Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Potępiony umysł - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2016
Ebook
24,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Potępiony umysł - ebook

Cztery lata po tragicznym w skutkach wypadku Monika zaczyna stawać na nogi. Przezwyciężyła depresję, może się poruszać o kulach, ale gdy wszystko zdaje się zmierzać w dobrym kierunku, zaczynają ją dręczyć złe sny. W nocnych koszmarach staje się świadkiem, jak zamaskowany mężczyzna ściga i brutalnie gwałci młodą kobietę.

Wkrótce Monika dowiaduje się z telewizji, że w Zakopanem znaleziono ciało dziewczyny, którą widziała w swoich snach. Przekonana, że ma do odegrania jakąś rolę w rozwikłaniu tajemnicy jej śmierci, Monika postanawia wyruszyć ze swoich podtoruńskich Łysomic na miejsce zbrodni.

Niezwykle udany debiut obiecującej pisarki młodego pokolenia! Długo czekałem na tak mocny i realistycznie napisany polski kryminał!
Krzysztof Fejklowicz,
Wolumen Ogólnopolska Sieć Księgarska

Tomasz dużo widział, ale czegoś podobnego i on nie był w stanie sobie wyobrazić. Kobieta siedziała pod drzewem, oparta o nie plecami, czarne włosy miała rozpuszczone, a na nich upleciony wianek z kolorowych polnych kwiatów. Twarz denatki wyglądała, jakby była pogrążona we śnie, jedyne, co rzucało się w oczy, to była krwistoczerwona pomadka na jej ustach. Pod brodą znajdowała się cienka żyłka, którą ktoś owinął wokół drzewa tylko po to, żeby tułów nie opadł do przodu. Na szyi widniał granatowy siniec szerokości liny. Dziewczyna ubrana była w czarną koronkową sukienkę, dłonie miała położone, o kurwa… na czym? Na kołdrze obleczonej w białą, na oko bawełnianą pościel. Paznokcie były pomalowane na ten sam odcień czerwieni co usta. Wokół palców miała poprzeplatany różaniec.

Sandra Feeser - mieszkanka Chełmży, małej miejscowości koło Torunia. Ukończyła kosmetologię i wizaż, pasjonuje się gotowaniem oraz kocha koty. Od zawsze marzyła, żeby napisać książkę. Wypadek samochodowy, który cudem przeżyła, stał się dla niej inspiracją do napisania jej debiutanckiej powieści pod tytułem „Potępiony umysł”.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-391-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Trzeba uważać, kiedy wypowiada się życzenie.

Nigdy nie wiadomo, kto może słuchać.

Terry Pratchett

Monika otworzyła oczy. Uśmiechnęła się do siebie. Uświadomiła sobie właśnie, jak bardzo lubi się budzić, kiedy to małe dwudziestosześciotygodniowe szczęście w jej brzuchu kopie ją radośnie, żeby wstała, domagając się śniadania. Ma dwadzieścia osiem lat, mały domek w Łysomicach, niewielkiej wsi koło Torunia, fajną pracę i faceta, który o nią dba. „Czego chcieć więcej?” – pomyślała. Wstała, otworzyła okna, wpuszczając do pokoi trochę letniego słońca. „Jak na początek czerwca pogoda wspaniała, aż chce się żyć” – stwierdziła. W dobrym nastroju poszła do kuchni. Zrobiła sobie płatki owsiane na mleku, kawę zbożową. Piotrowi jego ulubione tosty z serem i salami oraz herbatę. Postawiła wszystko na czerwonej tacy, zaniosła do łóżka, budząc przy tym męża. Kiedy się do niej uśmiechnął, poczuła ogromne szczęście, wiedziała, że to właśnie tu chciała być i że to jest jej wymarzone życie. Są ludzie, którzy nie mają takiej dobrej passy w życiu i tkwią w jakichś chorych relacjach, które w konsekwencji i tak prowadzą do rozstania. Związek Moniki i Piotra był udany, pełen miłości, przyjaźni, zrozumienia. Od samego początku mogli na sobie polegać, nigdy się nie kłócili, ogólnie mówiąc, byli zgraną parą. Pewnego dnia po trzech latach bycia razem stwierdzili, że fajnie by było powiększyć ich grono. Starali się o dziecko kilka miesięcy i kiedy Monika zaszła w ciążę, Piotr o mało nie oszalał z radości.

– Nie masz pojęcia, kochanie, jak ja się cieszę, że będę miał syna. Masz jakiś pomysł na imię dla tego malucha?

Spojrzał na Monikę z tą samą ogromną miłością, którą ona darzyła jego. Wczoraj byli razem na USG w 3D, niezwykle popularnym w tych czasach. Pierwszy raz zobaczył, jak jego syn otwiera usta, dotyka małą rączką noska, jak kopie nóżkami. A kiedy lekarz pokazał mu, co się między nimi znajduje, rozczulił się tak, że aż się popłakał, zresztą Monika też ryczała.

– Nie wiem, Piotrek, myślałam o Łukaszu, Robercie i Nikolasie.

– Nikolas? Czyżby tak jak twój ulubiony aktor Nicolas Cage? Trochę cię poniosło, Monia. Podoba mi się Robert. Robert Lasocki. Fajnie brzmi.

– Zobaczymy. Do rozwiązania jest jeszcze trochę czasu, więc może nam wpaść do głowy tysiąc propozycji. A teraz jedz.

Uśmiechnął się do niej tym zniewalającym uśmiechem, za który pokochała go do szaleństwa. Poznali się pięć lat temu na dyskotece w Płośnicy. Pojechała tam pociągiem z koleżanką Pauliną, żeby świętować swoje dwudzieste trzecie urodziny. Wysoka, szczupła brunetka z włosami do pasa, z szerokim uśmiechem i piwnymi dużymi oczami nie narzekała na brak powodzenia u mężczyzn. Miały zarezerwowany stolik w loży za didżejem. Wszystko było świetne: muzyka, towarzystwo, lokal, drinki. Obie lubiły się bawić w klubach, były młode, ładne, cały świat leżał u ich stóp. Studiowały w Toruniu – Paula aranżację wnętrz, Monia dietetykę. W pewnym momencie Monika zauważyła, że jakiś facet przy stoliku obok nagrywa ją telefonem, kiedy tańczy, śmieje się czy pije drinka. Podeszła do niego i grzecznie poprosiła, żeby tego nie robił, bo sobie tego nie życzy. Niestety koleś był głuchy na jej prośby. W pewnym momencie podszedł do niego jakiś obcy chłopak, wyrwał mu z ręki telefon, który roztrzaskał o podłogę, mówiąc:

– Jak cię dama prosi, to się reaguje, a nie patrzy jak szpak w pizdę.

Spojrzał na Monikę i serce jej zmiękło na widok tego zniewalającego uśmiechu. Rozpętała się awantura jakich mało. Chłopacy się szarpali, bili po twarzach, ktoś upadł na stolik, strącając drinki i piwa, ktoś inny wpadł na dziewczyny, omal ich nie przewracając. Impreza skończyła się na tym, że ochrona wyprosiła ich wszystkich ze zdewastowanego klubu. Piotr, bo tak miał na imię wybawca Moniki, zaproponował, że odwiezie dziewczyny do domu. Zgodziły się. Nie tylko dlatego, że nie miały teraz żadnego pociągu, a od Torunia dzieliło je prawie dwieście kilometrów, ale też dlatego, że Piotrek wpadł w oko Moni, która wsiadała do jego bmw z bijącym sercem i głupkowatym uśmiechem. Cieszyła się, że on również, jak się okazało, pochodzi z Torunia, co umożliwi im bliższe poznanie się bez konieczności pokonywania Bóg wie ilu kilometrów. Zaimponował jej. A prawda jest taka, że kobiety lubią niegrzecznych chłopców, tego zaś chłopca Monika bardzo polubiła.

– Co się tak zamyśliłaś, kochanie? – spytał.

– A wzięło mnie jakoś na wspomnienia. Co dziś robisz?

– Pomyślałem właśnie, że może chciałabyś pojechać ze mną do Torunia. Muszę pozałatwiać kilka spraw, w tym zamknąć konto w banku. Poszlibyśmy potem na jakiś obiad, co ty na to? A poza tym obiecałem Kiślowi, że go do szkoły podrzucę na zajęcia.

– Kiślowi?

– No Błażejowi, temu co jeździ w wyścigach motocyklowych. Śmiałaś się kiedyś, że ma takie przezwisko, pamiętasz?

– Aaaa, już wiem, jego ojciec jest fizjoterapeutą, nie? Kochanie, wybacz, ale jakoś nie chce mi się wstawać, ogarniać; makijaż, włosy, wiesz, jak to jest. A do tego nasz mały piłkarz rozgrywa chyba mecz swojego życia, bo kopie jak szalony. Poleżę jeszcze.

– No dobra, Dziubek, to jak chcesz, to sobie leż.

Piotr wstał, odniósł tacę do kuchni. Kiedy wszedł do sypialni i spojrzał na swoją żonę, stwierdził w myślach, że ciąża jej służy, bo pomimo okrągłości, których się nabawiła, wygląda ślicznie i zdrowo. Ogolił się, ubrał, wziął kluczyki od auta, pocałował Monię w czoło, a do okrągłego brzucha powiedział:

– Nie dawaj mamie w kość, stary.

I wyszedł z domu. Monia włączyła telewizor, pooglądała program „Dzień Dobry TVN”, w którym rozczulali się na temat otyłości w szkole, oraz że cukier jest tak samo szkodliwy jak tłuszcz. Po dwudziestu minutach stwierdziła, że nie została stworzona do leżenia, a ponieważ maluch najwidoczniej poszedł spać, wstała, włączyła pralkę i zrobiła delikatny makijaż. Miała zamiar posiedzieć z książką swojego ulubionego pisarza Dana Browna, którą dostała ostatnio w prezencie od Piotra, z kubkiem gorącego kakao w bujanym fotelu, napawając się ciszą i spokojem, ale do mieszkania ku jej zaskoczeniu wszedł Piotr.

– A ty nie miałeś być w Toruniu?

– Miałem i zaraz będę, ale zapomniałem dokumentów do banku. Byłem zatankować i po Kiśla. Ooo, widzę że się ogarnęłaś, wciągaj buty, mała, bez gadania, zapraszam cię na obiad do twojej ulubionej pierogarni.

Podszedł do niej, objął od tyłu, pocałował w szyję i szepnął do ucha:

– Nie daj się prosić, kochanie.

Monikę przeszył dreszcz podniecenia i radości. Nie dała się prosić.2

Śmierć nie jest największą stratą w życiu. Największą

stratą w życiu jest to, co umiera w nas, gdy żyjemy.

Norman Cousins

Ruszyli spod domu z piskiem opon. Oboje byli wariatami, a szybką jazdę samochodem wręcz uwielbiali, mieli coś takiego w swoich naturach, że lubili adrenalinę. Dzień był ciepły, słoneczny. Czuć było w powietrzu nadchodzące lato. Jadąc, rozmawiali, słuchali muzyki, rozmawiali z Kiślem o jego nowej miłości Anecie, którą poznał na ostatniej domówce u Muńka. W Toruniu podrzucili przyjaciela pod szkołę, a sami poszli do pierogarni U Mamy. Monika zamówiła swoje ulubione piecuchy z grzybami, czyli pierogi pieczone w piecu, Piotrek natomiast lepiuchy, tradycyjnie lepione pierogi gotowane w wodzie, na słodko, z truskawkami i śmietaną. Deserem był ogromny kielich bakaliowych lodów zjedzony na pół. Potem zrobili sobie spacer Bulwarem Filadelfijskim nad Wisłą. Zatrzymali się na dłuższą chwilę przy pomniku w formie kotwicy na postumencie, stojącym niedaleko bramy Klasztornej.

– Wiesz, Monia – powiedział Piotrek, bawiąc się w jej prywatnego przewodnika – że ten obelisk upamiętnia powstanie w 1922 roku pierwszej szkoły oficerskiej marynarki wojennej i że został odsłonięty w 1972 roku, w pięćdziesiątą rocznicę utworzenia tej szkoły?

– Nie, nie wiedziałam – odpowiedziała Monika z uśmiechem na twarzy. – I nie mam pojęcia, jak ty jesteś w stanie to wszystko zapamiętać, ja nie mam w ogóle pamięci do dat.

Zrobili sobie przy okazji kilka pamiątkowych zdjęć obok pomnika oraz na pobliskich ławkach. Lubili to miasto, Piotrek mieszkał w nim od dzieciństwa, więc Toruń uważał za swój dom. Dopiero kiedy poznał Monikę i kupili mały domek w Łysomicach, piętnaście kilometrów od Torunia, zgodził się z ciężkim sercem z niego wyprowadzić. Kochał Toruń nie tylko za to, że się w nim wychowywał i poznał chyba każdą ulicę, obskoczył wszystkie możliwe mury, zwiedził każdą ruinę zamków krzyżackich, murów obronnych oraz odwiedził wszystkie dostępne dla zwiedzających spichrze. Kochał go za piękną historię sięgającą 1230 roku, kiedy Krzyżacy nadali mu prawo lokacji, gdy lokowano handlowe Stare Miasto, oraz roku 1264, gdy nadano prawa miejskie rzemieślniczemu Nowemu Miastu. Toruń słynął z bogactwa, zabytków oraz pięknych starych uliczek zachowanych do dziś. W epokach prehistorycznych stanowił dogodne miejsce osadnictwa dzięki dostępowi do rzeki Wisły, rozwijającemu się handlowi oraz położeniu na styku trzech krain geograficznych. Piotrek uwielbiał spacerować uliczkami i podziwiać wszechobecny gotyk, dać się przenieść w czasy rycerskie dzięki kamienicom, murom obronnym, ruinom zamków wybudowanych z czerwonej cegły. W Toruniu znał mnóstwo zabytków, o których mógłby mówić godzinami, poznał je wszystkie za dzieciaka dzięki wycieczkom klasowym, potem jako nastolatek, biegając z chłopakami to tu to tam, a przy okazji wpadając na jakiś zabytek, no i jako dorosły facet, bo interesowała go historia miasta, a poznawanie jego tajemnic było ogromną pasją Piotrka.

Ruszyli wąskimi uliczkami, trzymając się za ręce. Doszli do Krzywej Wieży, pod którą stała wycieczka szkolna złożona z dzieciaków z podstawówki. Zatrzymali się obok, żeby posłuchać słów przewodnika.

– …to jedna ze średniowiecznych baszt miejskich. Jej odchylenie od pionu wynosi sto czterdzieści sześć centymetrów, przy piętnastu metrach wysokości. A wiecie, moi drodzy, że z tą wieżą wiąże się stara legenda o grzechu Krzyżaka? Mówi ona, że w dawnych czasach na toruńskim zamku żyło dwunastu rycerzy, i w jednym z nich zakochała się młoda mieszczka. Spotykali się potajemnie tu, na tych uliczkach, póki o ich romansie ktoś nie doniósł władzom miasta. Dziewczynie wymierzono dwadzieścia pięć batów, a rycerzowi zakonnikowi kazano zbudować wieżę, która jest symbolem jego grzechu. A teraz najważniejsze, dzieciaki, wiecie, że jeśli stanie się pod wieżą z plecami przypartymi do muru, jednocześnie dotykając go piętami z wyciągniętymi przed siebie rękami, można sprawdzić czystość swego sumienia? Według legendy, jeśli uda się komuś ustać w tej pozycji przez dłuższą chwilę, jest on bez grzechu, jeśli nie, to znaczy, że ma on na sumieniu jakieś przewinienia. Jacyś chętni, żeby to sprawdzić? – spytał przewodnik i klasnął w ręce.

Z grupy uczniów wystąpiło kilku chętnych, którzy z obawą na twarzach po kolei stawali pod wieżą. Po dłuższej chwili wycieczka oddaliła się w stronę Rynku Staromiejskiego.

– A jak z twoim sumieniem, Monia? – spytał Piotrek, przypierając ją do muru baszty.

– O ile wiem, jest czyste jak łza, kochanie.

Piotrek spojrzał żonie w oczy i pocałował ją w usta.

– Monia, jesteś miłością mojego życia, ty i ten maluch w twoim brzuchu jesteście całym moim światem.

Złapał ją za rękę i z uśmiechami na twarzach poszli w ślad za oddalającą się grupą. Usiedli na ławce pod pomnikiem Mikołaja Kopernika. Znajoma wycieczka zatrzymała się kilka metrów od nich. Do ich uszu dochodziły słowa przewodnika o urodzonym w Toruniu wielkim astronomie, twórcy teorii heliocentrycznej, który „wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię”.

– W Toruniu, moi drodzy – ciągnął niestrudzony przewodnik – można też usłyszeć dźwięk średniowiecznego dzwonu zwanego Tuba Dei, co znaczy po polsku Trąba Boża. Dzwon ten wisi w katedrze Świętych Janów, a jest tak wielki, że do jego rozkołysania potrzeba sześciu dorosłych ludzi. Wyobrażacie to sobie? Dobrze, chodźmy dalej, czeka nas jeszcze zwiedzanie Ratusza oraz własnoręczne robienie pierników w Muzeum Piernika, metodą i narzędziami, które stosowali pięćset lat temu toruńscy piernikarze. Zobaczymy, kto z was ma ukryte zdolności kulinarne.

– Te nasze pierniki są tak rozpoznawane jak oscypki na Podhalu, nie? – zauważył Piotrek, śmiejąc się Moni do ucha. – Dobra, kochanie, koniec tego darmowego zwiedzania. Czas wracać, co?

Monika z zadowoleniem przytaknęła głową. Pomimo tak miło spędzonego czasu czuła już zmęczenie, a opuchnięte stopy dawały jej się we znaki. Poszli w stronę zaparkowanego nieopodal samochodu.

Do domu ruszyli w świetnych nastrojach, nie czując w powietrzu tragedii, która zawisła nad ich głowami jak zbliżające się od strony Gdańska ciemne burzowe chmury.

Deszcz złapał ich po wyjeździe z Torunia, nie deszcz, raczej ulewa. Nagle zrobił się korek, bo nie można było w takich warunkach jechać szybciej niż trzydzieści kilometrów na godzinę. Więc wlekli się za jakimś starym, zardzewiałym trupem.

– Co za pogoda, rano upał, teraz burza i zimno, podkręć ogrzewanie, Piotrek. Do tego mały się obudził i daje mi popalić.

– Nie lubię jechać w taką pogodę, nic nie widać, kurwa no!

– A ja nie lubię, jak się wściekasz bez powodu.

I tak jak to Piotrek miał w zwyczaju mówić, czołgali się za tymi samochodami dobre dziesięć kilometrów.

W tym czasie się przejaśniło, ulewa zmieniła się w deszczyk. Korek się rozluźnił. Piotr był u kresu cierpliwości i odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył miejsce i mógł wyprzedzić tego rozsypującego się poloneza przed nimi. Wcisnął lewy kierunkowskaz, zaczął wyprzedzać. I właśnie wtedy objawiła się ta wisząca nad nimi tragedia, to właśnie wtedy los zaśmiał się im w twarz. Tylne koła jego bmw straciły przyczepność na koleinie. Słyszał, jak Monika krzyknęła, widział, jak jedną ręką osłoniła okrągły brzuch, drugą zaś złapała uchwyt nad głową, mocno go ściskając. Auto zrobiło obrót o trzysta sześćdziesiąt stopni, zahaczając tyłem o przydrożną barierkę. Stanęło w poprzek przeciwległego pasa ruchu, a silnik zgasł. Piotrek spojrzał w szybę i zamarł. Prosto na nich pędził, trąbiąc, biały bus. Piotrek próbował odpalić samochód, bezskutecznie. Wiedział, że za chwilę samochód uderzy w drzwi od strony Moniki, wpadł w panikę, zaczął walić pięściami w kierownicę. A ona siedziała spokojnie, patrzyła w okno drzwi i czekała na to, co nieuniknione.

– Przepraszam, Monia.

Potem już nic nie czuł.3

Nie zaczynaj dzisiejszego dnia od rozpamiętywania

wczorajszych zmartwień!

Phil Bosmans

Cztery lata później

Monika obudziła się z ogromnym bólem głowy i strasznym poczuciem pustki. Nic już nie jest tak, jak było, i nic już nie będzie tak, jak było. Dziś mija czwarta rocznica śmierci jej męża i dziecka. Musi wstać, wziąć prysznic, ubrać się i jechać na cmentarz zapalić im znicze. Kiedyś myślała, że co roku będzie lepiej, że ból będzie malał, bo czas leczy rany. Niestety okazało się, że tak nie jest. Codziennie o nich myśli, codziennie przeżywa ten cholerny wypadek na nowo, wypłakała morze łez z tęsknoty za Piotrkiem. Zatruwa sobie głowę wyrzutami sumienia, użala się nad sobą z każdym dniem bardziej. Coraz mniej jest w niej tej Moni, którą była cztery lata temu. Znajomi po wypadku ją olali, bo nagle przestała być duszą towarzystwa. Prawie dwa lata spędziła w łóżku, nie mogąc wstawać ze względu na brak zrostu w kościach. Każdy z tych pseudoprzyjaciół założył rodzinę, zajął się swoim życiem, zapominając, że może byłoby jej miło, gdyby chociaż raz w tygodniu zadzwonił z pytaniem, jak sobie radzi. Początkowo świadomość, że ci, którzy byli dla niej ważni i tyle im poświęciła swojego czasu, mają ją głęboko w czterech literach, doprowadzała ją na skraj rozpaczy i wzmagała jeszcze żal i smutek. Nieraz płakała do poduszki, wyzywając i pytając, dlaczego ją to wszystko spotyka. Jedyną osobą, która wiernie trwała przy jej boku w doli i niedoli, była Paula. To ona czekała zawsze w szpitalu po operacjach, to ona przynosiła soki, owoce, podnosiła na duchu. Razem z rodziną Moni zorganizowała pogrzeb maluszka i Piotra. Dawała jej siłę zawsze i wszędzie, nieraz razem płakały i nieraz siedziały w ciszy. I to właśnie ona uświadomiła Monice, że lepiej mieć jednego szczerego, prawdziwego przyjaciela niż setkę właśnie takich niewdzięczników. I to podniosło ją wtedy na duchu najbardziej.

– Weź się w garść, Monia. Czas zacząć życie od nowa. Piotrek na pewno by nie chciał, żebyś żyła w taki sposób i tak się zadręczała. Przecież co się stało, już się nie odstanie.

Pomyślała i podniosła się z łóżka, biorąc za towarzyszy swej trasy do łazienki i kuchni dwie kule, z którymi, od kiedy mogła zacząć chodzić, się nie rozstawała. W chwilach dobrego nastroju nazywała je Janek i Franek – po nieżyjących już dziadkach, mając nadzieję, że dzięki temu będą nad nią czuwać. Przechodząc przez salon, spojrzała w zawieszone na ścianie ogromne lustro. Piotr zamontował je dla niej po wielu negocjacjach, żeby mogła się w nim przeglądać podczas wybierania ciuszków na dyskotekę, na urodziny czy święta rodzinne. Kiedyś bardzo lubiła swoje odbicie: szczupła, wysportowana, zgrabna, ładna, zdrowa. Teraz rzadko się przeglądała, bo widziała obraz nędzy i rozpaczy. Potargane matowe włosy, które ostatnio wychodziły garściami, ciemne sińce pod oczami, szara cera, figura z nadmiarem około piętnastu kilogramów, efekt dwóch lat leżenia po wypadku i ciąży. Najbardziej jednak bolał ją widok blizn na obu udach, ciągnących się cienką linią od bioder po kolana. Któryś z badających ją kiedyś lekarzy nazwał je uśmiechami. Monice kojarzyły się raczej z bólem, rozczarowaniem, łzami, ale na pewno nie z uśmiechem. Był czas, że brzydziła się ich dotykać, smarować je maściami musiała jej mama, bo ona nie była w stanie tego zrobić. Blizny na udach pozostaną do końca życia jako dowód na wieloodłamowe połamanie obu kości udowych i osiem przebytych operacji. I tyle jeśli chodzi o dowód fizyczny. Bo te blizny to nie tylko świadectwo połamanych nóg, ale też cierpienia, przez które przeszła, bólu, walki z samą sobą o zdrowie, o to, żeby chodzić. Wstrząsnął nią lekki dreszcz zgrozy, kiedy sobie przypomniała te sale operacyjne, szwy, opatrunki, odurzenie lekami. Teraz była na dobrej drodze do wyzdrowienia, kości w końcu zaczęły się zrastać, wolno co prawda, ale zawsze to coś. Na dłużej zatrzymała wzrok na bliznach pod kolanami, w miejscach, gdzie wwiercali jej wyciągi, aby wyprostować połamane na skutek wypadku kości, oraz na plecach, gdzie wbiły jej się pręty fotela, pękniętego na pół od uderzenia.

„Naprawę trzeba się wziąć w garść. Jak to mawiał Piotrek: trzeba być twardziochem, nie mięciochem. Ważne, że żyję”.

Z tą myślą zrobiła śniadanie, wykąpała się, usiłując jak najmniej obciążać nogi, połknęła aspirynę na ból głowy, włożyła dżinsy rurki, top, spięła włosy w koński ogon i wyszła. Wsiadła do zaparkowanego przed domem auta i ruszyła w stronę Chełmży, małej mieściny oddalonej od Łysomic o piętnaście kilometrów, gdzie na głównym cmentarzu pochowała tych, którzy byli sensem jej życia. Na miejscu była po dwudziestu minutach. Nie lubiła cmentarzy. Przez pierwszy rok po wypadku nie była w stanie w ogóle tu przyjść. Grobami opiekowały się jej mama i Paulina. Monika nie mogła sobie poradzić z tym, że dwie osoby, które kochała całą sobą, leżą w miejscu, z którego już nie wrócą, w miejscu, w którym wszystko się kończy. Szła wąską, wyłożoną kostką aleją, patrząc na inne nagrobki. Dopiero po wypadku, kiedy w końcu zebrała siły, żeby tu przyjść, dostrzegła, ile jest mogił małych dzieci, ile jest grobów ludzi w jej wieku. Dotarło do niej, że śmierć dotyka ludzi bez względu na wiek, stan konta czy zdrowia. Ta oczywista myśl dopiero teraz pokazała jej, jak bardzo zatraciła się w swojej miłości do Piotrka, w swojej miłości do maluszka, nie dostrzegając tego, co się działo wokół. Pomyślała, że niewiele się różni od tych swoich znajomych, bo przecież sama kiedyś tak postępowała i zapominała o bożym świecie, żyjąc tylko swoim życiem. Spojrzała w niebo, pogoda tak samo śliczna jak cztery lata temu. Niebo bez chmur, słońce ogrzewa twarz i rzuca jasne refleksy na chodnik pod jej stopami.

Doszła do wspólnego grobu chłopaków cała spocona i z bijącym sercem. Nagrobek mieli z czarnego granitu, czarnego, bo to był ulubiony kolor Piotrka. Na cmentarzu zawsze czuła się bliżej nich niż w domu, ale za każdym razem kiedy spoglądała na zdjęcie Piotra przyklejone w lewym górnym rogu płyty nagrobnej i na napis pod spodem: „Tu spoczywa w spokoju Piotr Lasocki wraz z synem Robertem”, serce pękało jej na drobne kawałeczki, a łzy lały się strumieniami. Ta piękna twarz z niebieskimi, wpatrzonymi w nią, śmiejącymi się oczami. Włosy ciemne, zawsze w nieładzie. I nawet kiedy starał się być poważny, to i tak nie był. Takie samo zdjęcie miał w dowodzie osobistym i w prawku. Co ją podkusiło, żeby zgodzić się na przyklejenie go tutaj, nie wiedziała. Podobnie było i dziś, myśl, że już nigdy go nie zobaczy, była nie do zniesienia. Czuła, jak żal ściska jej serce i gardło. Jak on mógł zostawić ją samą? Jak mógł przestać walczyć i umrzeć? Tak bardzo tęskniła za nim i szalejącym piłkarzem w brzuchu. Zwiesiła głowę i dała się ponieść emocjom. Może tym razem wypłacze wszystko i już nigdy nie będzie się czuła tak podle?

Z boku obserwowała ją staruszka. Zastanawiała się, jak bardzo los skrzywdził tę kobietę stojącą przed pomnikiem pewnie bardzo ważnych dla niej osób. Próbowała skojarzyć, kto to jest i co się stało, że musi się wspomagać kulami. „Pewnie coś z nogami” – pomyślała starsza pani. Przychodziła tu do córki i nieraz widziała ludzkie łzy przy grobach bliskich. Dziś zwróciła uwagę na tę kobietę nie dlatego, że stała i zalewała się łzami, ale dlatego że koło niej stał ktoś jeszcze, o czyim istnieniu ta młoda kobieta nie miała pojęcia. Zjawa stała i trzymała swoją kościstą, siną dłoń na jej ramieniu. Była to ciemna postać w długim czarnym płaszczu, bez twarzy, z kapturem na głowie, przy boku miała zawieszony ciężki metalowy różaniec. W odczuciu staruszki nie wróżyło to nic dobrego dla tej panienki. Przeszył ją dreszcz strachu. Na szczęście zauważyła też, że ta dziewczyna ma wokół siebie jasną poświatę, co pozwalało żywić nadzieję, że sobie poradzi z tym parszywym złem. Wstała i wolno podeszła do Moniki, bez słowa podała jej chusteczkę, żeby mogła wytrzeć nos, pomogła zapalić znicze. Dopiero wtedy się odezwała:

– Pan Bóg zbiera z ziemi najładniejsze kwiaty, młoda damo, musisz w to uwierzyć. Nic się nie dzieje bez przyczyny, mam nadzieję, że i ty odnajdziesz w końcu swoje przeznaczenie, albo że ono odnajdzie ciebie.

Monika, nie mogąc wydusić słowa, pokiwała głową i zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, staruszki nie było. Rozejrzała się na wszystkie strony zdezorientowana, ale nigdzie jej nie dostrzegła. Poczuła czyjąś zimną dłoń na ramieniu, lecz kiedy się odwróciła, żeby zobaczyć, kto ją dotknął, nikogo nie było. Przerażona wróciła do domu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: