Pozytywna moc kłótni. Jak udane pary zamieniają konflikt w więź - ebook
Pozytywna moc kłótni. Jak udane pary zamieniają konflikt w więź - ebook
Bestseller z listy New York Timesa!
Konflikty to rzecz ludzka. Konflikt nie musi Was dzielić. Możecie zbliżać się do siebie właśnie poprzez niego albo w jego następstwie. W tym celu jednak musicie dotrzeć do istoty sporu. A to nie zawsze jest proste: Wasze głęboko tłumione potrzeby, marzenia, emocje łatwo wybuchają, kiedy podczas kłótni robi się gorąco. Wtedy mogą spalić nawet cały dom.
Ta wybitna książka powstała w następstwie dekad badań naukowych. Stanowi przebogate źródło wiedzy, które pomoże Wam odejść od myślenia w kategorii wygrany - przegrany i zastosować podejście współpracy, które bazuje na umiejętności uspokojenia się, poczuciu łączności i prawdziwym obopólnym zrozumieniu. Poznacie pięć sekretów opanowywania konfliktu, pozwalających budować silniejsze i zdrowsze relacje. Przekonacie się, że każdy człowiek ma właściwą sobie "kulturę konfliktu", zależną między innymi od tego, co się działo w jego przeszłości. Znajdziecie także dokładne wskazówki dla wszelkich możliwych kombinacji par osób: unikających, uważni ających i wybuchowych. Dzięki temu dowiecie się, jak najlepiej poradzić sobie w sytuacji kłótni. W końcu oboje przekonacie się, że można pozostawać w szczęśliwym związku i... twórczo się kłócić!
Tę książkę wiele par traktuje jak niezbędny podręcznik, z którego trzeba korzystać!
Lori Gottlieb, autorka bestsellera Maybe You Should Talk to Someone
Spis treści
Wstęp. O co się kłócimy?
Część I. Konflikt. Kurs podstawowy
- DLACZEGO SIĘ KŁÓCIMY?
- DLACZEGO KŁÓCIMY SIĘ TAK, A NIE INACZEJ?
- O CO SIĘ KŁÓCIMY?
Część II. Pięć kłótni, które toczy każdy z nas
- KŁÓTNIA NR 1: BOMBARDOWANIE
- KŁÓTNIA NR 2: ZALEW
- KŁÓTNIA NR 3: MIELIZNY
- KŁÓTNIA NR 4: IMPAS
- KŁÓTNIA NR 5: OTCHŁAŃ
PODSUMOWANIE: DOBRA KŁÓTNIA
POZYTYWNA MOC KŁÓTNI - ŚCIĄGAWKA
PODZIĘKOWANIA
O AUTORACH
PRZYPISY KOŃCOWE
| Kategoria: | Psychologia |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-289-1651-7 |
| Rozmiar pliku: | 3,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Byli idealnie do siebie dopasowani pod tak wieloma względami! Otóż: oboje byli młodymi prawnikami, ona specjalizowała się w prawie własności gruntów, on w prawie medialnym. Oboje pochodzili z środkowo-zachodnich Stanów Zjednoczonych i osiedli w Seattle. Bardzo ambitni i wiecznie zajęci, uwielbiali spędzać wolny czas, zdobywając nowe wrażenia, przeżycia, doświadczenia. Na początku znajomości spędzali intensywnie każdy weekend. Po prostu wsiadali w samochód i jechali na przykład do Vancouver, aby poszwędać się po targu, bądź późnym wieczorem wychodzili na sushi. Albo jechali w góry na jedną noc pod namiot. Albo kupowali bilety _last minute_ do teatru. Oboje bardzo dużo i długo pracowali, ale w czasie wolnym stawiali na spontaniczność.
Mieli tylko jeden problem: ona chciała psiaka, a on nie.
Rok później rzeczywiście pojawił się psiak, który rósł na dużego, radosnego zwierzaka zawsze chętnego do zabawy. Za to małżeństwo miało się ku końcowi. Papiery rozwodowe już zostały podpisane. Małżonkowie wyprowadzili się z domu, który kupili razem jeszcze przed ślubem — z domu, do którego wrócili wieczorem po weselu, śmiejąc się i wciąż otrzepując włosy i ubrania z błyszczącego confetti, którym obrzucili ich goście. Rozdzielili między siebie wszystkie meble, książki, kubki, patelnie. Oczywiście ona wzięła psa.
Jak to możliwe, że _psiak_ rozbił ich małżeństwo?
Spór zaczął się banalnie — od różnicy zdań. On uważał, że pies to zbytnia odpowiedzialność, za dużo obowiązków, zbyt poważne zobowiązanie. Nie można przecież zostawiać zwierzaka w domu na zbyt długo, nie mówiąc o wyjeździe nawet na jeden dzień! Poza tym pies kosztuje, a czyż oni nie zamierzali przeznaczać nadwyżek na coś innego? Czy nie było mowy o podróżach?
On często wyjeżdżał służbowo. Ona zostawała wtedy sama w domu, gdzie spędzała długie godziny na pracy przy komputerze. W ciągu dnia czuła się samotna, a kiedy męża nie było także w nocy, najzwyczajniej się bała. Tak naprawdę nie podróżowali tak często, jak kiedyś to sobie planowali, dlaczego więc nie miała sprawić sobie psiaka, żywej istoty, która będzie jej dotrzymywać towarzystwa? Wyobrażała sobie, że zwierzak będzie im towarzyszył podczas weekendowych wypadów, jadąc w samochodzie z łebkiem wystawionym za okno. Miło było wyobrażać sobie ich troje — parę z psiakiem.
Kolejne kłótnie, podczas których małżonkowie po prostu powtarzali w kółko te same argumenty, prowadziły donikąd. Jego obawy o czas, pieniądze i skalę obowiązków wydawały się jej przesadzone. Gdyby tylko zgodził się choć spróbować, to — była tego pewna! — sam by zobaczył, że pies nie wymaga aż tyle wysiłku! Podjęła więc decyzję: po prostu kupi psa i podaruje mężowi w prezencie. Kiedy na jego kolanach znajdzie się prawdziwa, żywa, słodka kupka futra, na pewno jej się nie oprze! Zmieni zdanie.
Tak się jednak nie stało.
Konflikt eskalował. On się gniewał, że ona tak go zignorowała i postawiła na swoim. Ona z kolei się gniewała, że on tak się zaparł, mimo iż powiedziała mu, jak istotna to dla niej sprawa. W efekcie biegający po domu psiak cały czas przypominał mężowi o tym, jak żona zlekceważyła jego zdanie, uczucia i to, co było dla niego ważne. Dla żony zaś odmowa ze strony męża, by przyjąć psa, była równoznaczna z odrzuceniem jej samej i jej potrzeb. Każda najdrobniejsza związana ze zwierzakiem sprawa wywoływała kłótnie: spacer, rachunek za weterynarza, psia karma dodana do listy zakupów spożywczych. Co gorsza, teraz kłócili się także o inne sprawy, _i to znacznie częściej niż kiedykolwiek dotąd_.
Ona zaczęła zauważać, jak on mało robi w domu. No dobrze — myślała sobie — ona bierze na siebie większość obowiązków związanych z psiakiem, bo przecież to był jej pomysł, ale i tak mąż zdawał się zostawiać na jej głowie wszelkie inne prace domowe. Albo było mu wszystko jedno, albo tego właśnie chciał. Czy też by tak było, gdyby mieli dziecko? Jego z kolei denerwował sposób, w jaki żona poruszała problemy. Nigdy nie prosiła o pomoc. Na przykład mówiła tylko: „Wydaje mi się, że kolejny dzień zmywam naczynia”. Wtedy przebiegający jego ciało dreszcz złości sprawiał, że odwarkiwał: „Tak, chyba tak”. Później jednak, w poczuciu winy, starał się robić trochę więcej — puszczał kilka prań, mył łazienkę — ale ona nigdy tego nie zauważała.
Małżonkowie spędzali ze sobą coraz mniej czasu. Aż pewnego piątkowego popołudnia, kiedy on przypomniał jej, że wyjeżdża na weekend pod namiot ze starym kumplem ze szkoły średniej, poczuła się przytłoczona złością i smutkiem.
— Ach tak, więc po prostu sobie wyjeżdżasz — powiedziała, znalazłszy się nagle na granicy płaczu — a ja mogę sobie zostać w domu z psem, którego nigdy nie chciałeś mieć.
— Co się z tobą dzieje?! — wrzasnął, zaskoczony zachowaniem żony. — Przecież ten wypad został zaplanowany ładnych kilka miesięcy temu! On nie ma nic wspólnego z tym głupim psem!
Tuż pod powierzchnią małżeńskiej kłótni płynęło jej paliwo, które niczym złoże ropy pod ziemią podsycało ogień: każdym z małżonków powodowały skryte pobudki.
Skrytą pobudką męża była wolność i przygoda.
Skryta pobudką żony była rodzina.
Żadne z nich jednak nie uświadamiało sobie tych prawd; tym bardziej więc nie mogło o nich powiedzieć drugiej stronie.
Małżonkowie jeszcze bardziej wycofywali się z relacji i oddalali się od siebie. Każde z nich okopywało się na swojej pozycji, z której niczym granatami rzucało w drugie oskarżenia i słowa krytyki. Pewnego dnia ona poważnie się przeziębiła i nie była w stanie wyprowadzić psa — musiał to zrobić on. On jednak czuł się wręcz przepełniony urazą za każdym razem, kiedy musiał przerwać jakąś ważną czynność i sięgnąć po smycz. O, nie, na to się nie pisał! Owego dnia jednak sprzeciw wyraził sam psiak i załatwił się dokładnie pod biurkiem męża, którego ten używał do pracy w domu.
Mąż powiedział, że tego nie posprząta.
Żona powiedziała, że tego nie posprząta.
Oto mała kupka psich odchodów wyznaczyła linię, której żadne z małżonków nie chciało przekroczyć — przekroczenie jej bowiem byłoby równoznaczne z przyznaniem się do porażki, z przystaniem na zwycięstwo drugiej strony.
Kiedy już podczas rozwodu sprzedawali dom, zamówili firmę sprzątającą. Pracownicy pokój po pokoju zmywali wszelkie dowody wspólnego życia małżonków — odciski palców i resztki przypraw, kurz i papiery — aby uczynić przestrzeń nieskazitelnie czystą dla potencjalnych kupców, którzy mieli wkrótce zacząć przychodzić i wypełniać ją wyobrażeniami o swoim życiu. W pewnym momencie sprzątający dotarli do biurka.
Czy wiesz, co się dzieje, kiedy zostawisz psią kupę na dłuższy czas?
Zmienia się w twardą białą bryłkę.
Tak, pointa tej historii zawiera się w… _stwardniałej psiej kupie_. Tak nam przykro! Opowiadamy jednak tę historię, ponieważ jest wspaniale uniwersalna: każda para ma na swoim koncie jakiś drobny spór, który trwa dłuższy czas, potem zaczyna rosnąć i przemienia się w gigantyczną przeszkodę. A przecież wydaje się tak błahy! Łatwo wysłuchać tej historii i pomyśleć: cóż za okropna przyczyna rozpadu dobrego małżeństwa — _psiak_!
Tylko że spór tak naprawdę nie dotyczył psiaka. Ani nawet jego odchodów. Spór wynikał ze zderzania się filozfii życiowych każdego z małżonków. Kiedy kłócili się o wyprowadzenie psa, o rachunek za weterynarza albo o to, kto dokupi psią karmę, tak naprawdę wcale nie chodziło o te sprawy. Kłócili się o swoje wartości, marzenia, o swoje wizje tego, czego oczekują od małżeństwa, od życia. Kłócili się o sprawy zasadnicze — o sprawy, które dobrze by było zgłębić, a gdyby to zrobili, być może ocaliliby swoje małżeństwo. Nigdy do nich nie dotarli. Nigdy nie odkryli, o co tak naprawdę się kłócą ani jak rozmawiać ze sobą na te tematy. Kłótnie stały się tak destrukcyjne, że silna relacja, która kiedyś łączyła małżonków, ostatecznie się rozpadła.
Wszystko to rozegrało się na długo przed tym, zanim John podjął badania naukowe nad funkcjonowaniem par. Wówczas nie pojmował jeszcze w pełni głębokości konfliktu tego małżeństwa i ostatecznie nie zdołał pomóc tej parze. Niestety małżonkowie się rozstali. Od tamtej pory jednak pomógł tysiącom innych par, które znalazły się w klinczu, utknęły, zupełnie się rozjechały.
Pisząc tę książkę, dużo myśleliśmy o tamtej parze. Żałujemy, że wtedy nie wiedzieliśmy tego, co wiemy teraz, kiedy mamy na swoim koncie pół wieku badań naukowych. Gdybyśmy byli w stanie cofnąć się w czasie, napisalibyśmy tę książkę dla tej pary.
Musimy naprawić sposób, w jaki się kłócimy
Żyć w związku z drugim człowiekiem przez dłuższy czas i odnajdywać się umiejętnie pośród wzlotów i upadków, które są wpisane w tego rodzaju zobowiązanie, nigdy nie należało do rzeczy łatwych. Pracujemy z parami od lat i na tej podstawie możemy z całym przekonaniem powiedzieć, że ludzie od zawsze potrzebowali i nadal potrzebują pomocy w tej dziedzinie. Nie zmienia to faktu, że ostatnie dekady okazały się dla wielu znanych nam par szczególnie trudne.
Współcześnie pary zmagają się z ogromnymi poziomami stresu. Podczas pandemii COVID-19 wielu ludzi było przez dłuższy czas uziemionych w domu — a nawet jeśli nie, to zostało odciętych od dotychczasowego sposobu wypełniania obowiązków, odpoczywania i funkcjonowania społecznego. Sypialnie stały się miejscami pracy, wskutek czego zatarciu uległy granice między życiem prywatnym a zawodowym. Od dawna badamy, jak pary przenoszą stres z pracy do domu: okazało się, że w pandemii „odległość” między tymi miejscami wyraźnie się zmniejszyła! Ba, wszystko rozgrywało się tak naprawdę w tej samej przestrzeni. Trzeba więc było od nowa ustalić kwestie finansowe, opiekę nad dziećmi, grafiki zawodowe. Dla wielu osób poważną trudnością okazało się również radzenie sobie z wytycznymi dotyczącymi bezpieczeństwa. Czy włączyć rodzinę i przyjaciół do swojego najbliższego kręgu, czy raczej nie ryzykować? Małżonek stęskniony za kontaktami towarzyskimi pod jednym dachem z małżonkiem, który bardzo się bał ewentualnej ekspozycji na panoszący się wirus, częstokroć ucieleśniali przepis na destrukcyjny i polaryzujący konflikt.
Dla wielu dom, który być może był dotąd bezpieczną przystanią, stał się terytorium ciężkich prób, gdzie każda drobna sprawa rosła pod sufit, a każda drobna rysa przemieniała się w bolesne i głębokie pęknięcie.
Dane statystyczne z okresu pandemii wciąż spływają, ale już z pierwszych obserwacji wynika, że mocno spolaryzował pary. Te, które dobrze sobie radziły przed pandemią, najczęściej wychodziły z niej obronną ręką. Tym zaś, które mierzyły się z pewnymi problemami — czyli, spójrzmy prawdzie w oczy, wielu z nas — wiodło się znacznie gorzej¹. Podziały w związkach, które w normalnych warunkach dałoby się łatwiej naprawić, okazywały się krytyczne.
Nadal nie mamy pełnego obrazu tego, ile i jak ludzie żyjący w związkach kłócą się ze sobą. Naukowcy zajmujący się tą dziedziną życia często prowadzą badania pod kątem zadowolenia z małżeństwa, lecz i one bywają stronnicze. Ludzie, którzy mają poważne kłopoty, rozłączają się, jak tylko usłyszą w słuchawce głos ankietera. Nie chcą rozmawiać na ten temat. Zapewne także dlatego brakuje nam wielu danych na temat par przechodzących kryzys.
Ostatnich kilka lat okazało się dla wielu z nas okresem chaosu i kwestionowania wielu dotychczasowych zasad czy założeń. Weryfikowaliśmy swoje priorytety oraz to, jak gospodarujemy swoimi zasobami (w tym swoim czasem). Wiele par zastanawiało się: czy nadal mamy te same cele? Czy te wszystkie tarcia to znak, że jednak nie jesteśmy sobie przeznaczeni? Czy na pewno do siebie pasujemy?
Nie zapominajmy jednak o pewnej ważnej kwestii: pandemia, nie pandemia, pary od zawsze przechodziły przez podobnego rodzaju stresujące okresy, kiedy — z przeróżnych powodów — bywa szczególnie ciężko. Kiedy każdy drobiazg zdaje się wywoływać kłótnię. Kiedy każda kłótnia przybiera okropny przebieg. Kiedy mówi się rzeczy, których później się żałuje. Kiedy chciałoby się otrzymać drugą szansę.
Bez względu na to, jak ma się teraz Twój związek — czy idzie Wam kiepsko, czy świetnie, czy Wasza miłość jest młoda, czy liczy kilka dekad — jedno jest pewne: nie warto zostawiać żadnych psich kup pod biurkiem swojego związku.
Brak konfliktów niczego nie załatwia
Od razu wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: nie będziemy Cię uczyć, co robić, by nigdy się nie kłócić. Nic z tych rzeczy. Życie bez konfliktów — brzmi atrakcyjnie, prawda? Raj na ziemi! A jednak najpewniej nie leży to w Twoim interesie. Bo bliskość nieuchronnie rodzi konflikty.
Przyjrzyjmy się innej parze, z którą pracowaliśmy. Partnerzy twierdzili, że nigdy się nie kłócą. Unikali kwestii zapalnych, ponieważ nie chcieli się ranić ani wikłać w trudne dyskusje. No bo po co je prowadzić — argumentowali — skoro one zdają się nigdy nie przynosić rozwiązań problemów? Według nich lepiej było unikać trudnych tematów, których i tak pewnie by nie rozsupłali, i darować sobie wszelkie związane z nimi stresy czy dramaty.
Takie podejście w pierwszej chwili wydawać się może rozsądne. Ale w momencie, kiedy usiedli obok siebie na kanapie w naszym gabinecie, było już widać, że emocjonalnie dzielą ich lata świetlne. Tak, zachowywali się wobec siebie uprzejmie; nigdy nie podnosili głosu. Nikt nie trzaskał drzwiami, nie warczał z frustracji. Żadnych psich kup pod biurkiem. A jednak w pewnym momencie ich drogi gdzieś się rozeszły i stracili się nawzajem z oczu.
Kiedy zasiedli w naszym gabinecie, poprosiliśmy ich, żeby zrobili pewne ćwiczenie, które często proponujemy parom. Polega ono na sprawdzaniu, ile się wie o bliskiej osobie, poprzez wykonywanie różnych poleceń, takich jak: „Wymień najbliższych przyjaciół bliskiej ci osoby”, „Powiedz, z jakimi stresami mierzy się obecnie bliska ci osoba”, „Wymień niektóre marzenia bliskiej ci osoby”.
Kiedy tak szli w dół listy, szybko stało się jasne, że nie znali odpowiedzi na większość pytań, a na dodatek w kierowanej przez nas rozmowie zaczęły wyciekać różne napięcia czy urazy. W pewnym momencie mąż wyznał coś, co trapiło go od miesięcy, ale czego nie powiedział żonie wprost. Chodziło mianowcie o to, że wyrobiła sobie zwyczaj chodzenia na drinka ze współpracownikami co piątek po pracy, zamiast wracać do domu. Gnębiło go to, ponieważ razem nie wychodzili na żadne randki… a przynajmniej nie był w stanie przypomnieć sobie ostatniego takiego wyjścia.
— Ale przecież cię zapytałam, czy nie masz nic przeciwko — odparła zaszokowana żona. — A ty powiedziałeś, że nie. Dlaczego nie powiedziałeś od razu?
— Cóż — odpowiedział mąż — nie chciałem się kłócić.
Konflikt stanowi naturalny element każdej relacji międzyludzkiej. Mało tego, jest jej niezbędnym elementem. Często łączy się rzadkie konflikty z poczuciem szczęścia, lecz taka zależność nie istnieje. Brak konfliktów wcale nie świadczy o sile relacji, a nawet może prowadzić do czegoś zupełnie przeciwnego.
Badanie przeprowadzone w ramach Divorce Mediation Research Project wykazało, że ogromna większość par, które się rozwiodły (80 procent), wskazywała wrażenie oddalania się od siebie i utraty poczucia bliskości jako główne przyczyny rozstania². Z naszych badań wynika zaś, że pary mogą się cieszyć szczęśliwą i długotrwałą więzią niezależnie od swojego podejścia do konfliktu. To nie obecność kłótni w relacji rozstrzyga o tym, czy ta przetrwa, czy obumrze. Spierają się nawet najszczęśliwsze pary. _Chodzi o to, w jaki sposób to robią_³_._
Konflikt świadczy o poczuciu łączności i bliskości między dwiema osobami. Idzie w parze z odkrywaniem, kim jesteśmy, czego chcemy, jak również kim są nasi partnerzy, kim się stają, czego pragną. Ma związek z tym, jak przerzucamy mosty ponad dzielącymi nas różnicami oraz jak znajdujemy to, co nas łączy. Sęk w tym, że nikt nas nie nauczył, jak się to robi. Nie otrzymujemy w szkole średniej „podręcznika do kłócenia się”, zanim stworzymy pierwsze związki. Wchodzimy w nie na ślepo. Nasze przekonania i podejście do konfliktów sięgają korzeniami do naszego dzieciństwa, wychowania, kultury i wcześniejszych związków oraz kształtują sposoby, w jakie się kłócimy — i których często nawet nie jesteśmy świadomi. Bez względu na to, ile związków mamy na koncie, ile lat byliśmy z kimś związani, i tak wielu z nas porusza się w tej materii na wyczucie, stara się uczyć na bieżąco — i popełnia po drodze mnóstwo błędów.
Kisimy swoje poczucie urazy o wiele za długo, zanim powiemy wprost, z czym mamy problem.
Zaczynamy szorstko, od krytyki.
Nie umiemy sami siebie ukoić, więc dajemy się „zalać” i przytłoczyć emocjom.
Przyjmujemy nastawienie obronne.
Nie zatrzymujemy się, aby dotrzeć do tego, czego tak naprawdę dotyczy kłótnia.
Nie dostrzegamy podejmowanych przez drugą osobę prób naprawy sytuacji i spotkania się w połowie drogi — albo te próby ignorujemy.
Nie jesteśmy w stanie pójść na kompromis bez poczucia, że oddaliśmy za dużo.
Przepraszamy za szybko, ponieważ chcemy po prostu położyć kres kłótni.
Warto jednak zwrócić uwagę na pewną ważną różnicę: ignorujemy minione kłótnie czy też — jak wolimy je nazywać — „godne pożałowania incydenty”. Nie rozmawiamy o nich, nie leczymy zadanych w ich trakcie ran ani nie wyciągamy wniosków. Po prostu przechodzimy nad nimi do porządku dziennego i idziemy dalej.
Efekt końcowy jest taki, że ranimy się nawzajem. Pokiereszowani przez konflikty, tylko jeszcze bardziej oddalamy się od naszych partnerów. Albo w obawie przed zranieniem całkowicie unikamy konfliktów, a wtedy dzieląca nas przepaść tylko się pogłębia.
Zupełnie nie umiemy się kłócić i pilnie potrzebujemy fachowej pomocy w tej materii.
Co mówi nauka o sztuce kłótni
Poznajemy fenomen miłości z naukowego punktu widzenia od dłuższego czasu — od pół wieku! John jako badacz, z wykształcenia matematyk, a Julie jako klinicystka. Przez całe życie zawodowe pracujemy nad interwencjami dla par, które się kochają i chcą żyć w udanym związku, ale potrzebują solidnych narzędzi, aby ich relacja mogła dalej rozkwitać i pozostawać na właściwej drodze. Częstokroć nie sama relacja jest problemem — ale to, że po prostu brak im narzędzi potrzebnych do tego, by dobrze działała. Każdy związek jest inny; ma właściwe tylko sobie proporcje miłości i przyciągania, konfliktów i bliskości, osobowości i przeszłości, które się ze sobą mieszają, zderzają i tworzą zupełnie nową jakość. Nasz związek nie jest taki sam jak Twój czy kogokolwiek innego. Niemniej odkryliśmy, że pewne interwencje sprawdzają się w prawie wszystkich przypadkach. Dlatego też bardzo nam zależy, aby ujrzały światło dzienne. Są one bowiem przydatne i potrzebne nam wszystkim.
Minęło już pięćdziesiąt lat, od kiedy John wraz ze swoim partnerem naukowym Robertem Levensonem przeprowadzał pierwsze badania z udziałem par i po raz pierwszy stosował metodę naukową do fenomenu miłości. Minęło trzydzieści lat, od kiedy zaczęliśmy — John i Julie — razem pracować w ramach naszego Love Lab na kampusie University of Washington w Seattle, gdzie się poznaliśmy i w sobie zakochaliśmy. Jak wszystkie inne pary, tak i my musieliśmy również wypracowywać sobie własną „kulturę kłócenia się”, w miarę jak splataliśmy ze sobą swoje losy, wzięliśmy ślub, zostaliśmy rodzicami. Musieliśmy przepracować kłótnie, które zaczęły się źle czy wzięły się z niczego, jak również takie, które zdajemy się toczyć notorycznie na te same tematy. I udało nam się — dość dobrze opanowaliśmy sztukę kłócenia się! Odkryliśmy, że można się spierać z życzliwością, miłością i finalnie ze spokojem. Mieliśmy też jednak pewną przewagę — dysponowaliśmy twardymi danymi z Love Lab.
W Love Lab, przez które przewinęło się ponad trzy tysiące par, stawiamy sobie za naukowy cel, aby możliwie szczegółowo wskazać konkretne zachowania, które prowadzą do trwałej miłości i prawdziwego szczęścia. Goszczące u nas pary spędzają weekend w komfortowym apartamencie niczym z Airbnb, gdzie nagrywamy ich interakcje na wideo, aby następnie je przeanalizować. Później śledzimy ich losy przez wiele lat, a nawet dekad; przyglądamy się statusowi ich relacji, jak również poczuciu szczęścia i zadowolenia ze związku. Ponieważ jest to tak ważne dla zdrowia relacji, skupiamy się na konflikcie oraz na tym, jak wyglądają relacje partnerów przed sporem, w jego trakcie i po nim. W jednym z badań poprosiliśmy pary, aby usiadły i porozmawiały na temat jednego ze swoich nawracających konfliktów, z którym jeszcze się nie uporały. Wszystkie interakcje oczywiście nagraliśmy, aby móc je zanalizować co do setnej sekundy. Skwantyfikowaliśmy każdy gest czy uśmiech, każde westchnięcie, każdą pauzę. Skwantyfikowaliśmy mowę ciała i ton głosu. Niczego nie odrzucaliśmy jako zbyt drobny czy nieistotny szczegół. Uczestników badania podłączyliśmy do narzędzi zbierających dane fizjologiczne, aby móc jednocześnie śledzić tempo bicia serca czy oddychania — te wskaźniki biologiczne mogą bowiem wiele powiedzieć o tym, jak i dlaczego konflikt przebiega tak, a nie inaczej.
Pracowaliśmy z parami heteroseksualymi oraz homoseksualnymi, z parami, które miały dzieci, i bezdzietnymi, z parami zamożnymi i ubogimi, z parami bardzo zróżnicowanymi rasowo i kulturowo. Następnie — po uzyskaniu niewiarygodnie głębokiego i szczegółowego obrazu interakcji każdej z par w danym momencie — zapraszaliśmy partnerów ponownie, rok w rok, i prosiliśmy, żeby zrobili to samo jeszcze raz. Czy się zmienili? Czy dalej byli razem? Czy ich związek był szczęśliwy? Jeśli zaś chodzi o konflikt, bardzo chcieliśmy się dowiedzieć, dlaczego niektóre pary rozstawały się wskutek kłótni, a innym udawało się zawrzeć pokój. I co odkryliśmy?
Otóż odkryliśmy, że dzięki obserwowaniu i kwantyfikacji zachowań jesteśmy w stanie przewidzieć z trafnością rzędu 90 procent, które pary zostaną razem⁴ pomimo wzlotów i upadków oraz będą odczuwać zadowolenie z łączącej je więzi (nazwaliśmy je „mistrzami miłości”), a które się rozwiodą, rozstaną albo zostaną razem, ale nie będą szczęśliwe (relacje, które niestety okazały się „katastrofami”).
Odkryliśmy, że pierwsze _trzy minuty_ kłótni pozwalają przewidzieć losy relacji na sześć lat wprzód⁵.
Odkryliśmy, że podczas konfliktu pary muszą uzyskać pewną proporcję między interakcjami pozytywnymi a negatywnymi, aby wytrwać w miłości — i że poza kontekstem kłótni ta proporcja jest jeszcze bardziej wymagająca⁶.
Odkryliśmy, że znaczna część par, które podczas kłótni przejawiają cztery kluczowe zachowania — nazwane przez nas „czterema jeźdźcami apokalipsy” (krytycyzm, pogarda, ignorowanie i nastawienie obronne) — rozchodziła się średnio pięć lat po ślubie⁷.
Odkryliśmy, że strategia „zero konfliktów” także nie jest wyjściem, ponieważ następna fala rozwodów następuje po mniej więcej dekadzie, licząc od wspomnianej granicy pięciu lat. U takich par nie pojawiali się „czterej jeźdźcy apokalipsy”. Miały one za to zero. Zero poważniejszych konfliktów, oczywiście. Ale także zero poczucia humoru. Zero pytań do siebie nawzajem. Zero obopólnego zainteresowania.
Odkryliśmy, że „mistrzowie miłości” wcale nie unikają konfliktów. Dysponują jednak pewnym zestawem umiejętności, które pozwalają im wchodzić w konflikt na zasadach współpracy, a nie wojny, kiedy zaś ktoś zostaje ranny (co może się zdarzyć podczas kłótni nawet najlepszym), wiedzą, jak to naprawić⁸.
Odkryliśmy wszystko to — a nawet _jeszcze więcej_ — i zamierzamy to przedstawić na kolejnych stronach tej książki. Zaczniemy od omówienia kontekstu konfliktów (czy też _tła_, jeśli taki termin przemawia do Ciebie bardziej), który zasadniczo obejmuje wszystko, co prowadzi do kłótni, począwszy od naszego wychowania, kultury, w której dorastaliśmy, i metaemocji („uczuć wobec uczuć”), które kształtują nasze relacje w zaskakujący sposób. Opowiemy o tym, jak zwyczajne codzienne interakcje z naszymi partnerami wprowadzają nas w pewne mechanizmy konfliktów. Opowiemy i o tym, jak zadziwiające efekty może przynieść rozszyfrowanie, o co tak naprawdę się kłócimy pod powierzchnią (innymi słowy: że nie kłócimy się o psiaka). Następnie przeprowadzimy Cię przez pięć kłótni, które jasno pokazują, kiedy najczęściej błądzimy podczas konfliktów i co zrobić, żeby postąpić wówczas właściwie — ponieważ odkryliśmy także, iż ludzie potrafią diametralnie odmieniać losy swoich związków (umiejętnie się kłócić, lepiej kochać i pogłębiać więź), kiedy da się im praktyczne, bazujące na dowodach naukowych narzędzia do wykorzystania podczas kłótni.
Kiedy nasza córka była mała, a my mieliśmy okres refleksji nad tym, jak i dlaczego pracujemy tak, a nie inaczej z parami, powiedziała pewnego razu coś, co bezbłędnie podsumowało naszą misję zawodwą. Otóż wypytywała nas wtedy o naszą pracę w Love Lab — być może była poirytowana tym, że znów wyjeżdżaliśmy na weekend, by prowadzić odosobnienie dla par, mimo że ona wolała, byśmy zostali w domu oraz zabrali ją na rejs promem i na lody. Tak czy inaczej, córeczka wypytywała nas, co dokładnie tam robimy z tą całą „nauką o miłości”. Wytłumaczyliśmy jej więc, że pracujemy nad najskuteczniejszymi interwencjami dla par, by mogły się kochać i być szczęśliwe (pod warunkiem, że tego chcą), a jak nam się to uda, podzielimy się tymi narzędziami z innymi ludźmi. Powiedzieliśmy jej również, że wiele par (z nami włącznie od czasu do czasu) przechodzi przez takie okresy, kiedy wydaje się, że nie są w stanie się dogadać za żadne skarby świata.
— Jak myślisz, co się dzieje — zapytaliśmy naszą córkę — kiedy mamusie i tatusiowe cały czas się kłócą?
— Hm — westchnęła. — Myślę, że w domu nie jest tęczowo.
Zaniemówiliśmy. „W domu nie jest tęczowo”. Oto nasza czteroletnia córeczka trafiła w sedno i sformułowała naszą misję zawodową. W życiu każdego z nas przetoczy się jeszcze wiele burz — wszak są nieuchronne — ale po nich może się pojawić coś pięknego. Aby zobaczyć tęczę, najpierw trzeba przejść przez burzę.
Konflikt jest stałym elementem ludzkiego życia
Wiele już napisaliśmy o miłości: z czego się rodzi, co ją uśmierca, co utrzymuje ją przy życiu. Ostatnio jednak poczuliśmy silny impuls, by przyjrzeć się temu, jak się kłócimy. Jedną z głównych tego przyczyn jest to, że kłótnie prowadzą donikąd. Twarde dane mówią, że jeżeli jest coś, o co stale się kłócimy z naszymi partnerami, to — bez względu na to, co to jest — będziemy najpewniej kłócić się o to już zawsze. W przytłaczającej większości bowiem konflikty, w jakich trwamy z naszymi partnerami, nie są ulotne, sytuacyjne, łatwe do pokonania. Nie, one mają charakter permanentny.
Istnieją bowiem dwa podstawowe rodzaje kłótni — ROZSTRZYGALNE i CIĄGŁE. Do pierwszego rodzaju należą te, które kończą się jakimiś rozwiązaniami. Dotyczą spraw, które da się naprawić. Powiedzmy, że masz wrażenie wykorzystania, ponieważ musisz za każdym razem załadować zmywarkę po tym, jak bliska Ci osoba narobi bałaganu na etapie przyrządzania kolacji. W takim przypadku może się zdarzyć tak, że pokłócicie się o to raz, a porządnie, kiedy Twoja frustracja sięgnie zenitu (nawiasem mówiąc: do tego, że warto rozmawiać o takich rzeczach, zanim kropla przepełni czarę, jeszcze na pewno wrócimy!), ale prawdopodobnie w ostatecznym rozrachunku uda się Wam znaleźć jakieś rozwiązanie: na przykład zamienicie się obowiązkami albo druga osoba będzie też sprzątała po przygotowanym przez siebie posiłku, Ty za to zajmiesz się innymi koniecznymi obowiązkami domowymi. Jest to tak naprawdę problem natury logisycznej i da się go rozwiązać, kiedy wszyscy uczesnicy kłótni ochłoną.
Konflikty ciągłe są zupełnie inne. Dotyczą spraw, które nie przemijają. Chodzi w nich o rzeczy, o które się spieramy cały czas, raz za razem, ponieważ zwiążą się one z dzielącymi nas różnicami na głębszym poziomie — z różnicami w zakresie osobowości, priorytetów, wartości, przekonań. Jakkolwiek doskonale jesteście dobrani, jakieś tego rodzaju różnice między Wami będą istnieć zawsze. Nie zakochujemy się w naszych klonach. Tak naprawdę często pociągają nas ludzie zupełnie od nas odmienni pod pewnymi względami — ludzie, którzy nas uzupełniają, a nie powielają.
Rzecz w tym, że przytłaczająca większość naszych problemów — dokładniej rzecz biorąc: 69 procent — ma charakter właśnie ciągły, a nie rozstrzygalny. Czyli bardzo dużo! To oznacza, że najczęściej Ty i bliska Ci osoba kłócicie się o coś, co ani nie będzie miało prostego rozwiązania, ani nie będzie łatwe do naprawienia. Dalej: spośród tych ciągłych sporów 16 procent przybiera postać klinczu, a partnerzy w kółko maglują te same tematy, przy czym nie tylko zmierzają donikąd, ale także ranią się nawzajem, złoszczą się na siebie oraz się od siebie oddalają. Właśnie dlatego naprawienie sposobu, w jaki tak często się kłócimy, jest tak pilną sprawą. Sposób, w jaki się kłócimy, to zarazem — jak już wspominaliśmy — sposób, w jaki się komunikujemy i budujemy poczucie bliskości. Mimo to (i mówimy to z pełnym przekonaniem już ze względu na samą liczbę par, które przebadaliśmy i których losy prześledziliśmy na przestrzeni lat) kłócimy się źle. Przerywamy sobie, ranimy się nawzajem, tracimy okazje na zatrzymanie się, po czym powtarzamy cały cykl, kiedy kolejny raz zaczynamy się kłócić o ciągle tę samą rzecz.
Bieżący okres w historii ludzkości także wymaga odmiennego podejścia do kwestii konfliktu. Współcześnie pary żyją pod większą presją (zwłaszcza zaś w dobie pandemii COVID-19) niż kiedykolwiek dotąd. Statystyki przemocy domowej rosną: w naszym międzynarodowym badaniu z udziałem 40 tysięcy par odkryliśmy, że spośród tych, które poszukiwały terapii, 60 procent doświadczało jakiegoś rodzaju przemocy domowej. Na tym niepokojące statystyki się nie kończą. Wspomniane pary zgłaszały wysoki poziom lęku (27 procent), przygnębienia (46 procent) i skłonności samobójczych (29 procent). Prawie jedna trzecia par zmagała się z problemami powiązanymi z nadużywaniem substancji. Wreszcie 35 procent mierzyło się z ujawnieniem romansu⁹.
Nasz świat zdaje się stawać coraz bardziej niepewny. Mało tego, jakże często przenosimy swoje stresy i lęki na ludzi sobie najbliższych. Kiedy kłócimy się z naszymi partnerami, nie robimy tego w próżni. W naszej kłótni uczestniczy świat. Zanim dotrzemy do poziomu konfliktu, już wcześniej dźwigamy niemały bagaż — nasza „przepustowość emocjonalna” okazuje się mocno ograniczona i doświadczamy przeciążenia poznawczego, co zmniejsza naszą zdolność do bycia delikatnymi wobec siebie nawzajem. Podczas interakcji niesiemy też ze sobą osad z mijającego dnia — zmartwienia i stresy, których doświadczyliśmy i które ciążą nam na różne sposoby, jakich nawet możemy nie być świadomi. Poza murami naszych domów konfliktów zdaje się być jeszcze więcej. Mnożą się one także w świecie wirtualnym, gdzie forma interakcji czyni prawdziwe zrozumienie znikomo rzadkim. Nasz świat jeszcze nigdy nie był tak spolaryzowany jak obecnie.
Znajdujemy się w krytycznym punkcie ludzkiej historii — w punkcie, w którym dosłownie w każdej dziedzinie musimy powszechnie uczyć się wyłączać nasze mechanizmy obronne, otwierać się oraz walczyć o pokój i zrozumienie. Wszystko to zaś ma początek w czterech ścianach naszego domu. Nasze związki to cegiełki, z których są budowane większe społeczności. Oddziałują też na zasadzie efektu domina na nasze dzieci, nasze przyjaźnie i dalszą rodzinę, na naszych współpracowników. Oddziałują na naszą zdolność dawania siebie światu i przemieniania go; wpływają na to, jak dogadujemy się ze sobą jako społeczeństwo. Jeżeli zaczniemy uczyć się lepiej kłócić we własym domu, to będziemy też lepiej się kłócić w naszych społecznościach ponad podziałami politycznymi, w naszych społeczeństwach, a nawet we wspólnocie rozumianej jako cała ludzkość.
Konflikty to rzecz ludzka. Mało tego, konflikty to rzecz humanitarna — częstokroć wprost trzeba się pokłócić! W nasze konflikty jednak musimy wnosić swój humanitaryzm w najlepszej odsłonie.
Kiedy się kłócimy, powinniśmy starać się stworzyć coś lepszego. Taki jest nadrzędny cel sporów — budować coś lepszego niż dotąd dla siebie, dla swojego związku, dla całego świata. Konflikt nie musi nas dzielić. Konflikt i pokój się nie wykluczają. Da się bowiem wypracowywać pokój poprzez spór oraz łączyć życzliwość i łagodność z uczciwą walką. Możemy zbliżać się do siebie nawzajem właśnie poprzez konflikty. Możemy się zbliżyć do siebie w następstwie konfliktu. Aby tak się jednak stało, musimy zawsze dotrzeć do sedna sporu.
Jako ludzie jesteśmy istotami bardzo głębokimi. Nie jesteśmy tylko tym, co widać na powierzchni — fryzurą czy ubraniem. Nie jesteśmy nawet wyłącznie osobowościami, które projektujemy. Mamy w sobie rzeki i wodospady, urwiska i głębokie doliny, których nawet nam samym najczęściej nie udaje się poznać w pełni. Mało tego, częstokroć boimy się pokazywać te części nas w relacjach z ludźmi. Myślimy, że aby zdobyć serce drugiego człowieka, musimy zachowywać się jak najlepsza wersja samych siebie. W efekcie drzwi do naszego skomplikowanego świata wewnętrznego pozostają zamknięte. To, co się w nim skrywa, zaczyna jednak wydostawać się bokami, kiedy wchodzimy w bliski związek. Najczęściej zaś dzieje się to właśnie podczas konfliktów, co zaskakuje nie tylko naszych partnerów, ale także nas samych. Dawno i głęboko zakopane czy tłumione części nas samych — potrzeby, marzenia, emocje — wybuchają, kiedy podczas kłótni robi się gorąco. Wtedy mogą spalić nawet cały dom.
Ale nie muszą.
Kłótnie mogą być intensywne i chaotyczne. Ludzie bowiem w ich trakcie przeżywają na nowo dawne cierpienie, minione traumy. Tak łatwo wpadamy w stare schematy — dajemy się ponieść emocjom, wspomnieniom, dawnym ranom. Jeżeli jednak potrafisz dotrzeć do tego, co skrywa się pod powierzchnią, może się pojawić mnóstwo współczucia i zrozumienia.
Mamy nadzieję, że Ty i bliska Ci osoba dzięki lekturze tej książki nauczycie się postrzegać swoje konflikty jako cenne szanse na to, by głębiej zrozumieć swoje „kultury konfliktu” i to, skąd się one wzięły, jak również na to, by nauczyć się odkrywać, o co tak naprawdę się kłócicie, docierać do sedna sprawy i lepiej rozumieć siebie nawzajem. Mamy nadzieję, że zakończysz lekturę tej książki z jasnym zrozumieniem pięciu najpoważniejszych błędów, jakie wszyscy popełniamy podczas kłótni z osobami, które kochamy najbardziej na świecie. Liczymy i na to, że nauczysz się zatrzymywać (nawet w najgorętszych momentach) i obierać właściwą drogę. Wreszcie mamy też nadzieję, że zdołasz wstrzyknąć do swoich kłótni choćby małą dawkę poczucia humoru oraz lekkości — mogą one przynieść naprawdę liczne korzyści!
Konflikty są na ogół nieprzyjemne, zależy nam jednak na tym, żeby przyjemna była lektura książki na ich temat!DLACZEGO SIĘ KŁÓCIMY?
„O co chodzi?” — pyta on, kiedy ona w tym samym momencie mówi: „O czym chcesz pogadać?”.
Oboje się śmieją.
Partnerzy siedzą blisko siebie na wygodnym łóżku, oparci o poduszki koloru białego wina. Naprzeciwko nich stoi kamera. Na tę chwilę pochylają się ku sobie, rozluźnieni i ciepło nastawieni do siebie nawzajem — no i może minimalnie zdenerwowani tym, że są filmowani. Poprosiliśmy ich, żeby włączyli kamerę w laptopie, uruchomili nagrywanie i następnie po prostu porozmawali o tym, jak mija im tydzień. Tyle.
Jednocześnie obserwuje ich nasz bazujący na sztucznej inteligencji (AI) system. Został on zbudowany, aby wspierać naszych przeszkolonych w zakresie metody Gottmana terapeutów oraz goszczone przez nas pary, które pragną ocenić funkcjonowanie swojego związku w warunkach domowych; aby zbierać miarodajne dane dotyczące tego, jak partnerzy traktują siebie zarówno w zwyczajnych codziennych interakcjach, jak i podczas konfliktów. AI odczytuje tempo bicia serc partnerów na podstawie samych nagrań wideo, bez żadnych innych narzędzi. Ponadto dzięki uczeniu maszynowemu kwantyfikuje emocje, umieszczając precyzyjnie każdego z partnerów, sekunda po sekundzie, w szerokim zakresie możliwych kategorii emocji. U każdej z osób ocenia także poziom zaufania do partnera w skali od 0 do 100 procent.
System AI — zaprojektowany przez naszych genialnych kolegów, Rafaela Lisitsę i dr. Vladimira Braymana — zbiera te dane, podczas gdy para ucina sobie krótką pogawędkę o tym, jak mija im tydzień w pracy, czy o tym, jak czeka na weekend, na czas odprężenia się i relaksu. Na tę chwilę system AI określił, że interakcja wspomnianej pary zmienia charakter z „neutralności” ku „zainteresowaniu”. Oboje partnerzy są odprężeni. Tempo bicia ich serc wynosi około 80. Wskaźnik zaufania do drugiej osoby jest dość wysoki.
Nagle ona mówi:
— A tak przy okazji, powiedziałam moim rodzicom, że mogą spać w naszej sypialni, jak przyjadą do nas w odwiedziny w ten weekend, a my przekimamy się na kanapie.
Zapada cisza.
— Już im to powiedziałaś? — pyta on.
— No tak — odpowiada nieco lekceważąco. — W końcu to moi rodzice, więc…
— Wiesz przecież, że nie sypiam dobrze na kanapie.
— No co ty, daj spokój! __ Tylko w ten weekend. W czym problem?
— Chciałbym być w formie w czasie wizyty twoich rodziców. Nie chciałbym natomiast mieć złego humoru, bo nie…
— Tak jakbyś zawsze był w najwyższej formie w obecności moich rodziców…
— Aha. — W jego głosie słychać poczucie krzywdy i sarkazm. — Okej.
— Dlaczego robisz taką minę? Przecież wiesz, że taka jest prawda!
— Zaraz, zaraz, staram się podjąć pewien wysiłek z myślą o twoich rodzicach i…
— O, tak? A dlaczego zwlekałeś z tym aż trzy lata? Dlaczego padło właśnie na ten weekend?
— Trzy lata? Uważasz, że w ogóle się nie starałem przez trzy ostatnie lata?
Od tego momentu temperatura interakcji szybko rośnie. Partnerzy przerywają sobie nawzajem i mówią jedno przez drugie. Ona oskarża go o doprowadzenie jej ojca do płaczu podczas ostatniej rozmowy telefonicznej; on usiłuje się bronić.
— Po prostu musiałeś wtrącić ten malutki, króciutki obłudny komentarz, prawda? Nie mogłeś sobie darować — mówi ona — podczas gdy ja starałam się po prostu złożyć mu życzenia.
— To miał być żart! — krzyczy on.
System AI rejestruje wzrost tempa bicia serca u obojga partnerów, przy czym u niego wzrost jest wyraźnie większy, do 107 uderzeń na minutę. Poziom zaufania spada drastycznie; w przypadku mężczyzny jest wprost krytycznie niski, poniżej 30 procent. Oceny emocji też pikują u obojga. Cała interakcja szybko skręca w bardzo negatywnym kierunku. Ona atakuje, on się broni, oboje odnoszą się do siebie nawzajem z pogardą. Nie mija pół minuty, a partnerzy odwracają się od siebie, wyczerpani i źli, gotowi zrezygnować z odbywanej rozmowy. Kiedy wideo nagrywane przez system AI się urywa, partnerzy patrzą w przeciwne strony.
Kwantyfikacja konfliktu
Opisana powyżej para rzeczywiście zgodziła się skorzystać z nowej platformy, którą zaczęliśmy budować z myślą o pomocy innym parom takim jak ona — zwykłym parom, które przeżywają gorszy okres (albo gorszy rok… albo gorszą dekadę…) oraz potrzebują wsparcia i rad.
Ostatnimi laty — co dodatkowo przyspieszyła pandemia COVID-19 — popyt na dobrych terapeutów przerósł środowisko profesjonalistów. Plus, w przypadku wiecznie zabieganych par, które pracują na cały etat oraz wychowują dzieci lub opiekują się innymi krewnymi, wygospodarowanie czasu na sesje terapeutyczne wydaje się szczególnie trudne. Zarazem liczne pary, które byłyby w stanie skorzystać z profesjonalnego wsparcia, z różnych powodów z tego rezygnują. Dlatego też zapragnęliśmy poszukać takiego wyjścia dla par, którym jest ciężko, aby miały szansę doznać natychmiastowej ulgi. A widzieliśmy wyraźnie, że naprawdę wielu parom jest ciężko. Postanowiliśmy stworzyć platformę, z którą pary mogą się połączyć przez telefon, laptop czy tablet — miejsce, gdzie mogą przyjść, by otrzymać narzędzia i poradę. Aby zaś taka platforma zaczęła działać, potrzebowaliśmy sztucznej inteligencji, która będzie obserwować interakcje partnerów oraz — tak jak dobrze wykształcony i doświadczony specjalista — identyfikować oznaki świadczące o tym, że rozmowa przenosi się na toksyczny obszar. Terapeuci uczą się wychwytywać takie sygnały, czyli mniej lub bardziej subtelne objawy w mowie ciała i fizjologii, tonie głosu, doborze słów itd. A czy da się zaprogramować komputer, żeby był równie uważny?
Krótko mówiąc: tak. Jeśli zaś chodzi o kwantyfikowanie konfliktu, okazało się, że sztuczna inteligencja radzi sobie nie tylko równie dobrze jak terapeuta, ale nawet jest od niego lepsza.
Większość danych i spostrzeżeń dotyczących par w stanie konfliktu opisanych w tej książce pochodzi z dekad pracy w Love Lab, jak również z innych istotnych i przełomowych badań obserwacyjnych przeprowadzonych przez nas i przez innych badaczy. Obecnie udaje nam się zbierać jeszcze więcej jeszcze dokładniejszych informacji za pomocą systemu AI przygotowanego do kwantyfikowania emocji, nazwanego SPAFF, czyli _Specific Affect Coding System_ ¹ .
Kiedy John zaczynał swoje badania z udziałem par, psychologia jako dziedzina nauki z dużym wysiłkiem starała się wychwytywać powtarzające się schematy w funkcjoniwaniu osobowości i zachowań jednostki (o parze nie wspominając). Powszechnie panowało przekonanie, że badania nad parami byłyby za mało wiarygodne, by miały jakąkolwiek wartość naukową. Już badania nad jednostką są mało wiarygodne — jak wówczas rozumowano — więc badania nad parami okazałyby się zapewne wiarygodne jeszcze mniej. John, matematyk z wykształcenia, postanowił jednak udowodnić fałszywość tych przekonań.
Zaczął szukać wzorców zachowania zarówno u jednostek, jak i u par — zwłaszcza zaś całych sekwencji interakcji, które mogłyby coś powiedzieć o ogólnym poczuciu szczęścia i zadowolenia z relacji (lub ich braku) ² . Na podstawie całego cyklu badań obserwacyjnych John z kolegami stworzyli system kwantyfikowania, który pozwalał zmierzyć każdy możliwy niuans interakcji pomiędzy dwojgiem ludzi: wyrazy twarzy, ton głosu, słownictwo i retorykę, sygnały fizyczne itd. Wraz z partnerem naukowym Robertem Levensonem wypracował z myślą o parach uczestniczących w badaniach narzędzia oceny doświadczeń podczas trudnych rozmów. Dzięki temu stało się możliwe uzyskiwanie jeszcze precyzyjniejszych danych na temat tego, jak ludzie doświadczają konfliktów oraz czy ich intencje przekładają się na wywierany przez nich wpływ. Dzięki dłuższej obserwacji par naukowcy byli w stanie prześledzić, jak owe skwantyfikowane sekwencje interakcji między partnerami miały się do dalszych losów ich związku: czy partnerzy się rozstali? Czy zostali ze sobą? A jeżeli zostali, to czy byli szczęśliwi, czy nie?
John przebadał trzy grupy: pary, które się rozwiodły, pary, które zostały razem i były szczęśliwe, oraz pary, które zostały razem, ale szczęśliwe nie były. O tak zebranych danych nie można było powiedzieć, że są niewiarygodne.
John odkrył, że interakcje między partnerami są niesamowicie stabilne na przestrzeni czasu i pozwalają przewidywać z dużą trafnością przyszłość ich związku. Za pomocą SPAFF, który kwantyfikował interakcje w parach, John był w stanie oszacować z trafnością rzędu 90 procent przyszłość związków ³ . Znaczna część tych przewidywań bazowała właśnie na tym, jak partnerzy zachowywali się podczas konfliktów.
Jednym z najważniejszych elementów badań Johna nad związkami było zadanie, w ramach którego proszono pary, aby wskazały temat, który wywoływał między partnerami ciągłe kłótnie, oraz zaczęły o nim dyskutować. Kłótnia była nagrywana, po czym zespół badaczy siadał nad materiałem wideo i zajmował się kwantyfikowaniem interakcji do poziomu jednej setnej sekundy. Była to bardzo wymagająca praca i badacze musieli być naprawdę doskonale przeszkoleni, aby wykonać ją rzetelnie. Zanim pojawił się SPAFF, poprzednie systemy kwantyfikowania zachowań czy interakcji _bazowały na pewnych wskazówkach_ — pozwalały przyglądać się działaniom, wyrazom twarzy i wszelkim innym elementom ludzkiego zachowania, które da się wychwycić wzrokowo. Sęk w tym, że taki model obserwacji w ogóle nie uwzględniał tak przecież ważnego i obszernego kontekstu. No bo co z tonem głosu? Może być tak, że lżejszy będzie sugerował pozytywną emocję, ale poważniejszy coś zupełnie przeciwnego. Albo co z naciskiem kładzionym na takie, a nie inne słowa? Tutaj w grę wchodzi tak zwana komunikacja parawerbalna: to samo zdanie przeczytane na różne sposoby z akcentem na różne słowa może przekazywać na przykład albo frustrację, albo elastyczność — i to trzeba brać pod uwagę. A co z różnicami kulturowymi w zakresie mowy ciała? Nasz system kwantyfikowania uwzględnia to, że emocje są przekazywane w sposób interaktywny poprzez różne kanały komunikacji.
Ludzie to istoty skomplikowane, więc dowolny system kodujący nasze zachowania musi być równie skomplikowany. Aby kwantyfikować emocje podczas kłótni, trzeba być niesamowicie uważnym. Trzeba znać znaczenie słów i rozumieć je w kontekście. Trzeba rozumieć kulturę, w której funkcjonują rozmówcy. Trzeba słyszeć melodię słów: ton, głośność, tempo, akcentowanie. Sporo tego! Wspaniały system AI przeszkolony w systemie kwantyfikowania autorstwa Johna robi dokładnie to, co potrafią odpowiednio przygotowani naukowcy, którzy prowadzą badania obserwacyjne. Już na wejściu sztuczna inteligencja robiła to, co umieli zrobić ludzie zajmujący się kwantyfikowaniem. Z czasem zaś, w drodze uczenia się maszynowego, AI stawała się coraz lepsza, aż dorównała osobom najlepszym w swoim fachu.
Mówimy to wszystko, by przekazać, że _nasz system AI jest bar_ _dzo dobry w tym, co robi_ . Kiedy mamy parę, która sobie siedzi — taką jak ta, która powyżej kłóciła się przed kamerą o spanie na kanapie — sztuczna inteligencja zbiera bezcenne dane i robi to lepiej niż większość najbardziej zaprawionych specjalistów; nawet synchronizuje kwantyfikowanie emocji z fizjologią partnerów. Szczegółowy obraz powyższej kłótni, który uzyskaliśmy z systemu AI, okazał się bardzo trafny. Zarazem kłótnia ta okazuje się szczególnie dobra do rozebrania na części pierwsze, ponieważ zawiera chyba wszystkie powszechne zachowania podczas konfliktu.
Jak wygląda podręcznikowa kłótnia
Postanowiliśmy omówić właśnie tę kłótnię na samym początku naszej książki z prostego powodu — jest modelowa. Obrazuje ona wszystkie główne cechy typowego konfliktu między dwojgiem partnerów: