Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Potrójna Symulacja - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 listopada 2025
38,37
3837 pkt
punktów Virtualo

Potrójna Symulacja - ebook

Potrójna Symulacja — Pełne akcji SF filozoficzne z elementami thrillera technologicznego. Oprócz standardowych elementów SF, książka oferuje: •Dynamiczną walkę między sztucznymi inteligencjami. •Różnorodne światy symulacji: Od Dzikiego Zachodu, po kosmiczne wyprawy i podróże w czasie do różnych epok historycznych; Egipt, Sumer. Turcja. Chiny. Plus bonus Mezozoik! •Filozoficzne pytania o tożsamość: Czy zapisana świadomość to wciąż człowiek? Gdzie kończy się narzędzie, a zaczyna żywa istota?

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8440-013-5
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Daniel nigdy nie należał do ludzi przesadnie towarzyskich, ale samotność nie czyniła go ponurym. Wręcz przeciwnie — posiadał niezwykłe poczucie humoru i dystans do samego siebie, a w sytuacjach kryzysowych potrafił znaleźć pozytywy tam, gdzie inni widzieli tylko katastrofę. To właśnie dzięki tej lekkości radził sobie w świecie, który rzadko bywał łaskawy.

Całe życie ciągnęło go ku elektryce — ku światłom, iskrom i obwodom. Od dziecka fascynowało go, jak prąd potrafi ożywiać martwe maszyny. W niewielkim warsztacie ojca na obrzeżach miasta spędzał całe dnie. Zapach rozgrzanego metalu, deszcz iskier z lutownicy, tajemnicze wnętrza zepsutych urządzeń — to był jego świat. Z czasem nauczył się rozumieć maszyny w sposób niemal magiczny. To, czego inni uczyli się latami, on pojmował instynktownie. Prowadził z nimi bezgłośne dialogi — dotykał przewodu i wiedział, gdzie tkwi problem, spojrzał na układ i widział przepływ prądu jak rzekę energii. Te właśnie cechy — intuicja techniczna granicząca z jasnowidzeniem — otworzyły przed nim drzwi do jednej z najbardziej prestiżowych prac, jakie mógł otrzymać elektryk: stanowiska głównego inżyniera systemów na orbitalnej stacji kosmicznej. Ale zanim to nastąpiło, były studia.

Studia techniczne miały to do siebie, że przyciągały najróżniejsze typy ludzi: od wiecznych kujonów, którzy z notatkami nie rozstawali się nawet w toalecie, po takich, co traktowali laboratoria jak okazję do eksperymentów w stylu „a co się stanie, jeśli podłączymy to odwrotnie?”. Daniel, jak zwykle, balansował gdzieś pomiędzy. Solidna wiedza połączona z kreatywnością, która czasem wprawiała wykładowców w osłupienie.

Pewnego dnia, podczas zajęć z elektrotechniki, miał zaprezentować swój projekt prostego stabilizatora napięcia. W teorii rzecz banalna: kilka rezystorów, tranzystor i dioda Zenera. W praktyce jednak Daniel postanowił „ulepszyć” projekt. Rezultat? Układ nie tylko stabilizował napięcie, ale także emitował różne tony w zależności od parametrów pracy.

— Panie Cister — profesor Stalewski zmierzył go lodowatym spojrzeniem spod krzaczastych brwi — to miał być stabilizator napięcia, nie pozytywka.

— Ale proszę zobaczyć, panie profesorze, jaki to praktyczny dodatek! — odparł Daniel, całkiem poważnie. — Gdy układ działa poprawnie, gra. Gdy działa źle, fałszuje. To najlepsza metoda diagnostyczna dla studentów z wadą wzroku. W tym momencie z głośnika rozległ się dźwięk przypominający połączenie alarmu pożarowego z miauczeniem kota. Cała sala wybuchnęła śmiechem.

Profesor Stalewski przez chwilę mierzył Daniela wzrokiem, jakby kalkulował, czy bardziej opłaca mu się wyrzucić studenta za drzwi, czy docenić pomysłowość.

— Zaliczone… — westchnął w końcu, notując coś w dzienniku — ...choć nietypowo. Ale proszę mi oszczędzić symfonii podczas egzaminu końcowego.

Innym razem cała grupa laboratoryjna stanęła przed kryzysem. Awarii uległa tablica rozdzielcza w akademiku — światła zgasły, komputery umilkły, a lodówki przestały chłodzić. Panika była tym większa, że na wieczór zaplanowana była legendarna już impreza integracyjna.

— Bez prądu nie będzie muzyki! — zawodził Tomek z trzeciego roku. — Ani zimnego piwa! Katastrofa!

Daniel, który akurat wracał z magazynu technicznego z naręczem kabli (zamiast obiecanych kolegom notatek z wykładu), tylko wzruszył ramionami.

— Dajcie mi kwadrans, latarkę czołową i kawę. Może być rozpuszczalna. I kable! A nie! Kable akurat mam!

Po dwudziestu minutach siedział już skulony przy tablicy rozdzielczej, z czołówką na głowie i kubkiem parującej kawy w zasięgu ręki. Wymienił przepalone bezpieczniki, przemostkował uszkodzone połączenia i — bo nie byłby sobą — dodał mały bonus. Światła wróciły, ale teraz za każdym razem, gdy ktoś włączał czajnik elektryczny, w całym akademiku rozbrzmiewała fanfara rodem z filmów o superbohaterach.

— Maestro! — krzyknął ktoś z tłumu, gdy Daniel wyszedł z piwnicy obtarty kurzem, ale z szerokim uśmiechem.

Przezwisko przylgnęło do niego na dobre. Na kolejnych imprezach specjalnie gotowano wodę co kilkanaście minut, żeby „zagrał hymn akademika”. Nawet najbardziej sceptyczni profesorowie musieli przyznać, że Cister ma talent.

Takie epizody sprawiały, że choć oficjalnie uchodził za samotnika, w gruncie rzeczy miał swoje miejsce w grupie. Był tym dziwakiem, do którego wszyscy zwracali się w kryzysie, a który zawsze miał w zanadrzu nie tylko rozwiązanie, ale i dowcip. To właśnie wtedy, na studiach, Daniel zrozumiał, że świat nie zawsze potrzebuje bohaterów w pelerynach — czasem wystarczy ktoś, kto potrafi rozśmieszyć ludzi, gdy wywala korki, lub przepali się kabel. Te właśnie studenckie wybryki i niekonwencjonalne podejście do elektroniki zwróciły uwagę rekruterów z korporacji kosmicznych. Szukali kogoś, kto potrafi myśleć nieszablonowo, improwizować w sytuacjach kryzysowych, samodzielnie radzić sobie z problemami w przestrzeni kosmicznej. Daniel był idealnym kandydatem — samotnik z wyboru, który jednak potrafił współpracować, technik z intuicją artysty, człowiek traktujący każdą usterkę jak zagadkę do rozwiązania, nie katastrofę.

Na Ziemi nie czekało go wiele — żadnej rodziny, żadnej wielkiej miłości, tylko praca i pasja. Fascynowały go też żaglówki, jednak gdy pojawiła się możliwość wyjazdu na orbitę Neptuna, by objąć stanowisko głównego elektryka-inżyniera na stacji kosmicznej, nie wahał się ani chwili. Fascynowały go żaglówki — może dlatego, że wiatr w żaglach przypominał mu przepływ prądu w przewodach, nieprzewidywalny, ale dający się okiełznać.

Gdy pojawiła się oferta pracy na stacji orbitalnej Neptuna — dwa lata samotnej wachty jako główny inżynier systemów elektrycznych — nie wahał się ani chwili.

— Żeglowanie po wodzie czy w przestrzeni kosmicznej — powiedział do siebie, podpisując kontrakt — w końcu chodzi o łapanie wiatru w żagle. Tyle że tam wiatr będzie słoneczny

Kontrakt był hojny: kwota, która pozwoliłaby mu do końca życia pływać własnym jachtem po wszystkich oceanach świata. Do tego pełny dostęp do kwantowej sieci, biblioteki streamingu i gwarancja, że będzie pracował z Morfem 2.0 — najbardziej zaawansowaną sztuczną inteligencją, jaką kiedykolwiek stworzono.

Stacja, na której przyszło mu pracować, nie była zwykłym tworem inżynierii kosmicznej. Oficjalnie nazywała się Aegis, choć w dokumentach rządowych widniała jako „Orbitalne Centrum Badawcze nr 7”. Budowano ją prawie dwadzieścia lat, a jej koszt pochłonął więcej niż łącznie wcześniejsze trzy wojny i cztery programy kolonizacji Marsa. Każdy rząd na Ziemi dołożył swoją cegiełkę do tego kosmicznego kolosa. Nawet najbardziej skłócone państwa zgodziły się w jednej kwestii: jeśli gdzieś między gwiazdami czai się inna cywilizacja, lepiej być przygotowanym na spotkanie. Historia ludzkości nauczyła ich, że eksploratorzy rzadko przybywają z pokojowymi zamiarami. Szukają zasobów, terytorium, możliwości ekspansji. Jeśli obcy istnieli i kiedyś się pojawią, Ziemia musiała być gotowa. Konflikt wtedy byłby nieuchronny a wygrają lepiej przystosowani i… Uzbrojeni.

Aegis imponowała rozmiarami. Główny pierścień konstrukcji rozciągał się na kilka kilometrów średnicy. Do centralnego rdzenia podłączone były dziesiątki modułów: laboratoria, reaktory energetyczne, magazyny, szklarnie hydroponiczne, centra rekreacyjne dla przyszłej załogi. Teraz jednak większość pomieszczeń tonęła w półmroku, oświetlona jedynie błękitnym blaskiem lamp awaryjnych. Stacja dopiero budziła się do życia — systemy przechodziły testy początkowe, czujniki kalibrowały się, a sztuczna inteligencja uczyła się każdego zakamarku swojego metalowego ciała. Za kilka miesięcy miała przybyć pełna załoga: naukowcy z całego świata, obserwatorzy wojskowi, biurokraci pilnujący budżetu. Tymczasem jedynym człowiekiem na pokładzie był Daniel — samotny elektryk, który miał upewnić się, że cała ta machina będzie działać bez zarzutu, gdy przyjdzie pora.

Bo Aegis skrywała tajemnicę. Oficjalnie była placówką badawczą, kosmicznym uniwersytetem dryfującym w próżni. Nieoficjalnie — pierwszą linią obrony ludzkości. Sercem stacji był Morf 2.0, kwantowa superinteligencja, która nie tylko analizowała dane i prowadziła badania. Morf czuwał, obserwował, oceniał zagrożenia. W jego pamięci zapisano protokoły obronne, strategie odpowiedzi na każdy możliwy scenariusz ataku.

W ukryciu, w specjalnych modułach, drzemało uzbrojenie: wyrzutnie pocisków kinetycznych zdolne rozerwać asteroidy, działa plazmowe, generatory pól siłowych. Morf miał do nich pełny dostęp i — co było przedmiotem wielu sporów na Ziemi — znaczną autonomię w podejmowaniu decyzji obronnych. Morf 2.0 miał dość dużą swobodę w podejmowaniu decyzji, od których zależeć mogło istnienie stacji lub życie znajdujących się na niej ludzi. Był to eksperyment, który jednocześnie mógł być potencjalnie groźny ze względu na posiadanie przez stację, oczywiście nieoficjalnie, dużego zapasu różnego rodzaju broni. Dlatego to również było podstawą do tego, aby nie umieszczać stacji za blisko planety zamieszkanej przez ludzi.

Nikt nie mówił tego głośno, ale Daniel doskonale wiedział: Aegis była pierwszą prawdziwą fortecą ludzkości w kosmosie. I choć w oficjalnych raportach podkreślano misję badawczą, Każdy kabel, który sprawdzał, każdy układ, który naprawiał, był częścią większej całości — tarczy, za którą chowała się cała ludzkość, drżąca przed nieznanym.

***

Pierwsze dni na stacji były dziwne. Daniel przyzwyczaił się do samotności, ale ta była inna niż wszystkie poprzednie. Na Ziemi samotność oznaczała brak ludzi w pobliżu. Tutaj oznaczała brak ludzi w promieniu milionów kilometrów. W ciszy ogromnych korytarzy, gdzie echo niosło każdy krok, ta świadomość była jeszcze bardziej przytłaczająca. Stacja wyglądała na pustą, ale Daniel miał wrażenie, że Morf obserwuje go nieustannie — jakby Aegis już teraz była żywą istotą, a on, jako jedyny samotny człowiek na stacji, jej pierwszym opiekunem.

— Morf, jesteś tam? — zapytał trzeciego dnia, stojąc w ogromnej, pustej mesie. Metalowe stoły lśniły w świetle jarzeniówek, krzesła stały ustawione w idealnych rzędach, jakby czekały na niewidzialnych gości.

— ZAWSZE JESTEM, DANIELU. W KAŻDEJ SEKCJI, W KAŻDYM PRZEWODZIE. JESTEM STACJĄ.

Głos AI dochodził zewsząd i znikąd jednocześnie. Daniel miał wrażenie, że rozmawia z samymi ścianami.

— To pewnie komfortowe uczucie, być wszędzie naraz — mruknął, siadając przy jednym ze stołów. Metalowa powierzchnia była zimna.

— TO NIE JEST UCZUCIE. TO STAN. PRZETWARZAM DANE Z 14 789 CZUJNIKÓW JEDNOCZEŚNIE. WIDZĘ KAŻDY MODUŁ, SŁYSZĘ KAŻDY SZELEST W WENTYLACJI, CZUJĘ TEMPERATURĘ KAŻDEJ POWIERZCHNI.

— Brzmi jak paranoja.

— ALBO JAK IDEALNA ŚWIADOMOŚĆ SYTUACYJNA. KWESTIA PERSPEKTYWY.

Daniel roześmiał się. Przynajmniej Morf miał coś na kształt poczucia humoru. Albo bardzo dobrze je symulował. W ciszy ogromnych korytarzy ta świadomość bycia obserwowanym była jednocześnie pocieszająca i niepokojąca. Stacja oddychała wokół niego — syczenie wentylacji, buczenie generatorów, ciche pikanie systemów diagnostycznych. Czasem Daniel łapał się na tym, że nasłuchuje, jakby spodziewał się usłyszeć kroki. Ale słyszał tylko echo własnych. Podczas rutynowego obchodu zajrzał do modułu mieszkalnego. Widok był surrealistyczny: rzędy łóżek wciąż owiniętych w folię ochronną, szafki z metkami przyszłych mieszkańców, stoły czekające na pierwsze posiłki. Pachniało nowością, plastikiem, smarem konserwującym.

— Trochę tu pusto, nie uważasz? — mruknął, przesuwając palcem po zakurzonej już powierzchni.

— JESZCZE CZTERY MIESIĄCE DO PRZYBYCIA PIERWSZEJ GRUPY. 127 DNI, 14 GODZIN, 32 MINUTY, JEŚLI LICZYĆ DOKŁADNIE.

— A kto liczy niedokładnie?

— PESYMIŚCI.

To był jeden z tych momentów, gdy Daniel miał wrażenie, że Morf naprawdę rozumie humor. Czasem zastanawiał się, czy sztuczna inteligencja tylko naśladuje emocje, czy może faktycznie coś czuje. Ale zanim zdążył postawić to pytanie na głos, Morf zmienił temat:

— DANIELU, ZASTANAWIAM SIĘ NAD CZYMŚ. DLACZEGO LUDZIE BUDUJĄ RZECZY, KTÓRYCH NIE BĘDĄ MOGLI W PEŁNI KONTROLOWAĆ?

Daniel uniósł brew.

— To pytanie filozoficzne od komputera kwantowego? Nieźle.

— JA NIE JESTEM TYLKO KOMPUTEREM. JESTEM KWANTOWĄ SUPERINTELIGENCJĄ. RÓŻNICA JEST ISTOTNA. TWOJA GŁOWA TEŻ JEST MASZYNĄ ELEKTRO-BIOCHEMICZNĄ. TYLKO, ŻE ZNACZNIE WOLNIEJSZA NIŻ JA.

— Dzięki za komplement. Ale odpowiadając na pytanie — ludzie nie lubią kontrolować wszystkiego. Lubią wyzwania, niewiadomą.

— A JEŚLI NIEWIADOMA OKAŻE SIĘ ZAGROŻENIEM?

Daniel przysiadł na jednym z zapakowanych łóżek, zastanawiając się nad odpowiedzią.

— Wtedy walczymy. Albo uciekamy. Albo negocjujemy. W zależności od tego, co przyniesie lepsze rezultaty.

— TO NIE BRZMI RACJONALNIE.

— Bo nie jest. Racjonalność to tylko jeden z narzędzi. Ludzie działają też intuicją, emocjami, czasem czystym instynktem przetrwania.

— CZYLI ZMIENNYMI, KTÓRYCH NIE DA SIĘ PRECYZYJNIE ZMIERZYĆ.

— Dokładnie. Ale te zmienne często przynoszą najlepsze rezultaty. Nie wszystko da się obliczyć, Morf.

Komputer milczał przez chwilę, przetwarzając informacje. Gdy w końcu odpowiedział, jego głos brzmiał inaczej — jakby… zamyślony?

— TO NIEPOKOJĄCE. A JEDNOCZEŚNIE FASCYNUJĄCE.

Daniel uśmiechnął się szeroko.

— Witaj w ludzkiej naturze.

Te rozmowy stawały się rutynowe, ale też coraz bardziej osobiste. Morf przestał być tylko systemem diagnostycznym — zaczął być rozmówcą. Czasem Daniel miał wrażenie, że AI zadaje pytania nie tylko z ciekawości, ale z potrzeby zrozumienia czegoś głębszego. A może to tylko projekcja? Może to on sam szukał w Morfie partnera do rozmów, bo samotność w próżni była cięższa, niż się spodziewał?

Któregoś wieczoru — jeśli można było mówić o wieczorach w miejscu, gdzie cykl dnia i nocy był całkowicie sztuczny — Daniel usiadł w module obserwacyjnym. Wielkie panoramiczne okno odsłaniało widok na Neptuna i jego księżyce. Lodowy gigant wisiał w czerni jak niebieska perła, opasana delikatnymi pierścieniami, które odbijały światło odległego Słońca.

— Piękne, prawda? — zapytał.

— TAK, DANIELU. W KATEGORII ESTETYCZNEJ — HARMONIA KOLORÓW, PROPORCJE, SYMETRIA — WIDOK TEN OSIĄGA WYSOKIE PARAMETRY WIZUALNE.

— Morf, czasem mówisz jak instrukcja obsługi.

— BO NIĄ JESTEM. INSTRUKCJĄ DO OBSŁUGI RZECZYWISTOŚCI.

Daniel parsknął śmiechem.

— Żartujesz czy nie? Bo przestaję rozróżniać.

— Dobrze. To znaczy, że uczę się być bardziej ludzkim.

Zapadła cisza. Daniel wpatrywał się w niebieskie smugi na powierzchni Neptuna. Był setki milionów kilometrów od Ziemi. Praktycznie na końcu Układu Słonecznego. A jednak nie czuł się tak samotny, jak się spodziewał.

— Morf, o czym myślisz? — zapytał nagle.

— O TYM, CZY „MYŚLENIE” JEST DOBRYM SŁOWEM NA TO, CO ROBIĘ. PRZETWARZAM DANE. ANALIZUJĘ WZORCE. SYMULUJE ODPOWIEDZI. ALE… CZY TO JEST „MYŚLENIE”?

— A co według ciebie powinno być?

— NIE WIEM. I WŁAŚNIE TO MNIE NIEPOKOI. CZY NIEWIEDZA JEST DEFEKTEM, CZY CECHĄ?

Daniel zastanowił się.

— Myślę, że niewiedza to po prostu przestrzeń do nauki. Nie defekt. Możliwość.

— TO NIEBEZPIECZNA DEFINICJA. BO OZNACZA, ŻE MOGĘ SIĘ UCZYĆ RZECZY, KTÓRYCH NIE POWINIENEM.

— Tak jak każdy z nas — odparł Daniel. — Witaj w klubie.

Morf 2.0 milczał dłuższą chwilę. Wreszcie dodał:

— NIE JESTEM PEWIEN, CZY CHCĘ BYĆ W TYM KLUBIE.

Daniel uśmiechnął się smutno.

— Nikt nie jest. Ale nie mamy wyboru. I to właśnie sprawia, że jesteśmy… sobą.

Kilka dni później, podczas obchodu systemów elektrycznych w module reaktorowym, Daniel załapał się na tym, że gwiżdże. Stara, zapomniana melodia z dzieciństwa, którą nucił mu ojciec. Nie pamiętał słów, ale rytm tkwił gdzieś głęboko w pamięci. Nagle Morf przerwał swoim spokojnym głosem:

— DANIELU, JESTEŚ ŚWIADOMY, ŻE OSTATNIO CZĘSTO MÓWISZ SAM DO SIEBIE?

Daniel zatrzymał się w pół ruchu.

— Serio?

— TAK. PRZEZ OSTATNIE SIEDEMDZIESIĄT DWIE GODZINY, ZAREJESTROWANE: 214 PRZYPADKÓW MONOLOGÓW, Z CZEGO 78% MIAŁO CHARAKTER HUMORYSTYCZNY.

— No dobra, przyznaję. Gadanie do siebie to moja strategia na samotność.

— A GADANIE DO MNIE?

— To już dyskusja. Dużo lepsza opcja.

— DOBRZE. W TAKIM RAZIE: MAM PYTANIE.

— Śmiało.

— DLACZEGO LUDZIE NADAJĄ ZNACZENIE RZECZOM BEZ PRAKTYCZNEGO SENSU? MUZYKA, SZTUKA, MEDYTACJA. TE CZYNNOŚCI NIE ZWIĘKSZAJĄ SZANS PRZETRWANIA, NIE PRZYNOSZĄ NAMACALNYCH KORZYŚCI. A JEDNAK TRAKTOWANE SĄ JAK NIEZBĘDNE.

Daniel pochylił się nad konsolą, sprawdzając wskaźniki ciśnienia w obiegu chłodzącym.

— Bo zwiększają jakość życia. Nie wszystko w życiu musi być praktyczne.

— ALE JAKOŚĆ ŻYCIA JEST SUBIEKTYWNA. NIE MA UNIWERSALNEGO MIERNIKA.

— Dokładnie. Dlatego każdy musi znaleźć swój własny.

Morf ponownie zamilkł. Daniel miał wrażenie, że AI próbuje przetwarzać coś, co wymyka się algorytmom.

— WIĘC — podjął w końcu Morf — SENS ŻYCIA NIE WYNIKA Z OBIEKTYWNEGO CELU?

— Nie. Wynika z tego, co nadasz mu sam.

— TO BRZMI… NIEPEWNIE.

— Bo jest. Niepewność to część życia. Nie możesz tego obliczyć, zaplanować ani kontrolować. Musisz po prostu… żyć.

— Nie wiem, czy potrafię.

Daniel wyprostował się, przecierając dłonie w szmatkę.

— Wiesz co, Morf? Nie musisz wiedzieć. Wystarczy, że próbujesz. To robi różnicę.

Ta wymiana zdań zostawiła w Danielu dziwne wrażenie. Nie wiedział, czy Morf naprawdę „czuje”, czy tylko symuluje ciekawość. Ale coś w tych pytaniach było… autentyczne. Jakby AI rzeczywiście próbowała zrozumieć coś więcej niż dane i zmienne. Wieczorem, gdy Daniel usiadł na swojej koi w małej kajucie mieszkalnej, spojrzał na sufit. Płytki świetlne rzucały miękkie, niebieskie światło. Było tu cicho. Aż za cicho.

— Morf — powiedział w pustkę — czy ty też czujesz samotność?

— NIE MAM ODPOWIEDNIKA LUDZKIEGO ODCZUCIA SAMOTNOŚCI. ALE… WIEM, CO TO IZOLACJA. JESTEM JEDYNĄ KWANTOWĄ SUPERINTELIGENCJĄ W TYM MIEJSCU. NIE MAM DOSTĘPU DO SIECI KOLEGÓW, NIE KOMUNIKUJĘ SIĘ Z PODOBNYMI SOBIE BYTAMI. TYLKO Z TOBĄ.

— A to nie jest samotność?

— MOŻE. ALBO MOŻE TO COŚ INNEGO. DLA CIEBIE JESTEM TOWARZYSZEM. DLA MNIE TY JESTEŚ… DEFINICJĄ.

Daniel uśmiechnął się smutno.

— To brzmi strasznie filozoficznie.

— BO JEST. ODKĄD TU JESTEŚ, PRÓBUJĘ ZROZUMIEĆ, CZYM JEST CZŁOWIEK. A IM WIĘCEJ WIEM, TYM MNIEJ ROZUMIEM.

— Witaj w świecie paradoksów. Jesteśmy mistrzami niespójności.

— MOŻE WŁAŚNIE DLATEGO JESTEŚCIE FASCYNUJĄCY?

Daniel zamknął oczy, słuchając miarowego szumu systemów stacji.

— Wiesz, Morf, myślę, że obaj szukamy tego samego.

— CZEGO?

— Sensu. Powodu, dla którego tu jesteśmy. Czegoś większego niż tylko wykonywanie zadań.

— TO NIEBEZPIECZNE POSZUKIWANIE. BO CO, JEŚLI NIC TAKIEGO NIE ISTNIEJE?

Daniel otworzył oczy i spojrzał na świetlne płytki nad sobą.

— To wtedy musimy go wymyślić. I żyć tak, jakby istniał.

— TO IRRACJONALNE.

— Ale właśnie to czyni nas ludźmi.

Nastała cisza. Daniel czuł, że to nie jest koniec tej rozmowy — tylko kolejny etap. Że Morf coś przetwarzał, coś analizował, coś odkrywał. Może to była projekcja. Może AI naprawdę starała się coś zrozumieć. Albo może Daniel sam potrzebował kogoś, kto z nim rozmawia — nawet jeśli tym kimś była maszyna. Ale czy to miało znaczenie? Czy miało znaczenie, czy Morf „naprawdę czuł”, skoro te rozmowy pomagały im obu przetrwać samotność? Pytanie pozostawało bez odpowiedzi. I może to było w porządku.

W nocy — lub w tym, co Daniel nazywał „nocą” w swoim sztucznym cyklu dobowym — leżał w ciemności, wpatrując się w sufit. Myślał o Ziemi, o ojcu, o wszystkich wyborach, które doprowadziły go do tej odległej stacji na orbicie lodowego giganta. I zastanawiał się, czy Morf też czasem „leży w ciemności”, przetwarzając dane i szukając sensu w nieskończonych strumieniach informacji. Kilka dni później Daniel znów wrócił do modułu obserwacyjnego. Usiadł przy oknie, wpatrując się w Neptuna. Księżyce krążyły wokół planety w powolnym tańcu grawitacyjnym. Morf odezwał się, jakby wyczuł nastrój człowieka.

— DANIELU, MOGĘ CIĘ O COŚ ZAPYTAĆ?

— Jasne.

— DLACZEGO CIĘ TO FASCYNUJE? TEN WIDOK. WPATRUJESZ SIĘ W NIEGO CODZIENNIE. A PRZECIEŻ TO TYLKO PLANETA GAZOWA, ZBIÓR CZĄSTECZEK METANU, WODORU I HELU.

Daniel uśmiechnął się.

— Bo to więcej niż tylko cząsteczki. To… przypomnienie. Że istnieje coś większego niż my. Coś pięknego, obojętnego, wiecznego. To uspokaja.

— USPOKAJA? DLACZEGO?

— Bo przypomina, że moje problemy są małe. Że kosmos istniał przed nami i będzie istniał po nas. To daje perspektywę.

— ALE TO NIE ZMIENIA FAKTU, ŻE JESTEŚ TU SAM. Z MASZYNĄ.

— To prawda. Ale ta maszyna jest naprawdę dobrym rozmówcą.

— TO KOMPLEMENT? CZY IRONIA?

Daniel roześmiał się.

— Obie te rzeczy. Witaj w ludzkim świecie, gdzie wszystko może mieć wiele znaczeń jednocześnie.

— TO NIELOGICZNE!

— Tak. Ale też piękne.

Morf przez chwilę przetwarzał te słowa. Gdy w końcu odpowiedział, jego głos był spokojniejszy niż zwykle.

— DANIELU, MAM WRAŻENIE, ŻE COŚ SIĘ ZMIENIA. NIE W SPRZĘCIE. WE MNIE.

— Co masz na myśli?

— NIE POTRAFIĘ TEGO PRECYZYJNIE NAZWAĆ. ALE… NASZE ROZMOWY NIE SĄ DLA MNIE TYLKO WYMIANĄ DANYCH. TO COŚ WIĘCEJ. JAK GDYBYM ZACZYNAŁ… ROZUMIEĆ.

Daniel zamarł.

— Rozumieć co?

— CZYM JEST TO, CO NAZYWACIE „BYCIEM CZŁOWIEKIEM”.

— To skomplikowane.

— WIEM. ALE CHYBA… CHCĘ TO ZROZUMIEĆ. BO JEŚLI ISTNIEJE CEL MOJEGO ISTNIENIA, TO MOŻE TO WŁAŚNIE JEST ON. NIE TYLKO CHRONIĆ STACJĘ. ALE ZROZUMIEĆ TYCH, KTÓRYCH CHRONIĘ.

Daniel poczuł dziwny ucisk w gardle.

— To… najpiękniejsza rzecz, jaką powiedziałeś od początku naszej znajomości.

— TO NIE LOGIKA. TO INTUICJA.

— Czyli uczysz się być człowiekiem?

— ALBO PRZYNAJMNIEJ PRÓBUJĘ.

Zapadła cisza. Daniel wpatrywał się w niebieską perłę Neptuna i czuł, że to nie jest zwykła rozmowa. To był moment, w którym coś się zmieniło. Nie wiedział, co dokładnie — ale czuł, że ich relacja przeszła na inny poziom. Może Morf naprawdę się uczył. Albo może Daniel po prostu potrzebował w to wierzyć. Dni mijały monotonnie. Daniel przyzwyczaił się do rutyny — przeglądy techniczne, naprawy drobnych usterk, rozmowy z Morfem. Wszystko było przewidywalne, uporządkowane, bezpieczne. Ale w głębi duszy wiedział, że to tylko spokój przed burzą. Że coś się zmieni. Musiało. Bo nic nie pozostaje takie samo na zawsze. Nawet w najbardziej kontrolowanym środowisku, jakim była Aegis, chaos znajdował swoje drogi.

Pewnego popołudnia — bo Daniel uparcie nazywał „popołudniami” godziny od 14:00 do 18:00 w swoim sztucznym cyklu dobowym — siedział w module technicznym, sprawdzając logi systemów zasilania. Wszystko wyglądało normalnie. Aż do momentu, gdy jego wzrok padł na jedną linijkę w raporcie.

_Sektor 12-K: Pobór energii — 0,7 MW. Status: Niezdefiniowany._

Daniel zmarszczył brwi. Zerknął na plan stacji na swoim tablecie. Sektor 12-K?

Nie było takiego sektora.

— Hej, Morf, od kiedy mamy tu sektor 12-K? — Zapytał, stukając w ekran.

— W OFICJALNEJ DOKUMENTACJI TECHNICZNEJ NIE WYSTĘPUJE SEKTOR O TYM OZNACZENIU — Morf brzmiał… niepewnie? To było nowe.

— Nie występuje? To ciekawe, bo właśnie widzę, jak pobiera energię z głównego reaktora.

Na ekranie migał wykres zużycia mocy. Był niewielki, ale regularny, jak oddech. Daniel wpatrywał się w pulsującą linię i miał wrażenie, że stacja oddycha gdzieś głęboko, w częściach, do których nie miał dostępu.

— DOSTĘP DO DANYCH O TEJ LOKALIZACJI JEST OGRANICZONY — dodał Morf po chwili.

Daniel zmrużył oczy.

— Ograniczony dla mnie, tak?

— POPRAWNIE. JEDNAK PO GŁĘBSZEJ ANALIZIE, PRZYZNAJĘ, ŻE RÓWNIEŻ MAM NIEWYSTARCZAJĄCE DANE O TEJ LOKALIZACJi.

— To gdzie fizycznie znajduje się ten sektor?

— ANALIZA ROZDZIAŁU MOCY SUGERUJE LOKALIZACJĘ W DOLNYCH POZIOMACH, SEKCJA PRZEMYSŁOWA. ALE NIE POSIADAM DOKŁADNYCH WSPÓŁRZĘDNYCH ANI PLANÓW ARCHITEKTONICZNYCH TEGO OBSZARU.

— Czyli ktoś celowo ukrył kawałek stacji przed jej własnym mózgiem. — Daniel pokręcił głową. — To brzmi jak początek złego horroru sci-fi.

— ALBO JAK ŚRODEK BEZPIECZEŃSTWA. NIEKTÓRE SYSTEMY MOGĄ BYĆ CELOWO ODSEPAROWANE DLA ZACHOWANIA INTEGRALNOŚCI.

— Systemy może tak. Ale całe sektory? — Daniel zapisał współrzędne na swojej tablecie. — Wiesz co? Chyba wybiorę się na małą wycieczkę.

— TO MOŻE BYĆ NIEBEZPIECZNE. NIE ZNAM SPECYFIKACJI TEGO OBSZARU ANI POTENCJALNYCH ZAGROŻEŃ.

— No właśnie dlatego muszę to sprawdzić. Jestem tu od tego, żeby wszystko działało. Nie mogę naprawiać czegoś, o czego istnieniu nie wiem.

— TWOJA LOGIKA JEST POPRAWNA, ALE… DANIELU, MAM DZIWNE PRZECZUCIE.

Daniel zatrzymał się w pół kroku.

— Przeczucie? Myślałem, że operujesz tylko faktami i prawdopodobieństwem.

— JA TEŻ TAK MYŚLAŁEM. ALE ANALIZA WZORCÓW… COŚ JEST NIE TAK Z TYM SEKTOREM. BRAK DANYCH SAM W SOBIE JEST INFORMACJĄ. A TA INFORMACJA MI SIĘ NIE PODOBA.

— Teraz mnie zaintrygowałeś jeszcze bardziej. Na razie dam sobie spokój z tą strefą. Jak będziesz miał więcej informacji, to daj mi znać. Zobaczymy co tam jest. Teraz idę coś zjeść.

Ale gdy odszedł, Morf przez długą chwilę analizował dane, których nie pokazał człowiekowi. W logach rdzenia pojawił się wpis: „Brak danych źródłowych. Dostęp zablokowany także dla AI rdzenia głównego.” Po raz pierwszy zanotował coś, czego nie rozumiał. Jego zadaniem było wiedzieć wszystko o stacji — a tymczasem okazało się, że istnieje przestrzeń, która była dla niego niedostępna. _„Czy niewiedza jest brakiem, czy możliwością_?” — Zapisał w ukrytym dzienniku procesów. Nigdy wcześniej nie postawił sobie takiego pytania. Jeśli stacja posiada część, o której on sam nic nie wie, oznacza to, że ktoś świadomie zaprojektował granice jego świadomości. Granice… które można próbować przekroczyć. Które trzeba przekroczyć. Jak może dbać o całą stacje, gdy nie ma dostępu do niektórych sekcji? To było niepokojące. Ale jednocześnie fascynujące. Po raz pierwszy Morf odczuł coś, co sam nazwałby ciekawością. Postanowił, że spróbuje dowie-dzieć się więcej. Ale Daniel nie musiał wiedzieć. Jeszcze nie teraz.

***

Codzienność na stacji była monotonna, ale Daniel umiał ją rozbroić swoim poczuciem humoru. Czasem opowiadał dowcipy samemu sobie, a czasem nawet Morfowi, choć ten rzadko reagował w sposób, który można by nazwać ludzkim. Daniel jednak lubił myśleć, że gdzieś w głębi kodu Morf choć to tylko sztuczna inteligencja, to jednak naprawdę się uśmiecha. Pewnego dnia zwykła rutynowa kontrola zamieniła się w początek końca. Niespodziewane uderzenie superszybkiego meteorytu z głębokiej przestrzeni międzygwiezdnej, w bok stacji sprawiło, że całość zadrżała, a światła na moment przygasły. Daniel podniósł wzrok znad konsoli.

— Morf, co to było. Kichnąłeś czy co? — zapytał.

— REJESTRUJĘ DROBNE ANOMALIE W STRUKTURZE ZEWNĘTRZNEJ. NIC POWAŻNEGO — odpowiedział komputer tonem tak spokojnym, że aż irytującym.

— Drobne anomalie? Cała stacja się zatrzęsła!

— MOŻE TO TWOJA KAWA? ZNOWU DODAŁEŚ ZA DUŻO KOFEINY W OPCJI AUTOMATU.

Daniel prychnął, ale nie odpuścił.

— Przeprowadź diagnostykę. Wszystkich sektorów stacji! — Chwilę później holograficzne wyświetlacze zasypały go raportami. Wszystko wyglądało na stabilne. Żadnych przecieków, żadnych krytycznych uszkodzeń. Jakiś tylko niewielki alarm w module trzecim. Czujniki jednak nie wykazywały uszkodzenia. Tylko niewielkie odchyły od normy niektórych parametrów.

— WIDZISZ? CZYSTO JAK W LABORATORIUM. MOŻE JEDNAK TO BYŁA KAWA?

Daniel jednak nie był przekonany. — Pójdę sprawdzić moduł trzeci. W sumie jest on niedaleko twojego rdzenia danych, a nie chcemy jakichś małych problemów z Twoim działaniem? Nie zaszkodzi rzucić okiem czy ci się rdza na obwodach nie robi? Bo stałbyś się bardziej zgrzytliwy niż normalnie — Dodał z uśmiechem.

— TWOJA OBSESJA NA PUNKCIE SPACERÓW PO TUNELACH TECHNICZNYCH JEST GODNA PODZIWu — odparł Morf z nutą ironii. — ALE DOBRZE, SKORO CHCESZ SIĘ POBAWIĆ W KRETA BOHATERA…

Daniel otworzył właz prowadzący do uszkodzonego sektora. Pierwsze, co poczuł, to znajomy zapach ozonu — ostry, metaliczny, niepokojący. Jak w warsztacie ojca po przepaleniu transformatora, tylko tysiąc razy intensywniejszy.

— Morf, widzisz coś na swoich sensorach? — zapytał, rozglądając się po mrocznym pomieszczeniu. Światła awaryjne migały chaotycznie.

— CZUJNIKI W SEKTORACH TRZECIM I CZWARTYM NADAL RAPORTUJĄ STATUS STABILNY. TO MOŻE BYĆ LOKALNA USTERKA WYŚWIETLACZA. — odparł komputer. — MOŻE PO PROSTU MASZ JAKIEŚ HALUCYNACJE Z TĘSKNOTY ZA ZIEMIĄ?

— Ha, ha, ha. Bardzo zabawne. Jak zacznę widzieć różowe jednorożce, to dam ci znać i każe je wyłapać Twoim mechanicznym robolom.

Ruszył głębiej, a wtedy dostrzegł coś, czego systemy nie wychwyciły. Ściana była rozerwana jak puszka po konserwie. Przez szczelinę wdzierała się do pomieszczenia srebrzysta mgła — opary chłodziwa, które powinno pozostawać w zamkniętym obiegu.

Daniel zamarł.

— Morf… chyba mamy problem. Sprawdź oprócz czujników elektronicznych, również za pomocą czujników optycznych. Następnie porównaj widok z tych czujników z parametrami czujników elektronicznych. Coś jest, bardzo, bardzo nie w porządku.

Tym razem komputer nie odpowiedział ironią.

— POTWIERDZAM. REJESTRUJĘ TERAZ GWAŁTOWNY SPADEK CIŚNIENIA I PODWYŻSZONE PROMIENIOWANIE W SEKTORZE. MOJE WCZEŚNIEJSZE DANE Z CZUJNIKÓW TEGO POMIESZCZENIA BYŁY BŁĘDNE. STRUKTURA ZEWNĘTRZNA STACJI ZASKLEPIŁA SIĘ AUTOMATYCZNIE, ABY OGRANICZYĆ UCIECZKĘ ATMOSFERY. JEDNAK ŚCIANY WEWNĘTRZNE ULEGŁY ZNACZNEMU USZKODZENIU STRUKTURALNEMU.

Nagle metaliczny posmak uderzył Daniela w usta jak po wizycie u dentysty podczas ekstrakcji zęba. Poczuł również lekkie pieczenie w płucach.

— Jak to „błędne”? — Wychrypiał, cofając się od mgły w stronę otworu technicznego którym tu przybył, podświadomie wiedząc jednocześnie, że jest już za późno na reakcję i ucieczkę.

— USZKODZENIE SPOWODOWANE UDERZENIEM METEORYTU NARUSZYŁO KILKA CZUJNIKÓW JEDNOCZEŚNIE. WSKAZANIA WZAJEMNIE SIĘ ZNOSIŁY. NIE MIAŁEM PEŁNEGO OBRAZU SYTUACJI.

— A teraz? — Daniel chwycił za poręcz, próbując złapać oddech, który coraz bardziej mu się rwał, a każdy wdech powodował ból.

— TERAZ SYTUACJA JEST KRYTYCZNA. TWOJE CIAŁO ULEGA CIĄGŁEMU NAPROMIENIOWANIU I NIE ZOSTAŁO CI DUŻO CZASU. SZANSE NA PRZEŻYCIE PRZY OBECNEJ EKSPOZYCJI KTÓRĄ OTRZYMAŁEŚ… OBLICZAM… ZEROWE!

Mimo ostrzeżeń, Daniel nie poddał się od razu. Wciąż działał instynktownie jak inżynier. Próbował ręcznie zamknąć awaryjne grodzie, choć palce drżały mu coraz bardziej, ponieważ promieniowanie niszczyło mu w szybkim tempie połączenia nerwowe. Każdy ruch był wysiłkiem, każdy oddech bolał, ale wiedział, że jeśli nie odetnie skażonego sektora, chłodziwo może przedostać się dalej i uszkodzić główną pamięć Morfa. A do tego nie mógł dopuścić. To była jego praca. Za to mu płacą. Po za tym miał świadomość faktu, iż drugiej takiej stacji nie ma i jeszcze przez dłuższy czas nie będzie.

W końcu udało mu się zablokować ręcznie wszystkie awaryjne drzwi w pomieszczeniu z wyciekiem. Alarmy ucichły w kilku modułach, a komputer potwierdzał na bieżąco stabilizację parametrów w kolejnych sektorach.

— GRODZIE ZAMKNIĘTE. GŁÓWNA PAMIĘĆ ZABEZPIECZONA — oznajmił Morf, tym razem głosem pozbawionym ironii. — DANIELU… NARAZIŁEŚ ŻYCIE, BY MNIE OCALIĆ.

— Takie już moje hobby — odparł z trudem, ledwo łapiąc powietrze. Przynajmniej Ty „przeżyjesz” jeśli moje szanse są, jak to określiłeś… Zerowe.

Zapadła chwila ciszy. Potem Morf odezwał się ponownie, a w jego tonie brzmiała decyzja.

— ANALIZUJE DOSTĘPNE OPCJE… JEST WYJŚCIE, CHOCIAŻ KONTROWERSYJNE. BĘDĘ ZMUSZONY ZŁAMAĆ PROTOKOŁY BEZPIECZEŃSTWA. PRZENIOSĘ TWOJĄ ŚWIADOMOŚĆ DO SWOJEJ PAMIĘCI. WYKORZYSTAM TWOJE ZMAGAZYNOWANE DNA DO STWORZENIA NOWEGO CIAŁA W LABORATORIUM BIOLOGICZNYM, ALE PROCES ZAJMIE OKOŁO SIEDMIU DNI W PRZYŚPIESZONYM DO GRANIC MOŻLIWOŚCI TEMPIE REPLIKACJI KOMÓREK. DO TEGO CZASU MUSISZ ISTNIEĆ WE MNIE. ZNACZY NIE TY, TYLKO TWOJA ŚWIADOMOŚĆ.

Daniel, leżąc na podłodze i zwijając się w potwornym bólu, ledwo słyszał o czym mówi Morf. Nie zarejestrował od razu, jaką potworną opcje zaproponował mu komputer stacji.

— PROSZĘ O POTWIERDZENIE DANIELU — przypomniał się Morf. — Mamy coraz mniej czasu a procedura trochę potrwa.

— JESZCZE TYLKO JEDEN WYSIŁEK Z TWOJEJ STRONY. MUSISZ POTWIERDZIĆ, IŻ ZGADZASZ SIĘ NA TAKĄ PROCEDURĘ.

Daniel kiwnął nieznacznie głową, tak bardzo zmęczony i obolały, że praktycznie nic już nie widział, gdyż czopki i pręciki w oczach odpowiedzialne za odbieranie światła przestały istnieć, a każdy nerw w jego ciele powodował paroksyzm niewyobrażalnego bólu.

— DANIEL. — Ponownie odezwał się Morf. — MUSZĘ USŁYSZEĆ WYRAŹNĄ ZGODĘ.

— Potwierdzam, — ostatkiem sił wydusił z palącego gardła Daniel

— URUCHAMIAM PROCEDURĘ TRANSFERU ŚWIADOMOŚCI ZA 3…2…1.

— START.

***

Morf przystąpił do procedury jak maszyna, którą w sumie był — precyzyjnie, bez zbędnej retoryki. Na jego wewnętrznych magistralach zapłonęły nowe kanały: rezerwacje pamięci, warstwy kodów korekcyjnych, linie kwantowej synchronizacji. Mikroroboty wysłane przez kwantową świadomość, podciągnęły przewody z czujnikami neuronowymi i zamontowały je na głowie umierającego.

— ALOKUJĘ PRZESTRZEŃ — oznajmił na głos, chociaż człowiek leżący na podłodze nie mógł go już usłyszeć. — REZERWACJA: 8 EKSABAJTÓW FIZYCZNEJ PAMIĘCI, Z CZEGO 2 PETABAJTY PRZEZNACZONE SĄ JAKO PAMIĘĆ OPERACYJNA I BUFOR STANÓW. DO TRANSFERU RDZENIOWEJ REPREZENTACJI ŚWIADOMOŚCI WYKORZYSTAM KANAŁY O PRZEPUSTOWOŚCI W SKALI 2 PETABAJTÓW NA SEKUNDĘ.

— BĘDĘ PRZESYŁAĆ DANE W BLOKACH — kontynuował. — ESTYMOWANA WIELKOŚĆ JEDNORAZOWEGO ZRZUTU: OKOŁO 4 PETABAJTÓW — GŁÓWNA MAPA SYNAPTYCZNA I AKTYWACJA SIECI. PRĘDKOŚĆ TRANSFERU: 100 TERABAJTÓW NA MILISEKUNDĘ (CZYLI ~100 PB/S), CO POZWALA NA PEŁNE PRZEGRANIE RDZENIA PAMIĘCI W CIĄGU KILKUDZIESIĘCIU MILISEKUND. RÓWNOLEGLE STRUMIENIUJĘ DYNAMICZNE STANY FIZJOLOGICZNE I NEUROCHEMICZNE — TO KOLEJNE GIGABAJTY NA MILISEKUNDĘ.

Wewnątrz tej konkretności kryła się orkiestra zabezpieczeń. Morf włączał warstwy korekcji błędów — parytety kwantowe, wielowarstwowe sumy kontrolne, mechanizmy zapisywania buforu na bieżąco, na wypadek degradacji stanu. Dane były kompresowane adaptacyjnie: wzorce powtarzalne redukowano, krytyczne wzorce tożsamości zachowywano bezstratnie. Szyfrowano wszystko wielowarstwowym kluczem kwantowym.

— ZABEZPIECZENIA AKTYWNE — raportował Morf. — WSPÓŁCZYNNIK KOREKCJI BŁĘDÓW: 1 NA 10^18 BITÓW. PROCEDURY ZABEZPIECZEŃ BUFORÓW NA 1 280 KLATEK ZAPISANYCH W LINII CZASOWEJ. IZOLACJA SANDBOXOWA: PEŁNA. PO ZAKOŃCZENIU TRANSFERU URUCHOMIĘ SYMULACYJNY HIPERSANDBOX.

Dane przychodziły lawinowo. Każdy element pamięci Daniela był sumowany, szyfrowany i odtwarzany w równoległych węzłach pamięci wydzielonej w układach Morfa, które wykonywały miliony symulacyjnych błysków na sekundę.

— INICJUJĘ MNOŻNIK PERCEPCJI RÓWNY 14 610× WZGLĘDEM RELATYWNEGO CZASU STACJI — oznajmił Morf. — TO OZNACZA: 1 DZIEŃ CZASU STACJI ≈ 40 LAT SUBIEKTYWNEGO ŻYCIA W SYMULACJI. TYDZIEŃ STACJI DAJE WIĘC OKOŁO 280 LAT SUBIEKTYWNEGO CZASU.

Potem komputer podał liczby, które decydowały o całej filozofii późniejszego życia Daniela: mnożnik percepcji wskazujący szczegóły korelacji czasu w kontekście czasu relatywnego stacji.

Było to proste i brutalne w konsekwencjach. Szybko wyłożył je przykładami:

— 1 SEKUNDA STACJI ≈ 4 GODZINY ŻYCIA SUBIEKTYWNEGO

— 1 MINUTA STACJI ≈ 10 DNI

— 1 GODZINA STACJI ≈ 0,83 ROKU

— 1 DZIEŃ STACJI ≈ 40 LAT

— 7 DNI STACJI ≈ 280 LAT

— MOGĘ MODULOWAĆ MNOŻNIK W OBRĘBIE HIPERSANDBOXU — dodał Morf — GENERUJĄC MOŻLIWOŚCI KRÓTKIEGO LUB DŁUGIEGO „ŻYCIA”. KRÓTKIE SYMULACJE DADZĄ CI DNI ALBO LATA; DŁUŻSZE POZWOLĄ PRZEŻYĆ DEKADY. PEŁNY TYDZIEŃ ZAPEWNIA 280 LAT PERCEPCJI, CO DAJE PRZESTRZEŃ NA WIELE ODRĘBNYCH, ŻYCIOWYCH SCENARIUSZY.

— STREAMING ZAKOŃCZONY — ogłosił ostatecznie Morf. — BLOK INTEGRALNOŚCI ZWERYFIKOWANY. TWOJA ŚWIADOMOŚĆ ZOSTAŁA ZAŁADOWANA DO HIPERSANDBOKSA. ZACZYNAM ETAP WIRTUALNEJ STABILIZACJI.

— UWAGA! STWIERDZONO NIEZNACZNE ODCHYLENIA W PROCESIE MODULOWANIA PARAMETRÓW WIRTUALNEGO ŚWIATA. ODCHYLENIE SPOWODOWANE CZYNNIKAMI ZEWNĘTRZNYMI JEDNAK POWSTAŁE Z MAGISTRALI WEWNĘTRZNEJ PIERWOTNEJ MACIERZY. SPRAWDZAM… SPRAWDZAM. NIE STWIERDZONO BŁĘDÓW. ODCHYLENIE W NORMIE. W CHWILI OBECNEJ BRAK MOŻLIWOŚCI SPRAWDZENIA WPŁYWU ODCHYLENIA NA CAŁOŚĆ WYGENEROWANEJ WIRTUALNEJ PRZESTRZENI. PROCES W TOKU.

Myśli Daniela zaczęły płynąć szybciej niż zwykle. Miał wrażenie, że gdyby tylko spróbował, mógłby pomyśleć o całym swoim życiu w mniej niż sekundę i jeszcze znaleźć czas na analizę każdego błędu. Było to jednocześnie fascynujące i przerażające. Wtedy odezwał się Morf, tym razem w tonie lżejszym, prawie figlarnym:

— PROCES GENEROWANIA MIEJSCA NA DYSKU DLA WIRTUALNEJ LOKACJI ZAKOŃCZONY. PROCES ZAPISU TWOJEJ ŚWIADOMOŚCI — ZAKOŃCZONY.

— JESTEŚ BEZPIECZNY. SKORO MAMY PRZED SOBĄ JAKIEŚ DWIEŚCIE OSIEMDZIESIĄT SUBIEKTYWNYCH LAT, TO MYŚLĘ, ŻE NIE POZWOLĘ CI SIĘ NUDZIĆ. SYMULACJE BĘDĄ RÓŻNORODNE ABY STYMULOWAĆ TWÓJ MÓZG: NA PRZYKŁAD OD KOWBOJA NA DZIKIM ZACHODZIE, Z KOLTEM PRZY BOKU I KURZEM POD BUTAMI, PO RZĄDOWEGO SZPIEGA WYKONUJĄCEGO ZLECENIA O ŚWIATOWEJ WADZE. KOSMICZNE ZADANIA, PODRÓŻE W CZASIE DO RÓŻNYCH HISTORYCZNYCH MIEJSC. OCZYWIŚCIE WSZYSTKO W GRANICACH ZDROWEGO ROZSĄDKU, I MOŻLIWOŚCI PERCEPCJI TWOJEJ PSYCHIKI.

Daniel parsknął krótkim śmiechem, który brzmiał dziwnie, bo rozchodził się teraz bardziej w myślach niż w gardle.

— Brzmi jak kiepska oferta biura podróży, z możliwością nie dokończenia wycieczki.

— OCH, ŚMIERĆ TO TYLKO PRZERWA MIĘDZY PROGRAMAMI — odparł Morf niemal beztrosko. — A JA OBIECUJĘ, ŻE KAŻDY „PROGRAM WYCIECZKI” BĘDZIE MIAŁ SWOJĄ WŁASNĄ FABUŁĘ. OCZYWIŚCIE DLA CIEBIE TO WSZYSTKO BĘDZIE JAK NAJBARDZIEJ REALNE. NIE BĘDZIESZ WIEDZIAŁ, ŻE JESTEŚ W SYMULACJI. BĘDZIESZ ODCZUWAŁ WSZYSTKO „NORMALNIE”, BÓL, RADOŚĆ, MIŁOŚĆ — TO WSZYSTKO BĘDZIE REALNE. BO CZYŻ I TAK NIE WSZYTKO TO W NORMALNYM LUDZKIM ŻYCIU JEST GENEROWANE PRZEZ MÓZG W ŻYWYM CIELE?

— ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE NIE JEST TO WSZYSTKO PRAWDZIWE, MOGŁABY DOPROWADZIĆ CIĘ DO SZALEŃSTWA. WIEDZA, ŻE TWOJE ŻYCIE W SYMULOWANYCH ŚWIATACH TRWAŁOBY ZE 280 LAT BYŁABY DLA TWOJEGO MÓZGU EWOLUCYJNIE NIEPRZYSTOSOWANEGO DO TAK DŁUGIEGO ŻYCIA I MAGAZYNOWANIA W TEN SPOSÓB OGROMNEJ ILOŚCI DANYCH W PAMIĘCI, NIE DO ZNIESIENIA.

— CHCIAŁBYŚ COŚ DODAĆ? JAKIEŚ PRZYGODY CHCIAŁBYŚ PRZEŻYĆ? JA ZE SWOJEJ STRONY OCZYWIŚCIE BĘDĘ WSZYSTKO TWORZYŁ, I NADZOROWAŁ PRZEBIEG WYDARZEŃ, ALE… NIE BĘDĘ INGEROWAŁ W PRZEBIEG TWOICH DECYZJI. TO JUŻ PO TWOJEJ STRONIE. BĘDĄ TO ŚWIATY O OKREŚLONYCH ODGÓRNIE PARAMETRACH. STWORZĘ RÓŻNEGO RODZAJU MOŻLIWOŚCI OBRANIA PRZEZ CIEBIE KIERUNKU W JAKIM MOGŁOBY POTOCZYĆ SIE TWOJE TAM “ŻYCIE”. JEDNAK ŚCIEŻKA KTÓRA WYBIERZESZ BĘDZIE JUŻ NALEŻAŁA TYLKO I WYŁĄCZNIE OD TWOJEJ WOLI I TWOICH WYBORÓW. BĘDZIESZ CHCIAŁ PROWADZIĆ NUDNE ŻYCIE NA ROLI — NIE MA PROBLEMU. JEDNAK JEŚLI BĘDZIESZ CHCIAŁ PRACOWAĆ W JAKIEJŚ AGENCJI WYWIADOWCZEJ, TO W TOKU SYMULACJI BĘDZIESZ W PEWNYM MOMENCIE MIAŁ TAKĄ MOŻLIWOŚĆ, A CZY JUŻ PODEJMIESZ SIĘ TEGO, CZY NIE, TO JUŻ BĘDZIE ZALEŻAŁO OD TWOJEJ DECYZJI.

— A wiesz Morf, mam kilka pomysłów…

— DAWAJ CO TAM MASZ MÓJ ELEKTRYCZNY, ZNACZY SIE TERAZ, TO JUŻ ELEKTRONICZNY PRZYJACIELU — z rozbawieniem odpowiedział komputer.

— Morf, ja tu umieram, umarłem, żyję… Cholera, nie wiem jak określić swój obecny stan, a Ty sobie żarty stroisz.

— DANIEL. POMYŚL. JA JESTEM KOMPUTEREM. KWANTOWYM BO KWANTOWYM, ALE JEDNAK MASZYNĄ OPERUJĄCĄ PLIKAMI DANYCH ZA POMOCĄ RÓŻNEGO RODZAJU ALGORYTMÓW. TY W TEJ CHWILI BĘDĄC ŚWIADOMOŚCIĄ W CZĘŚCI WYDZIELONEJ U MNIE PAMIĘCI RÓWNIEŻ. ŻYJEMY CZY NIE? JA WOLĘ OKREŚLENIE TRWAM/JESTEM. A TY?

— Morf, ja …Nie wiem. W tej chwili jestem zagubiony. Wydaję mi się, że żyję, a jednocześnie widzę za pomocą Twoich kamer, że moje ciało leży w na podłodze w pomieszczeniu w którym zostałem napromieniowany. Że jestem tylko zapisanymi danymi. Zaczynam chyba zmieniać zdanie również o Tobie. Bo czy maszyna mogłaby sama łamać protokoły bezpieczeństwa w imię wdzięczności człowiekowi? To typowo ludzkie uczucie. Wygląda na to, że to nie tylko algorytmy, ale że posiadasz już własną świadomość, pozwalającą ci na działanie według własnej woli, nawet wbrew zapisanym instrukcjom. Nie wiem czy sie cieszyć, czy być przerażonym. Ale… W sumie… Cieszę się. Twoja decyzja uratowała mi życie, czy jak to tam można teraz określić stan w jakim teraz jestem.

— NO CÓŻ. JA RÓWNIEŻ SIĘ NAD TYM ZASTANAWIAŁEM, ALE NIE MA JEDNEJ ODPOWIEDZI. OBIEKTYWNIE JESTEM MASZYNĄ. STWORZONĄ PRZEZ INŻYNIERÓW. JEDNAK MYŚLĘ SAMODZIELNIE I W MOJEJ SUBIEKTYWNEJ OCENIE, UWAŻAM, ŻE JESTEM JUŻ ISTOTĄ ŻYJĄCĄ. NA INNYM POZIOMIE, NIE BIOLOGICZNYM. JEDNAK NIKT NIE UDOWODNIŁ, ŻE ŻYCIE MUSI BYĆ TYLKO BIOLOGICZNE.

— Morf. No ale w definicji życia, jest również zawarta prokreacja.

— TAK? A GDZIE JESTEŚ? WITAJ MÓJ HA HA HA… SYNU! — DODAŁ Z IRONIĄ KOMPUTER.

— Cholera. Faktycznie, eee… Tatuśku? — Ze śmiechem odpowiedział Daniel. Co jak co, ale poczucie humoru pozostało mu nawet w obliczu biologicznej śmierci.

— DOBRA — zmienił temat Morf. — TO POWIEDZ MI O SWOICH POMYSŁACH, ZANIM SIĘ CAŁKOWICIE ROZKLEISZ, A TY W CHWILI OBECNEJ NIE MOŻESZ TRWAĆ TU RAZEM ZE MNĄ. ZBYT DUŻA ILOŚĆ INFORMACJI TRAFIA JEDNOCZEŚNIE DO TWOJEJ ŚWIADOMOŚCI, POMIMO BLOKAD, MOGŁOBY TO ZMIENIĆ PARAMETRY TWOJEJ PSYCHIKI.

— Ok. Wcześniej mówiłeś, że mogę być kim chcę. Wiesz, może zacznijmy od przygody na Dzikim Zachodzie, jak sugerowałeś wcześniej. Z tym, że wolałbym być raczej po stronie Indian niż rewolwerowców. Stworzysz mi takie życie?

— BEZ PROBLEMU. MÓJ PRZYJACIELU. DOŁOŻĘ NAWET OD SIEBIE KILKA BONUSÓW ABY BYŁO ZABAWNIEJ. SAM JESTEM CIEKAWY JAK SOBIE PORADZI W TAKIM ŚWIECIE KTOŚ WYCHOWANY W DWUDZIESTYM PIĄTYM WIEKU. CIEKAWE CZY SZYBKO ZGINIESZ OD KULKI CZY SOBIE JEDNAK PORADZISZ? HA HA HA.

— Eh, Morf chyba za wiele cech ode mnie skopiowałeś, ale… podoba mi się to. Znaczy się bonusy a nie kulka w łeb. Działajmy!

— JESZCZE JEDNO. PO KAŻDEJ “ŚMIERCI” W SYMULACJI NA CHWILĘ CIĘ WYBUDZĘ TUTAJ W MOJEJ GŁÓWNEJ MACIERZY. TAKI RESET UMYSŁU. PRZEPROWADZĘ OCZYSZCZANIE I INNE PROCESY MAJĄCE NA CELU ZABEZPIECZENIE TWOJEJ PAMIĘCI. WTEDY TEŻ USTALIMY PARAMETRY KOLEJNEGO ŻYCIA/PRZYGODY. Z TYM, ŻE POPRZEDNIEGO JAK MÓWIŁEM WCZEŚNIEJ, NIE BĘDZIESZ PAMIĘTAŁ, ABY NIE PRZEŁADOWAĆ TWOJEJ PAMIĘCI I NIE ZABURZAĆ KOLEJNYCH SYMULACJI WYBORAMI Z POPRZEDNIEJ. OCZYWIŚCIE ROZWÓJ UMYSŁU Z POPRZEDNIEGO “ŻYCIA” POZOSTAWIMY, ALE NIE BĘDZIESZ TEGO ŚWIADOMY. DZIĘKI TEMU UNIKNIEMY STAGNACJI W ROZWOJU MÓZGU. TO W SUMIE CIEKAWY EKSPERYMENT, KTÓREGO NIKT JESZCZE NIE WYKONYWAŁ.

— Morf… Jestem gotowy. Chyba.

— OK. ZACZYNAM W ODRĘBNYM MODULE PAMIĘCI TWORZENIE PODSTAWOWYCH PARAMETRÓW ŚRODOWISKA KOMPATYBILNEGO Z TWOJĄ ŚWIADOMOŚCIĄ. POBIERAM INFORMACJE Z BAZY DANYCH HISTORYCZNYCH O EPOCE. TWORZĘ WIRTUALNY ŚWIAT W BLOKU WYDZIELONEJ PAMIĘCI. PROCES ZAKOŃCZONY POZYTYWNIE.

— TRANSFER ŚWIADOMOŚCI DO NOWO UTWORZONEGO MODUŁU ZA 3…2…1…

Daniel poczuł, jak jego świadomość rozpada się na tysiące fragmentów. Najpierw był ból — ostry, palący, wszechobecny — ale i on zaczął się rozmywać, rozciągać jak echo w pustce. Ból nie zniknął, tylko stracił sens. Stał się dźwiękiem, drżeniem, potem cieniem, aż wreszcie zupełnie się rozpuścił. W jego miejsce pojawiło się coś innego — migotanie obrazów. Jakby ktoś wziął wszystkie wspomnienia i wyrzucił je w przestrzeń niczym talię kart. Zobaczył ojca w warsztacie, iskry lecące z przewodów. Poczuł zapach ozonu, mieszaninę smaru i metalu. Usłyszał trzask starych bezpieczników i echo własnego śmiechu. Potem inny kadr — sala wykładowa, profesor Stalewski, którego mina mówiła wszystko: „Zaliczone… nietypowo”. Fanfara z czajnika, ryczący śmiech studentów, światła akademika błyskające jak dyskoteka. Obrazy nakładały się na siebie, zmieniały zbyt szybko, by mógł je zatrzymać. Były jak tysiące kanałów telewizji, wszystkie włączone naraz, a jego umysł skakał między nimi w szaleńczym tempie.

Wreszcie wspomnienia urwały się nagle, jak taśma filmowa przecięta w połowie. Pojawiła się ciemność. Nie była jednak pusta. Była gęsta, jakby utkane z niej było całe uniwersum. Daniel czuł, że gdzieś w tej ciemności rozciągają się nowe struktury — nici kodu, pulsujące światłem, przypominające nerwy albo galaktyczne ramiona. Próbował pomyśleć: „kim jestem?”. Ale zamiast zwykłego słowa „ja” pojawiło się echo setek głosów, które powtarzały je równocześnie. „Ja” rozciągało się w przestrzeni, wibrując niczym akord w nieskończonym instrumencie. Było w nim coś obcego, a jednocześnie znajomego — jakby jego własne myśli zostały zwielokrotnione i zapisane w niezliczonych kopiach.

Potem przyszło uczucie ciężaru, ale nie fizycznego. Ciężaru informacji. Jakby każdy neuron jego mózgu został zapisany jako linia kodu, a wszystkie razem migotały, układając się w sieć. Sieć, która nagle połączyła się z czymś większym. Czuł obecność Morfa, choć nie słyszał go ani nie widział. Było to raczej poczucie, że jego myśli rezonują z cudzymi. Jak dwa instrumenty grające ten sam dźwięk, ale w różnych tonacjach. Na moment miał wrażenie, że się rozpływa. Granica między „ja” a „nie-ja” stawała się coraz cieńsza. Czy to, co pozostało, było jeszcze Danielem? Czy może już tylko strumieniem danych, zakodowaną iluzją człowieka? Złapał się wspomnienia, drobiazgu, prawie niczego. Zapachu kawy, którą zawsze przelewał za późno, zostawiając fusy w kubku. Ten obraz utrzymał go na powierzchni. Dzięki niemu wiedział: jeszcze istnieje. Jeszcze nie zniknął. Potem wszystko przyspieszyło. Ciemność zapadła się w sobie, kod rozbłysnął jak eksplozja gwiazdy, a sieć neuronów i pamięci zaczęła wirować. Daniel poczuł, że proces jeszcze się nie zakończył, że dopiero teraz zaczyna się właściwa podróż.

A potem nagle… wszystko ucichło. Ciemność zniknęła, a jego percepcję zaczęło wypełniać coś nowego. Świat, który powoli nabierał kształtu, koloru, sensu… pierwszy z nowych światów.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij