesnymi wojami i bitwami. Najbardziej zafascynowali go wikingowie, dzięki czemu powstała ta książka.
Kategoria: | Esej |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66790-28-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Northumbria
– Co chwila się trzęsie. Uspokaja się na pewien czas, by zaraz znowu wpaść w drgawki – zdawał relację braciom Ivara medyk Osvir – nie wiem, co się z nim dzieje… Wybaczcie mi – dodał załamanym głosem, bijąc się w pierś. – Podałem mu zioła, które powinny go uspokoić, lecz na nic się zdały.
– Coś musisz wiedzieć, na bogów! – odezwał się Ubbe podniesionym głosem. Jak wszyscy zgromadzeni w namiocie bardzo się przejął stanem Ivara. Przed chwilą na jego oczach zginął ojciec, a teraz brat, którego wielce podziwiał, również walczył o życie.
– Wygląda jakby zmieniał się w berserka, ale przemiana zazwyczaj nie trwa tak długo…
– Może zażył proszek i ten go teraz zabija? – wszedł medykowi w słowo Sigurt.
– Już by nie żył. Jeśli przemiana ma się nie powieść, bardzo szybko wykańcza woja, a Ivar proszku nie brał.
– Skąd ta pewność? – Tym razem głos zabrał Halfdan, który jako jedyny udawał przejętego sytuacją, choć wewnątrz był spokojny. – Może jednak go zażył?
– Nie, ponieważ nie prosił mnie o proszek. Kilku wojów po niego przyszło, lecz nie Ivar. On go nigdy nie chciał.
– To nie wiem. Musi być jakieś wyjaśnienie…
Najbardziej przerażona stanem Bezkostnego była Amira. Oddała mu swe serce, a teraz stała przy nim, ciągle trzymając go za dłoń, w nadziei, że ukochany w końcu się ocknie i powróci do siebie. Nagle drgnęła, wystraszona kolejnym nawrotem przeciągających się wstrząsów, targających ciałem Ivara. Nie wypuściła jednak z rąk jego dłoni, mając nadzieję, że choć w pewnym stopniu może to pomóc lub doda mu sił do walki.
– Może ściągnijmy medyka z zamku. Może on coś poradzi? – zaproponowała księżniczka Wessexu.
– Chyba… – chciał jej odpowiedzieć Halfdan Starszy, lecz z zewnątrz namiotu dobiegły ich krzyki i kłótnie. Skallagrim, król Wschodniej Szwecji, wykłócał się z wojami, strzegącymi wejścia. Wojowie dostali wyraźny rozkaz, aby nikogo nie przepuszczać i tak też robili, skutecznie hamując zapędy Swiona.
– Co tam się dzieje?! – rzucił przed siebie starszy brat zmarłego Ragnara i wyszedł na zewnątrz. – O co chodzi? – zapytał poirytowany, zgromadzonych przed namiotem ludzi. – Naprawdę nie możecie dać nam chwili spokoju?!
– O jakim spokoju mówisz, bracie króla? – odpowiedział mu pyszałkowato prowodyr hałasów. – Zabili waszego króla na oczach całej armii, a i jej dowódca nie wiadomo czy żyje. Ludzie się niecierpliwią – dodał Swion, zdawać by się mogło, zadowolony z przebiegu spraw. – Powiedz, co z Ivarem? Wszyscy wyczekują wieści. Póki nie ma go z nami, armia jest bez dowódcy, a armia bez dowódcy być nie powinna, zwłaszcza tak wielka, przyjacielu.
– Ja jestem dowódcą – odezwał się Halfdan Młodszy, odpowiadając za wuja. – Ja teraz dowodzę.
– Czyli Ivar zaniemógł? Nie żyje? – dopytywał się Skallagrim, spodziewając takiego obrotu spraw. – Ten przeklęty nieśmiertelny Dan zginął, zanim walki się rozpoczęły? – dodał z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać od ironii.
– Ivar żyje. – Brat Bezkostnego szybko ostudził zapał Swiona. – Żyje, ale nie jest w stanie dowodzić, więc ja…
– Wybacz Halfdanie, lecz szczerze wątpię, że będziesz dowodził pod nieobecność młodszego brata. Jesteś następcą waszego tronu, a chyba właściwie już królem, lecz nie wydaje mi się, aby wojska chciały walczyć pod twoimi rozkazami. Wszyscy stawili się na wezwanie Bezkostnego, nie twoje. To on jest tym wielkim i niepokonanym wojem z Danii, nie ty. Jeszcze raz wybacz bezpośredniość, ale takie są fakty. Słyszy się co nieco w obozie.
Słowa Skallagrima rozjuszyły Halfdana, który zawrzał gniewem i ruszył na przeciwnika. Przed wymierzeniem ciosu Swionowi powstrzymał go jednak trzeźwo myślący wuj, po czym zwrócił się bezpośrednio do bratanka: – Nie daj się sprowokować, nie warto.
– Ktoś musi dowodzić armią, lecz ty, Halfdanie, pomimo swej pozycji, nie jesteś dobrym kandydatem – powiedział stanowczo Skallagrim z lekko drwiącym uśmiechem, po czym odwrócił się i odszedł.
– Jak ja go nie cierpię… – wysyczał następca duńskiego tronu do swego wuja. – Dlaczego Ivar musiał zaprosić do udziału w zemście akurat jego?
– Jest solidnym sojusznikiem, ma ludzi, łodzie – odparł Starszy. – W takich momentach najważniejsza jest chłodna głowa i opanowanie, bratanku. Skallagrim już taki jest. Prowokuje i tylko czeka na czyjeś potknięcie, aby je skrzętnie wykorzystać. Idę o zakład, że będzie cię atakował, dopóki Ivar się nie wybudzi.
– Władzy i tak nie dostanie. Wojsko za nim nie pójdzie.
– Nie bądź taki pewien. – Wuj zachwiał pewnością Halfdana. – Dobrze pokierowane i umotywowane wojsko może zmienić dowódcę. Wybierze tego, który niekoniecznie lepiej walczy, lecz dobrze mówi. Zwróć uwagę, jak Ivar porwał ludzi na plaży, kiedy dostarczyłeś nam wiadomość o śmierci Ragnara.
– Ludzie Ivara szanują i boją się go, bo jest dobrym wojownikiem…
– Jednym z najlepszych – poprawił wuj bratanka. – Ma to wpływ na ich postrzeganie, ale Ivar potrafił też dotrzeć do ich umysłów słowem, a słowo niekiedy jest mocniejsze od ostrza. Pamiętaj o tym. Twój ojciec również był świetnym mówcą. Najwyższy czas wyprawić mu pogrzeb, powinieneś się tym zająć, bratanku – dodał Halfdan, po czym wrócił do namiotu, zostawiając swojego imiennika na zewnątrz. – Problemami zajmiesz się potem, czas oddać hołd Ragnarowi.– II –
Kilka godzin później
Na brzegu zgromadziły się tłumy. Wszyscy wikingowie, co do jednego, zgromadzili się nad wodą, aby uczestniczyć w pogrzebie Ragnara, wielkiego i sławnego króla Danii, który został zabity przez Ellę. Wszyscy chcieli wziąć udział w jego ostatniej drodze, choć doskonale zdawali sobie sprawę, że Ragnar już teraz ucztuje z bogami w Valhalli.
Młoda niewiasta zawodziła głośno, wznosząc pieśń ku czci sławnego wojownika i wielkiego człowieka. Wielu ze zgromadzonych, mimo iż twardych i zaprawionych w boju wojów, czuło ciarki na skórze od jej głębokiego i porywającego głosu.
Łódź, na której Ragnar miał się udać w swoją ostatnią podróż, była już gotowa. Na jej pokładzie wzniesiono wielki stos z drewna i słomy, nakryty miękkimi materiałami, na których spoczęło ciało Ragnara. Obok niego leżały ofiary: wino, miód, mięsiwa i broń. Na brzegu słychać było jedynie śpiew. Nikt nic nie mówił, gdyż wszystkim brakowało słów w tym smutnym i przygnębiającym dniu, kiedy to przychodzi żegnać największego z nich. Co prawda wszyscy powinni się radować, gdyż Ragnar trafił do bogów, gdzie każdy pragnie się znaleźć, jednak jego nieobecność wśród żywych budziła smutek, więc nikt nie potrafił ani nie chciał śmiać się i cieszyć tego dnia.
Na znak Halfdana, najstarszego syna Ragnara, teraz nowego króla, kilku wojowników odepchnęło łódź od brzegu i kiedy ta odpłynęła na pewną odległość, następca tronu naciągnął strzałę na łuk, po czym podpalił o pochodnię specjalny grot. Uniósł łuk, wycelował w łódź i zwolnił cięciwę. Ognista strzała wbiła się w stos pogrzebowy, po czym ten zaraz zapłonął żywym ogniem. Po niedługiej chwili ciało Ragnara, a potem i cała łódź zajęły się płomieniem. Na brzegu ustał nawet śpiew.
– Chwała Ragnarowi! – dało się usłyszeć po pewnym czasie okrzyk Halfdana Starszego, brata żegnanego króla.
– Chwała Ragnarowi!!! – powtórzyły setki gardeł wikingów, niczym jeden organizm, po czym raz jeszcze, i kolejny, aż w pewnym momencie, kiedy ucichli, Halfdan Starszy zaczął nucić niskim i potężnym głosem pieśń o swoim bracie:
Byłeś wielki w Midgardzie,
Teraz wielki będziesz u bogów.
Nie zapomnij nigdy nas, swych wojów,
Jak i my nigdy nie zapomnimy ciebie.
Twoja chwała nigdy nie przeminie,
Boś największym był z nas wszystkich.
Długo takiego jak ty między nami nie będzie,
Bo taki jak ty jedyny, a teraz należysz do bogów.– III –
Hedeby. W tym samym czasie
Pięć norweskich łodzi wpłynęło do zatoki handlowej Hedeby. Na plaży powitał ich szereg gapiów oraz wojowników, nastawionych pokojowo. Do brzegu zbliżały się łodzie pod przyjacielską banderą Haralda Pięknowłosego, pełne wojska. Nie wyglądało na to, żeby przypłynęli do Danii handlować. W końcu niewielka flota zacumowała przy głównym pomoście i pierwsi Norwegowie poczęli wychodzić na drewniany pomost prowadzący na ląd.
– Witajcie w Hedeby, Norwegowie! – powitał niezapowiedzianych gości Starkad, wyznaczony do zarządzania osadą, zaufany wojownik i przyjaciel zmarłego króla Ragnara. Był to mąż w kwiecie wieku, mający już niejedną bitwę na swoim koncie. – Co was tu sprowadza?
– Rozumiem, że dowodzisz tu na czas nieobecności synów Ragnara? – rzucił do Starkada pierwszy na pomoście wojownik bez ręki.
– Tak, jam jest Starkad, syn Bjola. Tyś Eryk, jeśli się nie mylę – odparł Duńczyk. – Gdzie twój ojciec? Zwykle on do nas przypływa. Ciebie widzę pierwszy raz.
– Jak się domyśliłeś, że jestem synem Pięknowłosego?
– Widziałem cię kilka wiosen temu, lecz nie byłem pewien, czy to ty. Czemu, panie, nie jesteś z Ivarem w Northumbrii? Byłem pewien, że płyniecie razem mścić naszego króla.
– Ivar uznał, że ma wystarczająco dużą flotę i wolał, żebym przypłynął do Hedeby i obstawił mury na wypadek, gdyby ktoś zechciał wykorzystać nieobecność większości wojska i zaatakować wasze królestwo. Mój ojciec został w domu, ja zaś mam bronić Hedeby.
– Ivar nic mi nie mówił, jak wypływał…
– Zdecydował o tym z moim ojcem i ze mną, kiedy nasze floty spotkały się u wybrzeży Norwegii.
– Dowództwa nie mogę ci przekazać! – powiedział stanowczo Starkad. – Tego nie zrobię, choćby nie wiem co.
– Nie po dowództwo przyjechałem. – Eryk uciął wątpliwości woja. – Możesz śmiało dowodzić. Zajmij się tylko mymi ludźmi, a my zabezpieczymy osadę.
– Tak zrobię – odparł Starkad, po czym obydwaj uścisnęli sobie mocno dłonie i razem ruszyli w kierunku osady. Tymczasowy jarl Hedeby w drodze na ląd wydał kilka rozkazów swym ludziom, po czym ci rozeszli się we wszystkich kierunkach, aby wypełnić polecenia. Ludzie Eryka tymczasem zeszli z łodzi i poczęli wyjmować z nich całe wyposażenie, którym była głównie broń.– IV –
Northumbria. Dwa dni później
W obozie wikingów panowała stagnacja. Kolejny już dzień wojowie siedzieli na miejscu, od czasu do czasu trenując, jedząc i pijąc. Chcieli walczyć, lecz nie mogli przez niedyspozycję dowódcy, który wciąż był nieprzytomny.
Na dworze się ściemniało i większość wikingów powoli kładła się spać. Tymczasem najstarszy z synów Ragnara znów musiał odpierać prowokacje Skallagrima, który na każdym kroku krytykował jego rządy, starając się umniejszać jego pozycję i podważać decyzje.
– Jeśli tak bardzo chcesz tej władzy, to wyzwij mnie na pojedynek i załatwimy to tu i teraz, a nie prowadzisz jakieś ciągłe podchody i prowokacje! – wykrzyczał Halfdan w twarz Skallagrimowi, który przy każdej możliwej okazji starał się go wyprowadzić z równowagi. – Wyzwij mnie i jeśli wygrasz, armia będzie twoja, lecz jeśli przegrasz, pożegnasz się z głową i koroną. Bogowie mi świadkami, że tak się stanie.
– Mam ryzykować koronę dla armii? – Prychnął władca Wschodniej Szwecji. – Nie żartuj, Halfdanie. Mam wszystko, czego chcę, i niczego więcej mi nie potrzeba.
– Więc po co ciągle obracasz jęzorem?! Czekamy, aż mój brat się obudzi, i zaatakujemy Ellę.
– Sęk w tym, żeby było kim atakować. Armia czeka, ale w końcu straci cierpliwość. To już kolejny dzień.
– Jeśli myślisz, że nasza armia rozejdzie się czy coś w tym rodzaju, to się grubo mylisz. Wszyscy mamy jeden cel, pomścić mego ojca. Armia jest silna i zjednoczona…
Skallagrim chciał odpowiedzieć następcy duńskiego tronu, lecz za ich plecami rozległy się krzyki. Obydwaj, zaintrygowani, skierowali się w stronę wrzawy. Halfdan zaczął biec, kiedy dotarło do niego, skąd dobiega hałas.
– Co się tu dzieje?! – krzyknął donośnie, kiedy przedarł się przez tłum ludzi zgromadzony wokół namiotu, w którym leżał Ivar. Jego oczom ukazała się garstka ludzi rozstawiona wokół namiotu. Skierowali broń na Amirę, Halfdana Starszego oraz Hvitserka, którzy czuwali jeszcze przed chwilą przy Bezkostnym. – Ktoś mi powie, o co tu chodzi?! – dopytywał się Dan, nie usłyszawszy natychmiast odpowiedzi.
– Jestem tu, by zabić twego brata, a jeśli ktoś spróbuje nas powstrzymać, zginie też jego kobieta, brat i Hvitserk – odparł jeden z wojów o jasnych włosach, dobrze zbudowany, choć niewysoki.
– Kim jesteś?! Nie widziałem cię do tej pory.
– Nieważne. Ważne, co zaraz zrobię i nikomu radzę się nie wtrącać! – odparł tajemniczy wojownik, po czym zwrócił się do swoich kompanów: – Jeśli ktoś zbliży się do namiotu, od razu poderżnijcie mu gardło.
– Nawet nie waż się tam wejść!
Mężczyzna zniknął w namiocie, ignorując Halfdana i zostawiając zdezorientowany i bezradny tłum wojów. Wewnątrz ukazał mu się leżący na zbitym z drewna łożu Ivar Bezkostny, syn Ragnara, jeden z największych wojowników, o jakim słyszał i którego niezmiernie szanował. Ivar był nieprzytomny i właśnie dostał kolejnego napadu mocnych drgawek, rzucających jego ciałem po posłaniu. Wojownik, pomimo swoich wielkich umiejętności był teraz całkowicie bezradny i skazany na wolę zabójcy.
Nieproszony gość podszedł bliżej Ivara i wyciągnął zza pasa długi nóż ze zdobioną runami rękojeścią. Bez namysłu nachylił się nad nim i przyłożył ostrze do gardła nieprzytomnego rannego. Miał już wykonać cięcie, gdy głowę wypełnił natłok myśli, które zaczęły nim targać niczym porywisty wiatr koronami drzew. Ujrzał Ivara walczącego z wrogami, wygrywającego bitwy, siejącego spustoszenie w oddziałach wroga. Czuł niezwykły podziw dla leżącego wojownika i wielki szacunek. Zebrał się jednak w sobie, zacisnął w dłoni mocno nóż i nachylając się raz jeszcze nad Bezkostnym, przyłożył ostrze do jego gardła.
– Na bogów! Bądźcie przeklęci! – ryknął wściekle i ruszył do wyjścia z namiotu niczym rażony piorunem. – Wybaczcie hańbę, jakiej się prawie dopuściłem… – dodał i wyskoczył na zewnątrz. Tam od razu skierował się w stronę Halfdana, jednak stanął z dala od niego. – Nie zabiję Ivara, nie mogę tego zrobić. Oddam ci miecz i poddam się twojej woli, obiecaj jeno, że nie zabijesz ludzi, którzy mi pomogli.
– A czemu miałbym ich oszczędzić?
– Tak jak i ja zaślepieni byli złotem Elli. Opłacił nas, żebyśmy zabili twego brata, panie, a jak się powiedzie, to i kilku innych waszych ludzi.
– Ella was opłacił?! – zapytał z gniewem Halfdan Starszy. – To opasły tchórz!
– Ze mną zrób, panie, co chcesz, ale ich oszczędź. Poszli za moją namową.
Następca tronu skinął głową, zgadzając się na propozycję i wszyscy napastnicy opuścili miecze. Wtedy Amira wraz z młodszymi braćmi Ivara natychmiast wpadła do namiotu, by sprawdzić, czy ranny na pewno nadal żyje. Ku ich uldze Bezkostnemu nie spadł włos z głowy.
– Trzeba zaatakować! – powiedział pewnie brat Ragnara. – Nie można tego odpuścić Elli. Mało brakowało, a Ivar by nie żył. Ten tchórz musi za to zapłacić! – upierał się przy swoim podniesionym głosem.
– Mieliśmy czekać – odparł Halfdan Młodszy. – Nie pamiętasz?
– Okoliczności się zmieniły, bratanku, nie można pobłażać czemuś takiemu.
– Zgadzam się z wujem – rzekł Ubbe. – Powinniśmy uderzyć całą siłą. Wówczas, zanim się obejrzymy, będzie po wszystkim.
– To wcale nie jest takie łatwe, zdobyć mury i pokonać wroga, bracie. Nie masz doświadczenia, więc nie wiesz, ale kiedyś je zdobędziesz i zrozumiesz – studził zapały Ubbe Halfdan. – Potrzebny jest plan. Nie możemy atakować bezmyślnie.
– Mamy przewagę – wtrącił się Sigurt, wychodząc z namiotu razem z Hvitserkiem.
– Ale nie możemy atakować bezmyślnie – dodał swój głos do dyskusji Hvitserk. – Przewaga przewagą, ale jak zaatakujemy bez planu, to możemy ją zmarnować. Nie po to zgromadziliśmy takie siły, żeby je szybko stracić.
– Dobrze prawisz, Hvitserku – przyznał wuj, widząc, że treningi z Ivarem dały Hvitserkowi nie tylko sprawność w posługiwaniu się bronią, ale i głową. Młody wiking myślał jak starszy brat, chcąc dobrać możliwie najlepszą taktykę, zamiast atakować szybko i pochopnie. – Lecz mury jakoś zdobyć trzeba. Jeśli masz jakiś plan, to podziel się nim.
– Pali się!!! – krzyknął nagle jeden z wojów, a za nim poczęli wrzeszczeć kolejni, właśnie w chwili, gdy Hvitserk chciał odpowiedzieć wujowi. Oczom rozmawiających ukazała się chmura dymu, unosząca się nad obrzeżem obozu.
– Podłożyli ogień! – ryknął wściekle Starszy. – Tchórze!
– Wszyscy gasić ogień i zabezpieczyć obóz! Znaleźć podpalaczy i przyprowadzić ich do mnie! – krzyknął Halfdan i wszyscy się rozbiegli.
W ogólnym zamieszaniu zapomniano zupełnie o wojownikach pojmanych podczas próby zamordowania Ivara, którzy wykorzystując zamieszanie, uciekli, chcąc uniknąć kary.
Wojowie, którzy byli najbliżej ognia, już go gasili. Przyjmowali podawane wiadra z wodą z rzeki i polewali podpalone namioty. Pozostali chronili nietknięte jeszcze ogniem, żeby się nim nie zajęły. Dzięki szybkiej i sprawnej reakcji pożar nie rozprzestrzenił się na większą część obozu, tylko został zdławiony w zarodku. Po pewnym czasie unosił się już tylko dym i po ogniu, poza spalonymi kilkoma namiotami, nie było już śladu. Dogaszaniu pożaru przyglądali się obydwaj Halfdani oraz Skallagrim, który nawet nie drgnął, by doskoczyć do wiader z wodą. Stał tylko, zadowolony, i wpatrywał się znacząco w króla Danii. Choć nie odezwał się słowem, jego wzrok mówił wszystko, co chciałby rzec. Halfdan miał tego pełną świadomość i – co więcej – tym razem zgadzał się z jego zdaniem.
– Koniec tego. Atakujemy jutro z samego rana – powiedział w końcu stanowczo i wszyscy przyjęli jego decyzję do wiadomości. Choć nadal nie był oficjalnie dowódcą, tym razem Skallagrim o tym nie przypominał. Zdawać by się mogło, że jest wielce zadowolony z takiego obrotu sprawy. Skinął tylko Danowi głową i odszedł, a na ciemnym niebie rozbłysła błyskawica, jakby sam Thor poparł atak na króla Ellę. Po chwili zaczął padać deszcz, a niebo poczęły rozrywać kolejne pioruny od uderzeń młota syna Odyna.– V –
Mury Northumbrii. W tym samym czasie
– Begern dobrze się spisał – odezwał się Osbert do swego ojca, kiedy razem wpatrywali się w wojów gaszących palący się obóz. – Najpierw mnie oswobodził, a teraz namówił ludzi Halfdana do podpalenia obozu.
– Sowicie go wynagrodzę, przyda nam się ktoś taki jak on.
– Wybacz, ojcze, ale mimo wszystko uważam, że źle zrobiliśmy z tym podpaleniem. Kolejna prowokacja. Już samo zabicie Ragnara na ich oczach było wystarczające…
– Do czego? – rzucił Ella. – Nic nie rozumiesz, synu. Ich armia nie ma teraz Ivara. Wódz jest nieprzytomny, nie dowodzi nimi, właśnie teraz mamy największe szanse na pokonanie tych przeklętych pogan!
– Może już go nie ma. Twój zabójca mógł go wykończyć.
– Sam chyba w to nie wierzysz! – prychnął Ella, kręcąc głową. – Ivar na pewno jest dobrze chroniony, a poza tym nie chciałem go zabijać ich rękoma, a jedynie w miarę możliwości odwrócić uwagę, żeby udało się podpalić obóz. Jeśli złapali zabójców, to na pewno wywołało to niemałe poruszenie, a tego przeklętego psa chcę zabić sam, za to, co zrobił twemu bratu. Poza tym wieści o Danach chcących zabić Bezkostnego, mogą wprowadzić chaos i zamieszanie do ich armii, a w im większym stopniu to się stanie, tym lepiej dla nas. Wtedy będą musieli zaatakować.
– Czyli opłacenie zabójców było tylko małym elementem większego planu?
– Dokładnie tak, synu – przytaknął Ella. – Zrozum, póki Ivar nimi nie dowodzi, mamy największe możliwości pokonania ich. Pomijam już ich przewagę liczebną, bo nie takie walki widziała historia, ale ten przeklęty poganin zbyt dobrze czuje się w obmyślaniu strategii i w samej walce. Pomyśl, proszę. Z kim wolałbyś się mierzyć jako dowódca? Z Ivarem czy z Halfdanem?
– Mam odpowiadać? – prychnął Osbert, wiedząc już, do czego zmierza jego ojciec.
– No więc właśnie – odparł Ella, zadowolony, że syn go rozumie. – Póki mamy jakieś możliwości, musimy z nich korzystać.
– Czyli prowokujemy – powiedział Osbert, na co ojciec skinął mu głową. – Lecz, co jeśli na nic się to zda i bez Bezkostnego nie będą atakować?
– Wtedy zaatakujemy sami.– VI –
Namiot Ivara. Kilka godzin później
Burza, choć nie tak wielka, jak spodziewali się tego wojowie z północy, trwała dalej. Ciągle padało i co chwila niebo przeszywały kolejne pioruny. Wikingowie lubili taką pogodę, bo świadczyła o przychylności Thora, boga piorunów, który pokazywał, że nad nimi czuwa. Wierzyli, że pomoże im w walce z królem Ellą, doda sił i pozwoli, by na jego oczach walczyli o chwałę.
Niewiele z grzmotów robiła sobie Amira, która usnęła w namiocie Ivara i spała w najlepsze, siedząc z głową opartą na jego łożu. W pewnym momencie niebo rozdarł dużo mocniejszy grzmot niż wszystkie poprzednie i wyrwał ją z mocnego snu. Księżniczka przetarła oczy i zauważyła, że łoże jej mężczyzny jest puste. Ivara w nim nie było. Podskoczyła z przejęcia i zaskoczenia, rozglądając się czujnie dookoła. Przetarła oczy ze zdumienia i wyszła na zewnątrz. Wychodząc z chroniącego ją od deszczu miejsca, zdziwiła się po raz kolejny. Przy wejściu do namiotu nie było żadnego wartownika. Amira w panice obiegła namiot dookoła. Kilka chwil na zewnątrz wystarczyło, żeby przemokła do suchej nitki. Rozglądała się, wszędzie szukając sylwetki Ivara lub jakiegokolwiek śladu, wskazującego, dokąd mógł pójść. W końcu dojrzała niewyraźną sylwetkę w pewnej odległości od namiotu. Postać skierowana była w stronę osady Northumbrii. Księżniczka odgarnęła włosy, zakrywające jej oczy i ruszyła w stronę nieruchomej postaci. Mężczyzna, którego zauważyła, stał niczym słup soli, patrząc przed siebie i nie zwracając uwagi na pogodę.
– Ivar!? – zakrzyknęła Amira, lecz ten nawet nie drgnął. Po chwili powtórzyła dwukrotnie swe nawoływanie, lecz i one nie przyniosły żadnego efektu. W końcu dała za wygraną, dochodząc do wniosku, że burza i deszcz zagłuszają jej słowa. Szybko pokonała dzielącą ich odległość i niepewnie obeszła mężczyznę dookoła. Kiedy spojrzała w jego twarz i rozpoznała go, bez chwili wahania rzuciła się na niego, mocno go obejmując. – Żyjesz! Bałam się, że znowu cię zaatakowali.
Bezkostny bez większych emocji objął Amirę jedną ręką, lecz nadal nie odezwał się ani słowem.
– Halfdan ich zabił? – zapytał po dłuższej chwili, domyślając się, że Amira mówi o jakimś ataku na jego życie i zastanawiało go, co jego brat zrobił z niedoszłymi zabójcami.
– Zabójców? – dopytywała, nie będąc pewna, czy o nich chodzi Bezkostnemu. – Uciekli, kiedy Ella podłożył ogień w obozie. Ludzie ich nie upilnowali i rozpłynęli się w powietrzu.
– Ten, który był w namiocie, chciał mnie zabić tylko z początku. Potem honor mu nie pozwolił, zrezygnował w porę.
– Twój brat chciał ich wszystkich ukarać, lecz zdrajca go ubłagał, żeby kara dosięgnęła tylko jego, a żeby odpuścił ludziom, którzy z nim byli. Halfdan się zgodził, lecz potem był pożar i dalej już wiesz.
– Duże straty?
– Jak się czujesz? – zapytała Amira, kiedy Ivar przeszedł lekko do następnego tematu. – Boli cię coś? Niektórzy bali się, że możesz nie przeżyć… – dodała niepewnym głosem.
– A ty? – odpowiedział pytaniem Bezkostny.
– Ja? Nie rozumiem – odparła zdziwiona księżniczka.
– Bałaś się, że umrę?
– Wiedziałam, że przeżyłeś, a bałam się tylko, że za bardzo cierpisz.
– To nie było cierpienie.
– Zioła Osvira przyniosły ci ulgę – upierała się przy swoim Amira – byłeś nieprzytomny trzy dni. Rzucałeś się po łożu, jakby przypalali cię gorącym metalem od środka i do tego cięli żywcem. Niektórzy byli przerażeni.
– Nie rozumiesz. – Ivar pokręcił przecząco głową, kiedy skończyła mówić. – To nie Osvir, a bogowie.
– Co z nimi? Teraz naprawdę nie rozumiem.
– Widziałem bogów, objawili mi się i zabrali ból. Powiedzieli, że mam nie cierpieć, a radować się, bo płynie we mnie ich siła, która niedługo się objawi. Rzekli, że będę im równy, jak równy mógł być mój ojciec.
– Ragnar? – zapytała Amira, nie wiedząc, co myśleć o słowach Ivara. – Widziałeś go?
– Bogowie powiedzieli, że w moich żyłach, jak i w żyłach mojego ojca płynie prawdziwa krew bogów. Rzekli, że kiedyś wielu było w stanie uzyskać podobną moc, lecz teraz mogą to tylko nieliczni. Jestem wśród nich. Tak jak mój ojciec, jestem wybrańcem bogów i mogę to posiąść.
– Co posiąść? Moc? Siłę? – dopytywała się Amira, coraz bardziej zdezorientowana. Obawiała się, że Ivar odczuwa skutki swoich ataków i majaczy, co bardzo ją zmartwiło, i szukała słów, aby go nie urazić. – Jak się czujesz? Może powinieneś odpocząć, coś zjeść?
– Czuję się dobrze, Amiro, i nie zwariowałem, jeśli o to ci chodzi. Bogowie nawiedzali mnie w snach i powiedzieli, że jestem zdolny do wielkich rzeczy. Mam tylko przyjąć ich dar i będę wielki jak oni.
– O jakim darze mówisz?
– O darze, którego nie przyjmę, choć nalegali na to. Mówię o darze, który ułatwi mi wszystko, co zechcę uczynić. Zrobię to i bez daru bogów, jak czynił to wcześniej mój ojciec. Ragnar również nie przyjął mocy bogów, choć modlił się do nich każdego dnia. I bez niej był największym z nas. Teraz czas na mnie. Chcę być godnym synem mego ojca.
Amira stała bez ruchu i tylko słuchała słów Ivara. Nie wiedziała, co na nie odpowiedzieć, gdyż nie do końca pojmowała, jak powinna je rozumieć.
– Co z mym ojcem? Odprawiliście mu pogrzeb, kiedy byłem nieprzytomny?
– Tak, twoi bracia wszystkim się zajęli. Nie czekali na ciebie, bo nie wiedzieli, kiedy się ockniesz. Szkoda, że nie mogłeś go pożegnać.
– Pożegnałem go w snach. Rozmawiałem nie tylko z bogami, ale i z nim. Wiem, że jest teraz szczęśliwy w Valhalli. Będzie mi go brakowało, ale nie będę po nim płakał, bo trafił do bogów, a to jest najważniejsze. – Po chwili ciszy Ivar dodał stanowczym tonem, przeczesując włosy z przodu głowy do tyłu: Teraz czas go pomścić!
– Halfdan chce jutro zaatakować – zdradziła Amira Bezkostnemu. – Skallagrim ciągle go namawiał do ataku, ale twój brat się uparł, żeby czekać, aż się ockniesz. Jednak gdy Ella podpalił obóz, Halfdan dał za wygraną i zdecydował się zaatakować z samego rana.
– Ella do tego dążył. Chciał go sprowokować do ataku, bo tylko wtedy ma szansę na wygraną.
– Halfdan chce ruszyć całą siłą na mury.
– Będzie za dużo strat. Ella o tym wie, chciał tego. Na murach ma pewnie samych łuczników, którzy nawet pomimo naszych tarcz przetrzebią nam szeregi. – Ivar szybko przewidział przebieg walk i zaczął myśleć, jak przechytrzyć wroga. Rozwiązanie przyszło do niego szybciej niż sądził. – Ale zrobimy, jak chciał – powiedział.
– Zaatakujecie mury? Przed chwilą mówiłeś, że to bez sensu… – Księżniczka nie nadążała za rozumowaniem Bezkostnego i ciągle się obawiała, że ten może majaczyć. – Powiem wszystkim, że wstałeś i opracujecie razem z braćmi plan. Idź do namiotu, zaraz ich przyprowadzę – zaproponowała, widząc w tym najlepsze rozwiązanie.
– Nikt nie może wiedzieć, że się ocknąłem. – Ivar szybko ostudził jej zapał. – Zawołaj tylko Eskila, Hvitserka, Ubbe, Sigurda i Aidana. Nikt poza nimi nie może wiedzieć, że wróciłem.
– Ale dlaczego? Co chcesz zrobić?
– Powiem, jak ich zawołasz, zaufaj mi. Do rana mamy mało czasu, musimy szybko działać. – Ivar ponaglił księżniczkę. – Tylko uważaj. Wieści, że się ocknąłem, wywołają zbyt duże poruszenie w obozie, co obudzi czujność tego opasłego króla. Ella myśli, że ma przewagę i niech myśli tak do samego końca.– VII –
Namiot Ivara. Godzinę później
– Na pewno chcesz walczyć, panie? – zapytał Eskil Bezkostnego, siedzącego na łożu razem z Amirą. Pozostali zajmowali miejsca na prowizorycznych stołkach z pni drzew. – Widziałeś bogów i raduje mnie to, ale trzy dni byłeś nieprzytomny. Może powinieneś odpocząć?
– Dosyć się naodpoczywałem – odparł od razu Ivar. – Poza tym, jak już mówiłem, nie ma na to czasu. Halfdan ruszy jutro na mury i będzie za dużo strat po naszej stronie.
– Ty jesteś dowódcą. Jeśli wyjdziesz z namiotu, to ty będziesz dowodził atakiem – odezwał się Ubbe, chcąc przekonać starszego brata do ujawnienia się.
– Słuchaliście, co do was mówiłem, odkąd Amira was tu przyprowadziła? – zapytał Ivar wszystkich zgromadzonych, a pytanie kierował głównie do Eskila i Ubbe, którzy nie do końca byli za jego planem, lub przynajmniej chcieli go zmodyfikować ze względu na stan zdrowia Bezkostnego. Jedynie Hvitserk siedział cicho i tylko słuchał. – Wezwałem akurat was, bo ufałem, że zrobicie, co powiem. Jeśli macie jakieś obiekcje, w porządku, sam zrobię, co zaplanowałem.
– Ivar, nie rozumiesz – wtrąciła się Amira, stając w obronie Ubbe i Eskila. – Martwią się o ciebie, zresztą jak wszyscy. Nie wątp w naszą wierność. Po prostu każdy z tutaj obecnych chce dla ciebie jak najlepiej i stąd te wszystkie pytania.
– Nie musicie się o mnie martwić. Zapewniam was, że czuję się jak przed śmiercią mojego ojca, którego należycie uczcimy i pomścimy, jak tylko wytnę opasłemu Elli krwawego orła – odpowiedział Bezkostny i spojrzał każdemu obecnemu w namiocie głęboko w oczy.
– Bądźcie spokojni, czuję się bardzo dobrze. – Ivar raz jeszcze rozejrzał się po garstce zgromadzonych i zapytał: – Zrobicie, co mówiłem? Przewaga, o której myśli Ella, jest tak naprawdę naszą przewagą.
– Zbierzemy oddział, możesz być spokojny – odezwali się w końcu jednocześnie Hvitserk i Ubbe. Zaraz potem razem z Eskilem wyszli wypełnić rozkaz dowódcy wielkiej armii. W namiocie z Ivarem została tylko Amira.
– Czyli zemsta dokona się dzisiaj? – zapytała retorycznie księżniczka, dotykając dłoni ukochanego.
– O trzy dni za późno – odparł Ivar, choć pytanie nie wymagało odpowiedzi. – Zostawimy tu po sobie większy ślad niż w Paryżu. Świat usłyszy, że z nami się nie zadziera. Tam, gdzie zacumujemy swe łodzie i postawimy swe stopy, ludzie będą uciekać na samą wieść o naszym przybyciu.– VIII –
Gdzieś na morzu. W tym samym czasie
Przez morze płynął, a w zasadzie unosił się na nim, wrak szwedzkiej łodzi. Na zniszczonym pokładzie o częściowo wyrwanych deskach, ze złamanym masztem, bez żagla i wioseł znajdowała się garstka zrezygnowanych ludzi. Wyglądali jak wydarci bestii z pyska. W poszarpanych szatach, poranieni, niektórzy z połamanymi kończynami, jeden z wybitym okiem, czekali na swój koniec. Sztorm pozbawił ich wszelkich zapasów wody i jedzenia, a dryfowali już od kilku dni. Najsłabsi członkowie załogi, choć przeżyli sztorm, już na pokładzie wraku umarli z wycieńczenia.
Kapitan siedział z głową złożoną na kolanach, oparty o pozostałości złamanego masztu. Sam był w nie lepszym stanie od swych ludzi. Jego szaty również były porwane, ledwo co wiszące na ciele. Wyglądały, jakby przy pierwszym gwałtowniejszym ruchu miały się z niego całkiem zsunąć.
– Statek… – Uszu kapitana doszedł szept kogoś z załogi. Potem raz jeszcze, i jeszcze. Kjartad odwrócił się w kierunku woja i ujrzał go, wychylającego się przez sterburtę, wpatrzonego w dal, jakby chciał się upewnić, czy dobrze widzi, czy to fatamorgana.
– Gdzie ten statek? – Grimisdal podszedł do woja, aby sprawdzić, w którą stronę ten spogląda. – Loki pewnie znowu sobie z ciebie żartuje i pokazuje to, co chcesz zobaczyć. Ma z nas pewnie niezły ubaw – odezwał się rosły wojownik, kiedy jego towarzysz pokazał mu statek na horyzoncie. Grimisdal przetarł oczy ze zdumienia. – To łódź! Dobrze mówi. I to nie jedna, a trzy! – zakrzyknął uradowany, podrywając resztę załogi z miejsc. Wszyscy najszybciej jak tylko mogli podnieśli się z pokładu, aby na własne oczy zobaczyć płynące łodzie. Kjartad jako jeden z pierwszych wychylił się za burtę.
– Na szczęście… – odezwał się ledwo słyszalnie, jakby tylko do siebie. – Przygotujcie się wszyscy – powiedział zaraz do załogi. – Płyną w naszą stronę, ale nie wiadomo, kim są. Miejcie broń w pogotowiu.
– O co mamy walczyć? Tak czy tak zginiemy… – odezwał się jeden z wojów, którego imienia Kjartad nie pamiętał.
– Zginiemy albo nie zginiemy. Zawsze możemy walczyć o ich łodzie, nic nie mamy do stracenia.
Po pewnym czasie, wydłużającym się pechowej załodze w nieskończoność, trzy łodzie dopłynęły do ich wraku, zatrzymując się w odpowiedniej odległości. Z pierwszej wyrzucono haki do abordażu, aby przyciągnąć wrak.
– Kim jesteście, szczęśliwcy?! – zakrzyknął kapitan przybyłej niewielkiej floty do prawie pogodzonej ze swym losem załogi.
– Nie tacy znów szczęśliwcy! – odparł mu natychmiast Kjartad, przyglądając się rozmówcy i próbując go rozpoznać.
– Szczęśliwcy, bo na was trafiłem i nie będziecie dalej tak dryfować – upierał się przy swoim kapitan. – Powiedzcie, co tu się stało? Czyżby bogowie aż tak źle wam życzyli, że zniszczyli waszą łódź?
– Szkoda strzępić na to język. – Kjartad machnął ręką. – Kim jesteś? Nie widziałem cię dotąd.
– Jestem Sigtrygg, jarl Uppakry. Wracam z kraju Franków, gdzie handlowaliśmy.
– Uppakry z południowej Szwecji? – dopytywał się Czarna Maska, już bez swego nakrycia twarzy, któremu zawdzięczał przydomek.
– A jest inna? – zażartował Sigtrygg.
– Chyba nie. Ja jestem Kjartad Czarna Maska, dowódca wojsk Eysteinna Bellego.
– Tyś jest tym wielkim wojownikiem, który uratował rodzinę króla? Wiele o tobie słyszałem. Pomoc tobie tym bardziej będzie dla mnie miła.
– Raduję się z tego powodu.
– Przyciągniemy waszą łódź, przejdziecie do nas i zabierzemy was do domu. Akurat wracamy, jak już wspominałem.
– Jeszcze raz dzięki ci za pomoc, jarlu. Kiedyś ci się odwdzięczę.
– Na pewno będzie ku temu okazja, Kjartadzie – odpowiedział po cichu Sigtrygg.
– Coś mówiłeś?
– Nie, nic. Już niedługo ucałujesz swą piękną żonę.
Ciąg dalszy w wersji pełnej