Powtórka z namiętności - ebook
Powtórka z namiętności - ebook
Lacy, instruktorka narciarstwa, dochodzi do siebie po rozwodzie z Samem. Po dwóch latach jej były mąż wraca do należącego do jego rodziny ośrodka, który prowadzi Lacy. Chcąc nie chcąc, Sam i Lacy muszą współpracować. Iskrzy między nimi jak dawniej, czują do siebie magnetyczny pociąg, nawet silniejszy niż kiedyś. Jeśli pójdą do łóżka, sytuacja znowu się skomplikuje...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2479-6 |
Rozmiar pliku: | 743 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– A więc naprawdę wróciłem – wyszeptał Sam Wyatt, patrząc na schronisko górskie należące do jego rodziny. – Ciekawe, czy przyjmą mnie z otwartymi ramionami?
Właściwie dlaczego mieliby tak postąpić? Wyjechał ze Snow Visty dwa lata temu, po śmierci brata, zostawiając rodzinę pogrążoną w rozpaczy po Jacku. Do wyjazdu zmusiło Sama poczucie winy, wrócił tu z tego samego powodu. Może nadszedł czas, żeby zmierzyć się z duchami przeszłości?
Trzykondygnacyjny budynek nic się nie zmienił. Sam patrzył na grubo ciosane bale, szary żwir i szeroką werandę z krzesłami ogrodowymi wysłanymi dekoracyjnymi poduszkami. Kilka lat temu rodzina Wyattów na swoje potrzeby dobudowała piętro. Pokoje dla gości zajmowały dwie niższe kondygnacje. Na terenie ośrodka znajdowały się także atrakcyjnie położone domki dla tych, którzy cenili sobie prywatność.
Jednak większość turystów, którzy przyjeżdżali tu na narty, zatrzymywała się w innych hotelach, ośrodek Wyattów był bowiem za mały, by pomieścić wszystkich chętnych. Kilka lat temu Sam z Jackiem, przy aprobacie rodziców, zaczęli planować rozbudowę bazy noclegowej, jednak wyglądało na to, że pomysł nie został zrealizowany.
Mocniej chwycił torbę podróżną. Szkoda, że nie potrafił z równą łatwością uchwycić kłębiących się w głowie myśli. Powrót do domu nie był prosty, ale klamka zapadła.
– Sam!
Od razu rozpoznał ten głos. W jego stronę szybkim krokiem zbliżała się siostra. Miała na sobie jaskrawoniebieską parkę i spodnie narciarskie włożone do czarnych, obszytych futrem butów. Duże niebieskie oczy błyszczały – ale nie z radości.
– Cześć, Kristi.
– Cześć? – Podeszła do niego, odchyliła głowę i zmrużyła oczy. – Tylko na tyle cię stać? Po dwóch latach?
Nie zareagował. Wiedział, z czym przyjdzie mu się zmierzyć, wiedział też, że nie będzie lepszego momentu na uporządkowanie trudnych spraw.
– A jak niby mam się zachować?
– Trochę za późno na takie pytanie, prawda? – Prychnęła. – Powinieneś je zadać przed wyjazdem.
Nie mógłby się z tym nie zgodzić, a wzrok siostry mówił, że nie ma sensu zaprzeczać. Pamiętał bezkrytyczny podziw, z jakim dawniej Kristi odnosiła się do niego i Jacka, i zdał sobie sprawę, że niełatwo mu będzie pogodzić się z jego utratą.
Ale nie dlatego przyjechał. Nie po to, by roztrząsać dawne decyzje. Gdyby cofnął się w czasie, postąpiłby tak samo.
– Wtedy bym ci powiedziała, żebyś nie wyjeżdżał – dodała Kristi, a Sam zauważył, jak łzy wypełniają jej oczy. Szybko zamrugała. Nie chciała, by wypłynęły, za co był jej wdzięczny. – Zostawiłeś nas. Po prostu odszedłeś, jakby nikt z nas nie był już dla ciebie ważny…
Wypuścił powietrze, rzucił torbę i palcami przeczesał włosy.
– Oczywiście, że byłaś dla mnie ważna. Wszyscy byliście. I jesteście.
– Jak łatwo to powiedzieć, prawda?
Czy powinien wyjaśnić, że chciał zadzwonić? Jednak nie zrobił tego, nie odezwał się do nich, wysłał tylko kilka pocztówek. I tak to trwało, aż wreszcie tydzień temu matce udało się odnaleźć go w Szwajcarii.
Nie wiedział, jak tego dokonała, ale Connie Wyatt była nieugięta w dążeniu do celu. Przypuszczalnie obdzwoniła wszystkie hotele.
– Słuchaj, nie chcę z tobą o tym gadać, przynajmniej nie teraz, zanim nie zobaczę się z tatą. – Przerwał, a po chwili zapytał: – Jak on się czuje?
W jej spojrzeniu pojawił się lęk, który ustąpił nowej fali złości.
– Żyje, lekarze mówią, że wyzdrowieje. To po prostu smutne, że dopiero atak serca taty sprowadził cię do domu.
Zapowiada się wspaniale, pomyślał. Chyba jednak złość jej minęła, ściszyła bowiem głos i popatrzyła na górę.
– Bałam się. Mama jak zawsze była niczym skała, ale się bałam. Poczułam się lepiej, gdy okazało się, że to stan przedzawałowy, teraz jednak…
Zamilkła, ale Sam mógł za nią dokończyć zdanie. Stan przedzawałowy oznacza, że rodzina obchodzi się z Bobem, jakby miała do czynienia z odbezpieczonym granatem. W napięciu czuwa w oczekiwaniu na wybuch, a tym samym, jak łatwo się domyślić, doprowadza seniora rodu do szału.
– W każdym razie – kontynuowała głosem, który znów stał się ostry niczym brzytwa – jeśli spodziewasz się hucznego powitania, to się rozczarujesz. Jesteśmy zbyt zajęci, żeby się tobą przejmować.
– Jeśli o mnie chodzi, to w porządku – odparł, chociaż lekceważący ton młodszej siostry oczywiście go dotknął. – Nie czekam na przebaczenie.
– Więc co tu robisz?
Spojrzał jej prosto w oczy.
– Przyjechałem, bo jestem potrzebny.
– Dwa lata temu też byłeś potrzebny.
Tym razem wyczuł w jej głosie ból.
– Kristi…
Potrząsnęła głową i posłała mu chłodny uśmiech.
– Dziękuję za lekcję, porozmawiam z tobą później. Jeśli jeszcze będziesz.
Odeszła w kierunku oślej łączki, gdzie ćwiczyli początkujący narciarze. Była instruktorką, odkąd skończyła czternaście lat. Wyattowie wychowywali się na nartach, a nauka jazdy dla początkujących stanowiła ważną część rodzinnego biznesu.
Gdy wtopiła się w tłum, Sam odwrócił się w stronę budynku. Ze spuszczoną głową, stawiając długie kroki, szedł do domu o wiele wolniej niż wtedy, gdy przed dwoma laty go opuszczał.
Budynek wyglądał tak, jak go zapamiętał. Gdy wyjeżdżał, remont dobiegał końca, frontowe okna były już poszerzone. Obecnie wnętrze wyglądało swojsko i przyjaźnie. Stały tu obite skórą fotele, w kamiennym kominku wesoło trzaskał ogień.
Na dworze z powodu śniegu i wiatru było zimno, natomiast w środku – ciepło i przytulnie. Zastanawiał się, czy atmosfera zmieni się po jego przyjeździe.
Pomachał Patrickowi Hennesseyowi, który obsługiwał recepcję, ominął schody, skręcił i doszedł do prywatnej windy, która miała go zawieźć na drugie piętro. Windę zainstalowano kilka lat temu, gdy dobudowali dodatkową kondygnację. Dzięki niej Wyattowie mogli zachować prywatność.
Wstrzymał oddech, otworzył skrzynkę kodów i nacisnął cztery numery, które tak dobrze znał. Podświadomie oczekiwał, że rodzina zmieniła kod po jego wyjeździe. Jednak tak się nie stało i drzwi cicho się otworzyły, zapraszając go do środka.
Stał w rodzinnym salonie. Miał czas, by pobieżnie rozejrzeć się po starych kątach. Oprawione w ramki rodzinne fotografie wisiały na kremowych ścianach obok profesjonalnych zdjęć gór w zimowej i wiosennej odsłonie. Na połyskujących stolikach stały ręcznie wykonane lampy, na niskim drewnianym stoliku, umieszczonym między skórzanymi sofami w kolorze burgunda, leżały książki i czasopisma. Z okien roztaczał się rozległy widok na okolicę. W kominku buzował ogień, oświetlając i ogrzewając pomieszczenie.
Jego uwagę przykuło dwoje ludzi. Matka z otwartą książką na kolanach odpoczywała w jednym ze swoich ulubionych, obitych kwiecistym materiałem foteli. Ojciec, jak z radością zauważył Sam, siedział w ogromnym klubowym fotelu, opierając obute stopy na podnóżku. W wiszącym nad kominkiem płaskim telewizorze leciał stary western.
Podczas długiego lotu ze Szwajcarii i w czasie drogi z lotniska Sam myślał tylko o tym, że ojciec miał zawał. Oczywiście wiedział, że czuje się już dobrze, że został wypisany ze szpitala, bał się jednak w to wierzyć. Teraz, gdy patrzył na tego atletycznego mężczyznę w domowym otoczeniu, gdy uznał, że wygląda na jeszcze silniejszego, niż go zapamiętał, poczuł olbrzymią ulgę.
– Sam! – Connie Wyatt odłożyła książkę, z impetem wstała i ruszyła w jego kierunku. Mocno go uścisnęła, jakby chciała upewnić się, że nie zniknie, a potem się uśmiechnęła. – Nareszcie. Jak dobrze cię widzieć.
Odwzajemnił uśmiech i zdał sobie sprawę, jak bardzo brakowało mu mamy i reszty rodziny. Przez dwa lata wiódł cygański tryb życia, przenosząc się z kraju do kraju w poszukiwaniu nowych wrażeń. Żył z workiem na plecach, niczego nie planując poza następnym połączeniem lotniczym lub kolejowym.
Oczywiście trochę jeździł na nartach. Choć nie startował już w zawodach, nie mógł zbyt długo żyć bez tego sportu. Miał to we krwi, nawet jeśli obecnie większość czasu poświęcał na projektowanie tras narciarskich w najważniejszych ośrodkach na świecie. Sukces odnosiła też firma strojów narciarskich, którą założyli z Jackiem. Był tak zajęty, że dzięki temu za dużo nie myślał.
Teraz, patrząc ponad głową matki, napotkał badawcze spojrzenie ojca. Co za surrealistyczne wrażenie. Nieśpiesznie upuścił torbę, otoczył ramionami matkę i serdecznie ją uścisnął.
– Cześć, mamo.
Cofnęła się, lekko go klepnęła i potrząsnęła głową.
– Nie mogę uwierzyć, że naprawdę tu jesteś. Musisz być głodny. Pójdę coś przygotować…
– Nie trzeba – zaoponował, choć wiedział, że i tak jej nie powstrzyma. Connie rozwiązywała trudne sytuacje za pomocą jedzenia.
– To zajmie tylko chwilkę – stwierdziła, po czym rzuciła przelotne spojrzenie mężowi. – Zrobię też nam wszystkim kawy. Nie ruszaj się z fotela, kochanie.
Bob Wyatt pomachał żonie, ale wzroku nie odrywał od syna. Gdy wyszła, Sam zbliżył się do ojca.
– Tato, dobrze wyglądasz.
Z grymasem niezadowolenia Bob odgarnął z czoła przyprószone siwizną włosy i zmrużył zielone oczy.
– Czuję się dobrze. Doktor mówi, że to nic poważnego. Po prostu zbyt dużo stresu.
Stresu. Ponieważ stracił jednego syna, a drugi go opuścił, musiał sam prowadzić ośrodek. Poczucie winy, które Sam postanowił ignorować, znów go dopadło. Jego nagły wyjazd o wiele bardziej, niż myślał, skomplikował wszystkim życie.
Marszcząc czoło, ojciec spojrzał na drzwi, za którymi zniknęła Connie.
– Twoja matka uparła się, żeby traktować mnie jak inwalidę.
– Napędziłeś jej stracha – odparł Sam. – Do diabła, mnie też.
Ojciec patrzył na niego przez kilka długich minut, zanim się odezwał:
– Ty też nam go napędziłeś, kiedy wyjechałeś, nie informując nas, gdzie jesteś i jak…
Sam wziął głębszy oddech. Poczucie winy go nie opuszczało. Od tak dawna mu towarzyszyło, że chyba nigdy się już go nie pozbędzie.
– Kilka pocztówek nie wystarczy, synu.
– Nie mogłem się zmusić, żeby zadzwonić – odparł Sam, wiedząc, jak tchórzliwie to zabrzmiało. – Nie chciałem słyszeć waszych głosów. Do diabła, tato, miałem taki zamęt w głowie.
– Nie tylko ty cierpiałeś, Sam.
– Prawda, ale śmierć Jacka… – Przerwał pod wpływem wstydu, skrzywił się, gdy dopadło go bolesne wspomnienie.
– Był twoim bratem – odparł w zadumie Bob. – Ale naszym dzieckiem. Jak ty i Kristi.
Tata trafił w sedno. Sam wiedział, że sprawił rodzicom dodatkowy ból, kiedy i tak cierpieli. Wtedy jednak wyjazd wydawał mu się jedynym rozwiązaniem.
– Musiałem to zrobić.
– Wiem. – Spojrzenie ojca wyrażało zrozumienie i smutek. – Nie podoba mi się to, ale rozumiem. No cóż, wróciłeś. Na jak długo?
Spodziewał się tego pytania, lecz niestety nie znał odpowiedzi. Schylił głowę, potem znów spojrzał na ojca.
– Nie wiem.
– No cóż – rzekł ze smutkiem Bob – przynajmniej szczera odpowiedź.
– Tym razem nie wyjadę bez słowa. Przyrzekam – zapewnił Sam.
– Rozumiem, że tyle musi nam wystarczyć. – Ojciec pokiwał głową. – Czy spotkałeś… jeszcze kogoś?
– Nie. Tylko Kristi. – Sam zesztywniał.
Na drodze czekały na niego kolejne miny, kolejne trudne emocje i ból. Ale nie miał wyjścia, musiał się z nimi zmierzyć. Chociaż nie było to łatwe, postanowił zacząć od rodziny, ponieważ to drugie spotkanie mogło okazać się jeszcze trudniejsze.
– No cóż – odezwał się ojciec – więc powinieneś wiedzieć, że…
Drzwi windy otworzyły się. Sam odwrócił się i znieruchomiał. Jak przez mgłę słyszał słowa ojca, który dokończył przerwane zdanie:
– Spodziewamy się Lacy.
Lacy Sills. Stała, kurczowo trzymając w dłoniach koszyczek muffinek, które wypełniły pomieszczenie słodkim zapachem. Serce Sama zaczęło bić jak szalone. Wyglądała świetnie. Do cholery, aż za dobrze.
Wysoka, mająca ponad metr siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, z długimi blond włosami zebranymi w gruby warkocz, który spoczywał na lewym ramieniu. Rozpięta granatowa kurtka odsłaniała wełniany zielony sweter o marynarskim splocie i czarne dżinsy. Sięgające do kolan buty także były czarne.
Jej rysy nie uległy zmianie: pełne usta, prosty niewielki nos, niebieskie oczy w odcieniu letniego nieba. Nie uśmiechała się. Nie odezwała. Nie musiała. W jednej chwili ogarnęło go pożądanie. Lacy zawsze tak na niego działała. Dlatego się z nią ożenił.
Nie mogła się poruszyć, z powodu silnych emocji straciła oddech. Kręciło jej się w głowie, jakby wypiła za dużo wina.
Powinna wcześniej zadzwonić, upewnić się, że Wyattowie są sami. Ale właściwie dlaczego? Przecież spodziewała się zastać Sama, ale teraz, gdy doszło do spotkania, za wszelką cenę próbowała ukryć swą reakcję. W końcu to nie ona odeszła od rodziny, to nie ona zniknęła. Nie zrobiła niczego, czego powinna się wstydzić. Oczywiście z wyjątkiem tęsknoty. W środku gotowała się, puls szalał, pojawiła się aż nazbyt dobrze znana siła pożądania. Jak to możliwe, że nadal tak wiele czuła do mężczyzny, który bez namysłu usunął ją ze swojego życia?
Gdy wyjechał, popadła w głęboką rozpacz. Wydawało się, że jej stan jest beznadziejny, ale w końcu z tego wyszła. To nie fair, że pojawił się właśnie teraz, gdy odzyskiwała równowagę.
– Cześć, Lacy.
Jego niski głos przypominał pomruk, jaki wydaje schodząca lawina, a Lacy wiedziała, że dla niej stanowi równie duże zagrożenie. Patrzył na nią tymi swoimi jasnozielonymi oczami, dla których kiedyś straciła głowę. I wyglądał znakomicie. Dlaczego? Żeby sprawiedliwości stało się zadość, za karę powinien być pokryty czyrakami i pęcherzami. Cisza wypełniła całe pomieszczenie. Lacy czuła, że musi się odezwać, nie może tak dalej stać. Spojrzała Samowi w oczy. Nigdy się nie dowie, jak wiele ją to kosztowało.
– Cześć – zdołała wykrztusić. – Kopę lat.
Dokładnie dwa lata bez znaku życia z wyjątkiem kilku parszywych kartek wysłanych rodzicom. Z nią nigdy się nie skontaktował. Nigdy nie powiedział, że mu przykro, że za nią tęskni, że żałuje wyjazdu. Nic.
W bezsenne noce zamartwiała się, czy w ogóle jeszcze żyje, pytała siebie, dlaczego miałoby ją to obchodzić i kiedy wreszcie ból ustanie.
– Lacy – odezwał się Bob i wyciągnął rękę w jej stronę. Na powitanie? A może chciał powstrzymać ją od ucieczki?
Wyprostowała się jak struna. Nie ucieknie. Ta góra to jej dom. Nie pozwoli, by wypędził ją mężczyzna, który uciekł od wszystkiego, co kiedyś kochał.
– Upiekłaś coś? – spytał Bob. – Pachnie, aż ślinka cieknie.
Wdzięczna, że przyszedł jej z pomocą w tej dziwnej sytuacji, Lacy uśmiechnęła się i wzięła głęboki oddech. W ciągu ostatnich dwóch lat nocami zastanawiała się nad tym, jak się zachowa, gdy znów zobaczy Sama. Teraz nadszedł czas, by te pomysły wprowadzić w życie.
Będzie spokojna, zdystansowana. Nie pozwoli, by Sam się domyślił, że złamał jej serce, nie dopuści, by zdradziła to jej reakcja na jego widok. Zmusiła się do uśmiechu, przeszła przez salon, patrząc tylko na swojego teścia. Nadal tak o nim myślała mimo rozwodu, którego Sam zażądał. Bob i Connie byli dla niej rodziną od czasów dzieciństwa i nie zamierzała tego zmieniać z powodu ich podłego, żałosnego syna.
– Upiekłam specjalnie dla ciebie – odparła, stawiając koszyk na kolanach Boba i składając na jego czole lekki pocałunek. – Żurawinowo-pomarańczowe, twoje ulubione.
Pociągnął nosem i szeroko się uśmiechnął.
– Dziewczyno, jesteś prawdziwym skarbem.
– A ty masz niepohamowaną słabość do cukru – odparła żartobliwie.
– Winny zarzucanych mu czynów. – Odwrócił od niej wzrok i spojrzał na Sama. – Usiądź choć na chwilę, Lacy. Connie poszła po przekąski.
Często przesiadywali razem w tym salonie, śmiali się i rozmawiali, a łączące ich więzi wydawały się silniejsze niż wszystko. Te czasy jednak minęły. Zresztą Sam siedział i gapił się na nią. Żołądek Lacy skurczył się na samą myśl o jedzeniu, za to kieliszek wina był kuszącą alternatywą.
– Dziękuję, ale muszę iść na łączkę. Zaraz zaczynam lekcje.
– No, cóż, jeśli nie możesz… – Ton Boba sugerował, że świetnie wie, dlaczego Lacy wychodzi, a współczujący wzrok świadczył o zrozumieniu.
Och, jeśli zacznie się nad nią litować, sprawy mogą przybrać zły obrót, ale nie pozwoli, by choć jedna łza potoczyła się po jej policzku w obecności Sama. Wystarczająco dużo już przez niego płakała. Niedoczekanie, by odstawiła przed nim takie żałosne przedstawienie.
– Przykro mi – szybko odparła. – Wpadnę jutro sprawdzić, jak się czujesz.
– Świetnie – odparł Bob i poklepał ją po ręce.
Lacy odwróciła się w stronę windy, nawet nie spojrzawszy na Sama. Mówiąc szczerze, nie była pewna, co by zrobiła lub powiedziała, gdyby znów napotkała te jego oczy. Lepiej zająć się własnym życiem, czyli uczeniem dzieci i ich przestraszonych mam jazdy na nartach. Potem wróci do domu, wypije kieliszek wina, obejrzy babski film i wypłacze się do woli. Natomiast teraz chciała jak najszybciej się stąd wydostać.
Ale powinna wiedzieć, że taka taktyka nie zadziała.
– Lacy, zaczekaj.
Sam znalazł się przy niej – słyszała jego kroki na drewnianej podłodze – ale się nie zatrzymała. Nie miała odwagi. Podeszła do windy i nacisnęła przycisk. Drzwi otworzyły się, lecz w tej samej chwili poczuła rękę Sama na ramieniu… i po jej ciele rozlało się ciepło. Syknęła ze złości. Uciekając przed niechcianym dotykiem, pośpiesznie wsiadła do windy.
Sam przytrzymał ręką drzwi.
– Do diabła, Lacy, musimy porozmawiać.
– Dlaczego? Bo tak mówisz? Nie, Sam, nie mamy o czym rozmawiać.
– Jest…
Uniosła głowę i spojrzała na niego.
– Jeśli chcesz powiedzieć: „Jest mi przykro”, to zaraz znajdę sposób, żebyś naprawdę tak się poczuł.
– Niczego mi nie ułatwiasz, Lacy.
– Odpłacam tylko pięknym za nadobne. – Choć rozpierała ją wściekłość, zdołała powiedzieć to cichym głosem, by nie martwić Boba.
Boże, bardzo nie chciała rozmawiać o dniu, gdy Sam wyjechał, a potem przysłał papiery rozwodowe.
Celowo patrzyła mu w oczy, gdy naciskała przycisk.
– Przez ciebie spóźnię się do pracy. Puść drzwi.
– Będziesz musiała ze mną porozmawiać.
Zsunęła jego palce z zimnej stali i drzwi powoli zaczęły się zamykać.
– Nie, Sam, ja już nic nie muszę.