- W empik go
Pozorność - ebook
Pozorność - ebook
Najbardziej boli, gdy niemal dotyka się prawdy, ale nie potrafi się jej dosięgnąć. Ból w nas zapada i nigdy nie ustaje. Przez takie cierpienie traci się głowę. Anka w poszukiwaniu szczęścia popełniła niejeden błąd i przyjdzie jej za to zapłacić wysoką cenę.
Toksyczna relacja jest niczym pajęczyna, trudno się z niej wyrwać, jeszcze trudniej w niej pozostać bez narażania się na zagrożenie. Czy pomimo przeciwności Anka odważy się zawalczyć o siebie?
„Pozorność” to studium kobiety, która poddana przemocy psychicznej i fizycznej kroczy na krawędzi szaleństwa i ma przed sobą dwie możliwości - poddać się lub walczyć. Którą wybierze?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67184-78-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Anna spojrzała w lustro. Jeszcze szybki ruch szczotką i była gotowa. Założyła podkreślającą jej szczupłe, bardzo zgrabne nogi krótką jeansową spódniczkę i bluzkę z szerokimi rękawami w pięknym czerwonym odcieniu. Całości dopełniały buty na niebotycznie wysokich obcasach. Podeszła do Piotra, żeby się pożegnać. Spojrzał na nią, wstał, poślinił palce i szybkim ruchem przejechał jej po powiekach.
– Zmyj to. – I usiadł ponownie w fotelu.
Stała zszokowana. Po chwili wyprostowała się i sztywnym krokiem wróciła do łazienki. Spojrzała w lustro. Jeszcze przed chwilą miała starannie wykonany makijaż. Teraz wyglądała karykaturalnie. Powoli sięgnęła po płyn do demakijażu i dokładnie umyła twarz. Ponownie spojrzała na swoje odbicie. Nie płakała, jedynie milczała, starając się ogarnąć to, co się zdarzyło przed chwilą. Gonitwa myśli i dręczące pytanie: co to właściwie było?
Zaczerpnęła powietrza i wyszła z łazienki. Weszła do wspólnego pokoju.
– Wytłumaczysz mi swoje zachowanie? – spytała pozornie spokojnym głosem, choć wewnątrz niej emocje kotłowały się wraz z narastającym wzburzeniem.
– Tak wymalowana nie wyjdziesz – odparł Piotr i dalej rozwiązywał krzyżówkę.
Anka sięgnęła po papierosa, tłumiąc narastający gniew i sprzeciw.
– Tak... to znaczy jak?
– Jak dziwka. Moja żona nie będzie wyglądać jak dziwka – odparł.
Przeszedł ją dreszcz. Czy się przesłyszała? Nie, to niemożliwe, z pewnością dobrze zrozumiała. Powiedział „dziwka”. Powoli cofnęła się i wróciła do łazienki. Zamknęła się od środka, usiadła na zamkniętym sedesie i mocno, aż do pieczenia w przełyku zaciągnęła się papierosem. A potem jeszcze raz i kolejny... Natłok myśli przygniatał, choć nie układały się w nic konkretnego. Próbowała złapać którąś, zatrzymać choć na chwilę, żeby nadać jej wygląd, jakieś znaczenie, ale nie potrafiła, wszystkie były zbyt ulotne. Zaciągnęła się ponownie. Może miał gorszy dzień w pracy? Tak, na pewno coś się stało! Pewnie znowu kierownik miał do niego pretensje, a przecież był dobrym pracownikiem. No, w końcu każdy ma jakieś granice, pewnie jest zdenerwowany, stąd takie dziwne zachowanie, sądziła. Z każdą upływającą minutą Anka upewniała się w tym przekonaniu. Nigdy wcześniej nic takiego się nie zdarzyło, zatem z pewnością ktoś sprowokował takie zachowanie Piotra.
Cicho otworzyła zasuwkę w drzwiach. Stąpała bezszelestnie. Oddychała miarowo, starając się stłumić emocje. Awantury nie były jej teraz potrzebne. Krok, potem kolejny. Pod stopami zatrzeszczała podłoga. Zatrzymała się przestraszona. Z pewnością usłyszał, że się zbliża. Wyprostowała się. Skąd w niej nagle strach? Nigdy nie obawiała się swojego męża, nie było ku temu powodów.
Weszła do pokoju i spojrzała. Piotr siedział w tej samej pozycji, niespiesznie paląc kolejnego papierosa. Zapełniał krzyżówkę odpowiedziami. Z pewnością wszystkie są poprawne – pomyślała Anna z niezmąconą wiarą w jego wiedzę. Piotr był mądrym, inteligentnym człowiekiem, zresztą nie wyszłaby za kogoś, kto nie spełniałby pewnych standardów. Wygląd oczywiście miał znaczenie, ale wnętrze dla Anny liczyło się nie mniej. Nie wyobrażała sobie życia z kimś innym, kochała Piotra i może dlatego jego zachowanie nie mieściło jej się w głowie. Gdzieś musiała być przyczyna, przecież to jest cudowny, kochający mężczyzna, zupełnie pozbawiony agresji. Uspokojona usiadła na wprost niego.
– Czy coś się stało? Coś złego w pracy? – zapytała z troską.
– Nie, czemu miałoby się stać coś złego? – Piotr był szczerze zdziwiony, spoglądając na nią z uśmiechem.
Zamarła. Misterny plan, który ułożyła w drodze z łazienki do pokoju, rozsypał się niczym potłuczone szkło. Czuła całą sobą pęknięte krawędzie. Widocznie musiała wyglądać zabawnie, bo zaczął się głośno śmiać.
– Kochanie! Masz minę, jakbyś zobaczyła zjawę, a to tylko ja, twój ukochany mąż! – rzekł radośnie, odkładając papierosa do popielniczki i podchodząc do niej.
Nachylił się i zaczął całować jej rozchylone usta. Automatycznie oddała pocałunek, jednak powoli zaczęła docierać do niej groteskowość sytuacji. Wyswobodziła się z jego objęć. I znów ten nieznośny mętlik. Wdech, wydech.
– Tak bardzo cię kocham – szepnął Piotr.
Konsternacja stawała się nie do zniesienia. Chciała zająć czymś ręce, by skupić uwagę na wykonywanej czynności, całe zdarzenie było zbyt zaskakujące i trudne do wyjaśnienia.
– Zrobię herbatę – zaproponowała.
Nie zastanawiając się nad wykonywaną czynnością, nalała wodę do czajnika, odszukała zapałki i podpaliła gaz. Niezgaszona zapałka zaczęła spalać się jej w palcach. Syknęła z bólu, kiedy płomień dotknął skóry.
Rozglądała się po kuchni, nagle zagubiona. Nie potrafiła znaleźć kubków ani herbaty. Starała się zapanować nad oddechem, który stał się płytszy. Mogła nadal uważać, że coś złego stało się w pracy Piotra, ale to nie tłumaczyło chwiejności w jego zachowaniu. Skąd takie reakcje, niespójne, nieadekwatne, gwałtowne? Nie potrafiła tego poukładać, znaleźć jakiegokolwiek wyjaśnienia.
Wróciła do pokoju z parującymi kubkami. Stawiając je na stole, zerknęła na męża. Jakby nic się nie stało, nadal siedział tam gdzie poprzednio. Kolejny papieros i ta sama krzyżówka. Nie drążyła tematu, Piotr zachowywał się tak, jakby nic się nie stało, zatem i tak nie dowiedziałaby się niczego więcej.
Wieczór minął im w absolutnej ciszy. Usnęła nad ranem, zmęczona próbami znalezienia sensownego wytłumaczenia.
Kolejne dni upływały w dawno ustalonym i sprawdzającym się rytmie. Najpierw wstawała Anka, robiła kawę i śniadanie dla nich, budziła Piotra, wychodzili i razem jechali do pracy. Wspólnej pracy. Potem powrót, obiad, kolacja, sen. Monotonnie, ale spokojnie, do niedawna jeszcze bezpiecznie. W weekendy spotykali się ze znajomymi. Był śmiech, tańce i rozmowy do rana. Czas płynął, lecz Anna nie zapomniała dnia, w którym zmieniło się jej postrzeganie męża.
Kiedy okazało się, że jest w ciąży, przeszłość przestała mieć znaczenie. Oboje byli szczęśliwi, pełni nadziei, czekali na dziecko od dłuższego czasu, dlatego uważali, że nareszcie złapali pana Boga za nogi. Anka coraz częściej zerkała na witryny sklepowe z artykułami dziecięcymi, niemal przyklejała nos do szyby. Przed szałem zakupowym powstrzymywały ją zabobony, gdyby nie one, pewnie już zaczęłaby kompletować wyprawkę.
W trzecim miesiącu nagle zaczęła krwawić. Nie zdążyła pojechać do szpitala. Usiadła na zimnej podłodze łazienki i tępo patrzyła przed siebie. Cisza. Zachowała spokój. Posprzątała, choć zdradliwe ręce trzęsły się nieustannie. Zastanawiała się, jak przekazać Piotrowi złe wiadomości? Jak wytłumaczyć, że dziecka już nie ma? Zadawała sobie w kółko pytanie, co zrobiła źle? Czy on jej to kiedyś wybaczy? Czy sama sobie kiedykolwiek wybaczy? Postanowiła, że jak najszybciej zajdzie ponownie w ciążę, bo oszaleje! Musi!
Zapaliła papierosa. Wdech, wydech. Gryzący dym wypalał jej gardło.
– Tak bardzo mi przykro – powiedziała. – Tak bardzo jest mi przykro – powtarzała i wierzyła, że Piotr zrozumie, bo nie potrafiła powiedzieć głośno – poroniłam. Nie zrozumiał. Spojrzał na nią. Musiała się przełamać.
– Poroniłam – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem.
Przez chwilę jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, który w ułamku sekundy zmienił się w troskę. A może jej się znowu wydawało? Jest w szoku tak samo jak ja – pomyślała.
– Muszę się położyć – dodała.
– Oczywiście, kochanie. – Piotr podprowadził ją do wersalki i czule okrył kocem. Wyszedł do kuchni i zapalił papierosa. Słyszała miarowe stukanie palcami w blat stołu. Wnikały głęboko pod czaszkę, powodując nieznośny ból głowy. Zasnąć, chcę zasnąć – myślała, mocno zaciskając powieki i zasłaniając uszy dłońmi. Niech on przestanie stukać w ten cholerny blat. Chcę zasnąć.
– Wszystko dobrze? – zapytał, wchodząc do pokoju. – Wyjdę na chwilę, za piętnaście minut jestem.
W odpowiedzi uśmiechnęła się i kiwnęła głową, udając senną. W ciszy, która zapanowała w mieszkaniu, odnalazła tak potrzebny jej w tej chwili spokój. Zasnęła. Kiedy się obudziła, na dworze było ciemno. Senne otępienie powoli ustępowało miejsca świadomości. Zerknęła na zegar – już po dwudziestej. Podniosła się. Zrobiła to zdecydowanie zbyt szybko. Chwilowe zawroty głowy ustąpiły i poszła do kuchni. Klepki podłogowe skrzypiały pod jej bosymi stopami. Bardzo cieszyła się, że rodzice wyjechali i wrócą dopiero za tydzień. W obecnej sytuacji było to jak zrządzenie losu. Od początku narzeczeństwa małżonkowie mieszkali z rodzicami Anny, czekając na własne wymarzone mieszkanie. Warunki nie były luksusowe. Rodzice Anny dysponowali dwoma pokojami i choć pomieszczenia były obszerne, w bloku wybudowanym w latach pięćdziesiątych XX wieku, to często wszyscy odczuwali ciasnotę i niekomfortowe położenie.
– Hej! Jesteś? – zapytała. Odpowiedziała jej cisza. Do jej nozdrzy dochodził smród potu i przetrawionego alkoholu.
Włączyła światło w korytarzu. Piotr leżał na podłodze w swoich wymiocinach. Fala mdłości podeszła jej do gardła. Odwróciła się, wbiegła do łazienki i zwymiotowała do muszli. Torsje wstrząsały jej pustym żołądkiem, powodując bolesne skurcze. Zawisła bezwładnie nad sedesem, nie mając już czym wymiotować. Łzy płynęły po policzkach, skądś dobiegał do niej ptasi skrzek. Oddychać.
Kiedy udało jej się ochłonąć, wstała i trzymając się ścian, podeszła do niego. Znów te potworne zawroty głowy. Uklękła przed nim, starając się nie dotknąć wymiocin.
– Obudź się, słyszysz?! Wstań i umyj się. – Szarpała go za ramię. – Cholera jasna! Piotr, słyszysz?! Wstawaj! Gdzie byłeś?! – krzyczała i płakała jednocześnie.
– Zrobiłaś to specjalnie – wybełkotał. – Zabiłaś nasze dziecko.
Odrzuciło ją od niego. Oparła się o ścianę. Mdłości powróciły i nie zdołała ich znowu powstrzymać.
Kiedy oprzytomniała, z trudem podniosła się i poszła do łazienki. Opłukała twarz zimną wodą. Z lustra wyłaniał się żałosny obraz, jednak nie to mąciło jej spokój. Słowa Piotra zabolały, dotknęły świeżej rany. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy oskarżenie o to, że straciła ciążę. Przecież to nie jej wina, tak się czasem działo. Czy nie rozumiał, że wzmacnianie w niej poczucia winy wywoła odwrotny efekt? Dlaczego jej to robił i czy wszystko można wytłumaczyć upojeniem alkoholowym?
Muszę to posprzątać, nie mogę tego tak zostawić, muszę to natychmiast zetrzeć – myślała gorączkowo. Druciakiem tarła parkiet, na którym powstawały rysy i zadrapania. Nieme świadectwo tych kilku słów, które zagnieździły się w niej. Tarła dalej, jakby w ten sposób chciała usunąć to, co już nigdy nie będzie możliwe do wymazania. Położyła się, zostawiając Piotra w takim stanie, w jakim go zastała. Nie miała ochoty się z nim szarpać, nie chciała ponownie usłyszeć oskarżenia i nie wyobrażała sobie, że położy się obok niej. Dzisiaj nie zniosłaby jego dotyku. Zasnęła niespokojna, targana snami, które nie dawały odprężenia.
•
Cisza i pozorny spokój trwały dalej. Nie wracali do wydarzeń sprzed kilku miesięcy. Ona nie pytała, on się nie tłumaczył. Ale w Annie zadra tkwiła bardzo głęboko i chociaż starała się zapomnieć lub chociaż nie myśleć o tamtym wieczorze, to jednak nie potrafiła. Czasem zastanawiała się, czy mężczyzna mieszkający z nią pod jednym dachem to ten sam Piotr, którego poznała i pokochała. Poznali się w pracy. Początkowo nie zwrócili na siebie uwagi, ale z czasem pojawiło się wzajemne zainteresowanie. Anna dla żartu założyła się z koleżankami, że zdobędzie serce Piotra. I jak zaplanowała, tak zrobiła. A potem wpadła we własne sidła, zakochując się w nim bez pamięci.
Piotr oświadczył się w romantycznych okolicznościach, spełniając jej dziewczęce marzenie. Wsunął na palec złoty pierścionek z niewielkim diamentem i kilkoma cyrkoniami wokół. Nigdy nie miała tak ładnej biżuterii, dlatego nosiła go z prawdziwą dumą, zachwycona, że narzeczony trafił w jej gust.
Przygotowania do ślubu pochłonęły Annę całkowicie, rodzice widzieli jej szczęście, zatem cieszyli się razem z nią. Zaproponowali, aby zamieszkali z nimi. Wiedzieli, że młodzi chcą spędzać ze sobą jak najwięcej czasu, rozumieli to, doskonali pamiętali swoją młodość.
Ślub odbył się latem w obecności bliższej i dalszej rodziny oraz znajomych. Zabawa trwała do rana, pozostawiając w uczestnikach wesołe wspomnienia, a w młodych nadzieję na równie wspaniałe wspólne życie we dwoje.
Kiedy okazało się, że ponownie zaszła w ciążę, postanowiła, że na jakiś czas zatrzyma tę wiadomość tylko dla siebie. Żyła spokojniej i dobrze się odżywiała, dbała o dziecko, chociaż nie potrafiła wyzbyć się lęku, podświadomej obawy, że historia może się powtórzyć.
Pewnego ranka ścieliła łóżko. Uniosła część wersalki i poczuła przeszywający ból w dole brzucha. Kropelki potu zalśniły jej na czole. Bardzo powoli wyprostowała się. Wiedziała, że dzieje się coś złego, ból się nasilał, musiała działać jak najszybciej. Muszę do szpitala – pomyślała. Natychmiast! Proszę, wytrzymaj jeszcze chwilę! – zaklinała w duszy dziecko.
Izba przyjęć, zimny hol i te nieme twarze, które patrzyły na nią jak na wariatkę. A ona tylko krzyczała, że jest w ciąży, że krwawi i żeby pomogli jej dziecku, bo tym razem nie może go stracić. Umieścili ją na leżance. Lekarz ze stoickim spokojem zbadał Annę. Dla niego była jedną w wielu pacjentek podczas dyżuru, on zaś dla niej był ostatnią deską ratunku.
– No, tu już nic się nie da zrobić, ale będziesz mieć następne, uspokój się. – Poklepał Ankę po nodze i wyszedł. Tym jednym zdaniem zniszczył tlącą się w niej nadzieję.
Jak to możliwe? – pytała samą siebie, próbując zrozumieć to, co przed chwilą się wydarzyło. – Przecież tak bardzo się starałam. Łzy spływały po policzkach, ale już nie krzyczała. Jarzeniówki nad jej głową migotały. Anna zsunęła się z leżanki i zachwiała. Lekarz z obojętnym spokojem kazał jej przejść do sali zabiegowej. Zebrawszy resztki sił, wykonała polecenie. W sali zabiegowej czekało na nią kilkoro studentów, którzy mieli przyglądać się, jak przebiega zabieg łyżeczkowania. Rozpacz zmieszała się z upokorzeniem i wstydem, kiedy lekarz opisywał krok po kroku swoje działania. Studenci wpatrujący się w jej krocze, traktujący jak królika doświadczalnego spowodowali, że wpadła w stan odrętwienia. Dla nich była kolejnym przypadkiem, a to przecież było jej dziecko. JEJ!
Łzy płynęły po twarzy Anki. Czuła, jak rozpada się gdzieś w środku na kawałki, jak wpada w przepaść, która wydaje się nie mieć końca. Tak bardzo chciałaby poczuć, jak jej ciało z mocnym uderzeniem sięga dna. Już nigdy nie musieć stawiać czoła światu. Nie umiała spojrzeć Piotrowi w oczy. Bała się, bo przecież wiedziała, że to znowu jej wina. I co z tego, że starała się ze wszystkich sił, by tym razem skończyło się inaczej. Było coś, co przyczyniło się do poronienia. Z pewnością to ona popełniła błąd. Wyrzuty sumienia potrafią zniszczyć nawet najsilniejszego człowieka, wzmocnione przez innych zmieniają życie bezpowrotnie, ciążą już do końca. Czasem pozostają w ukryciu, czasem wychodzą na zewnątrz i unicestwiają człowieka za życia.
Zamknęła oczy. Nie pomogło. Czuła, jak znika, jak zapada się w bezkresną otchłań. Straciła przytomność. Kiedy ją odzyskała, lekarz przeprowadzający zabieg patrzył na nią zniesmaczony.
– No i po co histeryzujesz? – zapytał zirytowany. – Przecież mówiłem, że urodzisz sobie następne. Umyć się, przebrać i na salę. – Wyszedł, a za nim jeden po drugim wychodzili studenci.
Pielęgniarka pomogła jej wstać i w za krótkiej koszuli zawiozła na wózku korytarzem do łazienki. Kiedy znalazła się w sali z innymi kobietami, miała przekonanie, że ten koszmar nigdy się nie skończy. Obok niej leżały matki z noworodkami, wpatrzone z miłością w pociechy. Spojrzała na pielęgniarkę.
– Czy na pewno mam leżeć w tej sali? – spytała z niedowierzaniem. – Przecież dopiero co poroniłam. – Anka miała panikę i nieme błaganie w oczach.
– Proszę nie marudzić, położyć się i dochodzić do siebie – odparła kobieta. – Niedługo wyjdzie pani do domu, to nie było nic poważnego.
Kobiety patrzyły na nią ze współczuciem.
Podeszła do łóżka, powoli położyła się i odwróciła plecami do pozostałych pacjentek. Czy to się dzieje naprawdę? Przecież to jakiś koszmar... Absurd. Zanim zasnęła, długo leżała, wsłuchując się w rozmowy pacjentek, ich rodzin, w płacz dzieci. Bolało. Starała się nie płakać, choć żal i rozpacz wypełniały ją po brzegi. Nie rozumiała, dlaczego ją to spotyka, czemu nie może tak jak inne kobiety cieszyć się z macierzyństwa. Dlaczego jej organizm nie chce działać w zgodzie z jej potrzebami, przecież posiadanie dziecka powinno być tak samo naturalne jak oddychanie, do tego została stworzona. Zmęczona zasnęła. Coraz mniej bodźców do niej docierało. Wiele rzeczy robiła automatycznie, jakby wraz z płodem umarła część jej. Wiedziała, że już nic nie będzie takie jak dawniej, ona też nie będzie taka sama. Nie potrafiła sobie wyobrazić przyszłości ani życia z Piotrem po tym wydarzeniu. Choć miłość do niego wcale nie zgasła, to obawiała się kolejnych oskarżeń z jego strony. Nie zniesie jeszcze większych wyrzutów sumienia.
•
Po kilku dniach rekonwalescencji otrzymała wypis. Piotr przyjechał po nią i w milczeniu pojechali do domu. Położyła się do łóżka, w którym przeleżała kolejne trzy dni, nie odzywając się do nikogo. Mama doglądała jej, próbowała podsuwać ulubione dania, ale konsekwentnie odmawiała. Początkowo nie odpowiadała na pytania, z czasem zaczęła reagować zniecierpliwieniem. Mówiła, że to jest jej sprawa i nie chce, żeby ktokolwiek się wtrącał. Piotr starał się ją wspierać, ale z każdą kolejną godziną, z kolejnym dniem stawał się coraz bardziej zniecierpliwiony i zniesmaczony jej zachowaniem. Uważał, że robi wokół siebie za dużo szumu, histeryzuje, zachowuje się jak ofiara, a przecież nie ona nią była.
– Wychodzę, niedługo wrócę – powiedział i nachylił się, żeby ją pocałować. Nie poruszyła się. Nie obchodziły jej jego plany, nie interesowało, czy i kiedy wróci. Nic nie miało znaczenia.
Wrócił w nocy, ledwo trzymał się na nogach.
– Przesuń się – wybełkotał i przygniótł ją całym ciężarem. Anka przestraszona krzyknęła. Przepchnęła go i odsunęła się na sam skraj wersalki. Zaskoczona leżała nieruchomo, odór alkoholu wywołał falę mdłości. Zerwała się z łóżka, pobiegła do łazienki i zwymiotowała. Znowu się upił – pomyślała. Czy teraz tak właśnie będzie? Czy za każdym razem, kiedy w ich małżeństwie pojawią się sytuacje kryzysowe, Piotr będzie się upijał? Ta metoda nie prowadziła do rozwiązania problemu. Może gdybym potrafiła donosić ciążę, nie miałby powodów do takich zachowań? To moja wina, jestem beznadziejna, nie potrafię zrobić tak podstawowej rzeczy jak donoszenie ciąży, a przecież to odwieczna rola każdej kobiety – rodzić dzieci. Nie zdawała sobie sprawy, że myśląc w ten sposób, nie spowoduje zmiany u męża, a jedynie wpędza się w jeszcze większe poczucie winy. Nie rozumiała go, chyba nawet nie starała się zrozumieć, za bardzo skupiona na swoim cierpieniu. Brak wsparcia tylko pogłębiał zagubienie, nie miała teraz siły zajmować się mężem, sama nie dawała sobie rady, dbanie o komfort psychiczny drugiej osoby było w tej sytuacji niewykonalne.
Zakręciło się jej w głowie. Resztkami sił, starając się nie obudzić pozostałych domowników, poszła do kuchni napić się wody. Ze wspólnego pokoju dochodziło chrapanie Piotra. Nie wiedziała, co w tej chwili czuje do niego. Ich relacja zeszła na drugi plan, ustępując miejsca wyrzutom sumienia i poczuciu wyobcowania. Potrzebowała opieki, pomocy, a jednocześnie odgradzała się od najbliższych, odsuwała i nie umiała wyartykułować swoich potrzeb. Milczenie przynosiło pozorną ulgę, spokój, ale wewnątrz Anki trwała burza.
Wróciła do łóżka i spojrzała na męża. Pomyślała, że może to picie jest jego sposobem na radzenie sobie z emocjami i ze stratą, która z pewnością bardzo go dotknęła. Bezsensownym, ale wiele osób nie potrafiło radzić sobie racjonalnie z kłopotami, choćby ona. Zrobiło się jej go żal, bo zdała sobie sprawę, jak bardzo jej mąż nie potrafi okazać swojego cierpienia, jak głęboko ukrywa emocje, które z pewnością rozrywają go od środka. Ale pewnie jest zbyt dumny, żeby się do tego przyznać. Była podobna do niego, zamykała się w szczelnej skorupie i czekała, aż najgorsze minie. Nie pozwalała sobie pomóc, nie próbowała przepracować traumy, a jedynie spychała ją w głąb świadomości i próbowała zapomnieć.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------