Powrót do Grecji - ebook
Powrót do Grecji - ebook
Grecki milioner Zach Gavros ma dług wdzięczności wobec swojego starego przyjaciela Alekisa Azarii. Nie może odmówić, gdy ciężko chory Alekis prosi, by zaopiekował się jego wnuczką Katiną Parvati, która wkrótce zostanie spadkobierczynią ogromnego majątku. Zach jedzie do Anglii i odnajduje Katinę. Od razu się orientuje, że zadanie będzie trudne. Katina jest uparta i niezależna jak jej dziadek, ale też tak piękna, że Zach nie wie, czy mu się uda zachować wobec niej dystans…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-5961-3 |
Rozmiar pliku: | 608 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zach otrzymał wiadomość, na którą tak czekał, stojąc w niemiłosiernym korku. Czasem przydawała się w takich sytuacjach jego szczegółowa znajomość topografii Aten zdobyta empirycznie oraz dość elastyczne podejście do przestrzegania zasad.
Swe młode lata, które miały potem ukształtować jego osobowość, spędził praktycznie na ulicach, gdzie przetrwał dzięki własnemu sprytowi. Wolał to jednak sto razy bardziej niż przebywanie z babcią, której ewidentnie zawadzała wymuszona na niej przez okoliczności opieka nad bękartem córki, i z wiecznie pijanym wujaszkiem, który z kolei do perfekcji doprowadził wszelkie formy znęcania się nad niechcianym siostrzeńcem.
Tym sposobem Zach znalazł się teraz pod szpitalem w niecałe pół godziny, ryzykując tylko parę mandatów za przekroczenie prędkości, a następnie nieświadom ciekawskich spojrzeń pognał na OIOM, gdzie od trzech dni leżał w śpiączce farmakologicznej Alekis Azaria, szczęśliwie reanimowany po kolejnym zatrzymaniu akcji serca.
Zach, jako najbliższa starszemu panu osoba, zastępująca w pewnym sensie i rodzinę, i znajomych, stawił się tam już poprzedniego dnia, kiedy próbowano wybudzić go ze śpiączki, i ignorując przestrogi lekarzy, że może się to nie udać, spodziewał się, że Alekis po prostu otworzy oczy. Jednak tak się nie stało i jeden z medyków uprzedził Zacha jeszcze raz, że mogą się już nie doczekać przebudzenia Alekisa.
Ten sam człowiek oczekiwał teraz w drzwiach na Zacha. O stanie zdrowia Azarii, wielkiego greckiego magnata w dziedzinie żeglugi handlowej, każdy w szpitalu wiedział tylko tyle, ile było w danym momencie potrzebne do działania.
Czekający na Zacha lekarz był leciwy i najwyraźniej przyzwyczajony do okazywania szacunku. Pewnie dlatego odruchowo wyprostował się na widok młodszego, wysokiego, atletycznie zbudowanego Zacha, który jednak nie zareagował wcale na powitanie, tylko pytająco wskazał głową na drzwi wiodące na oddział intensywnej opieki, gotów usłyszeć każdą informację, byle szybko.
– Przebudził się i samodzielnie oddycha – padło z ust lekarza.
Nie był to dla Zacha wystarczający komunikat.
– Niech pan powie wprost! – zażądał niecierpliwie.
Robienie czegokolwiek „wprost” nie stanowiło dlań nigdy żadnego problemu. Stuprocentowo oddzielał kwestie prywatne od zawodowych.
– Wydaje się, że nie ma żadnego problemu ze sprawnością umysłu pana Azarii.
W ciemnych oczach Zacha pojawiło się na chwilę coś na kształt ulgi. Niesprawność intelektualna byłaby dla Alekisa najgorszym wyrokiem.
– Zakładam, że jest on zazwyczaj dość… roszczeniowy? – zagaił medyk.
Ostre rysy Zacha złagodził rzadko goszczący na jego twarzy uśmiech.
– Przywykł do roli zwierzchnika. Mogę go zobaczyć?
Kardiolog pokiwał głową.
– Stan pana Azarii jest stabilny. Ale czy pan na pewno rozumie, że to jeszcze za wcześnie, aby…
– Jasne.
– Zatem tędy proszę.
Alekisa przeniesiono z oddziału intensywnej opieki, gdzie leżał za parawanem, do prywatnej izolatki składającej się z paru pomieszczeń. Zach zastał go opartego o stertę poduszek. Wydarzenia minionego tygodnia spowodowały, że zapadły mu się policzki, a na twarzy pojawiły się głębokie bruzdy, lecz głos pozostał wyjątkowo donośny!
Zanim do niego podszedł, Zach obserwował go przez chwilę z figlarnym uśmieszkiem.
– Nie słyszała pani nigdy o prawach człowieka?! To chyba ja tu powinienem być pielęgniarką! Chcę natychmiast dostać swój pieprzony telefon!
Pielęgniarka, zobaczywszy kątem oka Zacha, odzyskała nieco straconego animuszu i przybrała bardziej profesjonalną pozę w zderzeniu z agresywnymi roszczeniami i groźbami wymagającego pacjenta.
– O, panie Azaria, podjęcie takiej decyzji wykracza daleko poza moje kompetencje!
– To proszę mi tu przysłać kogoś, kto może podjąć taką decyzję… – Alekis zawiesił głos, dostrzegłszy w końcu Zacha. – O, dobrze! Ty mi dasz swój telefon! I nie zaszkodziłaby odrobinka brandy!
Zach wykazał się na szczęście refleksem, co wywołało widoczną aprobatę u sfrustrowanej pielęgniarki.
– Przykro mi, ale chyba musiałem go zostawić w aucie!
– To jakiś spisek! I na co właściwie czekasz? Siadaj! Nie stercz tak nade mną!
Zach od razu posłusznie wbił swe niemal dwumetrowe szczupłe ciało w niewielkie szpitalne krzesełko dla gości i z trudem rozprostował nogi.
– Wyglądasz…
– …na umierającego, wiem! – przerwał mu niecierpliwie Alekis. – Ale jeszcze chwilkę. Mam sprawy do załatwienia i ty także. Zakładam, że w rzeczywistości masz jednak telefon?
Zach z ulgą przyjął biznesowy ton rozmowy, zgasił go tylko widok wyciągniętej w swoją stronę sinoniebieskiej, trzęsącej się dłoni, z wystającymi żyłami. Swe obawy ukrył jak zawsze pod grubą warstwą ironii i szybko zajął się szukaniem na telefonie zdjęć zrobionych dla Alekisa kilkanaście dni wcześniej.
– A więc… jak szybko rozniosą się wieści o mnie w szpitalu i jak szybko zlecą się rekiny?
– A kto to może wiedzieć?
– Zatem pierwszym punktem porządku dnia musi być ograniczenie szkód do minimum.
– Jeśli masz mieć kolejny atak serca, to znajdujesz się we właściwym miejscu… Zakładam, że w jakimś momencie dowiem się, dlaczego zostałem wysłany w Londynie na cmentarz, żeby śledzić nieznaną kobietę…
– Nie śledzić, tylko zrobić zdjęcie.
– Co za różnica! Ciekawe, czy przyszło ci kiedykolwiek do głowy, że mógłbym odmówić.
Zach miał właśnie wystąpić gościnnie przed samą śmietanką światowej finansjery na międzynarodowej konferencji w Londynie, gdy zadzwonił do niego Alekis z dziwacznym żądaniem, które usiłował nieudolnie przerobić na uprzejmą prośbę. Gdyby Zach miał się kiedyś stać zadufany w sobie dzięki swym osiągnięciom, mógł zawsze liczyć na to, że Alekis utrzyma w ryzach jego ego. Taka ironiczna refleksja przemknęła mu przez głowę, kiedy przypomniał sobie ich rozmowę sprzed paru dni:
– Czyli chcesz, żebym pojechał… dokąd i po co?
– Przecież słyszałeś. Masz podać adres tego kościoła szoferowi. Cmentarz znajduje się naprzeciw. Zrobisz zdjęcie kobiecie, która zjawi się tam o szesnastej trzydzieści.
– Tylko postaraj się, żeby tym razem to zdjęcie nie przyprawiło cię o atak serca… – powiedział teraz Zach, podając Alekisowi telefon.
– To nie czekanie na fotografię sprowadziło na mnie atak serca, tylko nadużywanie i dogadzanie sobie przez siedemdziesiąt pięć lat. Tak twierdzą lekarze i mówią też, że od wielu lat powinienem być pod ziemią. A jeśli chcę przeżyć jeszcze chociaż tydzień, mam się pozbawić wszystkiego, co nadaje sens życiu.
– Jestem pewien, że lekarze byli o wiele bardziej taktowni.
– Nie potrzebuję ich taktu… popatrz lepiej na nią. Piękna jest, co?
Zach uznał, że lepiej milczeć. Olśniewająca uroda kobiety uchwyconej na zdjęciu była nie do zakwestionowania. Trudno się dziwić zachwytowi starszego pana. Co gorsza, sam, odkąd ją sfotografował, myślał o niej wręcz obsesyjnie. Być może jednak nie chodziło mu o jej niesamowite złotawe oczy i posągowo piękną twarz, tylko o to, jaką kryła tajemnicę?
– Zawsze chętnie pomogę przyjacielowi w potrzebie… Jak rozumiem, stracił pan swoją fortunę i zwolnił nadwornych detektywów, skoro ja stałem się niezbędny. I skąd pan wiedział, że ona będzie tam o szesnastej trzydzieści?
– Kazałem ją śledzić już dwa tygodnie wcześniej. I wcale nie chciałem nikogo znajomego. Zatrudniłem człowieka, ale okazał się idiotą.
– Ten sam, co ją śledził?
– Może sobie pomarzyć o swoich pieniądzach. Był całkowicie nieprofesjonalny, narobił mnóstwo zdjęć, zwłaszcza jej od tyłu i okolicznych latarni… Mało tego, zorientowała się, że jest śledzona, zagroziła, że zgłosi go na policję, zrobiła mu zdjęcie, a na koniec przyłożyła mu torbą na zakupy po głowie… A ciebie widziała?
– Nie. Zawsze uważałem, że nadaję się na szpiega. Tylko tym razem nie sądziłem, że podejmuję się tak niebezpiecznego zadania. A więc kim jest ta bojowa dama?
– To moja wnuczka.
Zach wytrzeszczył ze zdumienia oczy. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi!
– Jej matka była równie piękna… Chyba przypomina trochę mamę. Wiedziałeś w ogóle, że miałem córkę?
Zach skinął ostrożnie głową. Oczywiście, że słyszał przeróżne historie o dzikiej dziewczynie, narkotykach i mężczyznach, małżeństwie wbrew woli ojca i ostatecznie o wydziedziczeniu. Ale po raz pierwszy słyszał, żeby Alekis w ogóle mówił cokolwiek o swojej rodzinie, chociaż w pałacowej rezydencji na należącej do niego wyspie w hallu wisiał od zawsze portret dawno zmarłej żony.
– Poślubiła pewnego nieudacznika, o nazwisku Parvati, dosłownie zatraciła się dla niego, chyba mnie na złość. A ja miałem rację, ale przecież nie chciała słuchać. Zostawił ją, jak tylko zaszła w ciążę. Gdyby tylko wtedy poprosiła… – pokręcił głową, w oczywisty sposób nie przywykły do emocjonalnych wynurzeń – …ale zawsze była uparta…
Tu jego głos się urwał, jakby starszy pan usnął.
– Wygląda na to, że nie daleko pada jabłko od jabłoni – zaryzykował Zach.
Alekis ocknął się i rzucił mu gniewne spojrzenie, które bardzo szybko złagodniało.
– Moja córka Mia była… zapalczywa. Jak jej matka z kolei… – jego głos znów odpłynął.
Jeśli obraz w pałacu nie kłamał, żona Alekisa istotnie była piękna, nie w taki sam sposób jednak jak wnuczka, z niesamowitymi bursztynowymi oczami. Co więcej, Zach nie widział żadnego podobieństwa między dwiema kobietami. Pani Azaria miała urodziwą twarz, lecz nie taką, która mogła opętać mężczyznę.
Brak rodziny był dotychczas wspólnym mianownikiem łączącym Alekisa i Zacha, nieodłączną częścią ich nietypowej, wieloletniej relacji. Nagle okazało się, że jakaś rodzina istnieje i starszy pan niewątpliwie dąży do pojednania. Gdyby zapytał Zacha o zdanie, usłyszałby, że to fatalny pomysł. Lecz Alekis nigdy nie pytał, podobnie zresztą jak sam Zach, który po niewczasie wiedział już, że grzebanie się po latach w przeszłości ożywiało wyłącznie bolesne wspomnienia, natomiast nie dostarczało oczekiwanych odpowiedzi ani wyjaśnień.
– Teraz myślę, że mogłem wykonać pierwszy krok zamiast czekania na jej gest… Alekis ocknął się nagle, a na jego policzkach widać było rozmazane łzy.
Zach wolałby uniknąć tego widoku i nie czuć się nieswojo. Wolałby do końca uważać, że Alekis jest w stu procentach poukładany i pozbawiony sentymentów, nie okazuje słabości. Ale może tak reaguje każdy człowiek, który przeczuwa kres swego życia?
– Chyba wszyscy czegoś żałują.
– A ty?
– Wszyscy popełniamy błędy. Ale nie należy mylić się dwa razy tak samo.
Gdy to mówił, Zach miał przed oczami swoją babkę, niewidzącym wzrokiem gapiącą się za okno, kiedy odwiedził ją po raz ostatni. Tylko głupcy albo zakochani, powtarzają swoje błędy. On zaś nie wyobrażał sobie, że można pozwolić, by hormony zaczęły rządzić mózgiem. Seks jest zdrowy i niezbędny, jednak nie wolno łączyć go z jakimikolwiek sentymentami. Tak właśnie zapracował sobie na opinię bezdusznego, z którą zupełnie łatwo potrafił się pogodzić. Natomiast z życiem z tą samą kobietą do końca życia? Co to to nie.
– Pewnie, że żałuję, ale na to już za późno. Chcę naprawić, co mogę. Zamierzam wnuczce zostawić wszystko. Przykro mi, jeśli myślałeś, że dostanie się to tobie.
– Nie potrzebuję twoich pieniędzy.
– Ty i ta twoja przeklęta duma! Gdybyś pozwolił sobie pomóc, znalazłbyś się na szczycie dużo szybciej albo przynajmniej łatwiej.
– I co bym z tego miał? Gdzie cała frajda z walki? Zresztą i tak mi pomogłeś. Dałeś mi edukację i swój know-how.
Brzmiało to bardzo delikatnie, bo w rzeczywistości Zach zawdzięczał Alekisowi wszelkie szanse. Jednak i sam magnat także był mu wdzięczny za wiele.
– Bezcenny dar, co?
Zach zaśmiał się.
– Cieszę się, że jesteś coraz bardziej sobą, ale szantaż emocjonalny uważam za zbędny. Co dokładnie mam zrobić?
– Przywieźć mi ją tu. Zrobisz to?
Zach znów ujrzał w myślach bursztynowe oczy i jakieś trudne do nazwania uczucie zagrało mu w duszy. Poczuł, że musi natychmiast rozładować już i tak ponurą atmosferę.
– Rozumiem, że nie mówimy o porwaniu?
– Tak źle chyba nie będzie.
– Bo tego się nie podejmę.
Alekis go zignorował.
– Czy ona… ma jakieś imię?
– Katina. Jest Greczynką wyłącznie z imienia. Urodziła się i dorastała w Anglii. Jej historia jest… – starszy pan znów miał w oczach łzy, a na twarzy zagościło coś na kształt wstydu – długo była sama. Nadal sądzi, że tak jest. Chcę jej to wynagrodzić. Obawiam się szoku…
– Z pewnością da radę.
Zach uważał, że zasadniczo szok związany z odkryciem, że jest się spadkobiercą fortuny, można przetrwać bardzo łatwo.
– Chodzi mi o szok kulturowy. Dziewczyna nagle stanie się medialna, będzie na celowniku, znajdzie się w centrum plotek. Będzie potrzebowała ochrony…
– Póki co, wygląda, że dobrze sobie radzi.
– O, z pewnością ma temperament i siłę, ale tu chodzi o coś więcej. Musi się nauczyć, jak żyć po zmianie. A ja tkwię tutaj, bezużytecznie…
– Alekis, bardzo chciałbym ci pomóc, lecz wygląda mi to na pełny etat.
W odpowiedzi jego mentor wydał z siebie głębokie westchnienie. Potem uśmiechnął się śmiechem smutnym i pełnym zrozumienia. Zach ze złości zacisnął zęby.
– Zach… masz pełne prawo mi odmówić. – Kolejne głębokie westchnienie. – Nie jesteś mi nic winien. Proszę, nie uciekaj stąd, myśląc, że zachowuję się, jakbym żądał natychmiastowej spłaty długu. Po prostu opuszczę szpital na własne żądanie i…
W tym momencie Zach wiedział, że został pokonany.
– Wiesz, czasem zapominam, że to ja uratowałem ci życie.
Życie na ulicy przede wszystkim uczy, by po pierwsze zadbać o własny interes. Poza tym należy unikać problemów, a problemem Zacha były miejscowe łobuzy, których nienawidził. Kiedy pewnego razu zobaczył ich, uzbrojonych w noże, jak otoczyli starszego pana, który w głupi sposób usiłował odmówić im oddania portfela, zrobiło mu się ciemno przed oczami ze złości i zamiast czym prędzej uciec, pognał na odsiecz.
Kiedy patrzył wstecz na ten swój wyczyn, nie widział w nim nic nadzwyczajnego. Chociaż pamiętał, że gdy poczuł pierwsze dźgnięcie nożem pod żebro, przez chwilę pożałował.
Być może istotnie uratował wtedy Alekisowi życie, lecz ten w zamian dał mu nowe i jak dotąd nigdy o nic nie prosił.
Spojrzenie Alekisa było żywsze i pełne satysfakcji.
– Jesteś pewien, że chcesz?
– Tylko mnie nie męcz – burknął Zach, z jednej strony odrobinę zły na siebie, że zbyt łatwo uległ manipulacji, z drugiej zaś rozbawiony.
– Najważniejsze, by zapanować nad przepływem informacji, kiedy już przeciekną, co jest nie do uniknięcia. Pod tym względem wiem, że mogę na tobie całkowicie polegać. Tylko… Katina! Media oblepią ją jak muchy… Musi być na to przygotowana… Proszę stąd wyjść!
Ostatnia część komunikatu skierowana była do nieroztropnej pielęgniarki, która zignorowała, z kim ma do czynienia, lecz, trzeba jej to oddać, ani na moment nie straciła fasonu.
– Zostawiam go pani. – Zach błyskawicznie skorzystał z okazji. – I życzę powodzenia. Alekis, odpoczywaj, podaj mi tylko namiary dziewczyny, resztą się zajmę.
Kat na fali szalonej euforii tańczyła po pustym biurze. Po chwili jednak postanowiła odnaleźć rzucony gdzieś list, który tę euforię wywołał, i przeczytać go jeszcze raz. Na szczęście nie pomyliła się. Podano termin spotkania i adres kancelarii prawnej. Tylko że… kto właściwie chciał się z nią spotkać?
Odruchowo wzruszyła ramionami. A kto mógł chcieć? Zapewne przedstawiciel indywidualnego sponsora bądź firmy, znanej z działań filantropijnych, do których wysyłała zapytanie o wsparcie lub „traciła czas, wysyłając zapytanie” – jak to ujmowali niektórzy współpracownicy czy wolontariusze, odznaczający się mniejszym niż Kat poziomem optymizmu.
Starając się odpierać takie negatywne nastawienie, tłumaczyła wszystkim, że wcale nie spodziewa się cudu od jednej osoby lub organizacji, ma natomiast nadzieję zainteresować sprawą parę podmiotów i zdobyć parę niewielkich dotacji, tak aby powstrzymać egzekucję w stosunku do ich przytułku, kiedy w przyszłym miesiącu przestanie go finansować samorząd.
Zresztą kto wie?
A może będzie to akurat pierwszy z licznych odzewów?
Wtem rozległo się krótkie pukanie do drzwi biura i sekundę później na progu stanęła starsza, szczuplutka dama, Sue, z pomarańczowymi pasemkami na włosach.
– O, Boże! – westchnęła na widok Kat. – Znam tę twoją minę!
– Jaką znów moją minę?
– Walki o szczytny cel… Tymczasem trzeba być realistą. To miejsce… – znaczącym gestem wskazała na kartoteki i dokumenty walające się po podłodze w kartonowych pudłach z braku odpowiednich biurowych mebli – …to przegrana sprawa. Mam w poniedziałek rozmowę kwalifikacyjną. Po prostu chciałabym cię uprzedzić, że biorę wolne.
Kat nie umiała ukryć zdumienia.
– Szukasz innej pracy?
Jeśli nawet urodzona optymistka, pracowita jak mrówka Sue się poddała… to jestem jedyną osobą, która jeszcze nie… – pomyślała.
– Oczywiście, że tak, i tobie doradzam to samo. Wszyscy musimy płacić rachunki, a niektórzy, jak ja, mają jeszcze innych na utrzymaniu. To miejsce nie jest mi obojętne, Kat, ale sama rozumiesz.
– Rozumiem…
Problem w tym, że nie mogła rozumieć, bo nie była dojrzałą, samotną matką piątki dzieci, pracującą na dwóch etatach. Zamiast więc podzielić się dobrą nowiną i budzić niepewne nadzieje, postanowiła poprowadzić dalszą rozmowę spokojnie.
– Wiem, że uważasz mnie za stukniętą, ale naprawdę sądzę, że komuś jeszcze na nas zależy.
– Ja tylko chciałabym, żeby życie nigdy nie pozbawiło cię twojego optymizmu…
– Na razie mnie nie pozbawiło. A jeśli chodzi o poniedziałek, nie ma sprawy. Zastąpię cię. No i powodzenia.
Po wyjściu Sue Kat usiadła za swoim biurkiem, a dokładnie starym stołem z jedną kulawą nogą, i zaczęła rozmyślać, z kim się spotka w kancelarii. Na pewno nie będzie to jakiś krętacz. Kancelaria ma świetną renomę, a list wysłano za poleceniem odbioru. Ktoś zareagował pozytywnie i reszta zależy już wyłącznie od niej. Więc porażka nie wchodzi w grę!
Do końca dnia nie podzieliła się jednak z nikim informacją o spotkaniu. Być może nie chciała robić kolegom próżnych nadziei, być może obawiała się, że ktoś ostudzi jej optymizm kubłem zimnej wody? Wieczorem zaś sama wybrała sobie odpowiednią garderobę.
W zasadzie nie bardzo miała z czego wybierać. Nie oznaczało to, że nie interesowała się modą. Po prostu dysponowała bardzo ograniczonym budżetem i już wcześniej zwalczyła w sobie chęć kupowania wszelkich „okazji”, które ostatecznie i tak lądowały w sklepie z używaną odzieżą.
Jednak pośród wyłącznie praktycznych ciuchów dojrzała nagle sukienkę kupioną na wyprzedaży na początku lata. Wyciągnęła ją i pokiwała z aprobatą głową. Ciemnoniebieska, kaszmirowo-jedwabna kreacja spełni swoje zadanie, choć wydawało się, że nigdy się nie przyda. Wiadomo było, że jest markowa, a przecenienie jej spowodował prawie niewidoczny brak obszycia jednej z dziurek w pasku. Leżała i układała się niesamowicie elegancko i Kat kupiła ją, wiedząc, że robi to niepotrzebnie, lecz w tym przypadku nie potrafiła sobie odmówić. A może właśnie tak miało być i los przewidział dla niej nieprzewidziane zastosowanie?
Trochę więcej czasu zabrało odnalezienie eleganckich pantofli na obcasie i w końcu Kat czuła się gotowa do boju. Aby przekonać kogoś do swojej sprawy, miała w małym palcu wszystkie niezbędne cyfry, odpowiedni ubiór i przebojowy uśmiech. Lustro bez wątpienia potwierdzało wszelkie jej atuty. Teraz potrzebowała wyłącznie, żeby po drugiej stronie znalazł się ktoś… z sercem.