Pracująca dziewczyna - ebook
Pracująca dziewczyna - ebook
Merlyn Steele, w dzieciństwie osierocona przez matkę, dorasta w poczuciu samotności i odrzucenia. Ojciec, biznesmen i milioner, po stracie żony rzuca się w wir pracy i zapomina o potrzebach córki. Kiedy Merlyn jest już dorosła, próbuje się do niej zbliżyć i wydać ją szczęśliwie za mąż. Merlyn jednak odrzuca kolejnych kandydatów, obawiając się, że zależy im jedynie na koneksjach i majątku. Ojciec postanawia pomóc losowi i proponuje córce zakład. Jeśli wytrzyma na posadzie asystentki przez miesiąc i samodzielnie się utrzyma z zarobionych pieniędzy, on porzuci rolę swata. Merlyn przyjmuje wyzwanie, nie wiedząc, że w ten sposób ma poznać kolejnego kandydata, Camerona Thorpe’a…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1272-4 |
Rozmiar pliku: | 712 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Oczy Merlyn Forrest Steele i Jareda Steele’a miały dokładnie ten sam odcień zieleni, z tym że dzisiaj on spoglądał z radością, a jej wzrok wyrażał złość. Oparta o miękkie poduszki luksusowej kanapy w kształcie podkowy, Merlyn spoglądała na ojca z gniewem. Biel obicia podkreślała kruczą czerń jej długich włosów.
– To twoja wina – oświadczyła stanowczo.
– To znaczy co? – spytał ojciec, unosząc ze zdziwieniem brwi.
– Adam.
Jared westchnął ze znużeniem i głębiej wsunął dłonie w kieszenie grafitowych spodni. Nachmurzył się, drgnęły mu siwe wąsy.
– Wiem, co masz na myśli – przyznał – ale przecież przyświecały mi dobre intencje.
– Nie chodzi mi o próby swatania – wyjaśniła Merlyn, wygładzając dłonią zmarszczkę na zielonych jedwabnych spodniach – tylko o to, że jesteś bogaty.
– Cóż, czasem rozważam przekazanie całego majątku na cele dobroczynne i zdanie się na łaskę obcych ludzi – zauważył z ironią Jared.
– Nie mogę się zorientować, czy bardziej pragną moich pieniędzy, czy mnie – ciągnęła, nadal patrząc z gniewem na ojca. – Adam sprawiał wrażenie zakochanego po uszy, a i ja zaczęłam żywić dla niego ciepłe uczucia. I co się okazało? Zaręczył się ze mną, ponieważ marzył o tym, żeby zostać twoim biznesowym partnerem! Nawiasem mówiąc, ciekawe, jak mógł wpaść na ten pomysł, skoro pracuje dla konkurencyjnej firmy komputerowej.
Jared odwrócił się twarzą do okna.
– Popatrz tylko na to słońce! – powiedział z entuzjazmem. – Nie do wiary, że to dopiero wiosna!
– Unikamy tematu, co?
Zgarbił się lekko, zanim zerknął na córkę.
– Kochanie, przecież nie jesteś brzydka.
– Biedna też nie. W tym tkwi problem.
– Wyglądał na sensownego kandydata – bronił się ojciec.
Rzeczywiście sprawiał takie wrażenie, przyznała mu w myślach rację Merlyn.
Ojciec przedstawił jej Adama Jamesa podczas przyjęcia. Uznał, że jego jedyna córka w wieku dwudziestu sześciu lat dojrzała do zakosztowania małżeńskich rozkoszy. W konsekwencji przez ostatni rok narzucał jej towarzystwo, jego zdaniem, odpowiednich mężczyzn. W ocenie Merlyn żałośnie łatwo było rozszyfrować intencje ojca. Może gdyby żyła jej matka, na nią scedowałby troskę o przyszłość córki. Zostali jednak tylko we dwoje i najwyraźniej był zdeterminowany wydać ją za mąż. Żaden godny uwagi kawaler nie umknął jego przenikliwemu oku.
Adam James sprawiał wrażenie wartego podjęcia gry. Zajmował kierownicze stanowisko w konkurencyjnej firmie. Jared zwrócił na niego uwagę podczas jednej z konferencji, po czym zaciągnął go do domu, aby przedstawić córce, dumny jak pies gończy zjawiający się z kaczką w pysku.
Co do samego Adama, od początku okazywał, że jest Merlyn oczarowany, i uganiał się za nią ze sporym entuzjazmem. W końcu udało mu się ją przekonać do siebie niewątpliwie dzięki wdziękowi osobistemu. Co prawda, było tak, jakby tylko przesłanki rozumowe skłaniały ją do tego związku, ponieważ ciało pozostawało zimne w ramionach Adama. Nie udało mu się obudzić jej zmysłów. Zresztą, podobnie jak żadnemu innemu mężczyźnie.
Merlyn była dziewicą, ale wiedziała, że jest zdolna do namiętności. Lubiła czuć adrenalinę, kochała szybkie samochody i wszelkie rodzaje działalności, które ojciec uważał za śmiertelnie groźne.
W miesiąc po zerwaniu zaręczyn z Adamem zaledwie po części uporała się z problemem. Pojechała na dwa tygodnie do Francji, wróciła z opalenizną, w niezbyt dobrym nastroju i z wciąż żywą pretensją do ojca. Nękanie go stanowiło swoistą rozrywkę, bo Merlyn czuła się przede wszystkim znudzona.
– Chcę być kochana dla mnie samej – kontynuowała.
– Ja cię kocham – zapewnił córkę Jared Steele.
– Udowodnij to! – zażądała. – Przestań mi wreszcie narzucać mężczyzn.
– Na litość boską – Jared uniósł obronnym gestem ręce – ja tylko chciałbym się doczekać wnuków.
– To je adoptuj!
Teraz on spojrzał z gniewem na córkę.
– Wstydziłabyś się narzekać, że jesteś bogata. Wiele kobiet zamieniłoby się z tobą bez wahania.
– Może chciałabym być dla odmiany biedna. – Merlyn zerwała się z kanapy. – Mieć szansę, że ktoś polubi mnie, a nie moje pieniądze.
– W takim razie na co czekasz? – zareplikował Jared, przyglądając się jej uważnie. – Proszę bardzo. Skoro uważasz, że to zabawne być biednym, spróbuj, jak to smakuje. Ja dorastałem w ubóstwie, ty od początku żyłaś na wysokiej stopie. Przekonajmy się, jak sobie poradzisz bez tego zaplecza. Powiedzmy przez miesiąc. – Oczy Jareda błysnęły złośliwie, przesunął palcami po wąsach, w których miał więcej włosów niż na głowie. – Spróbuj utrzymać się z tego, co sama zarobisz. Jeśli wytrzymasz miesiąc, nie zdradzając nikomu, kim jesteś ani ile posiadasz, to przysięgam, że do końca moich dni zrezygnuję ze swatania.
Merlyn wydęła wargi, teraz i w jej zielonych oczach zatańczyły radosne iskierki.
– Miesiąc, tak?
– Tak.
– Właściwie co mogłabym robić?
– Ukończyłaś studia historyczne – przypomniał jej ojciec.
– Podobnie jak wielu innych ludzi.
Jared namyślał się przez chwilę.
– To prawda, ale wydaje mi się, że miałbym coś dla ciebie.
Merlyn przekrzywiła głowę i spojrzała na niego nieufnie.
– Nie, dziękuję.
– Nie chodzi o mężczyznę – uniósł ręce obronnym gestem – tylko o uroczą damę, która pisze historyczne romanse. Mieszka nad jeziorem Lanier, na północ od nas.
– W Gainesville? – spytała, przyglądając się bacznie ojcu, a on skinął głową. – Co bym robiła?
– Pomagała w zbieraniu materiałów do następnej książki. Jack Thomas wspomniał mi o tej posadzie wczoraj na zebraniu zarządu college’u. Wiesz, tego, w którego radzie nadzorczej obaj zasiadamy. Jack zna dobrze Camerona Thorpe’a, bankiera, a pisarką jest jego matka. Mieszka sama, tylko z gospodynią.
Przedstawiało się to coraz bardziej atrakcyjnie. Merlyn znała jezioro Lanier, zbiornik retencyjny, największy w Georgii. Dick Langley, jeden z jej bliskich przyjaciół od wyścigów samochodowych na Road Atlanta, miał tam ogromny dom, w którym czasem gościła.
– Czy ona pisze pod własnym nazwiskiem? – spytała.
– Nie. Nazywa się Lila Thorpe, publikuje pod pseudonimem Copper O’Mara.
– Ależ to jedna z moich ulubionych pisarek! – wykrzyknęła Merlyn.
– Zatem masz jeden powód więcej, aby ubiegać się o tę pracę – zauważył ze śmiechem Jared. – Chcesz, żebym skontaktował się z Jackiem i poprosił o numer telefonu do pani Thorpe? Bez obaw, nie zdradzę twojej tożsamości. Powiem, że mam krewną, która mogłaby się nadawać do tej pracy.
– Zgoda. Udowodnię ci, że nie jestem pieszczochem systemu.
Jared Steele ogarnął wzrokiem smukłe ciało córki i uśmiechnął się z ojcowską dumą.
– Masz klasę. Tak jak twoja matka.
– Tyle że ona była piękna – powiedziała Merlyn.
– Tak – zgodził się ojciec. – Najpiękniejsza kobieta na świecie. Wciąż mi jej brakuje… – Odwrócił się i wziął do ręki telefon. – No dobrze, zacznijmy działać.
Trzy dni później, w deszczowy piątek, Merlyn podjechała pod duży piętrowy dom położony nad jeziorem. Zbudowany z kamienia i drewna, wyglądał równie atrakcyjnie jak jego otoczenie. Za budynkiem rozciągało się jezioro; w prywatnej zatoczce widać było przystań i hangar dla łodzi. Wokół rozciągały się wzgórza porośnięte sosnami; otwartej przestrzeni nie zapełniały domy, tak jak w pobliżu Gainesville. Pomyślała o tym, jak pięknie dom będzie wyglądał w słońcu, i nie mogła się doczekać zmiany pogody. Lekki ciepły wiatr zwiastował zbliżające się wiosenne kwitnienie rosnących wokół domu dereni, obsypanych pączkami.
Zaniosła walizkę na frontowy ganek i zadzwoniła do drzwi. Otworzyła jej niska drobna kobieta w bawełnianej sukience.
– Jestem – przedstawiła się. – Pani Thorpe czeka w salonie. Proszę pójść za mną.
Ruszyły podłużnym holem, gdy nagle na schodach rozległ się tupot nóg i na podeście pojawiła się ciemnowłosa i ciemnooka dziewczynka, która mogła mieć około dwunastu lat. Była ubrana w biało-brązową sukienkę, podkolanówki i buty z lakierowanej skóry. Zatrzymała się niepewnie na widok nieznajomej.
– Dzień dobry. – Merlyn uśmiechnęła się do niej, odrzucając ruchem głowy długie czarne włosy. – Jestem Merlyn Forrest – przedstawiła się, świadomie rezygnując z drugiego członu nazwiska – Steele.
Dziewczynka, najwyraźniej nieśmiała, spojrzała na nią z rezerwą.
– Dzień dobry – odpowiedziała po chwili.
– Prześliczny dom. Mieszkasz tutaj z panią Thorpe?
– To moja babcia.
Głos dziewczynki zabrzmiał niezwykle grzecznie, nie było w niej cienia żywiołowości. Miała maniery stanowczo zbyt powściągliwe jak na jej wiek, ciemne oczy patrzyły poważnie. Dlaczego mieszka z babcią? Co stało się z jej rodzicami? – zastanawiała się Merlyn. Czy jej ojcem jest Cameron Thorpe?
– Tędy, proszę – ponagliła Tilly, zorientowawszy się, że młoda kobieta została z tyłu.
– Tak, oczywiście, przepraszam. – Merlyn puściła oko do dziewczynki i poszła za gospodynią.
Lila Thorpe okazała się wysoką, szczupłą siwowłosą damą o błyszczących bystrych oczach. Na powitanie wyciągnęła smukłą dłoń, którą Merlyn uścisnęła.
– Cieszę się, że pani przyjechała – powiedziała z uśmiechem. – Nie sposób jednocześnie pisać i szukać materiałów. Obecnie jestem wręcz zafascynowana angielskimi rodzinami królewskimi. Co pani wie o Plantagenetach i Tudorach?
Merlyn wzięła oddech i odparła z lekkim uśmiechem:
– Prawdę mówiąc, moja wiedza w tym zakresie jest dość powierzchowna, mimo że angielscy królowie też mnie bardzo ciekawili. Jednak przywiozłam ze sobą wystarczająco dużo literatury, żeby znaleźć wszystko, czego pani by sobie życzyła.
– Świetnie. – Pisarka westchnęła z ulgą.
– Czy ta pani będzie tutaj mieszkać? – rozległ się od drzwi dziewczęcy głos.
Merlyn odwróciła się i ujrzała dziewczynkę, którą spotkała w holu.
– Tak – zwróciła się do niej ciepłym głosem Lila. – Wejdź, Amando, poznaj panią Merlyn Forrest. Będzie mi pomagać w kompletowaniu materiałów do nowej książki.
– Ta pani już mi się przedstawiła.
– Rzeczywiście, ale nie podałaś mi swojego imienia – odparła łagodnie Merlyn. – Czy wiesz, że „Amanda” znaczy „warta miłości”? Takie było drugie imię mojej matki.
– Naprawdę? – Dziewczynka się ożywiła, ale tylko na moment, po czym opuściła drobne ramiona. – Moja mama nie żyje.
– To tak jak moja – odrzekła ze współczuciem Merlyn. – Człowiek czuje się wtedy samotny, prawda? Przynajmniej masz babcię.
Amanda przekrzywiła głowę, przyglądając się nowej znajomej. Merlyn była ubrana w dżinsy i welurowy pulower. Nie wzięła ze sobą modeli od najlepszych projektantów mody, wybrała te w umiarkowanej cenie, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Nie byłaby sobą, gdyby nie dopełniła zwyczajnego stroju meksykańskim kolorowym ponczo. Wyglądała w nim nietuzinkowo.
– To ponczo jest bardzo ładne – pochwaliła dziewczynka. – Kolorowe jak tęcza.
– Kupiłam je… to znaczy przyjaciel przywiózł je dla mnie z Meksyku – wyjaśniła Merlyn, chociaż osobiście kupiła je w mieście Meksyk. Nie chciała jednak zdradzać się z tym, że podróżowała. – Chętnie ci je kiedyś pożyczę, jeśli będziesz chciała je ponosić.
Amanda rozjaśniła się, ale po chwili twarz jej się wydłużyła.
– Tata mi nie pozwoli – powiedziała. – Zabrania mi nawet chodzić w dżinsach. Boi się, że wyrośnie ze mnie chłopczyca.
Najwyraźniej ojciec małej ma dziwaczne poglądy, uznała Merlyn, ale oczywiście nie wygłosiła żadnej uwagi na ten temat.
– Syn jest bankierem. To moje jedyne żyjące dziecko. Urodziłam jeszcze jednego chłopca, niestety martwego – wyznała Lila. – Cam jest wszystkim, co mam, a jego żona umarła przed laty.
W tym momencie rozmowa została przerwana pojawieniem się Tilly, która przyniosła kawę i ciasto.
Dlaczego Lila nie nazwała synowej po imieniu? – zadała sobie w duchu pytanie Merlyn, choć nie należała do wścibskich osób. Zaskoczyła ją nieoczekiwanie szczera wypowiedź pisarki na temat spraw rodzinnych i zdziwił formalny stosunek do żony syna. Dobrze, że jedynak pani Thorpe tu nie mieszka, doszła do wniosku. Przez moment przemknęła jej przez głowę zatrważająca myśl, że wbrew solennym zapewnieniom ojciec podjął kolejną próbę wydania jej za mąż, ale uznała to za niemożliwe. Prawdopodobnie Cameron Thorpe wyglądał jak Drakula, na co wskazywałaby jego postawa wobec córki.
Spędziły ze starszą panią przyjemne popołudnie, chcąc się nawzajem poznać. Towarzyszyła im Amanda, wyraźnie zafascynowana Merlyn, która z miejsca poczuła do dziewczynki sympatię. Z własnego doświadczenia wiedziała, jak bardzo można w dzieciństwie odczuwać brak matki. Silnie przeżywający żałobę ojciec pogrążył się w pracy i nie miał dla niej czasu. Niewykluczone, że Amanda znalazła się w takiej samej sytuacji.
Do wieczora Merlyn została zaznajomiona z trybem pracy Lili i rozległością pisarskiego przedsięwzięcia. Zanim położyła się spać, przestudiowała odpowiednie książki, wyszukując informacje, które następnego dnia mogły być przydatne Lili podczas pisania.
Spodobał się jej pokój, który dla niej przeznaczono. Okna wychodziły na jezioro, szerokie łóżko miało baldachim, meble przypominały jej francuską prowincję, zwłaszcza że wystrój był utrzymany w biało-niebieskim kolorycie. Szybko uznała to miejsce za swoje i postanowiła, iż udowodni ojcu raz na zawsze, że potrafi poradzić sobie bez jego pieniędzy. Po historii z Adamem stanowczo miała dość wszelkiego swatania.
Na szczęście Adam nie złamał jej serca, chociaż przyparty do muru przyznał, że przede wszystkim chciał zostać partnerem biznesowym jej ojca, czemu miało sprzyjać zostanie jej mężem i wejście do rodziny. Nie uroniła ani jednej łzy. Zranił jej dumę, to fakt, ale nic ponad to.
Westchnęła i przestała myśleć o Adamie, a mimo to nie mogła usnąć. Być może z powodu zmiany otoczenia, a może sprawiła to burza, która się rozpętała za oknem – tego Merlyn nie wiedziała. W końcu wstała, żeby przygotować sobie filiżankę czekolady. Miała nadzieję, że ciepły napój pomoże jej się uspokoić.
W holu panowały egipskie ciemności, które sporadycznie rozświetlały błyskawice rozdzierające pochmurne nocne niebo. Musi być już dobrze po północy, doszła do wniosku, i najwyraźniej wszyscy domownicy śpią. W świetle jednej z błyskawic zorientowała się, w którym kierunku powinna iść, i pospiesznie ruszyła przed siebie. Po chwili natknęła się na solidną przeszkodę.