Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pozorność - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pozorność - ebook

Najbardziej boli, gdy niemal dotyka się prawdy, ale nie potrafi się jej dosięgnąć. Ból w nas zapada i nigdy nie ustaje. Przez takie cierpienie traci się głowę. Anka w poszukiwaniu szczęścia popełniła niejeden błąd i przyjdzie jej za to zapłacić wysoką cenę.

Toksyczna relacja jest niczym pajęczyna, trudno się z niej wyrwać, jeszcze trudniej w niej pozostać bez narażania się na zagrożenie. Czy pomimo przeciwności Anka odważy się zawalczyć o siebie?

„Pozorność” to studium kobiety, która poddana przemocy psychicznej i fizycznej kroczy na krawędzi szaleństwa i ma przed sobą dwie możliwości - poddać się lub walczyć. Którą wybierze?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67184-78-6
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I

Anna spoj­rzała w lu­stro. Jesz­cze szybki ruch szczotką i była go­towa. Za­ło­żyła pod­kre­śla­jącą jej szczu­płe, bar­dzo zgrabne nogi krótką je­an­sową spód­niczkę i bluzkę z sze­ro­kimi rę­ka­wami w pięk­nym czer­wo­nym od­cie­niu. Ca­ło­ści do­peł­niały buty na nie­bo­tycz­nie wy­so­kich ob­ca­sach. Po­de­szła do Pio­tra, żeby się po­że­gnać. Spoj­rzał na nią, wstał, po­śli­nił palce i szyb­kim ru­chem prze­je­chał jej po po­wie­kach.

– Zmyj to. – I usiadł po­now­nie w fo­telu.

Stała zszo­ko­wana. Po chwili wy­pro­sto­wała się i sztyw­nym kro­kiem wró­ciła do ła­zienki. Spoj­rzała w lu­stro. Jesz­cze przed chwilą miała sta­ran­nie wy­ko­nany ma­ki­jaż. Te­raz wy­glą­dała ka­ry­ka­tu­ral­nie. Po­woli się­gnęła po płyn do de­ma­ki­jażu i do­kład­nie umyła twarz. Po­now­nie spoj­rzała na swoje od­bi­cie. Nie pła­kała, je­dy­nie mil­czała, sta­ra­jąc się ogar­nąć to, co się zda­rzyło przed chwilą. Go­ni­twa my­śli i drę­czące py­ta­nie: co to wła­ści­wie było?

Za­czerp­nęła po­wie­trza i wy­szła z ła­zienki. We­szła do wspól­nego po­koju.

– Wy­tłu­ma­czysz mi swoje za­cho­wa­nie? – spy­tała po­zor­nie spo­koj­nym gło­sem, choć we­wnątrz niej emo­cje ko­tło­wały się wraz z na­ra­sta­ją­cym wzbu­rze­niem.

– Tak wy­ma­lo­wana nie wyj­dziesz – od­parł Piotr i da­lej roz­wią­zy­wał krzy­żówkę.

Anka się­gnęła po pa­pie­rosa, tłu­miąc na­ra­sta­jący gniew i sprze­ciw.

– Tak... to zna­czy jak?

– Jak dziwka. Moja żona nie bę­dzie wy­glą­dać jak dziwka – od­parł.

Prze­szedł ją dreszcz. Czy się prze­sły­szała? Nie, to nie­moż­liwe, z pew­no­ścią do­brze zro­zu­miała. Po­wie­dział „dziwka”. Po­woli cof­nęła się i wró­ciła do ła­zienki. Za­mknęła się od środka, usia­dła na za­mknię­tym se­de­sie i mocno, aż do pie­cze­nia w prze­łyku za­cią­gnęła się pa­pie­ro­sem. A po­tem jesz­cze raz i ko­lejny... Na­tłok my­śli przy­gnia­tał, choć nie ukła­dały się w nic kon­kret­nego. Pró­bo­wała zła­pać któ­rąś, za­trzy­mać choć na chwilę, żeby nadać jej wy­gląd, ja­kieś zna­cze­nie, ale nie po­tra­fiła, wszyst­kie były zbyt ulotne. Za­cią­gnęła się po­now­nie. Może miał gor­szy dzień w pracy? Tak, na pewno coś się stało! Pew­nie znowu kie­row­nik miał do niego pre­ten­sje, a prze­cież był do­brym pra­cow­ni­kiem. No, w końcu każdy ma ja­kieś gra­nice, pew­nie jest zde­ner­wo­wany, stąd ta­kie dziwne za­cho­wa­nie, są­dziła. Z każdą upły­wa­jącą mi­nutą Anka upew­niała się w tym prze­ko­na­niu. Ni­gdy wcze­śniej nic ta­kiego się nie zda­rzyło, za­tem z pew­no­ścią ktoś spro­wo­ko­wał ta­kie za­cho­wa­nie Pio­tra.

Ci­cho otwo­rzyła za­suwkę w drzwiach. Stą­pała bez­sze­lest­nie. Od­dy­chała mia­rowo, sta­ra­jąc się stłu­mić emo­cje. Awan­tury nie były jej te­raz po­trzebne. Krok, po­tem ko­lejny. Pod sto­pami za­trzesz­czała pod­łoga. Za­trzy­mała się prze­stra­szona. Z pew­no­ścią usły­szał, że się zbliża. Wy­pro­sto­wała się. Skąd w niej na­gle strach? Ni­gdy nie oba­wiała się swo­jego męża, nie było ku temu po­wo­dów.

We­szła do po­koju i spoj­rzała. Piotr sie­dział w tej sa­mej po­zy­cji, nie­spiesz­nie pa­ląc ko­lej­nego pa­pie­rosa. Za­peł­niał krzy­żówkę od­po­wie­dziami. Z pew­no­ścią wszyst­kie są po­prawne – po­my­ślała Anna z nie­zmą­coną wiarą w jego wie­dzę. Piotr był mą­drym, in­te­li­gent­nym czło­wie­kiem, zresztą nie wy­szłaby za ko­goś, kto nie speł­niałby pew­nych stan­dar­dów. Wy­gląd oczy­wi­ście miał zna­cze­nie, ale wnę­trze dla Anny li­czyło się nie mniej. Nie wy­obra­żała so­bie ży­cia z kimś in­nym, ko­chała Pio­tra i może dla­tego jego za­cho­wa­nie nie mie­ściło jej się w gło­wie. Gdzieś mu­siała być przy­czyna, prze­cież to jest cu­downy, ko­cha­jący męż­czy­zna, zu­peł­nie po­zba­wiony agre­sji. Uspo­ko­jona usia­dła na wprost niego.

– Czy coś się stało? Coś złego w pracy? – za­py­tała z tro­ską.

– Nie, czemu mia­łoby się stać coś złego? – Piotr był szcze­rze zdzi­wiony, spo­glą­da­jąc na nią z uśmie­chem.

Za­marła. Mi­sterny plan, który uło­żyła w dro­dze z ła­zienki do po­koju, roz­sy­pał się ni­czym po­tłu­czone szkło. Czuła całą sobą pęk­nięte kra­wę­dzie. Wi­docz­nie mu­siała wy­glą­dać za­baw­nie, bo za­czął się gło­śno śmiać.

– Ko­cha­nie! Masz minę, jak­byś zo­ba­czyła zjawę, a to tylko ja, twój uko­chany mąż! – rzekł ra­do­śnie, od­kła­da­jąc pa­pie­rosa do po­piel­niczki i pod­cho­dząc do niej.

Na­chy­lił się i za­czął ca­ło­wać jej roz­chy­lone usta. Au­to­ma­tycz­nie od­dała po­ca­łu­nek, jed­nak po­woli za­częła do­cie­rać do niej gro­te­sko­wość sy­tu­acji. Wy­swo­bo­dziła się z jego ob­jęć. I znów ten nie­zno­śny mę­tlik. Wdech, wy­dech.

– Tak bar­dzo cię ko­cham – szep­nął Piotr.

Kon­ster­na­cja sta­wała się nie do znie­sie­nia. Chciała za­jąć czymś ręce, by sku­pić uwagę na wy­ko­ny­wa­nej czyn­no­ści, całe zda­rze­nie było zbyt za­ska­ku­jące i trudne do wy­ja­śnie­nia.

– Zro­bię her­batę – za­pro­po­no­wała.

Nie za­sta­na­wia­jąc się nad wy­ko­ny­waną czyn­no­ścią, na­lała wodę do czaj­nika, od­szu­kała za­pałki i pod­pa­liła gaz. Nie­zga­szona za­pałka za­częła spa­lać się jej w pal­cach. Syk­nęła z bólu, kiedy pło­mień do­tknął skóry.

Roz­glą­dała się po kuchni, na­gle za­gu­biona. Nie po­tra­fiła zna­leźć kub­ków ani her­baty. Sta­rała się za­pa­no­wać nad od­de­chem, który stał się płyt­szy. Mo­gła na­dal uwa­żać, że coś złego stało się w pracy Pio­tra, ale to nie tłu­ma­czyło chwiej­no­ści w jego za­cho­wa­niu. Skąd ta­kie re­ak­cje, nie­spójne, nie­ade­kwatne, gwał­towne? Nie po­tra­fiła tego po­ukła­dać, zna­leźć ja­kie­go­kol­wiek wy­ja­śnie­nia.

Wró­ciła do po­koju z pa­ru­ją­cymi kub­kami. Sta­wia­jąc je na stole, zer­k­nęła na męża. Jakby nic się nie stało, na­dal sie­dział tam gdzie po­przed­nio. Ko­lejny pa­pie­ros i ta sama krzy­żówka. Nie drą­żyła te­matu, Piotr za­cho­wy­wał się tak, jakby nic się nie stało, za­tem i tak nie do­wie­dzia­łaby się ni­czego wię­cej.

Wie­czór mi­nął im w ab­so­lut­nej ci­szy. Usnęła nad ra­nem, zmę­czona pró­bami zna­le­zie­nia sen­sow­nego wy­tłu­ma­cze­nia.

Ko­lejne dni upły­wały w dawno usta­lo­nym i spraw­dza­ją­cym się ryt­mie. Naj­pierw wsta­wała Anka, ro­biła kawę i śnia­da­nie dla nich, bu­dziła Pio­tra, wy­cho­dzili i ra­zem je­chali do pracy. Wspól­nej pracy. Po­tem po­wrót, obiad, ko­la­cja, sen. Mo­no­ton­nie, ale spo­koj­nie, do nie­dawna jesz­cze bez­piecz­nie. W week­endy spo­ty­kali się ze zna­jo­mymi. Był śmiech, tańce i roz­mowy do rana. Czas pły­nął, lecz Anna nie za­po­mniała dnia, w któ­rym zmie­niło się jej po­strze­ga­nie męża.

Kiedy oka­zało się, że jest w ciąży, prze­szłość prze­stała mieć zna­cze­nie. Oboje byli szczę­śliwi, pełni na­dziei, cze­kali na dziecko od dłuż­szego czasu, dla­tego uwa­żali, że na­resz­cie zła­pali pana Boga za nogi. Anka co­raz czę­ściej zer­kała na wi­tryny skle­powe z ar­ty­ku­łami dzie­cię­cymi, nie­mal przy­kle­jała nos do szyby. Przed sza­łem za­ku­po­wym po­wstrzy­my­wały ją za­bo­bony, gdyby nie one, pew­nie już za­czę­łaby kom­ple­to­wać wy­prawkę.

W trze­cim mie­siącu na­gle za­częła krwa­wić. Nie zdą­żyła po­je­chać do szpi­tala. Usia­dła na zim­nej pod­ło­dze ła­zienki i tępo pa­trzyła przed sie­bie. Ci­sza. Za­cho­wała spo­kój. Po­sprzą­tała, choć zdra­dliwe ręce trzę­sły się nie­ustan­nie. Za­sta­na­wiała się, jak prze­ka­zać Pio­trowi złe wia­do­mo­ści? Jak wy­tłu­ma­czyć, że dziecka już nie ma? Za­da­wała so­bie w kółko py­ta­nie, co zro­biła źle? Czy on jej to kie­dyś wy­ba­czy? Czy sama so­bie kie­dy­kol­wiek wy­ba­czy? Po­sta­no­wiła, że jak naj­szyb­ciej zaj­dzie po­now­nie w ciążę, bo osza­leje! Musi!

Za­pa­liła pa­pie­rosa. Wdech, wy­dech. Gry­zący dym wy­pa­lał jej gar­dło.

– Tak bar­dzo mi przy­kro – po­wie­działa. – Tak bar­dzo jest mi przy­kro – po­wta­rzała i wie­rzyła, że Piotr zro­zu­mie, bo nie po­tra­fiła po­wie­dzieć gło­śno – po­ro­ni­łam. Nie zro­zu­miał. Spoj­rzał na nią. Mu­siała się prze­ła­mać.

– Po­ro­ni­łam – po­wie­działa le­d­wie sły­szal­nym szep­tem.

Przez chwilę jego twarz wy­krzy­wił gry­mas wście­kło­ści, który w ułamku se­kundy zmie­nił się w tro­skę. A może jej się znowu wy­da­wało? Jest w szoku tak samo jak ja – po­my­ślała.

– Mu­szę się po­ło­żyć – do­dała.

– Oczy­wi­ście, ko­cha­nie. – Piotr pod­pro­wa­dził ją do wer­salki i czule okrył ko­cem. Wy­szedł do kuchni i za­pa­lił pa­pie­rosa. Sły­szała mia­rowe stu­ka­nie pal­cami w blat stołu. Wni­kały głę­boko pod czaszkę, po­wo­du­jąc nie­zno­śny ból głowy. Za­snąć, chcę za­snąć – my­ślała, mocno za­ci­ska­jąc po­wieki i za­sła­nia­jąc uszy dłońmi. Niech on prze­sta­nie stu­kać w ten cho­lerny blat. Chcę za­snąć.

– Wszystko do­brze? – za­py­tał, wcho­dząc do po­koju. – Wyjdę na chwilę, za pięt­na­ście mi­nut je­stem.

W od­po­wie­dzi uśmiech­nęła się i kiw­nęła głową, uda­jąc senną. W ci­szy, która za­pa­no­wała w miesz­ka­niu, od­na­la­zła tak po­trzebny jej w tej chwili spo­kój. Za­snęła. Kiedy się obu­dziła, na dwo­rze było ciemno. Senne otę­pie­nie po­woli ustę­po­wało miej­sca świa­do­mo­ści. Zer­k­nęła na ze­gar – już po dwu­dzie­stej. Pod­nio­sła się. Zro­biła to zde­cy­do­wa­nie zbyt szybko. Chwi­lowe za­wroty głowy ustą­piły i po­szła do kuchni. Klepki pod­ło­gowe skrzy­piały pod jej bo­symi sto­pami. Bar­dzo cie­szyła się, że ro­dzice wy­je­chali i wrócą do­piero za ty­dzień. W obec­nej sy­tu­acji było to jak zrzą­dze­nie losu. Od po­czątku na­rze­czeń­stwa mał­żon­ko­wie miesz­kali z ro­dzi­cami Anny, cze­ka­jąc na wła­sne wy­ma­rzone miesz­ka­nie. Wa­runki nie były luk­su­sowe. Ro­dzice Anny dys­po­no­wali dwoma po­ko­jami i choć po­miesz­cze­nia były ob­szerne, w bloku wy­bu­do­wa­nym w la­tach pięć­dzie­sią­tych XX wieku, to czę­sto wszy­scy od­czu­wali cia­snotę i nie­kom­for­towe po­ło­że­nie.

– Hej! Je­steś? – za­py­tała. Od­po­wie­działa jej ci­sza. Do jej noz­drzy do­cho­dził smród potu i prze­tra­wio­nego al­ko­holu.

Włą­czyła świa­tło w ko­ry­ta­rzu. Piotr le­żał na pod­ło­dze w swo­ich wy­mio­ci­nach. Fala mdło­ści po­de­szła jej do gar­dła. Od­wró­ciła się, wbie­gła do ła­zienki i zwy­mio­to­wała do muszli. Tor­sje wstrzą­sały jej pu­stym żo­łąd­kiem, po­wo­du­jąc bo­le­sne skur­cze. Za­wi­sła bez­wład­nie nad se­de­sem, nie ma­jąc już czym wy­mio­to­wać. Łzy pły­nęły po po­licz­kach, skądś do­bie­gał do niej ptasi skrzek. Od­dy­chać.

Kiedy udało jej się ochło­nąć, wstała i trzy­ma­jąc się ścian, po­de­szła do niego. Znów te po­tworne za­wroty głowy. Uklę­kła przed nim, sta­ra­jąc się nie do­tknąć wy­mio­cin.

– Obudź się, sły­szysz?! Wstań i umyj się. – Szar­pała go za ra­mię. – Cho­lera ja­sna! Piotr, sły­szysz?! Wsta­waj! Gdzie by­łeś?! – krzy­czała i pła­kała jed­no­cze­śnie.

– Zro­bi­łaś to spe­cjal­nie – wy­beł­ko­tał. – Za­bi­łaś na­sze dziecko.

Od­rzu­ciło ją od niego. Oparła się o ścianę. Mdło­ści po­wró­ciły i nie zdo­łała ich znowu po­wstrzy­mać.

Kiedy oprzy­tom­niała, z tru­dem pod­nio­sła się i po­szła do ła­zienki. Opłu­kała twarz zimną wodą. Z lu­stra wy­ła­niał się ża­ło­sny ob­raz, jed­nak nie to mą­ciło jej spo­kój. Słowa Pio­tra za­bo­lały, do­tknęły świe­żej rany. Nie spo­dzie­wała się, że kie­dy­kol­wiek usły­szy oskar­że­nie o to, że stra­ciła ciążę. Prze­cież to nie jej wina, tak się cza­sem działo. Czy nie ro­zu­miał, że wzmac­nia­nie w niej po­czu­cia winy wy­woła od­wrotny efekt? Dla­czego jej to ro­bił i czy wszystko można wy­tłu­ma­czyć upo­je­niem al­ko­ho­lo­wym?

Mu­szę to po­sprzą­tać, nie mogę tego tak zo­sta­wić, mu­szę to na­tych­miast ze­trzeć – my­ślała go­rącz­kowo. Dru­cia­kiem tarła par­kiet, na któ­rym po­wsta­wały rysy i za­dra­pa­nia. Nieme świa­dec­two tych kilku słów, które za­gnieź­dziły się w niej. Tarła da­lej, jakby w ten spo­sób chciała usu­nąć to, co już ni­gdy nie bę­dzie moż­liwe do wy­ma­za­nia. Po­ło­żyła się, zo­sta­wia­jąc Pio­tra w ta­kim sta­nie, w ja­kim go za­stała. Nie miała ochoty się z nim szar­pać, nie chciała po­now­nie usły­szeć oskar­że­nia i nie wy­obra­żała so­bie, że po­łoży się obok niej. Dzi­siaj nie znio­słaby jego do­tyku. Za­snęła nie­spo­kojna, tar­gana snami, które nie da­wały od­prę­że­nia.



Ci­sza i po­zorny spo­kój trwały da­lej. Nie wra­cali do wy­da­rzeń sprzed kilku mie­sięcy. Ona nie py­tała, on się nie tłu­ma­czył. Ale w An­nie za­dra tkwiła bar­dzo głę­boko i cho­ciaż sta­rała się za­po­mnieć lub cho­ciaż nie my­śleć o tam­tym wie­czo­rze, to jed­nak nie po­tra­fiła. Cza­sem za­sta­na­wiała się, czy męż­czy­zna miesz­ka­jący z nią pod jed­nym da­chem to ten sam Piotr, któ­rego po­znała i po­ko­chała. Po­znali się w pracy. Po­cząt­kowo nie zwró­cili na sie­bie uwagi, ale z cza­sem po­ja­wiło się wza­jemne za­in­te­re­so­wa­nie. Anna dla żartu za­ło­żyła się z ko­le­żan­kami, że zdo­bę­dzie serce Pio­tra. I jak za­pla­no­wała, tak zro­biła. A po­tem wpa­dła we wła­sne si­dła, za­ko­chu­jąc się w nim bez pa­mięci.

Piotr oświad­czył się w ro­man­tycz­nych oko­licz­no­ściach, speł­nia­jąc jej dziew­częce ma­rze­nie. Wsu­nął na pa­lec złoty pier­ścio­nek z nie­wiel­kim dia­men­tem i kil­koma cyr­ko­niami wo­kół. Ni­gdy nie miała tak ład­nej bi­żu­te­rii, dla­tego no­siła go z praw­dziwą dumą, za­chwy­cona, że na­rze­czony tra­fił w jej gust.

Przy­go­to­wa­nia do ślubu po­chło­nęły Annę cał­ko­wi­cie, ro­dzice wi­dzieli jej szczę­ście, za­tem cie­szyli się ra­zem z nią. Za­pro­po­no­wali, aby za­miesz­kali z nimi. Wie­dzieli, że mło­dzi chcą spę­dzać ze sobą jak naj­wię­cej czasu, ro­zu­mieli to, do­sko­nali pa­mię­tali swoją mło­dość.

Ślub od­był się la­tem w obec­no­ści bliż­szej i dal­szej ro­dziny oraz zna­jo­mych. Za­bawa trwała do rana, po­zo­sta­wia­jąc w uczest­ni­kach we­sołe wspo­mnie­nia, a w mło­dych na­dzieję na rów­nie wspa­niałe wspólne ży­cie we dwoje.

Kiedy oka­zało się, że po­now­nie za­szła w ciążę, po­sta­no­wiła, że na ja­kiś czas za­trzyma tę wia­do­mość tylko dla sie­bie. Żyła spo­koj­niej i do­brze się od­ży­wiała, dbała o dziecko, cho­ciaż nie po­tra­fiła wy­zbyć się lęku, pod­świa­do­mej obawy, że hi­sto­ria może się po­wtó­rzyć.

Pew­nego ranka ście­liła łóżko. Unio­sła część wer­salki i po­czuła prze­szy­wa­jący ból w dole brzu­cha. Kro­pelki potu za­lśniły jej na czole. Bar­dzo po­woli wy­pro­sto­wała się. Wie­działa, że dzieje się coś złego, ból się na­si­lał, mu­siała dzia­łać jak naj­szyb­ciej. Mu­szę do szpi­tala – po­my­ślała. Na­tych­miast! Pro­szę, wy­trzy­maj jesz­cze chwilę! – za­kli­nała w du­szy dziecko.

Izba przy­jęć, zimny hol i te nieme twa­rze, które pa­trzyły na nią jak na wa­riatkę. A ona tylko krzy­czała, że jest w ciąży, że krwawi i żeby po­mo­gli jej dziecku, bo tym ra­zem nie może go stra­cić. Umie­ścili ją na le­żance. Le­karz ze sto­ic­kim spo­ko­jem zba­dał Annę. Dla niego była jedną w wielu pa­cjen­tek pod­czas dy­żuru, on zaś dla niej był ostat­nią de­ską ra­tunku.

– No, tu już nic się nie da zro­bić, ale bę­dziesz mieć na­stępne, uspo­kój się. – Po­kle­pał Ankę po no­dze i wy­szedł. Tym jed­nym zda­niem znisz­czył tlącą się w niej na­dzieję.

Jak to moż­liwe? – py­tała samą sie­bie, pró­bu­jąc zro­zu­mieć to, co przed chwilą się wy­da­rzyło. – Prze­cież tak bar­dzo się sta­ra­łam. Łzy spły­wały po po­licz­kach, ale już nie krzy­czała. Ja­rze­niówki nad jej głową mi­go­tały. Anna zsu­nęła się z le­żanki i za­chwiała. Le­karz z obo­jęt­nym spo­ko­jem ka­zał jej przejść do sali za­bie­go­wej. Ze­braw­szy resztki sił, wy­ko­nała po­le­ce­nie. W sali za­bie­go­wej cze­kało na nią kil­koro stu­den­tów, któ­rzy mieli przy­glą­dać się, jak prze­biega za­bieg ły­żecz­ko­wa­nia. Roz­pacz zmie­szała się z upo­ko­rze­niem i wsty­dem, kiedy le­karz opi­sy­wał krok po kroku swoje dzia­ła­nia. Stu­denci wpa­tru­jący się w jej kro­cze, trak­tu­jący jak kró­lika do­świad­czal­nego spo­wo­do­wali, że wpa­dła w stan odrę­twie­nia. Dla nich była ko­lej­nym przy­pad­kiem, a to prze­cież było jej dziecko. JEJ!

Łzy pły­nęły po twa­rzy Anki. Czuła, jak roz­pada się gdzieś w środku na ka­wałki, jak wpada w prze­paść, która wy­daje się nie mieć końca. Tak bar­dzo chcia­łaby po­czuć, jak jej ciało z moc­nym ude­rze­niem sięga dna. Już ni­gdy nie mu­sieć sta­wiać czoła światu. Nie umiała spoj­rzeć Pio­trowi w oczy. Bała się, bo prze­cież wie­działa, że to znowu jej wina. I co z tego, że sta­rała się ze wszyst­kich sił, by tym ra­zem skoń­czyło się ina­czej. Było coś, co przy­czy­niło się do po­ro­nie­nia. Z pew­no­ścią to ona po­peł­niła błąd. Wy­rzuty su­mie­nia po­tra­fią znisz­czyć na­wet naj­sil­niej­szego czło­wieka, wzmoc­nione przez in­nych zmie­niają ży­cie bez­pow­rot­nie, ciążą już do końca. Cza­sem po­zo­stają w ukry­ciu, cza­sem wy­cho­dzą na ze­wnątrz i uni­ce­stwiają czło­wieka za ży­cia.

Za­mknęła oczy. Nie po­mo­gło. Czuła, jak znika, jak za­pada się w bez­kre­sną ot­chłań. Stra­ciła przy­tom­ność. Kiedy ją od­zy­skała, le­karz prze­pro­wa­dza­jący za­bieg pa­trzył na nią znie­sma­czony.

– No i po co hi­ste­ry­zu­jesz? – za­py­tał zi­ry­to­wany. – Prze­cież mó­wi­łem, że uro­dzisz so­bie na­stępne. Umyć się, prze­brać i na salę. – Wy­szedł, a za nim je­den po dru­gim wy­cho­dzili stu­denci.

Pie­lę­gniarka po­mo­gła jej wstać i w za krót­kiej ko­szuli za­wio­zła na wózku ko­ry­ta­rzem do ła­zienki. Kiedy zna­la­zła się w sali z in­nymi ko­bie­tami, miała prze­ko­na­nie, że ten kosz­mar ni­gdy się nie skoń­czy. Obok niej le­żały matki z no­wo­rod­kami, wpa­trzone z mi­ło­ścią w po­cie­chy. Spoj­rzała na pie­lę­gniarkę.

– Czy na pewno mam le­żeć w tej sali? – spy­tała z nie­do­wie­rza­niem. – Prze­cież do­piero co po­ro­ni­łam. – Anka miała pa­nikę i nieme bła­ga­nie w oczach.

– Pro­szę nie ma­ru­dzić, po­ło­żyć się i do­cho­dzić do sie­bie – od­parła ko­bieta. – Nie­długo wyj­dzie pani do domu, to nie było nic po­waż­nego.

Ko­biety pa­trzyły na nią ze współ­czu­ciem.

Po­de­szła do łóżka, po­woli po­ło­żyła się i od­wró­ciła ple­cami do po­zo­sta­łych pa­cjen­tek. Czy to się dzieje na­prawdę? Prze­cież to ja­kiś kosz­mar... Ab­surd. Za­nim za­snęła, długo le­żała, wsłu­chu­jąc się w roz­mowy pa­cjen­tek, ich ro­dzin, w płacz dzieci. Bo­lało. Sta­rała się nie pła­kać, choć żal i roz­pacz wy­peł­niały ją po brzegi. Nie ro­zu­miała, dla­czego ją to spo­tyka, czemu nie może tak jak inne ko­biety cie­szyć się z ma­cie­rzyń­stwa. Dla­czego jej or­ga­nizm nie chce dzia­łać w zgo­dzie z jej po­trze­bami, prze­cież po­sia­da­nie dziecka po­winno być tak samo na­tu­ralne jak od­dy­cha­nie, do tego zo­stała stwo­rzona. Zmę­czona za­snęła. Co­raz mniej bodź­ców do niej do­cie­rało. Wiele rze­czy ro­biła au­to­ma­tycz­nie, jakby wraz z pło­dem umarła część jej. Wie­działa, że już nic nie bę­dzie ta­kie jak daw­niej, ona też nie bę­dzie taka sama. Nie po­tra­fiła so­bie wy­obra­zić przy­szło­ści ani ży­cia z Pio­trem po tym wy­da­rze­niu. Choć mi­łość do niego wcale nie zga­sła, to oba­wiała się ko­lej­nych oskar­żeń z jego strony. Nie znie­sie jesz­cze więk­szych wy­rzu­tów su­mie­nia.



Po kilku dniach re­kon­wa­le­scen­cji otrzy­mała wy­pis. Piotr przy­je­chał po nią i w mil­cze­niu po­je­chali do domu. Po­ło­żyła się do łóżka, w któ­rym prze­le­żała ko­lejne trzy dni, nie od­zy­wa­jąc się do ni­kogo. Mama do­glą­dała jej, pró­bo­wała pod­su­wać ulu­bione da­nia, ale kon­se­kwent­nie od­ma­wiała. Po­cząt­kowo nie od­po­wia­dała na py­ta­nia, z cza­sem za­częła re­ago­wać znie­cier­pli­wie­niem. Mó­wiła, że to jest jej sprawa i nie chce, żeby kto­kol­wiek się wtrą­cał. Piotr sta­rał się ją wspie­rać, ale z każdą ko­lejną go­dziną, z ko­lej­nym dniem sta­wał się co­raz bar­dziej znie­cier­pli­wiony i znie­sma­czony jej za­cho­wa­niem. Uwa­żał, że robi wo­kół sie­bie za dużo szumu, hi­ste­ry­zuje, za­cho­wuje się jak ofiara, a prze­cież nie ona nią była.

– Wy­cho­dzę, nie­długo wrócę – po­wie­dział i na­chy­lił się, żeby ją po­ca­ło­wać. Nie po­ru­szyła się. Nie ob­cho­dziły jej jego plany, nie in­te­re­so­wało, czy i kiedy wróci. Nic nie miało zna­cze­nia.

Wró­cił w nocy, le­dwo trzy­mał się na no­gach.

– Prze­suń się – wy­beł­ko­tał i przy­gniótł ją ca­łym cię­ża­rem. Anka prze­stra­szona krzyk­nęła. Prze­pchnęła go i od­su­nęła się na sam skraj wer­salki. Za­sko­czona le­żała nie­ru­chomo, odór al­ko­holu wy­wo­łał falę mdło­ści. Ze­rwała się z łóżka, po­bie­gła do ła­zienki i zwy­mio­to­wała. Znowu się upił – po­my­ślała. Czy te­raz tak wła­śnie bę­dzie? Czy za każ­dym ra­zem, kiedy w ich mał­żeń­stwie po­ja­wią się sy­tu­acje kry­zy­sowe, Piotr bę­dzie się upi­jał? Ta me­toda nie pro­wa­dziła do roz­wią­za­nia pro­blemu. Może gdy­bym po­tra­fiła do­no­sić ciążę, nie miałby po­wo­dów do ta­kich za­cho­wań? To moja wina, je­stem bez­na­dziejna, nie po­tra­fię zro­bić tak pod­sta­wo­wej rze­czy jak do­no­sze­nie ciąży, a prze­cież to od­wieczna rola każ­dej ko­biety – ro­dzić dzieci. Nie zda­wała so­bie sprawy, że my­śląc w ten spo­sób, nie spo­wo­duje zmiany u męża, a je­dy­nie wpę­dza się w jesz­cze więk­sze po­czu­cie winy. Nie ro­zu­miała go, chyba na­wet nie sta­rała się zro­zu­mieć, za bar­dzo sku­piona na swoim cier­pie­niu. Brak wspar­cia tylko po­głę­biał za­gu­bie­nie, nie miała te­raz siły zaj­mo­wać się mę­żem, sama nie da­wała so­bie rady, dba­nie o kom­fort psy­chiczny dru­giej osoby było w tej sy­tu­acji nie­wy­ko­nalne.

Za­krę­ciło się jej w gło­wie. Reszt­kami sił, sta­ra­jąc się nie obu­dzić po­zo­sta­łych do­mow­ni­ków, po­szła do kuchni na­pić się wody. Ze wspól­nego po­koju do­cho­dziło chra­pa­nie Pio­tra. Nie wie­działa, co w tej chwili czuje do niego. Ich re­la­cja ze­szła na drugi plan, ustę­pu­jąc miej­sca wy­rzu­tom su­mie­nia i po­czu­ciu wy­ob­co­wa­nia. Po­trze­bo­wała opieki, po­mocy, a jed­no­cze­śnie od­gra­dzała się od naj­bliż­szych, od­su­wała i nie umiała wy­ar­ty­ku­ło­wać swo­ich po­trzeb. Mil­cze­nie przy­no­siło po­zorną ulgę, spo­kój, ale we­wnątrz Anki trwała bu­rza.

Wró­ciła do łóżka i spoj­rzała na męża. Po­my­ślała, że może to pi­cie jest jego spo­so­bem na ra­dze­nie so­bie z emo­cjami i ze stratą, która z pew­no­ścią bar­dzo go do­tknęła. Bez­sen­sow­nym, ale wiele osób nie po­tra­fiło ra­dzić so­bie ra­cjo­nal­nie z kło­po­tami, choćby ona. Zro­biło się jej go żal, bo zdała so­bie sprawę, jak bar­dzo jej mąż nie po­trafi oka­zać swo­jego cier­pie­nia, jak głę­boko ukrywa emo­cje, które z pew­no­ścią roz­ry­wają go od środka. Ale pew­nie jest zbyt dumny, żeby się do tego przy­znać. Była po­dobna do niego, za­my­kała się w szczel­nej sko­ru­pie i cze­kała, aż naj­gor­sze mi­nie. Nie po­zwa­lała so­bie po­móc, nie pró­bo­wała prze­pra­co­wać traumy, a je­dy­nie spy­chała ją w głąb świa­do­mo­ści i pró­bo­wała za­po­mnieć.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: