- W empik go
Pożegnanie z Wesołą i inne opowiadania dla dzieci - ebook
Pożegnanie z Wesołą i inne opowiadania dla dzieci - ebook
Poznajcie Kaję, która przeprowadza się, choć bardzo lubiła swoje dotychczasowe życie i zupełnie nie w smak jest jej nowy dom, koleżanki i szkoła. Przedstawiamy również Antka, który nie znosi zajęć gimnastycznych i zupełnie nas to nie dziwi, ponieważ spotyka go tam wiele nieprzyjemności. Jest jeszcze Tadek, wielki miłośnik przyrody i lojalny przyjaciel, którego relacje koleżeńskie zostaną wystawione na ciężką próbę. Są i inni bohaterowie. Co ich łączy? Są ciekawi świata, mają pasje, kochają przyrodę, nie zawsze lubią swoją szkołę, ale od nauki nie stronią. Każdego dnia uczą się siebie, a to trudna sztuka: rozpoznawać, nazywać i doceniać emocje, zwłaszcza te, która są dla nas trudne w przeżywaniu.
Emocje są jak język obcy – czasami trudno go opanować, ale można i trzeba się tego nauczyć, żeby móc skutecznie porozumiewać się z innymi. O tym właśnie jest ta znakomita książka, dzięki której każdy młody człowiek nauczy się lepiej rozumieć świat, a przede wszystkim samego siebie.
– Marcin Prokop, dziennikarz
Nie wiem jakiej magii użyły Autorki tych opowiadań, ale podczas czytania co rusz miałem wrażenie, że piszą o mnie. Niezdobycie upragnionego tytułu w konkursie. Niemożność adaptacji po przeprowadzce. Negatywne doświadczenie z wuefem w podstawówce. A to tylko przykłady! Jestem przekonany, że zdecydowana większość z Was poczuje to samo co ja. Będziecie mieć wrażenie, że te opowiadania są o Was samych.
– Przemek Staroń, Nauczyciel Roku 2018, psycholog, edukator, autor książek
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964381-2-6 |
Rozmiar pliku: | 3,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
„Po pewnym czasie odkryła coś zdumiewającego: że emocje w jakiś magiczny sposób formują się w piosenki. Bez znaczenia, czy chodziło o radość, smutek, zachwyt, wściekłość czy niepokój — emocje zachowują się podobnie do włóczki. Dlaczego? Ponieważ tak jak z włóczki powstaje sweter, szalik czy czapka, tak z uczuć — piosenki. A każda z nich ma inny charakter i kolor. Emocje tak jak włóczki mogą być mocno splątane, a mimo to wciąż wychodzą z nich piękne rzeczy”.
_Blanka i melodie_,
MELA KOTELUK
W książce, którą trzymają Państwo w rękach, metafor dotyczących emocji jest wiele. „Emocje jak plącząca się włóczka” — zmieniające się, łączące, tworzące supełki odczuć czy „różnokolorowy wachlarz stanów emocjonalnych”, czasem jarzący się czerwienią złości, która tuż obok, jedynie kilka tonów dalej, przeradza się w niebieski odcień smutku czy tęsknoty. Wszyscy świadomi jesteśmy obecności emocji i ich wpływu na nasze działanie, zachowanie i postrzeganie świata. Każdego dnia ćwiczymy trudną sztukę rozpoznawania ich w sobie, zauważania, jaki mają na nas wpływ, by wreszcie przejść do umiejętności ich kontrolowania. Nie bez powodu pada tu określenie „trudna sztuka”, bo proces to niełatwy, często wymagający uważności i obserwacji samego siebie. Emocje towarzyszą nam na każdym kroku i silnie oddziałują na nasze codzienne funkcjonowanie. W przypadku dzieci rzecz ma się oczywiście identycznie, z tą tylko różnicą, że wspomniana „trudna sztuka” rozpoznawania i nazywania emocji jest dla nich zadaniem o wiele bardziej skomplikowanym.
Oddajemy w Państwa ręce ten zbiór opowiadań, głęboko wierząc, że będzie idealnym towarzyszem wspólnej podróży po kolorowym świecie emocji i uczuć. Krótka forma tekstów pozwala na powolną podróż rodzica i dziecka, otwierając w trakcie czytania przestrzeń do rozmowy na temat przeżyć bohaterów, dzielenia się spostrzeżeniami i własnymi doświadczeniami. Niech wspólne czytanie będzie okazją do rozmowy o tym, jak ważna jest umiejętność rozumienia własnych emocji, jakie są różnorodne i potrzebne. Nie bójmy się w tych rozmowach zwrócenia uwagi dziecka na fakt, że nie ma dobrych i złych emocji, a mówienie o tym, co czujemy, nie jest oznaką słabości. Tak, są emocje dla nas nieprzyjemne, trudne w przeżywaniu, ale nawet one niosą ważną informację o tym, co się z nami dzieje. Być może złość, którą właśnie odczuwamy, pojawia się, bo ktoś przekracza naszą granicę? Lęk, który nagle nas zalewa, ma nas może przed czymś ochronić? Nasi bohaterowie poszukują odpowiedzi na te i inne pytania. Ciekawi świata oraz samych siebie, szukający pasji i przyjaźni, spragnieni przygód i doświadczeń. Równocześnie bywają też smutni i samotni, momentami tracą wiarę w siebie, odczuwają blokujące poczucie wstydu i zdarza się, że czują się zagubieni w dzisiejszym świecie przesytu.
Brzmi znajomo? I słusznie, bo to opowiadania o wspaniałych dzieciach, które dobrze znacie. Być może w tej chwili jedno z nich jest obok i za moment z ciekawością odwróci stronę.
Wspaniałej podróży
ALICJA STOKŁOSA — pedagog, terapeutka, trenerka umiejętności społecznych
Drodzy Czytelnicy, Drogie Czytelniczki,
z przyjemnością i motylami w brzuchach oddajemy w Wasze ręce kolejną książkę, dzięki której wydawnictwo Fame Art odkrywa wody nieznane! Rozpoczynamy bowiem serię książek dla dzieci. Nie wiemy, w jaką stronę nas to pokieruje, lecz od zawsze istotne było dla nas, aby poruszać tematy ważne, ale też nie myśleć szablonowo.
Dlatego postanowiliśmy opublikować książkę, jakiej w Polsce jeszcze nie było. Zebraliśmy zespół sześciu artystek — wokalistek i tekściarek — którym zaproponowaliśmy sprawdzenie się w nieco dłuższej formie: opowiadań. Utworzyła się wspaniała drużyna w składzie: Mela Koteluk, Bela Komoszyńska (Sorry Boys), Natalia Grosiak (Mikromusic), Marta Kosakowska (Marika), Olga Stokłosa i niżej podpisana. Na co dzień pracujemy nie tylko nad książkami, ale też muzyką i zależało nam na połączeniu tych sfer. Wszystkie dziedziny sztuki się bowiem przenikają i każda daje nieograniczoną wręcz przestrzeń do wyrażania emocji. Książce wyjątkowości dodaje fakt, że została zilustrowana przez dzieci. Dzięki temu mamy możliwość zajrzeć do ich świata, zaobserwować, jak one odczytały treść tych tekstów, jak interpretują opisane emocje. To coś wspaniałego i fascynującego!
Wiedzieliśmy, że to będą fajne opowiadania, bo mamy do czynienia z autorkami nad wyraz wrażliwymi i kreatywnymi, ale treści, które nam przysłały, przerosły nasze oczekiwania i podbiły nasze serca. Korzystając z okazji, chciałabym podziękować mojej mamie, Renacie Grabowskiej Moskal, dzięki której w ogóle zdecydowaliśmy się wydać książkę dla dzieci. Jednak nie my jesteśmy tutaj najważniejszymi krytykami. Będą nimi znacznie bardziej wymagający i wytrawni amatorzy i amatorki książek — dzieci. Mamy nadzieję, że ten nietypowy projekt spodoba się również Wam i że z przyjemnością będziecie czytać te historie do poduszki, bo pomysłów na więcej nam nie brakuje ;)
Życzymy Wam przyjemnej lektury!
NATALIA MOSKAL i zespół wydawnictwa FAME ARTMam na imię...
Kaja. Mam 8 lat.
Nie cierpię, jak coś się zmienia, a zmieniło się w tym roku bardzo dużo. Żyłam z mamą, tatą, siostrą Wandzią i naszą starą sunią Kraksą na drugim piętrze w kamienicy na ulicy Wesołej. Piętro niżej mieszkała moja przyjaciółka Zosia, którą codziennie odwiedzałam, i bawiłyśmy się w rodzinę albo w chowanego. Bardzo lubię Zosię. Znamy się od urodzenia. Chodziłam do ulubionego przedszkola, gdzie miałam przyjaciółki Klarę i Helenkę.
I wszystko było dobrze.
I dlaczego wszystko musiało się zmienić?
Zaczęło się od tego, że rodzice stwierdzili, że nie chcą już mieszkać tam, gdzie mieszkaliśmy. Przecież z naszym domem było wszystko w porządku. Nie rozumiem, czemu im się nie podobało. Mieliśmy supersąsiadów, z którymi bawiłam się na podwórku. Nasz dom był najlepszy na świecie, ale wtedy po prostu o tym nie myślałam. Mieliśmy balkon, z którego mogłam zobaczyć, kto jest na dworze, albo patrzeć, jak mama wysiada z samochodu i idzie do domu. Mieliśmy taką najfajniejszą łazienkę z dużą wanną i ogrzewaną podłogą! A nasz pokój był pomalowany na różowo i, co prawda, był tam cały czas bałagan, ale podobało mi się tam najbardziej na świecie. Ale wtedy też o tym w ogóle nie myślałam.
Pewnego zimowego wieczoru mama powiedziała, że to nasza ostatnia noc w domu i że jutro się przeprowadzamy. Naprawdę nie wiedziałam wtedy, co to znaczy się przeprowadzić… Teraz to bym rzeczywiście przytuliła całe nasze mieszkanie i nigdy nie puściła, i nie pozwoliłabym się stamtąd zabrać! Nikt też nie spytał o moje zdanie, czy ja w ogóle chcę się przeprowadzać. Byłoby jasne od początku, że się nie zgadzam.
Następnego ranka przyszło kilku kolegów tatusia. Mama zaczęła pakować wszystko w pudła! Ubrania, zabawki, garnki, talerze, buty, szampony, gąbki do mycia, poduszki, pościele. Wszystko, wszystko! Nagle zrobił się jeszcze większy bałagan niż w naszym pokoju. I ci wszyscy ludzie z tatusiem na czele zaczęli wynosić meble, kartony, kwiatki, dywany. Wszystko!!! Wpakowali to do wielkiej ciężarówki, a nasze mieszkanie nagle stało się takie brzydkie, puste i za duże. Zrobiło mi się bardzo dziwnie, bo nie chciałam, żeby tak wyglądało, chciałam, żeby wszystko wróciło na swoje miejsce.
Przeprowadziliśmy się na drugą stronę miasta, bardzo blisko babci Oli, tak blisko, że mogę teraz do niej chodzić sama. Mieszkamy więc w takim domu, który jest trochę zniszczony, w łazience jest zimno, bo nie ma tam ogrzewanej podłogi, i nasz pokój mi się nie podoba.
I po co była ta cała przeprowadzka?
Ale to nie wszystko. W tamtym roku skończyłam przedszkole i poszłam do szkoły. A ja naprawdę chciałabym zostać w tym przedszkolu już na zawsze! Prawie wszystkie dzieci z mojej klasy się już znały, bo chodziły do tego samego przedszkola. Jakie to niesprawiedliwe... Byłam zrozpaczona. Nie było moich przyjaciółek Klary i Helenki. Musiałam poznać nowe dziewczynki i nowych chłopców, a oni się już bawili ze sobą i sobie opowiadali o Minecrafcie i o filmikach z jutuba, a ja o tym wszystkim nic nie wiedziałam!
— Jak było, kochanie? — pytała mama, gdy odbierała mnie ze szkoły. — Na co ja:
— Beznadziejnie, nienawidzę szkoły. Chcę wracać do przedszkola!
Wtedy mama nic nie mówiła, tylko mocno mnie przytulała. Było mi z tym przytulaniem trochę lepiej, ale nie do końca.
Dni mijały, a ja wciąż nie mogłam przyzwyczaić się do nowego miejsca. Tęskniłam za naszym starym domem, za swoim pokojem, za tym, co tak dobrze było mi znane.
Często z tej tęsknoty się złościłam. A kiedy tak tupałam i płakałam, mama brała mnie na ręce i mocno przytulała… jakby wiedziała i rozumiała, dlaczego tak się złoszczę, i ta moja złość zupełnie jej nie przeszkadzała! Kiedyś nawet, kiedy tak tupałam i krzyczałam, narysowała na tablicy wielką, wystającą z wody górę lodową. Bardzo mnie to zainteresowało i nawet przestałam płakać, podeszłam do mamy i zaciekawiona próbowałam przeczytać, co napisała na obrazku. Tę wystającą z wody część góry wielkimi literami podpisała ZŁOŚĆ. Tak, to prawda, czułam złość! Na przeprowadzkę, nowy dom i na to, że już nie mogę chodzić do przedszkola, a muszę do szkoły. Ale potem na górze pod powierzchnią mama napisała SMUTEK. I wiecie co? To też była prawda… Czułam dużo smutku, że tyle się zmieniło. Długo tak patrzyłyśmy na tę górę, a potem poprosiłam mamę, by obok smutku była TĘSKNOTA, bo ja przecież też tak bardzo tęskniłam. A kiedy tak myślałam o tym, co czuję, jakoś tej złości zrobiło się mniej. Dziwne…
W naszym nowym domu był ogródek. To tam była jedna jedyna fajna rzecz. Kiedyś, jeszcze na Wesołej, mama obiecała, że gdy przeprowadzimy się do nowego miejsca i będziemy mieć ogródek, to adoptujemy drugiego pieska. I któregoś dnia, gdy po szkole wracałyśmy z mamą do domu, mama opowiedziała mi o Czesi. Czesia mieszkała jeszcze niedawno na wsi i była przypięta łańcuchem do dziurawej budy, a poprzedni właściciele zapominali ją karmić.
Kolega mamy postanowił, że Czesia musi zamieszkać w nowym domu, i dogadali się z mamą, że to będzie nasz. Ucieszyłam się bardzo z nowego pieska. Biegałam, skakałam, dawno nie czułam takiej radości. Jednak kiedy kolega mamy przywiózł Czesię, nic nie było tak, jak sobie zaplanowałam.
Czesia wcale nie chciała się ze mną bawić i wszędzie robiła kupę i siku. Bez sensu był ten drugi pies!
Pewnej nocy obudziłam się, aby pójść do łóżka do rodziców. Ich pokój nie był tam, gdzie zawsze był, i po prostu się pogubiłam. Po ciemku weszłam w coś... najgorszego! Ohydnego, zimnego, lepkiego... Przestraszyłam się i zaczęłam krzyczeć. To coś strasznie śmierdziało — nadepnęłam na kupę Czesi. Obudziłam cały dom. Rodzice najpierw umyli mnie w wannie, potem umyli podłogę, a potem wyprowadzili Czesię na dwór.
Potem wszyscy razem położyliśmy się u rodziców. Ale ja już nie mogłam zasnąć.
Rano byłam niewyspana i zła, nie chciałam nigdzie iść, do żadnej głupiej szkoły. Odmówiłam ubrania się, nie wstałam, gdy mama mnie o to prosiła, i byłam dla wszystkich już bardzo niemiła.
— Kaja, proszę cię, zaraz się spóźnisz do szkoły. Proszę, wstawaj.
— Nienawidzę tej szkoły. Nienawidzę tego domu! — krzyczałam i płakałam tak głośno, że oba psy uciekły z pokoju.
Zamknęłam się w swoim pokoju i rzuciłam na łóżko. Po chwili uświadomiłam sobie, że mama już nie chce, abym się ubrała. Położyła się ze mną pod kołdrą, przytuliła mnie i powiedziała:
— Ja też bardzo tęsknię za Wesołą, za naszym starym domkiem. I czasem jest mi z tym smutno. I tobie chyba też jest teraz smutno, prawda?
— Tak — wyszeptałam. — Chcę do starego domu…
Wtedy do pokoju weszła Czesia, która powąchała łóżko, potem przednimi łapami weszła na nie i przybliżyła swój nos do mojego zasmarkanego nosa, i mnie polizała. To mnie tak zaskoczyło, że zaczęłam się głośno śmiać.
Minęło kilka tygodni. Czesia nauczyła się w końcu robić kupę i siku na dworze, a mama pozwoliła mi ją wyprowadzać na spacer. Fajnie było chodzić z nią po parku, bo teraz mieliśmy park koło domu.
I coś zmieniło się u mnie w klasie. Pani wychowawczyni posadziła mnie w ławce z Zuzią. Zuzia cały czas robiła jakieś dowcipy. Zaczęłyśmy razem żartować, okazało się, że jest strasznie śmieszna, i bardzo ją polubiłam. Została moją nową przyjaciółką.
Właśnie teraz, gdy o tym wszystkim myślę, siedzę w naszym ogródku na kocyku. Świeci słońce. Jest cieplutko. Zosia, moja dawna sąsiadka z Wesołej, przyjechała mnie odwiedzić. Bawimy się od rana z psami. Kraksa śpi koło nas na trawce. Czesia biega po ogrodzie, a ja rzucam jej piłeczkę. Jest taka cudowna i wesoła!
Przychodzi mama, przynosi nam arbuza. Jemy go i sok ścieka nam po brodzie. Uwielbiam arbuzy oraz zabawy z psami i Zosię.
Ostatnio kiedy sprzątałyśmy z mamą w pokoju, chciała wytrzeć z tablicy namalowaną kiedyś górę lodową.
— Zostaw, proszę! — powstrzymałam ją. — Złości już nie ma, ale tęsknię jeszcze za Wesołą. — Nagle znów posmutniałam.
— I to jest w porządku — powiedziała moja mama. — Ja też tęsknię za Wesołą, bo tam wydarzyło się tyle wspaniałych rzeczy, ale z drugiej strony, gdy coś się kończy, to zawsze pojawia się miejsce na nowe rzeczy — dodała.
— Tak — odpowiedziałam — ale tęsknię za Wesołą i z tego powodu czasem chce mi się płakać.
— A czy jest coś, co lubisz w swoim nowym życiu? — nagle zapytała mama.
— Chyba tak... no... mamy Czesię... i mam nową przyjaciółkę, i do babci możemy chodzić, kiedy chcemy... i możemy się bawić w ogródku.
— Zawsze będziemy wspominać mieszkanie na Wesołej oraz dawne przedszkole, i to się nie zmieni. Ale dzięki temu, że się przeprowadziliśmy, spotkało nas wiele nowych, dobrych rzeczy.
— To prawda — mówię i jest mi trochę smutno, ale też czuję się nawet szczęśliwa.