- W empik go
Poukładaj mi życie - ebook
Poukładaj mi życie - ebook
Czasami odchodzimy tylko po to, żeby sprawdzić, czy ktoś za nami pójdzie...
Najgorsze jest rozczarowanie, kiedy odwracasz się, a za tobą nikogo nie ma.
Początek studiów to także początek wielkich zmian w życiu Liliany. Nowe miasto, nowa szkoła tańca i nowe znajomości… a w szczególności jedna, która wniesie w jej życie więcej, niż mogłaby się spodziewać.
Spacer w deszczu i noc nad rzeką zmieniły wszystko. Pchnęły bieg życia dziewczyny w kierunku, którego nie dało się już zmienić...
Czy prawdziwa miłość zawsze wygrywa?
Czy walka o marzenia i złamanie wszelkich schematów ma sens ?
Czy można naprawić krzywdy wyrządzone przed laty?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7942-471-9 |
Rozmiar pliku: | 1 002 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czasami życie wystawia nas na próbę, żeby sprawdzić, jak silni jesteśmy i ile jesteśmy w stanie przetrwać.
W moim życiu takich prób było aż nazbyt wiele. Był moment, kiedy wszystko wywróciło się do góry nogami i kiedy myślałam, że nie uda mi się podnieść i iść dalej. Ale człowiek jest w stanie wiele przetrwać, jeżeli ma dla kogo i o co walczyć. I tak też było ze mną.
Od zawsze z łatwością przychodziło mi patrzenie wstecz. Mimo że czasami przeżywałam chwile, o których nie chcę pamiętać. Lubię niespodzianki i tajemnice, które może przynieść przyszłość, jednak dostrzegam w niej też coś, co wzbudza we mnie strach. Boję się tego, że mogę wyobrazić sobie coś, co nigdy się nie wydarzy. Tak bardzo boję się rozczarowań, boję się, że patrząc w dal, nie ujrzę tego, co spodziewam się zobaczyć. Może stąd moje zamiłowanie do wracania w przeszłość. Przejawia się ono w różny sposób. Nawet jeżdżąc autobusem miejskim czy pociągiem, zawsze wybieram miejsca usytuowane tyłem do kierunku jazdy. Mogę wtedy patrzeć na to, co zostawiam za sobą. Dzięki temu mogę przyglądać się czemuś przez dłuższy czas, bo gdy patrzy się przed siebie, obrazy tak szybko znikają sprzed oczu, nawet kiedy chcę zapisać sobie jeden z nich w pamięci na dłużej. Teraźniejszość nie pozwala nacieszyć się czymś, co tak bardzo mnie fascynuje czy sprawia, że chcę zatrzymać czas. Tak też jest w moim życiu. Momenty, gdy jestem szczęśliwa i chcę zatrzymać czas choć na chwilę, przemijają, a ból po ich utracie pozostaje na długo.POCZĄTEK
Wiele razy, kiedy w życiu kończył się jakiś etap, szukałam nowego punktu zaczepienia, który niósłby ze sobą wizję lepszego jutra. To dziwne, że kiedy chcemy zacząć wszystko od nowa, najłatwiej jest nam odciąć się od tego, co nas dotychczas otaczało, tak jakby ponowny start w tym samym miejscu nie był już możliwy. Nie wiem, czy jest to spowodowane tym, że gdy przebywa się w tych samych miejscach, wszystkie wspomnienia są nadal żywe, czy tym, że ludzie nas otaczający o wszystkim wiedzą i oceniają nasz każdy kolejny krok. Kiedy zaczyna się nowy rozdział w życiu, potrzebna jest jakaś zmiana, jednak nie zaczynamy od zmian wewnętrznych, dotyczących naszych decyzji, sposobu myślenia czy zachowania, lecz od zmian zewnętrznych, wizualnych, bo tych dokonuje się dużo łatwiej. Często nawet zmiana fryzury wpływa na nas korzystnie, bo uznajemy to za moment zwrotny, od którego wszystko ma się potoczyć lepiej i który ma być zauważalny nie tylko dla nas, ale także dla ludzi z naszego otoczenia. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że myśląc, iż robimy coś dla siebie, tak naprawdę robimy coś tylko po to, by pokazać innym, że u nas jest wszystko dobrze i że udało nam się zamknąć poprzedni rozdział.
*
Wraz z końcem szkoły średniej skończyły się wszystkie moje złudzenia. Dość długi czas żyłam w przeświadczeniu, że panuję nad swoim życiem i jestem osobą, która zawsze ma wszystko pod kontrolą. Jednak czasami zdarzają się sytuacje, na które nie mają wpływu nawet najsilniejsze osoby. Należą do nich szczególnie te momenty, w których realizację swoich planów wiążemy z planami jeszcze jednej osoby. Jednak zrozumiałam, że nie mogę uzależniać swojego życia od osób, którym nie zależy na mnie tak bardzo, jak mnie na nich, i że powinnam pomyśleć o sobie. Po zdaniu matury i dość intensywnych wakacjach nadszedł czas, by wyjechać i rozpocząć studia. Był to idealny moment na pozostawienie za sobą starych spraw i ucieczkę w miejsce, gdzie nikt mnie nie znał. Przed wyjazdem chciałam definitywnie pozamykać sprawy, które mogłyby być przeszkodą w nowym życiu, więc napisałam listy do kilku osób. Kiedy chciałam powiedzieć komuś coś ważnego lub gdy wiedziałam, że niektórych rozmów nie będę w stanie przeprowadzić, pisałam listy, w których zawierałam wszystko to, co leżało mi na sercu. Nie musiałam wtedy przejmować się reakcją osoby, do której list był adresowany, czy martwić się tym, że nie będę w stanie wytłumaczyć się z podjętych decyzji.
Postanowiłam przyjechać do Torunia już na miesiąc przed rozpoczęciem roku akademickiego, by zacząć treningi w mojej wymarzonej szkole tańca i by poznać miasto, które od teraz miało być moim nowym domem. Nie znałam tu nikogo i niczego, ale to mi w ogóle nie przeszkadzało. Mimo że bardzo lubiłam przebywać w towarzystwie i poznawać nowych ludzi, czasami po prostu chciałam mieć chwilę dla siebie, żeby poukładać sobie w głowie wszystkie nowe wydarzenia.
Kiedy wysiadłam na Dworcu Głównym z ogromną walizką, nie miałam pojęcia, gdzie jest mieszkanie, w którym zamieszkam. Miałam w ręku tylko mapę z narysowaną trasą, którą powinnam podążać, by się tam dostać. Rozejrzałam się dookoła i przez chwilę poczułam się mała, zagubiona i anonimowa, ponieważ po opuszczeniu pociągu uderzyło mnie mnóstwo dźwięków charakterystycznych dla dużych miast – dźwięków, których w moim poprzednim miejscu zamieszkania nie było aż tak wiele. Ludzie, którzy mnie mijali, nie zwracali na nikogo uwagi i szli w tylko sobie znanych kierunkach. Wydało mi się to dość dziwne, gdy przyrównywałam to do sytuacji w moim małym miasteczku, w którym każdy każdego znał i w którym ludzie bardziej interesowali się życiem sąsiadów niż własnym. Gdy stałam tak na peronie, na którym było już coraz mniej osób, dotarło do mnie, że od teraz tak będzie wyglądało moje życie i że muszę do tego przywyknąć. Chwyciłam więc walizkę i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
*
Przekręciłam klucz w zamku i drzwi się otworzyły – weszłam do mojego nowego mieszkania. Pokoje przywitały mnie pustymi ścianami, które pomalowane były na wybrane przeze mnie kolory; na meble musiałam jeszcze trochę poczekać. Oczywiście kuchnia i łazienka były już w pełni wyposażone, więc by przetrwać do przyjazdu rodziców, wystarczyły mi materac, poduszka i koc. Muszę przyznać, że brak umeblowania w ogóle mi nie przeszkadzał, ponieważ nie miałam zamiaru siedzieć w mieszkaniu, a zakładałam, że wracając do domu po całodziennych wędrówkach czy treningach, nie będę już miała na nic siły i od razu będę się kładła spać.
Rozłożyłam ubrania na półce w łazience, zjadłam kanapki, które zostały mi z podróży, i wyszłam, żeby poszukać drogi na starówkę. Zaczynało się już ściemniać, ale bardzo chciałam jeszcze tego dnia zobaczyć miejsca, które sprawiły, że jakiś czas temu zakochałam się w tym mieście i zdecydowałam się na studia w Toruniu.
Kiedy dotarłam nad rzekę i usiadłam na jednej ze stojących tam ławek, dotarło do mnie, że w końcu znalazłam się na swoim miejscu. Od teraz wszystko miało być inaczej. Musiałam nauczyć się samodzielności, miałam poznać nowych ludzi i po latach obijania się w końcu zacząć się uczyć, tym bardziej że kierunek, który wybrałam, nie należał do najłatwiejszych. Zaczęłam także zastanawiać się, kim okaże się moja współlokatorka.
Wróciłam myślami do czasu, kiedy kupiliśmy mieszkanie i zaczęliśmy remont. Wtedy zamieściłam w Internecie ogłoszenie, że poszukuję współlokatorki do mieszkania dwupokojowego. Dość szybko odezwała się do mnie dziewczyna, z którą od razu umówiłam się na podpisanie umowy. Mogłam wprawdzie poczekać jeszcze na inne zgłoszenia, ale kierując się przeczuciami, postanowiłam zaryzykować i spotkać się z Karoliną. Po naszej pierwszej rozmowie stwierdziłam, że jest to taka osoba, jakiej szukałam. Gdy teraz siedziałam na ławce i patrzyłam na zachodzące słońce, którego promienie przebijały się przez jeden z toruńskich mostów, zaczęłam się zastanawiać, czy moja intuicja ze mnie nie zadrwiła…
Siedząc na ławce, całkiem straciłam poczucie czasu i gdy spojrzałam na zegarek, okazało się, że spędziłam tam ponad godzinę. Wstałam więc i ruszyłam w drogę powrotną. Pomyślałam, że każdy czasem potrzebuje miejsca, w którym będzie mógł się wyciszyć i poukładać wszystkie męczące go myśli. Miejsca, w którym nie czuje się upływającego czasu i które odwiedza się, stojąc na kolejnym życiowym zakręcie. Od razu zdałam sobie sprawę z tego, że właśnie odnalazłam je nad rzeką.SPOJRZENIE
Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale od kiedy pamiętam, zawsze fascynowali mnie ludzie i ich zachowania. Uwielbiałam im się przyglądać, zwłaszcza wtedy, gdy nie byli tego świadomi.
*
Tak też było tamtego dnia, kiedy siedziałam w audytorium pełnym zupełnie obcych mi osób. Jedyną znajomą twarzą w tym pomieszczeniu była moja współlokatorka Karolina, która niestety musiała siedzieć kilka rzędów niżej; ale mimo to wiedziałam, że robi teraz dokładnie to samo co ja.
Przed wyjściem na uroczystą inaugurację roku akademickiego ustaliłyśmy z moją Kluską (nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale uwielbiałam tak do niej mówić, szczególnie kiedy robiła obrażoną minę i odpowiadała: „Nie jestem kluską”), że zamiast przez ponad godzinę słuchać o tym, jak dobrą decyzję podjęliśmy, wybierając ten uniwersytet i ten cudowny kierunek, do którego w dalszym ciągu nie byłam przekonana, rozejrzymy się po sali i sprawdzimy, czy będziemy miały na roku chociaż jednego przystojniaka. Obie byłyśmy wtedy wolne i obie ubóstwiałyśmy mężczyzn. Nie byłyśmy wygłodniałymi desperatkami. Chodziło raczej o przyjemne spędzenie czasu.
Ja miałam idealne miejsce do podjęcia takiej misji, ponieważ ze względu na numer grupy, do której mnie przydzielono, siedziałam dość wysoko. Jednak, mimo dobrego miejsca, nikogo ciekawego nie widziałam. Dopiero kiedy wszyscy po kolei wychodzili na środek, mogłam lepiej się im przyjrzeć. Moi znajomi z liceum mówili mi, że na kierunku, na który się wybieram, będzie pewnie pełno przystojniaków i będę mogła w nich przebierać. I chyba ktoś tu się pomylił, bo szczerze powiedziawszy, nie widziałam nikogo ciekawego, mimo że wyczytano już ponad połowę. Nie zależało mi też na przebieraniu, ale na znalezieniu tego jednego. Albo raczej na byciu znalezioną, bo to mężczyzna miał zabiegać o mnie, a nie ja o niego. Nigdy nie chciałam podobać się wielu facetom, pragnęłam spodobać się tylko jednemu, który będzie dla mnie ważny. Lepiej jest mieć jedną osobę, odwzajemniającą to, co do niej czujemy, niż pięć innych, które są nam obojętne, mimo że za nami szaleją.
Zsunęłam się na skraj krzesła, żeby przyjrzeć się ludziom, z którymi siedziałam w jednym rzędzie, bo wiedziałam, że to oni będą w mojej grupie ćwiczeniowej. Już na samym początku zdałam sobie sprawę, że z dziewczynami się raczej nie dogadam, bo sprawiały wrażenie strasznie wyniosłych i chyba tylko dwie wyglądały dość przyjaźnie. Ale i tak nigdy nie trzymałam z dziewczynami. Zawsze wydawały mi się fałszywe. Z facetami było zupełnie inaczej. Oni mówili to, co myśleli, i nie przejmowali się tym, co ktoś może o tym pomyśleć. Przy nich mogłam być sobą i nie martwić się o zawistne spojrzenia innych kobiet, które od zawsze czegoś sobie wzajemnie zazdrościły. Wyjątkiem była oczywiście Karolka, bez której już wtedy nie wyobrażałam sobie życia, mimo że znałyśmy się zaledwie od paru tygodni.
Rozejrzałam się więc raz jeszcze, żeby zobaczyć, czy będę miała w grupie chociaż jednego chłopaka. Bałam się, że z moim szczęściem może się żaden nie trafić, ale ostatecznie naliczyłam ich aż pięciu, szczególną uwagę zwracając na bruneta siedzącego na końcu naszego rzędu, po prawej stronie. Nagle odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy. Kurczę, ja zawsze miałam takie szczęście. Szybko odwróciłam się i opadłam na oparcie krzesła. Nie wiem dlaczego, ale coś w mojej głowie mówiło mi, że ten chłopak sporo w moim życiu namiesza.ZNAJOMOŚĆ
Każda nowo poznana osoba jest zagadką, którą każdego dnia próbujemy rozwiązać. Jednak niektórzy skrywają tajemnice, których wolelibyśmy nigdy nie poznać.
*
Mężczyźni bardzo często, kiedy myślą, że nie widzimy, patrzą nam na usta, na piersi i na inne części ciała. Czasami robią to nieświadomie, niekiedy patrzą, bo po prostu są takie dni, gdy wyglądamy inaczej i chcą się nam przyjrzeć, ale czasami patrzą tak, jakbyśmy były ich własnością, i wyglądają tak, jakby zapisywali sobie nasz obraz i umieszczali go w różnych scenach w swojej głowie. Ja uwielbiam patrzeć ludziom w oczy. Niektórych to peszy, inni uważają to za dziwne, a jeszcze inni podejmują wyzwanie i wytrzymują moje spojrzenie. Tak też było z nim. Ale nie o tym teraz myślę. Chodzi mi raczej o to, że czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego, że z naszych oczu można dużo wyczytać. Czasami, patrząc w czyjeś oczy, widzimy smutek, ból, innym razem radość albo podekscytowanie, nawet kiedy próbujemy to ukryć. Mnie najbardziej interesują męskie oczy, bo dzięki nim mogę próbować choć trochę obejrzeć ich myśli. Nie wiem dlaczego, ale wydaje mi się, że oni mają większą trudność, niż my, kobiety, z ukrywaniem emocji. Trudniej jest im zataić fakt, że kogoś lub czegoś pożądają albo patrzą na coś lub na kogoś, jakby chcieli to mieć czy zdobyć. W jego oczach tego nie było. Miałam wrażenie, że nie byłam mu całkiem obojętna. Nie patrzył na mnie tak jak na inne dziewczyny ze swego otoczenia. Może tylko to sobie wmawiałam, ale nie ja jedna to widziałam. Moja Karolka także potwierdzała tę wersję. Tylko że to też nie był taki zwyczajny wzrok zainteresowanego dziewczyną faceta. Było w nim coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam. Może to zabrzmieć dziwnie, ale on patrzył tak ciepło, jakby już wcześniej mnie znał i jakbym odegrała już w jego życiu jakąś rolę.
Nie wiem dlaczego, ale i mnie wydał się on znajomy. Bardzo przypominał mi chłopaka, który kiedyś dużo dla mnie znaczył. Był podobnej budowy, podobnie się poruszał i patrzył na świat. Ich wspólną cechą było również to, że zawsze trzymali się na uboczu i woleli z dystansu obserwować otaczających ich ludzi, niż uczestniczyć w grupowych dyskusjach. Był w dodatku bardzo tajemniczy, co sprawiało, że jeszcze bardziej pragnęłam go poznać.
Przez pierwsze miesiące studiów dużo czasu poświęciłam na imprezy i poznawanie nowych ludzi. Bycie studentem nie wiązało się tylko i wyłącznie z nauką, a studiowanie nie miało być ograniczone jedynie do czytania książek. Bardzo często słyszałam, że kiedy wyjadę i rozpocznę studia, zacznie się najpiękniejszy okres w moim życiu. I tak też było. Początki na uczelni nie były zbyt trudne i można było poświęcić więcej czasu na wieczorne wyjścia. W moim przypadku tego czasu było znacznie mniej. Przyjechałam do Torunia nie tylko dlatego, że dostałam się na prawo, ale dlatego, że była tu szkoła tańca, o której marzyłam.
Oczywiście nie było tak kolorowo, jak to sobie wyobrażałam. Porównując się do grupy, do której się dostałam, dostrzegłam, że mam ogromne braki w technice i żeby dorównać reszcie, musiałam pracować dwa razy więcej. Zostawałam na dodatkowe zajęcia i chodziłam do kilku grup ćwiczeniowych, aż w końcu poczułam się pewniej. Miałam cudownych trenerów, którzy potrafili nie tylko ukształtować nas pod względem fizycznym i technicznym, ale również rozwijali naszą psychikę i budowali wrażliwość na świat i sztukę. Mimo ciężkiej pracy, którą musiałam wykonać, bardzo cieszył mnie fakt, że w końcu trafiłam tam, gdzie ktoś tak bardzo jak ja potrafił cieszyć się tym, co robił, i był zdolny zrezygnować z wielu rzeczy, byle tylko móc to kontynuować. W mieście, w którym żyłam przez dziewiętnaście lat, wyglądało to zupełnie inaczej. Ludzie byli zamknięci na sztukę, a tych, którzy próbowali ich na nią otworzyć, krytykowali lub ignorowali.
*
Codziennie wstawałam z radością, wiedząc, że kolejny dzień przyniesie nowe znajomości i nowe doświadczenia. Uwielbiałam spędzać czas z moją współlokatorką i wydaje mi się, że to też miało wpływ na fakt, iż z chęcią chodziłam na uczelnię. Te chęci były oczywiście większe, gdy wiedziałam, że będę miała okazję zobaczyć się i być może porozmawiać z tajemniczym brunetem.
Zazwyczaj było tak, że gdy czegoś bardzo pożądałam, zawsze potrafiłam znaleźć sposób, żeby to zdobyć. Nie było takiej rzeczy, o której nie potrafiłabym się czegoś dowiedzieć, jeśli bardzo tego chciałam. Szybko więc udało mi się odkryć, kim on jest. Byliśmy w jednej grupie ćwiczeniowej i bardzo często siadał obok mnie. Nie mogę powiedzieć, żeby mi to specjalnie przeszkadzało, ale kiedy dowiedziałam się, że ma dziewczynę, jego sąsiedztwo nie było łatwe do zniesienia. Miałam z nim bardzo dobry kontakt i wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na jego pomoc. Lubiłam z nim rozmawiać i śmiać się z różnych głupot, jednak cały czas zachowywałam dystans, bo przerażał mnie fakt, że tak dobrze czuję się w jego towarzystwie. Gorsze było jednak to, że miał na mnie podobny wpływ jak Karol, mój najserdeczniejszy przyjaciel, z którym znałam się od wielu lat. Karol jest genialnym muzykiem, który zawsze wie, w jakim jestem humorze, ale mimo że był mi bardzo bliski, był również jedyną osobą, przy której nie byłam sobą. Nie wiem dlaczego, ale w jego obecności milkłam i całą sobą chłonęłam jego słowa i jego osobowość. Dziwne było również to, że „traciłam” przy nim swoje zdanie, zgadzając się ze wszystkim, co mówił. Wątpię, by zdawał sobie z tego sprawę, ale byłam w stanie zrobić dla niego bardzo wiele, i to nie dlatego, iż zależało mi ma nim z tego powodu, że coś do niego czułam, ale dlatego, że był dla mnie ważny i nie chciałam, by spotkało go coś złego.
Podobnie było z Jankiem, bo tak nazywał się chłopak, któremu z dnia na dzień poświęcałam coraz więcej myśli. Nie martwiłam się wynikami swoich egzaminów, lecz jego. Kiedy udawało mi się zająć lepsze miejsce przed kolokwium, zawsze się z nim zamieniałam, żeby miał dobre warunki do korzystania ze ściąg. Nie robiłam tego w oczekiwaniu na wdzięczność. Było to zupełnie bezinteresowne. Mimo że nic do niego nie czułam, traktowałam go jak przyjaciela, dla którego chce się jak najlepiej.
Jednak im więcej z nim rozmawiałam i im częściej przychodził do mojego mieszkania razem z naszymi wspólnymi znajomymi, by pouczyć się przed egzaminami, jego zachowanie sprawiało, że moje uczucia w stosunku do niego stopniowo się zmieniały. Szczerze tego nie chciałam, bo wiedziałam, że kocha swoją dziewczynę i że jeżeli ja również zacznę coś do niego czuć, to będzie mi ciężko sobie z tym poradzić, a jeżeli on się o tym dowie, pewnie zmieni do mnie nastawienie i zacznie mnie unikać, a to było ostatnie, czego bym chciała.
Od kilku lat zdarzało się tak, że kiedy pojawiał się chłopak, którego nie mogłam mieć, zaczynał mi się podobać tak bardzo, że wydawało mi się, iż to ten jeden jedyny, ale kiedy on zaczynał się mną interesować, nagle sama traciłam swoje zainteresowanie nim. Nie wiem, dlaczego tak się działo. Może nie byłam zdolna do wyższych uczuć, a może to jeszcze nie był odpowiedni czas, żeby się z kimś wiązać. Najgorsze było jednak to, że powoli zaczynałam nienawidzić samej siebie za to, co robiłam. Wiedziałam, że swoim zachowaniem zraniłam wiele osób, ale nie potrafiłam się zmienić. Zawsze podniecała mnie niedostępność mężczyzny, bo wtedy robiłam wszystko, by to właśnie on mnie chciał. To był taki rodzaj testu dla samej siebie. Sprawdzałam, czy dam radę go zdobyć. Czy jestem w stanie dokonać niemożliwego i w ten sposób podbudować pewność siebie, nie licząc się z czyimiś uczuciami.
Miałam wrażenie, że wtedy też tak było, że Janek zaczynał mi się podobać, ponieważ był zajęty. Mogłam go idealizować, bo nie miałam możliwości poznania jego wad. Z czasem nadeszła jednak pewność. Wiedziałam, że tym razem moje uczucia nie są spowodowane chęcią podniesienia własnej samooceny. Nie chciałam zdobywać go na siłę i przez pewien czas starałam się nawet go unikać. Nie patrzyłam w jego stronę, siadałam w innym rzędzie – jednak to nic nie dało. Moja Karolka powiedziała mi, że gdy przebywamy w jednym pomieszczeniu i jestem czymś zajęta, Janek bardzo często mi się przygląda. Ja również zaczęłam zauważać, że traktuje mnie inaczej. Byłam przez to nawet na niego zła, bo nie rozumiałam, dlaczego tak robił. Nie lubiłam niejasnych sytuacji, a ta do nich należała. Czasami był dla mnie bardzo miły i miał tak gorące spojrzenie, że nie potrafiłam patrzeć mu prosto w oczy, bo było mi wstyd, że jakiś mężczyzna patrzy na mnie takim wzrokiem. Czułam się wtedy kompletnie naga, tak jakby przez to jedno spojrzenie on miał dowiedzieć się o mnie wszystkiego. Pierwszy raz trafiłam na osobę, której wzrok mnie peszył. Jednak czasami były i takie dni, kiedy zupełnie mnie lekceważył i wręcz unikał. Nie wiedziałam, co o tym myśleć, ale starałam skupić się na nauce i na treningach. Z czasem szło mi na nich coraz lepiej i nawet trenerzy doceniali mój wkład emocjonalny w taniec, który akurat wykonywałam.
*
Przed świętami moja dobra znajoma, z którą znam się od dziecka i która teraz również mieszkała w Toruniu, zapytała, czy nie znalazłabym kogoś, kto przebrałby się za Mikołaja i kto razem ze mną i z Karoliną rozdałby prezenty w szkole, do której chodziła jej córeczka. Od razu pomyślałam o Janku. Nie wiem, skąd wzięła się we mnie ta pewność, ale wydawało mi się, że na pewno się zgodzi. I nie myliłam się.
Akurat kiedy ubierałyśmy się w stroje, otrzymane od szkoły podstawowej, do której mieliśmy się udać, zaczął padać śnieg.
– No, to już mogę zapomnieć o tym, że moje loki się utrzymają – włosy miałam tak okropne, że nawet tona lakieru nie była w stanie powstrzymać ich przed wyprostowaniem się.
– Jankowi i tak będziesz się podobała.
– Wiesz, że nie idę tam dla niego, tylko dla dzieci. I pospiesz się, bo za dziesięć minut będzie pod naszą klatką.
– No widzisz, nawet teraz krzyczysz na mnie przez niego.
Wiedziałam, że żartuje, więc nawet nie odpowiedziałam.
Kiedy wyszłyśmy z klatki, on już czekał. Przywitał się z nami i ruszyliśmy w stronę przystanku. Karolina szła między nami, więc nie widziałam go, tylko słyszałam, jak opowiadał o Anglii, w której pracował w wakacje. Mieliśmy dużo szczęścia, bo gdy tylko doszliśmy na przystanek, od razu nadjechał autobus. Jechaliśmy prawie dwadzieścia minut i przez całą drogę Karolka rozmawiała z Jankiem. Ja nawet nie odwracałam się w jego stronę, tylko patrzyłam przez okno. Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że dzisiaj był jakiś dziwny i nie czułam się na siłach, by interpretować tę „dziwność”, więc milczałam. Dojechaliśmy na miejsce i poszliśmy do Sylwii, która nas w to wkręciła, żeby zostawić rzeczy i żeby zawiozła nas do szkoły, w której mieliśmy udawać gości z Laponii.
Janek tak bardzo wszedł w swą rolę, że obie z Kluską byłyśmy pod wrażeniem. Miał bardzo dobry kontakt z dziećmi i doskonale się z nimi dogadywał, ale i tak najbardziej zaskoczył mnie tym, że znał prawie cały tekst piosenki o Mikołaju, którą zaśpiewały mu dzieci. Rozdaliśmy prezenty i spacerkiem wróciliśmy do Sylwii. Po drodze Karolka zrobiła zdjęcie mnie i Jankowi, a później zrobiliśmy sobie jeszcze jedno – we trójkę.
Uwielbiam zdjęcia, mimo że rzadko wychodzę na nich dobrze. Jednak nie chodzi o to, jak na nich wyglądam, tylko o to, że zdjęcia zatrzymują w sobie szczególne chwile, do których później, oglądając fotografie, można wracać. Szkoda tylko, że ludzie niechętnie zgadzają się na pozowanie.
Kiedy weszliśmy do mieszkania, byliśmy tak zmarznięci, że musieliśmy posiedzieć chwilę i rozgrzać się gorącą herbatą, bo w takim stanie nie mogliśmy wracać do domu. Cała nasza trójka usiadła na podłodze, na której siedział siedmiomiesięczny synek Sylwii, i zaczęliśmy się z nim bawić. Sprawiało nam to tyle radości, że mama małego Krzysia zaczęła się zastanawiać, czy nie zatrudnić nas w roli nianiek. Gdy herbata stała już na stole, Karolina wstała z podłogi i usiadła koło Sylwii, a my z Jankiem podawaliśmy sobie malucha z rąk do rąk, bo nie chciał za długo usiedzieć u jednej osoby. Za każdym razem, kiedy on podawał mi Krzysia, patrzył na mnie tak, że robiło mi się gorąco, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, że Janek mógłby być ojcem moich dzieci. Odsunęłam jednak od siebie tę myśl, gdy Karolka zaczęła robić nam zdjęcia.
Kiedy pokazała mi je w domu, byłam w szoku. Wyglądaliśmy na nich jak szczęśliwa rodzina. Wysłałam mu je, jednak nic nie odpisał. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Przecież wiedziałam, że na tych zdjęciach powinnam być nie ja, a jego dziewczyna, więc pewnie dlatego się nie odezwał.
*
Przez kolejne miesiące starałam się zachowywać normalnie, wciąż trzymając swoje uczucia na wodzy i zachowując odpowiedni dystans. Wychodziło mi to mniej lub bardziej, bo zdarzały się dni, kiedy tak bardzo chciałam się do niego przytulić, że myślałam, czy by go o to nie poprosić. Uznawałam wtedy jednak, że mógłby to dziwnie odebrać, i w ostatnim momencie powstrzymywałam się. Chciałam traktować go tak jak innych kolegów, ale nie potrafiłam. Wydawało mi się to bardzo dziwne, bo kiedy jeden z moich kolegów z grupy dotykał mnie lub się do mnie przysuwał, nie zwracałam na to uwagi, to było coś normalnego, ale gdy robił to on, moje serce zaczynało bić szybciej. Prawie przez cały rok udało mi się nie zrobić niczego głupiego. Byłam z siebie dumna, ponieważ potrafiłam udawać, że wszystko jest normalnie i zdobyłam tym samym jego przyjaźń. Gdyby nie jego wsparcie, czasami byłoby mi ciężko. Jednak pod koniec semestru letniego Janek zaczął się dziwnie zachowywać. Częściej ze mną rozmawiał, przychodził do mnie wieczorami pod pretekstem wymiany notatek lub pożyczenia podręcznika, a gdy siedział w moim pokoju, w którym zawsze o tej porze świeciły się lampki nad oknem, mówił do mnie głosem tak niskim i cichym, że było w tym coś magicznego.
Czasami specjalnie zapominałam przynieść mu to, o co prosił, tylko dlatego że chciałam, aby przyszedł wieczorem, choćby na dziesięć minut. Uwielbiałam też moment, w którym wychodził z naszego mieszkania. Zawsze dostawałam wtedy buziaka w policzek. Wiedziałam, że to zwykłe przyjacielskie pożegnanie, i sama żegnałam się w ten sposób z niejednym kolegą, ale lubiłam chwile, kiedy byliśmy tak blisko siebie.
Sesja powoli dobiegała końca i miałam zobaczyć się z nim jeszcze tylko raz, na ostatnim egzaminie. Cieszyłam się z nadchodzących wakacji, ale wiedziałam, że będę tęskniła za ludźmi, z którymi przetrwałam ten niełatwy rok.