Powrót Karmazynowej Gwardii. Imperium Malazańskie. Tom 2 - ebook
Powrót Karmazynowej Gwardii. Imperium Malazańskie. Tom 2 - ebook
Powrót kompanii najemników, Karmazynowej Gwardii, nie mógł nastąpić w chwili gorszej dla Imperium Malazańskiego. Jego siły wyczerpała wojna i dodatkowo osłabiły je zdrady oraz rywalizacje. Są tacy, którzy zadają sobie pytanie, czy cesarzowa Laseen nie utraciła panowania nad sytuacją. Niepokoje narastają, a podbite królestwa i księstwa jedno po drugim upominają się o niepodległość. Do kipiącego kotła, jakim stało się Quon Tali, wkraczają oddziały Gwardii. Razem z nimi wraca wspomnienie złożonych przed stuleciem Ślubów wiecznego sprzeciwu wobec istnienia imperium. Jednakże niektórzy członkowie elity Gwardii, Zaprzysiężonych, mają dalej idące ambicje. Pewne starożytne istoty również próbują zrealizować swe tajemnicze cele. Jest też szermierz zwany Wędrowcem, który razem ze swym towarzyszem, Erekiem, zmierza ku konfrontacji, jakiej nikt dotąd nie przeżył. Nie tylko Gwardia przygotowuje się do wojny. Również dowódcy i magowie Laseen, „Stara Gwardia”, są coraz bardziej zniecierpliwieni tym, co uważają za jej błędy. Czy to możliwe, by Laseen przechytrzyła wszystkich? Czyżby chciała wykorzystać powstania jako pretekst do wyeliminowania ostatnich, irytujących współpracowników swego sławnego poprzednika, Kellanveda?
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67793-79-7 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W Uncie
Imperialne Dowództwo Naczelne
LASEEN: cesarzowa
WIELKA PIĘŚĆ ANAND: dowódca malazańskiej Czwartej Armii (Quon Tali)
HAVVA GULEN: nowy wielki mag imperialny
KORBOLO DOM: wielka pięść i Miecz Imperium
OPOS: mistrz Szponu (imperialnych skrytobójców)
MALLICK REL: radca i rzecznik Zgromadzenia
Untańska Straż Portowa
ATELEN BLACHARZ: sierżant drużyny
RIGIT RĄCZKA: kapral drużyny
NAIT: sabotażysta drużyny
HEUK: mag kadrowy
MIODZIO CHŁOPAK: żołnierz
NAJMNIEJSZY: żołnierz, półkrwi Barghast
Inni w Uncie
SPIRALA: szpon wysokiej rangi
PANI BATEVARI: jasnowidząca i wróżka z Darudżystanu
ORYAN: mag z Siedmiu Miast, ochroniarz Mallicka Rela
TAYA RADOK: tancerka i skrytobójczyni z Darudżystanu
W Li Heng
Armia malazañska
HARMIN ELS D’SHIL: kapitan z garnizonu
GUJRAN: kapitan z garnizonu
BANATH: sierżant z garnizonu
ODŁÓG: uzdrowiciel z garnizonu
Drużyna Storo Matasha
STORO MATASH: kapitan kompanii sabotażystów, weteran z Trzeciej Armii
DRŻĄCZKA: starszy rangą sabotażysta
RZUT: sabotażysta
SŁONECZKO: sabotażysta
JEDWAB: kapral i mag kadrowy drużyny
JALOR: rekrut z Siedmiu Miast
RELL: rekrut z Genabackis
Cywile z Li Heng
SĘDZIA EHRLANN: członek Rządzącej Rady Sędziów
JAMAER: służący Ehrlanna
SĘDZIA PLENGYLLEN: członek Rządzącej Rady Sędziów
LISS: miejski mag
AHL: miejski mag (z braćmi Thalem i Larem)
W Cawn
NEVALL OD’ORR: główny faktor Cawn
GROTEN: osobisty strażnik Nevalla
Na Równinach Seti
TOC STARSZY: wódz wojenny Seti, członek malazańskiej „Starej Gwardii”
DZIKUS: obrońca Seti, znany także jako „Odyniec”, Słodka Trawa
IMOTAN: szaman Związku Szakali
HIPAL: szaman Związku Fretek
KAPITAN MECH: oficer malazańskiej kawalerii
REDDEN ZŁAMANA NOGA: ataman (wódz) Zgromadzenia Równinnych Lwów
ORTAL: ataman (wódz) Zgromadzenia Czarnych Fretek
Na pograniczu wickañskim
Armia malazañska
RILLISH JAL KETH: porucznik malazańskiej Czwartej Armii
ŻYŁKA: sierżant kompanii
TALIA: malazańska weteranka
Wickanie
CZYSTA WODA: wickański szaman
NUL: wickański czarnoksiężnik, weteran kampanii w Siedmiu Miastach
NADIR: wickańska czarownica, weteranka kampanii w Siedmiu Miastach
GRZYWA: młoda wickańska wojowniczka
UDEP: wickański hetman (wódz)
W Jamie
HO (HOTHALAR): mag z Li Heng
YATHENGAR AMAL: kapłan („faladan”) z Siedmiu Miast
SESSIN: osobisty strażnik Yathengara
SMĘTEK: nowy więzień
FRYKAS: nowy więzień
DEVALETH: korelrijska wiedźma morska i nowa więźniarka
SU: wickańska czarownica
W Prowincji Quon Tali
GHELEL RHIK TAYLIIN: diuszesa, ostatni ocalały potomek rodu Tayliinów
AMARON: członek malazańskiej „Starej Gwardii”, były dowódca pazurów
CHOSS: członek malazańskiej „Starej Gwardii”, dawniej wielka pięść
MARKIZ JHARDIN: dowódca Straży Pogranicznej
ROTMISTRZ RAZALA: kapitan kawalerii
MOLK: agent Amarona
Karmazynowa Gwardia
Ocalali Nazwani Zaprzysiężeni
KAZZ D’AVORE: dowódca, noszący rozmaite tytuły
Pierwsza Kompania
OPRAWCA: kapitan
MARA: mag kompanii
GWYNN: mag kompanii
PŁATEK: mag kompanii
KALT: porucznik
FARESE
HIST
SHIJEL
CZARNY MNIEJSZY
Druga Kompania
BLASK: kapitan
CZEPIEC: wielki mag i mistrz skrytobójców (welonów)
PRZECHYŁ: mistrz oblężeń Gwardii
DYMEK: mag kompanii
SHELLARR (SHELL): mag kompanii
BLUES: mag i fechtmistrz kompanii
PALCZAK: mag kompanii
OPAL: mag kompanii
ISHA: skrytobójczyni (welon)
KEITIL: skrytobójca (welon)
COLE
FRYKAS
TĘPY
TRZCINA
AMATT
SEPT
LAZAR
PÓŁDAN
CHUDA
INESE
TURGAL
Trzecia Kompania
TARKHAN: kapitan i skrytobójca (welon)
LOR-SINN: mag kompanii
KWAŚNY: mag kompanii
TOBY: mag kompanii
BALKIN: skrytobójca (welon)
KORONKA
CZARNY
PIEKARZ
JANETH
ŁUPEK
ALTANA
SZCZĘŚCIARZ
Czwarta Kompania
CAL-BRINN: kapitan i mag kompanii
ŻELAZNA KRATA
JUP ALANT
Z Pierwszego Poboru
SIERŻANT OKOP
CORLO
VOSS
AMBROSE
PALLA
Z Drugiego Poboru
LURGMAN PARSELL („KRĘTACZ”)
JARIS
PIELGRZYM
OGILVY
BAKAR
TOLT
CICHY
HARMAN
GRERE
GEDDIN
BOLL
Z Trzeciego Poboru
SKRADACZ
GŁUSZA
WESZKA
KYLE
W Lidze Taliañskiej
URKO CRUST: dowódca sił falarskich, członek „Starej Gwardii”, znany jako „Zgniatacz”
V’THELL: dowódca sił Złotych Moranthów
CHOSS: dowódca sił taliańskich, członek „Starej Gwardii”
TOC STARSZY: wódz wojenny Seti, członek „Starej Gwardii”
AMARON: szef wywiadu, członek „Starej Gwardii”
ULLEN KHADEVE: prawa ręka i szef sztabu Urka, członek „Starej Gwardii”
BALA JESSELT: mag kadrowy, członek „Starej Gwardii”
ESELEN TONLEY: kapitan falarskiej kawalerii
ORLAT KEPTEN: kapitan sił taliańskich, członek „Starej Gwardii”
Inni
LIOSSERCAL: Ascendent noszący tytuł Syna Światła, znany też jako Osserc albo Osric
ANOMANDARIS: Ascendent noszący tytuł Syna Ciemności
JHEST GOLANJAR: mag z Jacuruku
SHEN: czarnoksiężnik
TAYSCHRENN: wielki mag imperialny
D’EBBIN: dowódca malazańskiej Czwartej Armii, „pięść”
WYŁAM ZĄB: malazański starszy sierżant sztabowy
HARCIK: malazański starszy sierżant
KWIAT: oficer Złotych Moranthów
TURMALIN: sierżant piechoty Złotych Moranthów
CARTHARON CRUST: kapitan _Utkanego Szmatami_, ponoć członek „Starej Gwardii”
DENUTH: pradawny, jeden z pierworodnych Matki Ziemi
DRACONUS: pradawny bóg
EREKO: prastary włóczęga
SZARA GRZYWA: dawniej malazańska pięść, obecnie wyjęty spod prawa
LIM TAL: była prywatna strażniczka untańskiego szlachcica
WĘDROWIEC: włóczęga mieszanej, dalhońsko-quońskiej krwi
SZMACIARZ/PRZEBIERANIEC: podróżnik po Grocie ImperialnejParoksyzmy owej pierwszej z wojen trwały przez czas niezmierzony. Światło raz po raz uderzało, ale się rozpraszało, Noc zaś cofała się, lecz gęstniała. Tak oto dwoje rywali sprzęgło się we wciąż narastającym wirze tworzenia i niszczenia. W obu Domach pojawili się niezliczeni wojownicy, pustoszący swą mocą powierzchnię wszechświata, ale wszyscy ginęli jeden po drugim, a ich imiona popadły w zapomnienie.
Wreszcie, jak twierdzą niektórzy, w dziesięciotysięcznym obrocie wiru dwóch zastępów, do migotliwego brzegu bitwy zbliżył się ktoś nieznany obu Domom i skarcił walczących.
– Kim jesteś, że tak do nas przemawiasz? – zapytał ten, kto później miał być znany jako Draconus.
– Kimś, kto wędrował przez Pustkę wystarczająco długo, by wiedzieć, że to się nigdy nie skończy.
– Tak zrządził los – rzekł wojownik Światła. Liossercal. – Jedno zawsze musi triumfować, a drugie upadać.
Przybysz rozdzielił ze wzgardą przeciwników.
– Zgódźcie się więc, że tak się stało, i zakończcie sprawę!
Oba Domy rzuciły się na nieznajomego, rozszarpując go na niezliczone fragmenty.
Tak oto narodził się Cień i zakończyło się pierwsze wielkie podzielenie.
Fragment mitu _Kompendium pierwotne,_ PłaszczPradawna era
Czas niezmierzony
Erupcja zraniła świat. Denuth, Dziecko Ziemi, pierwszy przeniknął przez zasłonę unoszących się na wietrze popiołów i odnalazł krater. Pośrodku szerokiej na wiele mil niecki gromadziła się szara, parująca woda. Nagie, skalne zbocze opadało ku milczącemu wybrzeżu. Wokół panował bezruch, popiół pokrywał ziemię na podobieństwo śniegu. Uwagę Denutha przyciągnęło jednak jakieś poruszenie. Podszedł do brzegu i ujrzał tam jestestwo o postaci podobnej do jego własnej. Miało dwie ręce i dwie nogi, naznaczyły je jednak straszliwe rany. Skórę istoty pokrywała czarna skorupa zakrzepłej krwi, nadającej wodzie ciemny kolor.
Denuth delikatnie odwrócił leżącego na plecy i poderwał się zdumiony.
– Liossercalu! Pierworodny synu Ojca! Kto na ciebie napadł?
Ranny odsłonił tępe jak u psa kły w okrutnym uśmiechu.
– Ależ nikt. Zapytaj lepiej, na kogo ja napadłem. Czy nie ma tu innych?
– Nikogo nie widziałem.
Uśmiech przerodził się w złowrogi grymas.
– A więc wszyscy zginęli. Pochłonął ich wybuch.
– Wybuch? – Denuth przymrużył powieki, przypatrując się obcej mocy. Tak jest, obcej, któż bowiem potrafiłby zgłębić umysł tego, kto zrodził się wraz z pierwszą erupcją Światła? – Co tu właściwie się stało?
Liossercal skrzywił się z bólu, wysuwając się z objęć Denutha. Siedział zgarbiony, oplatając się ciasno rękoma, jakby chciał uchronić swe ciało przed rozpadem. Z głębokich ran wypływała gęsta, ciemna krew.
– To był eksperyment. Próba. Atak. Możesz to nazwać, jak chcesz.
– Atak? Na co? Nie było tu nic oprócz… – Głos Denutha umilkł nagle niczym gęste od popiołu wody. – Matko, broń nas! Azath! – Spojrzał na ogromny krater, próbując uzmysłowić sobie skalę katastrofy.
Wszyscy cierpimy z jej powodu!
– Ty głupcze! Czy nie cofniesz się przed niczym, by spełnić swą misję?
Jasna głowa uniosła się, w bursztynowych oczach zapłonął ogień.
– Czynię, co uznam za stosowne.
Denuth wzdrygnął się.
Zaiste. Na tym właśnie polegał dylemat. Trzeba było podjąć jakieś działania w sprawie tych starożytnych mocy, nim ich antagonizmy i nieograniczone ambicje po raz kolejny zniszczą wszelki ład. Rozwiązanie proponowane przez Draconusa przeraża, zbliżam się jednak do zrozumienia podobnego… radykalizmu. W końcu, czyż wieczne uwięzienie nie jest lepsze od podobnego potencjału zniszczenia?
Liossercal podniósł się sztywno na nogi, sycząc z bólu w wielu ranach. Denutha nawiedziła straszliwa pokusa. Nie słyszał dotąd żadnej opowieści, w której ta istota byłaby tak bardzo osłabiona i narażona na atak. Jednopochwycony, Eleint, cóż znaczyły podobne określenia dla mocy, która mogła wędrować przez Światło, nim jeszcze poznało Ciemność? Teraz jednak Liossercal był ranny i straszliwe wycieńczony. Czy Denuth powinien uderzyć? Czy ktokolwiek będzie jeszcze kiedyś miał taką szansę?
Liossercal uśmiechnął się, odsłaniając sterczące ku górze kły, jakby śledził tok myśli Dziecka Ziemi.
– Niech cię nie kusi, Denuth. Draconus to głupiec. Jego konkluzje są błędne. Sztywność nie stanowi rozwiązania.
– A co je stanowi?
Liossercal skrzywił się, dotykając delikatnie palcami głębokiej rany na policzku.
– Badałem alternatywne możliwości.
– To badaj je gdzie indziej.
Rozbłysnął biały gniew, ale natychmiast zgasł.
– Słusznie, Dziecko Ziemi. On się zbliża, prawda?
– Tak. I niesie ze sobą swą odpowiedź.
– Lepiej będzie, jak się oddalę.
– Zaiste.
Liossercal uniósł ręce nad głowę. Jego sylwetka się zamazała. Zaczął zmieniać postać, lecz w połowie tego procesu westchnął nagle, ryknął z bólu i zwalił się na ziemię. Srebrno-złoty smok wił się na kruchych skałach u stóp Denutha, który odsunął się pośpiesznie. Skrzydła poruszały się z wysiłkiem, strącając głazy do jeziora. Wreszcie ogromne cielsko wzbiło się ciężko w powietrze i smok odleciał. Jego długi ogon smagnął na pożegnanie dymiące wody w kraterze.
***
Denuth został na miejscu. Stał nieruchomo. Taflę ospałego jeziora przebiegały drobniutkie zmarszczki. Sypiący się z nieba popiół plamił matową czerń bazaltu ramion Dziecka Ziemi. Wreszcie, na spękanej skale zachrzęściły kroki. Denuth poczuł u swego boku ciemność, przeraźliwie zimną, jak pustka rozciągająca się ponoć między gwiazdami. Pokłonił się, nie spoglądając na przybysza.
– Witaj, Draconusie, Małżonku Ciemności i Suzerenie Nocy.
– Już nie jestem Małżonkiem – odparł Draconus suchym, chrapliwym głosem. – A moją władzę Suzerena dawno podważono. Niemniej dziękuję ci.
Denuth nadal stał sztywno, nie chcąc spojrzeć na potężną, starożytną istotę i równie niepokojącą ciemność, jaką nosiła u swego boku. Jak wielu już pochłonęła owa Pustka i jaki przerażający kształt przybierze po ostatnim wykuciu? Tak ekstremalne rozwiązania budziły w nim odrazę.
– Ach – wydyszał Draconus. – To był sam Bękart Światła. I to osłabiony. Jego esencja będzie bardzo cennym dodatkiem.
W Denuthu zadrżało to, co uważał za swą duszę.
– On nie jest dla ciebie.
Poczuł, że padło nań zimne spojrzenie, nakazał sobie jednak nie patrzeć.
– Czy to Jej przepowiednia? – padło po chwili pytanie.
– Tylko moje skromne moce adepta. Podejrzewam, że może pewnego dnia znaleźć, czego szuka.
– To znaczy co?
– To, czego wszyscy pragniemy. Unię z Jednią.
***
Mijał czas. Denuth czuł, że jestestwo u jego boku myśli intensywnie. Gdy skrzyżowało ramiona, usłyszał zgrzyt trących o siebie łusek, których nie wykonano z metalu. Potem nadszedł przeciągły wydech.
– Niemniej jednak będę go ścigał. W końcu mam do zaoferowania własną wersję unii, czyż nie tak?
Raczej jej parodię.
Denuth nie odezwał się jednak ani słowem. Wiedział, że lepiej nie zadzierać z tą mocą, która mogła pozbawić go życia, gdyby tylko zapragnęła. Rękę starożytnej istoty powstrzymywała jedynie niechęć do antagonizowania jego Matki, rodzicielki wszystkich, którzy wywodzili się z Ziemi.
– Może Anomandaris… – zaczął Denuth.
– Nie mów mi o tym plebejuszu – wychrypiał Draconus. – Wkrótce się z nim policzę.
Mam nadzieję, że gdy dojdzie do tego spotkania, będę daleko…
Moc się poruszyła, rozpostarła ramiona.
– Proszę bardzo, Dziecko Ziemi, zostawię cię twojej… hmm, kontemplacji. Ten świat jest niepokojącą manifestacją bytu. Wszystko jest tu płynne. Mimo to wydaje mi się dziwnie atrakcyjne. Być może zostanę tu na pewien czas.
Ta perspektywa sprawiła, że Denuth zacisnął ze zgrzytem kamienne dłonie.
Nie padły już inne słowa. Po chwili zimna, paraliżująca duszę ciemność skupiła się, zawirowała i Denuth znowu został sam na posępnym brzegu. Nasunęła mu się myśl, że nikt nie zdoła odnaleźć pokoju, dopóki istoty podobne do tych dwóch będą chodziły po powierzchni świata, pochłonięte swymi pradawnymi wendetami, konfliktami oraz nieokiełznanymi ambicjami. Być może, gdy ostatnia z nich wycofa się w nieprzerwany sen – jak uczyniło bardzo wiele z nich – bądź też zostanie zabita albo pogrzebana, ci, którzy będą żyli w owej odległej epoce, poznają w końcu smak zgody.
Albo i nie. Denuth nie był przekonany. Jeśli obserwacja nieustannych walk czegoś go nauczyła, to tego, że nowe pokolenia niewolniczo kopiują cele i uprzedzenia poprzedników. To była smutna zapowiedź na przyszłość. Siedział na brzegu ze skrzyżowanymi nogami – bryła skały niczym się nieróżniąca od otaczających go głazów. Odwieczna walka wszystkich przeciw wszystkim przyprawiała go o znużenie. Dlaczego musieli być tak swarliwi? Czy rzeczywiście winne były jedynie małostkowość i dziecinna drażliwość, jak sugerowała Kilmandaros? Zastanowi się, co mogłoby wreszcie położyć kres odwiecznym cyklom przemocy. Poradzi się też Matki. Przypuszczał, że minie długi czas, nim uda się znaleźć odpowiedź. O ile istniała.