Powązki - ebook
Powązki - ebook
Powązki, pierwsza od kilku lat książka Tadeusza Pióry, to warszawski danse macabre w cudzysłowie literackiej ironii. Pozornie chaotyczny ciąg skojarzeń, słów i wspomnień wciąga czytelnika w intertekstualne i popkulturowe gry. Potoczny, zdecydowanie niesalonowy język mocno osadzony jest we współczesnej polszczyźnie, a przy tym frazę ma melodyjną, choć niekiedy szorstką. Najnowszym wierszom „patronuje” David Bowie, którego słowa wymownie rozpoczynają tom. Książka nominowana do Nagrody Literackiej Gdynia 2016.
Spis treści
Randka
Chlebek i winko
Samogwałt
Wychowanie muzyczne
U wuja
Debiucik
Dlaczego jestem frajerem
Dynamiczna sztuka rozbijania przedmiotów
Korpulentność
Więcej grzechów
DNA
Jardin des Plantes
Nagroda pocieszenia
Psychokiller
Plastiki
Osiemnastka
Pewien romans
Hazard
Pojęcie ironii
Polaroid
Skotografia
Powązki
Niedziela na Wólce
Nota
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65358-73-8 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Randka
Chlebek i winko
Samogwałt
Wychowanie muzyczne
U wuja
Debiucik
Dlaczego jestem frajerem
Dynamiczna sztuka rozbijania przedmiotów
Korpulentność
Więcej grzechów
DNA
Jardin des Plantes
Nagroda pocieszenia
Psychokiller
Plastiki
Osiemnastka
Pewien romans
Hazard
Pojęcie ironii
Polaroid
Skotografia
Powązki
Niedziela na Wólce
Nota (Tadeusz Pióro)Randka
Później liczył się tylko seks,
jak w klasycznej ekonomii
języka przemoc i władza,
lecz nie nad językiem,
tylko uboczem, na które ciągnie,
żeby z bliska coś sprawdzić
i zdystansować się od wszystkich
teorii, mówiąc „znam fajne miejsce”
naturalnym głosem – zabrzmi w nim
tylko zdrowa ciekawość.
Spotkaliśmy się w bramie,
między słonecznym podwórzem
i cichą ulicą. Ona miała gumę
do gry w gumę, ja miałem pieniądze
na lody, lecz zostaliśmy w bramie,
bo chłopcy nie bawili się w gumę,
a w lodach spotykano gronkowce.
Teraz już nie, ale wtedy
mówiono o randkach z taką miną,
jakby pierwsza miała być ostatnią
i zmienić nieodwracalnie
nawet poczucie humoru,
więc pomyślałem, że o niej wspomnę,
nim posuniemy się dalej.Chlebek i winko
W komplecie 24/7/365
dobrze nam nienaturalnie
język wciąż na gwarancji
i śmiać się chce z waszych skarg
bo spełnia marzenia o pięknie
jak sztuczne kwiaty na grobach
kiedy wam jest zimno i źle
więc czas, już czas się poskarżyć
a nuż któryś z nas się objawi
i krzyknie Hej! To ja! Wasz
barbarzyński najeźdźca
z tatuażem jak kropka nad i
nowoczesnej podmiotowości i stylu
wszystko jest wspólne w takim stylu
mój geniusz zabija, wasz diluje
i mamy grupę bez krwi
finał orgii czarnofigurowej
rozpisanej na głosy które mówią ładnie
w kółko to samo i coraz ładniej
robią wam przyjemność wciąż tak samo
intratną i ciemną więc zakład
o satysfakcję nie wystarcza
bo żaden to sposób na nudę
i lokomotywy pędzące przez sen
których sen nie dotyczy.
Sen to jest kolektywny
pieniądze stracą sens
jak wy nas o świcie
bezbolesnym jak świat
bez mężczyzn i kobiet,
ulubiony świat starożytnych,
bez kamer, bez wydziału kultury,
przy muzyce pięknej jak błędy
baletnic i czarnoksiężników
posiedzimy w fantastycznej spelunie –
na jawę zaprowadzą nas chmury,
nie wystarczą wam chmury?
Płyną pięknie jak wino
przez ciała niebieskie
i znaczą, co zechcesz,
może być krokodyl.
W snach rzeczywistych
i tych na papierze
jesteśmy pod ręką
jak sztorm, który zniszczył
już wszystko pod słońcem
i wrócił, by was umorzyć,
nim sztuczne kwiaty zakwitną
jak słowa, a wino zamieni się
w wodę słoną od łez. I za to
możecie składać dziękczynienie,
choć przyjaciół nam nie potrzeba,
ani wyznawców, tylko panów
waszej rasy, której nie będzie
i nigdy nie było, miłe panie,
więc nie śnijcie o swoich poetach,
tylko mówcie nam po imieniu,
co noc innym, będziemy w komplecie.Samogwałt
Wiersz się nazywa Samogwałt
i stoi o własnych siłach, bez gadżetów,
które źle się kojarzą i włażą,
za przeproszeniem, w dupę bez potrzeby.
Kto nie ma szwagra ani promotora
harleyowca, może unieść brwi,
lecz meritum, najtwardszy orzech do zgryzienia,
się ostanie i będzie straszyć po nocach
jak nienapisany słownik i reakcje,
niby przemyślane, choć nigdy tak rzetelnie
jak zaczepki o zaliczkę bądź głębię
metafizyczną. Szczerze? Jest.
Ale wróćmy do piękna, dziś Pałac Kultury
błyszczał pod chmurą w kształcie grzyba
i był to grzyb atomowy, fioletowy, różowy,
bardzo ładny o zmierzchu. Wyżej na niebie
dwa krokodyle i smok zaangażowały się
w lans indygo, odzwierciedlając stan
mojego ducha. Dawno go nie widziałem,
aż tu nagle taka feeria. Dalej sami wiecie.