Powrót do Amalfi - ebook
Powrót do Amalfi - ebook
Orla Brogan jedzie do Amalfi na urodziny ojczyma. Wie, że spotka się tam z przybranym bratem Torrem Romano. Przed ośmiu laty zakochała się w nim i spędziła z nim noc, po której rozstali się w gniewie. Orla obawia się ponownego spotkania z Torrem i jego niechęci do niej. Torre jednak przyjmuje ją ciepło i niespodziewanie zatrudnia jako swoją asystentkę. Nazajutrz ma z nim lecieć do Dubaju…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4407-7 |
Rozmiar pliku: | 874 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Nie rozumiem, dlaczego zaprosiłeś na urodziny córkę byłej żony.
Torre Romano nie ukrywał irytacji, odwracając się od okna i spoglądając na ojca siedzącego po drugiej stronie gabinetu. Chwilę wcześniej napawał się wspaniałym widokiem Wybrzeża Amalfitańskiego, rozpościerającym się z Willi Romano, choć uważał, że krajobraz widoczny z jego własnego domu w Ravello, stojącego wyżej na wzgórzu, jest jeszcze piękniejszy. Zaskakująca wiadomość, wyjawiona właśnie przez ojca, przywołała na nowo skomplikowane emocje, jakie wciąż wzbudzała w nim Orla Brogan.
– Zaprosiłem pasierba – odparł spokojnie Giuseppe. – Czemu więc nie miałbym zaprosić pasierbicy?
– Z Julesem to co innego. Zamieszkał tu z matką, kiedy był mały, i traktowałeś go jak syna. – Torre odwrócił wzrok. – Ledwie pamiętam Orlę – powiedział, sfrustrowany faktem, że to nieprawda. – Widziałem się z nią tylko raz, osiem lat temu, kiedy ożeniłeś się z jej matką. A to małżeństwo przetrwało zaledwie kilka lat. Wiem, że Orla odwiedzała tu Kimberly, ale najwyraźniej mnie wtedy nie było i nigdy więcej jej nie spotkałem.
Przez myśl przemknęło mu wspomnienie Orli leżącej pod nim. Jej mlecznobiała skóra wyraźnie kontrastowała z jego ciemną opalenizną, a jedwabiste bursztynowe włosy rozpościerały się na poduszce. Poczuł nagłe podniecenie. Dio! To niewiarygodne, że jego ciało po tylu latach wciąż na nią reagowało, choć spędzili razem tylko jedną noc.
Musiał przyznać, że była jedyną kobietą, przy której stracił kontrolę nad sobą. Gdy tylko ją zobaczył, od razu wiedział, że obietnica, jaką sobie złożył – by nigdy nie znaleźć się na łasce własnego libido – w jednej chwili została zmieciona przez falę żądzy. Był to niezbity dowód na to, że Torre odziedziczył po ojcu słabość do pięknych kobiet i seksu.
– Orli nie było tu od czterech lat, od czasu, kiedy jej matka mnie opuściła i zatrudniła jednego z najlepszych adwokatów do przeprowadzenia rozwodu. – Głos ojca przywołał Torrego do rzeczywistości. – Ale wciąż ją lubię i cieszę się, że zarówno pasierbica, jak i pasierb przyjeżdżają na moje siedemdziesiąte urodziny. Zastanawiam się, czy Jules wykorzysta tę okazję do ogłoszenia nowiny?
– Jakiej nowiny?
– Ma zamiar ożenić się z Orlą. Nie patrz na mnie z takim zdziwieniem. Chyba ci wspominałem, że Jules się z nią spotkał, kiedy przeniósł się do Londynu kilka miesięcy temu, żeby podjąć pracę w angielskim oddziale naszej firmy. Ostatnio dał do zrozumienia, że darzy ją głębszym uczuciem i nie chodzi tylko o przyjaźń. Przyjadą tu razem. – Giuseppe zamyślił się na chwilę. – Byłbym zachwycony, gdyby wzięli ślub… córka i syn obu moich byłych żon. Ale najbardziej by mnie ucieszyło, gdybyś ty, Torre, znalazł sobie w końcu żonę i postarał się o dziedzica.
Torre ruszył ku drzwiom, chcąc uniknąć dyskusji o tym, że w wieku niemal trzydziestu czterech lat wciąż nie jest żonaty. Jeszcze długo nie zamierzał porzucać stanu kawalerskiego. Rozumiał jednak, że obawy o zdrowie skłoniły ostatnio ojca do rozmyślania nad przyszłością rodzinnej firmy budowlanej Afonso Romano Construzione, znanej w skrócie jako ARC. Torre wiedział, że pewnego dnia będzie musiał się ożenić i założyć własną rodzinę. Ale w odróżnieniu od ojca, w poszukiwaniu wybranki nie zamierzał kierować się sercem ani popędem seksualnym.
Kochał ojca i cenił jego zmysł do interesów, dzięki któremu ARC stała się największą firmą budowlaną we Włoszech, ale osobiste życie Giuseppego nie wzbudzało w nim już takiego podziwu. Ojciec często zdradzał drugą żonę, Sandrine – matkę Julesa – i nie potrafił się oprzeć wielu młodym kobietom zwabionym przez jego zamożność. Otaczały go jak drapieżne rekiny, spragnione krwi, sprawiając, że Giuseppe stał się stałym obiektem drwin w prasie.
Paparazzi zainteresowali się jego życiem prywatnym przed ośmioma laty, gdy zakochał się w byłej angielskiej modelce i celebrytce Kimberly Connaught. W ciągu kilku miesięcy rozwiódł się z Sandrine i ożenił z Kimberly. Nawet Torre nie został zaproszony na potajemny ślub ojca i poznał nową macochę dopiero na przyjęciu, jakie Giuseppe wydał później z okazji tego wydarzenia.
Było jasne, że nowa żona ojca to typowa naciągaczka, zainteresowana wyłącznie jego majątkiem. Torre nie rozumiał, jak Giuseppe może być takim głupcem. Na przyjęciu poznał jednak pewną rudowłosą czarownicę w przebraniu anioła i jego aroganckie przeświadczenie, że jest kimś lepszym od ojca, legło w gruzach.
– Dziwi mnie, jak możesz się cieszyć z tego, że Jules i Orla mają się ku sobie – powiedział ojcu. – Kiedy miesiąc temu byłem w Anglii, prasa rozpisywała się akurat o tym, że Orla dostała sporo pieniędzy w ramach ugody rozwodowej od byłego męża. Jej małżeństwo z tym znanym sportowcem trwało niecały rok. Najwyraźniej odziedziczyła po matce skłonności do naciągania bogatych facetów. Jeśli takie same zamiary ma wobec Julesa, to niech go Pan Bóg strzeże.
– Nie wierzę zbytnio temu, co wypisują w gazetach. A już na pewno nie uważam, że Orla interesuje się Julesem dla pieniędzy. – Giuseppe przyjrzał się bacznie synowi. – Zauważyłem, że niezbyt ją cenisz, a mimo to twierdzisz, że ledwo ją pamiętasz. Czy coś się wydarzyło między wami parę lat temu? Pamiętam, że wróciła do Anglii w pośpiechu dzień po przyjęciu, tłumacząc się, że rozpoczyna studia na uniwersytecie.
– Nic się nie wydarzyło. – Torre zaśmiał się trochę nerwowo, unikając wzroku ojca. Obraz smukłej i pięknej Orli wciąż tkwił mu w pamięci. Inne kobiety regularnie pojawiały się w jego życiu i znikały, nie robiąc na nim większego wrażenia. Nie rozumiał więc niepokojącego uczucia, nie opuszczającego go od chwili, gdy się dowiedział o nadchodzącym przyjeździe Orli do Amalfi.
– Mam nadzieję, że Jules nie zrobi z siebie głupca. Wiesz, jaki z niego marzyciel – powiedział Torre, siląc się na zwykły ton. Kiedy jednak wyszedł z gabinetu, miał dziwne wrażenie, że szare oczy Giuseppego zobaczyły więcej, niż chciał mu pokazać.
A niech to, pomyślał ze złością, postanawiając się nie przejmować rudowłosą czarownicą, która rzuciła na niego urok tamtego wieczoru przed ośmioma laty. Na szczęście opamiętał się następnego ranka. Teraz, gdy ojciec postanowił odejść na emeryturę i przekazać mu stanowisko prezesa i dyrektora naczelnego firmy, miał wystarczająco dużo spraw na głowie. Torre zawsze wiedział, że to go czeka, i chciał zarządzać ARC z takim samym powodzeniem jak ojciec i dziadek, Afonso. Interesował się inżynierią budowlaną i po ukończeniu odpowiednich studiów znalazł sobie niszowe zajęcie jako doradca i ekspert od rozwiązywania trudnych problemów, dzięki czemu odwiedzał różne miejsca na świecie, gdzie firma ARC budowała swoje obiekty. Lubił tę pracę i swobodę, jaką mu dawała.
Teraz jednak perspektywa spotkania z Orlą wytrąciła go z równowagi. Nie miał ochoty spotkać jej znowu, by wypomniała mu zawstydzającą pomyłkę w ocenie sytuacji, jaką wtedy popełnił. Jeśli jego przyrodni brat się w niej zakochał, to niech mu się wiedzie. Wpadł jednak w paskudny nastrój i poczuł nagłą potrzebę wyjścia z domu. Zaklął pod nosem, wziął kluczyki od samochodu ze stolika w holu i wyszedł na zewnątrz, gdzie na podjeździe stał samochód – obecna miłość jego życia.
Na Amalfi Drive panował nietypowy o tej porze lata niezbyt duży ruch. Droga wiodąca wzdłuż skalistego wybrzeża, łącząca Sorrento z Salerno, słynęła z ostrych zakrętów. Orla się ucieszyła, gdy Jules zaproponował, że usiądzie za kierownicą, by mogła podziwiać niezwykłe krajobrazy i widoczne w oddali turkusowe Morze Tyrreńskie.
Ciszę i spokój tego miejsca zburzył nagle głośny ryk silników auta zbliżającego się z tyłu. Obejrzała się przez ramię i zobaczyła czerwony sportowy samochód szybko wyprzedzający na ostrym zakręcie ich auto, wynajęte na lotnisku w Neapolu. Wstrzymała oddech, bojąc się, że kierowca rozbije się na barierkach przy poboczu drogi i stoczy z urwiska. Czerwony pojazd jednak przemknął tylko obok w oka mgnieniu i zaraz znikł za kolejnym zakrętem.
– To mój brat przyrodni i jego nowa zabawka – bąknął Jules. – Najnowszy model. Najdroższy i najszybszy samochód na świecie.
Torre. Na jego wspomnienie poczuła ucisk w żołądku. Przez chwilę miała ochotę poprosić Julesa, żeby zawiózł ją z powrotem na lotnisko lub zabrał gdziekolwiek indziej, byle tylko z dala od Willi Romano i człowieka, który od ośmiu lat nawiedzał jej w sny.
Popełniła głupi błąd, spędzając z Torrem noc. Każdy czegoś żałuje i ona żałowała właśnie tego. Teraz jednak miała dwadzieścia sześć lat i nie była już naiwną osiemnastolatką, która uciekła z jego pokoju, z pośpiechem zbierając ubrania, gdy z niej drwił, zarzucając, że jest taką samą naciągaczką bogatych facetów jak jej matka. Miała za sobą pełne przemocy nieudane małżeństwo i teraz czuła się dużo silniejsza. Może więc jakoś zniesie ponowne spotkanie z Torrem, w którym zadurzyła się jako nastolatka.
Dziesięć minut później, kiedy wjechali przez bramę, prowadzącą do Willi Romano, sportowy samochód stał na podjeździe, ale nigdzie nie było widać jego właściciela. Jules zaparkował wynajęte auto i Orla wysiadła, biorąc z tylnego fotela słomiany kapelusz z szerokim rondem. Musiała się chronić przed słońcem, żeby nie dostać piegów. Mlecznobiałą cerę i jasnorude włosy miała w spadku po ojcu, pochodzącym z Irlandii, choć wizyty w domu Liama Brogana na odludnym i deszczowym zachodnim wybrzeżu tego kraju wspominała z dzieciństwa raczej z żalem.
Zwinęła długie włosy w węzeł na szczycie głowy i nasunęła na nie kapelusz. Zmysłowy zapach dobiegający z zagajnika drzew cytrynowych, niesiony wiatrem, mieszał się ze słodką wonią wiciokrzewu, porastającego ściany domu. Podczas pierwszej wizyty na Wybrzeżu Amalfitańskim, na miesiąc przed dziewiętnastą rocznicą urodzin, Orla zakochała się w tutejszym krajobrazie i żywych kolorach – różowości bugenwilli, ciemnej zieleni cyprysów i błękicie morza otaczającego skalisty przylądek, gdzie od dwustu lat stała Willa Romano.
Przyjechała tutaj pierwszy raz przed ośmioma laty, gdy jej matka została trzecią żoną Giuseppego Romano, bogatego właściciela największej we Włoszech firmy budowlanej. Małżeństwo to – tak jak większość związków Kimberley – nie trwało długo i Orla nie przyjeżdżała do willi, odkąd matka wróciła do Londynu, by wydać pieniądze otrzymane po rozwodzie.
Kiedy dostała zaproszenie na siedemdziesiąte urodziny Giuseppego, na początku miała ochotę się wymówić i nie przyjechać, wiedząc, że będzie tam Torre. Lubiła jednak ojczyma. Zawsze miło ją witał, ale odwiedzała go tylko wtedy, gdy Torrego nie było w domu. Utrzymywała z nim kontakt nawet po tym, jak rozwiódł się z Kimberly.
Gdy więc Jules zaproponował wspólną podróż do Amalfi, Orla postanowiła zmierzyć się w końcu z wrogiem. Chciała się spotkać z Torrem, by rozliczyć się z przeszłością i zacząć nowe życie.
Z wili wyszedł jakiś człowiek z obsługi, żeby ich przywitać, i Jules zaczął z nim rozmawiać, podczas gdy Orla rozglądała się po pięknym, starannie utrzymanym ogrodzie.
– Nie wiedzą, gdzie nas ulokować – oznajmił po chwili Jules, podchodząc do niej z powrotem. – Jacyś dalecy krewni Giuseppego przyjechali bez zapowiedzi i Mario się zastanawia, gdzie wstawić nasze bagaże. Pójdę do gospodyni i zobaczę, co się dzieje.
– Zaraz do ciebie przyjdę, tylko rozprostuję trochę nogi po podróży.
– Jasne, ale skryj się w cieniu. Nie przywykłaś do włoskiego słońca, chérie.
Uśmiechnęła się, patrząc, jak Jules wchodzi do domu. Urodził się we Francji i zawsze wydawał się szarmancki i uprzejmy. Był dla niej miły, kiedy odwiedzała matkę w Willi Romano, mimo że Giuseppe rozwiódł się z jego matką właśnie z powodu Kimberley. Jules jednak nadal utrzymywał dobre stosunki z ojczymem i pół roku wcześniej został mianowany głównym księgowym w angielskim oddziale rodzinnej firmy. Orla zamieszkała w kawalerce niedaleko biura ARC po tym, jak zmuszona była sprzedać luksusowy apartament matki, by spłacić jej długi. Raz lub dwa razy w tygodniu spotykała się z Julesem na kolacji. Okazał się dobrym przyjacielem i wspierał ją w czasie, gdy zmagała się poważnymi problemami zdrowotnymi Kimberley.
Właśnie wtedy szkalowano ją w brukowej prasie, przypuszczając, że zyskała majątek po rozwodzie z bogatym mężem. W rzeczywistości nie dostała od Davida ani grosza, ale to nie powstrzymało dziennikarzy przed spekulowaniem, ile to mogła „zarobić” na trwającym dziesięć miesięcy małżeństwie.
Nie zamierzała jednak teraz myśleć o przeszłości. Wreszcie uwolniła się od Davida, a ten okropny związek w jakiś sposób ją wzmocnił. Już nigdy nie zamierzała pozwolić żadnemu mężczyźnie, żeby nią rządził, tak jak były mąż.
Zatrzymała się przy czerwonym sportowym aucie, stojącym na podjeździe. Po raz pierwszy zrozumiała, dlaczego pewne pojazdy uznaje się za seksowne. Smukły kształt szkarłatnej karoserii przyciągał uwagę, a wnętrze wyściełane czarną skórą wydawało się wyjątkowo męskie. Samochód kojarzył jej się z ekscytacją i niebezpieczeństwem, podobnie jak jego właściciel. Ale Orla nie szukała przygód, o czym przypomniała sobie, przesuwając dłonią po zmysłowym czerwonym nadwoziu.
Myślała, że ślub z Davidem zapewni jej bezpieczeństwo, jakiego pragnęła przez całe życie, ale czuła się przy nim bezbronna i czasem bała się o siebie, zwłaszcza kiedy upijał się czerwonym winem. Jego nastrój potrafił się zmienić w jednej chwili i przez pewien czas myślała, że sama przyczynia się do jego wybuchów złości.
Odruchowo uniosła rękę i dotknęła kilkucentymetrowej szramy biegnącej od skraju brwi do linii włosów. Nosiła przedziałek z boku, by ją zakryć, i tuszowała ją makijażem. Blizna jednak pozostanie tam na zawsze, przypominając boleśnie, że nie warto ufać własnym osądom i wierzyć mężczyznom.
Nie wyjawiła nikomu, że podczas krótkiego nieudanego małżeństwa z angielskim zawodowym graczem w krykieta stała się ofiarą przemocy, zarówno psychicznej, jak i fizycznej. David Keegan miał wielu fanów i media wychwalały go za uprzejmą i przyjazną postawę podczas turniejów i wywiadów. Nikt nie uwierzyłby Orli, że David ma problemy z alkoholem i pod jego wpływem zamienia się w agresywnego potwora.
Prasa oskarżyła ją o bezlitosne złamanie mu serca i zrujnowanie kariery, gdy go rzuciła na klika dni przed tym, jak mianowano go kapitanem narodowej drużyny krykieta przed słynnym turniejem w Australii. Anglia przegrała i David stracił swoje stanowisko. W wywiadzie zrzucił wszystko na załamanie psychiczne, którego doznał po odejściu żony.
Sama obwiniała się za problemy w ich związku, gdy David pozbawiał ją pewności siebie, wciąż powtarzając, jaka jest beznadziejna. Dopiero przemoc fizyczna, jakiej się dopuścił, pozwoliła jej oprzytomnieć. Przestała w końcu udawać, że wszystko jest w porządku w ich małżeństwie, i przyznała, że nic już do niego nie czuje, bo zniszczył jej miłość. Gdyby z nim została, bałaby się, że ją zabije podczas kolejnego napadu agresji.
– Ładne cacko, prawda? – usłyszała nagle z tyłu.
Oderwała rękę od karoserii i odwróciła się z bijącym sercem. Błyszczące szare oczy Torrego spoglądały wprost na nią, a nie na samochód.
Przed ośmioma laty Torre wydał jej się niesamowicie przystojny. Elegancki i zadbany, mógł być modelem pokazywanym na okładkach kolorowych czasopism. Teraz wyglądał jeszcze bardziej męsko i zmysłowo.
Zbyt późno zdała sobie sprawę, że powinna zaufać intuicji, która nakazywała jej zawrócić w drodze do willi. Nie była już jednak oniemiałą z wrażenia nastolatką, jak kiedyś, gdy jej się zdawało, że Torre to książę z bajki przybywający jej na ratunek. Chronić siebie mogła jedynie sama.
– Cześć, Torre. Jules powiedział, że to ty wyprzedziłeś nas na drodze, jadąc jak wariat.
Uśmiechnął się, odsłaniając białe zęby. Patrzyła na niego zauroczona, przypominając sobie ich pierwszy pocałunek. Osiem lat temu oddała mu się z całą naiwnością, a gdy myślała o tym później, chciało jej się płakać. Wykorzystał jej niewinność, a potem ją odrzucił.
– Wiem, że jechałem szybko, ale znam na tej drodze każdy zakręt. – Podszedł bliżej. – Poza tym każdy potrzebuje w życiu trochę ryzyka, żeby było ciekawiej.
– Ja nie potrzebuję. Nie lubię ryzykować bez sensu. – Uniosła głowę i spojrzała mu w twarz. Wydawał się wyższy niż kiedyś, mimo że była w szpilkach. Górował nad nią. Zastanawiała się, po co go prowokuje. Czy nie lepiej byłoby po prostu odejść? Nie mogła się jednak poruszyć. A już zupełnie zamarła, gdy wyciągnął rękę i zdjął jej okulary słoneczne.
– Twoje oczy mają taki sam kolor jak kiedyś. Piwny z zielonymi cętkami.
Usłyszała swój nierówny oddech. Od miesiąca przygotowywała się na spotkanie z Torrem, ale jej ciało nie reagowało według zaplanowanego scenariusza. Czuła się oszołomiona i podniecona. Wyrwała mu okulary i założyła z powrotem. Ciemne szkła dawały jej poczucie bezpieczeństwa.
– To dziwne, że pamiętasz kolor moich oczu. Ja niewiele z ciebie pamiętam sprzed ośmiu lat.
– W takim razie to dobrze, że mamy okazję spotkać się znowu.
– Dlaczego? Z tego, co pamiętam, nie mogłeś się doczekać, kiedy wyjadę po spędzeniu z tobą nocy.
– Byłaś urocza, kiedy miałaś osiemnaście lat – powiedział bez ogródek. – A teraz… Dio… jesteś oszałamiająco piękna.
Nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Wpatrywała się w zmysłowe usta, ciemny zarost na wyrazistej szczęce. Był tak blisko.
– Ludzie się zmieniają – dodał cicho.
– Co masz na myśli?
Zrobił krok w jej stronę i poczuła znajomy korzenny zapach wody kolońskiej. Miała dziwne wrażenie, że traci kontakt z rzeczywistością.
– Orlo – powiedział niskim, natarczywym głosem.
Nie była przygotowana na nagły jak błyskawica wybuch namiętności. Coś przyciągało ją do Torrego, jakby jakaś niewidzialna lina oplatała ich oboje coraz ciaśniej i ciaśniej. Zbliżył wargi do jej ust i poczuła jego ciepły oddech.