Powrót do Buenos Aires - ebook
Powrót do Buenos Aires - ebook
Beth Blake niespodziewanie dowiaduje się, że gdy miała dwa lata, została uprowadzona. Jej prawdziwymi rodzicami są argentyńscy milionerzy Esther i Carlos Navarrowie. Odnaleziona rodzina oczekuje, że Beth porzuci dotychczasowe życie i przeniesie się do Buenos Aires. Zagubiona i zdezorientowana Beth chce się oswoić z nową sytuacją. Wyjeżdża do Londynu. Na polecenie Navarrów jedzie z nią ochroniarz Raphael Cordoba…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1281-6 |
Rozmiar pliku: | 713 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Przepraszam, señorita.
Beth podniosła głowę i spojrzała z uśmiechem na przystojnego młodego człowieka, który jeszcze przed chwilą siedział nad filiżanką kawy przy sąsiednim stoliku ogródka kawiarni w San Telmo, dzielnicy Buenos Aires, i od czasu do czasu spoglądał na nią z podziwem. Ale zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Inny mężczyzna zbliżył się do nich i z szybkością zaskakującą przy jego wielkim wzroście i muskularnej budowie boleśnie wykręcił ramię tamtego za plecy, zupełnie go unieruchamiając.
– Raphael – wymamrotała Beth, podnosząc się z zażenowaniem. Wysoka i szczupła, miała na sobie czarną koszulkę, dżinsy i brązową skórzaną kurtkę.
Raphael nie zaszczycił jej nawet jednym spojrzeniem.
– Cofnij się – ostrzegł zimno, ani na chwilę nie zwalniając uchwytu.
– To ty się cofnij! – zawołała z desperacją. – Właściwie wcale nie powinno cię tu być!
A więc jednak nie udało jej się uciec. Powinna przewidzieć, że Raphael Cordoba i tak ją wyśledzi i zburzy jej krótką chwilę spokoju.
– Czy ten mężczyzna panią prześladuje? – zapytał młody Argentyńczyk mocno akcentowanym angielskim, śmiało narażając się na gniew silniejszego przeciwnika.
Owszem, Raphael Cordoba prześladował ją od pierwszego spotkania i nie chodziło tylko o to, że przez cały czas, we dnie i w nocy, podążał za nią krok w krok. Jeszcze istotniejsze było to, jak wyglądał – ponad metr osiemdziesiąt męskiej doskonałości. W ostro rzeźbionej twarzy dominowały przenikliwe błękitne oczy, których mógłby mu pozazdrościć każdy męski model. Do tego Raphael miał ciemne włosy, szerokie ramiona i szczupłe, mocne jak stal ciało. Nawet trzyczęściowy garnitur nie był w stanie przysłonić jego muskulatury. Jaka kobieta mogłaby pozostać obojętna na kogoś takiego?
– Chciałem tylko porozmawiać – skrzywił się młodszy mężczyzna, przytłoczony siłą Raphaela w takim samym stopniu jak Beth.
– Wiem – westchnęła i popatrzyła na Raphaela z wyrzutem.
– Czy będzie pani bezpieczna, jeśli zostawię panią z tym mężczyzną?
– Przy mnie jest bezpieczniejsza niż przy tobie, ty…
– Proszę cię, Raphael – przerwała mu Beth ze znużeniem i rzuciła swojemu adoratorowi uspokajający uśmiech. – To trochę skomplikowane, ale wszystko jest w porządku. On nie ma zamiaru mnie skrzywdzić.
– Jest pani pewna?
– Jest zupełnie pewna – odpowiedział za nią Raphael z morderczym wyrazem twarzy.
Jeśli Beth mogła być czegokolwiek pewna, to przede wszystkim tego, że Raphael Cordoba jej nie skrzywdzi. Był ochroniarzem przydzielonym jej przez Cesara Navarro i jego obowiązkiem było pilnować, by nikt jej nie skrzywdził – czy raczej, by nikt nie skrzywdził Gabrieli Navarro, młodej kobiety, za którą wszyscy uważali Beth.
Wszyscy oprócz niej samej.
Jeszcze tydzień temu wiodła spokojne życie w Anglii, cieszyła się nową pracą w londyńskim wydawnictwie i tylko odrobinę niepokoiła się o swoją siostrę Grace, która poleciała do Argentyny na weekend ze swoim nowym i uderzająco przystojnym szefem, miliarderem Cesarem Navarro, jego prywatnym odrzutowcem. Nawet w najśmielszych snach Beth nie przypuszczała, że pobyt Grace w Buenos Aires spowoduje tak wielką zmianę w jej własnym życiu. Tymczasem kilka dni później ona również znalazła się w Buenos Aires i testy DNA przekonały wszystkich oprócz niej samej, że jest Gabrielą, uprowadzoną przed dwudziestu jeden laty córką Carlosa i Esther Navarro. Dlatego właśnie Raphael Cordoba, wcześniej osobisty ochroniarz Cesara Navarro, teraz obserwował każdy jej ruch, do tego stopnia, że zaatakował młodego przystojnego mężczyznę, który chciał tylko z nią porozmawiać.
– Puść go, Raphael – mruknęła Beth ze znużeniem, doskonale świadoma, że chwila upragnionej samotności już minęła. – Zresztą ja i tak już stąd idę. Zdaje się, że mleko w mojej kawie skwaśniało. – Wyciągnęła pieniądze z torebki, rzuciła banknot na stolik i odeszła, nie patrząc na żadnego z mężczyzn. Szkoda gadać. Dobrze wiedziała, że nie uda jej się usiąść i porozmawiać z nieznajomym. Zresztą bezpieczniej dla niego, żeby tego nie robiła. Wiedziała również, że jeśli ona stąd odejdzie, Raphael podąży za nią jak cień. Chodził tak za nią od dnia, gdy testy DNA rzekomo wykazały, że Beth jest zaginioną Gabrielą Navarro. Kurczowo trzymała się słowa „rzekomo”, bo nie zamierzała przyjąć tego faktu do wiadomości, dopóki Cesar Navarro nie znajdzie jakiegoś innego dowodu na poparcie swojej tezy. W ostatnich dniach zdążyła polubić Carlosa i Esther Navarro, ale wciąż była pewna, że musiała tu zajść jakaś pomyłka. Jej rodzice – prawdziwi rodzice, James i Carla Lawrence, kochali ją. Adopcyjni rodzice, Blake’owie, również ją kochali. Na samą myśl, że nie jest ani Elizabeth Lawrence, ani Beth Blake, ale kimś zupełnie innym, żołądek zaciskał jej się kurczowo, a ręce zaczynały drżeć. Ale choć bardzo głośno protestowała, nie potrafiła przestać o tym myśleć.
A tymczasem Cesar Navarro przydzielił jej swojego osobistego ochroniarza i zarazem najbliższego przyjaciela Raphaela Cordobę. Cesar również bardzo ją onieśmielał, choć Beth nigdy by się do tego nie przyznała. Również? No tak, podobnie jak Raphael, choć udawała, że wcale tak nie jest. Raphael przypominał jej przyczajonego drapieżnika. Od czubka czarnej głowy przez przenikliwe niebieskie oczy w ogorzałej, uderzająco przystojnej twarzy, szerokie ramiona, mocne uda i drogie garnitury, które zawsze nosił, trzydziestotrzyletni Raphael Cordoba wyglądał dokładnie na to, kim był: na budzącego lęk byłego żołnierza. A żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, w następnym miesiącu miał się odbyć ślub Grace i Cesara. Beth cieszyła się ze względu na siostrę, bo nawet ona dostrzegała, że Grace jest po uszy zakochana w przystojnym Argentyńczyku, a ten, zazwyczaj chłodny i zdystansowany, w pełni odwzajemnia to uczucie, ale zarazem czuła się pochwycona w pułapkę. Najchętniej spakowałaby swoje rzeczy, uciekła do Anglii i zapomniała, że rodzina Navarro w ogóle istnieje. Tego jednak nie mogła zrobić. Nawet gdyby udało jej się uciec, nie zapobiegłoby to małżeństwu Grace z Cesarem. I choć całym sercem wierzyła, że zanim adoptowała ją rodzina Blake’ów, nazywała się po prostu Elizabeth Lawrence, nie mogła zranić Carlosa i Esther Navarrów, znikając tak jak ich malutka córeczka dwadzieścia jeden lat wcześniej.
Na szczęście nie musiała się przejmować uczuciami Raphaela Cordoby.
– Czy mógłbyś dać mi wreszcie spokój? – parsknęła, gdy wyczuła, że on idzie tuż za nią.
– Głupio zrobiłaś, znikając tak bezmyślnie z mieszkania Cesara – odrzekł, zrównując się z nią.
Beth skrzywiła się boleśnie.
– Miałam wrażenie, że za chwilę się uduszę.
– Esther bardzo się zmartwiła.
Skąd wiedział, w jaki sposób najłatwiej wzbudzi w niej poczucie winy? Choć sytuacja była trudna do zniesienia, Beth nie chciała ranić starszego małżeństwa, które tak wiele już wycierpiało. Esther i Carlos bardzo się kochali, ale gdy Cesar podrósł i poszedł na studia, zamieszkali osobno. Rozdzielił ich cień ukochanej córki. A teraz byli przekonani, że ta córka wróciła do nich w osobie Beth. Ona jednak nie była w stanie w to uwierzyć.
Poza tym luksusowy styl życia, do jakiego przywykli Navarrowie, sprawiał, że Beth czuła się jak ryba wyrzucona z wody. I choć polubiła Esther i Carlosa, a droczenie się z aroganckim Cesarem sprawiało jej wielką przyjemność, w głębi duszy czuła, że jej miejsce nie jest ani w tej rodzinie, ani w tym kraju. Dobrze się czuła we własnej skórze jako Angielka wychowana przez zamożnych, lecz nie bogatych adopcyjnych rodziców, Clive’a i Heather Blake’ów.
Mimo wszystko i Beth, i Raphael doskonale zdawali sobie sprawę, jak wielki wpływ na związek starszych Navarrów miało ponowne pojawienie się w ich życiu córki. Choć już od lat mieszkali osobno, Carlos w Buenos Aires, a Esther w Stanach Zjednoczonych, gdzie się wychowała, to od dnia, gdy Grace wróciła do Buenos Aires, przywożąc ze sobą siostrę, znów dzielili sypialnię w mieszkaniu Cesara.
Beth westchnęła ciężko.
– Przepraszam, ale potrzebuję trochę czasu dla siebie.
Spojrzał na nią zza okularów i bez trudu odczytał emocje przelatujące przez jej piękną, wyrazistą twarz. Po części nawet jej współczuł. Nie było jej łatwo pogodzić się z nową sytuacją, ale nie mogła też podważyć wyników testów DNA. Raphael był przyjacielem Cesara od dzieciństwa i doskonale wiedział, jak ważna jest ta młoda kobieta dla całej rodziny – rodziny, która przed laty przyjęła go do siebie, gdy konflikt z ojcem zmusił go do opuszczenia domu. Bez względu na to, czy uparta i niezależna Beth Blake zechce zaakceptować swoją nową tożsamość, czy nie, obowiązkiem Raphaela było dopilnować jej bezpieczeństwa i czynił to przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. A teraz znów się przekonał, że ani na chwilę nie można jej spuścić z oka.
– Gabrielo…
– Do cholery, mam na imię Beth! – Jej brązowe oczy zabłysły ponuro, a na policzki wypełzły rumieńce gniewu. Zazwyczaj te policzki były jasne i gładkie jak najlepsza porcelana. Nosek miała mały i zadarty, a usta nad upartym podbródkiem wygięte w łuk. A jej długie, jedwabiste włosy! Raphael widział w życiu tylko jedną kobietę o podobnym kolorze włosów – we wszystkich odcieniach blond, aż do najjaśniejszego srebra. Tą kobietą była Esther Navarro. Testy DNA wykazały, że jest ona matką Beth.
Wzruszył szerokimi ramionami.
– Myślę o tobie teraz jak o Gabrieli Navarro. – Beth miała zaledwie dwa lata, gdy odebrano ją prawdziwej rodzinie, i nie mogła pamiętać Raphaela, ale on ją pamiętał. Już wtedy często przyjeżdżał do rodziny Cesara na wakacje. Gabriela była ulubienicą całej rodziny, złotowłosym aniołkiem rozpieszczanym przez dwóch starszych chłopców. W tej chwili jednak zupełnie nie przypominała aniołka. Sprawiała raczej wrażenie rozzłoszczonej tygrysicy.
– Zupełnie mnie nie interesuje, za kogo mnie uważasz.
Raphael skrzywił się ironicznie na widok jej przymrużonych oczu.
– Istnieją dowody, że naprawdę jesteś Gabrielą Navarro. Poza tym mnie również nie interesuje, co o mnie myślisz.
– Sądzę, że wolałbyś nie wiedzieć, co o tobie myślę – prychnęła nieelegancko.
Jej opinia nie była istotna dla ochroniarza, ale dla mężczyzny jak najbardziej. Spojrzenia, jakie Beth Blake rzucała mu spod gęstych czarnych rzęs, gdy sądziła, że on tego nie widzi, mówiły mu, że zauważa w nim mężczyznę. Raphael z kolei zauważał jej pełne piersi i zmysłowe linie bioder. Przez cały czas musiał pamiętać, że przede wszystkim jest jej ochroniarzem i nie wolno mu zrobić nic, co mogłoby przytępić jego czujność.
– Może nie – mruknął obojętnie. – Wracamy do domu?
– Po co pytasz, skoro i tak mnie tam zaprowadzisz, czy tego chcę, czy nie.
– Dlaczego wciąż próbujesz walczyć z przeznaczeniem?
Skrzywiła się boleśnie.
– Może dlatego, że nie uważam, by to było moje przeznaczenie?
– Grace bez problemu uznała Navarrów za swoją rodzinę.
Beth uśmiechnęła się ze smutkiem.
– To co innego. Grace zakochała się w Cesarze, przyjęła jego oświadczyny i zgodziła się wejść do tej rodziny dobrowolnie.
Raphael uniósł ciemne brwi.
– Czy ktokolwiek wybiera sobie, w kim ma się zakochać?
Jako osobisty ochroniarz Cesara miał okazję obserwować z bliska, jak rozwijało się uczucie między nim a Grace. Nie był to tak gładki i przyjemny proces, jak zdawała się sądzić Beth. Może tak to wyglądało teraz, gdy obydwoje byli już pewni swych uczuć i planowali ślub, ale z pewnością nie na początku. Kłócili się wtedy o wszystko, tak samo jak Beth teraz z nim.
Nie, pomyślał, to nie było to samo. Choć ognisty temperament i uroda, a także kuszące kształty Beth Blake bardzo go pociągały, mógł sobie pozwolić tylko na podziwianie jej z dystansu. Młodsza siostra Cesara nie mogła dołączyć do listy kobiet, które w ciągu ostatnich piętnastu lat przelotnie gościły w jego łóżku. Raphael nie miewał innych związków niż przelotne. Jeszcze w dzieciństwie, patrząc na drugą żonę ojca, przekonał się, że kobiety są zdradzieckie.
Beth skrzywiła się.
– Może nie, ale Grace ma przynajmniej motyw, żeby polubić to nowe życie, w postaci uczucia do Cesara.
– A czy dla ciebie podobnym motywem nie może być uczucie do Cesara i rodziców?
Zauważyła zmieniony ton jego głosu. Gdyby zdjął te ciemne okulary, z pewnością dostrzegłaby chłodny wyraz oczu.
– Nie przekręcaj moich słów. Jak mogę kochać troje ludzi, których znam zaledwie od dwóch tygodni?
Najkrócej rzecz ujmując, właśnie z tego powodu czuła się tak zagubiona. Niestety, nie pamiętała Carlosa i Esther w roli swoich rodziców ani aroganckiego Cesara jako brata i to ją jeszcze bardziej przekonywało, że nie może być z nimi spokrewniona, nawet jeśli z testów DNA wynikało coś innego. Potrzebujesz czasu, powtarzali jej Navarrowie razem i osobno, oczekując, że Beth spędzi ten czas w Argentynie na poznawaniu ich wszystkich.
– Przez ostatnie dwadzieścia jeden lat oni wszyscy myśleli o tobie codziennie. – Raphael obrzucił ją aroganckim spojrzeniem. Najwyraźniej miał do niej mniej cierpliwości niż rodzina Navarrów. Albo też w ogóle jej nie miał.
– Bardzo mi przykro – westchnęła Beth. – Współczuję im z całego serca, ale są dla mnie zupełnie obcymi ludźmi.
Raphael zacisnął zęby.
– Nie sądzisz, że Easther i Carlos dość już wycierpieli z twojego powodu?
– Jesteś niesprawiedliwy!
– To najlepsi, najserdeczniejsi ludzie, jakich znam.
Beth wydawała się urażona.
– Z pewnością tak. Ale miałam już i kochałam dwie pary rodziców. Trzecia to trochę za wiele.
– Różnica polega na tym, że to są twoi biologiczni rodzice – odrzekł Raphael, mrużąc oczy.
– Dlaczego nikt z was nie próbuje zrozumieć, że nie umiem się z tym pogodzić? – Gdy się złościła lub denerwowała, jej oczy ciemniały tak samo jak oczy Cesara. – Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić i muszę wrócić do Anglii! – dodała z determinacją.
– Wszyscy próbują to zrozumieć. – Raphael ugryzł się w język, żeby nie powiedzieć nic więcej. Kłótnie z osobą, którą miał chronić, nie były wskazane, bo nie pozwalały zbudować koniecznego w takiej sytuacji zaufania. A Beth Blake uparcie odmawiała obdarzenia go zaufaniem. Pomyślał, że będzie musiał porozmawiać o tym z Cesarem. – Skoro nie chcesz zostawać w Argentynie dla Navarrów, może zrobisz to dla Grace? Ślub jest zaplanowany na przyszły miesiąc.
– Raphael, to jest cios poniżej pasa – mruknęła Beth. – Gdy wszystko inne zawiedzie, wspomnij o siostrze.
Uśmiechnął się do niej bez cienia skruchy.
– I co? Działa?
– Jasne, że działa – przyznała z ciężkim sercem.
Żałosny wyraz jej twarzy nie sprawił Raphaelowi przyjemności.
– Jeśli cię to pocieszy, to powiem ci, że na początku Grace przez cały czas kłóciła się z Cesarem.
Beth ze zdziwieniem uniosła jasne brwi.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
W tej chwili tak bardzo przypominała starszego brata, że Raphael z trudem powstrzymał śmiech. Bez wątpienia w każdym calu należała do rodzinny Navarrów.
– Chcę powiedzieć, że Navarrowie nie mogą być tacy źli, skoro Grace pokochała ich tak szybko.
Przechyliła głowę i popatrzyła na niego zagadkowo.
– Podoba ci się moja siostra? – zapytała w końcu.
– Podoba mi się – przyznał bez wahania. Grace Blake była równie żywiołowa i wygadana jak młodsza siostra i doskonale uzupełniała pełnego dystansu i aroganckiego Cesara.
– W takim razie może jest jeszcze dla ciebie jakaś nadzieja – zaśmiała się Beth kpiąco.
– Pod jakim względem? – zdziwił się.
– Może jednak jesteś człowiekiem, a nie pozbawionym emocji robotem, za jakiego cię uważałam.
To miała być obelga. Raphael gwałtownie wciągnął oddech.
– Uważaj, Gabrielo, by nie posunąć się za daleko.
– Bo co? – Tym razem zignorowała imię, jakim się do niej zwrócił.
– Bo ci udowodnię, że nie jestem robotem.
– Chcesz mnie zastraszyć? – zapytała lekko i pomimo okularów wyczuła, że jego spojrzenie się wyostrza.
– Nie muszę cię straszyć. Są znacznie przyjemniejsze sposoby podporządkowania sobie nieposłusznej kobiety – odrzekł miękko.
Beth poczuła dreszcz na plecach, ale był to dreszcz podniecenia, nie lęku. Oczywiście, właśnie dlatego wciąż się z nim kłóciła. Jeszcze nigdy żaden mężczyzna nie wywarł na niej takiego wrażenia jak Raphael Cordoba. Jego wygląd, mocne ciało, a nawet zapach – wszystko to nieustannie pobudzało jej zmysły, do tego stopnia, że wyczuwała jego obecność, zanim jeszcze go zobaczyła. Nie było to łatwe do zaakceptowania dla kobiety, która dotychczas wierzyła, że potrafi traktować wszystkich mężczyzn chłodno i obojętnie.
– Podporządkowania sobie nieposłusznej kobiety? – Spojrzała na niego pogardliwie. – Czy musisz się zachowywać jak neandertalczyk?
Raphael uśmiechnął się bez humoru.
– Zapewniam cię, że żadna kobieta nie miała dotychczas powodu skarżyć się na moje metody zapewnienia sobie uległości.
No jasne, pomyślała Beth. Ten mężczyzna wyglądał jak wcielenie seksu. Na co miałyby się uskarżać?
– Widocznie były głupie – parsknęła z niesmakiem, po czym obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę apartamentu Cesara, doskonale świadoma tego, że Raphael idzie o dwa kroki za nią i że spojrzenie tych błękitnych oczu utkwione jest teraz w jej rozkołysanych biodrach.