Powrót do Palermo - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Powrót do Palermo - ebook
Marina przyjeżdża do Palermo, żeby się rozwieść. Dwa lata temu opuściła męża, sycylijskiego księcia Pietra D’Inzeo, bo uświadomiła sobie, że on jej nie kocha. Teraz oboje chcą formalnie zakończyć związek. Nie będzie to jednak łatwe, bo choć nie potrafią wybaczyć sobie wzajemnie dawnych błędów, to wciąż czują fizyczną fascynację…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3392-7 |
Rozmiar pliku: | 880 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pismo znajdowało się tam, gdzie położył je zeszłej nocy, dokładnie pośrodku biurka. Każda kartka dokumentu ułożona była równo i wyróżniała się bielą na tle wypolerowanego dębowego blatu. Jedyne, co musiał zrobić, to złożyć podpis, włożyć gruby plik do koperty i wysłać. Po tym nie byłoby już odwrotu. Dopóki jednak nie podejmie ostatecznego kroku i nie podpisze listu, co trwałoby niewiele więcej niż kilka sekund, wszystko pozostanie bez zmian. Białe kartki z ciemnym drukiem będą leżały przed nim nieruszone, aż będzie gotów.
List napisała sekretarka zgodnie z jego wskazówkami. Powinien to zrobić sam, ale zlecając zadanie osobie postronnej, chciał podkreślić dystans do całej sprawy, a przede wszystkim zakwalifikować ją jako jedną z wielu, zwykły interes, nic ważnego, czym sam musiałby zaprzątać sobie głowę. Mimo że z natury był bardzo uczuciowy, starał się zachować chłodny obiektywizm i w żadnym wypadku nie ulegać podszeptom serca.
Nie dopuści do tego, by znów mu się to przytrafiło: brak kontroli nad życiem, emocje wymykające się spod władzy rozumu, rozsądek ginący w zamęcie uczuć. Już nigdy więcej nie chciał tego doświadczyć. Jeden jedyny raz uległ słabości przewracającej jego życie do góry nogami i do dziś nienawidził skutków tej niefrasobliwej decyzji. Jeden raz. O jeden raz za dużo. I to wszystko przez nią. Przez tę kobietę… Przez jego żonę…
Jego wzrok spoczął na pisanym odręcznie nagłówku listu. Zdecydowanym ruchem złapał kartkę papieru i z furią ścisnął w dłoniach, dając upust wściekłości.
„Szanowna Pani Emerson…”
To oczywiście nie było jej prawdziwe nazwisko, ale prędzej szlag by go trafił, niżby pozwolił swojej sekretarce napisać: „Droga Księżno D’Inzeo” lub, co gorsze, „Droga Marino”. Wprawdzie miała pełne prawo do tytułu, ale wolał udawać, że o tym nie pamięta. Tak było łatwiej. Nie mógł znieść, że jego rodowe nazwisko nosi kobieta, która porzuciła go zaledwie po roku małżeństwa i odeszła, nie oglądając się za siebie, bez słowa wyjaśnienia. Nigdy jej tego nie wybaczył. Jakże by mógł? Zanim ją poznał, nie myślał o małżeństwie, a jeśli już to w kategoriach obowiązku wobec swojego rodu. Dopiero ona sprawiła, że poważnie zaczął myśleć o założeniu rodziny.
I znów pojawiły się niechciane myśli o ich pierwszym spotkaniu na zaśnieżonej ulicy Londynu, kiedy to wjechała w jego samochód. Jedno wspomnienie wywoływało następne. Zgodziła się pójść z nim na kawę, by omówić warunki ubezpieczenia, a on przez cały czas chłonął wzrokiem jej wspaniałą sylwetkę, zielone, błyszczące jak u kotki oczy i burzę długich włosów okalających twarz. Zaproponował kolację i już wiedział, że nie pozwoli jej odejść. Stali się nierozłączni za dnia i w nocy. Mogli rozmawiać ze sobą godzinami, przekomarzając się i żartując, a także dyskutować o poważnych sprawach. Przy niej po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę szczęśliwy i uwierzył, że są rzeczy na świecie ważniejsze niż władza i pieniądze. Sielanka skończyła się niedługo po ślubie. Małżeństwo okazało się wielką porażką. Mógł się spodziewać, że wzajemne uczucie, paląca namiętność i poczucie bliskości kiedyś się skończą, ale nie przypuszczał, że tak szybko i tak boleśnie. Wszystko, o czym marzył, umarło w jednej chwili, nie pozostawiając złudzeń co do przyszłości.
Pietro przeczesał obiema dłońmi czarne włosy. Jako wytrawny biznesmen nie lubił ciągnących się w nieskończoność spraw, a teraz chciał tylko jednego: uwolnić się raz na zawsze od kobiety, która wywróciła jego życie do góry nogami i która nigdy go nie kochała. Przed nim na biurku leżał list. Jego podpisanie oznaczało szansę na uporanie się z demonami przeszłości. Wreszcie będzie mógł zamknął gorzki rozdział swego życia i rozpocząć wszystko od nowa. Niestety, żeby to zrobić, będzie musiał z powrotem ściągnąć ją na Sycylię. Wydawało się to jednak niewielką ceną za odzyskaną wolność. W takim razie co on, u diabła, wyrabia, wahając się, rozmyślając… a nawet zastanawiając nad tą sprawą. Dlaczego po prostu nie podpisze listu i nie odeśle go wraz z dokumentami przygotowanymi przez prawnika?
Dość tego, pomyślał ze złością. Chciał to już mieć za sobą. Podpisze i niech się to wreszcie skończy. Sięgnął po srebrne pióro leżące w gotowości obok dokumentów i pewnym ruchem długich placów złożył podpis w dolnym rogu kartki. Stało się. Sprawa zamknięta. Włożył list i dokumenty do przygotowanej koperty i zawołał asystentkę.
– Mario! Dopilnuj, by to trafiło pod adres na kopercie. List powinien dotrzeć jeszcze dziś.
Chciał mieć pewność, że dokumenty dostaną się wprost do rąk Mariny. Nareszcie pozbędzie się jej ze swojego życia.
Pismo znajdowało się tam, gdzie położyła je zeszłej nocy, dokładnie na środku stołu w kuchni. Każda kartka dokumentu złożona była równiutko i odznaczała się bielą na tle ciemnego blatu.
Marina wiedziała, że powinna raz jeszcze to przeczytać. Kiedy poprzedniego dnia kurier wręczył jej kopertę, była oszołomiona, gdy dostrzegła nazwisko męża. Próbowała czytać, ale litery tańczyły jej przed oczami. Musiała odczekać, nim ponownie wgłębiła się w treść listu. Rozumiała, co on oznacza i czego żąda od niej Pietro, ale potrzebowała czasu, by się z tym oswoić. Uznała, że najlepiej będzie przespać się z tą sprawą w nadziei, że ranek przyniesie rozwiązanie problemu. Wyczekiwany sen jednak nie nadchodził. Męczyła się przez całą noc, przewracając z boku na bok, a gdy już zasnęła, dręczyły ją koszmary. W rezultacie następnego ranka potrzebowała kubka mocnej kawy, zanim mogła na nowo zagłębić się w lekturę dokumentów przysłanych przez męża. Niepewnie ujęła kartki, ale w tym momencie usłyszała dźwięk telefonu.
– Tak? Słucham? – spytała roztargniona.
– Cześć, to ja.
Jej oczy w dalszym ciągu śledziły treść dokumentu, więc minęło kilka sekund nim rozpoznała głos.
– Mówi Stuart.
– Cześć – odparła machinalnie. Starała się, by nie poznał, że jego telefon jest trochę nie w porę.
Stuarta poznała jakiś czas temu w bibliotece, gdzie pracował jako referent. Nagle uderzył ją kontrast między głosem Pietra, niskim, niebywale seksownym, a głosem Stuarta, w którym pobrzmiewał akcent hrabstwa Yorkshire.
– Przepraszam, jeszcze się nie do końca obudziłam.
– Pewnie czytałaś do późna w nocy?
– Tak, właśnie tak.
– Dzwonię, bo pomyślałem sobie, że może wyskoczylibyśmy gdzieś razem w ten weekend? Może do kina albo to teatru? Odkryłem też nową restaurację…
– To dobry…
Zerknęła na list i poczuła w piersi nieprzyjemny ucisk. Stuart mógł być tym kimś, kogo potrzebowała. Był przystojny, czuły, serdeczny… Nie mogła sobie jednak pozwolić na żadne randki, nie mogła nawet okazać zainteresowania innemu mężczyźnie, dopóki wedle prawa była żoną Pietra. Niewierność nie leżała w jej naturze. Poza tym traktowała Stuarta tylko jak przyjaciela, mimo że wyczuwała, że on chciałby czegoś więcej. Na szczęście zachowywał się bez zarzutu i nie naciskał.
– Nie, bardzo cię przepraszam, ale mam już inne plany.
– Och, to szkoda. – Usłyszała w jego głosie zawód, więc pospieszyła z wyjaśnieniami.
– Naprawdę bardzo żałuję, ale muszę wyjechać.
– Rozumiem. Jedziesz w odwiedziny do kogoś?
– Nie, po prostu mam coś do załatwienia.
– Coś miłego? – dopytywał się z niezdrową ciekawością.
– Nie, nie bardzo – bąknęła. – Opowiem ci, jak wrócę.
Jak by zareagował, gdyby wyznała, że jedzie zobaczyć się ze swoim mężem? Chociaż od jakiegoś czasu zaczęła spotykać się ze Stuartem, nie miała okazji wyjaśnić mu swych relacji z Pietrem. Minęły dwa lata, odkąd widzieli się ostatni raz, a teraz mąż wzywał ją do przyjazdu do Palermo. Raz jeszcze przeczytała pierwszy akapit listu.
„Jesteśmy w separacji od prawie dwóch lat. Tak dłużej być nie może. Najwyższy czas, żeby to zakończyć”.
Dziwiła się, że musiało upłynąć aż tyle czasu, zanim podjął taką decyzję. Przecież jej nie kochał. To dlatego odeszła. Mimo to gdy kurier przyniósł list, miała jeszcze nadzieję, skrywaną głęboko, karmioną od tylu miesięcy, lat. Teraz jednak musi stawić czoło okrutnej prawdzie. Jedno zdanie przekreśliło to, o czym marzyła i na co podświadomie czekała. Wyobrażała sobie, że stanie w drzwiach mieszkania, powie, jak bardzo za nią tęskni i chce, by znów byli rodziną. Niestety… Wróciła do lektury listu.
„…konieczne jest, żebyś przyjechała na Sycylię, by omówić warunki naszego rozwodu”.
Już raz dostała od niego list. Zaraz po tym jak wyjechała rozczarowana nieszczęśliwym małżeństwem. Z tą różnicą, że wtedy domagał się jej powrotu. Nalegał, by dała spokój tej dziecinadzie i zapomniała o nieporozumieniach. W końcu jest jego żoną i jej miejsce jest przy nim. Jest także księżną i nie może go kompromitować. Ani słowa o miłości, tęsknocie, żalu.
Od rozstania minęły prawie dwa lata. Dwa lata, które powinny złagodzić ból, a zamiast tego pogłębiły dominujące uczucie smutku. Dawniej myślała, że ma wszystko, o czym tylko można marzyć. Mężczyznę, którego ubóstwiała, a jakby tego było mało, spodziewała się dziecka. I nagle cały jej świat runął. W jednej chwili straciła dziecko i miłość męża. Do tej pory zastanawiała się, jak to przetrwała. A teraz Pietro oczekuje, że zagwiżdże, a ona jak tresowany pies rzuci wszystko i przybiegnie?
O nie, książę D’Inzeo! Nie tym razem! Mógł rozkazywać swoim poddanym, ale nie jej. Przez te dwa długie lata z daleka od niego zyskała pewność siebie, której nie miała jako jego żona.
Sięgnęła do torebki po telefon komórkowy, nie mając wcale pewności, czy numer męża jest nadal aktualny, ale nie dbała o to. Szybko wystukała wiadomość i nie zastanawiając się ani chwili, wysłała.
„Dlaczego mam lecieć na Sycylię? Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to sam tu przyjedź”.
Proszę bardzo. Poszło. Na odpowiedź nie czekała długo. Była krótka i konkretna:
„Nie”.
Niech go szlak. Marina raz jeszcze wystukała wiadomość.
„Dlaczego nie?”
Kolejna odpowiedź. Jedno krótkie zdanie:
„Jestem zajęty”.
Zagryzając wargi z oburzenia, odpisała:
„A ja nie jestem?”
Cisza. Czyżby Pietro dał sobie spokój? To do niego niepodobne. Tacy jak on nigdy nie dają za wygraną. Rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości. Zerknęła na wyświetlacz.
„Samolot jest gotowy”.
Był gotów wysłać prywatny odrzutowiec, żeby ją ściągnąć? Tego się po nim nie spodziewała. Najwidoczniej nie doceniła jego determinacji.
„Za godzinę przyjedzie po Ciebie samochód i zabierze Cię na lotnisko”.
Odpisała krótko. Jeśli on używa monosylab, ona też może.
„Nie”.
„Masz pięćdziesiąt osiem minut”.
„Nic z tego”.
„Pięćdziesiąt siedem minut”.
„Powiedziałam: nie”.
Wiedziała, że przegrywa bitwę, ale nie zamierzała łatwo się poddać. Następna wiadomość nieco ją otrzeźwiła.
„Chcesz rozwodu?”
Czy chciała? W tej chwili o niczym bardziej nie marzyła. Wystarczyła pięciominutowa korespondencja, by przypomniała sobie, jak bardzo potrafił być apodyktyczny i nieprzyjemny. Miało być tak, jak sobie życzył, bez względu na uczucia innych. Zawsze tak było, nawet gdy najbardziej go potrzebowała. Nie zastanawiając się dłużej, odpisała:
„Żebyś wiedział, że chcę”.
„To przyleć tu. Masz pięćdziesiąt pięć minut”.
I po co się z nim kłóci? Właściwie miał rację. Nareszcie będzie mogła uporać się z kłopotem, wyrzucając małżeństwo i wspomnienia do pudła z napisem „Wielki błąd”.
W chwili gdy pakowała przybory toaletowe do podręcznej torby, przyszła kolejna wiadomość:
„Weź ze sobą prawnika”.
Cały Pietro. Wydaje mu się, że każdy ma na swoje usługi sztab doradców i prawników, pomyślała ze złością. Nie potrzebowała adwokata. Jeśli Pietro spodziewał się bitwy o każdego pensa, to czekało go rozczarowanie. Nie zamierzała wdawać się w żadne potyczki. Pragnęła możliwie jak najszybciej zakończyć ten żałosny związek i wrócić do domu. Zdawała sobie sprawę z milionowej fortuny męża i wiedziała, że gdyby jej zależało, mogłaby się domagać połowy majątku, ponieważ nie podpisała intercyzy.
Z bladym uśmiechem zobaczyła za oknem grube płatki śniegu. Chcąc nie chcąc, ucieka do ciepłego kraju przed zimową zawieruchą. Skoro miała stanąć twarzą w twarz z Pietrem, lepiej mieć nad sobą błękitne włoskie niebo, a nie ciężkie angielskie chmury, pomyślała. I w tym momencie zdała sobie sprawę, że za kilka godzin zobaczy męża. Jej ciało wypełnił chłód, niemający nic wspólnego z zimnym wiatrem i posępnymi chmurami na zewnątrz.
Pismo znajdowało się tam, gdzie położył je zeszłej nocy, dokładnie pośrodku biurka. Każda kartka dokumentu ułożona była równo i wyróżniała się bielą na tle wypolerowanego dębowego blatu. Jedyne, co musiał zrobić, to złożyć podpis, włożyć gruby plik do koperty i wysłać. Po tym nie byłoby już odwrotu. Dopóki jednak nie podejmie ostatecznego kroku i nie podpisze listu, co trwałoby niewiele więcej niż kilka sekund, wszystko pozostanie bez zmian. Białe kartki z ciemnym drukiem będą leżały przed nim nieruszone, aż będzie gotów.
List napisała sekretarka zgodnie z jego wskazówkami. Powinien to zrobić sam, ale zlecając zadanie osobie postronnej, chciał podkreślić dystans do całej sprawy, a przede wszystkim zakwalifikować ją jako jedną z wielu, zwykły interes, nic ważnego, czym sam musiałby zaprzątać sobie głowę. Mimo że z natury był bardzo uczuciowy, starał się zachować chłodny obiektywizm i w żadnym wypadku nie ulegać podszeptom serca.
Nie dopuści do tego, by znów mu się to przytrafiło: brak kontroli nad życiem, emocje wymykające się spod władzy rozumu, rozsądek ginący w zamęcie uczuć. Już nigdy więcej nie chciał tego doświadczyć. Jeden jedyny raz uległ słabości przewracającej jego życie do góry nogami i do dziś nienawidził skutków tej niefrasobliwej decyzji. Jeden raz. O jeden raz za dużo. I to wszystko przez nią. Przez tę kobietę… Przez jego żonę…
Jego wzrok spoczął na pisanym odręcznie nagłówku listu. Zdecydowanym ruchem złapał kartkę papieru i z furią ścisnął w dłoniach, dając upust wściekłości.
„Szanowna Pani Emerson…”
To oczywiście nie było jej prawdziwe nazwisko, ale prędzej szlag by go trafił, niżby pozwolił swojej sekretarce napisać: „Droga Księżno D’Inzeo” lub, co gorsze, „Droga Marino”. Wprawdzie miała pełne prawo do tytułu, ale wolał udawać, że o tym nie pamięta. Tak było łatwiej. Nie mógł znieść, że jego rodowe nazwisko nosi kobieta, która porzuciła go zaledwie po roku małżeństwa i odeszła, nie oglądając się za siebie, bez słowa wyjaśnienia. Nigdy jej tego nie wybaczył. Jakże by mógł? Zanim ją poznał, nie myślał o małżeństwie, a jeśli już to w kategoriach obowiązku wobec swojego rodu. Dopiero ona sprawiła, że poważnie zaczął myśleć o założeniu rodziny.
I znów pojawiły się niechciane myśli o ich pierwszym spotkaniu na zaśnieżonej ulicy Londynu, kiedy to wjechała w jego samochód. Jedno wspomnienie wywoływało następne. Zgodziła się pójść z nim na kawę, by omówić warunki ubezpieczenia, a on przez cały czas chłonął wzrokiem jej wspaniałą sylwetkę, zielone, błyszczące jak u kotki oczy i burzę długich włosów okalających twarz. Zaproponował kolację i już wiedział, że nie pozwoli jej odejść. Stali się nierozłączni za dnia i w nocy. Mogli rozmawiać ze sobą godzinami, przekomarzając się i żartując, a także dyskutować o poważnych sprawach. Przy niej po raz pierwszy w życiu czuł się naprawdę szczęśliwy i uwierzył, że są rzeczy na świecie ważniejsze niż władza i pieniądze. Sielanka skończyła się niedługo po ślubie. Małżeństwo okazało się wielką porażką. Mógł się spodziewać, że wzajemne uczucie, paląca namiętność i poczucie bliskości kiedyś się skończą, ale nie przypuszczał, że tak szybko i tak boleśnie. Wszystko, o czym marzył, umarło w jednej chwili, nie pozostawiając złudzeń co do przyszłości.
Pietro przeczesał obiema dłońmi czarne włosy. Jako wytrawny biznesmen nie lubił ciągnących się w nieskończoność spraw, a teraz chciał tylko jednego: uwolnić się raz na zawsze od kobiety, która wywróciła jego życie do góry nogami i która nigdy go nie kochała. Przed nim na biurku leżał list. Jego podpisanie oznaczało szansę na uporanie się z demonami przeszłości. Wreszcie będzie mógł zamknął gorzki rozdział swego życia i rozpocząć wszystko od nowa. Niestety, żeby to zrobić, będzie musiał z powrotem ściągnąć ją na Sycylię. Wydawało się to jednak niewielką ceną za odzyskaną wolność. W takim razie co on, u diabła, wyrabia, wahając się, rozmyślając… a nawet zastanawiając nad tą sprawą. Dlaczego po prostu nie podpisze listu i nie odeśle go wraz z dokumentami przygotowanymi przez prawnika?
Dość tego, pomyślał ze złością. Chciał to już mieć za sobą. Podpisze i niech się to wreszcie skończy. Sięgnął po srebrne pióro leżące w gotowości obok dokumentów i pewnym ruchem długich placów złożył podpis w dolnym rogu kartki. Stało się. Sprawa zamknięta. Włożył list i dokumenty do przygotowanej koperty i zawołał asystentkę.
– Mario! Dopilnuj, by to trafiło pod adres na kopercie. List powinien dotrzeć jeszcze dziś.
Chciał mieć pewność, że dokumenty dostaną się wprost do rąk Mariny. Nareszcie pozbędzie się jej ze swojego życia.
Pismo znajdowało się tam, gdzie położyła je zeszłej nocy, dokładnie na środku stołu w kuchni. Każda kartka dokumentu złożona była równiutko i odznaczała się bielą na tle ciemnego blatu.
Marina wiedziała, że powinna raz jeszcze to przeczytać. Kiedy poprzedniego dnia kurier wręczył jej kopertę, była oszołomiona, gdy dostrzegła nazwisko męża. Próbowała czytać, ale litery tańczyły jej przed oczami. Musiała odczekać, nim ponownie wgłębiła się w treść listu. Rozumiała, co on oznacza i czego żąda od niej Pietro, ale potrzebowała czasu, by się z tym oswoić. Uznała, że najlepiej będzie przespać się z tą sprawą w nadziei, że ranek przyniesie rozwiązanie problemu. Wyczekiwany sen jednak nie nadchodził. Męczyła się przez całą noc, przewracając z boku na bok, a gdy już zasnęła, dręczyły ją koszmary. W rezultacie następnego ranka potrzebowała kubka mocnej kawy, zanim mogła na nowo zagłębić się w lekturę dokumentów przysłanych przez męża. Niepewnie ujęła kartki, ale w tym momencie usłyszała dźwięk telefonu.
– Tak? Słucham? – spytała roztargniona.
– Cześć, to ja.
Jej oczy w dalszym ciągu śledziły treść dokumentu, więc minęło kilka sekund nim rozpoznała głos.
– Mówi Stuart.
– Cześć – odparła machinalnie. Starała się, by nie poznał, że jego telefon jest trochę nie w porę.
Stuarta poznała jakiś czas temu w bibliotece, gdzie pracował jako referent. Nagle uderzył ją kontrast między głosem Pietra, niskim, niebywale seksownym, a głosem Stuarta, w którym pobrzmiewał akcent hrabstwa Yorkshire.
– Przepraszam, jeszcze się nie do końca obudziłam.
– Pewnie czytałaś do późna w nocy?
– Tak, właśnie tak.
– Dzwonię, bo pomyślałem sobie, że może wyskoczylibyśmy gdzieś razem w ten weekend? Może do kina albo to teatru? Odkryłem też nową restaurację…
– To dobry…
Zerknęła na list i poczuła w piersi nieprzyjemny ucisk. Stuart mógł być tym kimś, kogo potrzebowała. Był przystojny, czuły, serdeczny… Nie mogła sobie jednak pozwolić na żadne randki, nie mogła nawet okazać zainteresowania innemu mężczyźnie, dopóki wedle prawa była żoną Pietra. Niewierność nie leżała w jej naturze. Poza tym traktowała Stuarta tylko jak przyjaciela, mimo że wyczuwała, że on chciałby czegoś więcej. Na szczęście zachowywał się bez zarzutu i nie naciskał.
– Nie, bardzo cię przepraszam, ale mam już inne plany.
– Och, to szkoda. – Usłyszała w jego głosie zawód, więc pospieszyła z wyjaśnieniami.
– Naprawdę bardzo żałuję, ale muszę wyjechać.
– Rozumiem. Jedziesz w odwiedziny do kogoś?
– Nie, po prostu mam coś do załatwienia.
– Coś miłego? – dopytywał się z niezdrową ciekawością.
– Nie, nie bardzo – bąknęła. – Opowiem ci, jak wrócę.
Jak by zareagował, gdyby wyznała, że jedzie zobaczyć się ze swoim mężem? Chociaż od jakiegoś czasu zaczęła spotykać się ze Stuartem, nie miała okazji wyjaśnić mu swych relacji z Pietrem. Minęły dwa lata, odkąd widzieli się ostatni raz, a teraz mąż wzywał ją do przyjazdu do Palermo. Raz jeszcze przeczytała pierwszy akapit listu.
„Jesteśmy w separacji od prawie dwóch lat. Tak dłużej być nie może. Najwyższy czas, żeby to zakończyć”.
Dziwiła się, że musiało upłynąć aż tyle czasu, zanim podjął taką decyzję. Przecież jej nie kochał. To dlatego odeszła. Mimo to gdy kurier przyniósł list, miała jeszcze nadzieję, skrywaną głęboko, karmioną od tylu miesięcy, lat. Teraz jednak musi stawić czoło okrutnej prawdzie. Jedno zdanie przekreśliło to, o czym marzyła i na co podświadomie czekała. Wyobrażała sobie, że stanie w drzwiach mieszkania, powie, jak bardzo za nią tęskni i chce, by znów byli rodziną. Niestety… Wróciła do lektury listu.
„…konieczne jest, żebyś przyjechała na Sycylię, by omówić warunki naszego rozwodu”.
Już raz dostała od niego list. Zaraz po tym jak wyjechała rozczarowana nieszczęśliwym małżeństwem. Z tą różnicą, że wtedy domagał się jej powrotu. Nalegał, by dała spokój tej dziecinadzie i zapomniała o nieporozumieniach. W końcu jest jego żoną i jej miejsce jest przy nim. Jest także księżną i nie może go kompromitować. Ani słowa o miłości, tęsknocie, żalu.
Od rozstania minęły prawie dwa lata. Dwa lata, które powinny złagodzić ból, a zamiast tego pogłębiły dominujące uczucie smutku. Dawniej myślała, że ma wszystko, o czym tylko można marzyć. Mężczyznę, którego ubóstwiała, a jakby tego było mało, spodziewała się dziecka. I nagle cały jej świat runął. W jednej chwili straciła dziecko i miłość męża. Do tej pory zastanawiała się, jak to przetrwała. A teraz Pietro oczekuje, że zagwiżdże, a ona jak tresowany pies rzuci wszystko i przybiegnie?
O nie, książę D’Inzeo! Nie tym razem! Mógł rozkazywać swoim poddanym, ale nie jej. Przez te dwa długie lata z daleka od niego zyskała pewność siebie, której nie miała jako jego żona.
Sięgnęła do torebki po telefon komórkowy, nie mając wcale pewności, czy numer męża jest nadal aktualny, ale nie dbała o to. Szybko wystukała wiadomość i nie zastanawiając się ani chwili, wysłała.
„Dlaczego mam lecieć na Sycylię? Jeśli chcesz ze mną rozmawiać, to sam tu przyjedź”.
Proszę bardzo. Poszło. Na odpowiedź nie czekała długo. Była krótka i konkretna:
„Nie”.
Niech go szlak. Marina raz jeszcze wystukała wiadomość.
„Dlaczego nie?”
Kolejna odpowiedź. Jedno krótkie zdanie:
„Jestem zajęty”.
Zagryzając wargi z oburzenia, odpisała:
„A ja nie jestem?”
Cisza. Czyżby Pietro dał sobie spokój? To do niego niepodobne. Tacy jak on nigdy nie dają za wygraną. Rozległ się sygnał przychodzącej wiadomości. Zerknęła na wyświetlacz.
„Samolot jest gotowy”.
Był gotów wysłać prywatny odrzutowiec, żeby ją ściągnąć? Tego się po nim nie spodziewała. Najwidoczniej nie doceniła jego determinacji.
„Za godzinę przyjedzie po Ciebie samochód i zabierze Cię na lotnisko”.
Odpisała krótko. Jeśli on używa monosylab, ona też może.
„Nie”.
„Masz pięćdziesiąt osiem minut”.
„Nic z tego”.
„Pięćdziesiąt siedem minut”.
„Powiedziałam: nie”.
Wiedziała, że przegrywa bitwę, ale nie zamierzała łatwo się poddać. Następna wiadomość nieco ją otrzeźwiła.
„Chcesz rozwodu?”
Czy chciała? W tej chwili o niczym bardziej nie marzyła. Wystarczyła pięciominutowa korespondencja, by przypomniała sobie, jak bardzo potrafił być apodyktyczny i nieprzyjemny. Miało być tak, jak sobie życzył, bez względu na uczucia innych. Zawsze tak było, nawet gdy najbardziej go potrzebowała. Nie zastanawiając się dłużej, odpisała:
„Żebyś wiedział, że chcę”.
„To przyleć tu. Masz pięćdziesiąt pięć minut”.
I po co się z nim kłóci? Właściwie miał rację. Nareszcie będzie mogła uporać się z kłopotem, wyrzucając małżeństwo i wspomnienia do pudła z napisem „Wielki błąd”.
W chwili gdy pakowała przybory toaletowe do podręcznej torby, przyszła kolejna wiadomość:
„Weź ze sobą prawnika”.
Cały Pietro. Wydaje mu się, że każdy ma na swoje usługi sztab doradców i prawników, pomyślała ze złością. Nie potrzebowała adwokata. Jeśli Pietro spodziewał się bitwy o każdego pensa, to czekało go rozczarowanie. Nie zamierzała wdawać się w żadne potyczki. Pragnęła możliwie jak najszybciej zakończyć ten żałosny związek i wrócić do domu. Zdawała sobie sprawę z milionowej fortuny męża i wiedziała, że gdyby jej zależało, mogłaby się domagać połowy majątku, ponieważ nie podpisała intercyzy.
Z bladym uśmiechem zobaczyła za oknem grube płatki śniegu. Chcąc nie chcąc, ucieka do ciepłego kraju przed zimową zawieruchą. Skoro miała stanąć twarzą w twarz z Pietrem, lepiej mieć nad sobą błękitne włoskie niebo, a nie ciężkie angielskie chmury, pomyślała. I w tym momencie zdała sobie sprawę, że za kilka godzin zobaczy męża. Jej ciało wypełnił chłód, niemający nic wspólnego z zimnym wiatrem i posępnymi chmurami na zewnątrz.
więcej..