- promocja
Powrót Czarnej Kompanii - ebook
Powrót Czarnej Kompanii - ebook
Kiedy umiera nadzieja, pozostaje przetrwanie.
I wciąż jest jeszcze Czarna Kompania.
Czarna Kompania odbija z rąk Władców Cienia twierdzę Burzogard. Zaczyna się strategiczna gra – wyczekiwać na ripostę okrutnych panów ciemności czy uprzedzić ich atak? Wyczerpana długim oblężeniem, nękana potężną magią garstka straceńców kładzie na szali swe dusze i głowy. Konowałowi, Pani, Murgenowi i reszcie braci na drodze do upragnionego Khatovaru stają wojska zdrajcy Mogaby i mury Przeoczenia, największej twierdzy świata, a także upiorna zima. Kiedy jednak słabnie bariera między światami, do gry wchodzi nowy makabryczny przeciwnik. Czy swą potęgą będzie w stanie przeszkodzić Kompanii w marszu do Khatovaru, miejsca spowitego coraz mroczniejszą legendą?
Zebrane w jednym tomie kolejne dwie części ("Ponure lata" oraz "A imię jej ciemność") serii, która zrewolucjonizowała fantasy. Nowa edycja cyklu o Czarnej Kompanii składa się z czterech tomów: "Kroniki Czarnej Kompanii", "Księgi Południa", "Powrót Czarnej Kompanii", "Zagłada Czarnej Kompanii".
„"Czarną Kompanią" Glen Cook w pojedynkę dokonał rewolucji na polu fantasy – z czego mnóstwo czytelników wciąż nie zdaje sobie sprawy. Sprowadził opowieść do poziomu zwykłego człowieka, porzucając zużyte schematy królów, książąt i złych czarnoksiężników. Było to niczym lektura powieści o wojnie w Wietnamie czytanych na haju” - Steven Erickson.
Glen Cook (ur. 1944) – autor wielu powieści science fiction i fantasy. Dorastał w Kalifornii, studiował na uniwersytecie w Missouri. Marzył, by zostać pilotem Phantoma F-4, ale ostatecznie trafił do oddziałów specjalnych US Marine Corps (3rd Marine Recon Battalion). Wojskową karierę podjął syn Glena, natomiast autor przez kilkadziesiąt lat pracował w różnych fabrykach koncernu General Motors. Jego pasją jest czytanie i kolekcjonowanie książek historycznych oraz zbieranie znaczków.
Doświadczenia ze służby w armii przenosi na karty swoich książek. O tym, że robi to przekonująco, świadczy fakt, iż opowieść o najemnikach z Czarnej Kompanii była jedną z najpopularniejszych lektur wśród amerykańskich żołnierzy podczas Wojny w Zatoce.
Najbardziej znane tytuły Cooka to cykle "Czarna Kompania", "Imperium Grozy" i "Delegatury nocy" (wszystkie wydane przez REBIS) oraz seria o inspektorze Garretcie.
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8062-663-8 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Błyskawica przeskoczyła z jednej hebanowoczarnej kolumny na drugą niczym dziecko grające w berka i przez jedną chwilę widmowa równina nabrała barwy.
Kolumny mogłyby wydawać się pozostałościami zburzonego miasta. Tak jednak nie jest. Jest ich zbyt wiele, a rozmieszczenie – nazbyt przypadkowe. Żadna z nich także nie upadła, chociaż wygłodzony wiatr nadgryzł większość głęboko.1
Szczątki…
…jedynie poczerniałe szczątki, rozsypujące się w moich dłoniach.
Zbrązowiałe narożniki kart, na których widnieje parę słów spisanych niewprawną dłonią. Ich kontekst pozostanie już na zawsze nieznany.
To wszystko, co pozostało z dwóch tomów Kronik. Tysiące godzin pracy. Cztery lata historii. Przepadły na zawsze.
A może nie?
Nie chcę wracać. Nie chcę przeżywać tego koszmaru na nowo. Nie chcę na nowo odczuwać tego bólu. Zbyt wiele go, aby wytrzymać tu i teraz. Z drugiej strony nie ma szans, aby przejść na nowo to całe okropieństwo. Umysł i serce, bezpieczne na drugim brzegu, po prostu odmawiają ogarnięcia potworności tej wyprawy.
Poza tym nie ma na to czasu. Toczy się wojna.
Zawsze toczy się jakaś wojna.
Wujek Dodż chce czegoś. Równie dobrze mogę przerwać w tym miejscu. Łzy sprawiają, że atrament spływa ze stronic.
Chce, żebym wypił jakiś dziwny napój.
Szczątki…
Wszędzie wokół szczątki mojej pracy, mego życia, mej miłości i mojego bólu – rozproszone w tym ponurym czasie…
A w ciemności widać tylko skorupy czasu.2
Hej tam! Witajcie w mieście śmierci. Nie zwracajcie uwagi na tych gapiów. Duchy nie widują wielu obcych, a przynajmniej niewielu przyjaznych obcych. Macie rację. Naprawdę wyglądają na głodnych. Tak to bywa podczas oblężenia.
Staraj się nie wyglądać za bardzo jak pieczone jagnię.
Myślisz, że to żart? Trzymaj się z daleka od Nar.
Witajcie w Dedżagore – tak Taglianie nazywają to przeklęte miejsce. Maleńcy, smagli mieszkańcy Ziem Cienia, których ograbiła Czarna Kompania, nazywają je Burzogard. Ludzie, którzy tu mieszkają, zawsze nazywali to miejsce Dżajkur – nawet w czasach, kiedy było to przestępstwem. Nikt nie wie, jaką nazwę nadali mu Niueng Bao, i nikogo to nie obchodzi. Nic nie mówią i nie są tematem tych rozważań.
Oto jeden z nich. Taki wychudzony gałgan z twarzą jak trupia czaszka. Każdy ma tutaj brązowy odcień skóry, ale ich jest inny. Szarawy, prawie trupi. Nie pomylisz Niueng Bao z nikim innym.
Ich oczy są jak wypolerowany węgiel, którego ogień nigdy nie obdarzy cię ciepłem.
Ten hałas?
Brzmi, jakby Mogaba, Nar i pierwszy legion znowu musieli wyplenić Ludzi z Ziem Cienia. Każdej nocy kilku dostaje się do środka. Są jak polne myszy. Nie można pozbyć się ich nigdy całkowicie.
Ukrywają się, od kiedy Kompania zajęła miasto, i codziennie paru się znajduje.
Jak podoba ci się ten zapach? Zanim Ludzie z Ziem Cienia zaczęli grzebać ciała, było znacznie gorzej. Być może łopata była dla nich narzędziem zbyt skomplikowanym.
Te długie hałdy wychodzące z miasta jak słoneczne promienie kryją ciała upchane jak drewno na opał. Czasami nie zagrzebują tego truchła wystarczająco głęboko i gazy rozsadzają usypiska. Wówczas masz nadzieję, że wiatr powieje akurat w ich stronę.
Widzisz te ciągle niezapełnione rowy, które kopią? To przejaw pozytywnego myślenia. Mnóstwo truchła zjedzie z pochylni.
Najgorsze są słonie. Wieki mijają, zanim zgniją. Raz próbowali je grzebać, ale tylko zirytowali myszołowy. Tak więc tam, gdzie tylko mogą, wloką truchła na hałdy i starają się zagrzebać je w nich.
Kto to? Ten paskudny mały facet w jeszcze paskudniejszym kapeluszu? To Jednooki. Musisz na niego uważać.
Dlaczego Jednooki? Z powodu klapki na oku. Dobre, co?
Ten drugi karzeł to Goblin. Na niego także powinieneś uważać.
Nie? No cóż, lepiej schodź im z drogi. Cały czas, zwłaszcza kiedy się kłócą, a już szczególnie kiedy piją. Jako czarodzieje prochu nie wymyślą, ale i tak mają do pokazania więcej, niż mógłbyś znieść.
Mimo że tacy niepozorni, to oni właśnie są główną przyczyną, dla której Ludzie z Ziem Cienia musieli się stąd wynieść, pozostawiając oddziałom Taglian i Czarnej Kompanii tarzanie się w luksusach tego miasta.
A teraz uważajcie. Goblin to ten biały. W porządku, masz rację, od dawna zalega ze swą coroczną kąpielą. Goblin to ten, który wygląda jak ropucha. Jednooki to ten w kapeluszu i z klapką na oku.
Ci faceci w tunikach, które były białe dawno, dawno temu, to tagliańscy żołnierze. Codziennie każdy z nich zadaje sobie pytanie, co za cholernie głupi kaprys kazał im zaciągnąć się do legionów.
Wieśniacy odziani w kolorowe płachty i sprawiający wrażenie nieszczęśliwych to miejscowi. Dżajkuri.
To zabawne. Kiedy Kompania wraz z legionami runęła z północy i zaskoczyła Cień Burzy, przyjęli nowo przybyłych jak oswobodzicieli. Usłali ulice płatkami róż i swoimi ukochanymi córkami.
A teraz jedyną przyczyną, dla której nie pakują swoim wyzwolicielom noża w plecy, jest to, że alternatywa jest jeszcze gorsza. Teraz jest w nich wystarczająco dużo życia, aby mogli głodować i być wykorzystywani.
Kręcący Cień nie słynie z uprzejmości i całowania dziatek w czółko.
Te dzieciaki tutaj? Te niemal szczęśliwe i tłuste łobuziaki? Niueng Bao. Wszystkie to Niueng Bao.
Po przybyciu Władców Cienia Dżajkuri prawie przestali płodzić dzieci. Większość z tych niewielu, jakie się urodziły, nie przeżyła ciężkich czasów, a garstka, która jeszcze dycha, chroniona jest niczym najcenniejszy skarb. Nie ujrzysz ich, jak biegają nago po ulicach, piszcząc i kompletnie nie zwracając uwagi na obcych.
Kim są Niueng Bao? Nigdy o nich nie słyszałeś?
To dobre pytanie. Tyle że trudno na nie odpowiedzieć.
Niueng Bao rozmawiają z obcymi tylko przez swojego Mówcę, ale powiadają, że są religijnymi pielgrzymami, którzy odbywając swój hadż – raz w życiu wędrówkę do kraju przodków – zostali zatrzymani przez zaistniałą sytuację. Tagliańscy żołnierze twierdzą, że pochodzą oni z bagiennej delty wielkiej rzeki na zachód od Taglios. Stanowią prymitywną mniejszość znienawidzoną przez większość wyznawców Gunni, Vedna i Szadar.
Cała ludność Niueng Bao odbywa pielgrzymkę. I wszyscy oni wpadli w to całe gówno w Dedżagore.
Teraz muszą popracować nad synchronizacją w czasie lub też udoskonalić umiejętności łagodzenia gniewu swoich bogów.
Czarna Kompania dobiła targu z Niueng Bao. Przez pół godziny Goblin trajkotał z ich Mówcą i dogadali się. Niueng Bao nie będą zwracali uwagi na obecność Czarnej Kompanii i Taglian, za których Kompania odpowiada, a w zamian za to ich obecność także będzie ignorowana.
Udaje się. W większości wypadków.
Nie chciałbyś ich zdenerwować. Nikomu nie pozwalają z siebie żartować.
Oni nigdy nie zaczynają. Są tylko, jak twierdzą Taglianie, tacy cholernie uparci, kiedy każe się im coś zrobić.
Wygląda na to, że ktoś zatrudnił tu tok myślenia Jednookiego.
Po prostu kopnij te kruki. Są coraz bardziej bezczelne! Wydaje im się, że są u siebie… Hej! Łap go! Nie są najlepsze w smaku, ale zawsze to lepsze niż nic.
Cholera. Zmiatamy stąd. Zaczyna się. Kierujcie się w stronę cytadeli. Stamtąd jest najlepszy widok.3
Tamci faceci? Są z Kompanii. Nigdy byś nie zgadł, co? Ci biali na dole? Ten z kołtunem na łbie to Wielki Ceber. Zrobił się z niego niezły sierżant. Jest na to wystarczająco szalony. Koło niego stoją Otto i Wypieracz. Są w Kompanii dłużej niż ktokolwiek inny, z wyjątkiem Goblina i Jednookiego. Ci dwaj są ze Starą Gwardią od wieków. Jednooki ma już pewnie ze dwieście lat.
Ta banda to także Kompania. Migają się od roboty. Ten stary suchotnik to Charkot. Nie za dobry w czymkolwiek. Nikt nie wie, jak przetrwał tę wielką bijatykę. Mówią, że rozwalał łby niczym najlepsi pośród nas.
Dwaj czarni to Maniak i Dziwak. Nie pytajcie, dlaczego tak się nazywają. Są w porządku. Wyglądają jak dwie wypolerowane, hebanowe figurki, prawda?
Myślicie, że te imiona pojawiły się ot tak, z kapelusza? Ciężko sobie na nie zapracowali, ale po prawdzie wychodzą one najczęściej z kapelusza Jednookiego. Tak, zapewne mają jakieś prawdziwe imiona, ale tak długo używają przydomków, że sami mieliby kłopoty, żeby je sobie przypomnieć.
Przede wszystkim zapamiętajcie Goblina i Jednookiego i nie wchodźcie im w drogę. Nie umieją się oprzeć pokusie.
A oto Ulica Lśniąca Niczym Krople Rosy. Nikt nie wie, skąd ta nazwa. Można sobie język połamać, co? Powinniście usłyszeć, jak to brzmi w Dżajkuri. Nikt tego nie wymówi. Tędy właśnie nadeszła Kompania, aby przechwycić Wieżę. Może powinni przemianować ją raczej na Ulicę Spływającą Krwią.
Tak, Kompania zaatakowała tutaj w samym środku nocy, mordując wszystko, co się ruszało; wpadli tu, zanim ktokolwiek zorientował się, co się dzieje. Z pomocą Zmiennokształtnego wdarli się do wieży niczym huragan i tam pomogli mu wykończyć Ludzi z Ziem Cienia, zanim wykończyli jego samego.
Mieli do niego żal jeszcze z dawnych czasów, kiedy to Zmienny, pomagając Duszołap zdusić rebelię w mieście, zamordował brata Jednookiego, Tam-Tama. Kompania była wtedy na służbie Syndyka Berylu. Z tamtych dni pozostali tylko Konował, Jednooki i Goblin oraz Otto i Wypieracz. Do diaska, nie ma już Konowała. Nierób i wielbiciel historii został pogrzebany w jednym z tych kopców i użyźnia równinę. Mogaba jest teraz Starym. Przynajmniej uważa się za kogoś w tym rodzaju.
Ci, którzy ją stworzyli, przychodzą i odchodzą, ale Kompania jest wieczna. Każdy z braci, duży czy mały, jest tylko drobnym kąskiem, którego nie pochwyciła jeszcze zachłanna paszcza czasu.
Te wielkie czarne potwory pilnujące bramy to Nar. Są z Czarną Kompanią od wieków. Straszliwe bestie, co? Mogaba z całym stadem swoich kolesiów dołączył do Kompanii w Gea-Xle. Stara Gwardia nie przepadała za nimi.
Gdybyś zmielił tę całą hałastrę i wycisnął ich jak cytrynę, wydusiłbyś z nich może ledwie kilka kropel poczucia humoru.
Było ich o wiele więcej niż teraz, ale nie przestają mordować się nawzajem. Są kompletnie szurnięci. Cała banda. Dla nich Kompania to świętość. Tyle że ich Kompania nie jest Czarną Kompanią Starej Gwardii. Z każdą chwilą staje się to widoczne coraz bardziej.
Wszyscy Nar mają ponad metr osiemdziesiąt wzrostu. Wszyscy biegają jak wiatr i skaczą jak gazele. Na poszukiwania Khatovaru Mogaba wybrał tylko najbardziej krzepkich i walecznych. Każdy Nar jest szybki niczym kot i silny jak goryl. Wszyscy posługują się swoją bronią, jakby się z nią urodzili.
A reszta? Ci, którzy sami siebie nazywają Starą Gwardią? Tak, to prawda. Kompania to coś więcej niż zwykłe zajęcie. Gdyby sprzedawała miecze każdemu, kto zapłaci, nie byłoby jej w tej części świata. Jest mnóstwo takiej roboty na Północy. Na świecie nigdy nie brakuje bogaczy, którzy mają ochotę obić swoich podwładnych czy sąsiadów.
Dla tych, którzy do niej należą, Kompania jest rodziną. Jest domem. Kompania to państwo wyrzutków, samotnych i zbuntowanych przeciwko całemu światu.
Teraz próbuje dopełnić cykl swojego żywota. Poszukuje miejsca swoich narodzin, legendarnego Khatovaru. Wygląda jednak na to, że cały świat sprzysiągł się, aby Khatovar pozostał nieosiągalny niczym wieczna dziewica ukryta za zasłoną mroku.
Kompania jest domem, to jasne, ale jedynie Konował połknął ten przeklęty haczyk i łuski nie spadły mu z oczu nigdy. Dla niego Czarna Kompania była tajemnym kultem, chociaż nigdy nie zaszedł tak daleko jak Mogaba i nie uczynił jej świętym powołaniem.
Patrz, gdzie leziesz! Ciągle jeszcze nie uprzątnęli bałaganu po ostatnim ataku. Czuć to zresztą. Dżajkuri już nie pomagają. Może to brak obywatelskiej dumy.
Niueng Bao? Są tutaj. Nie wchodzą w drogę. Wydaje im się, że mogą pozostać neutralni. Jeszcze się nauczą. Ludzie z Ziem Cienia przekonają ich, że na tym świecie nikt nie może być neutralny. Możesz jedynie wybrać sobie kłopoty, w które chcesz się wpakować.
Brak kondycji? Przywykniesz. Parę tygodni latania w tę i nazad, tępienia wycieczek Ludzi z Ziem Cienia i biegania na łupieżcze wypady z Mogabą uczyni cię ostrym jak miecz Niueng Bao.
Myślałeś, że oblężenie polega na leżeniu, byczeniu się i czekaniu, aż ten gość stamtąd wyjdzie?
Człowieku, ten drugi gość to szaleniec z pianą na ustach.
I nie tylko szaleniec. Jest czarownikiem. To poważny gracz, chociaż nie pokazał jeszcze wiele. Zanim Stary wypadł z gry po wielkim mordobiciu, które uwięziło tu nas wszystkich, poważnie uszczknął Kręcącego. Od tamtej pory stary demon nie może przyjść do siebie. Biedaczek.
To jest to. Szczyt wieży. Widać stąd całe to cuchnące miasteczko rozłożone na jednej z piaszczystych połaci, które Pani tak zawsze lubiła.
O, tak. Pogłoski o tym dotarły także tutaj. Zaczęli je szerzyć jeńcy wzięci spośród żołnierzy Ziem Cienia. Może tam, na Północy, to była Kina, albo co innego, ale nie mogła to być Pani. Ona zginęła w tym właśnie miejscu. Widziało to pięćdziesięciu ludzi. Połowa z nich dała się zabić, próbując ją ratować.
Co ty wygadujesz? Nie można być tego pewnym? Ilu naocznych świadków potrzebujesz? Ona nie żyje. Stary nie żyje. Nie żyją wszyscy, którzy nie dostali się do środka, zanim Mogaba zamknął bramy.
Cały ten motłoch nie żyje. Wszyscy z wyjątkiem tych tutaj. A i oni wpadli między szaleńców. Pytanie tylko, kto jest bardziej szalony – Mogaba czy Kręcący?
Widzisz to wszystko? To jest to. Dedżagore znosi oblężenie Władców Cienia. Niezbyt imponujące, co? Lecz każdy kawałek tej wypalonej powierzchni to pamiątka zawziętych negocjacji z Ludźmi z Ziem Cienia. Dom po domu.
W Dedżagore łatwo wybuchają pożary.
Lecz czyż piekło nie powinno być gorące?4
Kim jestem, w razie gdyby moja pisanina przetrwała, choć marne są tego szanse? Jestem Murgen, chorąży Czarnej Kompanii, ale teraz, zamiast sztandaru, noszę jedynie wstyd, ponieważ utraciłem go w czasie bitwy. Przechowuję też nieoficjalnie Kroniki, bo Konował nie żyje, Jednooki ich nie chce, a nikt inny nie umie pisać ani czytać. Konował wyszkolił mnie na swego zastępcę, więc robiłbym to nawet bez oficjalnego nakazu.
Będę twoim przewodnikiem przez tych parę miesięcy, tygodni, dni, czy ile tam zajmie Ludziom z Ziem Cienia przeforsowanie nieuchronnego końca naszego ciężkiego położenia.
Nikt nie opuści tych murów. Ich jest za dużo, a nas za mało. Jedyną naszą przewagę stanowi to, iż nasz dowódca jest równie szalony jak ich. Dzięki temu jesteśmy nieprzewidywalni, aczkolwiek nie daje to wielkiej nadziei.
Mogaba się nie podda, dopóki będzie zdolny trzymać się czegoś jedną ręką, a drugą rzucać kamieniami.
Spodziewam się, że mroczny wicher porwie moje zapiski i żadne oko nigdy ich nie ujrzy. Lub też posłużą Kręcącemu za podpałkę do stosu pod ostatnim zamordowanym po zdobyciu Dedżagore.
Tak czy inaczej, bracie, zaczynamy. Oto Księga Murgena, ostatnia z Kronik Czarnej Kompanii.
Długa opowieść zmierza ku końcowi.
Zagubiony i przerażony umrę w świecie tak obcym, że nie pojmuję z niego nawet jednej dziesiątej, choćbym starał się z całej duszy. Jest taki stary.
Wszędzie odczuwa się ciężar czasu. Dwa tysiące lat tradycji podpiera niewiarygodne absurdy uważane za zupełnie naturalne. Kilkanaście ras, kultur i religii tworzy mieszankę, która powinna wybuchnąć, lecz istnieje już tak długo, że wszelkie konflikty są jedynie drobnymi zmarszczkami na prastarym ciele, zbyt umęczonym, aby zwracać na nie uwagę.
Jedynym wielkim księstwem jest Taglios. Są ich jeszcze dziesiątki, w większości na Ziemiach Cienia, a wszystkie podobne do siebie.
Większość ludności stanowią Gunni, Szadar i Vedna. Nazwy te definiują jednocześnie religię, rasę i kulturę. Najwięcej jest Gunni. Ich świątynie, z oszałamiająco szerokim panteonem, są tak liczne, że gdziekolwiek spojrzysz, trafiasz na jakąś wzrokiem.
Z wyglądu Gunni są mali i ciemni, ale nie tak czarni jak Nar. Ich mężczyźni noszą szaty na podobieństwo togi, zależnie od pogody. Jasne kolory określają kastę, wyznanie i zawód. Kobiety także ubierają się jaskrawo, ale ich ubrania składają się z kilku warstw materii, którą się owijają. Niezamężne zasłaniają twarze, jednakże małżeństwa zawierane są bardzo wcześnie. Biżuteria, którą noszą, stanowi ich posag. Przed wyjściem z domu rysują na czole znak określający kastę, wyznanie i zawód zarówno swego męża, jak i ojca. Nigdy nie uda mi się rozszyfrować tych hieroglifów.
Szadarowie są jaśniejsi. Wyglądają jak bardzo opaleni biali z Północy. Są wysocy i zazwyczaj mierzą ponad metr osiemdziesiąt. Nie golą ani nie wyskubują swoich bród, w przeciwieństwie do Gunni. Niektóre sekty nigdy nie obcinają włosów. Kąpiel nie jest zabroniona, ale grzeszą nią bardzo rzadko. Wszyscy Szadarowie ubierają się na szaro i noszą turbany określające ich pozycję. Jedzą mięso, a Gunni nie. Nigdy nie widziałem ich kobiet. Może znajdują swoje dzieci w kapuście?
Vedna są najmniej liczni spośród tagliańskich grup etnicznych. Mają taką samą karnację jak Szadarowie, ale są mniejsi i nie tak mocno zbudowani. Rysy ich twarzy są surowe. Nie podzielają ascetycznych wartości Szadarów. Ich religia zabrania niemal wszystkiego, ale dość często łamią uświęcone zasady. Lubią kolorowe ubiory, choć nie tak jaskrawe jak Gunni. Noszą pantalony i prawdziwe buty. Nawet najubożsi okrywają swoje ciała i noszą coś na głowach. Niskie kasty Gunni ubierają się tylko w przepaski na biodra. Zamężne kobiety Vedna chodzą wyłącznie w czerni. Zobaczyć można tylko ich oczy. Panien nie widuje się w ogóle.
Jedynie Vedna wierzą w życie po śmierci, i to tylko mężczyźni, z wyjątkiem paru kobiet – wojujących świętych i córek proroków, które mają wystarczająco dużo odwagi, żeby być ludźmi honoru.
Rzadko widywani Niueng Bao zazwyczaj ubierają się w luźne koszule z długim rękawem oraz workowate spodnie, na ogół czarne. Zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Dzieci biegają nago.
Każde miasto w okolicy przedstawia sobą cudny chaos.
Ktoś zawsze obchodzi tu jakieś święto.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki