- W empik go
Pozwól się kochać - ebook
Pozwól się kochać - ebook
Dwa lata temu Riley uciekła z miasta. Oskarżając Rhetta o gwałt, została uznana za kłamczuchę i nie miała innego wyboru niż wyjazd. Teraz wraca razem z córką, żeby pomóc w opiece nad chorą babcią. Jednak miasto wciąż nie zapomniało o swojej nienawiści, a ona pamięta, jak ją potraktowali, kiedy najbardziej ich potrzebowała.
Pewnego dnia przystojny Brady podwozi do domu Riley i jej córkę Bryony, które w czasie burzy utknęły na poboczu drogi. Nie robi tego ze względu na dziewczynę, lecz z powodu jej córeczki. Po tej krótkiej przejażdżce chłopak zaczyna kwestionować wszystko, co do tej pory uważał za prawdę.
Czy Brady mógłby uwierzyć Riley i zaryzykować utratę wszystkiego?
Kategoria: | Young Adult |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-463-0 |
Rozmiar pliku: | 954 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kcem jeś
Riley
Dobiegający z kuchni łomot wyrwał mnie ze snu i przywrócił do rzeczywistości. Poczułam swąd, jakby coś się paliło. W łóżku obok mnie nie było Bryony, a przecież pierwsze, co widziałam, gdy budziłam się rano, to jej blond loczki i wielkie, błękitne oczy.
Skoczyłam na równe nogi, wypadłam przez otwarte drzwi sypialni i popędziłam do kuchni. Na tym krótkim odcinku przebiegła mi przez głowę co najmniej setka najczarniejszych myśli. Nic dziwnego, Bryony nigdy nie wstawała przede mną. Prawie już dopadłam drzwi do kuchni, gdy usłyszałam kolejny łoskot.
Obok zlewu stała babcia ze spanikowaną miną. Na terakotowej podłodze leżał garnek, z którego wysypały się surowe płatki owsiane, zaś dokoła rozlewała się kałuża mleka. Z tostera za plecami babci unosiła się smużka dymu. Dopadłam go jednym skokiem i wyrwałam wtyczkę z kontaktu, żeby nie zapalił się na dobre.
– Mama! – dobiegł mnie z tyłu cienki głosik Bryony.
Odwróciłam się gwałtownie, żeby upewnić się, że dziecku nic nie jest, i o mało nie poślizgnęłam się na rozlanym mleku.
Córeczka wpatrywała się we mnie szeroko otwartymi oczami. Jej niesforne loczki sterczały na wszystkie strony dookoła wykrzywionej grymasem niezadowolenia buzi.
– Kcem jeś – oznajmiła.
Pochyliłam się, podniosłam ją, żeby nie wdepnęła w kałużę na podłodze, i mocno przytuliłam. Wystarczyło, że wzięłam ją w ramiona, a od razu odzyskałam spokój.
– Widzę, że babcia chciała ci zrobić coś do jedzenia – stwierdziłam, odwracając głowę w stronę starszej kobiety. Stała bez ruchu, wpatrzona w rozlane u jej stóp mleko.
– Ja… nie wiem – odezwała się zagubionym głosem, jakby nie była pewna, o czym mówi ani skąd się tu wzięła. To normalne w jej stanie. Miewała lepsze i gorsze dni. Dzisiejszy, jak widać, zaliczał się do tych drugich.
– Zaraz posadzę Bryony na krzesełku i dam jej płatki, a potem posprzątam. Co ci zrobić na śniadanie, babciu?
Odwróciła głowę w moją stronę, a wtedy dostrzegłam w jej wzroku konsternację. Na widok jej zagubionej miny zawsze ogarniał mnie smutek. Babcia nie była już tą samą osobą, która piekła ze mną ciasteczka i śpiewała mi piosenki, grając na garnkach jak na perkusji. Zupełnie jakby zabłądziła gdzieś we własnej głowie.
– Nie wiem – powtórzyła zdanie, które ostatnio bardzo często padało z jej ust. Posadziłam Bryony w dziecięcym krzesełku, a potem ujęłam babcię za rękę i odciągnęłam od kałuży na podłodze.
Zazwyczaj wstawałam przed nią, ale dziś zaspałam. Dziwne, bo mama co rano budziła mnie przed wyjściem do pracy. Może próbowała albo po prostu zapomniała.
– Kcem jeś – powtórzyła Bryony. W ten sposób oznajmiała, że jest głodna. Kiedy obudziła się dziś wcześniej i zastała w kuchni babcię, na pewno też jej to zakomunikowała. Wtedy przez krótką chwilę babcia miała przebłysk świadomości, że musi ją nakarmić. Ale zaraz o tym zapomniała, więc upuściła garnek z owsianką. Na podłodze leżały też okruchy talerzyka pokryte czymś, co wyglądało na mus jabłkowy. Całości dopełniał zwęglony tost.
– Dobrze – powiedziałam, po czym sięgnęłam po pudełko z płatkami i nasypałam trochę na tackę. – Zjedz na razie to, a mama w tym czasie posprząta.
Bryony wzięła w palce owsiane kółeczko i włożyła je do ust.
– Rozbiłam talerz – przyznała zatroskanym głosem babcia.
– Nic się nie stało. To się zdarza. Zaraz posprzątam, a potem przygotuję twoją ulubioną owsiankę z brązowym cukrem i plasterkami jabłka. Może być? – spytałam, posyłając jej uspokajający uśmiech.
Babcia zmarszczyła czoło.
– Lubię ją?
Zupełnie jakbym miała do czynienia z jeszcze jednym dzieckiem. Dopiero niedawno wróciłam razem z rodzicami do Lawton, do Alabamy, i było mi bardzo ciężko. Serce pęka, gdy trzeba dzień w dzień przyglądać się, jak ukochana osoba pogrąża się we własnym świecie. Alzheimer to straszna choroba.
– Baba jeś – poinformowała mnie Bryony.
Odwróciłam się do córeczki i posłałam jej uśmiech.
– Tak. Pora na śniadanie.
– Sandra będzie się gniewać za ten talerzyk. Tak je lubi. Muszę pojechać do miasta i odkupić go u Millera. Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Ktoś z zewnątrz nie dostrzegłby w jej słowach nic nienormalnego. Wręcz przeciwnie, brzmiały całkiem logicznie. Co z tego, skoro nie miały ani odrobiny sensu. Wspomniana przez babcię Sandra to jej siostra, która zmarła na raka, gdy miałam trzy lata. A sklep Millera nie działał od 1985 roku. O tym ostatnim fakcie dowiedziałam się tylko dlatego, że krótko po naszym powrocie babcia wysłała mnie tam po jakieś zakupy. Byłam już prawie za drzwiami, gdy mama zatrzymała mnie i wyjaśniła, że babcia żyje w przeszłości. Właściciel, Roy Miller, zmarł na zawał, a jego rodzina zlikwidowała sklep i wyprowadziła się z Lawton.
Ale zamiast po raz kolejny przypominać o tym babci, wolałam puścić jej uwagę mimo uszu, bo tak było łatwiej. Gdybym oznajmiła, że Sandra nie żyje, a sklep Millera zamknięto dawno temu, babcia wpadłaby w histerię. Nic dziwnego, skoro to był jedyny świat, który pamiętała. Dlatego nie odezwałam się ani słowem, tylko zabrałam się za sprzątanie. Potem postawiłam garnek z mlekiem i płatkami na kuchence i wyszłam tylnymi drzwiami na zewnątrz, żeby wyrzucić spalony tost.
– Nie wiesz, gdzie postawiłam mus jabłkowy dla Lyli? Powinna zjeść rano chociaż trochę. Wczoraj zrobiłam świeży, z jabłek od Millera.
Lyla to imię mojej matki. Kolejna osoba, która myliła się babci. Często brała Bryony za moją mamę, gdy ta była dzieckiem. Jeszcze jedna oznaka życia w przeszłości.
– Zaraz jej dam ten mus. A ty sobie usiądź, podam ci sok. Popatrz sobie na ptaki. Jedzą ziarno, którego im wczoraj nasypałyśmy. – W ten sposób udało mi się zmienić temat i skierować uwagę babci na ptaki widoczne za dużym oknem wykuszowym.
Mama pracowała dziś w szpitalu tylko do południa, a to oznaczało, że będę mogła po obiedzie zabrać Bryony na spacer do parku. Teraz jednak musiałam nakarmić małą i babcię, a potem zająć się domem. Dzięki temu zostanie nam później więcej czasu na zabawę. Było słonecznie, ale upalne dni mieliśmy już za sobą. Chłodne jesienne powietrze zachęcało do spacerów, a poza tym Bryony uwielbiała zbierać różnobarwne liście opadłe z drzew. Nazywała je swoim „źbiolem”.ROZDZIAŁ 2
Nie daj się złamać, stary
Brady
Już drugi tydzień nie byłem z Ivy, ale ona nie odpuszczała. Dramat trwał nadal. Sądziłem, że rozstanie obojgu nam – a zwłaszcza mnie – wyjdzie na dobre. Mimo to nie było mi łatwo, gdy widziałem, jak Ivy popłakuje po kątach na szkolnym korytarzu i wysyła mi rzewne SMS-y, że nie może beze mnie żyć. Zraniłem ją i trudno mi było się z tym pogodzić. Niestety nie miałem innego wyjścia. Mogłem albo raz na zawsze z nią zerwać, albo nadal pozwalać jej się łudzić, że coś nas łączy.
Prawda była taka, że gdybym naprawdę kochał Ivy, nie marzyłbym o innej dziewczynie. I choć nie udało mi się jej zdobyć, pragnąłem jej i przez to nie traktowałem Ivy tak, jak na to zasługiwała. Jedynym honorowym wyjściem z tej sytuacji było zerwanie. Kiedy jednak widziałem, jak ciężko Ivy je znosi, zaczynałem mieć wątpliwości, czy słusznie postąpiłem.
– Bądź twardy, stary. Masz kompleks przyzwoitego faceta, ale nie daj się złamać – stwierdził West Ashby, gdy spotkał mnie na szkolnym korytarzu.
Był jednym z moich najlepszych kumpli. A kto wie, czy nie jedynym, biorąc pod uwagę fakt, że na krótki czas zabujałem się w dziewczynie drugiego najlepszego kolegi. Choć nie potrafiłem stwierdzić tego na pewno.
– Ona chyba kiepsko sobie radzi z naszym rozstaniem – zauważyłem.
Starałem się unikać wzrokiem Ivy stojącej w otoczeniu przyjaciółek. Czułem na sobie ich spojrzenia przeszywające mnie jak sztylety. Było mi szczególnie trudno, bo nie należałem do chłopaków doprowadzających dziewczyny do wściekłości. Taka sytuacja mogła się zdarzyć Westowi czy Gunnerowi, ale nie mnie. Ja byłem tym porządnym.
– Najwyższy czas. I tak już wystarczająco się poświęcałeś, bo chciałeś być w porządku. Czasami trzeba powiedzieć: „Pieprzę, mam dość” i iść w swoją stronę.
– Niepotrzebna mi taka sława jak twoja – odparłem, zerkając na kumpla z ukosa.
West zaśmiał się, jakbym powiedział coś zabawnego.
– Teraz słynę już tylko z tego, że jestem zakochany na śmierć i życie. Dzięki temu wszystkie moje wcześniejsze winy zostały wymazane.
Miał rację. Moja kuzynka, Maggie, kompletnie go odmieniła. Nie wykorzystywał już i nie porzucał dziewczyn, jak zdarzało mu się dawniej. Widząc go razem z Maggie, pragnąłem dla siebie tego samego. Mieć dziewczynę, z którą miałbym ochotę cały czas przebywać i na widok której na mojej twarzy odruchowo pojawiałby się uśmiech. Dziewczynę taką jak Willa. Ale ona chodziła już z Gunnerem i nie miałem u niej żadnych szans. Nie zamierzałem o nią walczyć, bo było im dobrze razem. Do tej pory nigdy nie widziałem Gunnera naprawdę szczęśliwego. To była zasługa Willi.
– Ivy to nie jest ta jedyna, czaisz? Zasługuje na przyzwoitego faceta, ale ja nim nie będę. Problem w tym, że ona nie chce się z tym pogodzić.
– Ivy to typowy bluszcz – stwierdził West i poklepał mnie po plecach. – To ja spadam. Bądź twardy, kiedyś w końcu da sobie spokój.
Miałem poczucie, że to ja w dużej części zawiniłem, że wszyscy traktują dziś Ivy jak desperatkę. Pozwoliłem jej tak długo kręcić się wokół siebie, że rzeczywiście się w nią zmieniła. Gdybym był z nią szczery już kilka miesięcy temu, nie doszłoby do tej sytuacji. A tak tylko pogorszyłem sprawę, pozwalając jej cały czas wierzyć, że jesteśmy parą.
Usłyszałem za plecami śmiech Gunnera. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem, jak obejmuje ramieniem Willę i uśmiecha się do niej, jakby nikt poza nią dla niego nie istniał. Powinienem cieszyć się ich szczęściem, ale jakoś nie potrafiłem. Zazdrościłem mu i chciałem być na jego miejscu. Jeszcze niedawno łudziłem się, że Willa to ta właściwa dziewczyna, ale nic z tego nie wyszło. Cóż, moja wina. Nie dałem jej jasno do zrozumienia, że jestem nią zainteresowany, i nadal chodziłem z Ivy. Czyżbym na serio się spodziewał, że Willa będzie cierpliwie czekać, aż którąś z nich wybiorę? Najwyraźniej tak. Zachowałem się jak kretyn i mam za swoje.
Willa odwróciła głowę i nasze spojrzenia się spotkały. Posłała mi przyjazny uśmiech, bez cienia flirtu. Zupełnie inny od tych, jakimi obdarzała mnie większość dziewczyn. Zwyczajny, którym dziewczyna daje chłopakowi do zrozumienia, że traktuje go wyłącznie jak przyjaciela.
Uśmiechnąłem się do niej w odpowiedzi i skinąłem głową Gunnerowi. Potem szybko wpadłem do klasy, żeby szczęście zakochanej pary nie kłuło mnie w oczy. Wcześniej nigdy nie byłem zazdrośnikiem, ale widok tej dwójki dzień w dzień działał mi na nerwy. Głównie z tego powodu nareszcie ostatecznie rozstałem się z Ivy. W zasadzie powinienem im podziękować, że pomogli mi podjąć męską decyzję.
Asa Griffith i Nash Lee siedzieli już w ławce, wpatrzeni rozbawionym wzrokiem w ekran laptopa Nasha. Podszedłem do nich i usiadłem za Asą.
– Cześć, Brady! – pozdrowiła mnie kompletnie nieznajoma blondynka i pomachała mi delikatnie palcami.
– Bierz mnie – dodał kpiącym tonem Asa i odwrócił się, żeby na nią spojrzeć. – Ale ciało, stary. Przetestuj ją i opowiedz, jak było.
Od razu można się było domyślić, że dziewczyna ma czym oddychać, bo to pierwsza rzecz, na jaką Asa zwracał uwagę. Oderwałem od niej wzrok i spojrzałem na kolegę. Nie ona pierwsza nagle zaczęła mnie zagadywać. Znosiłem podobne zaczepki już od tygodnia. Ale to zdecydowanie za wcześnie na nowy związek, nie mógłbym zrobić czegoś takiego Ivy. Wciąż jeszcze chodziła po szkole z zaczerwienionymi i podpuchniętymi od płaczu oczami.
– Liczy się coś więcej niż tylko ciało – mruknąłem pod nosem.
Asa uniósł brwi, jakbym powiedział coś, co go zaskoczyło.
– Serio? – Wyraźnie sobie ze mnie żartował, ale i tak zabrzmiało to dość paskudnie. – W takim razie pewnie cię nie zainteresuje, co Nash dostał dziś na swoją skrzynkę – oznajmił, uśmiechając się porozumiewawczo do Nasha.
Wolałem nie pytać.
– Ej, ja o nic nie prosiłem. Sama mi to przysłała – rzucił Nash obronnym tonem, jakby chciał się usprawiedliwić.
– Ale i tak się na nią pogapisz – stwierdził z ironią Asa.
Nash uśmiechnął się, ukazując dołki w policzkach, a potem wzruszył ramionami, zamknął laptop i wepchnął go do plecaka.
– No jasne. Przecież jestem facetem, a ona jest naga.
Nie spytałem, o kim mówią. Łatwo się było domyślić, jakie zdjęcia oglądają, ale wolałem nie kojarzyć z nimi konkretnej twarzy.
– Widzieliście na mieście Riley? Zobaczyłem ją wczoraj z jakimś dzieciakiem w wózku. Takim raczej małym. Wychodziła z parku. – Asa zmarszczył brwi, jakby niezbyt mu się to spodobało i uznał, że musi się z nami podzielić tą nowiną. Każdy z nas wolałby nie oglądać Riley na oczy. Jej powrót do miasta oznaczał kłopoty. Fatalna sprawa. Akurat teraz, gdy Gunner wreszcie wyglądał na zadowolonego z życia.
– Mhm. Ja też ją widziałem kilka tygodni temu. Pewnie jej rodzicom urodziło się dziecko. Riley chyba ma domowe nauczanie. Mama mówiła, że jej babka choruje na alzheimera, więc sprowadzili się z powrotem, żeby się nią zająć. – Tamtego dnia po powrocie do domu zacząłem głośno dawać wyraz irytacji, że Riley miała czelność wrócić do miasta, ale mama szybko przywołała mnie do porządku.
– To kiepsko dla Lawtonów. I tak ostatnio tkwią po uszy w gównie. A tu jeszcze jak na złość wraca Riley – stwierdził Asa.
– Jakoś nie bardzo mi ich żal. Problemy nadzianej rodzinki to nic przy alzheimerze – stwierdził Nash.
Choć byłem po stronie Gunnera, trudno było odmówić Nashowi racji. Rodzina Gunnera miała własne kłopoty, podobnie jak rodzice Riley. To nie ich wina, że ich córka okazała się kłamczuchą. Mogłem jej nie znosić, a jednocześnie współczuć jej rodzinie. Pewnie nie jest im łatwo, ale nowe dziecko to chyba dobra nowina. Pojawiło się w samą porę, by osłodzić im ciężkie chwile, jakie sprowadziła na nich obłudna córeczka.ROZDZIAŁ 3
Moja młodsza siostra?
Riley
Deszcz? Jak to możliwe? Przecież gdy wiozłam Bryony na wózku do parku, świeciło piękne słońce. Zaraz potem, ni stąd, ni zowąd, lunęło jak z cebra. Na dodatek mama nie odbierała ode mnie telefonów. Choć to i tak nie miało znaczenia, przecież nie mogła zostawić babci samej w domu i po nas przyjechać.
Na szczęście spacerówka miała budkę. Pogodziłam się z myślą, że przemoknę do suchej nitki, kiedy wyszłyśmy spod drzew, gdzie wcześniej schowałyśmy się na chwilę przed deszczem. Przynajmniej Bryony będzie miała jaką taką osłonę.
– Ada! – zapiszczała Bryony, wystawiając rączki na deszcz. Nie wyglądała na przestraszoną, wręcz przeciwnie, uznała ulewę za świetną przygodę. Starałam się traktować tego typu wspólne przeżycia jako okazje do wspomnień. Dzięki temu łatwiej mi było radzić sobie w naprawdę trudnych chwilach. Zanim pojawiła się Bryony, byłam zupełnie innym człowiekiem. Wszystkim się przejmowałam, a każdy drobiazg urastał w moich oczach do rangi wielkiego problemu. Przeżywałam, gdy chłopak nie zaprosił mnie na bal albo przyjaciółka ośmieliła się flirtować z moją sympatią. Z perspektywy czasu wszystko to wydawało mi się kompletnie pozbawione sensu.
Kiedy po raz pierwszy wzięłam w ramiona swoją nowo narodzoną córeczkę, cały mój świat w jednej chwili się zmienił. Moje życie już nigdy nie miało być takie, jak kiedyś. W jednej chwili zniknął ból, który towarzyszył jej narodzinom. Oprócz niej nic nie miało dla mnie znaczenia. Przestało mnie obchodzić, kto jest jej ojcem i jak bardzo mnie skrzywdził. Nie myślałam o tym ani w tamtej chwili, ani nigdy potem. Miałam zdrową córeczkę i tylko to się dla mnie w życiu liczyło. Nieprzespane noce jeszcze bardziej zacieśniły naszą więź. Niekończący się płacz był okazją do nauki, jak uspokoić i rozweselić malutką. Nic innego nie było ważne, tylko nasza dwójka.
– Tak, deszcz pada, kochanie. A teraz biegniemy szybciutko do domu – powiedziałam dziarskim głosem.
Bryony klasnęła radośnie w łapki. Naciągnęłam kaptur na głowę w nadziei, że ochroni mnie przed deszczem chociaż przez kilka minut, zanim dotrę do chodnika prowadzącego do domu babci.
Nie było tak źle, jak mi się początkowo wydawało. Jesienne powietrze pachniało deszczem, przypominając mi dzieciństwo. To były dobre wspomnienia. Zależało mi, żeby Bryony miała podobne, choć wiedziałam, że nie możemy zamieszkać w Lawton na stałe. Tęskniłam za miastem, w którym dorastałam, ale musiałam pogodzić się z faktem, że nie jestem w nim mile widziana. Przez jakiś czas będę tu mieszkać, trzymając się na uboczu i ciesząc wspólnymi chwilami z córeczką, ale nie możemy zostać na zawsze.
Biegłam chodnikiem, ile sił w nogach, gdy mijający mnie pikap nagle zwolnił. Nie podniosłam wzroku, zbyt skupiona na tym, by jak najprędzej dotrzeć do domu.
– Podwieźć cię? – zawołał znajomy głos.
Nie musiałam nawet odwracać głowy, od razu poznałam Brady’ego Higgensa. Pamiętałam ten głos równie dobrze, jak jego nienawistne spojrzenia i oskarżenia, które usłyszałam od niego jakiś czas temu. Dlatego nie zatrzymałam się, tylko pędziłam bez słowa, z wzrokiem wbitym wprost przed siebie.
– Rany, Riley, leje jak z cebra i mała zaraz będzie cała mokra. Pomyśl chociaż o niej. Jeszcze się przeziębi.
W jego głosie pobrzmiewała irytacja. Nie spodobał mi się ani jego ton, ani sugestia, że źle zajmuję się własnym dzieckiem. Trochę deszczu na pewno jej nie zaszkodzi. Bez przesady, przecież nie jesteśmy na pustkowiu.
– Masz jeszcze prawie trzy kilometry do domu, a coraz mocniej pada. Nie wygłupiaj się, podwiozę cię. Robię to dla dziecka.
Ton, jakim wymawiał słowo „dziecko”, strasznie mnie rozzłościł. A więc jeszcze do niego nie dotarło, skąd się wzięła Bryony? Podobnie jak reszta idiotów z tego miasta sądził, że nie powiedziałam wtedy prawdy. Wszyscy zarzucali mi kłamstwo, co ostatecznie zmusiło mnie do wyjazdu. Bo przecież taki złoty chłopak jak Rhett Lawton nie mógł mnie zgwałcić. Niemożliwe, to ja musiałam za nim biegać i go prowokować, a on tylko się ode mnie opędzał. Poza tym byłam dziewczyną jego brata – dlaczego miałby zrobić coś takiego? Każdy uważał, że najwyraźniej mam coś z głową.
Zatrzymałam się i spojrzałam w stronę Brady’ego. Zawsze był z niego Pan Przyzwoity. Chętny do pomocy, dopatrywał się w ludziach wyłącznie dobrych cech. Jedynie ja byłam wyjątkiem. Odwrócił się ode mnie tak samo jak wszyscy. Dlatego już miałam otworzyć usta i oznajmić mu dobitnie, gdzie może sobie wsadzić swoją propozycję, gdy rozległ się grzmot i niebo rozświetliła błyskawica. Nie przeszkadzał mi deszcz, ale Bryony na pewno nie powinna przebywać na dworze podczas burzy. Darowałam więc sobie ciętą ripostę i tylko odezwałam się krótko:
– Dobra.
Brady pokiwał głową z wyraźną ulgą, że wreszcie dałam za wygraną. Potem wyskoczył z auta i złapał wózek, z którego zdążyłam już wyjąć Bryony.
– Wrzuć go na pakę, bo i tak jest cały mokry. Jutro wysuszę go na słońcu.
Nie czekałam na jego odpowiedź, tylko obiegłam pikap, trzymając w ramionach uśmiechniętą Bryony, która z upodobaniem wystawiała buzię na deszcz, i wdrapałam się do środka. W samochodzie było włączone ogrzewanie i po chwili poczułam, jak mała lekko drży w moich ramionach. Wtedy zaczęłam się martwić, czy Brady rzeczywiście nie ma racji, że może się przeziębić. Postanowiłam, że gdy tylko wrócimy do domu, napoję ją sokiem pomarańczowym i przygotuję dla niej ciepłą kąpiel.
Kiedy Brady usiadł za kierownicą, spojrzałam na niego i z ociąganiem wydusiłam z siebie:
– Dziękuję.
Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś podziękuję komukolwiek w tym mieście.
Brady spojrzał na Bryony.
– Twoi rodzice na pewno nie byliby zadowoleni, że spacerujesz z siostrą w taką paskudną pogodę. Dobrze, że się zgodziłaś na podwózkę.
Siostrą? Serio? Więc takie plotki krążyły o mnie w mieście? Zmarszczyłam czoło, odwróciłam głowę i wbiłam wzrok w szybę. Mogłam zaprotestować, tylko co by to dało? Nic, kompletnie. Brady od razu założyłby, że wpadłam już po wyjeździe z miasta. Nic go nie przekona, że moja wersja wydarzeń jest prawdziwa. Choć gdyby ktokolwiek zadał sobie choć odrobinę trudu i przyjrzał się Bryony, od razu zauważyłby podobieństwo do Lawtonów. Szczególnie z twarzy bardzo przypominała swojego biologicznego ojca. Nie zamierzałam jednak wysuwać tego argumentu, bo za nic nie chciałam, żeby moja córka kiedykolwiek miała do czynienia z Lawtonami. Wolałam ochronić ją przed tymi potworami.
Mój brat, Vance, został w mieście, gdy wyjechaliśmy, i musiał radzić sobie sam. Nie miał łatwo, ale tu było jego miejsce. Kiedy zniknęłam wszystkim z oczu, plotki ucichły, więc mógł w miarę normalnie żyć – do czasu, aż rozeszła się wiadomość o moim powrocie. Od tego momentu dwa razy zawieszono go w szkole za bójki. Na szczęście gdy wprowadziliśmy się do domu babci, zgodził się przenieść do prywatnej szkoły niedaleko od nas. Nie był tym faktem zachwycony, ale rodzice uważali, że powinien skończyć szkołę poza Lawton. Zwłaszcza że był nieprzeciętnie inteligentny, choć straszliwie narwany. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie wpadł w kłopoty. Kiedy wyjeżdżał w ubiegłym tygodniu, powiedział mi, że robi to z własnej woli i żebym nie czuła się winna. Ale ja i tak się popłakałam.
Bryony wyciągnęła swoje pulchne rączki w kierunku nawiewu ciepłego powietrza, a potem odwróciła się do Brady’ego i uśmiechnęła. Nie miała pojęcia, że to nasz wróg. Wolałabym nigdy jej nie uświadamiać, że na świecie istnieje zło i nienawistni ludzie.
– Jak jej na imię? – spytał Brady.
– Bryony.
Nie miałam ochoty z nim przebywać w takim samym stopniu jak on ze mną. Gdyby ulicą przejeżdżał jakiś inny kolega Gunnera Lawtona, nadal zasuwałabym spanikowana ulicą w deszczu i burzy. Brady Higgens był inny. Zobaczył dziecko w potrzebie i nie mógł zostawić go bez pomocy.
– Masz ładne oczy, Bryony – zwrócił się do niej Brady.
Malutka zadarła głowę i spojrzała na mnie. Mokre od deszczu, blond loki przykleiły jej się do czoła. Pochyliłam się, nie mogąc się powstrzymać, żeby jej nie pocałować.
– Ile ma lat?
Nie chciało mi się wdawać z Bradym w rozmowę, ale miałam świadomość, że robi nam przysługę, podwożąc nas do domu. Skoro chciał udawać, że obchodzi go cokolwiek związanego z nami, w porządku. Byłam gotowa podjąć tę grę.
– Piętnaście miesięcy.
– Ada! – ucieszyła się mała, gdy rozległ się grzmot pioruna.
Brady zaśmiał się. Nic dziwnego, bo Bryony była przeurocza. Podejrzewałam, że całkiem go zawojuje, jeszcze zanim dotrzemy do domu babci.
– To z ciebie już duża panna – zagadnął ją Brady.
Mała pokiwała ochoczo głową. Uwielbiała, gdy ktoś nazywał ją dużą dziewczynkę, choć ciągle jeszcze domagała się ode mnie, żeby kołysać ją do snu i tulić jak niemowlaka.
– Twoja babcia nadal mieszka tam, gdzie wcześniej? – spytał Brady, skręcając w naszą ulicę.
– Tak.
Znał drogę na pamięć, bo razem dorastaliśmy w tym mieście. Bawiliśmy się w parku, chodziliśmy do jednej szkoły i na te same imprezy.
Kiedy wjechaliśmy na nasz podjazd, objęłam mocniej Bryony. Postanowiłam, że najpierw zaniosę ją do domu, a potem wrócę po wózek.
– Pobiegnę z nią do środka i zaraz przyjdę po wózek – oznajmiłam.
– Ja go wezmę, a wy biegnijcie do domu.
Bez słowa protestu otworzyłam drzwi auta i puściłam się biegiem do wejścia, żeby jak najprędzej schować się przed deszczem. Gdy znalazłyśmy się w środku, zawołałam mamę, ale się nie odezwała. Chciałam oddać jej Bryony i pobiec z powrotem po wózek. Musiałam więc postawić córeczkę na podłodze.
– Poczekaj tu na mnie. Pójdę tylko po wózek – przykazałam.
Pokiwała głową, a ja odwróciłam się do wyjścia. Brady zdążył już jednak dotrzeć do drzwi i wręczył mi kompletnie przemoczony wózek.
– Dziękuję – powiedziałam jeszcze raz.
Pokiwał głową
– Nie ma za co.
W tym momencie mała rączka Bryony pociągnęła mnie za nogawkę spodni.
– Mama mokla.
Dopiero na widok szeroko otwartych ze zdumienia oczu Brady’ego zdałam sobie sprawę z sensu jej słów. Tak oto Brady dowiedział się, że mała wcale nie jest moją młodszą siostrą.
Posłałam mu wymuszony uśmiech i zamknęłam przed nosem drzwi wejściowe, zanim zdążył cokolwiek z siebie wykrztusić.ROZDZIAŁ 4
Zwłaszcza dla Riley
Brady
Mama? Dziecko nazwało Riley mamą. Słyszałem to na własne uszy, a wyraz oczu Riley stanowił dodatkowe potwierdzenie. Co jest grane? Czyżby Riley zaszła w ciążę natychmiast po wyjeździe z naszego miasta?
A może jednak tuż przed? Może oczerniła Rhetta, bo chciała go wrobić w ciążę i w ten sposób wyciągnąć od niego pieniądze? Jeśli tak, to było to wyjątkowo wyrachowane. O mało nie zrujnowała mu przyszłości, desperacko poszukując tatusia dla dzieciaka. Na pewno nie był nim Gunner, bo z nim nie spała – wszyscy dobrze o tym wiedzieliśmy. Widocznie puściła się z kimś na boku, a potem musiała nakłamać. Co do tego nie było żadnych wątpliwości.
Czyżby Riley aż tak zależało na Gunnerze, że nie zdecydowała się pójść z nim do łóżka, a potem zrzucić na niego winy? Kompletnie tego nie ogarniałem. Dlaczego fałszywie oskarżyła jego starszego brata? Nie prościej byłoby wrobić własnego chłopaka? Chyba że uznała, że wersja z Rhettem w roli głównej będzie bardziej wiarygodna. Nie potrafiłem pojąć jej motywów. I chyba w ogóle nie warto było się nad tym zastanawiać.
Jedyną pewną rzeczą w całej tej pogmatwanej historii jest to, że Riley ma córeczkę, na dodatek przeuroczą. Sprawiała wrażenie dobrej mamy, ale przecież nie widywałem jej na tyle często, żeby mieć taką pewność. Równie dobrze mogła kompletnie nie nadawać się do tej roli.
Myśl o dzisiejszym spotkaniu z Riley i Bryony nie chciała mi wyjść z głowy przez cały wieczór. Nie przyznałem się nikomu, że je podwiozłem, bo nie miałem zamiaru się z tego tłumaczyć. W zasadzie nie było z czego, zresztą miałem nadzieję, że każdy z chłopaków na moim miejscu zrobiłby to samo. Przecież była z małym dzieckiem, sama na ulicy podczas burzy. Choć nie mogłem mieć co do tego stuprocentowej pewności, bo wszyscy jej nienawidzili, i to bardzo mocno. Trzeba jednak przyznać, że z Rhetta też było niezłe ziółko, o czym sam całkiem niedawno miałem okazję się przekonać. Zachował się jak zwyczajny drań, szczególnie wobec Gunnera. Ciekawe, czy Gunner byłby teraz w stanie uwierzyć Riley, skoro poznał prawdziwy charakter Rhetta.
W mojej głowie zaczęła się tlić myśl, że może Riley wcale nie kłamała. Nie potrafiłem jednak uwierzyć, że Rhett mógłby mieć aż tak skrzywioną psychikę, żeby ją zgwałcić, a potem wszystkiego się wyprzeć. Miał swoje za uszami, ale nie był brutalny. Nie do tego stopnia.
Pokręciłem głową, jakbym chciał odpędzić od siebie tę natrętną myśl, po czym ruszyłem ku schodom prowadzącym na poddasze, gdzie teraz znajdował się mój pokój.
Mijając otwarte drzwi swojej dawnej sypialni, dostrzegłem siedzącą na łóżku Maggie z książką w ręku. Przystanąłem i zajrzałem do środka.
– Gdzie West?
Maggie podniosła na mnie wzrok.
– Jest dzisiaj ze swoją mamą.
West bardzo dbał o matkę. Pilnował, żeby po śmierci ojca nie załamała się i nie pogrążyła w depresji. Wiodło im się raz lepiej, raz gorzej.
– To dobrze – stwierdziłem, nie ruszając się z miejsca.
Maggie zagięła róg kartki i zamknęła trzymaną na kolanach książkę.
– Chcesz pogadać, Brady?
Przechyliła jednocześnie głowę nieco na bok, przyglądając mi się uważnie, jakby z góry znała odpowiedź na to pytanie.
Może faktycznie tego mi było trzeba, ale wzruszyłem tylko ramionami.
– Czy ja wiem?
Kuzynka westchnęła i uniosła książkę.
– Jeśli chcesz, możemy. I tak przerwałeś mi czytanie.
Wiedziałem, że Maggie jest jedyną osobą, co do której można być pewnym, że nie puści pary z ust. Nigdy nie zajmowała się plotkami ani nie robiła afer i potrafiła uważnie słuchać, jak nikt inny. Bardzo sobie ceniłem jej zdanie.
Wszedłem do pokoju i usiadłem naprzeciwko niej na stojącym w kącie krześle.
– Podwiozłem dziś Riley Young do domu podczas burzy. Była z dzieckiem. Dziewczynką, taką dość małą.
No dobra. Udało mi się jakoś to z siebie wyrzucić.
Maggie przyglądała mi się przez chwilę w milczeniu.
– Tylko o to chodzi? Podwiozłeś dziewczynę w potrzebie i czujesz, że musisz o tym z kimś pogadać?
Byłem pewien, że Maggie zdążyła już poznać historię Riley Young.
– Nie słyszałaś, jak powiedziałem: Riley Young? Ta, która oskarżyła Rhetta o gwałt i przez którą o mało nie stracił stypendium?
– Wiem, kim jest Riley Young. Dosyć się nasłuchałam, jak się nad nią pastwicie. Dobrze znam jej historię. Ale pomyśl – była sama z dzieckiem na ulicy w czasie burzy. Założę się, że każdy na twoim miejscu postąpiłby tak samo. Gdybyś jej nie pomógł, mógłbyś czuć się z tym źle. Ale pomogłeś, więc nie bardzo rozumiem, z czym masz problem.
Westchnąłem, odchylając się na oparcie krzesła, i zapatrzyłem się na chwilę w okno. Czy Maggie w ogóle była w stanie zrozumieć, o co mi chodzi? Taka dziewczyna jak ona, cierpliwa i skora do wybaczania, nie miała pojęcia, czym jest nienawiść.
– Mała nazwała Riley mamą – dodałem, mając nadzieję, że dzięki tej nowinie Maggie stanie się rozmowniejsza.
Maggie otworzyła szerzej oczy ze zdumienia.
– Ooo… czyli wróciła z dzieckiem. Czy ono może być Rhetta?
Wreszcie coś zaczynało do niej docierać.
– To mi dało do myślenia. Wychodzi na to, że gdy się zorientowała, że jest w ciąży, próbowała wrobić Rhetta, żeby wyłudzić od niego pieniądze. Tak, to zaczyna mieć ręce i nogi. Najgorsze, że gdy Gunner się dowie, jego życie jeszcze bardziej się skomplikuje. Tyle już mu się zwaliło na głowę.
Maggie nachmurzyła się, wyraźnie zniesmaczona moimi domysłami. Ale przecież nie powiedziałem nic niewłaściwego.
– Albo Riley mówiła prawdę. Z tego, co się zdążyłam zorientować, trudno uznać Rhetta Lawtona za wzór cnót. Skąd w was wszystkich ta pewność, że to ona kłamała?
Prześladowała mnie dokładnie ta sama myśl, która jej tak łatwo przeszła przez usta. Problem w tym, że nie znała Rhetta tak jak ja. Kiedyś był dla mnie jak starszy brat.
– Rhett zapowiadał się na świetnego sportowca i pochodził z najbogatszej rodziny w mieście. Był kimś ważnym, całe Lawton dawało mu to odczuć. Tak trudno wam uwierzyć, że mógł coś sobie wziąć siłą? Jeśli Rhett rzeczywiście był taką gwiazdą, za jaką wszyscy go uważacie, dlaczego Riley miałaby – jak to powiedziałeś – próbować go wrobić? Naprawdę nie przewidziałaby, że to się dla niej źle skończy? Ja na jej miejscu nie ośmieliłabym się fałszywie oskarżyć o cokolwiek Rhetta Lawtona. Wygląda na to, że wybrała najgorszy możliwy sposób, żeby ułatwić sobie życie.
Wszystko, co mówiła Maggie, brzmiało sensownie. Sęk w tym, że nie mogłem ot tak uwierzyć w wersję Riley ani z nią o tym porozmawiać. Nadal pozostawała naszym wrogiem.
Ale co, jeśli naprawdę okaże się niewinna?
Podniosłem się z krzesła.
– To nie jest takie proste – skwitowałem krótko, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Maggie wzruszyła ramionami.
– Masz rację, nie jest. Zwłaszcza dla Riley.ROZDZIAŁ 5
Widziałaś może Thomasa?
Riley
Jak dotąd żaden z Lawtonów nie stanął w naszych drzwiach i nie zażądał, żebym wyniosła się z miasta. To dobry znak. Najwyraźniej Brady nie chciał zrywać z wizerunkiem porządnego faceta, który tak sobie cenił, i nie puścił pary z ust na mój temat. Ostatnia rzecz, jakiej bym sobie życzyła, to wizyta kogoś z upiornej rodzinki Lawtonów domagającego się spotkania z Bryony.
Żałowałam, że ktoś obcy poznał moją tajemnicę. Gdybym nie zdradziła, kto jest ojcem dziecka, i po cichu wyjechała z miasta, nie miałabym teraz problemu. Bryony nigdy nie powinna poznać prawdy o swoim biologicznym ojcu. Bałam się dnia, gdy o niego zapyta, a wiedziałam, że kiedyś na pewno do tego dojdzie. Za kilka lat pójdzie do szkoły i uświadomi sobie, że inne dzieci mają oboje rodziców. Wtedy na pewno będzie chciała go poznać.
Na razie mieszkaliśmy z moim ojcem, więc dziadek w zupełności jej wystarczał. Nie brakowało jej uwagi dorosłych ani miłości. Byłam ogromnie wdzięczna rodzicom, że mnie wspierali, gdy przydarzyła mi się ta tragedia. Żadne z nich ani przez chwilę nie wątpiło w moją wersję zdarzeń. Gdy wszyscy okrzyknęli mnie kłamczuchą, bałam się, że mama z tatą również przestaną mi wierzyć, ale tak się nie stało. Wręcz przeciwnie, zrezygnowali ze swoich posad, znaleźli nową pracę daleko stąd i wyjechaliśmy z miasta. Zrobili to wszystko ze względu na mnie. Nigdy im tego nie zapomnę. Dzięki rodzicom ani przez moment nie czułam się osamotniona w tym, co mnie spotkało. Mało która nastolatka w podobnej sytuacji ma tyle szczęścia. Wiem to, bo raz w tygodniu chodziłam na spotkania grupy wsparcia dla nieletnich matek, gdzie rozmawiałam z kilkoma z nich. Gdy moja mama przyniosła do domu ulotkę na temat tych spotkań, w pierwszej chwili zaprotestowałam, ale po jakimś czasie doszłam do wniosku, że nie zaszkodzi spróbować.
Dzięki grupie wsparcia znalazłam w sobie siłę i odwagę, żeby być mamą. Spotkania uświadomiły mi, że nie jestem jedyną nastolatką na świecie, która musi się zmierzyć z tą trudną sytuacją. Uratowały mnie, dając wsparcie w sferach, w których rodzice nie byli w stanie mi pomóc. Do tego stopnia, że w przyszłości sama planowałam otworzyć ośrodek dla nastoletnich mam.
– Mama, apka. – Bryony pociągnęła mnie za nogawkę dżinsów, dopominając się o swoją ulubioną przekąskę: dwa złożone tosty bez skórki, posmarowane w środku keczupem i przekrojone na cztery kwadraciki.
Pochyliłam się i przygarnęłam do siebie córeczkę, mocno ją przytulając.
– Kocham cię – wyszeptałam.
– Oki – odpowiedziała, a potem ucałowała mnie soczyście w policzek.
Nie potrafiłam sobie wyobrazić bez niej życia. Taka myśl nie mieściła mi się w głowie. Warto było dla niej znosić ból i krzywdę, jaką Rhett wyrządził mnie i całej mojej rodzinie. Miałam cudowną córeczkę. Byłabym gotowa przejść przez ten koszmar jeszcze raz, byle tylko ją mieć.
– Gdzie Thomas? – spytała babcia, wchodząc do pokoju z zagubioną miną. Pytała o swojego kota, który zachorował na raka i odszedł, gdy miałam dziewięć lat.
– Gdzieś tam musi być – odparłam.
Nie było sensu wyprowadzać jej z błędu i tłumaczyć, że zwierzaka już dawno nie ma na tym świecie. Tylko by się zdenerwowała, a po pół godzinie od nowa zaczęłaby go szukać.
– Idę zrobić Bryony coś do jedzenia. Chodź z nami do kuchni, babciu, pokroję ci gruszkę i zjesz ją sobie z twarożkiem.
Babcia zastanowiła się, nadal omiatając spojrzeniem pokój w poszukiwaniu kota.
– Lubię takie coś? – spytała niepewnie.
Gruszka z twarożkiem była jej ulubioną przekąską od niepamiętnych czasów.
– Uwielbiasz.
Pokiwała głową, a potem ciężko westchnęła i zwiesiła ramiona. Wiedziałam, że niedługo znów zacznie szukać Thomasa, ale na razie na chwilę o nim zapomniała.
– Dobrze – zgodziła się, a wtedy wzięłam Bryony za rękę i zaprowadziłam je obie do kuchni.
Mama położyła się przed chwilą na drzemkę. Kiedy razem z Bryony wracałyśmy z parku, często szła na godzinę do łóżka. To było konieczne przy jej trybie pracy. Tata wracał o szóstej i chciała podać mu wtedy ciepłą kolację.
– Włączymy sobie telewizor i zobaczymy, czy nie ma już jakiegoś z naszych ulubionych programów – oznajmiłam babci.
Mama zostawiła babciny odbiornik w kuchni, bo uważała, że nie powinniśmy nic zmieniać w domu, żeby nie wprowadzać w jej życiu dodatkowego zamieszania. Zawsze była przeciwniczką telewizora w domu, ale tym razem godziła się na niego ze względu na babcię.
– Dobrze – powtórzyła babcia z nadal chmurną miną.
Bałam się wracać do naszego miasta, ale nie miałam wyboru, bo inaczej musiałabym wychowywać Bryony sama. A na to nie byłam gotowa, jeszcze nie teraz. Cały czas uczyłam się w domu przez Internet, żeby skończyć liceum. Chciałam zapewnić Bryony jak najlepsze warunki. Dlatego musiałam zdobyć wykształcenie i dobrą pracę, żeby nas obie utrzymać.
Moi rodzice również mieli poważne obawy co do mojego powrotu. Rozumiałam jednak, że muszą tu zamieszkać ze względu na babcię. Odkąd dostaliśmy telefon z informacją, że o trzeciej w nocy dobija się do sklepu spożywczego po banany, wiedzieliśmy, że nie ma innego wyjścia. Nikomu z naszej rodziny nawet nie przyszło do głowy, żeby oddać ją do domu opieki.
Nie mogłam jednak cały czas ukrywać się z Bryony w domu. To byłoby nie w porządku wobec niej. Uwielbiała park i zabawy na świeżym powietrzu. Zdecydowałam więc, że wyjdę z ukrycia i nie będę zwracać uwagi na to, co się o mnie mówi. Ot małe miasto, ciasne umysły. Nie pozwolę im zniszczyć mojej przyszłości.
Jednak podjąć decyzję to jedno, a zrealizować ją to zupełnie coś innego. Nie było mi łatwo, gdy dawni znajomi uciekali ode mnie jak od trędowatej, udawali, że mnie nie znają albo krzywili się na mój widok.
A wszystko przez to, że poprosiłam starszego brata swojego chłopaka, żeby podrzucił mnie do domu z imprezy, na której pokłóciłam się z Gunnerem. Ufałam Rhettowi i to był jedyny błąd, jaki popełniłam. Poza tym nie zrobiłam nic złego.
Zanim to się wydarzyło, świadomie rezygnowałam z seksu. Nie chciałam przeżyć swojego pierwszego razu z chłopakiem, którego nie kocham. Wolałam poczekać na właściwy moment. I na właściwą osobę. Wiedziałam już wtedy, że nie będzie nią Gunner, a poza tym miałam dopiero piętnaście lat. Inne dziewczyny już zaczęły uprawiać seks, więc nieustannie wysłuchiwałam, że jestem głupia i Gunner prędzej czy później mnie zdradzi. Ale ja wcale się tym nie przejmowałam.
Wolałam poczekać.
Niestety, Rhett odebrał mi tę szansę, pozbawiając mnie dziewictwa. Koszmar tamtej nocy wciąż jeszcze wracał do mnie w snach. Na szczęście narodziny Bryony bardzo mnie zmieniły. Dały mi siłę i uleczyły z cierpienia tak skutecznie, jak nic innego nie byłoby w stanie tego zrobić.
Chociaż w sensie fizycznym nie byłam dziewicą, w głębi serca nadal się nią czułam, skoro jak dotąd nie oddałam się dobrowolnie żadnemu mężczyźnie. Ta decyzja wciąż należała tylko do mnie. Nie mogłam pozwolić, żeby Rhett pozbawił mnie tego wyboru.
– Apka! – ucieszyła się Bryony i aż zaklaskała w dłonie z radości, gdy postawiłam przed nią tostową kanapkę z keczupem.
– Czy ja to lubię? – spytała babcia.
Pokręciłam przecząco głową, uśmiechając się do niej. Wątpliwe, żeby takie coś smakowało komukolwiek oprócz maluchów.
– Ty lubisz gruszkę z twarożkiem – przypomniałam jej.
Babcia ponownie pokiwała głową, a potem spojrzała za siebie.
– Widziałaś może Thomasa?Spis treści
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Rozdział 41
Rozdział 42
Rozdział 43
Rozdział 44
Rozdział 45
Rozdział 46
Rozdział 47
Rozdział 48
Rozdział 49
Rozdział 50
Rozdział 51
Rozdział 52
Rozdział 53
Rozdział 54
Rozdział 55
Rozdział 56
Podziękowania