- W empik go
Poznać wroga - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2016
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Poznać wroga - ebook
Trójka gimnazjalistów zafascynowanych kryminałami zostaje wplątana w niebezpieczną grę, w której stawką jest życie mieszkańców ich miasta. Tajemniczy nieznajomy dostarcza im skrzyneczkę z dziwnymi przedmiotami, które na pierwszy rzut oka nie mają z niczym związku. Tymczasem są to niezwykle cenne wskazówki...
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8083-195-7 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Prolog
– Są pytania bez odpowiedzi i odpowiedzi na wiele pytań. Są sprawy pozornie bez związku, ale wystarczy je tylko połączyć, by dostrzec znacznie więcej.
Stojąc na szczycie sześciopiętrowego budynku, masz wrażenie, że trzymasz w garści cały świat, że tylko od ciebie zależą jego losy. Zazwyczaj ciążące na sercu myśli, wspomnienia i obrazy z przeszłości spowijające cię niczym mgła w tym momencie znikają, a ty jesteś wolny. Masz pełną kontrolę nad otaczającą cię rzeczywistością i nie martwisz się, że nagle ją utracisz. I wydaje się, że nic ani nikt nie może zniweczyć twoich nawet najbardziej przebiegłych planów.
– Pozory mylą. Jest jedna osoba, która zmienia wszystko. Jego jasne, blond włosy, rozwiane przez zimny północny wiatr. Błękitne oczy bystro patrzące na świat. Świat, w którym tak naprawdę widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć.
– Nikt nie wie, co czuję, ale już czas, by to zmienić… Chłopak trzyma w ręku mały, płaski przedmiot w czarnej obudowie, z przeraźliwie czerwonym przyciskiem.
– Czas się zmierzyć, Holmes.
*
Stoję przed starym lustrem z misternie rzeźbioną metalową ramą. Natarczywie wpatruję się we własne odbicie i rozmyślam. Jak to właściwie jest? Jak to jest, że ludzie, idąc ulicą, nie patrzą na to, co jest wokół nich? Nie odwracają głowy i nie pytają: co to takiego?
– Skarbie. – Odwracam się, słysząc ciepły, znajomy głos za plecami. – Skarbie, popatrz.
Na kamiennej posadzce, którą wyłożone jest całe pomieszczenie, stoi kobieta: niska, szczupła, w podeszłym wieku. Siwe włosy ma upięte w misterny kok. Jej duże, szaroniebieskie oczy spoglądają na mnie z dobrocią.
– Spójrz wokół siebie – prosi. – Zobacz, jaki naprawdę jest świat. Musisz zapamiętać wszystko, co teraz ci powiem.
– Dlaczego? – pytam. Mój głos jest jakiś inny. Dziwnie wysoki. Jestem dzieckiem, siedmioletnią dziewczynką.
– Bo pewnego dnia mnie zabraknie i wtedy nie będę mogła ci niczego przypomnieć.
– Ale gdzie ty masz zamiar pójść?
– Na razie nigdzie nie idę. Pójdę później, lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas na moją podróż, ale zanim gdziekolwiek się wybiorę, muszę przekazać ci coś bardzo ważnego. Posłuchaj, skarbie: musisz pamiętać, żeby patrzeć na świat. Jednak nie tak, jak zwykli ludzie, którzy widzą tylko to, co chcą zobaczyć. Patrz tak, aby widzieć nawet to, czego nie chcesz i nie chciałabyś ujrzeć.
– Dobrze, babciu.
– Na mnie pora, myszko, skoro już wiesz.
– Ale mówiłaś, że nigdzie się nie wybierasz!
– Czasami, nawet gdy nam na czymś bardzo zależy, nie możemy tego zatrzymać przy sobie. Poza tym jesteś już gotowa, by pójść własną drogą. Ja bym ci tylko przeszkadzała.
Całą przestrzeń pomiędzy nami wypełnia śnieżnobiała mgła. Głos staruszki nagle cichnie, a jej sylwetka powoli się rozmywa i kiedy mgła niespodziewanie opada, jej już nie ma. Stoję, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze; przyglądam się ciekawie niskiej, kościstej siedmiolatce o szaroniebieskich oczach i brązowych włosach. Siedmiolatce, na którą słowa starszej kobiety wywarły ogromny wpływ. Nagle przygnieciona ciężarem własnych myśli osuwam się na kolana i zaczynam cicho płakać. Staram się, by nikt nie usłyszał mojego szlochu.
*
– To tylko sen… Sen, zwyczajny, głupi sen – powtarzam sobie w myślach, ale coraz mniej wierzę we własne słowa. Znowu śniła mi się babcia. Ale dlaczego? Po policzkach spływają mi ciepłe łzy. Mimo ośmiu lat, które upłynęły od jej śmierci, nadal o niej myślę i ciągle płaczę, gdy śni mi się ten sen. Rzeczywiście, takie były jej ostatnie słowa, zanim odeszła na zawsze. Od tamtej pory noszę je głęboko w sercu. I choć wszyscy mi mówią, że się zmieniłam, stałam się chłodna, to jestem dumna z tego, że spełniłam prośbę jedynej osoby, którą naprawdę kochałam. Bo patrzę na świat tak, jak nie patrzy na niego żaden inny człowiek.Rozdział 1
Czasami naprawdę nie wiem, czy ludzie są tacy ślepi, czy tylko udają. Irytowało mnie to już od najmłodszych lat, ale od jakiegoś czasu doprowadza mnie to do szału. Jak to możliwe, że inni nie potrafią dostrzec tylu istotnych rzeczy?! Na przykład: siedzę sobie na sofie w salonie i oglądam z braćmi serial kryminalny, w którym nieudolna policja bezskutecznie próbuje złapać jeszcze bardziej nieudolnego przestępcę.
– To nie on, to jego ojciec! Ludzie! No spójrzcie na jego spodnie!
Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, gdy na strychu u dziadka znalazłam książkę Arthura Conan Doyle’a. Od tej pory główny bohater fabuły, detektyw Sherlock Holmes, stał się moim idolem. Jego talent, specyficzne poczucie humoru i sposób myślenia bardzo mi zaimponowały. Polubiłam rozwiązywanie zagadek i z przejęciem śledziłam każdy krok mojego książkowego bohatera. Jednak samo czytanie mi nie wystarczało. Marzyłam o własnej „sprawie”, którą mogłabym rozwiązać, więc kiedy moje marzenia wreszcie się ziściły, byłam gotowa podjąć wyzwanie.
*
Mój dom jest dość duży. Właściwie to nie jest dom, tylko stary dworek. Rodzice kupili go jakieś trzy lata temu i wyremontowali. Jeśli pominąć fakt, że pomalowano go na beznadziejny jasnozielony kolor, można by powiedzieć, że prezentuje się naprawdę imponująco. Marmurowe schody z metalową, kutą poręczą dumnie pną się ku górze. Białe ściany zdobione miejscami czarną mozaiką, nowoczesne meble, wykonane (jak wszystko zresztą) z kamienia, szkła albo jasnego drewna i cielęcej skóry. Wnętrze istotnie może wydawać się chłodne, zwłaszcza że na podłodze ułożono płytki z czarnego kamienia. Niestety, nic nie mogłam na to poradzić. Osobiście wolę cieplejsze wnętrza, ale nie ja o tym decydowałam. Jedynym miejscem, poza moim pokojem, którego nie pozwoliłam „zepsuć”, jest biblioteka. Ba, dzięki mnie zachowała swój indywidualny charakter i zyskała kilkadziesiąt zupełnie nowych książek.
Jak co dzień rano zeszłam na dół po zimnych kamiennych schodach, trzymając w ręku przetarty dżinsowy plecak.
– Odbierzesz małego – oznajmiła mama, gdy tylko pojawiłam się w kuchni. Jak zwykle używała za dużo tuszu do rzęs, przesadnie podkreślając wielkie, ciemne oczy, odznaczające się wyraźnie na twarzy o niespotykanie jasnej cerze. Efekt potęgowały długie, ciemne włosy, na prostowanie których poświęcała codziennie przynajmniej godzinę.
– Muszę? Dominik kończy wcześniej i też może go odebrać.
– Dominik nie może, ma kółko – ucięła krótko mama. Młodsi bracia zawsze mają o niebo lepiej… A ci najmłodsi, to już w ogóle! Właściwie to nie wiem, dlaczego zawsze byłam traktowana przez rodziców nieco po macoszemu. Uczyłam się dobrze i w przeciwieństwie do moich braci nie miałam dziwnych pomysłów, dlaczego więc to zawsze ja musiałam spełniać prośby matki, niezależnie od tego, jakie miałam plany na dany dzień?
– Jakby nie mógł zaczekać przez godzinę w świetlicy – mruknęłam pod nosem.
– Co tam mamroczesz? – spytała mama, lustrując mnie badawczo.
– Kula u nogi! – ze złością zwróciłam się w stronę Mikołaja.
Mały „aniołek”, ot co! Wszyscy tak o nim myślą – tylko dlatego, że ma jasne, kręcone włosy, błękitne oczy i uśmieszek, który wszystkim wydaje się słodki, a dla mnie jest po prostu perfidny.
– Sama jesteś… no… Jak to tam było? – próbował się odgryźć mój mały braciszek.
– Daruj sobie te mądrości, młody.
*
– Hej!
– Cześć – rzuciłam na dzień dobry mojej przyjaciółce. Ludzie są czasami naprawdę irytujący. Nie można od nich niczego wymagać. Mary jest właśnie jedną z takich osób. Typowa słodka blondynka śledząca najnowsze trendy w modzie, z obowiązkowym różowym elementem w każdym stroju. Mary jest wysoka i szczupła, lekko pofalowane blond włosy swobodnie opadają jej na ramiona, piwne oczy podkreślają jasną cerę, a całości dopełnia wspaniały uśmiech, którego tym razem brakowało. Ba! Wydawała się nawet smutna.
– Jak się czujesz? Wyglądasz, jakbyś nie przespała nocy – spytała z nieudawaną troską w głosie.
– Dobre spostrzeżenie. Nie przespałam nocy!
– Znowu ten dziwaczny sen?
– No… A jakby tego było mało, mam jeszcze problemy z rodzicami, i pokłóciłam się z braćmi, serio. Rodzice chcieli mnie za wszelką cenę opchnąć na jakimś kierunku na politechnice. Czepiają się o to, że za dużo czytam. To znaczy, mama się czepiała, a tata we wszystkim ją popierał. Do tej pory się zastanawiam, czy on w ogóle ma własne zdanie…
– Dobra… Mamy dzisiaj jakąś pracę zespołową. – ucięła Mary.
– Szczerze, średnio mnie to obchodzi. Zawalanie umysłu niepotrzebnymi bzdurami. Masz pojęcie, ile czasu zajmuje mi potem usuwanie tych wszystkich bezużytecznych bredni z mojej przeładowanej pamięci?
– Ostatnio jesteś strasznie opryskliwa, zmieniłaś się.
Może Mary ma rację, tak jak cała moja rodzina. Niestety, to nie takie proste, jak wszyscy myślą. Spełniłam to, o co mnie poproszono, ale coś za coś. Żeby dostrzegać rzeczy, które dla innych nie istnieją, musiałam stłumić uczucia. Przyznaję, trochę to trwało, ale wreszcie jest tak, jak chciała babcia. Nauczyłam się wyzbywać pewnych niepotrzebnych odczuć, chowam je głęboko w sobie i nie pozwalam się im wydostać. Jednak nie opanowałam tego do perfekcji, zdarza się, że one biorą górę nad rozsądkiem. Zastanawiam się czasami, jak moja przyjaciółka ze mną wytrzymuje. Choć teraz, gdy to opowiadam, trochę się pozmieniało, to nadal nie jestem zbyt wylewna w okazywaniu uczuć. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o przyjaciół.
– Hej, dziewczyny! – Jak zwykle musiał się do nas przyczepić nasz „kochany kolega” z klasy, Artur. Dość wysoki, chudy chłopak z zaskakująco rudymi włosami (wyglądały, jakby czesał je za pomocą noworocznej petardy, odpalanej co rano na czubku głowy), zielonymi oczami i mnóstwem piegów. Nosi zajechane trapery, wytarte dżinsy i bluzy (w wielu wariantach kolorystycznych). No chyba że na dworze mamy ponad 30 stopni powyżej zera, wtedy obowiązkową bluzę zamieniana na T-shirt.
– Co porabiacie?
– Co to ma być? Czym żeś się wyperfumował? – spytałam, patrząc na niego z politowaniem.
– A co, podoba ci się? – droczył się cwaniacko.
Mój mózg zaczął z prędkością światła analizować to, co przed chwilą odebrały zmysły. W głowie trwała teraz istna rewolucja. Obserwacja, analiza, dedukcja. Przypomnienie sobie substancji o podobnym zapachu zajęło mi raptem kilka sekund, więc niemal natychmiast mu się odcięłam.
– Niespecjalnie, wolę Adidasa. Wnioskuję, że podwędziłeś ojcu Bossa. To nie są perfumy dla ciebie, za młody jesteś.
– Skąd ty… Dobra, powinienem się przyzwyczaić.
– Chodźmy lepiej na lekcję, bo się spóźnimy – urwałam rozmowę. – Mamy jakąś pracę zespołową, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
No właśnie, to jest mój krzyż. Wiem o innych więcej, niż oni sami wiedzą o sobie, i nawet moi przyjaciele nie mogą się z tym pogodzić (tak jest, niestety, do tej pory).
*
Siedziałam na beznadziejnej lekcji wiedzy o społeczeństwie, a moje myśli uciekały w inną stronę. Zupełnie nie mogłam skupić się na zadaniu, jakie zlecił nam pan Małecki. WOS był dla mnie nudny, naprawdę zupełnie nie interesowało mnie to, co miał do powiedzenia premier, prezydent czy sprzątaczka pracująca w sejmie. Jakby tego było mało, nauczyciel WOS-u miał monotonny głos; przynudzał do tego stopnia, że sam potrafił zasnąć na swojej lekcji. Moje myśli zaczęły podążać w kierunku zmarłej przed ośmioma laty babci, która śniła mi się dziś w nocy. Pamiętam ją doskonale, tak jakby odeszła zaledwie wczoraj. Pamiętam ból po jej stracie. Okropny ból, przeszywający moje serce na wylot. Gdy umarła, ja też chciałam umrzeć. Nie rozumiałam, dlaczego mnie opuściła, dlaczego pozostawiła pośród tych wszystkich nieprzyjaznych ludzi, którzy tak naprawdę wcale mnie nie kochali. Zawsze była jedyną osobą, z którą mogłam normalnie porozmawiać. Nie musiałam przy niej niczego udawać. Mogłam być sobą i nie ukrywałam przed nią niczego. Ona też nie musiała przy mnie niczego udawać. I chyba była z tego zadowolona. Jak ona bez reszty akceptowała mnie taką, jaką byłam, tak ja akceptowałam ją. Obie byłyśmy najszczęśliwsze wyłącznie w swoim towarzystwie. A potem… ona odeszła. Jednak ja nadal ją pamiętam, a moja rana wcale się nie zabliźniła. Od ośmiu lat krwawi tak samo jak na początku, nie pozwalając mi zapomnieć. Pamiętam jej oczy, duże, szaroniebieskie oczy… Zresztą ja mam takie same. Tylko że te moje nie patrzą na świat tak samo jak jej. Ona zawsze, w każdym zdarzeniu, potrafiła znaleźć jakieś pozytywne strony. Patrzyła na wszystkich z dobrocią i miłością. I nawet gdybyś był jej największym wrogiem, wyciągnęłaby do ciebie pomocną dłoń. A ja? Ja nawet nie potrafię zapanować nad swoimi uczuciami. Gubię się w życiu. Jedyne, co mnie ratuje, to ciekawość i chęć pokazania, co potrafię. I chyba dzięki temu jeszcze żyję. Dzięki temu, że coś mnie pcha ku tajemnicy.
*
Uwielbiałam ten zapach. Ciężar książek na rękach i układanie ich na właściwych miejscach. Za rok miałam opuścić gimnazjum, nie wyobrażałam sobie, jak przeżyję rozłąkę z bibliotekarkami. W naszej szkole były dwie. Pani Greta, która właśnie skończyła studia, i pani Lena, energiczna czterdziestolatka, której niepotrzebny był żaden spis książek. Pamiętała wszystko, co kiedykolwiek znalazło się w bibliotece.
– Co porabiasz po południu? – zapytała Mary, gdy po skończonych lekcjach stałyśmy na szkolnym korytarzu.
– Nic szczególnego, idę do czytelni. Muszę coś załatwić.
– Naprawdę cię nie pojmuję. Po pierwsze nie rozumiem twojej pasji czytania i miłości do książek…
Moja przyjaciółka nie należy do osób nadmiernie zachwycających się lekturą jakichkolwiek książek. Jedyne, co czyta, to plotkarskie magazyny, a ponadto godzinami potrafi przesiadywać na czacie. Sama nie wiem, jak mogłam zaprzyjaźnić się z osobą o zupełnie odmiennych zainteresowaniach.
– …a po drugie, to mam nadzieję, że nie masz zamiaru zrobić tego, o czym myślę.
– To zależy, o czym myślisz. – Uśmiechnęłam się słodko i weszłam do biblioteki.
Mary chodziło o to, że z nudów postanowiłam trochę utrudnić komuś życie, oczywiście nie na siłę. Do każdej wypożyczonej książki, którą przeczytałam, wkładałam krótką notatkę, zawierającą łamigłówkę, a wskazówki do jej rozwiązania miały znajdować się w danej książce. Z początku nawet nie liczyłam na to, że ktoś się tym zainteresuje, był to jedynie sprawdzian, lecz nagle okazało się, że istnieją ludzie dociekliwi. Dlatego też postanowiłam kontynuować tę grę. Wiedziałam, że ktoś podąża moim tropem, że ktoś chce poznać moją tajemnicę. Ta osoba ewidentnie lubiła zagadki, a przede wszystkim była trochę podobna do mnie. „Może przy odrobinie szczęścia pozna moje imię”, myślałam. Wiem, to, co robiłam, nie było normalne, ale dobrze się przy tym bawiłam i nie zamierzałam kończyć tej zabawy przedwcześnie.
– A jednak! – Mary była tak zadowolona z siebie, że aż krzyknęła. – Miałam rację? Nadal umieszczasz te dziwaczne liściki w książkach! Nie byłam zadowolona z tego, że przyjaciółka przyłapała mnie na moich dziwnych poczynaniach. Dlatego musiałam się czym prędzej wytłumaczyć.
– No OK… – przyznałam niechętnie. – Ale po pierwsze: to nie są liściki, a po drugie: wiem, że ktoś za mną podąża.
– Pokaż mi to! – zażądała Mary.
Zdjęłam z półki starą, trochę przykurzoną książkę i podałam jej.
– „Dla ciebie istnieje tylko jeden cel, jedna jedyna rzecz, którą musisz mieć. Nie wiesz, co to jest, ale tego pragniesz. Czy chcesz się dowiedzieć? Emilia Kiereś, „Kwadrans”, s. 136…” – przeczytała. Popatrzyła na mnie z politowaniem i już miała zamiar coś powiedzieć, ale jej przerwałam.
– Wiem. Może i jestem szurnięta, ale nie zamierzam się poddawać! Zostały tylko dwie wskazówki i rozwiążę całą zagadkę.
– To najbardziej dziwaczna rzecz, z jaką się zetknęłam, a już na pewno jeden z najbardziej absurdalnych pomysłów na poznanie kogoś nowego. Może będę potem żałować tego, co zrobię, ale raz kozie śmierć… Nic nikomu nie powiem o twojej zabawie.
Byłam jej bardzo wdzięczna i chociaż nie okazałam tego zbyt wylewnie, cieszyłam się, że Mary (mimo iż nie rozumiała moich działań ) zachowała się, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.
– Są pytania bez odpowiedzi i odpowiedzi na wiele pytań. Są sprawy pozornie bez związku, ale wystarczy je tylko połączyć, by dostrzec znacznie więcej.
Stojąc na szczycie sześciopiętrowego budynku, masz wrażenie, że trzymasz w garści cały świat, że tylko od ciebie zależą jego losy. Zazwyczaj ciążące na sercu myśli, wspomnienia i obrazy z przeszłości spowijające cię niczym mgła w tym momencie znikają, a ty jesteś wolny. Masz pełną kontrolę nad otaczającą cię rzeczywistością i nie martwisz się, że nagle ją utracisz. I wydaje się, że nic ani nikt nie może zniweczyć twoich nawet najbardziej przebiegłych planów.
– Pozory mylą. Jest jedna osoba, która zmienia wszystko. Jego jasne, blond włosy, rozwiane przez zimny północny wiatr. Błękitne oczy bystro patrzące na świat. Świat, w którym tak naprawdę widzimy tylko to, co chcemy zobaczyć.
– Nikt nie wie, co czuję, ale już czas, by to zmienić… Chłopak trzyma w ręku mały, płaski przedmiot w czarnej obudowie, z przeraźliwie czerwonym przyciskiem.
– Czas się zmierzyć, Holmes.
*
Stoję przed starym lustrem z misternie rzeźbioną metalową ramą. Natarczywie wpatruję się we własne odbicie i rozmyślam. Jak to właściwie jest? Jak to jest, że ludzie, idąc ulicą, nie patrzą na to, co jest wokół nich? Nie odwracają głowy i nie pytają: co to takiego?
– Skarbie. – Odwracam się, słysząc ciepły, znajomy głos za plecami. – Skarbie, popatrz.
Na kamiennej posadzce, którą wyłożone jest całe pomieszczenie, stoi kobieta: niska, szczupła, w podeszłym wieku. Siwe włosy ma upięte w misterny kok. Jej duże, szaroniebieskie oczy spoglądają na mnie z dobrocią.
– Spójrz wokół siebie – prosi. – Zobacz, jaki naprawdę jest świat. Musisz zapamiętać wszystko, co teraz ci powiem.
– Dlaczego? – pytam. Mój głos jest jakiś inny. Dziwnie wysoki. Jestem dzieckiem, siedmioletnią dziewczynką.
– Bo pewnego dnia mnie zabraknie i wtedy nie będę mogła ci niczego przypomnieć.
– Ale gdzie ty masz zamiar pójść?
– Na razie nigdzie nie idę. Pójdę później, lecz jeszcze nie teraz, jeszcze nie czas na moją podróż, ale zanim gdziekolwiek się wybiorę, muszę przekazać ci coś bardzo ważnego. Posłuchaj, skarbie: musisz pamiętać, żeby patrzeć na świat. Jednak nie tak, jak zwykli ludzie, którzy widzą tylko to, co chcą zobaczyć. Patrz tak, aby widzieć nawet to, czego nie chcesz i nie chciałabyś ujrzeć.
– Dobrze, babciu.
– Na mnie pora, myszko, skoro już wiesz.
– Ale mówiłaś, że nigdzie się nie wybierasz!
– Czasami, nawet gdy nam na czymś bardzo zależy, nie możemy tego zatrzymać przy sobie. Poza tym jesteś już gotowa, by pójść własną drogą. Ja bym ci tylko przeszkadzała.
Całą przestrzeń pomiędzy nami wypełnia śnieżnobiała mgła. Głos staruszki nagle cichnie, a jej sylwetka powoli się rozmywa i kiedy mgła niespodziewanie opada, jej już nie ma. Stoję, wpatrując się w swoje odbicie w lustrze; przyglądam się ciekawie niskiej, kościstej siedmiolatce o szaroniebieskich oczach i brązowych włosach. Siedmiolatce, na którą słowa starszej kobiety wywarły ogromny wpływ. Nagle przygnieciona ciężarem własnych myśli osuwam się na kolana i zaczynam cicho płakać. Staram się, by nikt nie usłyszał mojego szlochu.
*
– To tylko sen… Sen, zwyczajny, głupi sen – powtarzam sobie w myślach, ale coraz mniej wierzę we własne słowa. Znowu śniła mi się babcia. Ale dlaczego? Po policzkach spływają mi ciepłe łzy. Mimo ośmiu lat, które upłynęły od jej śmierci, nadal o niej myślę i ciągle płaczę, gdy śni mi się ten sen. Rzeczywiście, takie były jej ostatnie słowa, zanim odeszła na zawsze. Od tamtej pory noszę je głęboko w sercu. I choć wszyscy mi mówią, że się zmieniłam, stałam się chłodna, to jestem dumna z tego, że spełniłam prośbę jedynej osoby, którą naprawdę kochałam. Bo patrzę na świat tak, jak nie patrzy na niego żaden inny człowiek.Rozdział 1
Czasami naprawdę nie wiem, czy ludzie są tacy ślepi, czy tylko udają. Irytowało mnie to już od najmłodszych lat, ale od jakiegoś czasu doprowadza mnie to do szału. Jak to możliwe, że inni nie potrafią dostrzec tylu istotnych rzeczy?! Na przykład: siedzę sobie na sofie w salonie i oglądam z braćmi serial kryminalny, w którym nieudolna policja bezskutecznie próbuje złapać jeszcze bardziej nieudolnego przestępcę.
– To nie on, to jego ojciec! Ludzie! No spójrzcie na jego spodnie!
Wszystko zaczęło się jakieś cztery lata temu, gdy na strychu u dziadka znalazłam książkę Arthura Conan Doyle’a. Od tej pory główny bohater fabuły, detektyw Sherlock Holmes, stał się moim idolem. Jego talent, specyficzne poczucie humoru i sposób myślenia bardzo mi zaimponowały. Polubiłam rozwiązywanie zagadek i z przejęciem śledziłam każdy krok mojego książkowego bohatera. Jednak samo czytanie mi nie wystarczało. Marzyłam o własnej „sprawie”, którą mogłabym rozwiązać, więc kiedy moje marzenia wreszcie się ziściły, byłam gotowa podjąć wyzwanie.
*
Mój dom jest dość duży. Właściwie to nie jest dom, tylko stary dworek. Rodzice kupili go jakieś trzy lata temu i wyremontowali. Jeśli pominąć fakt, że pomalowano go na beznadziejny jasnozielony kolor, można by powiedzieć, że prezentuje się naprawdę imponująco. Marmurowe schody z metalową, kutą poręczą dumnie pną się ku górze. Białe ściany zdobione miejscami czarną mozaiką, nowoczesne meble, wykonane (jak wszystko zresztą) z kamienia, szkła albo jasnego drewna i cielęcej skóry. Wnętrze istotnie może wydawać się chłodne, zwłaszcza że na podłodze ułożono płytki z czarnego kamienia. Niestety, nic nie mogłam na to poradzić. Osobiście wolę cieplejsze wnętrza, ale nie ja o tym decydowałam. Jedynym miejscem, poza moim pokojem, którego nie pozwoliłam „zepsuć”, jest biblioteka. Ba, dzięki mnie zachowała swój indywidualny charakter i zyskała kilkadziesiąt zupełnie nowych książek.
Jak co dzień rano zeszłam na dół po zimnych kamiennych schodach, trzymając w ręku przetarty dżinsowy plecak.
– Odbierzesz małego – oznajmiła mama, gdy tylko pojawiłam się w kuchni. Jak zwykle używała za dużo tuszu do rzęs, przesadnie podkreślając wielkie, ciemne oczy, odznaczające się wyraźnie na twarzy o niespotykanie jasnej cerze. Efekt potęgowały długie, ciemne włosy, na prostowanie których poświęcała codziennie przynajmniej godzinę.
– Muszę? Dominik kończy wcześniej i też może go odebrać.
– Dominik nie może, ma kółko – ucięła krótko mama. Młodsi bracia zawsze mają o niebo lepiej… A ci najmłodsi, to już w ogóle! Właściwie to nie wiem, dlaczego zawsze byłam traktowana przez rodziców nieco po macoszemu. Uczyłam się dobrze i w przeciwieństwie do moich braci nie miałam dziwnych pomysłów, dlaczego więc to zawsze ja musiałam spełniać prośby matki, niezależnie od tego, jakie miałam plany na dany dzień?
– Jakby nie mógł zaczekać przez godzinę w świetlicy – mruknęłam pod nosem.
– Co tam mamroczesz? – spytała mama, lustrując mnie badawczo.
– Kula u nogi! – ze złością zwróciłam się w stronę Mikołaja.
Mały „aniołek”, ot co! Wszyscy tak o nim myślą – tylko dlatego, że ma jasne, kręcone włosy, błękitne oczy i uśmieszek, który wszystkim wydaje się słodki, a dla mnie jest po prostu perfidny.
– Sama jesteś… no… Jak to tam było? – próbował się odgryźć mój mały braciszek.
– Daruj sobie te mądrości, młody.
*
– Hej!
– Cześć – rzuciłam na dzień dobry mojej przyjaciółce. Ludzie są czasami naprawdę irytujący. Nie można od nich niczego wymagać. Mary jest właśnie jedną z takich osób. Typowa słodka blondynka śledząca najnowsze trendy w modzie, z obowiązkowym różowym elementem w każdym stroju. Mary jest wysoka i szczupła, lekko pofalowane blond włosy swobodnie opadają jej na ramiona, piwne oczy podkreślają jasną cerę, a całości dopełnia wspaniały uśmiech, którego tym razem brakowało. Ba! Wydawała się nawet smutna.
– Jak się czujesz? Wyglądasz, jakbyś nie przespała nocy – spytała z nieudawaną troską w głosie.
– Dobre spostrzeżenie. Nie przespałam nocy!
– Znowu ten dziwaczny sen?
– No… A jakby tego było mało, mam jeszcze problemy z rodzicami, i pokłóciłam się z braćmi, serio. Rodzice chcieli mnie za wszelką cenę opchnąć na jakimś kierunku na politechnice. Czepiają się o to, że za dużo czytam. To znaczy, mama się czepiała, a tata we wszystkim ją popierał. Do tej pory się zastanawiam, czy on w ogóle ma własne zdanie…
– Dobra… Mamy dzisiaj jakąś pracę zespołową. – ucięła Mary.
– Szczerze, średnio mnie to obchodzi. Zawalanie umysłu niepotrzebnymi bzdurami. Masz pojęcie, ile czasu zajmuje mi potem usuwanie tych wszystkich bezużytecznych bredni z mojej przeładowanej pamięci?
– Ostatnio jesteś strasznie opryskliwa, zmieniłaś się.
Może Mary ma rację, tak jak cała moja rodzina. Niestety, to nie takie proste, jak wszyscy myślą. Spełniłam to, o co mnie poproszono, ale coś za coś. Żeby dostrzegać rzeczy, które dla innych nie istnieją, musiałam stłumić uczucia. Przyznaję, trochę to trwało, ale wreszcie jest tak, jak chciała babcia. Nauczyłam się wyzbywać pewnych niepotrzebnych odczuć, chowam je głęboko w sobie i nie pozwalam się im wydostać. Jednak nie opanowałam tego do perfekcji, zdarza się, że one biorą górę nad rozsądkiem. Zastanawiam się czasami, jak moja przyjaciółka ze mną wytrzymuje. Choć teraz, gdy to opowiadam, trochę się pozmieniało, to nadal nie jestem zbyt wylewna w okazywaniu uczuć. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o przyjaciół.
– Hej, dziewczyny! – Jak zwykle musiał się do nas przyczepić nasz „kochany kolega” z klasy, Artur. Dość wysoki, chudy chłopak z zaskakująco rudymi włosami (wyglądały, jakby czesał je za pomocą noworocznej petardy, odpalanej co rano na czubku głowy), zielonymi oczami i mnóstwem piegów. Nosi zajechane trapery, wytarte dżinsy i bluzy (w wielu wariantach kolorystycznych). No chyba że na dworze mamy ponad 30 stopni powyżej zera, wtedy obowiązkową bluzę zamieniana na T-shirt.
– Co porabiacie?
– Co to ma być? Czym żeś się wyperfumował? – spytałam, patrząc na niego z politowaniem.
– A co, podoba ci się? – droczył się cwaniacko.
Mój mózg zaczął z prędkością światła analizować to, co przed chwilą odebrały zmysły. W głowie trwała teraz istna rewolucja. Obserwacja, analiza, dedukcja. Przypomnienie sobie substancji o podobnym zapachu zajęło mi raptem kilka sekund, więc niemal natychmiast mu się odcięłam.
– Niespecjalnie, wolę Adidasa. Wnioskuję, że podwędziłeś ojcu Bossa. To nie są perfumy dla ciebie, za młody jesteś.
– Skąd ty… Dobra, powinienem się przyzwyczaić.
– Chodźmy lepiej na lekcję, bo się spóźnimy – urwałam rozmowę. – Mamy jakąś pracę zespołową, im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.
No właśnie, to jest mój krzyż. Wiem o innych więcej, niż oni sami wiedzą o sobie, i nawet moi przyjaciele nie mogą się z tym pogodzić (tak jest, niestety, do tej pory).
*
Siedziałam na beznadziejnej lekcji wiedzy o społeczeństwie, a moje myśli uciekały w inną stronę. Zupełnie nie mogłam skupić się na zadaniu, jakie zlecił nam pan Małecki. WOS był dla mnie nudny, naprawdę zupełnie nie interesowało mnie to, co miał do powiedzenia premier, prezydent czy sprzątaczka pracująca w sejmie. Jakby tego było mało, nauczyciel WOS-u miał monotonny głos; przynudzał do tego stopnia, że sam potrafił zasnąć na swojej lekcji. Moje myśli zaczęły podążać w kierunku zmarłej przed ośmioma laty babci, która śniła mi się dziś w nocy. Pamiętam ją doskonale, tak jakby odeszła zaledwie wczoraj. Pamiętam ból po jej stracie. Okropny ból, przeszywający moje serce na wylot. Gdy umarła, ja też chciałam umrzeć. Nie rozumiałam, dlaczego mnie opuściła, dlaczego pozostawiła pośród tych wszystkich nieprzyjaznych ludzi, którzy tak naprawdę wcale mnie nie kochali. Zawsze była jedyną osobą, z którą mogłam normalnie porozmawiać. Nie musiałam przy niej niczego udawać. Mogłam być sobą i nie ukrywałam przed nią niczego. Ona też nie musiała przy mnie niczego udawać. I chyba była z tego zadowolona. Jak ona bez reszty akceptowała mnie taką, jaką byłam, tak ja akceptowałam ją. Obie byłyśmy najszczęśliwsze wyłącznie w swoim towarzystwie. A potem… ona odeszła. Jednak ja nadal ją pamiętam, a moja rana wcale się nie zabliźniła. Od ośmiu lat krwawi tak samo jak na początku, nie pozwalając mi zapomnieć. Pamiętam jej oczy, duże, szaroniebieskie oczy… Zresztą ja mam takie same. Tylko że te moje nie patrzą na świat tak samo jak jej. Ona zawsze, w każdym zdarzeniu, potrafiła znaleźć jakieś pozytywne strony. Patrzyła na wszystkich z dobrocią i miłością. I nawet gdybyś był jej największym wrogiem, wyciągnęłaby do ciebie pomocną dłoń. A ja? Ja nawet nie potrafię zapanować nad swoimi uczuciami. Gubię się w życiu. Jedyne, co mnie ratuje, to ciekawość i chęć pokazania, co potrafię. I chyba dzięki temu jeszcze żyję. Dzięki temu, że coś mnie pcha ku tajemnicy.
*
Uwielbiałam ten zapach. Ciężar książek na rękach i układanie ich na właściwych miejscach. Za rok miałam opuścić gimnazjum, nie wyobrażałam sobie, jak przeżyję rozłąkę z bibliotekarkami. W naszej szkole były dwie. Pani Greta, która właśnie skończyła studia, i pani Lena, energiczna czterdziestolatka, której niepotrzebny był żaden spis książek. Pamiętała wszystko, co kiedykolwiek znalazło się w bibliotece.
– Co porabiasz po południu? – zapytała Mary, gdy po skończonych lekcjach stałyśmy na szkolnym korytarzu.
– Nic szczególnego, idę do czytelni. Muszę coś załatwić.
– Naprawdę cię nie pojmuję. Po pierwsze nie rozumiem twojej pasji czytania i miłości do książek…
Moja przyjaciółka nie należy do osób nadmiernie zachwycających się lekturą jakichkolwiek książek. Jedyne, co czyta, to plotkarskie magazyny, a ponadto godzinami potrafi przesiadywać na czacie. Sama nie wiem, jak mogłam zaprzyjaźnić się z osobą o zupełnie odmiennych zainteresowaniach.
– …a po drugie, to mam nadzieję, że nie masz zamiaru zrobić tego, o czym myślę.
– To zależy, o czym myślisz. – Uśmiechnęłam się słodko i weszłam do biblioteki.
Mary chodziło o to, że z nudów postanowiłam trochę utrudnić komuś życie, oczywiście nie na siłę. Do każdej wypożyczonej książki, którą przeczytałam, wkładałam krótką notatkę, zawierającą łamigłówkę, a wskazówki do jej rozwiązania miały znajdować się w danej książce. Z początku nawet nie liczyłam na to, że ktoś się tym zainteresuje, był to jedynie sprawdzian, lecz nagle okazało się, że istnieją ludzie dociekliwi. Dlatego też postanowiłam kontynuować tę grę. Wiedziałam, że ktoś podąża moim tropem, że ktoś chce poznać moją tajemnicę. Ta osoba ewidentnie lubiła zagadki, a przede wszystkim była trochę podobna do mnie. „Może przy odrobinie szczęścia pozna moje imię”, myślałam. Wiem, to, co robiłam, nie było normalne, ale dobrze się przy tym bawiłam i nie zamierzałam kończyć tej zabawy przedwcześnie.
– A jednak! – Mary była tak zadowolona z siebie, że aż krzyknęła. – Miałam rację? Nadal umieszczasz te dziwaczne liściki w książkach! Nie byłam zadowolona z tego, że przyjaciółka przyłapała mnie na moich dziwnych poczynaniach. Dlatego musiałam się czym prędzej wytłumaczyć.
– No OK… – przyznałam niechętnie. – Ale po pierwsze: to nie są liściki, a po drugie: wiem, że ktoś za mną podąża.
– Pokaż mi to! – zażądała Mary.
Zdjęłam z półki starą, trochę przykurzoną książkę i podałam jej.
– „Dla ciebie istnieje tylko jeden cel, jedna jedyna rzecz, którą musisz mieć. Nie wiesz, co to jest, ale tego pragniesz. Czy chcesz się dowiedzieć? Emilia Kiereś, „Kwadrans”, s. 136…” – przeczytała. Popatrzyła na mnie z politowaniem i już miała zamiar coś powiedzieć, ale jej przerwałam.
– Wiem. Może i jestem szurnięta, ale nie zamierzam się poddawać! Zostały tylko dwie wskazówki i rozwiążę całą zagadkę.
– To najbardziej dziwaczna rzecz, z jaką się zetknęłam, a już na pewno jeden z najbardziej absurdalnych pomysłów na poznanie kogoś nowego. Może będę potem żałować tego, co zrobię, ale raz kozie śmierć… Nic nikomu nie powiem o twojej zabawie.
Byłam jej bardzo wdzięczna i chociaż nie okazałam tego zbyt wylewnie, cieszyłam się, że Mary (mimo iż nie rozumiała moich działań ) zachowała się, jak na prawdziwą przyjaciółkę przystało.
więcej..