Pragnę cię ponad wszystko - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
31 marca 2022
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pragnę cię ponad wszystko - ebook
„Michael kochał się z nią, jakby byli jedynymi istotami na ziemi i jakby czekał na nią całe życie. Nawet jeśli to miało trwać tak krótko, nawet jeśli to był tylko seks, pragnął jej rozpaczliwie. A ona była szczęśliwa. Ona też tylko go pożądała...”.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-8469-1 |
Rozmiar pliku: | 637 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Co to za idiotyczna boysbandowa składanka?
Kilka młodych kobiet – o wiele młodszych od Adelaide Song, która liczyła sobie dwadzieścia sześć lat – podrygiwało na parkiecie klubu Pendulum, wrzeszcząc w rytm wpadającej w ucho piosenki. Wieczór dopiero się zaczął, a one już chwiały się na nogach.
Adelaide nie była w nastroju do zabawy w kółeczku. Po sprzeczce z babką przyjechała do nocnego klubu swojego kuzyna Colina, by zatracić się w dobrej muzyce i tańcu, i uwolnić od frustracji.
Tylko co w piątkowy wieczór robi tu didżej z wtorku? Dopadła Tuckera, głównego didżeja w klubie, który szkolił się też, by zostać menedżerem.
- Cześć, Tucker.
- Hej, Adelaide. Dawno cię nie widziałem. Jak leci?
- Bywało lepiej. – Uśmiechnęła się cierpko. – Co tu robi Ethan? Jest sobotnia noc. Zróbmy prawdziwy jam. – Obejrzała się przez ramię. – A przy okazji, gdzie jest Colin?
- Ma spotkanie, prosił, żebym go zastąpił. – Wytatuowany didżej z licznymi kolczykami spuścił wzrok i zaczął się nerwowo wiercić. – Ethan błagał, żebym mu pozwolił pograć. Przez godzinę. To przyzwoity gość.
- Który w piątkową noc gra wtorkowy pop.
- Rozumiem, zaraz się tym zajmę.
- Dzięki, jesteś najlepszy.
To była prawda. Tucker był nadzwyczajnie utalentowanym didżejem. Po paru minutach zaczarował salę zmysłowymi dźwiękami, które szybko Adelaide rozluźniły.
Od zrobienia dyplomu błagała babkę, by jej pozwoliła zająć należne jej miejsce w Hansol Corporation, wartej miliardy dolarów rodzinnej firmie odzieżowej. W odpowiedzi słyszała zawsze: Może w przyszłym roku. Te słowa łamały jej serce, ponieważ znaczyły, że babka nadal jej nie wybaczyła młodzieńczych szaleństw.
To był czas, gdy zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Imprezowała za często, by się przejmować nauką. Dopiero na ostatnim roku w college’u odkryła głód wiedzy. Pozbierała się i odnalazła równowagę między nauką i rozrywkami. Od tamtej pory minęło prawie sześć lat.
Dla rodziny wciąż była nieodpowiedzialnym dzieckiem niezdolnym wnieść do Hansol nic wartościowego. Na wspomnienie desperackich słów, jakie wygłosiła do babki, zrobiło jej się wstyd. Ale przecież nie jest już dzieckiem.
Stukając obcasami, ruszyła na parkiet. Kierowała się na umieszczoną w rogu scenę, a gdy tam weszła, zamknęła oczy i wpadła w trans.
Zawsze najpierw czuła rytm w trzewiach, później przenosił się na biodra i nogi, a w końcu na resztę ciała. Kiedy wypełnił ją po brzegi, zaczynała tańczyć.
I jak zawsze wszystko, co złe, znikło. Jej samotność. Niepewność. Lekceważące słowa i pełne rozczarowania spojrzenie babki. Wszystko to zanikało, kurczyło się i rozmywało, kiedy się kołysała w rytm muzyki.
W końcu zabrzmiała jej ulubiona piosenka. Gitara basowa wstrząsnęła parkietem. Adelaide uniosła ręce. Już jej nie ma. Jest tylko muzyka, a ona jest instrumentem.
Nagle tuż obok usłyszała szorstki pomruk. Dźwięk łączył się z muzyką w swojej dzikiej zaborczości. Dopiero gdy silne ręce chwyciły ją za ramiona, zdała sobie sprawę, że to ludzki głos. Głos rozwścieczonego faceta.
- Niech to szlag, Addy, co ty wyprawisz?
- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparła chłodno.
Już czuła wewnętrzne drżenie, które należało szybko zdusić. Michael Reynolds. Najlepszy przyjaciel jej starszego brata i pierwsza miłość, oczywiście nieodwzajemniona. Traktował ją jak młodszą siostrę, a ona płonęła, gdy jej dotykał.
- Pozwól, że cię odwiozę do domu – powiedział. – Twoja babka się o ciebie martwi.
Do diabła. Jeszcze się nie pozbyła złości i melancholii. Tego wieczoru nie poradzi sobie na dodatek z bólem odtrąconego serca. Zamknęła znów oczy i zaczęła tańczyć, pragnąc, by Michael zniknął.
Ponieważ jednak wciąż trzymał ją za ramiona, położyła dłonie na jego piersi i przyjęła pozycję, w jakiej gimnazjaliści tańczą wolne tańce. Zamiast jednak niezdarnie przestępować z nogi na nogę, kołysała się tęsknie i zmysłowo. Michael zamarł na kilka sekund, potem jakby zakasłał, a może przeklął.
- Zabieram cię do domu. – Wziął ją na ręce i spojrzał na nią, marszcząc czoło. Tym samym spojrzeniem, jakim wszyscy ją obdarzali. Pełnym zawodu.
- Przestań udawać Kevina Costnera i postaw mnie. – Odepchnęła się od niego.
- Mowy nie ma. – W jego oczach pojawił się cień rozbawienia. – Pamiętam, jak szybko biegasz.
Kątem oka dojrzała bramkarzy, którzy kierowali się w ich stronę z pięściami. Wiedzieli, że jest kuzynką Colina, a Michael wynosił ją z klubu z diabelnie wściekłą miną.
- Och, na Boga. Nie jestem dziesięciolatką, Michael. – Jeśli ten dureń jej nie postawi, bramkarze go stłuką, zanim wyjaśni sytuację. – Postaw mnie. Wyjdę z tobą.
- Adelaide? Wszystko gra?
- Sugeruję, żebyś ją puścił, koleś.
- A ja sugeruję, żebyście wrócili na swoje miejsce, panowie. – Michael ścisnął ją mocniej, jego oczy pociemniały. – Odprowadzam pannę Song do domu.
Na ramię Michaela opadła ręka wielkości bejsbolowej rękawicy z ogromnym sygnetem. Przez moment zrobiło się groźnie, ale potem Michael postawił ją na podłodze.
Odwróciła się do mężczyzn, opierając się plecami o tors Michaela. Sięgnęła za siebie i chwyciła się go mocno. Gdyby chciał się ruszyć, nie zdołałaby go powstrzymać, ale może przynajmniej go spowolni i unikną katastrofy.
Gdy znieruchomiał, poczuła jego napięte mięśnie i zastanowiła się, czy szykuje się do zadania ciosu. Myśląc o tym, że musi go chronić, poniewczasie zdała sobie sprawę, jaką część jego ciała ściska. Dokładnie miejsce, gdzie jego pośladki łączyły się z udami.
Puściła go szybciej, niż wzięła oddech, i zamiast tego chwyciła za nogawki spodni.
- Uspokójcie się, chłopcy – powiedziała. – Mój starszy brat wysłał przyjaciela, żeby mnie uratował. Przed piciem, tańcem i rozwiązłością.
Bramkarze prychnęli z oburzeniem. Znali ją, wiedzieli, że sama potrafi się sobą zaopiekować.
- Wiem, wiem. To idiotyczne, ale on jest dla mnie jak brat. Dorastaliśmy razem. Czasami traktuje mnie jak dziewczynkę. Pewnie widzi na mojej głowie kucyki, których już nie noszę. – Rozejrzała się i stwierdziła, że zaczynają przyciągać uwagę. – Ale wy, chłopcy, jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że dam sobie radę, prawda? Wracajcie do pracy, zanim zrobi się zbiegowisko.
Gdy bramkarze się oddalili, szczerząc zęby do Michaela, Adelaide odsunęła się od niego. Poczuł przykry chłód. Chciał ją znów do siebie przyciągnąć i położyć jej dłonie na swoich pośladkach. Do diabła, jest kompletnym dupkiem. To Adelaide, młodsza siostra Garretta.
Miała rację. Był dla niej prawie jak brat. Obserwował, jak ze słodkiego dziecka z pulchnymi policzkami przemieniała się w nadąsaną nastolatkę. Właściwie wciąż o niej myślał jak o nastoletniej buntowniczce. Ale czy rzeczywiście był dla niej jak brat?
- Chodźmy – rzuciła przez zęby, chwytając go za rękę.
Kiedy pani Song zadzwoniła do niego z prośbą, by poszukał Adelaide, Michael się zdenerwował. Grace Song nie należała do kobiet, które robią z igły widły. Żelazną ręką rządziła Hansol Corporation i rodziną, a kiedy trzeba, wymierzała ciosy z mrożącą krew w żyłach precyzją.
Matka rodu Songów miała jedną słabość: swoją wnuczkę. W jej oczach Addy pozostała siedmioletnią dziewczynką, której rak zabrał matkę, przez co jej ojciec pogrążył się w żalu. I tak nagle oboje rodzice stali się dla niej niedostępni. Pani Song dawała Adelaide o wiele więcej swobody niż swoim dzieciom czy pozostałym wnukom. Jeśli ją do siebie wzywała, sprawa musiała być ważna.
Michael odsunął stosy dokumentów i ruszył na poszukiwanie Adelaide. Znalazł ją na scenie w klubie Colina, pożeraną wzrokiem przez facetów. Na samą myśl o tym wpadał w furię. Ścisnął mocniej jej rękę i pociągnął ją do auta. Tylko siłą woli nie odsunął otaczających ją mężczyzn. Nie miał prawa czuć się zazdrosny, ale w tamtym momencie jego umysł krzyczał, że Adelaide należy do niego. Złożył to na karb chwilowego szaleństwa.
- Co się, do diabła, dzieje, Addy? – Oparł ją o maskę samochodu i położył ręce na jej ramionach. – Zrobiłaś z siebie widowisko.
Zranił ją tymi słowami i natychmiast ich pożałował. Ale miał ochotę na nią nawrzeszczeć. Myśl o gapiących się na nią facetach budziła w nim wściekłość, przerażenie i… pożądanie. Był zły na siebie i na nią.
- A ty co tu robisz? – spytała z ironicznym uśmiechem.
Przeczesał palcami włosy i pociągnął kosmyk na czubku głowy. Zdawało mu się, że skóra za ciasno opina mu czaszkę.
- Więc jej wysokość Grace Song wezwała cię, żebyś mnie szukał. – Na jej policzkach zakwitły czerwone plamy. – Odkąd to jesteś jej chłopcem na posyłki?
- Addy…
- Nie nazywaj mnie tak. – Zakręciła się na pięcie.
- Do diabła. – Złapał ją za rękę. – Martwiła się o ciebie. Do tego stopnia, że do mnie zadzwoniła. Co się dzieje?
- Pokłóciłyśmy się, mam dość traktowania mnie jak dziecko. O ironio, wybiegłam z domu zapłakana. – Złość, która w niej wibrowała, zgasła. – Rozumiem, czemu się martwi. Nie widziała mnie we łzach, odkąd miałam siedem lat. Ale dość, dłużej nie mogę tak żyć.
Teraz pojął, czemu pani Song zwróciła się do niego o pomoc. Garrett, brat Adelaide, był w Nowym Jorku z żoną i córką, a Colina pewnie nie mogła złapać. Chciała, by to zostało w rodzinie. Michael nie był ich krewnym, ale dorastając, więcej czasu spędzał w domu Songów niż we własnym. Poza tym był ich piarowcem. Pani Song wiedziała, że może liczyć na jego dyskrecję.
- Jestem gotowa zająć moje miejsce w Hansol, ale babcia znów odsunęła to na przyszły rok. Hansol to moje dziedzictwo, chcę być jego częścią.
Westchnęła ze smutkiem. Michael ją objął. Chciał przegonić jej smutki, ale mógł jedynie jej wysłuchać.
- Mówi to samo od dwóch lat. Następnym razem znów tak będzie. Nie wierzy, że mogę tam coś wnieść. Jestem dla niej tylko dzieckiem.
- Jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób, jakie znam – rzekł, gładząc jej długie jedwabiste włosy. – A twoja babka wie to lepiej niż ktokolwiek inny.
- To czemu trzyma mnie z dala od firmy? – Odchyliła się, by spojrzeć mu w oczy. – Boi się, że zniszczę reputację Hansol. Nie wybaczyła mi szaleństw w college’u. W większości doniesień tabloidów nie było ziarnka prawdy. Poza tym już nie jestem tamtą osiemnastolatką.
- Nie wyobrażam sobie, żeby twoja babka była tak małostkowa. Musi istnieć inny powód, ale ty znasz ją lepiej. Poza tym łatwo to naprawić. – Wciąż obejmował ją w talii i głaskał po plecach. Gdy jego umysł zarejestrował, co robi, zakasłał i opuścił ręce.
Adelaide uniosła brwi i splotła ramiona na piersi.
- No to powiedz, jak to naprawić.
W głowie miał pustkę. Jej splecione ramiona zadziałały jak bustier, unosząc piersi i zbliżając je do siebie. Seksowna scena w klubie najwyraźniej spowodowała zwarcie w jego mózgu. Zapanował nad podnieceniem i skupił się na konturach planu, który rodził się w jego głowie.
- Masz dyplom z projektowania odzieży, prawda?
- I z socjologii. Magisterium.
- To jeszcze lepiej. – Potarł dłonie. – Dział społecznej odpowiedzialności biznesu w Hansol dysponuje funduszami na wspieranie działań charytatywnych. Mogłabyś przedstawić pomysł imprezy charytatywnej na dużą skalę i pokazać babce, że potrafisz planować i realizować plany.
- Masz rację, jest mnóstwo rzeczy, które mogłabym zrobić. – Jej twarz pojaśniała. – Od czego zacząć?
- Od działu odpowiedzialności społecznej biznesu. To ich musisz przekonać do swojego pomysłu.
Jej wargi lekko się uśmiechnęły, po czym rzuciła się na niego z radosnym śmiechem. Michael uniósł ją i przytulił. A ponieważ od tej bliskości zakręciło mu się w głowie, postawił ją na ziemi. Nim się pozbierał, Adelaide cmoknęła go w policzek.
- Dzięki. – Jej oczy błyszczały. Siłą woli powstrzymał się, by jej nie pocałować.
- Nie ma sprawy, dzieciaku. – Powiódł palcem po grzbiecie jej nosa. Robił tak, odkąd była dzieckiem.
Odsunęła się i odepchnęła jego rękę. Jej oczy zapłonęły złością. Michaela zalała fala żalu. Adelaide nie znosiła, gdy traktowano ją jak dziecko. Niedobrze, że to wykorzystał. Powinien znaleźć lepszy sposób, by się od niej zdystansować.
Nic dziwnego, że zakręciła się na pięcie i odeszła. Nawet jej plecy mówiły, że jest na niego wściekła.
Co to za idiotyczna boysbandowa składanka?
Kilka młodych kobiet – o wiele młodszych od Adelaide Song, która liczyła sobie dwadzieścia sześć lat – podrygiwało na parkiecie klubu Pendulum, wrzeszcząc w rytm wpadającej w ucho piosenki. Wieczór dopiero się zaczął, a one już chwiały się na nogach.
Adelaide nie była w nastroju do zabawy w kółeczku. Po sprzeczce z babką przyjechała do nocnego klubu swojego kuzyna Colina, by zatracić się w dobrej muzyce i tańcu, i uwolnić od frustracji.
Tylko co w piątkowy wieczór robi tu didżej z wtorku? Dopadła Tuckera, głównego didżeja w klubie, który szkolił się też, by zostać menedżerem.
- Cześć, Tucker.
- Hej, Adelaide. Dawno cię nie widziałem. Jak leci?
- Bywało lepiej. – Uśmiechnęła się cierpko. – Co tu robi Ethan? Jest sobotnia noc. Zróbmy prawdziwy jam. – Obejrzała się przez ramię. – A przy okazji, gdzie jest Colin?
- Ma spotkanie, prosił, żebym go zastąpił. – Wytatuowany didżej z licznymi kolczykami spuścił wzrok i zaczął się nerwowo wiercić. – Ethan błagał, żebym mu pozwolił pograć. Przez godzinę. To przyzwoity gość.
- Który w piątkową noc gra wtorkowy pop.
- Rozumiem, zaraz się tym zajmę.
- Dzięki, jesteś najlepszy.
To była prawda. Tucker był nadzwyczajnie utalentowanym didżejem. Po paru minutach zaczarował salę zmysłowymi dźwiękami, które szybko Adelaide rozluźniły.
Od zrobienia dyplomu błagała babkę, by jej pozwoliła zająć należne jej miejsce w Hansol Corporation, wartej miliardy dolarów rodzinnej firmie odzieżowej. W odpowiedzi słyszała zawsze: Może w przyszłym roku. Te słowa łamały jej serce, ponieważ znaczyły, że babka nadal jej nie wybaczyła młodzieńczych szaleństw.
To był czas, gdy zmieniała chłopaków jak rękawiczki. Imprezowała za często, by się przejmować nauką. Dopiero na ostatnim roku w college’u odkryła głód wiedzy. Pozbierała się i odnalazła równowagę między nauką i rozrywkami. Od tamtej pory minęło prawie sześć lat.
Dla rodziny wciąż była nieodpowiedzialnym dzieckiem niezdolnym wnieść do Hansol nic wartościowego. Na wspomnienie desperackich słów, jakie wygłosiła do babki, zrobiło jej się wstyd. Ale przecież nie jest już dzieckiem.
Stukając obcasami, ruszyła na parkiet. Kierowała się na umieszczoną w rogu scenę, a gdy tam weszła, zamknęła oczy i wpadła w trans.
Zawsze najpierw czuła rytm w trzewiach, później przenosił się na biodra i nogi, a w końcu na resztę ciała. Kiedy wypełnił ją po brzegi, zaczynała tańczyć.
I jak zawsze wszystko, co złe, znikło. Jej samotność. Niepewność. Lekceważące słowa i pełne rozczarowania spojrzenie babki. Wszystko to zanikało, kurczyło się i rozmywało, kiedy się kołysała w rytm muzyki.
W końcu zabrzmiała jej ulubiona piosenka. Gitara basowa wstrząsnęła parkietem. Adelaide uniosła ręce. Już jej nie ma. Jest tylko muzyka, a ona jest instrumentem.
Nagle tuż obok usłyszała szorstki pomruk. Dźwięk łączył się z muzyką w swojej dzikiej zaborczości. Dopiero gdy silne ręce chwyciły ją za ramiona, zdała sobie sprawę, że to ludzki głos. Głos rozwścieczonego faceta.
- Niech to szlag, Addy, co ty wyprawisz?
- Ja też się cieszę, że cię widzę – odparła chłodno.
Już czuła wewnętrzne drżenie, które należało szybko zdusić. Michael Reynolds. Najlepszy przyjaciel jej starszego brata i pierwsza miłość, oczywiście nieodwzajemniona. Traktował ją jak młodszą siostrę, a ona płonęła, gdy jej dotykał.
- Pozwól, że cię odwiozę do domu – powiedział. – Twoja babka się o ciebie martwi.
Do diabła. Jeszcze się nie pozbyła złości i melancholii. Tego wieczoru nie poradzi sobie na dodatek z bólem odtrąconego serca. Zamknęła znów oczy i zaczęła tańczyć, pragnąc, by Michael zniknął.
Ponieważ jednak wciąż trzymał ją za ramiona, położyła dłonie na jego piersi i przyjęła pozycję, w jakiej gimnazjaliści tańczą wolne tańce. Zamiast jednak niezdarnie przestępować z nogi na nogę, kołysała się tęsknie i zmysłowo. Michael zamarł na kilka sekund, potem jakby zakasłał, a może przeklął.
- Zabieram cię do domu. – Wziął ją na ręce i spojrzał na nią, marszcząc czoło. Tym samym spojrzeniem, jakim wszyscy ją obdarzali. Pełnym zawodu.
- Przestań udawać Kevina Costnera i postaw mnie. – Odepchnęła się od niego.
- Mowy nie ma. – W jego oczach pojawił się cień rozbawienia. – Pamiętam, jak szybko biegasz.
Kątem oka dojrzała bramkarzy, którzy kierowali się w ich stronę z pięściami. Wiedzieli, że jest kuzynką Colina, a Michael wynosił ją z klubu z diabelnie wściekłą miną.
- Och, na Boga. Nie jestem dziesięciolatką, Michael. – Jeśli ten dureń jej nie postawi, bramkarze go stłuką, zanim wyjaśni sytuację. – Postaw mnie. Wyjdę z tobą.
- Adelaide? Wszystko gra?
- Sugeruję, żebyś ją puścił, koleś.
- A ja sugeruję, żebyście wrócili na swoje miejsce, panowie. – Michael ścisnął ją mocniej, jego oczy pociemniały. – Odprowadzam pannę Song do domu.
Na ramię Michaela opadła ręka wielkości bejsbolowej rękawicy z ogromnym sygnetem. Przez moment zrobiło się groźnie, ale potem Michael postawił ją na podłodze.
Odwróciła się do mężczyzn, opierając się plecami o tors Michaela. Sięgnęła za siebie i chwyciła się go mocno. Gdyby chciał się ruszyć, nie zdołałaby go powstrzymać, ale może przynajmniej go spowolni i unikną katastrofy.
Gdy znieruchomiał, poczuła jego napięte mięśnie i zastanowiła się, czy szykuje się do zadania ciosu. Myśląc o tym, że musi go chronić, poniewczasie zdała sobie sprawę, jaką część jego ciała ściska. Dokładnie miejsce, gdzie jego pośladki łączyły się z udami.
Puściła go szybciej, niż wzięła oddech, i zamiast tego chwyciła za nogawki spodni.
- Uspokójcie się, chłopcy – powiedziała. – Mój starszy brat wysłał przyjaciela, żeby mnie uratował. Przed piciem, tańcem i rozwiązłością.
Bramkarze prychnęli z oburzeniem. Znali ją, wiedzieli, że sama potrafi się sobą zaopiekować.
- Wiem, wiem. To idiotyczne, ale on jest dla mnie jak brat. Dorastaliśmy razem. Czasami traktuje mnie jak dziewczynkę. Pewnie widzi na mojej głowie kucyki, których już nie noszę. – Rozejrzała się i stwierdziła, że zaczynają przyciągać uwagę. – Ale wy, chłopcy, jesteście moimi przyjaciółmi i wiecie, że dam sobie radę, prawda? Wracajcie do pracy, zanim zrobi się zbiegowisko.
Gdy bramkarze się oddalili, szczerząc zęby do Michaela, Adelaide odsunęła się od niego. Poczuł przykry chłód. Chciał ją znów do siebie przyciągnąć i położyć jej dłonie na swoich pośladkach. Do diabła, jest kompletnym dupkiem. To Adelaide, młodsza siostra Garretta.
Miała rację. Był dla niej prawie jak brat. Obserwował, jak ze słodkiego dziecka z pulchnymi policzkami przemieniała się w nadąsaną nastolatkę. Właściwie wciąż o niej myślał jak o nastoletniej buntowniczce. Ale czy rzeczywiście był dla niej jak brat?
- Chodźmy – rzuciła przez zęby, chwytając go za rękę.
Kiedy pani Song zadzwoniła do niego z prośbą, by poszukał Adelaide, Michael się zdenerwował. Grace Song nie należała do kobiet, które robią z igły widły. Żelazną ręką rządziła Hansol Corporation i rodziną, a kiedy trzeba, wymierzała ciosy z mrożącą krew w żyłach precyzją.
Matka rodu Songów miała jedną słabość: swoją wnuczkę. W jej oczach Addy pozostała siedmioletnią dziewczynką, której rak zabrał matkę, przez co jej ojciec pogrążył się w żalu. I tak nagle oboje rodzice stali się dla niej niedostępni. Pani Song dawała Adelaide o wiele więcej swobody niż swoim dzieciom czy pozostałym wnukom. Jeśli ją do siebie wzywała, sprawa musiała być ważna.
Michael odsunął stosy dokumentów i ruszył na poszukiwanie Adelaide. Znalazł ją na scenie w klubie Colina, pożeraną wzrokiem przez facetów. Na samą myśl o tym wpadał w furię. Ścisnął mocniej jej rękę i pociągnął ją do auta. Tylko siłą woli nie odsunął otaczających ją mężczyzn. Nie miał prawa czuć się zazdrosny, ale w tamtym momencie jego umysł krzyczał, że Adelaide należy do niego. Złożył to na karb chwilowego szaleństwa.
- Co się, do diabła, dzieje, Addy? – Oparł ją o maskę samochodu i położył ręce na jej ramionach. – Zrobiłaś z siebie widowisko.
Zranił ją tymi słowami i natychmiast ich pożałował. Ale miał ochotę na nią nawrzeszczeć. Myśl o gapiących się na nią facetach budziła w nim wściekłość, przerażenie i… pożądanie. Był zły na siebie i na nią.
- A ty co tu robisz? – spytała z ironicznym uśmiechem.
Przeczesał palcami włosy i pociągnął kosmyk na czubku głowy. Zdawało mu się, że skóra za ciasno opina mu czaszkę.
- Więc jej wysokość Grace Song wezwała cię, żebyś mnie szukał. – Na jej policzkach zakwitły czerwone plamy. – Odkąd to jesteś jej chłopcem na posyłki?
- Addy…
- Nie nazywaj mnie tak. – Zakręciła się na pięcie.
- Do diabła. – Złapał ją za rękę. – Martwiła się o ciebie. Do tego stopnia, że do mnie zadzwoniła. Co się dzieje?
- Pokłóciłyśmy się, mam dość traktowania mnie jak dziecko. O ironio, wybiegłam z domu zapłakana. – Złość, która w niej wibrowała, zgasła. – Rozumiem, czemu się martwi. Nie widziała mnie we łzach, odkąd miałam siedem lat. Ale dość, dłużej nie mogę tak żyć.
Teraz pojął, czemu pani Song zwróciła się do niego o pomoc. Garrett, brat Adelaide, był w Nowym Jorku z żoną i córką, a Colina pewnie nie mogła złapać. Chciała, by to zostało w rodzinie. Michael nie był ich krewnym, ale dorastając, więcej czasu spędzał w domu Songów niż we własnym. Poza tym był ich piarowcem. Pani Song wiedziała, że może liczyć na jego dyskrecję.
- Jestem gotowa zająć moje miejsce w Hansol, ale babcia znów odsunęła to na przyszły rok. Hansol to moje dziedzictwo, chcę być jego częścią.
Westchnęła ze smutkiem. Michael ją objął. Chciał przegonić jej smutki, ale mógł jedynie jej wysłuchać.
- Mówi to samo od dwóch lat. Następnym razem znów tak będzie. Nie wierzy, że mogę tam coś wnieść. Jestem dla niej tylko dzieckiem.
- Jesteś jedną z najbardziej inteligentnych osób, jakie znam – rzekł, gładząc jej długie jedwabiste włosy. – A twoja babka wie to lepiej niż ktokolwiek inny.
- To czemu trzyma mnie z dala od firmy? – Odchyliła się, by spojrzeć mu w oczy. – Boi się, że zniszczę reputację Hansol. Nie wybaczyła mi szaleństw w college’u. W większości doniesień tabloidów nie było ziarnka prawdy. Poza tym już nie jestem tamtą osiemnastolatką.
- Nie wyobrażam sobie, żeby twoja babka była tak małostkowa. Musi istnieć inny powód, ale ty znasz ją lepiej. Poza tym łatwo to naprawić. – Wciąż obejmował ją w talii i głaskał po plecach. Gdy jego umysł zarejestrował, co robi, zakasłał i opuścił ręce.
Adelaide uniosła brwi i splotła ramiona na piersi.
- No to powiedz, jak to naprawić.
W głowie miał pustkę. Jej splecione ramiona zadziałały jak bustier, unosząc piersi i zbliżając je do siebie. Seksowna scena w klubie najwyraźniej spowodowała zwarcie w jego mózgu. Zapanował nad podnieceniem i skupił się na konturach planu, który rodził się w jego głowie.
- Masz dyplom z projektowania odzieży, prawda?
- I z socjologii. Magisterium.
- To jeszcze lepiej. – Potarł dłonie. – Dział społecznej odpowiedzialności biznesu w Hansol dysponuje funduszami na wspieranie działań charytatywnych. Mogłabyś przedstawić pomysł imprezy charytatywnej na dużą skalę i pokazać babce, że potrafisz planować i realizować plany.
- Masz rację, jest mnóstwo rzeczy, które mogłabym zrobić. – Jej twarz pojaśniała. – Od czego zacząć?
- Od działu odpowiedzialności społecznej biznesu. To ich musisz przekonać do swojego pomysłu.
Jej wargi lekko się uśmiechnęły, po czym rzuciła się na niego z radosnym śmiechem. Michael uniósł ją i przytulił. A ponieważ od tej bliskości zakręciło mu się w głowie, postawił ją na ziemi. Nim się pozbierał, Adelaide cmoknęła go w policzek.
- Dzięki. – Jej oczy błyszczały. Siłą woli powstrzymał się, by jej nie pocałować.
- Nie ma sprawy, dzieciaku. – Powiódł palcem po grzbiecie jej nosa. Robił tak, odkąd była dzieckiem.
Odsunęła się i odepchnęła jego rękę. Jej oczy zapłonęły złością. Michaela zalała fala żalu. Adelaide nie znosiła, gdy traktowano ją jak dziecko. Niedobrze, że to wykorzystał. Powinien znaleźć lepszy sposób, by się od niej zdystansować.
Nic dziwnego, że zakręciła się na pięcie i odeszła. Nawet jej plecy mówiły, że jest na niego wściekła.
więcej..